Strony
▼
środa, 31 lipca 2019
Codziennik - upalnik, burzownik, gradownik
Na razie robię przerywnik od starożytnych klimatów bo mnie materiał zbierany do kolejnego wpisu przytłoczył swoją objętością i takie sprawozdanko na koniec miesiąca uskutecznię. Chyba Dora wyraziła nadzieję że lipiec powinien być przyrodzie i nam bardziej przyjazny niż czerwiec - no i jak? Po mojemu nijak. Ogród z trudem odżywający po suszy w ostatnich dniach był solidnie grillowany, szczęśliwa z tego powodu to mła nie jest. W dodatku deszcze co to miały poprawić sytuację i nawodnić to co się jeszcze ostało przy życiu, były tak gwałtowne że wypłukały mła kruszywko z podwórkowego podjazdu co naraża mła na nowe wydatki, i to wcale nie takie które by mła cieszyły jak zakup lnianego obrusu za pięć złociszy w lumperionku ( mła się ostatnio udało całkiem przypadkiem takowy nabyć kiedy chroniła się przed gradem - fragment uroczego wzorku na fotce obok ). W temacie ogrodu jest bardziej niż średnio ale mła się nie poddała i część wykopków czeka już na wysyłkę. Mła się troszki obawia chmury na czółku Agniechy bo jest kiepsko z akantami, irysy pojadą na pewno ale akanty? Strach się bać to ruszyć bo człowiek do końca nie jest pewien która część jeszcze żyje a która już zasnęła na amen.
Ze sprawek domowych - koty niegrzeczne więc ( tfu, tfu, tfu! ) zdrowe, Małgoś - Sąsiadka bezczelnie knująca ( chowa słodycze za słoikami z pasteryzowanym szczawiem w nadziei że mła się w ślepia nie rzucą ) więc też zdrowa, mama Wujka Jo - Danka, na wywczasach nad morzem. J jak się sześćdziesiąt lat jeździ nad morze na wakacje to nie ma zmiłuj - brak rytualnej wycieczki mógłby zakończyć się zejściem. Poza tym jak twierdzi Wujek Jo Danka ma setny rok na karku i to sinice powinny się jej bać a nie ona sinic. Tym niemniej jak się domyślacie coroczna wyprawa stulatki nad morze przypominała wszystkie misje Apollo razem wzięte, rodzina tradycyjnie czekała czy aby Wujek Jo nie usłyszy w komórce "Houston, we have a problem." . Na szczęście Wujek Jo usłyszał jedynie "The Eagle has landed." i odetchnęliśmy z ulgą. Danka w dobrej kondycji straszy sinice i jak stwierdziła wreszcie porządnie oddycha ( ostatnie dwa miesiące sporo czasu musiała bidula spędzić schowana w domu przed upałem - bardzo częste wywożenie jej za miasto nie wchodziło w grę bo trzydzieści parę stopni mogłoby ją ubić, z czego na szczęście Danka jako medyk zdawała sobie sprawę i nie dulczyła o "świeże powietrze" ).
Tak przy okazji turystyczno - rodzinnych pieriepałek to mła się zastanawia czy ona aby nie jest "się sadząca". Mła preferuje dość specyficzny sposób wypoczynku, jak to określa Mamelon "wypoczynek męczący". No nie jest z tych co to się uwalą nad wodą i są szczęśliwi bo na chmurki popatrzą a nawet wlezą do wody dla ochłody. Co nie znaczy że mła nie rozumie potrzeby tego typu wypoczywania. Jest całe mnóstwo ludzi i to wcale niegłupich, którzy po ciężkiej pracy tylko w taki właśnie sposób są w stanie się zrelaksować. Mła po prostu tak nie umie bo ja podeszwy swędzą i ciągle by gdzieś latała ( choć bardzo lubi kąpiele w duuużej wodzie, jest pluskaczem ). Mła uważa że lepsza jest szczera preferencja zalegania na leżaczku niż udawane globtroterstwo. Uważa że jeżeli ktoś chce coś zobaczyć tylko z okien turystycznego busu bo tyle mu do szczęścia wystarczy to jest OK, nie wszyscy muszą lizać kolumny po bazach. Denerwuje tylko mła opowiadanie o zwiedzaniu świata przez ludzi którzy spędzili dwa tygodnie w hotelowym getcie i nie wychylili z niego nosa. Równie dobrze mogli by przebywać do Zegrza przekonani że to Szwajcaria, jak to było u wczesnego Machulskiego.
