Dziś z okazji pierwszego dnia wiosny wspominki zdjęciowe z jednego z najbardziej znanych ogrodów Portugalii.
Chcecie wejść do ogrodu z którego wyjść nie można, chcecie poczuć się jak we śnie, chcecie przeżywać nieustannie powtarzające się uczucie deja vu ? No to udajcie się do Quinta da Regaleira w Sintrze, ogrodu zagadki, w którym nic nie jest oczywiste a wszystko wydaje się złudzeniem.
Zaczęło się wszystko jak w bajkach opowiadanych w moim dzieciństwie przez Tatusia - w dalekim mieście Pernambuco. No, może nie do końca w Pernambuco ale dość blisko tego miejsca. Dawno, dawno temu w Rio de Janeiro, w pewnej bardzo, bardzo bogatej rodzinie przyszedł na świat mały chłopiec. Otrzymał imiona António Augusto i dwa nazwiska Carvalho Monteiro do kompletu. Ponieważ imion i nazwisk było sporo z czasem dorosłego już chłopczyka zaczęto nazywać Monteiro dos Milhões czyli Monteiro z milionami. Przyszło mu żyć w niełatwym dla Portugalii XIX wieku. Sytuacja wyglądała tak - kolonie portugalskie bezczelnie zaczęły się usamodzielniać a więź kulturowa nie koniecznie przekładała się na ekonomiczną, co było ciosem dla portugalskiej gospodarki. Brazylijczyk zakochany w przeszłości, który z niejakim trudem określał własną tożsamość też nie miał łatwo. Mieszkał w Brazylii, mieszkał w Portugalii, czuł się obywatelem imperium, które już nie istniało. W roku 1892 postanowił osiedlić się w Sintrze, miasteczku w okolicach Lizbony, rozsławionym przez Lorda Byrona, uświetnionym dwiema rezydencjami królewskimi. Nabył posiadłość Quinta da Regaleira i postanowił wznieść tam dom w stylu neomanuelińskim ( ponieważ z portugalską gospodarką i polityką było krucho, budowano nawiązując do stylu wypracowanego za czasów Manuela Szczęśliwego, kiedy Portugalia była jedną z największych potęg Europy - neomanuelino to taka architektura ku pokrzepieniu serc ).
Ekscentryczny milioner, mason ( ponoć wysokiego stopnia ) w byłej posiadłości baronów da Regaleira postanowił jak to się mawia "pojechać na całego". W domach które budował dla siebie zwykł umieszczać symbole związane z masonerią, różokrzyżowcami, przypisywane templariuszom czy kojarzone z alchemią. Taka mistyczność w nim buzowała, choć bez mocno ciemnego okultystycznego zabarwienia. Dla wyrażenia swoich fantazji Monteiro dos Milhões znalazł odpowiedniego człowieka - włoskiego artystę, który zaczynał swoją karierę zawodową od budowania teatralnych scenografii.
Luigi Manini przybył w latach siedemdziesiątych XIX wieku do Portugalii żeby pracować w Real Teatro de São Carlos, czołowej scenie stolicy. Projektant scenografii został architektem, rzecz wcale nie dziwna w tamtych czasach w Portugalii, wszak królewski pałac Pena projektował baron Wilhelm Ludwig von Eschwege, który świetnie znał się na kopalniach i diamentach ale pojęcie o budowaniu zamkowo - pałacowych założeń na wzniesieniach uzyskał po jakim takim obejrzeniu zamków nad Renem, he, he. Zatem nic dziwnego w portugalskiej karierze Maniniego nie było, w tym wypadku nie ma się co doszukiwać mistycznych okoliczności.
