W zeszłym roku popełniłam wpis pod tytułem Koniferyzm stosowany czyli rzecz o iglakach w ogrodzie a teraz znów o iglakach piszę. W końcu tej wiecznej zieleni ratującej mnie od zimowej deprechy coś się ode mnie należy. Wspominki mnie naszły z Albionu, konkretnie to z ogrodów RHS. To jest takie pitu, pitu bo jak mantrę powtarzam parę rzeczy z poprzedniego wpisu. Wiadomo kropla drąży skałę, he, he. Cóż, iglakowe ogrody nie należą do moich ulubionych, bezczelnie przyznaję że ja, przecież w końcu miłośnik leśnych klimatów, odpuściłam sobie iglacze fragmenty w Wisley ( obsadzony iglakami skalniak, obficie zresztą oprócz zaiglaczenia ubyliniony, wystarczył mi do szczęścia ) i za bardzo nie przykładałam się do zwiedzania z należytym szaconkiem iglakowego ogródka w Rosemoor. Szlajałam się jak zwykle po byliniakach, oblookując z narastającą zazdrością co Anglicy potrafią zrobić z bodziszków i innych takich "niepozornych", "badziewnych" i "bez wyglądu". Jednak gdyby kiedykolwiek przylazło mi do głowy budować ogródek iglaczy to na pewno sięgnęłabym do brytyjskich wzorów. Dlaczego? - przede wszystkim dlatego że ogródek ze szpilkowymi w wydaniu wyspiarskim to nie jest iglacza monokultura. Conifery tak, jak najbardziej i w ogóle ale jak to tak sadzić bez towarzystwa?! Nie uchodzi. My mamy jakieś zacięcie monokulturalne, że tak zjawisko nazwę - jak iglaczymy to po całości, jak sadzimy trawy to zamiast urody stepu mamy coś jakby pastwisko tylko że bez wypasu bydła, wicie rozumicie łąkę użytkową składającą się z 99% traw wieloletnich. Przeciętny polski ogródek iglaczy robi się ze sporej ilości drzew i krzewów szpilkowych w różnych gatunkach i odmianach ( im więcej tym lepiej ), sześciu wrzosów lub wrzośców i dwóch berberysów jako alibi ( no są liściaste, tajgi nie ma ). Czasem rodki albo azalki ( lepiej rodki - liści nie gubio ) zastępują berberysy i wtedy dopiero robi się elegancko. Ogródki iglacze w których rosną drzewa i krzewy liściaste, ba, byliny w nich posadzono, wcale nie tak często się spotyka a jak już się spotyka to właściciel okazuje się mocno ogrodniczo zakręcony. Kowalski nadal monokulturowy! Tyrawnik a czasem nowomodny żwirek się przeca nie liczy bo to wypełniacz, cóś jak ten dywan w salonie w latach pięćdziesiątych XX wieku, bez dywanu salon nie był salonem. Bez tyrawnika czy tam żwirka doopa nie ogród.
