Strony

piątek, 22 lutego 2019

Katania i drzemiący potwór





Dla turystów zwyczajne sycylijskie  miasto, dodajmy że mało atrakcyjne  bo zabytki w porównaniu z inszymi sycylijskimi miastami  mało wiekowe, bo aparycja miasta  taka ódzka w stylu  głębokie  Bałuty, bo czystość  ulic przypomina Neapol, bo ludzie żyją swoim życiem turystami niespecjalnie się przejmując.  Turysta weźmie i zaliczy, znaczy pobędzie  parę godzin, fotki pstryknie, pojedzie autobusem albo wynajętym autkiem na Etnę i odpłynie w insze rejony Sycylii, gdzie zabytków molto a na turystę z utęsknieniem wręcz wyczekują. No nic Panie tego, ciekawego w tej Katanii ni ma, no nic  na czym oko zawiesić i w ogóle to u nas już ładniej. Taa... A Katania sobie trwa uboga w
sklepiki z pamiątkami  z  "naturalnej  lawy" odlewanymi w Chinach czy jedynej słusznej ceramiki sycylijskiej.  Ludzie w niej mili, tacy że jak wieczorem ciemnym wylądujesz i za cholerę nie możesz dojrzeć nazwy ulicy na której  masz mieszkać,  wykutej na ścianie kamienic to pomogą, z psem spacerując  i mile z tobą gawędząc w języku  ci nieznanym na miejsce zakwaterowania zaprowadzą nic w zamian oprócz dziękczynień nie  chcąc.  Katania smaczna, bogata w dobro kulinarne i w świetne tworzywo do robienia tego dobra.  Katania dobrze skomunikowana z miejscami  znanymi z tzw. atrakcji  turystycznych.  No i co najważniejsze Katania w związku ze swoim "niskim potencjałem turystycznym" nie jest zapchana masowymi wycieczkami do niemożliwości. Dla Mamelona i mła  to wielka zaleta!

Do Katanii trafiłyśmy całkiem nieświadomie w dniach jej największej chwały, znaczy nasz pobyt zbiegł się był z terminem  święta patronki miasta św. Agaty. Wszędzie gdzie się dało  krwiście czerwone cyklameny i nie mniej krwiste makatki z wyhaftowanym złotym A. Rzecz jasna to by  było za mało w dobie  elektryfikacji więc oświetlenie placów i ulic po których ciągają relikwiarz  św. Agaty takie  choinkowe, napisy "Viva Santa Agata"  ułożone z lampek świątobliwie mrygały - no pełna jazda, natentychmiast zorientowałyśmy się że jesteśmy w trakcie święta,  nie dało się nie zauważyć. Taa... nie przypuszczałyśmy jednak  że jest to  święto z turbodoładowaniem. La festa di Santa Agata jest zaliczana  do tej samej  kategorii obchodów świąt katolickich co Wielki Tydzień w Sewilli, możecie sobie wyobrazić z jakiego rodzaju fetą macie do czynienia. Nie na darmo trafiła na listę UNESCO! Dobra, zacznijmy od  początku  czyli  od tego kim była św. Agata. Jest jedną z tych wczesnych świętych Kościoła o których wiemy w jakich latach żyli - urodziła się w Katanii, podobno w dobrej rzymskiej rodzinie ( hym... skąd to greckie imię zatem? ) w roku 235. Po przejściu na wiarę chrześcijańską Agata postanowiła, że pozostanie dziewicą - praktyka ponoć częsta w tym czasie u osób szczególnie uduchowionych i nastawionych na życie przyszłe. Agata była urodna do tego stopnia że zainteresował się nią namiestnik Sycylii Kwincjan, lecz ona zakochana w Galilejczyku odrzuciła jego zaloty. Wkurzony namiestnik oddał ją do domu rozpusty, w którym nastąpił pierwszy cud - Agata nadal pozostała dziewicą, a podczas prześladowań chrześcijan jako pierwszą poddał ją torturom. To podczas tych tortur odcięto jej obie piersi. Święta zmarła po rzuceniu jej ciała na rozżarzone węgle dnia 5 lutego 251 roku. Pierwsze obchody święta męczennicy  miały zostać zainicjowane w szybkim terminie po jej śmierci. W rok po zejściu Agaty nastąpił wielki wybuch Etny, jednakże spływająca lawa nie zalała miasta, co przypisano wstawiennictwu świętej (  mieszkańcy miasta wyszli podobno naprzeciw spływającej lawie z welonem męczennicy - wg. tradycji do dzisiaj zachowanym ).

