Strony
▼
niedziela, 14 lipca 2019
"Zakonniki" czyli rzecz o roślinnych pożytkach z benedyktynów i cystersów
W czasach kiedy słowo zakon kojarzy się częściej z aferami niż ze sposobem życia porządkowanym przez dewizę "Ora et labora" mła powraca myślą do czasów najdawniejszych naszej państwowości, kiedy to świeży import zakonników z zachodu i południa Europy tak dobrze zrobił naszej gospodarce i kulturze. Hym... nie do uwierzenia ale kiedyś Kościół stanowił nasze okno na świat, był propagatorem zdobyczy cywilizacji i otwierania się społeczeństw. Co prawda pod warunkiem wyznawania przez owe społeczeństwa jedynie słusznej wiary ale dozwalającym na różne formy jej kultywowania, często wywodzące się z przedchrześcijańskich wierzeń co zaowocowało po stuleciach powstaniem niby chrześcijańskich obrzędów które więcej mają wspólnego z magią prasłowiańską niż z chrześcijaństwem. Do nas ten nowy powiew ze świata przyszedł wraz z zakonnikami.
Ustanowienie biskupstw to była czysta polityka, dopiero ci pierwsi zakonnicy byli tak naprawdę ważni dla tworzenia się nowej jakości życia. Ordo Sancti Benedicti założony w 529 roku prze św. Benedykta z Nursji , zakon który jako dewizę przyjął "Ut in omnibus glorificetur Deus" co tłumaczy się jako "Aby we wszystkim Bóg był uwielbiony" przybył do nas najwcześniej bo już w roku 1045. Ordo Cisterciensis założony w roku 1098 przez św. Roberta z Molesme, zakon który nade wszystko cenił oddalenie od centrów cywilizacji, samowystarczalność i w związku z tym dosłownie wyrąbywał z dziczy miejsce na swoje siedziby, został sprowadzony do Polski w drugiej połowie XII wieku. Początkowo cystersi osobiście uprawiali powierzone sobie ziemie, z czasem gdy nadania ziemskie były coraz większe wzorem możnych uprawiali ziemię chłopskim rękoma. Wdzięczność jednak powinna być wielka bo to te zakony, których dewizą było widzieć bożą rękę we wszelkim stworzeniu wzbogaciły nas niepomiernie. Oprócz tworzenia pól, budowy młynów, kuźni i tym podobnych "inicjatyw gospodarczych" braciszkowie poznali nas z wcześniej nieznanymi na naszym terenie roślinami. Oczywiście sadzili je nie dla ich urody a dla pożytków, człowiek średniowiecza za bardzo musiał się troszczyć o zaspokojenie swoich podstawowych potrzeb i jakoś specjalnie nie rozczulał się nad urodą kfiotków.
Rośliny były dobre czyli takie z których człowiek miał pożytek i złe jak kąkol w zbożu. Tak naprawdę tych złych było bardzo mało, większość roślin rosła na chwałę Pana. Nie jest to tak że u nas przed okresem chrześcijańskim tylko z lasu przodek żył, Słowianie przy domostwach uprawiali ogrody i bardzo je sobie cenili ( kradzież plonów z ogrodu była karana surowiej niż podwędzenie czegoś z pola ). Wiemy że we wczesnym średniowieczu na terenach Polski uprawiano już bób celtycki, bobik, groch zwyczajny, soczewicę, marchew ( nie przypominającą jej dzisiejszej wersji o pomarańczowym korzonku ), ogórek siewny, rzepę, pasternak, wykę siewną, wykę czteronasienną, kolendrę siewną, koper ogrodowy, chmiel zwyczajny oraz mak lekarski. Zagadką jest czy seler i pietruszka przywędrowały do Polski wcześniej niż chrześcijaństwo. Przypuszczamy że czarnuszka i szarłat siny pojawiły się w X i XI wieku, ich nasion nie spotyka się na wcześniejszych stanowiskach archeologicznych. Cebula, kapusta, buraki ( inne niż dzisiejsze bo białe tak jak dzisiaj białe są buraki pastewne i cukrowe ), lubczyk, ruta i tymianek najprawdopodobniej pojawiły się wraz z braciszkami. A śliweczki południowoeuropejskie, a próby z uprawą winorośli. Na pewno wiemy że zakonnicy sprowadzili przynajmniej trzy rośliny które szczęśliwie nie są gatunkami inwazyjnymi a bardzo nam się przydały - szałwię lekarską, hyzop lekarski i lawendę wąskolistną. Tak, braciszkowie zasłużyli na dobre słowo - większe rozkosze stołu, rozmaitość lekarstw i jeszcze zwielokrotnioną radość dla oczu mamy za ich sprawą.