W Rosemoor mały tyrawniczek był co prawda ale większość iglaczego ogródka wypełniały drzewa i krzewy a prawie połowa z nich miała liście. U nas drzewo z liśćmi jest drzewem problematycznym, zaśmieca liśćmi, opadłymi kwiatami, skrzydlakami czy tam owocami cudny ogród bezproblemowy. Drzewo czy krzew śmiecący jest nie do przyjęcia w ogrodzie bezproblemowym, natomiast iglaki nadają się do takiego ogrodu bo w powszechnym mniemaniu nie gubią igieł. Tak twierdzi naród grzybiarzy, którego przedstawiciele wypatrzeć potrafią ukrytą w morzu igieł sosnowych szarą gąskę. Ciekawe że sosna gubi szpilki w lesie ale w ogrodzie to na pewno nic nie zgubi. No i szyszki w ogrodzie na szpilkowym drzewie nie wyrosną. Nie wyrosną bo nie mają prawa! Angole wiedzą że szpilkowe mają prawo do tworzenia szyszek, gubienia szpilek i przede wszystkim do rośnięcia. Rzadko sadzą duże drzewa szpilkowe. Za to jak już sadzą to w dużych ogrodach, dodając im do towarzystwa derenie syberyjskie, podejrzane o słabą odporność na mróz nowozelandzkie krzewinki, trawy w dużej ilości, paprocie co odporniejsze, byliny typu acaena czy fiołek labradorski. Jak się da to upchają berberysy. Nie wrzucają wszystkich iglaków do jednego wora, na wrzosowiskach rosną sosny, jałowce ( ulubione to co lepsze odmiany pospoliciaka ), nie sadzi się na wrzosowiskach cisów czy cedrów. No nie ta bajka. Tak to wygląda w ogrodach pokazowych lub w ogrodach tych bardzo zakręconych ogrodników , a jak wygląda w takich zwykłych przydomowych ciężko powiedzieć bo albo ich mieszkańcy nie uprawiają ogrodów i ograniczają się do koszenia trawy na podwórku albo uprawiają inne niż iglaki rośliny. Nie wiem czy to ze względu na klimat czy też na inną tradycję ogrodniczą, iglaki na Wyspach nie są ulubionymi roślinami tzw. zwykłych vel niedzielnych ogrodników. Przegrywają z różami, z egzotami, krzewami liściastymi, ba, przeżynają z bylinami! Uroki tajgi to nie są albiońskie klimaty.
Ja! Ja mam taki właśnie ogródecek! Po poprzednim właścicielu. Monokultura świerka srebrzystego z upieprzonymi w połowie pnia czubkami (ohyda) i teraz przepraszam, będzie ostro: tuj-w-chuj (ohyda!), jałowce, dwa cisy posadzone tak, że nawet ja się męczę patrząc na nie, berberysy dla "przełamania", rododendron, azalia, tyrawnik, wrzośce, wrzos. Podglądałaś?
OdpowiedzUsuńNie musiałam wcale w celu podziwiania z Odzi wyjeżdżać, niedaleko mam osiedle domków jednorodzinnych, he, he. Z moich wojaży po kraju wyciągam wniosek że ten typ ogródka jest u nas najbardziej rozpowszechniony. Nie zawsze występuje tzw. cały zestaw, czasem zadowalają się tylko obtujaczeniem i pieprznięciem jakiegoś biednego rodka pośrodku tyrawnika albo samym obtujaczeniem. To jest taka polska masówka ogrodowa, najpopularniejsza forma nasadzeń. W Odzi w co większych ogrodach, takich z zamożniejszymi właścicielami jakby rodził się nowy trynd - iglaki na żywopłot, dwa drzewa liściaste, morze traw i duuużo kamienia. Nie wiem czy to tylko ódzka specialite czy co "modniejsze" ogrody w tym kraju stepowieją. Jednak bylinowstręt nadal obowiązuje, pod tym względem mało co drgnęło. A tak na marginesie, to co w Cebulandii wyprawia się z wrzosami i wrzoścami kwalifikuje się do pogadanki o tym jak starannie i czasem z dużym nakładem środków uprawiać bezstylowy pierdolnik w okolicy domu. Polacy masowo mordują wrzosy, widać lubio!
UsuńNie martwiaj się Psie, nie ma że nie ma - poświęcisz ziemi trochę pomyślunku i pracy a ona Ci się odwdzięczy. Ogródek nie musi być wyglancowany, wyprojektowany do ostatniego roślinka by sobie żył i człowieka cieszył, ogródek najlepiej się czuje jak jest czymś więcej niż ogarniętym terenem koło domu. :-)
Podglądałaś! Derenie też mam! Calutenieńki rządek!
UsuńAle dzisiaj świtem, obudzona przez Jupi, która przyszła sprawdzić, czy aby jeszcze śpię o 5.40, zasiadłam w internety i porobiłam notatki z byli, które chcę! Teraz muszę je tylko wytropić w handlu bądź w naturze (np. jasnoty, do których mam sentyment - może dla innych to chwast, ale ja je lubię).
