Strony

niedziela, 21 czerwca 2020

Deszcze niespokojne z okazji nadejścia lata




Deszcze codzienne i sauna, od czasu do czasu grożą w prognozach namiętnym wichrem. Mła usiłuje działać w ogrodzie mimo tropikalnych warunków. Walczy jak plantator kauczuku na Malajach z przerażającymi  stadami kumorów i z krwiożerczymi kleszczami. No bo wraz z dżdżem żywina drobna nam odżyła i w ogrodzie zaroiło się od wszelkiej "paskudy". Koty szczęśliwe łapią kumory a mła cóś mniej  szczęśliwa bo Alcatraz w tym roku został rajem ślimaków. Skorupki, nagusy, oczkowe, wszystkie żrą  zielone ze szczególnym  uwzględnieniem rarytetnych funkii. Mła powinna w zasadzie być zła ale jakoś nie jest, pewnie dlatego że cała jej złość na tydzień  przed wyborami skupia się na politycznych wszelkiej opcji.

Mła zadzwoniła do Mamelona bo nie jest w stanie przejść  tego kawałka co chałupkę  Mamiego od jej chałupki dzieli  i dowiedziała  się że Mamelon ma najprawdopodobniej zamontowaną antenę  w główce bo odbiera ( albo nadaje ) sygnały i ma dokładnie tak samo jak mła - usiłuje cóś robić po czym opada z sił i jest wypluta. Takie zdublowane zachowania dowodzą zdaniem mła istnienia jakiejś antenki. Co  gorsza powróciło Mamelonu uczulenie, na szczęście  lżejsza wersja. Mami dziś miała zaleganie po wczorajszym  grillku u Gosi za to mła postawiła na czynny odpoczynek. Spociła się jak  mysz ale jakieś dwa metry kwadratowe oczyściła z korzeni. Na przygotowanie gruntu pod azalki już jej sił brakło. Rąbnęła na trawę obok Szpagetki i uznała że szlus, trza jej  Mrutiego polującego na biedronki oglądać a nie dzikie wykopki w duchocie  urządzać.




Wraz z nadejściem lata kończy się kwitnienie kalikantusów, mła żałuje że  mija czas ich świetności. Nic to, będą piękne zielone liście. Mła tak polubiła  swojego  mieszańcowego kalikantusa że chętnie posadziłaby jeszcze przynajmniej jeden krzew tej odmiany. Roślina jest naprawdę cool, nie to co cherlawa  'Venus'.  Mła się zastanawiała czy nie posadzić go na tle jodły koreńskiej 'Silberlocke' i cisa 'Wojtek' ale doszła do  wniosku  że miejsce obok  tych roślin należeć będzie do oczarów. Oczar kwitnie zimą albo  w czasie  przedwiośnia, żeby należycie się zaprezentować potrzebuje odpowiedniego tła i roślin z tzw. przyjaznym systemem korzeniowym. Zarówno  jodełka jak i cis na sąsiedztwo i tło się jak najbardziej nadają. Znaczy  dla kalikantusa 'Hartlage Wine' trza szukać inszego miejsca, może  po drugiej stronie Alcatrazu.



Dzisiejsze fotki są takie pół  na pół, trochę z Podwórka a troszki z Alcatrazu. Z  okazji nadejścia lata mła udało się zrobić zdjęcie Sztaflikowi, kota była bardzo  wkurzona z tego powodu. Mła zwabiła ją na żyr, razem z  Okularią. Na koniec sfocona Szpagetka robiąca za odaliskę.  Chłopaki dziś siedziały troszki w domu w domu, Mrutek po łapaniu kumorów zalegał w wyrku a Pasiak na parapecie  bowiem postawił sobie za punkt honoru nie  wpuścić Epuzera do domu ( Epuzer oczywiście wlazł  innym oknem i ryczał o chlanie z inszego parapetu, Pasiak się kompletnie pogubił i miauczał na Mrutka, któren przybiegł go uspokajać - zgoda i cisza zapanowała dopiero kiedy michy  były pełne ). W przyszłym tygodniu madka kosi trawę, będzie się działo!



