Strony

środa, 22 marca 2017

Sintra - Palácio Nacional

Być w Lizbonie a nie odwiedzić Sintry to trochę tak jakby być w Krakowie a nie odwiedzić Wawelu lub być w Granadzie a nie zobaczyć Alhambry. Wyprawa niepełna cosik. Dojechać z Lizbony prychol, pociągi podmiejskie odchodzą zarówno z Rossio jak i  Oriente, trochę więcej niż  pół godziny i jesteście w miejscu którego krajobraz kulturowy został wpisany na  Światową Listę Dziedzictwa UNESCO. Do Palácio Nacional możecie spokojnie przedreptać na własnych nogach, oblookując po drodze jedną wielką zieloność i łapiąc się na cafezinho z wiadomym ciasteczkiem ( dla pokrzepienia, he, he ).




Pałacu nie przeoczycie, nawet drogowskazu tu nie trzeba ( choć zabytki Sintry są bardzo dobrze oznaczone i nie ma  problemów z trafieniem w określone miejsca ). Dwa białe kominy i już wiecie  że to właśnie ten budynek. Nie do pomylenia, że się tak wypiszę.
Pierwsze budynki w tym miejscu wznieśli w VIII stuleciu panujący wówczas w Portugalii przedstawiciele mauretańskich dynastii. W X stuleciu  w pałacu rezydował kalif, jednak pałacowe budynki nie przypominały świetnych arabskich pałaców budowanych później w Hiszpanii. Z lekka  prymitywnie  było, więcej twórczej uwagi poświęcono wybudowanej na wzgórzu  twierdzy zwanej dziś  Castelo dos Mouros czyli  Zamkiem Maurów. W czasie rekonkwisty w 1147 r. Sintra została zdobyta przez pierwszego króla Portugalii, Afonsa Henriquesa  zwanego również Afonsem Zdobywcą ( po polsku imię króla brzmi Alfons, cóś mniej dostojnie ). Budynki  Sintry nie uległy zniszczeniu  bo mieszkańcy miasta słysząc o rzezi, którą Afonso i pewien zakon rycerski zgotowali broniącej się  Lizbonie postanowili poddać miasto. Oczywiście Afonso natychmiast przejął pałac i uczynił  go siedzibą królewską, którą pozostał aż do zmierzchu władzy monarszej w Portugalii. Tak, tak, ten ponad tysiącletni pałac jest najstarszą, świetnie zachowaną królewską siedzibą portugalskich władców i jednym z najstarszych takich miejsc w Europie.






Dobre lata  dla monarszej siedziby przyszły wraz  z panowaniem króla Dinisa I ( po polsku Dionizego ) z dynastii burgundzkiej .  Trochę więcej miejsca poświęcę temu królowi, noszącemu przydomki Trubadur, Rolnik czy Chłopski Król. Facet był ciekawy, korzonki miał półlegalne - ojciec co prawda Afonso III król ale mateczka Beatrycze z Kastylii choć też krwi królewskiej po tatusiu, po mateczce była mniej dostojna - babką Dinisa była kochanka  króla Kastylii -Leónu Alfonso X El Sabio - Maria Guzman. Dziadek z przyszłej Hiszpanii miał przydomek Mądry i szczęśliwie dla  Portugalii dziadkowe geny odezwały się w Dinisie. W 1290 założył  uniwersytet w Lizbonie ( potem przeniesiony do Coimbry ), nakazał sadzenie lasów w pasie atlantyckim, zakładał kooperatywy rolne na północy kraju ( nie do uwierzenia ), zwolnił z podatku  transakcje dokonywane  na targach,  ustalił jasno stosunki z Kościołem zakazując  mu  zakupu dóbr rodowych ( wyciął też niezły numer papieżowi przyjmując prześladowanych  Templariuszy, których czym prędzej w 1319 roku nazwał Zakonem Chrystusa ) a przede wszystkim położył podwaliny pod morską potęgę  Portugalii. Taki właśnie król w 1281 roku nie tylko  nakazał odbudowę mocno już zniszczonego Palácio de Oliva ( tak wówczas nazywano ten pałac) ale i rozpoczął jego rozbudowę ( przy pomocy uwolnionych królewskim rozkazem Maurów ze wsi Colares ), choć bardziej zwracał uwagę na utrzymanie w niezłym stanie Castelo dos Mouros ( wiadomo - potrzeby mieszkaniowe potrzebami mieszkaniowymi a warownia rzecz najważniejsza ). Wiek później,  w roku 1385 kolejny wielki  król  na tronie  Portugalii João I zwany Dobrym lub  Wielkim ( po polsku to  król Jan ), założyciel dynastii Aviz, zlecił całkowitą przebudowę centralnej części pałacu ( dziedziniec ) i przede wszystkim przebudowę pomieszczeń kuchennych.  To wówczas, w wieku XIV pojawiły się  w krajobrazie  Sintry dwa charakterystyczne kominy po których tak łatwo rozpoznać pałac.




