Strony

niedziela, 24 grudnia 2017

Wszystkiego karpiowatego!

Don't panic, głęboki oddech i do przeżycia świąt  przystąp. Znaczy zapoznawszy się z Waszymi przemyśleniami na temat świątecznych porządków i odpuściwszy sobie totalnie, tym bardziej że mnie wzięło i powaliło. Wiek słuszny mi wlazł na grzbiet a wiadomo  że w pewnym wieku to się sypanko zaczyna. No i mnie się tak wzięło i sypnęło  i zalegać mi przyszło. Jest wytłumaczenie i  szlus, a na początku grudnia już widać przeczucia mniałam w tym temacie. Znów więc zalegam w okolicy świąt, czyżby Opatrzność chciała mi coś powiedzieć (  a może to Opaczność knuje? ) ? Pozalegawszy i w związku z tym zaleganiem  bordello nadal wygląda jak tuż po pożarze a wyrzuty resztek sumienia przestały się odzywać wraz z nasilonym odzywaniem się co bardziej popsutych organów mojego cielska ( chyba zacznę szukać części zamiennych ). Ale dekoracje mam i to mnie cieszy! Koty nastrojone do mruczenia  kolęd, rodzina uprzedzona że  na składanie wizyt to nie ma co liczyć ( jakbym kiedykolwiek składała oficjalne i "stosowne" wizyty albo i mnie je składano  ), wyro kusząco naszykowane i Małgoś - Sąsiadka oraz Ciotka Elka  w pełnej gotowości do podzielenia się świątecznym  żarłem ( normalnie jakbym realizowała mój ubiegłoroczny pomysł z przeżyciem świąt na tzw. "krzywy ryj" ).


No lighcik a nie święta. Na szczęście jestem zaprawiona w bojach i nie muszę się martwić   jak ten stan rzeczy przeżyję i czy nie padnę z tęsknoty za poczuciem nieustającego opóźnienia, zmęczenia staniem przy garach, wstydu z powodu braku dwunastej potrawy czy też wymawiania się od pogaduszek z sąsiadami  z powodu niezmienionych  firanek  ( co ludzie powiedzą? ) czyli tego wszystkiego co czyni święta olbrzymiej rzeszy kobiet w Polsce naprawdę przyjemnymi, he, he.  Jakoś tak dziwnym trafem "brudna" część tradycji świątecznych ostała się tylko  przy paniach, panowie cóś się   szybko unowocześnili co nie oznacza że karpia  czy tam innego pasztetu może pod koniec grudnia nie być. No jakże to tak, bez karpia?! Karp w święta najważniejszy, tylko  chujinka może z nim konkurować,  a tego małego co się w żłóbku drze to za drzwi. Uchodźca, cholera, bliskowschodni! Leży to wyzywająco w tej stajence i   święta psuje. Takie prawdziwe, ze żrącą się siostrą, ciotką i szwagrem i sąsiadem co udaje Prezentowego, z Gwiazdorem od Coca - Coli i pierogami, z jazgoczącym telewizorem i dyskotekowymi lampkami i dzieciakami esemesującymi do nieprzytomności.  No i z karpiem naszym kochanym najpiękniejszym ( a wraże antypolsko nastawione mówio że on karp to ze stołów  żydowskich na  nasze przelazł, po pierwsze kłamio a po drugie jakby nie patrzeć boska analogia sama się nasuwa ).


Jakoś tak mi  przy tych rozmyślaniach około świątecznych nad obyczajowością  ( i nie tylko ) w Polsce pod koniec drugiej dekady XXI wieku włącza się historia opowiedziana  przez babcię  mojej  koleżanki, której  po II wojnie szczęśliwie udało  się powrócić  z sowieckiej  Rosji do  Polski (  babci co to granica ją przekroczyła się udało, nie koleżance - koleżanka od zawsze  z ódzkiego ) . Rodzina była niekompletna  bo dziadka załatwiła wojna (  do końca nie wiadomo która armia ), bida taka że nie było  co na grzbiet włożyć  i w co stopy obuć, o chujince nikt nie myślał bo chrust w lesie  trzeba było zbierać na opał a nie drzewka kraść z nieswojego lasu. Za dwanaście potraw robił chleb z solą, on zresztą też występował w roli opłatka,  o prezentach  nikt nie myślał, w końcu najważniejszy był ten chleb, którym mogli  się najeść prawie do syta i kolędy które wreszcie mogli śpiewać bez obawy że sąsiad spragniony przekładającej się na samogon życzliwości władz doniesie o ich  śpiewaniu gdzie  trzeba. Babcia mojej koleżanki twierdziła  że to były najpiękniejsze święta w jej życiu. Takie bez późniejszego przymusu zaprezentowania pełnego wachlarza tradycji że się tak wypiszę, prawdziwie radosne i  głęboko przeżyte, gdzieś tam w chałupie u obcych ludzi którym zrobiło się żal kobiety  bez grosza przy duszy za to  z dwójką malutkich dzieci. Chrześcijańskie, jawne jak to w Polsce jest, tak to określiła. No tak, kiedyś to bywały święta, nie to co teraz. Najpiękniejsze święta to te dawno minione, he, he.