Manini i Carvalho Monteiro stworzyli coś wyjątkowego, niezwykłego nawet jak na XIX wieczne "ekscentryczne" standardy ( a w końcu był to wiek w którym żył Ludwig Friedrich Wilhelm von Wittelsbach, opętany manią zabudowywania zamkami Bawarii ). Labirynt, zagadka do rozwiązania, opowieść o istocie poznania - taki to ogród. Dla miłośników angielskich rabat i francuskiego ładu rzecz dziwna bo wyrosła z innej ogrodowej tradycji, znacznie wcześniejszej niż klasyczne francuskie i angielskie założenia. To spadkobierca w prostej linii Parco dei Mostri zwanego inaczej Sacro Bosco, XVI wiecznego manierystycznego, włoskiego ogrodu należącego do Piera Francesco Orsiniego. Surrealistyczna atmosfera, rzeźby pełne znaczeń ustawione w ciągu który wydaje się być pozbawiony logiki ( tzn. przez większość ludzi jest odbierany nie jako racjonalny zamysł a coś co wymyka się logicznym kryteriom ), jaskinie i tajemnicze przejścia ukryte w rozbuchanej zieleni, nieoczekiwane perspektywy i inne "zadziwka". Tajemniczość a czasem nawet groza w pozornie spokojnym, niemal arkadyjskim otoczeniu. Co ciekawe rozpoznanie znaczeń poszczególnych ozdóbstw ogrodowych i ułożenie ich w programową dla ogrodu opowieść sprawiało problem już w epoce w której oba ogrody powstały. Na początku XX wieku ( budowa domu i urządzenie ogrodu trwały dwanaście lat, od 1998 roku do 1910 ) ogród w Quinta da Regaleira był odbierany jako enigmatyczny w wymowie kaprys milionera, być może zrozumiały dla członków stowarzyszenia masońskiego, do którego należał.
Roślinność ogrodu jest dla nas egzotyczna. Bromelie, kamelie i inne dicksonie. Olbrzymie wilczomlecze, kwitnące wawrzyny i kaliny, palmy i potworne monstree. Cedry, araukarie i sośnice ale także prawie już swojskie kasztanowce i drzewa spotykane w chłodniejszym klimacie. Bardzo młodą wiosną, w czasie gdy przekwitły już aloesy ( he, he, he ) a jakarandy będą kwitły za ho, ho, ho, część drzew w ogrodzie jest jeszcze bezlistna. Ich powykręcane konary tworzą w niektórych miejscach scenerię w sam raz do horroru o Jasiu i Małgosi, którzy poleźli tam gdzie nie trzeba i nie bardzo wiedzieli jak stamtąd wyjść. Z drugiej strony jest bardzo zielono, wręcz idyllicznie bo zimozielone liście kameli i wawrzynów, laurowiśni i kalin, frondy egzotycznych paproci, mchy porastające wraz z bluszczem i barwinkiem większym skałki i skałeczki przysłaniają nagość drzew. Hym, trochę jakby człowiek spotkał pięknego węża, ciemna zieleń liści, miękkość paproci i drapieżne konary drzew, ostre zęby skał.
Ogród ma więcej miejsc cienistych niż wystawionych na pełne słoneczko. I nie ma się co dziwić zważywszy na letnie temperatury w Portugalii. Sintra uchodzi co prawda za chłodniejsze miejsce niż Lizbona ze względu na położenie bardzo blisko Atlantyku i specyficzne ukształtowanie terenu ale cień w letniej Portugalii jest zawsze ceniony. Mnie oczywiście pognało w kamelie, w Quinta da Regaleira nie ma ich może tyle co w ogrodach pałacu Pena, w którym jest ich całkiem niezła kolekcja ale kwitnąca kamelia to zawsze kwitnąca kamelia - jest na co popatrzeć. Nawet pretensji nie mam o to że te rośliny nie pachną, Wzgórza Sintry są zapachnione o tej porze roku wystarczająco przez kwiaty laurowiśni, wawrzynów i kalin. Gdyby kamelie też roztaczały upojne wonie człowiek mógłby tego nie zdzierżyć ( od wzgórz wieje perfumerią zimozielonych, w samej Sintrze jeszcze gdzieniegdzie cytrusowe atrakcje zapachowe - to jest naprawdę dużo dla nosa ).