12 komentarzy:

  1. 4:20 oglądam sobie trawiaste zdjęcia futerek, i się zastanawiam, czy Ci pozwolą na koszenie. Jak fajnie wygląda kwiat kiliechowca przyagnolii siebolda. No nic, zaraz przyjedzie autobus, więc poranne pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z powodu dżdżów z tym koszeniem trawy może być różnie. Co do futerek to mła wystarczy na razie walka ze Szpagetką ( swoją porcję chce zjadać tylko w ogrodzie, w domu ledwie ledwie, no chyba że o trzeciej w nocy i wtedy to napakowuje się na maksa - mła już nie wie co tym myśleć ). Kielichowca 'Hartlage Wine' zaprawdę polecam, kfioty ma tej wielkości co magnolka Siebola, kwitnie długo i wytrwale. :-)

      Usuń
    2. Co do Szpagetki- podejrzewam syndrom damy Czachórskiej. Jadać w wytwornych okolicznościach (łono tzw. natury), lub gdy nikt niepowołany nie widzi. A w nocy, zawsze może powiedzieć, że to inne czarne futerko takie żerte. Bo przecież nie ona, dama.

      Usuń
    3. Ona mam wrażenie wykorzystuje sprawę posiłków coby odwlec wizytę zębową po której ma nastąpić wizyta kolankowa. Zjada okole 200 gram dziennie czyli to nie jest tak że nie jada, tylko je mniej niż inne koty i o koło 80 gram mniej niż jadała normalnie. No i te pory posiłkowania. Nie ma to jak obudzić mła w nocy ze spojrzonkiem odpowiednim. Teraz chyba się ochłodziło bo gwiazda sama ściągnęła z ogrodu i cóś tam odrobinę raczyła. Nie przejmuje się bardzo bo kole trzeciej w nocy pochłonęła z 90 gram, o 10 ze 30, o trzeciej po południu 80 i teraz też ze 30. Pewnie kole 1 w nocy zażyczy sobie żarła. Teraz myje ciałko a przedtem wydrapała mebelek ( bo drapak jak wiadomo służy innym celom ). Sztaflik wykończyła to co Szpagetka zostawiła na miseczce i jak znam życie to zaraz obie będą chrapały. :-)

      Usuń
  2. Ten kielichowiec mnię przyciąga.
    A na ślimaki dziś zastosowałam niebieskie granulki ponoć nieszkodliwe dla środowiska, polecone mi przez jednego bardzo srodze ekologicznego ogrodnika ( który jednak też musiał je zastosować, bo sąsiedzi ukradli mu kaczki biegusy ), które kupiłam wtedy co to skrzyżowanie mi się napatoczyło przed samochód. I miałam jeszcze wątpliwości, czy stosować, czy poczekać a w międzyczasie padał deszcz a ślimaki galopowały po ogrodzie i wpiendralały co się dało. Na przykład czosnek ozdobny, do samej ziemi. Miarka się przebrała dziś rano, gdy spotkałam osobnika ślimaczego maszerującego przez środek naszej kuchni. Przy drzwiach na zewnątrz zamkniętych, żeby nie było wątpliwości. Zeźliłam się i całe pudełko poszło w 5 minut. Jednakowoż emocje czasem pomagają w podjęciu akcji.
    Pozdrawiam, czekając z niecierpliwością na efekty błękitnych granulek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyciąga Cię jak najbardziej słusznie, ulegnij podszeptom instynkta. Mła jest wkurzona na ślomory nie tyle o wpiendralanie funkii co o atak na ostatnie irysowe kfioty. Chyba przygranulkuje w okolicach odwiedzanych najbardziej licznie. Ślimory z naszego ogrodu są tak bezczelne że mła łapie je na chrapiących kotach, szczególnie upodobały sobie Szpagetkę ( ona oczywiście ryczy żeby je zdjąć bo sama się brzydzi ).

      Usuń
    2. Ty uważaj, one jedzą mięso, nie wiem, czy tylko martwe ale i żywe. Zjedzą Ci kota i nawet nie zauważysz.
      Kupiłam dziś drugie pudełko ( oraz akant, żeby ślimaki miały coś nowego do jedzenia :-DDD) oraz zatrzymałam się na skrzyżowaniu.

      Usuń
    3. Szpagetka sądzi że on pełzał dla urody skórki. Dziś się starannie wylizywała z tego ślimaczego śladu. Mła jutro zakupi granulki i rozsypie przy najcenniejszym zielonym ( pomysł na nawóz ze ślimorków padnietych przedni ). Na szczęście mła nie jest zmotoryzowana bo w jej przypadku jest problem drogowej sklerozy a to by się mogło skończyć tragicznie.