Tjepier  mamy tylko łobowiązowe punkty do  odfajkowania zwane świąteczną tradycją. Ech! To nie tylko marketing, to właśnie ta durnie pojęta tradycja wyprana z treści, pusta skorupa bezrefleksyjnie z roku na rok powielana dobija święta. Nie ma co zwalać na  komerchę, komercha świąteczna się zalęgła bo było na to przyzwolenie.  Z protezą to zawsze łatwiej, no i w ogóle instant jest fajny a że to powierzchowne jak moje dekoracje to przeca ludziom nie przeszkadza.  I żeby była jasność nie chodzi  tu  o kupny  barszczyk czy pierożki, chodzi o świąteczność na wynos. O desakralizację sacrum, o pauperyzację potrzeb, o stado ludzkich baranów ( nie obrażając baranów ) spełniających się w orgii zakupoholizmu,  a w Polszcze  to posuniętej do granic absurdu  chęci imponowaniu sąsiadom efektami tych orgii , pozycjonowaniu się w społeczeństwie przez bezmyślne ale za to publiczne ( a jakże tak bez  publiki?! ) wykonywanie obrządków religijnych. O bezrefleksyjność stada które nie jest  się w stanie tak naprawdę  określić przez budowanie pozytywnych wartości a jedynie przez negację wszystkiego czego nie jest w stanie ogarnąć i czego się boi  ( stado  jest bierne, skazane na spryt najbystrzejszych "wykorzystujących" najsłabsze ogniwa i na zły dzień wilków - prawda stara jak  świat, nie wiem dlaczego ciągle mnie to i dziwi  i wkurza, może nie lubię myśleć o sobie jako o członkini stada  baranów, a wszak tym właśnie jestem ). No jakby mnie się znów na święta pretensje do ludzkości o tzw. kondycję zalęgły, robię się kwaśno  - gorzka jak ten prorok Jeremiasz.

 No to Wesołego Karpia Kochani ! Nie wiem co prawda jak zrobić żeby karp nasz  świąteczny był magiczny, czynił cuda   i w ogóle żeby świętowanie z karpiem było odlotowe jak dawniejsze świętowania z Jezuskiem. Znaczy w czasach  kiedy karp był tylko postnym żarłem, drugorzędnym symbolem a nie treścią nad treściami.  Truizm czyli  przypomnienie  o tym że najważniejsze było,  by w  święta Bożego Narodzenia, a już szczególnie przy wieczerzy wigilijnej  czuć wspólnotę. Jedzenie było przez swą symbolikę ważne ale nie najistotniejsze, istotą świąt Bożego Narodzenia  było dzielenie się z ciepłem i  żarłem  nawet z tzw. obcymi, także tymi z zaświatów.  Tak naprawdę jeszcze przedchrześcijańska sprawa, którą chrześcijaństwo  pięknie wzmocniło. Cóż, pomyślmy jak uwspólnotowić karpiowe święto ? -  może sakralizowanego karpiego  do  żłobka dać ( jak się stamtąd wykopie telewizor ), albo niech karp przypłynie rułą z prezentami. Narodził się nam karp w galarecie, maluśki, maluśki bo to prawie jeszcze ikra. Może nawet się  nim kiedyś tam podzielimy z wędrowcem   od pustego talerza, jak rzecz jasna  promocyja na karpiego  będzie i po taniości go nabędziemy. Bardzo po  taniości a i dobrze jakby  wędrowiec apetytu nie przejawiał, bo w świętym kapitalizmie zysk robi za ducha. Wszystkiego karpiowatego, pokój krainie  ciężkiej Hipokryzji i Pomieszania ( taa, u nas to  ołtarz myśli  że jest tronem a tron że jest ołtarzem ) i ludziom, przede wszystkim tym  słabszym i  tym miernej woli , błyskotliwym jak kartoflisko o późno jesiennym świcie a pełnym niechęci do wszystkich podejrzewanych o "lepszość", "inność" i w ogóle  posiadanie choć  śladowej indywidualności wyróżniającej z gromady!!! Pokój - spokój  niech się stanie, zgoda ze sobą i innymi bo to jest właśnie to czego najbardziej nam w karpiowych świętach stadnie - gromadnie  głupio obchodzonych brakuje. Pokój nam wszystkim!