Zrób listę na kwiecień i wyślij do Odzi ( znaczy przypominaj się że chcesz wysłać bo ja mam durszlak a nie pamięć ). Coś się może ukopie, taką jasnotę na przykład. :-)
Usuńbo moja teoria jest taka, ze Anglik lubi ogrodować, czyli szarpać się z tymi okropnymi bylinami, opadającymi liśćmi, wrzeszczącymi ptakami, lubi ubrudzić sobie pazur, spocić się przy grabieniu. a Polak to panisko, ma być kurna elegancko, dostatnio i po modzie, żeby ludzie widzieli, ze nas stać. i, żeby jak najmniej roboty z tym było a jeszcze jak przy okazji można się pochwalić wypasiono kosiaro, by sąsiadowi oczy z zazdrości wypaliło, no to już pełen sukces. czyli iglaki bo nie "śmieco", żwir, bo "bezobsługowy" i widać, ze nadążamy za modo, oprócz tego trawnik, gryll i trampolina albo wolnostojący basen. znajdowanie przyjemności w pracy fizycznej, traktowanie jej jako sposobu na relaks, to nie leży w naszym charakterze. dla mojej mamy odpoczynek to znaczy nie "robię nic". nie potrafi pojąć, ze jak się złacham w ogrodzie, wrócę brudna, spocona i głodna to jestem najszczęśliwsza na świecie.
OdpowiedzUsuńnie ma tradycji ogrodowania w narodzie, Anglicy to ćwiczą od setek lat a my z bidy głównie warzywka i to tez takie podstawowe, czyli kapucha, pyry i ogóry.
oglądałam se, jak pewnie większość z upodobaniem, Downtown Abbey, nie tyle dla fabuły co dla scenografii i pokazania zależności społecznych w początkach 20 wieku. tam rolnik, dzierżawca zapraszając pomoc kuchenna z dworu w swoje progi podawał herbatę w porcelanowych filiżankach. to tak a propos różnic miedzy tam i tu.
Do ogórasów nic nie mam i sama chcę je wcisnąć na rabatkę, bo lubię, ale masz Ty rację Leloop. Spocić się oznacza nieszczęście, a leżeć plackiem i narzekać to szczyt wypoczynkowych możliwości.
UsuńHerbata w arcopalu, duraleksie, arcorocu lub rodowym serwisie z melaminy to dlatego, że porcelanę trza myć ręcznie. Jak Hiacynta Bukietowa. Na co komu ręcznie malowane wrąbki, gdy nie można ich upchnąć w zmywarce? ;)
A ja bohatersko myję skorupy starego typu! Lubię ceramikę, kawa mi inaczej w kubeczku czy fylyżance prawdziwnej smakuje - takie zboczenie mam. Zmywarka fajna rzecz ale niestety niedoskonała, no nie można mieć wszystkiego.:-/
Usuńja akurat lubię hierbate z fajansu, a porcelanę i tak myje w zmywarce bo lenistwo kuchenne bierze górę (nic nie trwa wiecznie, efemerydy i takie tam) ale nie o to mi chodziło.
Usuńrzecz w przepaści kulturowej, tak jak napisałam, oni ćwiczą te ogrody i herbatę od kilkunastu pokoleń, my zaledwie od kilku. gdy angielski "chłop" popijał te herbatę z porcelany, moja kilkunastoletnia wtedy babcia, na wschodnich rubieżach, na bosaka, z patykiem goniła krowy na pole. podobnie było tu gdzie teraz mieszkam a przecież od Anglików rzut beretem przez Kanał. z potwornej biedy hodowało się to co można było do gęby włożyć czyli grykę, proso i kapustę za część ozdobna robiły hortensje bo same rosły. do tej pory ogródki przydomowe to głównie warzywniki a część ozdobna wygląda jak w PLu tzn. coś wypasionego pośrodku (palma, bananowiec, araukaria, trawa pampasowa a ostatnio drzewka w chmurki) a po bokach żywopłot z czegoś co szybko rośnie czyli tuja albo laurowiśnia, rodki i hortensje dla okrasy. dopiero od jakiegoś ćwierćwiecza rozplenili się różni dizajnerzy i zaczęły powstawać masowo szkółki, młodsze pokolenie już się naoglądało internetów ;)
i jeszcze z podobnej beczki. duński miliarder kupuje szmat ziemi w Szkocji i tworzy tam eko-gospodarstwo, które zaopatruje w żywność luksusowa farmę na wynajem.
