Mimo strasznych narzekań rodziny na pieską pogodę ( są nienormalni - temperatury rzędu dwudziestu paru stopni w pierwszej dekadzie kwietnia też są nienormalne w naszej strefie klimatycznej ) bezczelnie cieszę się z chłodniejszych dni. Ha, mam nawet coś jakby cień szansy na nacieszenie się zapachem fiołków. Fiołki wonne w tym roku zakwitały i przekwitały błyskawicznie, w ogrodzie ich kwiaty spotykam już tylko w bardziej cienistych miejscach, w półcieniu na fiołkowisku mało co się ostało. Dżedż dżdży co dobrze robi zielonemu i mojej cerze ( staram się nie pamiętać o tablicy Mendelejewa w ódzkim powietrzu ) jak tym angielskim ladys, wiecznie wystawionym na wszystkie dwieście pięćdziesiąt sześć rodzajów wyspiarskiego deszczu. No niestety z powodu dżdżu moje wizyty w Alcatrazie uległy skróceniu, o pracy ogrodniczej w ogóle nie ma mowy. Woń fiołków w mokrym powietrzu wyczuwalna śladowo, niestety , przyjdzie poczekać na dni bez deszczu.
Za to w pieleszach domowych zamiast kocurkowymi wydzielinami jedzie rzeżuchą, bowiem trenuję kontakt z naturą parapetową w wersji przedświątecznej. Taa, smrodowi wschodzącej rzeżuchy do zapachu fiołków tak daleko ja mnie do gwiazdy współczesnych wybiegów - ale zieloność świąteczna w formie ściętego ostrosłupa ubzdurała się rodzinie i Małgoś - Sąsiadce. Oczywiście nie obyło się bez ekscesów ze strony czworonożnej części rodziny - Lalenty poocierał się sznupą o obsiane ustrojstwo i łazi dumny z kiełkującą rzeżuchą w sierści na "policzkach". Ustrojstwo poszło do renowacji a ja drżę obecnie o los kiełkującego "żytka", kolejnej wielkanocnej obsiewki na którą cóś łakomie spogląda Szpagetka. Za oknami zielone buja ale nie ma to jak przeczyścić sobie żołądeczek czymś troskliwie pielęgnowanym przez pańcię. Felicjanowi ustawione na parapecie nowe zielonki się nie podobają, podżerać nie podżera ale usiłuje zwalić je na podłogę ( wygląda na to że ze względów estetycznych, bo choć smrodek rzeżuchowy zyskał jego uznanie to na parapecie nie powinno stać czy leżeć nic, poza rzecz jasna poduszeczką Felicjana, która to poduszeczka wraz z uwalonym na niej Felicjanem najlepiej pasuje do okna i parapetu ). Sztaflik i Okularia małpują kretyństwa Felka więc rozważam wyprowadzkę rzeżuchy i "żytka" na parapety Małgoś - Sąsiadki ( znaczy tej ich części nie obleganej przez koty ). W domu najwyższy czas na bukiety z żonkilami w roli głównej!
Każdej wiosny pojawiają się w domu, w dużej ilości, tzn. wszystkie wazony i nie tylko wazony zajęte przez żonkile. Stoją sobie zusammen do kupy z pędami brzozy, forsycji, wierzby a jakby się dało to i ze strusimi piórami bym je komponowała. Czasem mają solówkę i są takie same w sobie urodne. Nie ma że nie ma - początek kwietnia należy do żonkili. W domu należy, w Alcatrazie i owszem narcyzki długotrąbkowe popularnie zwane żonkilami występują ale raczej sporadycznie, łanów nie ma. Po pierwsze Alcatraz woli hołubić inne rośliny, po drugie nie mam specjalnie dużej ilości miejsc gdzie narcyzy czują się na tyle dobrze że ponownie kwitną i bezproblemowo przyrastają. Na takich stanowiskach sadzę ukochaną odmianę 'Thalia' czy pięknie pachnące poeticusy. Za to w domu wszelkie wariacje "florystyczne" w wykonaniu żonkili, innych narcyzków i moim wciskane są w każdy kąt pokojów czy kuchni, tylko łazienka od nich wolna bo "zbiory oceaniczne" zajmują tyle miejsca że nie m gdzie szkiełka z kwiatami ustawić. Nie myślcie że stoją sobie te żonkilowe urodności w cud wysprzątanym mieszkanku, wokół szaleje huragan zwany świątecznymi porządkami ( nienawidzę ) a mój prześwietny bałagan pięknie przyozdobiony kwiatami. Nie ma to jak radosna słoneczność kwiatów w towarzystwie świeżo wyżętej ściery do podłogi, ryczącego odkurzacza i płynu odkażającego. Miodzio! Kiedy narcyzki zasychają nadal są urodne, schowane dotrwają do czasu jesiennych bukietów z zasuszeńców. Tajemnicą trwania w moim zakoconym domu dużej ilości wazonów z żonkilami jest sprytne obciążenie pojemników na kfioty kamorami. Stosuję w szkiełkach nieprzejrzystych i ceramice, ku wielkiemu niezadowoleniu kotów rzecz jasna.
