Strony

niedziela, 3 września 2017

Jesienio - lato

To jest taki  post  o niczym czyli  o zwyczajnym bytowaniu, sprawozdawczy  znaczy.  Pitu - pitu takie bo mżawka, bo jesień nadciąga, bo spleen się rozwlókł. Niby jeszcze lato ale pogoda zrobiła się mocno jesienna. Siedzę w domu bo nie uśmiecha mi się ogrodowanie typu pielenie w deszczu paskudnie mżącym, potem zacinającym a jeszcze później zamieniającym się w ohydną, zimną wilgoć zawieszoną w powietrzu. Obłożyłam się kotami ( rzecz jasna rekonwalescentka na miejscu dla vipów ) i bezczelnie się leniuszę. Znaczy  lektura była, film o koncepcjach  dotyczących miejsca znajdowania się rajskiego ogrodu oblookałam, zaleganie z lekką kimką zaliczyłam - po prostu odpoczywam. No i knuję! Turystycznie i ogrodowo lub dla odmiany ogrodowo i turystycznie. Ogrodowe knucie to jak to zazwyczaj we wrześniu plany cebulowe. Widziałam już podczas robienia zakupów jakieś zanęcania cebulami, tulipany czy cóś czosnkowego - dokładnie się nie przyjrzawszy z powodów finansowych ( no bo po co się wystawiać na pokusę jak portfel cieniutki ). Dopiero w okolicach dziesiątego dnia miesiąca przewinę się koło cebulek  wiosennych roślin. W tym roku nęci mnie drobnica, ukochane szafirki, może trochę drobnych dzikawych tulipanków, kolejne botaniczne krokusy.  Narcyzki to tak może na dobitkę, mam ich już całkiem sporo więc nie jestem strasznie potrzebowska. Takoż samo ma się sprawa z hiacyntami. No i dobrze że zakupoholik siedzący we mnie został trochę zatkany  bo sezon grzewczy za pasem a nasze państwo ukochane tych co ogrzewają chałupę bardziej ekologicznie rozpieszcza akcyzą. Pewnie w ramach walki ze smogiem, he, he. Nie będę się tu wyzłośliwiać na temat "rzundzących" bo koń jaki jest każdy widzi a mnie szkoda klawiatury i własnych palców. Jak za oknem dżedż to choć w domu kolory  późnego lata, pierwszego ciotczynego drożdżowca ze śliwkami jadłam wśród astrów i cynii poustawianych  w wazonach gdzie się da, a nawet tam gdzie się da z trudem. Było uroczo mimo czynionych nachalnych prób rozszerzenia degustacji na większe grono ( Lalenty i Felicjan zachowywali się okropnie ). Dziewczynki niby były grzeczniejsze,  tzn. nie uczestniczyły  w podwieczorku. Spoko, ta grzeczność to  pozory - zastałam całą damską trójkę w pościeli ( zimnawo jakby więc najlepiej wleźć pod narzutę chroniącą pościel  ). Kiedy odkryłam narzutę rozległ się miauk protestacyjny, tak, tak - chłodek jesienny wokół, to już końcówka lata.




8 komentarzy:

  1. I jak tu nie lubić jesieni... Za te bukiety i drożdżówki ze śliwkami... Co tam, że trochę mży...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, żeby to tylko troszki mżyło ale to mży niemal cały tydzień! :-O

      Usuń
  2. Bukiecik uroczy, no a ciasto wchłonęłam oczami, ale mózg nie dał się oszukać i chce takiego ciasta ze śliwkami w 3D. Ale ja chciałam zapytać o Wolfganga (chyba tak mu było?) bo od dawna nie znajduję go na żadnym zdjęciu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wolfgang tematem politycznie niebezpiecznym , he, he. Nie ma go na zdjęciach bo siedzi ukryty w Ciemiernikowszczyźnie, a mnie tam ostatnio z aparatem nie gnało. :-)

      Usuń
  3. Ja nie lubię jak mży. Nie lubię, jak tak zimno, że zwijam się w ciasną kulkę. W niedzielę wróciłam po 2 tygodniach bycia w raju: sycylijski upał w Agrigento, boskie słońce, ciepłe morze, pachnące niesolone pistacje, dojrzałe figi i owoce opuncji - teraz dojrzewają. A tu - bam - ląduję w ukochanej Polszcze i diabli biorą ciepło schowane za pazuchą. Teraz siedzę w długich gaciach, polarze na grzbiecie i - dobry Boże - skarpetach - których nie używałam od ponad miesiąca. Do ogrodu wyszłam tylko popatrzeć na skapcaniałe aksamitki i przygięte deszczem do ziemi łodygi prosa, które uprawiam na ziarno dla ptaszorów w zimie. Wkurzyły mnie zagony chwastów, które wyrosły podczas mojej beztroskiej nieobecności, ale wyrywając badyl gwiazdnicy wyciągnęłam niezły kawał rabatki - tak korzenie zielska były oblepione rodzimą gliną, że zostawiłam plewienie na lepsze, bardziej suche czasy. Jakby tak jeszcze trochę słońca i ciepełka przed tą cholerną zimą. Pliz pliz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Morza ciepłego i niesolonych pistacji zazdraszczam, ja straszliwie jesiennieje a jedyna podróż jaką planuję to Piotrkowska street. Na wojaże dalsze muszę zaczekać do nowego roku, nie ma lekko. Ale też pojadę tam gdzie ciepło, wygrzeję stare kości.;-)

      Usuń
  4. Ja już nigdzie w tym roku nie planuję jechać, chcę siedzieć w ojczyźnie miłej, ale żeby ciepło było, kurczę. Dziś mży, pada i nawadnia. I wieje. Jeżyny i maliny pleśnieją na krzaku, ogórki i cukinie zgniły. Najgorzej wygląda czerwona kanna, jak zmokła kura.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja tam planuję, choć wiem że w tym roku to raczej kicha z wyjazdów! ;-)

      Usuń