Więc jeżeli odnieśliście wrażenie po jej wpisach turystycznych że mła ma w pogardzie leżakowanie przybasenowe, to jest to wrażenie mylne. Mła po prostu wypoczywa inaczej bo mła lubi dużo widzieć, bo dużo wyobrażeń ( często jak się okazuje durnych ) nosi w sobie. Jedyne co mła ma naprawdę w głębokiej pogardzie to bycie w podróży nie wiadomo po co, znaczy takie jakieś nieświadome turystyczne pałętanie się po znanych miejscówach, w sumie bezcelowe ( bo foty na tle to sobie można fotoszopnąć ), bezmyślne i stadne. Podróże coby u cioci na imieninach błysnąć że "Widziało się, Panie tego, ho, ho!". Tak konkretnie to się widziało to co wszyscy chcą zobaczyć, najważniejsze jest właśnie "wszyscy chcą". Tak sobie myślę czasem o tej prawie pustej sali w Pałacu Lobkowitzów, w której tylko Mamelon, mła i "Sianokosy" Breughla i o tym niemalże ucieleśnionym Sądzie Ostatecznym kiedy chciałyśmy dostać się po południu z Muzeów Watykańskich do Bazyliki Świętego Piotra przez Sykstynę. Myślę o tych ludziach prowadzących wózek z najwyżej dwuletnim, ryczącym wniebogłosy , ciężko wystraszonym dzieckiem, którzy poczuli że koniecznie w tym momencie życia muszą obejrzeć dzieło tego, jak mu tam, Michała Anioła. Myślę o tym nagłym porozumieniu wzrokowym ze strażnikiem w Galerii Arrasów, który litościwie rzucił "Fuggite al Gregoriano Etrusco, adesso c'è pace!". Taa... dopiero w domu dotarło do mła że fuggite znaczy uciekaj a nie proszę iść.
Na fotkach życie ogródkowe, życie domowe ( obrusek okazyjny i mój pseudowypiek z marcepana ) i krótki przegląd tego co w lipcu kwitło ( marnie i w boleściach ). I to by było na tyle.
Bardzo piękne zdjęcia zrobiła mła. ;D Ja tu błagam o deszcz. Wczoraj chwilę popadało, aż wyleciałam na balkon moczyć ręce i głowę. hehe Teraz pochmurno, co mnie cieszy, to tez moje roślinki odpoczną od upałów. :) Pozdrawiam serdecznie. :)
OdpowiedzUsuńU nas popadało a obecnie paruje, pogoda jest z tych niedożyciowych ale jakoś się żyje. Ja dziś miałam ambitny plan zanieść na pocztę i wysłać paczki z roślinami. No cóż, paczki stoją spakowane w chłodnym korytarzu a ja się zbieram do wyjścia tylko tak jakoś zebrać się nie mogę. :-/
UsuńUf! Ja nadal w zakoceniu wszetecznym, więc nawet nie odpowiedziałam na komenty pod własnym postem - Tabasiu, dzięki za domyślność, nijak nie miałabym teraz czasu niczego wsadzać, choć mlasnęłam łakomie na myśl o iryskach od Ciebie :) Kiedyś podróże mnię kręciły, teraz jestem z tych, co by chętnie zalegli i te chmurki podziwiali, tylko jakoś się nie składa...
OdpowiedzUsuńLudziska to naprawdę mają wyobraźnię odjechaną, bo ostatnio, imaginuj sobie, zwrócono mi uwagę, że mogę przysięść w ogrodzie na tych leżakach, cośma je zakupili za pół darmo, że one nie są kotom pod zadki do wylegiwania się w miłym półcieniu. Dasz wiarę?! Muszę przemyśleć taką możliwość.
Dzisiaj wykopałam nasze kartofelki :) Między karmieniem a kropieniem oczków :) Wiaderko tego wyszło z 9 krzaczków. Nie za wiele w dalszej perspektywie, ale na obiadek dzisiejszy już było pysznie!