W 1040 roku szczątki jej ciała zostały wg. mieszkańców Katanii skradzione czyli przeniesione do Konstantynopola, w średniowieczu relikwie stanowiły cenny łup, nie zawsze pozyskiwano je "po bożemu" ( wystarczy wspomnieć mnichów z Conques, którzy podpierniczyli św. szczątki mnichom z Agen, czy pozyskanie pozostałości po św. Marku dla bazyliki jego imienia w Wenecji ). Zaprzestano wówczas czczenia świętej na Sycylii. W 1126 roku dwaj żołnierze przywieźli jej ciało z Konstantynopola do Katanii  ( tyż sposobem  nie do końca czystym ) czego do dziś zazdroszczą katańczykom   mieszkańcy pobliskich  Syrakuz, którzy od  niemalże  dziesięciu wieków toczą spór o szczątki św. Łucji z mieszkańcami Wenecji . Od tego roku pamiętnego uroczystości ku czci świętej Agaty trwają nieprzerwanie ( z dwoma małymi wyjątkami – są to bardzo ciężkie dla  miasta lata 1669 i 1693 kiedy to Katanię nawiedziły dwa straszliwe w skutkach kataklizmy - potężna erupcja Etny i trzęsienie ziemi, które zniszczyło całe miasto ). Agata jest świętą, do której zarówno katolicy jak i prawosławni zwracają się przy zagrożeniach związanych z ogniem i pożarami ale przede wszystkim ma chronić Sycylię przed wybuchami Etny. W ikonografii chrześcijańskiej św. Agata przedstawiana jest w długiej sukni, z kleszczami które były narzędziami tortur, jej atrybutami są: dom w płomieniach, kość słoniowa – symbol czystości i niewinności oraz siły moralnej – a także misa z obciętymi podczas męczeństwa piersiami. Wszystko to można sobie unaocznić oglądając katańskie sklepy z dewocjonaliami. Św. Agata patronuje przede wszystkim zawodom związanym z ogniem: kominiarzom, ludwisarzom, odlewnikom, a także z powodu męczeńskiej śmierci – pielęgniarkom ( przyznam że nie rozumiem uzasadnienia tego ostatniego patronatu ). Jest również orędowniczką w chorobach piersi ( hym.... to już bardziej zrozumiałe dla mła ).

Katańczycy darzą św. Agatę miłością wylewną, żadne tam ciche uczucia - westchnienia w okolicach jej kaplicy  głośne,  krata oddzielająca kaplicę od reszty katedry wycałowana  do miedzi,  lampki konfesjonałów z okazji jej  święta  świecą nieprzerwanie sygnalizując obecność skruszonego grzesznika. Od 3 lutego do 5 tego miesiąca trwają obchody główne ( l’offerta della cera, czyli ofiarowanie świec - olbrzymich, często ponad metrowych gromnic z wosku i sztuczne ognie odpalane do bólu, rano  4 lutego - la messa dell’Aurora czyli msza poranna na której wypada być ponieważ XVI wieczny relikwiarz św. Agaty wyprowadzany jest z jej kaplicy i rozpoczyna swoją coroczną wędrówkę po mieście w towarzystwie "tańczących" le candelore, czyli tego ustrojstwa ze zdjątka obok i poniżej - to takie wotum dziękczynne  ofiarowane przez organizacje które się ostały po dawnych cechach ). Podczas obchodów głównych czyli 5 lutego i nocy z 5  na 6 lutego św. Agatę ciąga się  po mieście, ciągnący w białych sacco przypominających nieco komże i z czarnymi myckami na głowie coby  świąteczność zaznaczyć.  No i co i raz  odpalania sztucznych ogni przy których nasze sylwestrowe szaleństwo wydaje się niewinną igraszką. I na tym się nie kończy.  Po całonocnym pielgrzymkowaniu  do  różnych  kościołów i tzw. stacji  relikwiarz św. Agaty znika w kaplicy ale obchody święta trwają jeszcze tydzień. I nie ma że nie ma - czas napychania się świętymi cyckami, palenia świec, latania po mieście cittadini w białych  ubabrankach i czarnych czapeczkach i  odpalania  sztucznych ogni  trwa w najlepsze. Zasadniczo nie da się uciec, chyba że podstępnie wyjedzie się do takiej  Taorminy na ten przykład.