No bo oczywiście są tacy którym przeszkadzają i kwiaty i strasznie ale to strasznie przeszkadzają porządki. Sami nie wiedzą na co mają rzucać się w pierwszej kolejności - atakować odkurzacz czy wazon? Niektórzy zadowalają się przywleczeniem dżdżownicy i katowaniem jej na świeżo umytej podłodze, inni usiłują jedynym kłem który im jeszcze pozostał zagryźć odkurzaczową rurę ( naprawdę wyjmuję ten sprzęt od wielkiego święta, wolę wykonać porządki bez wsparcia mechanicznego niż oglądać Lalusiowo - Felicjanowe występy z odkurzaczem - rzecz jasna atakują kiedy odkurzacz jest martwy znaczy nie ryczy, chłopcy przestali się go bać jakiś czas temu, dziewczynki szczęśliwie nadal się go boją ). Jeszcze inni zalegają w umywalce i nie sposób ich stamtąd wykurzyć - Wielki Porządkowy, widzisz i nie grzmisz! A powinieneś, szczególnie wtedy jak porwana została i wywleczona w świat mikrofibra za nielichy pieniądz ( dwa ciemierniki w przeliczeniu ). Oto ustrojstwo zdobnicze okienne własnej produkcji - powiesiłam koty na brzozowej żerdce, tak zwane skryte pragnienia na wierzch wylazły. Wiszą stanowiąc dyskretne tło dla szkła z żonkilami.
Jak o ludziach dziwnych żałuj, że nie widziałaś mnie z synem w akcji dzisiaj... mąż schował na zimę cebule mieczyków w wiadrze najczęściej przez nas uzywanych jako wiadra na śmieci, przykrył slomą i postawił blisko klatki ze świnkami morskimi. Świnki brudzą i takich wiader używa się do błyskawicznego wrzucenia śmieci po nich i potem do pieca. Dziś z racji brzydkiej pogody i ostatnio deficytu czasowego zarządziłam pewne porządki i to wiadro z ręki do ręki powędrowało do kotłowni aby opróżnić ze śmieci. Syn z krzykiem przyleciał, że w nim cebule jakieś były. Dawaj ratować cebule nim na dobre rozpali się o tę słomę. Wszystko wywalaliśmy, syn z dołu szufelką ja z góry pogrzebaczem... wiesz, że wszystkie uratowaliśmy :D
OdpowiedzUsuńAle powyciągały mi się w tym wiadrze zapomniane i zakryte słomą i nie wiem czy zakwitną. Posadziłam je już do ziemi ale... nie wiem.
Masz się z tymi kotami. U mnie porządki następują raczej z konieczności jak przejrzenie butów i kurtek bo sezon się skończył, nie ma u mnie porządków przedświatecznych, wyrosłam z tego. Nawet nie złamałam się jak I Komunię mieliśmy i żadnego remontu domu nie było czy malowania ścian. Ot niedzielne porządki i tyle.
OdpowiedzUsuńWcale nie chce mi się robić tych porządków, ale rzeczywistość tak skrzeczy że zatyczki do uchów nie pomagają. No z cebulami było, choć mnie nie dziwi nic od czasu kiedy Ciotczyny Włodzimierz usiłował pożywić się hiacyntowymi cebulami ( na szczęście Ciotka Elka czuwała - Włodzimierz ma się dobrze ). Czy z cebulków mieczykowych coś kwietnego wylezie licho wie, na dwoje babka wróżyła.:-)
Usuńa skąd nachaśtałaś tych żonkili? wycinasz z ogródka? ja nie tykam swoich bo mi szkoda:)))
OdpowiedzUsuńZ ogródka to ja mogę tylko hiacynty i czasem tulipki, narcyzków nie tykam sekatorem. Zakupy narcyzkowe uskuteczniłam pod cmentarzem ( ja jestem z tych co mają cmentarne potrzeby - robię ekskursje do rodziny jakby jeszcze żyli tylko zmienili adres, zboczenie takie z wiekiem postępujące ). Marne rupie dziś kwiaty kosztowały, wszyscy rzucali się na wierzby, więc bezczelnie sobie zrobiłam bal za dwanaście złociszy.:-)
UsuńTa_baziu, co Ty tak te porządki i porządki? Ściery. I płyny odkażające. No, odkurzacz to jeszcze rozumiem, wiosna, to kłaki lecą. W obsesję wpadłaś? Weź Ty powieś jeszcze kilka takich przyozdóbczeń, jak szklane koty (boski pomysł!), to wzrok odciągnie od niepotrzebnych rzeczy i spokój ;-)
OdpowiedzUsuńNiestety pierdolnik dzięki kotom dojrzał do akcji z płynem odkażającym. Wyłażą gnojki na dwór i różne rzeczy i nie tylko rzeczy znoszą. Po tej historii z mysim truchłem pod łóżkiem na zimne dmucham, poza tym dziś wychodząc z domu katem oka dostrzegłam czekających na okazję Smrodka i Epuzera ( wróciłam i złośliwie zamknęłam okno ) i mnie wspomnienia zapachowe wróciły. Epuzer co prawda odjajczony ale może oblewać dla towarzystwa ( ostatnio spotkałam go w przejściu podziemnym, miauknął cześć, wracał do swojego domu skądeś - inteligentna bestia, przez jezdnię nie przechodzi ). Z wiszących kociambrów jestem dumna, sama wymyśliłam. Co prawda szybka nie najczyściejsza za nimi ale światełko kolorują jak trzeba.:-)
Usuńwiszące kociambry pięknie się prezentują i światło przez nie przenika, pomysłowaś!
OdpowiedzUsuńNatchnienie mnie dopadło kiedy zobaczyłam jak Sztaflik wlecze po podwórku ściereczkę z mikrofibry. Natychmiast poczułam że czas powiesić koty.;-)
OdpowiedzUsuń