Usuńktóry z polskich nowobogackich wpadłby na ten pomysł i jeszcze sam bawił się w ogrodowanie ?
https://www.gardenista.com/posts/killiehuntly-farmhouse-an-organic-farm-in-the-scottish-highlands-with-rooms-for-rent/
https://www.remodelista.com/posts/in-scotland-a-luxe-nature-retreat-from-a-danish-billionaire/
http://killiehuntly.scot/Killiehuntly/Killiehuntly_Home.html
Namiętnie oglądałam wszyściutkie odcinki Downton Abbey. Dokładnie tak samo "nie tyle dla fabuły co dla scenografii i pokazania zależności społecznych w początkach 20 wieku". Dla mnie arcyciekawe!
UsuńNo i wyszła Wadera z lasku! Ja tu post o skalniakach tworzę a tu pracę potliwo - czółkową mnie te wasze Downton Abbeye przerywają. Wkilikałam nowy post i jadę z tą tradycją ogrodniczą. Kara musi być, znaczy będzie o historii, ekonomii i w ogóle nudnie. Dobrze wam tak!;-)
Usuńwstawiłabym adekwatnego emota ale blogger nie uwzględnią, tzn. uwzględnia ale musiałby właściciel w bebechach pogrzebać
UsuńCieszcie się, że macie widok na ogród z iglakami przynajmniej w takiej ilości. Ja mam przez ogrodzenie z siatki look na ogród sąsiada, o który już wielokrotnie pisałam. Jest on przykładem człowieka, który w sposób ekstremalny praktykuje dolce far niente ogrodowe. U niego na 1300 mkw panuje monokultura trawnikowa oraz 3 choinki wysadzone z doniczek po Bożym Narodzeniu, w tym jedna uschnięta. Zaznaczam, że na środku działki stoi dom, w którym mieszka on z rodziną, to nie tak, że nikt tam nie przebywa. W lecie siedzą pod parasolem lub na tarasie pod daszkiem, bo nie mają ani jednego drzewa, które dawałoby nawet minimalny cień. No ale jesienią nie musi grabić swoich liści, grabi przywiewane z mojego orzecha :)
OdpowiedzUsuńOdpowiem Wam obu, Lasencje, za jednym sięgnięciem po klawiaturę. Kult domowego lenistwa czyli odpoczynku przez zaleganie, obżeranie się wcześniej przygotowanym w dużej ilości żarłem, popijanie tego wszystkiego czymś przełamującym monotonię życia zbliża sporą grupę z nas w ich mniemaniu do tych szczęśliwych którzy "nie muszą nic robić". Te trampoliny niemal już obowiązkowe w domach z dziećmi ( młode szybko się nudzą i trampolina robi za gadżeta pokazując światu że w tym miejscu mieszkają zamożni rodzice dbający o pociechy ), baseny które zważywszy na rosnący koszt radości indywidualnego pluskania mogą niedługo robić za synonim luksusu, kosiary wypasione które koszą smętne tyrawniki z rolki to nic innego jak tęsknota za tzw. lepszym życiem. Tak wygląda sen biedaków ( umysłowych przede wszystkim ) o życiu tych którym się "w życiu udało". Udało się oznacza posiadanie środków pieniężnych w ilości pozwalającej na nicnierobienie. Zagadżecenie robi dobrze na samopoczucie. Tak sobie myślę że to jest nie tylko polska specjalność, ludzi w ten sposób wyobrażających sobie szczęście jest multum na całym świecie. To wynika z tego że przez całe pokolenia musieli ciężko zapierniczać żeby przeżyć, kiedy zrobiło się im tylko troszkę lepiej to postanowili pozalegać. Ci co zalegają za długo zaczynają się męczyć, bo zaleganie wbrew pozorom bywa cholernie męczące i szukają ujścia dla rozpierającej ich energii, często w drugim lub trzecim pokoleniu od rozpoczęcia zalegania. To nie jest duży odsetek bo większość ludzi idzie na łatwiznę, taka strategia ewolucyjna. Dlatego, przez to pójście na łatwiznę cudnie powiązane z egoizmem, na świecie zawsze będzie spora liczba głupków uważających że bezruch, stagnacja, a już przede wszystkim ten brak wysiłku, to prawdziwe szczęście. Świat jest jednak tak skonstruowany że to co niby stoi w miejscu tak naprawdę w nim nie stoi tylko się cofa i amatorzy nicnierobienia zawsze są zaskakiwani przez to że cholera, znów muszą robić i to ciężko, bo życie polazło do przodu w momencie kiedy oni nic nie robili. Biednemu, karwa, zawsze wiatr w oczy! Za nędzę ludzką w 80% odpowiedzialna jest ludzka głupota. Ta krótkowzroczność wynikająca z chwilowego zaspokojenia podstawowych potrzeb jest moim zdaniem charakterystyczna dla większości ludzkości i może być tym co położy kres naszemu gatunkowi na zasadzie to co spowodowało rozwój spowoduje też upadek.