Na szczęście po tygodniu wszystko normalnieje, katański karnawał dobiega  końca i można spokojnie obejrzeć Cattedrale di Santa Agata ( na fotce obok ) nikomu nie przeszkadzając. Co prawda zapach palonego wosku nadal wszechobecny ( bo usuwają  plamy z pomocą trocin i palników ) ale da się oddychać. Fasada katedry barokowa jednak transept i apsydy zachowały się z czasów sycylijskich Normanów. Z prawej części transeptu można wejść do normańskiej Capella della Madonna, w której spoczywają szczątki kilku władców aragońskich tzn. można wejść o ile na zwiedzanie poświęca się przedpołudnia, po południu  przybytek wiary  jest zamknięty. Jak zdaje się wszystkie zabytkowe kościoły i klasztory  Katanii. Taka lokalna tradycja. W katedrze oprócz św.  Agaty miejsce spoczynku znaleźli Vincenzo Bellini ( pomilczelim z czcią wspominając wykonanie Marii Callas "O Casta Diva" z opery "Norma" ) i ponoć chodząca dobroć kardynał Giuseppe Benedetto Dusmet, błogosławiony Kościoła Katolickiego, którego katańczycy mają we wdzięcznej pamięci z racji jego zasług dla mieszkańców miasta podczas wielkiej epidemii cholery ( ta choroba w XIX wieku była prawdziwą zmorą sycylijskich miast ). Ciało kardynała w szklanej  trumience uległo  mumifikacji, samoistnej ponoć co zgadzałoby się z powszechnym mniemaniem o tym że święte zwłoki nie ulegają rozkładowi i na dodatek pachną fiołkami. Kiedy wypodziwiamy już co się da możemy wyskoczyć na plac i otrząsnąć się ze świętości ruszając w miasto. W zasadzie barokowe w starszej części, z całkiem pokaźną ilością budynków  powstałych w XIX wieku w części nowszej.




Katania jest tak naprawdę miastem bardzo starym, została  założona w 729 r. p.n.e. przez greckich kolonistów z Chalkis. Była jednak regularnie  niszczona  przez erupcję Etny  ( najgorzej było w  roku 1669  podczas erupcji wulkanu lawa dosięgła Katanii i jej portu,  wdzierając się do morza - mieszkańcy Katanii jako pierwsi  na świecie wpadli na pomysł kierowania lawą poprzez wykopywanie kanałów ) i trzęsienia ziemi, spośród których to wspomniane już  wcześniej trzęsienie ziemi z 1693 roku  niemalże całkowicie ją zniszczyło. Od V wieku zanotowano 80 dużych wybuchów volcano. Ostatnia erupcja  miała miejsce wczoraj, 21 lutego. Taa... Położenie wymusiło na mieszkańcach Katanii specyficzny stosunek do rzeczywistości, trzeba  mieć dużo samozaparcia do nieustających napraw i remontów i nie przejmować się pierdołami  typu fruwające folie i papiry czy wszędobylskie grafitti.  Grunt żeby budynek się na głowę nie zawalił! No i żeby był w ramach odnowienia pociągnięty  zaprawą w kolorze lawy, od której tak pięknie odbijają się  kremowo - białe pilastry czy tam inne ozdóbstwa okołookienne. Są w końcu rzeczy ważne i  te mniej ważne, pod wulkanem  trzeba umieć  żyć. Tak sobie można podumać oglądając  reprezentacyjną czyli najsolidniej  odnowioną część miasta -  Piazza Duomo ozdobionego pospołu  przez  Fontana dell’Amenano ( na zdjątku powyżej ) i przez słynną  Fontana dell’Elefante z 1736 roku ( to zdjątko  poniżej ).