Do pierwszej ćwierci XVI wieku Portugalczycy mieli  szczęście do  budujących królów, w czasie kiedy  panował  Manoel I Szczęśliwy z dynastii Aviz, w latach 1495-1521 dokonano przebudowy kompleksu pałacowego w stylu manuelińskim. Manuelino to taki narodowy styl portugalskiego budowania powstały na początku XVI wieku. Twórcze przekształcenie gotyku, podobne do tego które w Anglii zaowocowało stylem Tudorów. Dla Manuelino charakterystyczne jest zachowanie strzelistej gotyckiej konstrukcji i połączenie jej z elementami o motywach morskich ( np.  częsty motyw splecionych lin okrętowych, morskich stworzeń, czasem wpół fantastycznych ) i orientalnych ( z lubością nawiązywano do motywów  mauretańskich ). Za panowania króla  Manoela pałac został oficjalną siedzibą letnią królów  Portugalii, tu wynosili się z  gorącej Lizbony by w  bryzie znad Atlantyku i chłodku ciągnącym ze wzgórz Serra de Sintra odpocząć od letnich upałów. Niestety panowanie króla Manoela było końcem z wielkich czasów  dynastii Aviz i właściwie wielkich czasów dla Portugalii. Już za jego  rządów zaczęły się nieciekawości - edykt przeciwko  Żydom nakazujący chrzest lub wyprowadzkę. Potem było jeszcze gorzej - syn Manoela , João III wprowadził w kraju Inkwizycję i uparcie rozszerzał kolonie zaniedbując krajowe podwórko, wnuk João III nieszczęsny Sebastian ( tego akurat koronowali w Sintrze ), który rozpierniczył państwową kasę, władzę oddał jezuitom i w ramach zabaw w rycerza krzyżowego dał się zabić w Maroku był jednym wielkim kłopotem, Henrique syn Manoela, bezdzietny kardynał którego panowanie było króciutkim epizodem zanim na mocy dynastycznego pokrewieństwa  Portugalia na sześćdziesiąt lat przypadła Hiszpanom ( którzy obficie korzystali z portugalskich podatków ). Powolny upadek.




Dla królewskiego pałacu letniego w  Sintrze skończyły się złote czasy. Owszem, po odzyskaniu niepodległości po buncie książąt Bragança, wywodzących się z bocznej linii dynastii Aviz,  pałac był wykorzystywany ale nowych rozwiązń w nim nie wprowadzano ( dla nas to jednak szczęśliwe, w końcu w salach z czasów Manoela zachowały się piękne XVI wieczne ozdoby w stylu  mudejar, piękne azulejos i bogato zdobione stropy ). Pod koniec XVII wieku w pałacu mieszkał przez całe  dziewięć ostatnich lat swego życia drugi król z rodu Bragança, Afonso VI zwany Zwycięskim. Dla pałacu niczego dobrego to jednak nie przyniosło, gdyż król niejako przebywał w nim przymusowo i właściwie nie był już królem. Afonso VI miał bowiem problemy z główką, sprawa dość często spotykana w starych, mocno skoligaconych ze sobą rodach. Ten wspaniały przydomek Zwycięski, zawdzięczał głównie  swojej mamusi sprawującej regencję, hiszpańskiej  arystokratce. Królowa Luisa z domu de Guzmán popędziła kota swoim rodakom i została uznana za portugalską bohaterkę ( należało się, zapewniła Portugalii niepodległość i usiłowała reformować kraj ). Afonso VI przebywał na stałe w pałacu w Sintrze od 1674 roku. Kolejni władcy z rodu Bragança wyraźnie nie mieli serca do  pałacu, za srebro  z kopalń  Brazylii budowali potężny pałac w Mafrze. W 1755 roku podczas tzw. wielkiego trzęsienia ziemi w Lizbonie  (  południową Portugalię i północno - zachodnią Afrykę przemodelowało solidnie ale utarło się że jest to trzęsienie lizbońskie ) pałac mocno ucierpiał. Został odbudowany ale był coraz rzadziej wykorzystywany przez panujących. Ostatnią mieszkanką pałacu, pochodzącą z królewskiego rodu, była w latach osiemdziesiątych XIX wieku Maria Pia di Savoia, zwana Aniołem Miłosierdzia z racji swojej działalności dobroczynnej - babka ostatniego króla Portugalii Manoela II. 