UsuńO ile brak chęci wysiłku do ogrodowania można tłumaczyć w różnych indywidualnych przypadkach wszystkim czym się da, o tyle chęci pławienia się w nieróbstwie trza się doszukiwać w ewolucji gatunku. Takie przemyślenia mam na temat uwielbienia nicnierobienia.
Bjork, Ty go zupełnie nie rozumiesz. On utrzymuje pole golfowe, tylko jeszcze nie miał siły rozpocząć gry - koszenie go wykańcza ;]
UsuńMój boszsz... ten trop jest wysoce prawdopodobny. Jakbyś zobaczyła że golfiarz kopie podejrzane małe dołki to już będziesz na 100% pewna, he, he. ;-)
UsuńA wiesz, że ja mam tak samo! Miłośnikiem iglaków był mój mąż, ja to tak - bardzo sceptycznie i grzecznie - nie dziękuję. Ale że ogród wielki, pomysłów brak, to przecież i ten iglak czy iglakopodobny się zmieści. Nie wyobrażam sobie ogrodu... świata zimą bez tych zielonych kolumn. One też mnie ratują przed deprechą :D
OdpowiedzUsuńczytam dalej... tyle myśli po jednym zdaniu :D
Twój post sprawił mi ogromna radość taką ogrodniczo praktyczną :)
Usuń1. Na fotkach znalazłam wiele inspiracji dla własnego ogrodu.
2. Poczułam wielką radość ogrodniczą - radość laika, bo zaprezentowane przez Ciebie propozycje ,,pokazowych ogrodów angielskich" w wielu przypadkach odnajduję na swojej działca i w tych moich kompozycjach. Ogromnie podniosło mnie to na duchu, że nie jest ze mną aż tak źle jak mi się wydawało. Od początku tworzenia rabat iglaki (dla jasności iglakami nazywam wszystko co zielone i do niego podobne, tuje też) sadzone były jako ,,eksponat" rabatowy, jeden albo dwa dla symetrii. Mam rabatę, która robi wrażenie ,,czysto iglastej" ale latem nagle okazuje się, że wśród niej/pomiędzy nich rosną inne rośliny. I tak właśnie lubię. Nie lubię monotonii, kocham symetrię i bez niej trudno mi widzieć świat, ale monotonna symetria jest dla mnie nudna.
Panowie lubieją drzewa iglaste, może to ma jakiś podtekst freudowski, sama nie wiem.;-) Tuje są iglakami, mają młode liście szpilkowate, z czasem łuskowate, należy do rodziny cyprysowatych. Niektóre zmieniają zimą barwę na brązową albo miedzianą, nie zawsze są wiecznie zielone. Ja też lubię iglastą zieleń zimą, ale uważam żeby mi się Alcatraz w bór nie zamienił. Monokultura ( każda ) to nie jest to co tygrysy lubią najbardziej, jałowo się człowiekowi robi od tego typu nasadzeń. Ziemi zresztą też. ;-)
Usuńhahahahah!!! Tu taniec zwycięstwa wokoło ogniska :P tuje to iglaki :D
UsuńAle do końca się upiera! Mówię mu - tuje to iglaki.
Usuń-Nie, są spokrewnione
Mówię mu, że znawca tematu napisał mi i cytuję Ciebie...