Do ogrodu dotarłam późnawym popołudniem, po starannym przedreptaniu królewskich ogrodów w Sintrze - znaczy miałam nieco w nogach. Ogród okazał się sporym wyzwaniem ponieważ jest wielopoziomowy. Chodzi nie tylko o to że jest położony na zboczu, jest poryty siecią tuneli, zaschodkowany po całości i jeszcze ma mnóstwo "skręceń nie w tę stronę". Labiryncik na wzgórzu mający powierzchnię czterech hektarów. Niby niedużo ale z tymi schodkami i tunelami ogród robi wrażenie "nieprzedeptanego". No wicie rozumicie, cóś widzisz i wydaje ci się że to już zaraz i zejdziesz tylko w tym miejscu i będziesz a tu siurprajs, wychodzisz i owszem tylko zupełnie gdzie indziej i w ogóle gdzie ja jestem do cholery! Niby do biletów dołączona mapka z rozpiską ale ludziska uparcie drepczą nie w tym kierunku o który im chodzi. Bowiem większość zwiedzających za punkt honoru uważa znalezienie tzw. Studni Inicjacji, 27 - metrowego szybu od którego rozchodzą się podziemne tunele umożliwiające wylezienie na powierzchnię w różnych miejscach ogrodu. To taki must see Quinta da Regaleira. Każdy łasy na oświecenie które ponoć w tym miejscu może spłynąć na ludzia z mocy Wielkiego Architekta ( sny sprawą bardzo prywatną więc nie będę się tu wywnętrzać, ale Mamelon też twierdzi że cóś jest na rzeczy z tą studzienką, he, he ).
Dreptałyśmy i dreptałyśmy, głównie za rosyjską rodziną która sprawiała wrażenie zorientowanej w czytaniu mapki ( mylne było to wrażenie jak się okazało, drogę do oświecania trzeba było wykombinować samodzielnie ). Po tym jak Mamelon w niewybrednych słowach stwierdziła że pani Ana Thereza Karolina de Carvalho, mamusia pana Monteiro prowadziła się nie najlepiej i pan Monteiro był w związku z tym skrzywiony psychicznie podreptałyśmy do "samiuśkiej rezydencji", w celu nabrania oddechu. Dojście do budynku od strony ogrodu też okazało się sprawą nie tak prostą jak nam się wydawało, bo duże francuskie okna były zamknięte. Kolejne schodki, tunel i jeszcze raz schodki i znalazłyśmy się przy drzwiach domu równie dziwnego jak ogród. Szczęśliwie można było przysiąść bo trafiłyśmy na koncert. Dobra mezzospranistka śpiewała arie operowe, między innymi "Una voce poco fa" ze świetną koloraturą ( nawet Mamelon, która nie przepada za operą doceniła ), więc odpoczęłyśmy obcując z tzw. kulturą wyższą zanim nas poniosło z powrotem do ogrodu. Dzielnie pokonywałyśmy ogród w świetle zachodzącego powoli słońca, w wydłużających się cieniach drapieżnych drzew. Zaczęła podnosić się lekka mgiełka kiedy wreszcie znalazłyśmy studnię. Niemal galopem ruszyłyśmy w drogę powrotną usiłując nie pomylić szlaku do wyjścia z ogrodu. Po drodze minęłyśmy "Siwego Kucyka", któremu mapka nie pomogła i który robił przesłuch wszystkich ostatnich zwiedzających na temat dotarcia do szybu. Tak, tak, droga do oświecenia nie jest łatwa, he, he. Quinta da Regaleira powolutku nabierała głębokich odcieni w zachodzącym słońcu, kiedy Mamelon z ulgą stwierdziła że udało nam się wyjść. Rozumiecie, he, he - udało!
Niezwykłe miejsce :) A co by się stało gdyby ktoś nie zdążył wyjść przed zamknięciem? Są tam jacyś strażnicy?
OdpowiedzUsuńStrażnicy są, ale szukanie w tym ogrodzie mogłoby im zająć nieco czasu. Ponoć od czasu do czasu kogoś szukają z tych co wleźli w tunele, he, he.
UsuńAle miejsce odkryłaś!!! I ta opowieść... Muszę tam pojechać! Też właśnie wróciłam z Portugalii, ale ja dreptałam bardziej na północ... Zachwycałam się kameliami.
OdpowiedzUsuńJolu w ogóle Sintra bezwzględnie do oblookania, lista UNESCO dla tzw. "Krajobrazu Sintry" - znaczy przekładańca pałacowo - ogrodowego + okoliczności przyrody. Naprawdę warto!:-)
UsuńArchitektura dziwaczna, ale ogród bardzo fajny. Te wąskie strome schody mi się bardzo podobają
OdpowiedzUsuńNajdziwniejsze jest to że te wszystkie dziwaczności ze sobą współgrają i jakoś tworzą harmonijną całość, z lekka oniryczną w klimaciku, he, he.;-) Ogród z tych "koniecznie do zobaczenia", warto go zobaczyć.:-)
Usuń