Hyzop lekarski Hyssopus officinalis to gatunek rośliny z rodziny jasnotowatych ( Lamiaceae ). Znany jest też jako : izap lekarski, józefek, józefka. Najprawdopodobniej pochodzi z zachodniego i środkowego rejonu basenu Morza Śródziemnego ale jest od dawna spotykany w Europie Środkowej, Azji Zachodniej i na Kaukazie. Zawleczony do Ameryki Północnej uciekł z niewoli i porasta sobie na swobodzie. Jest półkrzewem dorastającym do 30 cm wysokości przy mniej więcej takiej samej szerokości ( bajka dla grzecznych ogrodników - na dobrej ale lekkiej glebie będzie bujał do niemal 70 cm wysokości i tyle mniej więcej miejsca zajmie jego kępa ). Kwitnie kwiatami w kolorze ciemno niebieskim, występują też formy różowo i biało kwitnące. Jest rośliną miododajną, w lipcu i sierpniu ( kwitnie dość długo ) jego kwiaty są namiętnie oblatywane przez gości z pasiek. W ziołolecznictwie pozyskiwane jest ziele, napar z ziela hyzopu zalecany był niegdyś jako środek wykrztuśny przy przewlekłym nieżycie oskrzeli, astmie oskrzelowej, schorzeniach przewodu pokarmowego, moczopędny, wiatropędny. Naparu z hyzopu używano do płukania gardła, a także zewnętrznie stosowano przy nadmiernej potliwości i jako środek który przyspieszał gojenie się ran . Hyzop lekarski to nie jest ten biblijny hyzop, ten od obmywania i tak dalej to była lebiodka syryjska Origanum syriacum, akurat w Izraelu i w Egipcie hyzop w stanie naturalnym nie występował. Zamieszanie jak zwykle zrodziło się z błędnego tłumaczenia, grecka wersja Biblii zwana Septuagintą pełna jest takich przeinaczeń hebrajskich słów.
Hyzop najlepiej rośnie rośnie na glebach ciepłych, piaszczysto-gliniastych ( byle nie za ciężkich ), przepuszczalnych i zasobnych w wapń. Do uprawy najlepsze będzie słoneczne stanowisko, z południową wystawą, gdyż zioło to potrzebuje dużo słońca. U mnie tak jest i hyzop wydaje się szczęśliwy, znaczy obficie się wysiewa. Nie mam problemów z poszerzeniem hyzopowych nasadzeń. Jak ktoś hyzopu jeszcze nie ma to może go zapuścić z nasion, które wysiewa się bezpośrednio do gruntu wiosną w kwietniu, lub bez problemu nabyć sadzonkę. Znana jest tez metoda rozmnażania hyzopu przez podział kilkuletnich roślin. Jak jest z przeżywalnością tak uzyskanych egzemplarzy nie wiem, nigdy tego nie próbowałam. Moje hyzopy przycinam po kwitnieniu o dwie trzecie, powoduje to ładne zagęszczenie się roślin no i pokrój robi się taki bardziej "porządny". Tegoroczne upały hyzop zniósł bezproblemowo i to przy minimalnym podlewaniu. Strat zimowych nigdy nie zanotowałam, nawet po pamiętnej bezśnieżnej a mroźnej zimie w 2012 roku odbił, co prawda dość późno ale jednak. Teraz uwaga uprawiacze warzyw - hyzop lekarski jest dobrze uprawiać przy kapuście, ponieważ odstrasza jej groźnego szkodnika - bielinka kapustnika! Hym... a u mnie bielinki go oblatują.
Szałwia lekarska Salvia officinalis to również gatunek rośliny ze znanej z przynoszenia pożytku ludziom rodziny jasnotowatych ( Lamiaceae ). Szałwia pochodzi z rejonu basenu Morza Śródziemnego, tak konkretnie to z jego północno - środkowej części ( dzisiejsza Albania, Jugosławia, Grecja, Włochy ), kiedyś tam w zamierzchłej przeszłości rozprzestrzeniła się gdzieniegdzie również poza tym obszarem. Od dawna znano jej lecznicze właściwości, jej nazwa łacińska wywodzi się od słowa salvus oznaczającego zdrowie. Starożytni Grecy i Rzymianie stosowali ją jako lekarstwo o szerokim spektrum działania, znaczy leczyła ukąszenia węża, problemy ze wzrokiem, utratę pamięci. Surowiec zielarski pozyskiwano według określonych procedur, mających więcej wspólnego z magią niż z rzeczywistą potrzebą. Arabscy lekarze uważali że częste stosowanie szałwii przedłuża życie, specjalnie nie dochodzili z powodu jakich to procesów zachodzących w organizmie pod jej wpływem. W średniowieczu szałwia robiła już niemal za panaceum na wszystko, używano jej do leczenia przeziębień, gorączek wszelakich, chorób wątroby i zaparć. Miała nawet osłabiać napady padaczkowe
