No i mżyło i lało, a później lało i mżyło. W przerwach wodna zawiesina w powietrzu, za mało żeby to kwalifikować jako mżawkę ale za dużo żeby można było powiedzieć "O, dziś piękna pogoda!". Do doopy, Moi Mili, do doopy! Jakby tego było mało dopadły mnie stare kontuzje, no czułam że mam plecy - bardzo mocno czułam. Wicie rozumicie, ból typu a jakby tak wejść na drugie piętro kamieniczki i wykonać skok uśmierzający. A co lepsi chińscy akupunkturzyści wynieśli się z Odzi na Zgniły Zachód, więc pomoc będzie taka na pół gwizdka ( ani słowa o rehabilitacji NFZ bo zagryzę, mnie boli teraz a nie za rok ). W związku z sytuacją zdrowotną nawet wyprawa na Piotrkowską wydawała się cóś niepewna, no chyba żebym odkryła jakiś gabinet przy naszej głównej ulicy. Tak to wyglądało jeszcze wczoraj. Dziś od rana słoneczko i kręgosłup jakby znów poczuł że powinien pionować człowieka, no lepiej jest ( choć daleko temu stanowi do błogiego zapomnienia o tym że posiada się kręgosłup ). Nie na tyle żebym potupała na Piotrkowską ale inne zaległe obowiązki mogę spróbować wykonać. Na ten przykład spaczyć wiadomo co i wysłać wiadomo gdzie, choćby przy pomocy osób trzecich a nawet czwartych ( poruta na całego ).
Co owego u kotów? Kocie życie jak w Madrycie że sparafrazuje fragment dziełka "Byczek Fernando", bestie rozkapryszone do niemożliwości majo żądania. Rekonwalescentka uważa że musi zjeść dokładnie tyle żarcia ile ją ominęło podczas choroby ( spowodowanej zechlaniem tego czego nie trzeba było chlać ), więc walczę żebym tym razem nie musiała jechać do veta z przejedzoną do niemożliwości kotą. Okularia reaguje tyko na imię Znajdosława, nie wiem dlaczego. Być może ma jakiś problem psychologiczny, kompleksy z kocięctwa albo cóś ( wyraźnie nie lubi imienia Okularia, nawet w zdrobnieniach typu Okularek, Okulasek, Okulutka ). Szpagetka jest obrażona na cały świat bo gastryczne przypadłości Sztaflika zdetronizowały ją jako Wielką Pacjentkę w Nieustającej Rekonwalescencji. Szpagetka owszem, posiada druciki wspomagające nóżki ( nasz mały robocopek pilnujący porządku czyli hierarchii wśród domowników - najpierw zawsze ona, potem reszta pospólstwa ) ale i innym czasem zdarzają się przypadłości ( które w okresie rekonwalescencji są wykorzystywane jako pretekst do szarogęszenia ). Chłopaki odfrunęły, Lalenty i Felicjan spali chyba dwadzieścia pięć godzin na dobę. Już się zastanawiałam czy im krwi nie utoczyć i na obecność podwyższonej glukozy nie zbadać. Senność z nich wyparowała wraz z pojawieniem się słońca, słyszę ich ryki z ogrodu ( odgłosy Rudego też słyszę, chyba będę dziś przemywać podrapki a utoczenie juchy to chyba późniejszą jesienią się wykona ). Aha, Lalek miał incydent pod tytułem "Syn węglarza", znaczy zdrzemnął się w wiaderku używanym do noszenia węgla i wywalania popiołu. Ależ byłam szczęśliwa!
