Dżdży oficjalnie! Znaczy jesień która do tej pory deszczyła letnim opadem ( wstawcie co tam u Was padało - mżawkę, zwykłe deszczenie, sążniste ulewy ) deszczy teraz już zwykłą jesienną wodzianką, pluchą obrzydłą! Grzybów w bród i to jedno co dobre. Żarłam już kanie ( to na pewno były kanie, wszak żyję ), maślaczki, prawdziweczki a nawet pierwsze gąski. Ogród za to odłogiem leży i nadal jest podejrzanie zielony i mokry jak szczęśliwa żaba. Ciężko pisać o ogrodzie bo cóś ostatnio szybko przemykam zaparasolowana po "świeżym" miejskim powietrzu ( tak, znów ludziska grzeją się przy piecach opalanych zdziwnościami ) i bunkruje się w domu. Cudem jakowymś posadziłam wszystkie cebule z wyjątkiem dwóch wykopanych cebul orienpetów i uważam to za wielki wyczyn ( wszak nie utonęłam ). No i to by było na tyle o ogrodowaniu. Reszta jest deszczem, że sparafrazuje mistrza Willa. Koty upierdliwe co cud, co nie powinno dziwić w związku z aurą która nijak pasuje do jeszcze letniej energii wypełniającej czworonogi. Dają popalić! Przejawiają niszczycielskie skłonności i "agresję wewątrzgrupową" - znaczy leją się wzajemnie. Wkraczam pomiędzy walczące strony uzbrojona w pantofel typu "laciek" i tzw. silne słowo. Małgoś - Sąsiadka i Ciotka Elka twierdzą że ta porażka pedagogiczna której efektem jest wzmożona napastliwość kotów wisiała w powietrzu od dawna. Przyczyny klęski wychowawczej upatrują nie tyle w braku predyspozycji "uczycielskich" mojej osoby co w kociej diecie. Podobno nasze koty jedzą za dobrze i za dużo. Hym... ja sądzę że to zaklinanie rzeczywistości i jakieś echa dalekie podejścia typu "Weźmiemy ich głodem.".
Koty są upierdliwe bo po prostu takie są. Z natury. Albo człowiek się z tym godzi albo mieszka z psem, he, he, he. B psy to nie są upierdliwe, a już najmniej to jamniki. Taa, prawda półobjawiona czyli ćwierć prawda ( a w przypadku jamników absolutne łgarstwo ). Co prawda wszelkiej zwierzęcej upierdliwości daleko do ludzkiej upierdliwości cudownie zakwitającej po trzech deszczowych tygodniach. Człowiek chodzi po ścianach i czepia się wszystkiego oraz mendzi, knuje i przeżywa. Ja na ten przykład zaczęłam głęboko przeżywać że będę się musiała integrować na imprezie pod tytułem wesele. Kuźwa, na myśl o stopach wbitych w buty na obcasach robi mi się źle już teraz. Mam ochotę wyć kiedy pomyślę o siedzeniu wielogodzinnym przy stole z nieznanymi mi bliżej osobami, rozmówkach pitu - pitu i góralskich tańcach. Tylko się upić z rozpaczy na imprezie a to nie wchodzi w rachubę bo publiczne upadlanie się skończyłam w wieku lat dwudziestu ( pijackie ekscesy nastolatki da się jakoś tam usprawiedliwić młodym wiekiem ale pani lekko starszej biegającej nocną porą ulicą Dietla w Krakowie i ryczącej "Jestem królem zwierząt" nie da się już niczym usprawiedliwić - za stara na głupotę, za młoda na demencję ). Ech, życie towarzyskie coś mnie nie pociąga. Chyba zrobię sobie gawrę i spróbuję przeczekać deszcz, złe nastroje i kocią upierdliwość. Coś mi mówi że to będzie najlepsze co można zrobić w deszczowy, jesienny dzień.
Na weselach najgorsi są starsi wujowie, stryjowie i dziadkowie, którzy popiwszy dobrze, cudownie młodnieją i nabierają nieprzezwyciężonej ochoty do obtańcowywania młodszych kobiet. Opierając damę o swój najczęściej obfity, podany do przodu brzuch typu balkon, z zachwyconym wyrazem upitego oblicza starają się wykonać wszelkie ewolucje przewidziane programem. Do tego dochodzi oddech niosący aromat wódki, ryby po grecku, cebuli, bigosu i jajek faszerowanych. Cud, miód i ekstaza. Wesel unikam jak mogę, ale rzeczywiście czasem się nie da.
OdpowiedzUsuńZakochałam się w pierwszym zdjęciu :)
OdpowiedzUsuńŻałuje bardzo że nie doszłam czyja to praca, jest taka klimatyczna. Ma w sobie coś co uznaję za rosyjski smak , ale tak naprawdę nie wiem skąd pochodzi artysta który ją stworzył. :-)
Usuńpodpisana Zorrina, może ślad prowadzi tutaj https://zorrina.livejournal.com/photo/album/343/?page=1
UsuńSzukałam ale nadal kicha. Zorrina to może od zorro czyli forma żeńska lisa ( po hiszpańsku lisica to zorra ale może to lisia panienka albo zdrobnienie, cóś jak lisiczka ). Na razie odpuściłam ale zimową porą przysiądę fałdy. :-)
UsuńZastanawiam się czy "dyskretna" orteza nie załatwiła by mi dwóch bolących problemów - konieczności wbicia nóg w cholerne buty na "wyskokim obczasie" ( z racji kurdupelstwa oczekuje się tego po mnie ) i wykonywania tańców z gwiazdami. Chyba mam szczwany plan!;-)
OdpowiedzUsuńu nas wraz z jesienią wróciło lato i fajnie jest, a z wesela da się wyjść po angielsku :)
OdpowiedzUsuńNajchętniej to wyjście z impry wykonałabym po pół godzinie. Tylko że wtedy to by jeszcze nie było po angielsku tylko po chamsko - swojsku.;-) U nas w tym tygodniu też było miło. :-)
UsuńAle na weselach są czasami dobre samogony i flaki:) W maju byliśmy ze ślubnym na weselu znajomych, z której to pary pan młody jest góralem spod Rabki. No i zatem było pół góralskie wesele hej. Było ok, bo nikt ciupaski nie wyciągnął ale samogonczik, zrobiony przez ojca pana młodego był pierwsza klasa. W Lublinie jest sporo obywatelstwa pochodzącego z gór, jak to na ten przykład Joszko Broda.
OdpowiedzUsuńU nas będzie wesele nizinne, takie równinno - płaskie. Moje uczestnictwo w tym to będzie takie zagłębienie w terenie, prawdziwa depresja. :-/ Wujek Jo jest podobnego zdania.
Usuń