Pisałam już o najwcześniej wyłażących wiosną roślinkach, odświeżyć info możecie przy lekturze wpisów - Małe wczesnowiosenne cebuliszcza , Śnieżyczki , Wiosenne cyklamenki , Najwcześniejsze tulipanki , Pierwsze krokusy , Zawilce greckie , Przylaszczkarnia. Jak widzicie wpisów o roślinach przedwiośnia i bardzo młodej wiosny wcale nie jest tak mało. Wynika to z mojej nimi fascynacji, upartego sadzenia w Alcatrazie niemal wszystkiego "wczesnowiosennego", choć te roślinki ledwie parę albo najwyżej paręnaście centymetrów wysokości osiągają i nie są z tych "walących po oczach". Skąd ta fascynacja maluchami, które wydają się nie mieć specjalnego znaczenia dla wyglądu i kondycji ogrodu ( no tak, jak wiadomo masowo się przesiaduje w słodkie marcowe głębokie popołudnia w ogrodzie i w cieple zachodzącego słońca obserwuje piciumiste roślinki ). Po pierwsze - po zimie człowiek stęskniony jest do zielonego a rośliny przedwiośnia i bardzo młodej wiosny tę tęsknotę zaspokajają, przy okazji wydłużając nam ogrodowy sezon o niemal miesiąc. Po drugie - nie my jedni korzystamy z ogrodowych radości, pierwsze kwitnące rośliny zapewnią żyr świeżo obudzonym owadom ( niestety zdarza się że i świeżo obudzonym nornicom ). Miło pogapić się na trzmiele pracujące w kieliszkach krokusów, czy pszczoły na inszych wczesnowiosennych maleństwach.
Po trzecie - zyskujemy genialne ogrodnicze tworzywo, rośliny niewymagające ( w olbrzymiej większości, bo wczesnowiosenne cymesy i rarytety potrafią grymasić jak wszystkie tego typu rośliny ), znaczy proste w obsłudze ( o ile przestrzega się podstawowych zasad ich uprawy ) i bardzo widowiskowe jeżeli tylko będziemy sadzić je masowo. Tak, w masowości nasadzeń kryje się sekret urody najwcześniej kwitnących wiosenną porą roślin. Co tam dziesięć sztuk krokusów różnych odmian posadzonych na kawałku zatrawniczonym lub gdzieś pod różami, takie dziesięć sztuk to może dobrze wyglądać w doniczce na parapecie, kiedy w styczniu, lutym tworzy nam w domu złudzenie że już za chwilę będzie prawdziwa wiosna. W ogrodzie takie nasadzenie się nie sprawdzi, choćby to był ogródek malutki jak chusteczka do nosa.
Siła urody malutkich roślin widoczna jest w łanach, w dużych skupiskach kwitnących odmian. Nie wiem czy przyuważyliście - w naturze nie występują takie miksy "wszystkiego po równo", zawsze przeważają rośliny jednego gatunku. Nie zawsze oznacza to monokulturę, słówko przeważają oznacza czasem tylko że roślin danego gatunku czy odmiany jest najwięcej a nie jak to się niektórym wydaje że "W górach to tylko takie fiołkowe krokusy rosną" ( a tymczasem szafran spiski Crocus scepusiensis ma też formę biało kwitnącą, rzadsza jest niż podstawowa forma gatunku ale istnieje ). Jak popatrzymy na zdjęcia Chochołowskiej czy Kościeliskiej w marcowo - kwietniowej odsłonie uderza nas jednak masowa fiołkowość, nie widzimy dużych skupisk biało kwitnącej formy. Podobnie sprawa ma się z przylaszczkami, Hepatica nobilis występuje u nas przynajmniej w trzech ( niektórzy doliczyli się czterech ) formach, jednak to ta o kwiatach w odcieniu błękitu o średnim wysyceniu występuje najczęściej i to ona niebieszczy się w bukowych lasach na przedwiośniu. Bardziej prosto jest w naturze z przebiśniegami czy rannikami - dziko występują u nas właściwe tylko formy podstawowe Galanthus nivalis i Eranthis hyemalis. Skupiska tych roślin siłą rzeczy są jednoodmianowe. W ogrodzie mieszamy gatunki, odmiany z różnych stron świata, czasem w pogoni za różnorodnością uda nam się przesadzić i zamieniamy mały kawałek gruntu w przegląd oferty miksów hurtowni a nie w coś miłego dla oka.
