No i minął tydzień przedwiosenny jak z bicza trzasł! Ani się człowiek obejrzał a tu do wiosny ledwie dziesięć dni. Nadal usiłuję wiosennie porządkować w domu, ciężko mi idzie. Pralka chodzi na okrągło, w powietrzu unosi się zapach "chemicznej mięty" przemieszany z zapachem "chemicznej cytryny" ( płyny odkażające cóś często tak pachnieją ). No zawsze to lepsze niż gęsta woń lizolu czy duszący domestosowy odorek. Staram się żeby chemii domowej dużo nie używać jednak nie zawsze sobie bez niej jestem w stanie poradzić. Pod koniec ubiegłego tygodnia skończyło nam się paliwko, kombinowałam jak kuń pod górę żeby nie dokupować już grzania ale koty ryczały okrutnie że kaloryfery zimne i one zaraz i natychmiast, pod groźbą nabawienia się choroby płucnej muszą mieć gdzie doopska wygrzać. Było w chałupie coś koło 16 stopni jednak miauki robiły się donośne, upierdliwość kocia wzrastała, no i wygrałam z kotami jak premiera z Unią - paliwko znaczy kupione, stanęło na kocim. Nic to, zniosę z godnością ten wydatek, dzięki któremu koty zrobią się milsze. Nie mam wyjścia bo zostawiam je na trochę pod opieką Cio Mary i Małgoś - Sąsiadki ( z obiecanymi wizytami doglądającymi w wykonaniu Ciotki Elki ) a sama ruszam w tzw. świat. W tym czasie kocisy muszą zachowywać się bez zarzutu a nie pozwalać sobie na różne takie i wstyd przynosić mojej osobie ( choć jakoś nie chce mi się wierzyć żeby i tak ktoś dobrze myślał o moich zdolnościach pedagogicznych ).
Na dworze ( czytaj w ogrodzie ) tak sobie, pąki nabrzmiewają, ptasie trele się niosą, na szybie dziś przysiadł złotook i widziałam pierwszego motyla - cytrynka latolistka ale niebo zachmurzone a w powietrzu wilgna zawiesinka. Prognoza pogody też z lekka zniechęcająca, lać ma w przyszłym tygodniu choć bardzo zimno nie będzie. Na wyjeździe zapowiada się cieplejsza aura, na szczęście żadnych upałów. Chciałabym żeby i u nas takie miłe powyżej 15 stopni Celsjusza już się robiło, dosyć mam tegorocznej zimy ( może nie było baaardzo mroźno ale ogólnie rzecz biorąc nie była to najmilsza zima - paliwko dokupuje już drugi raz a baaardzo tego wydatku nie lubię ). Powolutku odczuwam Reisefieber, głównie za sprawą odpraw on - line. Oczywiście z tanimi liniami jest jazda, ciekawe czy linia na R znów nie wyśle na czas formularza odprawy ( raz przesłali mi go po odprawie zrobionej na lotnisku za dodatkową kasę - czuję że się będę musiała przypomnieć elektronicznie żeby podkładka była jakby przyszło do zdzierania kasy i wydobywania jej z chytrej, irlandzkiej spółeczki ). Linia na W jest prostsza w obsłudze, karty pokładowe wydrukowane i stres mniejszy ( linią na R lecę tylko dlatego że godzina mi mocno pasi, inaczej moja noga by nie stanęła na pokładzie ich maszyny ). Na razie zatem piszę Wam chau! Bądźcie grzeczni jak mnie nie będzie, znaczy nie zastrzelcie Nadszyszkownika choćby nie wiem jak bardzo Was kusiło ( mnie kusi, polowanie z naganką bym urządziła na tego zwierza, he, he ), nie wychodźcie do ogródków bez szaliczków i kaloszków, nie wyzywajcie się od Grażyn i Januszów i postarajcie się zachować resztki zdrowego rozsądku żyjąc w naszej Paranoilandii.
Szyszki fajnie chrupią, jak się je wibramkiem nastąpi. Tylko nie należy uprzednio zalewać lizolem, bo wtedy mlaszczą i chlupią, a nie chrupią ;-)
OdpowiedzUsuńA jak szyszkę tak w rozdrabniacz i bzzzym to nie chrupie ale rozdrabniacz robi wruuuu.;-)
OdpowiedzUsuńTabaziu niech zgadnę... lecisz do Hiszpanii!!!!????
OdpowiedzUsuńDo Portugalii ( ale nie na Maderę, he, he ). Zamierzam obżerać się pasteis de Belém, potem będę pokutować z owsianką.;-) Ponoć to pora kameliowa, mam tzw. oczekiwania.:-)
UsuńSłońca na Maderze świeci tej cholerze....... udanego wypoczynku i masy wrażeń. Przyszły rok zamierzam poświecić na podróże i jeszcze więcej podroży. Przywieź słońce.