      Usuń
  3. Oj. I tak źle, i tak niedobrze. Walka, walka, ciągła walka. "Chcesz być sfrustrowany całe życie, zostań ogrodnikiem". He he.
    A wiesz, że ja już w zeszłym roku puściłam te moje rarytety na żywioł? No okej, zadbałam jeszcze tylko o aspleniumki, dwa razy okryłam przed przymrozkiem i trochę kompostu im zadałam. Reszta zarasta mniszkiem (świetny do sałatki, a pączki mniszka smażone z czosnkiem niedźwiedzim i cukinią były wiosennym hitem, szkoda że zbyt późno odkrytym), kurdybanek i gwiazdnica zostały zjedzone w sałatkach, pozostał żal po wyplenionym już dawno podagryczniku i pokrzywie.
    Więcej radości mi daje rzodkiewka zjadana w formie liści i dojrzewające na krzakach porzeczki niż kolejne niewiadomopocoodmiany host (podobno też jadalne, ale jakoś nie mogę się jeszcze przełamać). Już odeszły w niebyt plany na taką_jedną_rabatę_prawie_jak_w_Hidcote - jedna skrzynia już nas żywi od wiosny, teraz doszlusowała druga, będę obsiewać w tym tygodniu czym_się_jeszcze_da. O ile nas nie zaleje, ale póki co, dobrze jest, panowie grzebią w drodze koparkami i oddalają widmo podtopienia. Za to wczoraj byłam u znajomej nad Stradomką - tą samą rzeczką, co wylała w Łapanowie, tylko trochę poniżej - o szóstej rano obudził nas huk wody, która była już prawie pod szopą. Na szczęście wyżej już nie poszła, ale niżej położonym domom zalało partery. Woda podeszła w 20 minut, sąsiedzi w porę zaalarmowani zdążyli tylko samochody z podwórek wyprowadzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nigdy nie pretendowałam do miana ogrodowego glancysty, wszystko mnie zielone przerastało. Ale teraz to ono zielone poszło do ataku jak ten dżangel na Trans Amazonię. Mła nieco frustruje fuckt że rusza nie to zielone co czeba, no ale jest jak jest - japońskie rarytety so grymaśne. A więc zamiast zarosnąć kurtularnie aspleniumami czy innym anemonopsisem mła zarasta pokrzywami i skrzypem. Pokrzyw nie tępię bo jesienią mam dzięki nim stada motyli, staram się rozsądnie ograniczać, znaczy nie pozwalam na wszędobylstwo. Gorzej ze skrzypem, zajadły przeciwnik, znacznie twardszy niż podagrycznik czy bluszcz. No i wyrasta nie tam gdzie trzeba a tam gdzie by mógł łanami sobie porastać to jakoś nie chce. Mła Wam współczuwa fal powodziowych choć przyznawa się że ciężko jej to przychodzi bo ona pisze z wysuszonego do cna przez bełchatowskie wykopki ódzkiego. Ile by u nas nie napadało w tym czerwcu to i tak do odnowienia jako takiego poziomu wód gruntowych daleko. :-/
      Odkrycia kulinarne tzw. zielonej dziczyzny to jest cóś. Mła ma wrażenie ze nasza dieta vege cóś się z roku na rok zubaża. Nie ma wielości odmian, nie ma wielości gatunków. Źle się dzieje w królestwie Kulinarii ( pewnie dlatego że źle się dzieje w rolnictwie postmonsantowym ). Znaczy pędź te rzodkieweczki. Jeśli chodzi o funkie to mła opłakuje głównie Petryszynki, duże, silne i bez wymyślności rośliny. Bezczelnie przyznaję że są funkie które chciałaby odtworzyć, są też takie które na pewno do jej ogrodu nie wrócą ( bo są z innej epoko ogrodowej ).

      Usuń
    2. E tam, wcale nie zubaża. Się. Co sezon dochodzą nowe fanaberie: pierwszy był czosnek niedźwiedzi, potem nastała era gwiazdnicy i bluszczyku (w kwietniu jedyne roślinki, które podlewałam),a w tym to już ogólne szaleństwo nastąpiło. Własny mniszek, róża i kwiaty forsycji, nad wspomnianą wcześniej Stradomką kwiaty czarnego bzu, w Górach Złotych cytrynowa macierzanka, a z nowiutkiej grządki poza rzodkiewką (rany, ile to ma odmian!), botwinką i pietruszką mam nadzieję na fasolkę, cukinię i ogórki. Ślimory też mają nadzieję. A ja sekator i latarkę. Zobaczymy kto wygra ;-)

      Usuń
    3. No ale to wszystko Panie tego z ogródka i z okolic Stradomki. A u mła to jest ze względów środowiskowych jedynie opcja straganowa i wyprawa na dziczyznę. A opcja straganowa jest smętna jak wyłysiałe dupsko starego skunksa. Co do ślimorów to Mamelonowi udał się wygrać przy pomocy pełnego ogrodzenia i sekatora. Sławencjusz twierdzi że jej ten masowy mord zrobił źle na duszę, no ale zielone ocalało ( a pełzacze żarły dosłownie wszystko ). ;-)

      Usuń