- a to może... - i tyle!!. Tyle lat szarpania moich nerwów i ciągłego poprawiania mnie i czepiania się jak mówiłam o tujach jako iglakach, a teraz jedynie ,,a to może" no normalnie wziąć i ubić :]
Nadęłam się jak balon po tym znawcy tematu, he, he. Hym, wobec kolegi małżonka można zastosować akcję typu "Mydłem, dobij go mydłem!". jest takie dżefko pod tytułem miłorząb, które powoduje dysonans poznawczy wśród mało botanicznych. Co prawda taktyka dobijania systematyką botaniczną może źle wpływać na tzw. pożycie małżeńskie, wszak panowie uwielbiają objaśniać świat kobieciątkom, he, he. ;-)
UsuńJa tam lubię jak i zimą jest troszkę zieleni, ale bez przesadyzmu... Fajny blog z pewnością tu wrócę :)
OdpowiedzUsuńWitam, witam w moich progach. Zapraszam do stołu z zieleniną ( i nie tylko zieleniną ). :-)
UsuńMój sąsiad niczego nie kopie, bo to wymaga za dużego wydatku energii. A pola golfowego nie stworzy ze swojej połaci trawnikowej, ponieważ onaż jest pochyła cokolwiek - spadek na północ oraz posiada kilka krzywych skarp, które zamówił u domorosłych majstruniów. Ze skarp wystają na kilka cm takie plastikowe kratki ograniczające spełzywanie zbocza czyli soliflukcję, co wybitnie utrudnia mu koszenie oraz powoduje, że dziecko spada regularnie z tych skarp na niższą terasę. Zatem dołków nie ma, ale często ma górki będące efektem działania kreta i nornic.
OdpowiedzUsuńNo, proszę! Przeglądam ja sobie fejsbuka a tam reklama Twojego bloga i link do tego posta! No teraz to obserwatorów przybędzie! :)) Konta na fejsie ponoć nie masz, ale blog Taba Azy już tam jest :) Gratuluję!
OdpowiedzUsuńSąsiad nie kopie bo on zdaje się już skopał założenie po całości.;-) To jest tzw. trudne pola golfowe ( znaczy podejście z kijem nr 12 ;-) ) a krety to jest element animalny ( jak się okazuje tyż podły ) robiący za mnożnika przeszkód terenowych ( trudniej trafić do dołka jak kretowisko zasłania ). Ciekawi mnie tylko dlaczego on posadził chuijnki postświąteczne - ekolog czy oszczędny?:-)
UsuńCóś takiego! Link do posta mnie dziwi bo kiedyś tam Wilczyca podlinkowała mnie przez konto zaprzyjaźnionego sklepu ogrodniczego ( co to nawet Meg go uważa ) ale to było wieki temu. Polazłwszy do działu statystyki w blogerze i rzeczywiście cóś mnie oglądalność wystrzeliła. :-O Spokojnie, to przejdzie - za chwilę będzie inna atrakcja i o mnie będzie cicho. No chyba że napiszę że publicznie wsadzę w tyłek pozostałości po zdechłej tujce mojemu ulubionemu przeciwnikowi ideologicznemu. Wtedy będzie głośno a klikalność dopieści ego.;-)
UsuńWczoraj tak sobie siadłam i myślę: obgaduję na tym forum sąsiadów ile wlezie, z jednej strony mam sąsiada lenia ogrodowego, z drugiej - maniaka oprysków i koszenia trawnika co drugi dzień po trochu (dawkuje sobie tę przyjemność, żeby nie skonać z rozkoszy). Ciekawe co oni sobie o mnie myślą, zakładam, że mogą mnie widzieć jako szurniętą babę, która w styczniu plewi i nie może wytrzymać jak Bóg przykazał przy telewizorze, i grzebie paluchami w tej brudnej ziemi do zdechu, ranki i wieczory, a jak nie ma już co grzebać to cholera podlewa i marnuje wodę. Nie ma co, niezłe z nas sąsiedztwo.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTak się zastanawiam jakie w tym roku iglaki posadzić i natrafiłem na stronę o iglakach http://iglaki.yum.pl - zawiera kilka przydatnych informacji, jeśli ktoś potrzebuje. Ciekawe kompozycje ogrodowe
OdpowiedzUsuń