16 komentarzy:

  1. Tabaziu dzięki za ten przezabawny jak zwykle pościk świąteczny, życzę dużo zdrowia i jeszcze raz zdrowia! żyj nam Kochana 100 lat i pisz dalej:) Wesołych Świąt i wszystkiego Najlepszego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za życzenia zdrowia, przydadzą się dodatkowe "moce sprawcze" ( zaszeptuchować ten mój wredny kręgosłup ;-) ). Ja też Ci życzę takich prawdziwych, udanych świąt ( już niedługo będzie można podsłuchiwać rozgaworki źwierząt, taa, strach się bać co człowiek mógłby usłyszeć ;-) ). :-)

      Usuń
  2. Tabasiu ZDROWIA, ZDROWIA i jeszcze raz pieniędzy (na Święta i Nowy Rok, na podróże i ogrodowanie!)
    Dekoracje fantastyczne! Czy ja tam widzę kulę z bałwankiem? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięks i nawzajemki. Kasa prawie zawsze mile widziana, bo i leczyć się z nią łatwiej i z przyjemności życia można solidniej korzystać. Co do dekoracji to prowadzę negocjacje ze Szpagetką w sprawie bombek na brzózkach.;-) I tak, to jest ów słynny listopadowy bałwanek. Szczęśliwie nabyty za pół ceny w odpowiednim momencie.:-)

      Usuń
    2. Bałwanek zarąbisty, Ci powiem. Sama chętnie bym zgrzeszyła finansowo w kierunku tegoż bałwanka! Nasze kotostwo jakoś niezainteresowane ozdóbstwami. Może dlatego, że skąpo w tym roku ozdabiałam i większość głosi chwałę na wysokościach, czyli podpięta jest pod żyrandole. Tak się koty przerabia na szaro ;)

      Usuń
    3. Bałwanka jeszcze sfocę, wart był grzychu! :-) Koty u mnie niestety nieustająco niedobre, nosi je. Pewnikiem pogoda je tak nastraja, czy to zima czy może już wiosna i można szaleć. Twoje jakieś takie grzeczniejsze ale może dlatego ze są "dworowane" od jakiegoś czasu i energia nie tylko w kierunku zakazanych spraw jest kierowana. U mnie, niestety ilość wyjść nie przekłada się na kocią spokojność. Może dlatego że towarzystwo było "wychodzące od zawsze". :-)

      Usuń
  3. Wszystkiego dobrego :) U nas święta mijają wolno i spokojnie :)
    buziaki :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Tabaziu, widzę, że mamy powinowactwo duchowo-filozoficzno-intelektualno-mentalne zupełne. Właśnie nie lubię świąt dlatego, że bliźni czyli moja najbliższa rodzina w postaci rodziców i teściów (właściwie mamy i teściowej) dostaje obłędu w postaci przekonania o konieczności urządzania świątecznej wyżerki ponad wszystko. I koniecznej konieczności spotykania się właśnie w ten dzień bo inaczej się do cholery nie liczy. Dobra, przymus spotkania się, bo sąsiedzi widzą, że dzieci nie przyjechały - to jest główna przyczyna zebrania wigilijno-świątecznego. A tak naprawdę celebracja wspomnienia narodzin Jezusa - Jeshui ben Josef, który narodził się nie wiadomo kiedy - ani dzień, ani miesiąc, ani nawet rok nie jest wiadomy. Wiemy, czym jest dzień 25 grudnia - dziś dla nas cokolwiek umowny, bo przesilenie zimowe przesunęło się zgodnie z prawami natury - Święto Mitry, Słońca Niezwyciężonego, Sol Invictus - święto obchodzone w Rzymie od czasów,gdy zaadaptowano z premedytacją obce kulty. Klin klinem wybija się najskuteczniej. Zawiesiłam na belce pod sufitem podłaźniczkę wymajstrowaną osobiście, bo mamy młodą kotkę, a wiadomo, co robią koty jak widzą drzewko. Dla dzieci, które zgodziły się, że nie będzie tego roku choinki klasycznej. A Bóg patrzy na nas zewsząd, "Kościół Cię nie ogarnie, wszędy pełno Ciebie i w otchłaniach i w morzu, na ziemi i w niebie". Nikt Go nie ogarnie, nikt Go nie wtłoczy w ramy, schematy, reguły, nakazy i zakazy. Cieszmy się, bo widzimy Go w naszym życiu, w naszych zwierzakach i naszych roślinach w ogrodzie. Kimkolwiek jest. W tym wszystkim widać myśl, plan i wolę tworzenia. To niesamowicie pobudzające i ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uuu, to Ty kochana masz tzw, święta męcące. Terror emocjonalny rodziny ( w mojej praktykowany pod hasełkiem "To już chyba moje ostatnie święta" - quźwa, od dwudziestu lat są ostatnie!;-) ) załatwiam od jakiegoś czasu " siłom, i godnościom osobistom". Nie ma przymuszania do celebracji, wizyty składam w innych terminach o czym informuję z góry ( mało grzeczne ale skuteczne "W święta chcę odpocząć a siedzenie przy stole i rozmawianie z dziesięcioma osobami naraz nie jest dla mnie odpoczynkiem, przyjdę kiedy będziecie mieli luzik " na ogół załatwia sprawę, kiedy napastują nadal stwierdzam że zamierzam wyjechać i szlus ). Świętować można wszędzie a że okazja taka raczej symboliczna znaczenia wielkiego nie ma. Dla klasycznego agnostyka, którym się czuję, alleluja nie jest wpisane w reguły. Miło jest poświętować gdy inni świętują, o ile to świętowanie nie sprowadza się do "pustych" wizytek, żarła w ilości niestrawiennej i rozmowie w towarzystwie akompaniującego telewizora. Howgh! Niech moc będzie z Tobą! :-)