UsuńSłoneczko miałam, choć pierwszy dzień był pochmurny. Za to z powrotem wylądowałam w marznącym deszczu! Od razu poczułam że koniec wakacji.;-) Podróżować jest bosko, jak to leciało w starej piosence Maanamu.:-)
UsuńLinia na R :)) Oj, znam od najgorszej strony i nie spotkałam dotąd gorszej. Ale faktycznie czasem nie ma wyjścia. Linię na W kocham za jedno: bagaż podręczny nie ma limitu wagi :). Zazdroszczę tej Portugalii! Dużo wrażeń życzę! Znam takich co jeżdżą tam co rok, bo tak im się podoba. Czekam na zdjęcia! Może jakieś śliczne azulejos?
OdpowiedzUsuńMoniko zdjęcia są ale czy śliczne to śmiem wątpić ( może jednak coś tam na nich z uroku Lizbony i okolic uda Wam się wyczuć ). Aparat został moim wrogiem nr 3, numer 1 to nadal linia na R ( kapało na głowę z wentylacji i w związku z zasiadaniem przy wyjściu ewakuacyjnym taka gruba foka jak ja zmarzła w samolocie ), nr 2 to lizbońska obsługa linii na W ( dobrzy są, wkurzyli Mamelona do białości ). Wrażeń mam od groma i w jakiś dziwny sposób czuję się jak lisboesa.:-)
UsuńOj, a ja lecę w maju na Islandię niestety, a chciałabym do ciepłych krajów. Mam nadzieję, że czapka i cieplejsze gatki wystarczą. Wszyscy mówią, że tam jest tak pięknie - no jest, bo nieskażona przyroda, ale jest zimno i śmierdzi rybami. Ja lubię takie gorąco, że jak wysiadam w Wenecji z auta na parkingu, to mi upał zatyka dech tak, jakbym wsadziła głowę do nagrzanego piekarnika. Nie ma czym oddychać, mój małżonek roztapia się i omdlewa, a ja w siódmym niebie i mogę łazić cały dzień na własnych nogach.
OdpowiedzUsuńTy nie tęskniaj za upałami tylko ciepłe gacie szykuj - Islandia warta poszczękania zębami, lekkich dreszczy i rybkowych woni ( a w Wenecji to dopiero smrody po wodzie się niosą ). Jaszczurczyć to się teraz można w Kraju Kwitnącej Cebuli, w lecie na pewno będą jakieś upalne dni. Jakbym Dżizaasa czytała - ciepełko włączyć na biegunie północnym!;-)
UsuńHejka :)
OdpowiedzUsuńWpadłam pomachać i na razie rzucić okiem, bo jestem już padnięta :p Pozdrawiam :D
Dzięki za pomachanie, ja jestem wyodpoczynkowana. Teraz dopiero pogrożę Alcatrazu, he, he!:-)
UsuńOj TabaAzo, watowane gacie już naszykowane i kufaja jak należy. Muszę wybrać się kiedyś, jak już przeżyję ten Ląd Lodu, do Sintry, to moje marzenie, od kiedy zobaczyłam fotki tych bajkowych domiszczy. Jezu, co za cuda ludkowie potrafili budować i ozdabiać. A w Wenecji byłam 3 razy i nigdy nie śmierdziało stęchłą wodą, czy miałam farta? A wiecie, że dziś na Islandii słońce wstało coś około 9.20? Załamka, nie dziwię się, że Wikingi mają chroniczną depresję. O tej porze to ja w wolny dzień już od godziny ryję w ogródku. A co do upału: w lecie, jak dobrze słonko przygrzeje w moim Lublinie rodzinnym, tak jest gorąco w chałupie, że na górze w sypialniach dochodzi do 33 st C., co powoduje, że ja cieszę się i pławię we własnym pocie, a ślubny z synem przenoszą się nieszczęśni do namiotu w ogrodzie. Córki nic nie rusza, śpi snem sprawiedliwego we wszelkich okolicznościach przyrody, nawet tych niepowtarzalnych. Czekam z niecierpliwością na lato z wielką dawką gorąca i słońca, tak, żeby można chodzić w klapkach i krótkich gaciach.
OdpowiedzUsuńKochana jak Ty tam w maju będziesz to słoneczko będzie prawie nieustające, tak w ramach pocieszki Ci nadaję. A Wenecji kumory na ludziów polują, he, he ( jak tylko przestaje śmierdzieć woda, he, he;-) ). Sintra warta grzechu, choć bryza atlantycka może wywoływać Twoje lekkie niezadowolnienie ( za to kolega małżonek będzie happy ).:-)
OdpowiedzUsuń