W basenie Fontana dell’Elefante  na cokole stoi wyrzeźbiony w lawie słoń, kopia rzymskiego przedstawiciela gatunku dźwigającego na grzbiecie egipski obelisk. Mieszkańcy Katanii nazywają swojego  czarnego słonia O Liutru, to ponoć zniekształcone imię słynnego swego czasu  czarownika Eliodoro. Legenda mówi, że mag Eliodoro przemienił żywe zwierzę w kamień. Jego kształt ma upamiętniać pokonanie Kartagińczyków próbujących podbić miasto na słoniach. Taa... zaprawdę wierzymy, zarówno w tę opowieść  jak i w to że sprzedawane w okolicznych sklepikach pamiątkarskich miniaturki fontanny są wykonane z prawdziwej lawy a te miejsca na  ich powierzchni charakterystyczne dla  odlewów to ślady dłuta  katańskich mistrzów rzeźbiarzy.  Elefante jest uroczy we właściwej skali, jako krzycząca chińskim pochodzeniem "pamiuntka" za to mało strawny. Po mojemu to wizerunek elefante w zasadzie  powinien być chroniony, po prostu niektóre słonie nigdy nie powinny powstać, howgh! Fontana dell’Elefante jest rzecz jasna oblegana przez  turystów, zrobienie jej zdjęcia  bez ich asysty wymaga albo udania się  bardzo  wczesnym rankiem na Piazza Duomo, albo interwencji karabinierów. Mła się nie udało, bladym świtkiem zalegała w pieleszach czekając aż Mamelon zaproponuje kawę albo co, a popołudniu chodzący z bronią długą karabinierzy cóś ją onieśmielali.






W związku ze związkiem mła się za długo nad  O Liuturu obiektywem nie pastwiła, poszła sobie szukać miejsc  w których turystów ni ma a takowych w Katanii jest całkiem sporo.  Niektóre, jak okolice Castello Ursino ( na zdjęciu powyżej ), zbudowanego przez Federico II di Svevia ( znaczy  Fryderyka II ze Szwabii ) w XIII wieku ( hym... tak po prawdzie to tylko hipoteza  że ów budynek jest tożsamy z tym który dla Fryderyka II  Riccardo da Lentini rozpoczął budować w 1239 roku, ale większość uczonych twierdzi że to on jest  i basta ). Od zamku bucha historią na kilometr, Nieszpory Sycylijskie, domy d"Anjou i di Aragona, intrygi i intryżki - no działo się. Od XVI wieku zamek zaczął tracić na znaczeniu jako twierdza a w roku 1669 zrobiło się naprawdę  brzydko. 16 kwietnia  lawa  wyrzucona przez  Etnę dotarła do castello  i chociaż zatrzymała  ją fosa, zasłoniła mury i przesunęła linię brzegową na kilkaset metrów a poziom gruntu podniósł się o dziesięć metrów w górę.  Potem w 1693 roku  trzęsienie ziemi, które solidnie naruszyło budynek.  No i po chwale zamku! Stoi w zmienionym otoczeniu, jakby nie na swoim miejscu.

Dziś jest w nim muzeum,  gmina odkupiła go w 1932 roku i od tego czasu trwają w nim prace konserwatorskie. Odsłaniają co i raz więzienne graffiti, bowiem  zamek  swego czasu robił za więzienie. W czasie naszej  bytności w zamku odbywała się wystawa prac Salvadora Dali, miałyśmy się wybrać (  jedno z nielicznych miejsc do zwiedzania  czynne popołudniową porą  ) ale jakoś nam się nie złożyło.  Insze fotki zrobione zostały podczas spacerku po starej części Katanii,  w miejscach eleganckich i tych mniej  eleganckich ( czasem w tych najmniej eleganckich można odkryć prawdziwe perełki schowane wewnątrz  murów przed wszędobylsko - najrzydziurnym okiem  turystów ).