W roku 1910 królewski pałac w Sintrze został Palácio Nacional - dobrem narodowym. Dziś jest  w nieustannej konserwacji, co i raz ze zwiedzania wyłączana jest  któraś z sal i nie ma się co temu dziwić - to są baaardzo wiekowe budynki, z kamieniarką, mudejar (  strop kaplicy )  i azulejos i drewnianymi elementami wymagającymi szczególnej troski konserwatorów. Oczywiście mnóstwo opowieści o poszczególnych salach zamku - moją  ulubioną jest ta o srokach ze stropu w  Komnacie Srok - Sala da Pegas.  Każda sroka trzyma w szponkach różę będącą symbolem królowej pochodzącej z Anglii Filipy z of Lancaster i "mówi" w komiksowym dymku "Por bem", co można przełożyć jako "w dobrej wierze". Legendarna wieść  niesie że  mąż Filipy, dobry król João I został złapany na obcałowywaniu damy, która to sytuacja doprowadziła do sroczych plotek ( he, he, sroka plotkarka ) innych dam. Król bronił się, że pocałunek był "Por bem"  i sufit został pomalowany w 136 srok na cześć stu trzydziestu sześciu plotkar, coby wiedziały co król o nich myśli ( w końcu  dyskrecja na każdym dworze jest ceniona ). Wersja oficjalna, przewodnikowa, jest rzecz jasna  bardziej koturnowa - "Por bem"  było dewizą króla a w Sala da Pegas król przyjmował zagranicznych dygnitarzy. Taaa.



Sala dos Cisnes czyli  Komnata Łabędzi nazwana tak od sklepienia wymalowanego w łabędzie,  pierwotnie była nazywana po prostu Wielką Salą, a za czasów króla Manoela I sala nosiła nazwę Sali Książąt. Na powałę  składa się 27 paneli drewnianych, na których przedstawione są ptaki, ( ten sufit został zrekonstruowany po trzęsieniu ziemi  w roku 1755 ). Ozdóbstwa sufitowe  mają przypominać zaślubiny  portugalskiej infantki Izabelli, córki królowej Filipy i króla João I,  z burgundzkim księciem Flipem Dobrym. Małżeństwo było tak jakby trochę niedobrane - małżonka zbyt  pobożna jak na burgundzkie standardy a Filipek ciut niewierny ( pięćdziesięcioro nieprawego potomstwa ), ale  politycznie się sprawdziło. Sala de Dom Sebastiao to komnata z XV wieku używana pod koniec wieku XVI  jako sypialnie tego chodzącego nieszczęścia,  króla Sebastiana. Czasem pomieszczenie to jest nazywane "Złotą Komnatą", taki wspominek po pierwotnej  dekoracji ze złota w różnych odcieniach,.  W sali ostały się za to  płytki przedstawiające motywy liści winogron, a pochodzące  z początku XVI wieku. Sala jest ciemna , focić w niej trudno. Łatwiej byłoby w Sala dos Brasões
- Komnacie Herbów, światełka więcej ale sala olbrzymia, praktycznie nie do objęcia obiektywem nieprofesjonalnym. Kopuła na niej co się zowie, salę wyszykowano za Manoela I, konkretnie to w roku, 1508. Kopułę zdobią siedemdziesiąt dwa  herby portugalskiej arystokracji. Na ścianach późniejsza dekoracja z azulejos ( XVII i XVIII wiek ). To właśnie z okien tej sali roztaczają się widoczki prezentowane poniżej ( o ile mnie pamięć nie zawiodła ).