Znacznie bardziej naturalnie wyglądają jednogatunkowe czy jednoodmianowe skupiska ( jak największe ) malutkich roślin wczesnowiosennych. Zadziwiające jest że właściwie nie ma znaczenia czy ogród jest wielki czy mały, sadzenie jednorodnymi grypami gatunków czy odmian bardziej się sprawdza. Pisałam już że w mieście Odzi jest taki stary park gdzie pod dębem liczącym sześćset lat, zwanym Fabrykantem rośnie sobie najpospolitsza cebulica syberyjska i troszeczkę zwykłego, "podstawowego" śnieżnika Chionodoxa forbesii . Ten zestaw jest genialny, nic więcej do szczęścia nie potrzeba a uzyskano go bardzo prosto - pozwolono rozrastać się roślinom cebulowym ledwie dwóch, dość podobnych gatunków i nie dosadzano na siłę żadnych miksów cebulowych. Nie ma cud łączki mieszanej, jest morze błękitu. Tak szczerze pisząc to podejrzewam że nasadzenie mieszane skończyłoby się dość szybko, gatunek najbardziej ekspansywny wygryzłby z czasem te bardziej delikatne ( założę się że sadzenie puszkinii czy odmianowych śnieżników w miksie w skład którego wchodzą cebulica syberyjska i śnieżnik lśniący w formie podstawowej oznacza że za parę lat w miksie nie będzie ani puszkinii ani odmianowych śnieżników ). Zatem jak sadzić drobnicę to bezmiksowo, drożej wychodzi ale mamy szansę na rozrastanie się wszystkich gatunków czy odmian które chcielibyśmy uprawiać. Jak zależy nam na kontraście odmian jednego gatunku to sadźmy je w grupach niedaleko siebie, bardziej żywotne nie zagrożą bezpośrednio ( chyba że się rozsieją bo będą miały tak optymalnie dopasowane warunki ) tym delikatniejszym.
Na koniec o malutkich cebulowych, przylaszczkach, nieco później kwitnących miodunkach i drzewach. Drobnica cebulowa idealnie nadaje się do sadzenia pod większość drzew liściastych, przy bukach, kasztanowcach, niektórych klonach dobrze udają się przylaszczki czy miodunki. Sadzenie pod drzewami ( w cieniu rzucanym przez konary, nie tuż przy pniu ) jest dla wczesnowiosennych roślin cebulowych tym co najlepsze - tak spora ich część rośnie w naturze. Wyjątkiem są krokusy i tulipany botaniczne, to rośliny kochające słoneczne stanowiska nawet w porze spoczynku. A tak à propos krokusów - ciekawe dlaczego w Kraju Kwitnącej Cebuli nie można dostać legalnie w sklepie bulwko - cebulek krokusa spiskiego, wszak chronionego można by w ogrodach uprawiać jaki inne gatunki. Jest tak urodny że znalazłoby się na jego uprawę sporo amatorów ( ja, ja, i jeszcze raz ja ). I z tą krokusozagadką Was zostawiam, szczując fotkami które najwcześniej będą aktualne za jakiś miesiąc.
norniki, nie nornice- nornice to takie leśne rude myszki.
OdpowiedzUsuńMasz rację, że duże, monokulturowe łany cebulowych (i innych roślin, ale te inne mogą łączyć się w płatach z jeszcze innymi), czyli naśladowanie natury, wygląda naturalnie i najlepiej także w ogrodach- niezależnie od skali.
I że wczesnowiosenne cebulowe to najbardziej wyczekiwane rośliny :-D ja już codziennie popędzam przebiśniegi.
O oczku wodnym czytałam, wypowiem się u siebie ;-)
He, he, he, rudawe powiadasz. Tak wszystko się zgadza, rudawe z ciemniejszym grzbietem, malutkie. Karczowniki i norniki się nie pojawiają, rozpoznaję je na bank ( oba zwierzątka grube jak ja, nornice są wysmukłe ). Kiedyś były u nas nornice, tak, tak, przy fabryce. Były ale się zmyły, chyba ze względu na ilość kotów, może jeże a może i te lisy widywane na osiedlu ( zwierzaki nam się cywilizują ). Jak zwał, tak zwał, zwierzaczki gustują w świeżej zielenince i potrafią nieźle pałaszować. U mnie Megi śniegi, jedyne co podpędzam to kupne hiacynty, które nie pachną prawdziwie i w ogóle są takie na wpół sztuczne.:-( Przeciwko miksom drobnocebulowym zamierzam prowadzić krucjatę jesienią, w porze kupowania cebul.;-) Co do oczka to czekam na kolejny wpis hermetyczny, he, he.
OdpowiedzUsuńskoro tak mówisz, nornice... może, może.
UsuńNorniki są śliczne i kochane, mieliśmy w terrarium.
Bardzo dobrze, że będzie krucjata :-) cruciata ;-)
To ucieszysz się na wieść że nigdy niczego ssaczego świadomie nie wytruwałam, choć specjalnego żalu nie odczuwam gdy koty przynoszą myszkopodobne gryzonie ręki do zabójstw nie przykładałam, nie przykładam i przykładać nie będę. A cruciata będzie, nie ma zmiłuj.;-)
UsuńA to ostatnie zdjęcie to właśnie z Łodzi jest? Rozkosznie to wygląda!
OdpowiedzUsuńJolu ostatnie zdjątko jest z parku imienia Klepacza, Kiedyś popełnię wpis o ódzkich parkach, są mało znane w kraju a naprawdę warte zobaczenia ( a w iluż parkach miejskich człowiek ma do czynienia z dębami co mają cztery wieki z hakiem albo takimi co maja sześć stów na karku ). Muszę tylko nieco materiału fotkowego uzbierać, najlepiej całorocznego.:-)
UsuńPiękne zdjęcia... i pięknie piszesz o przyrodzie :)
OdpowiedzUsuńLepiej mi się pisze niż foci. Mnie moje zdjątka to się podobają tak dzień lub dwa po zrobieniu, potem zauważam te wszystkie nieostrości nie tam gdzie trzeba i tak dalej. Po trzech dniach na ogół nic mi się w nich nie podoba. Z pisaniem jest nieco lepiej - nie podoba mi się dopiero po tygodniu.:-)
Usuń