Masz pozdrowienia od Cio Mary, która kibicuje kociej sprawie. Irysy nie zając nie uciekną, najważniejsze żeby żywina się wykurowała a Ty żebyś na zdrowiu nie podupadła. Bez przesadyzmu z narabianiem się przy tych pogodach, stachanowcy długo nie ciągną. Co do leżaczków to nawet Małgoś ustępuje krzesełka wiadomo komu. Jak wystawiam w cieniu ogrodowe krzesełka dla naszej geriatrii to zgadnij kto się natychmiast pojawia ( zresztą jak geriatria zasiędzie to one nie odpuszczają, jest łobowiązek głaskania, taa... )? Co do mła to dzisiaj był luzik ale wczoraj był Latający Holender i mła dlatego pisze o zdrowotności i zdroworozsądkowym podejściu do łobowiązków bo wczoraj był taki moment że mła się zastanawiała czy aby ta jej kochana ale durnowata z lekka rodzinka domyśli się gdzie jest testament mła. Dziś jej się mocno polepszyło ale postanowiła im mapę na wszelki wypadek zrobić i rozpiskę coby nie odczuli sieroctwa ( bo koty sobie bez mła świetnie poradzą, co do tego nie ma wątpliwości ). ;-) Teraz cóś idzie na deszcz, niemal czuję się rozgrzeszona z tego że nie polezę na pocztę. Najwyżej jutro nadam priorytet.
UsuńZiemniaczków własnych zazdraszczam, swoje warzywka prawie zawsze lepsze. :-)
Wspaniale Ci kwitną lilie, cudowne są! Pozdrawiam! ;)
OdpowiedzUsuńLilie były u mnie tego lata chwilowe, przemknęły ledwie zauważalnie z powodu upałów. Szkoda bo uwielbiam ich zapach. A w tym roku z pachnidłami w ogóle krucho, maciejka wyschła na amen. :-/
Usuńprzy lizaniu kolumn po bazach wymiękłam, bardzo mi to na wyobraźnię zrobiło :D :D :D
OdpowiedzUsuńzabytki powinny być na zapisy z uzasadnieniem. w związku z tym, ze przerażają mnie bezmyślne tłumy, nie jeżdżę no chyba, ze w naturę np. szfecką w doborowym towarzystwie M&M.
koszmar dzieciństwa to chodzenie z rodzicami na plażę, starzywo zalegało na cale godziny a ja póki nie mogłam wejść do wody umierałam z nudów, ale jak już weszłam to wychodziłam po 4 godzinach sina ale szczęśliwa ;P
u nas w zeszłym tygodniu słupek dochodził do 50 w pełnym słońcu a wczoraj ledwo doczołgał się do 19, przy okazji zdrowo powiało i tylko trochę popadało.
Jednak zauważ że kapitele zostawiłam w spokoju. Świnko!;-D Mła "na zabytki" jeździ i na ten przykład uprzedzona przez Cię o koszmarze zwiedzalniczym, Sykstynę zwiedziła jeszcze przed otwarciem Musei Vaticani ( zwlekły my się z Mamelonem i podreptały, w kaplicy było mniej ludzi niż przy okazji konklawe - to pomieszczenie bez tłumu rzeczywiście robi wrażenie, tłum niestety zabija wszystko co w Sykstynie piękne ). Z plażą u mła było dokładnie jak u Ci, ta sama trauma która kończyła się gdy tylko mogłam wleźć do wody. Upałów straszliwych współczuwamy, u nas drugi rzut był jakby mniej apokaliptyczny, ale sucho za to jak olera. Teraz pada ale i błyskawicznie paruje, dupanda się szykuje. :-/
Usuń:D :D :D
OdpowiedzUsuńw wyobraźni ujrzałam jedynie tłum Januszów w kubotach i Grażyn z selfiami przy onych kolumnach
no i kto tu jest nierogacizną, nawet bez myśl mnie nie przeszło :D :D :D teraz jusz tak
No, tak, bliżej mła do klimatów żywotów pań swawolnych de Brantôme niż do żywotów świętych, Mła jest jak ten szeregowy co mu się chusteczka kojarzyła. ;-D
OdpowiedzUsuń