Dziś szałwię lub preparaty z niej pozyskane stosuje się przy takich schorzeniach jak: nieżyty układu trawiennego, cukrzyca( obniża poziom cukru we krwi ), zapalenia jamy ustnej i gardła ( anginy ) oraz skóry. Ponadto szałwia działa kojąco na depresję, zmęczenie i stany wyczerpania. Napar z szałwii stosuje się przy nadmiernym poceniu nocnym, a także jako dolewkę do kąpieli w chorobach reumatycznych. Herbata z liści przeciwdziała biegunce, służy też do irygacji "kobiecych" w upławach ( ponoć łagodzi też objawy menopauzy ). Zatrzymuje ślinotok i laktację - naprawdę wszechzastosowalna roślina, he, he, he. Aha, z szałwią powinny ostrożnie obcować kobiety w ciąży, nie jest co prawda tak groźne ziele jak insze ziółka poronne ale lepeiej z nią nie przesadzać.. Surowcem zielarskim są liście ( jeżeli mają być stosowane jako przyprawa kuchenna to zrywa się je przed okresem kwitnienia czyli przed końcówką maja lub czerwcem ). Gatunek osiąga wysokość 50-70 cm, pędy mają skłonność do pokładania się i ukorzeniania. Napiszę tak, jak szałwii wszystko podpasuje do jest o wiele większą rośliną niż opisują ją botanicy. Moja szałwia ma ponad metr średnicy i niemal metr wysokości ( przycinam ją co roku na przełomie marca i kwietnie o dwie trzecie wysokości ). Szałwia lekarska najlepiej rośnie na stanowiskach ciepłych, osłoniętych od wiatru. Lubi ciepło. Gleba musi być dla tej rośliny żyzna, przepuszczalna, z domieszką piasku, o odczynie obojętnym albo zasadowym. Występuje w licznych odmianach różniących się wybarwieniem liści ( 'Variegata', 'Aureomarginata'. 'Icterina', Purpurascens' ), ich wielkością lub wzrostem ( 'Maxima', 'Nana' ) a także kolorem kwiatów ( 'Alba', Rosea' ).
O lawendach się w tym wątku nie rozpisuję ponieważ poświęciłam im osobne wpisy - L jak lawenda , L jak lawendy mieszańcowe , L jak lawend i lawandyn uprawa w ogrodach .
Wspaniały post, zwłaszcza te informacje o tym, co hodowano we wczesnym średniowieczu, super sprawa być świadomym, co kiedyś się uprawiało, bardzo interesujące... Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńJak jesteś ciekawy co robiło za średniowieczne ziemniaczki czyli dodatek do niemal wszystkich potraw to napiszę że rzepa. Dziś to warzywko to tak raczej na surówki, mało kto gotuje bo odorek solidny. Jednak w średniowieczu było to najpopularniejsze warzywo na stołach przodków. Uważano je za samo zdrowie, co zresztą przetrwało w tzw. mądrościach ludowych. Kaszę ze zbóż i strączkowe uzupełniały dietę. Mięso i ryby oraz skorupiaki zapewniały białko zwierzęce, ale wcale nie jadano tych produktów w wielkich ilościach ( choć ryby zdecydowanie częściej były w menu niż miącho ). Nabiał był w cenie, to wcale nie było tak że jego jedzenie było "zastępstwem" produktów zawierających białka zwierzęce. Osobna kategoria produktów, bardzo pożądanych. Obrazki jak to Słowianie mleczne krówki hodowali i produkcja mleka u nich jak w XX wiecznej Holandii to tak między bajki. To samo też dotyczy hodowli świnek, które nie były tymi samymi zwierzętami co dzisiaj. Do XVII - XVIII wieku najpopularniejsze w Polsce były tzw. świnie słoninowe, mięska na nich średnio a tłuszczu dużo. Nie było u nas bardzo ubogo, ślimaków i żabek nie jadano ale nie było też obfitości. Pomyśl że piwo było czymś więcej niż tylko napojem, jako produkt zbożowy było uznawane za "bardzo energetyczne", słynna piwna polewka robiła za zupkę wzmacniającą ( to piwo zabielone śmietaną z wkrojoną niewielka ilością podsuszonego białego sera ) :-)
UsuńA co z czosnkiem? Też zakonnicy nam dali?
OdpowiedzUsuńTen Twój ogród to trochę ma z ogrodu/wirydarza klasztornego.
He, he, he, czosnek to pamiątka po najeździe tatarskim, podobnie jak gryka. Tak szczerze pisząc jednak nie skreślałabym udziału braciszków w jego wprowadzeniu, od dawien dawna bowiem ta roślina uważana była za leczniczą. Jednak z tego co na dzień dzisiejszy wiadomo uprawa czosnku upowszechniła się na naszych ziemiach dopiero po wycieczkach Tatarów.
UsuńHym... ja tutaj usiłuje łąkować ( co prawda śródziemnomorsko do bólu ) a Ty mnie tu o klasztornych wirydarzach. Jak takie urszulaństwo czy benedyktyństwo to mła się poczuje do rąbnięcia jakiejś studzienki pośrodku rabaty, dopiero będzie klimatycznie, he, he, he. ;-)