      Usuń
  5. U mnie są święta i męcące i mącące - w żołądkach, bo jak mocno już starsze panie biorą się za aktywności kulinarne, to niestety, widać że latka lecą i powinno się już zaprzestać tego procederu, aby siebie i innych nie struć. Przecież w sklepach wszystko jest, chwała Bogu, i to świeże i smaczniejsze. Ale gdzie tam, dostaliśmy wyprawkę w postaci pieczonych udek kurczaka w jakimś podejrzanym sosie, bigosu, piernika, stefanki i rolady. Już w domu po bliższych oględzinach okazało się, że bigos skwaśniał, udka mają dziwną gorycz, a ciasta złapały zieloną wesołą pleśń. Wszystko natychmiast wyjechało na ugór przed domem i stało się świąteczną ucztą dla gawronów, kotów i lisa. Taki pożytek. A moc zawsze się przyda! Nawet mnie - deiście z przekonania:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój boszsz... a wystarczy jedną rzecz ugotować a dobrze. No ale starszyzna tak ma, ilość się liczy żeby bidnie nie było i tradycyja zachowana. Skutek to marnowanie żarcia. Jedyną radą jest asertywne podejście do tematu. Piszę z doświadczenia bo moja Mama była zmuszona "wychować" Babcię Wiktorię ( micha wielkości miednicy sałatki jarzynowej krojonej przez zachorzałą Babcię wylądowała w śmietniku, na babcinych oczach i z odpowiednim tekstem o zdrowiu rodzicielki i hierarchii ważności potrzeb i rzeczy - no i się skończyło wyczynowe przygotowywanie żarła przez Babcię, robiła swój świetny sernik i drożdżówkę czyli przedświątecznie się udzielała ale już bez wyczynów na pograniczu tzw. zdrowego rozumu ).:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cholera, zatem widać, że terapia wstrząsowa dobra jest i dla starszych pań, przetrzymają i wyjdzie im i całej rodzinie na zdrowie. Ja chętnie bym ją zastosowała, tylko mój mąż ślubny jest zwolennikiem oszczędzania prawdy Mamuńci, bo twierdzi, że i tak nic nie zadziała a jej będzie przykro, bidulce. I tak męczy się w oszustwie całe życie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Taa, a jak Mamuńcia padnie na twarz w kapuchę z mięsem przy kolejnym bigosowaniu to mu żal nie będzie? Nie ma mowy o tym żeby Mamuńcia zalegała i w ogóle nie urządzała świąt. Jak sprawia jej to przyjemność to dlaczego ma czegoś tam nie ugotować. Tylko bez tej perwersji wyczynowej! Jeśli chodzi o terapię wstrząsową to starsze panie mają wytrzymałość młodych bawołów afrykańskich - to dzieci zazwyczaj mają stracha przed byciem dorosłymi i powiedzeniem rodzicom "Nie!" i poniesieniem tzw. konsekwencji ( taa, gadka szmatka o "nic to nie da" to usprawiedliwienie dla wszystkich damskich i męskich "świętospokojów" ). A pismo powiada "Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce". To bardzo brzydko zmuszać starszą osobę do nadmiernego wysiłku, fuj!;-) A wystarczyłoby gdyby taka stefanka albo piernik z Wami przyjechały. I mamuńcia szczęśliwa bo zrobiła coś domowego w święta a nie jest urobiona, bez tego koszmarnego przedświątecznego zmęczenia i owce całe, że tak rzecz ujmę.;-)

    OdpowiedzUsuń