Jest jeszcze Komnata  Manuelińska, komnata Galeonów - - Sala  das Gales, Komnata Chińska i "grota" kąpielowa - Gruta dos Banhos
( cokolwiek zdziwna jak na kąpielisko ale z cud azulejos i uroczym sufitem z XVIII wieku ). Oczywiście wszystko wypełnione meblami indo - portugalskimi, sekretarzykami varugeno, arrasami ( sfociłam ten XV wieczny z roślinami, najbardziej do mnie przemówił ) i całą kupą innych antyków typu XVIII wieczna chińskiej produkcji pagoda z kości słoniowej. Jednak największe wrażenie zrobiła na mnie pałacowa kuchnia. Wygląda jak wyłożona masą perłową a to cud płytki ceramiczne ( Mamelon zapałała tzw. pożądaniem namiętnym ). Olbrzymia jak sala balowa, z kominami sprawiającymi nieco surrealistyczne wrażenie. Kominy liczą sobie ponad trzydzieści trzy metry, człowiek czuję się pod nimi jak pod kopułą Sala dos Brasões. No jestem nadal mocno zauroczona.

A tak w ogóle to przy tych rozpamiętywaniach  urody ceramicznych płytek. Pierwsze płytki do Portugalii sprowadził Manoel I, który w 1503 roku odwiedził był Sewillę. Tak  go przyuroczyło że zaszalał i dzięki temu w Palácio Nacional jest spora kolekcja  hiszpańskiej ceramiki wykonanej wg. XV wiecznej metody cuenca. Nie są to płytki w kolorach kojarzonych z typowym portugalskim azulejos, czuć ich mauretański rodowód , że się tak wypiszę. Ten portugalski błękit na bieli to późniejsza sprawa - druga połowa XVI wieku i wieki XVII i XVIII. Figuralne przedstawienia też  zostały zapożyczone z Hiszpanii ( do której przywieźli je włoscy majolikarze pod koniec XV wieku ). Z czasem Portugalczycy opracowali własne typy przedstawień jak "na kafelkach"  i sposoby umieszczania azulejos, no zrobili z tego sztukę narodową, której najlepsze przykłady są nie do pomylenia z żadnym stylem "glazurniczym".




Na koniec ogrody -  nieduże i utrzymane klasycznie dla Półwyspu  Iberyjskiego, znaczy cięte bukszpany w ogrodzie nazywanym ogrodem króla João,  donice z kwitnącymi, pomarańczowe drzewka i olbrzymie drzewa magnolii zimozielonych. Paprocie koło sadzawek z rybkami. Szczerze pisząc bardziej niż odtwarzany warzywnik z czasów średniowiecza interesowała mnie kamienno - ceramiczna strona ogrodu - lew manueliński i kolonialnego pochodzenia praczka przy sadzawce z kamienną tarą.
Palácio Nacional zwiedzało nam się świetnie, turystów było akurat tyle że nie przeszkadzali sobie wzajemnie. Na koniec imprezy zwiedziłyśmy kibelek z ofertą handlową - interes można robić wszędzie, he, he. To chyba Portugalczykom zostało po przybyszach z Bliskiego Wschodu, sefardyjskich Żydach i Maurach.
Sorry za jakość zdjęć - nadal mi się nie polepszyło z foceniem.



6 komentarzy:

  1. Piękny post,muszę go sobie poczytać w odcinkach:) napatrzyłaś się na ładne rzeczy, uczta dla oczu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Usiłuję porządkować zdjęcia ( bo zimnisko na dworze ) i wypisuje posty póki pamięć świeża.

    OdpowiedzUsuń
  3. kuchnia faktycznie niesamowita, komin 33 m.,pierwszy raz widzę takie rozwiązanie architektoniczne. Komin jest na środku pomieszczenia czy bezpośrednio nad kuchnią?

    OdpowiedzUsuń
  4. Te dwa kominy zastępują sufit, są bardzo szerokie u podstawy. Mam wrażenie że dzięki takiemu rozwiązaniu w kuchni panowała znośna temperatura. Palenisk jest od groma.:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ zanęciłaś tym pałacem! :) Nachodzi mnie ochota zobaczyć to osobiście

    OdpowiedzUsuń
  6. Namawiam, Sintra warta grzechu.;-)

    OdpowiedzUsuń