Dla mła rzecz jasna największy urok ma tzw.  dzielnica portowa. Mła nabożnie obejrzała ruiny teatru rzymskiego ( dzielnie pozbawionego w 1089 roku marmurów na polecenie hrabiego Rogera, chcącego przyspieszyć budowę katedry św. Agaty ) przy Via  Vittorio Emnanuele II i nie mniej nabożnie zerknęła na Odeon ale tak po prawdzie to klimaciki portowe ją ciągnęły. Zaraz  za Piazza Duomo , tuż za Fontana dell’Amenano rozciąga się ulubione w Katanii miejsce mła -  Mercato della Pescheria ( lub  Piscarìa w dialekcie sycylijskim ). Targ rybny ale  nie tylko rybny, miejsce w którym mła czuła się  szczęśliwa. Mła lubi  podjadać, podobnie jak mieszkańcy Katanii.  Mła żałuje że nie zrobiwszy z Mamelonem słynnego Spaghetti Norma z sosem bakłażanowo - pomidorowym, potrawy stworzonej na cześć Belliniego. Ech... i tak mła dopieściła kubki smakowe ale chciałoby się więcej. Pragnienie mła zżera  co to w niej  się znajduje, tak  jak rzeka podziemna Amenano znajduje się w Katanii. Pragnienie smakowania  Sycylii!





Za miastem port, przystań  promów, miejsce  gdzie cumuje  bardzo brzydki okręt marynarki wojennej, marina - no wicie rozumicie - wszystkie uroki lazurowego Morza Jońskiego.  W porcie cud jachty i kolorowe łódki z pięknymi nazwami "Chiara", "Angelo Padre", "Padre Pio".  Co prawda trzeba uważać bo co i raz do przystani promowej podjeżdżają  TIRy ale miejsca do spacerów sporo i zanim człowiek dotrze do nowego molo ma już całkiem sporo w nogach i w oczach.




Potem tylko się obrócić i zobaczyć to czego właściwie z miasta poza Via Etnea się nie  widziało - górę królującą na miastem. Tak, to nie święta Agata jest królową Katanii, to  Etna, majestatyczny potwór wyrastający ponad 3300 metrów nad p.m. . Zawsze obecna choć przeważnie cicha to jednak ciągle szantażująca katańczyków i  groźna. Niby wszyscy do niej przyzwyczajeni ale tak jak przyzwyczajony jest pacjent nowotworowy do swojej choroby.  Kiedy złe się budzi ludzi ogarnia panika. Cztery kratery, kaldera o powierzchni 35 km kwadratowych i aktywność przejawiająca   się pluciem materiałami piroklastycznymi i lawą. Tak, tak, wiem - Vesuvio co to straszy Neapol tyż groźny,  Campi Flegeri to w ogóle strach się bać, ten ukryty w Morzu Tyrreńskim Marsili nie wiadomo co szykuje, Stromboli niby mały ale ciągle  dymi - ale to Etna jest na oczach, nieukryta, olbrzymia, największa w Europie i paskudna. Grozy ośnieżonych stoków wcale nie łagodzą  cytrynowe sady porastające okolice Katanii, które  widziałam podczas jazdy do  Taorminy. Patrząc na Etnę z katańskiego z portu  usiłowałam przypomnieć sobie  jak to leciała ta litania do św. Agaty.  Mamelonowi  tyż nie było za wesoło, żądała ode mnie zapewnień że  volcano na pewno nie wybuchnie. No cóż, udało nam się. A katańczykom już wczoraj napluła!




2 komentarze:

  1. Zwyczajnie czy nie, ładnie czy brzydko z przyjemnością wskoczyłabym na trochę do któregoś zdjęcia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tyż wyraźnie czułam że jak w tym roku nie wyjadę w styczniu albo lutym to będę chodzić po ścianach. Depresja mnie się robi od tej naszej zimy, musowo mła od niej uciekać! :-)

      Usuń