A co nowego w ogrodzie? A w ogrodzie czuć już jesień. Nie jest to jeszcze jesienność pełną gębą ale nie nazwałabym już zieleni Alcatrazu późnoletnią. Niestety nie wszystko tą jesienią będzie takie jak trzeba - trzmielina wielkoowocowa nie ma już czerwonych liści ( w sierpniu miała ) a zamiast cud owoców wiszą mumioły, jarzębina pendulka zachowuje się podobnie, tylko troszki owoców się ostało. No ale to takie tam "niewypały sezonowe", gorzej jest kiedy trza i to na tempo szukać miejsca dla drzewa. Jarzębina pospolita 'Autumn Spire' zaczęła niepospolicie gubić liście, w inny sposób niż zdarza się to jarzębom mającym problem z grzybkami ( liście nie opadały tylko schły ). Miejsce na Suchej - Żwirowej okazało się za żwirowe i za suche, drzewko wyląduje w Alcatrazie i chyba mi przyjdzie paciorkować w jego intencji bo nie wygląda dobrze. Długo padający dżedż chyba trochę spowolnił zdychanie jarzębinki ale za to wyraźnie nie posłużył prerióweczkom. Znaczy trawki leżą a powinny na baczność stać jak szeregi OT przed Antonim. A tymczasem nie mamy parady tylko siermiężny real niesłodzony i to co powinno być w pionie to wylega i "stoi horyzontalnie" jakby to zapodali spece od propagandy. No cóż, "Zawsze coś" jak mawiała pewna mucha z profesjonalnie amatorskiego animowanego filmiku.
Na szczęście nie samymi jarzębowo - preriówkowymi problemami człowiek w ogrodzie żyje, są słodkie chwile z różnymi takimi ulubieńcami. Ukochane anemonopsisy jak zwykle nie zawiodły, bardzo dzielnie kwitną ( w tym roku wyjątkowo długo ). Kiedy je sprowadzałam straszne się bałam że odmiana "ogrodowa" będzie sprawiać problemy. Tymczasem to właśnie ona najszybciej się rozrasta, najobficiej kwitnie, nie podłapuje grzybów i w ogóle zachowuje się jak mało problematyczna roślina. Śmiem twierdzić że to gatunek jest wrednawy, tak przynajmniej wynika z moich alcatrazowych obserwacji. Oczywiście człowiek zawsze chce tego czego akurat nie ma - żebyż ten cholerny gatunkowy japoniec tak długo kwitł jak jego "ogrodowa" odmiana! Te płateczki z lekkim fioletem, pojedynczy okółek płatków i prostota dziczyzny. Ech! A one kwitną i owszem ale tak sobie od niechcenia, bez wielkich och i ach, tak sobie obficie i nie tak długo jak ogrodowiec. Piękne rośliny ale wcale nie łatwo je oswoić. Muszę gatunek chyba dopróchnicować, leśność najlepiej tak nawozić. Ale mam wymagania wobec roślin, one kwitną co ponoć nie w kazdym ogrodzie się zdarza, a ja narzekam że krótko ( taa, szklanka dziś jest do połowy pusta ). Czyżbym potrzebowała do szczęścia tzw. bylin estetycznych ( u Meg odkryłam takie cudo ). Na szczęście cyklamenki, które właśnie zaczynają wyłazić są cóś mniej grymaśne. I dobrze, przynajmniej nie mam się nad czym pastwić ( plecki znów zaczynają pobolewać, chyba stąd to wyłażące nawet przy opisie ogrodowych ulubieńców malkontenctwo ). Do zalegania prozdrowotnego przystąp!
U mnie też leje i dodatkowo jestem zalana robotą :/ Ale już niedługo i będę nadrabiać zaległości :))))))
OdpowiedzUsuńbuziaki :D
U mie coś widać światełko w tunelu ale tfu, tfu, tfu! Żeby to nie były światełka nadjeżdżającego z przeciwka nowego nawału obowiązków.
UsuńA my mamy kotkę, Kokę, która miewa incydenty "Córa Kominiarza". Bardzo interesuje się, od czasu do czasu, kominem letniej kuchni. Fajnie obudzić się obok kotka, który na codzień jest biały, a czasem... (Nasze wchodzą i wychodzą kiedy im pasuje. Niestety)
OdpowiedzUsuńLalenty ma na sobie różne odcienie szarości, choć z urodzenia sierść na nim biała jak mleko z czarnymi, nielicznymi plamami. myślę że Lalenty się maskuje i dostosowuje do otoczenia, jest szary jak szara rzeczywistość. Hym... może go do Obrony Terytorialnej Antoniego zapiszę jako cichociemnego, nadałby się ( trochę gułowaty ale OT to też ciaparajdy ). No i może kasę jakąś by kocizna zarobiła ( na łupy nie liczę ).;-)
Usuń