Były swego czasu bajki z mchu i paproci to teraz będzie szczera prawda z okolic kapusty i szczawiu, Małgoś - Sąsiadka jest nieszczęśliwa. Kiedy skończyła się oficjalna kwarantanna to zaczęła się pogoda niesprzyjająca wyprawom pań mocno starszych na ryneczek. Owszem, Małgosia wychodzi na świat, drepcze do gołąbków, krzesełko sobie wystawia coby powietrza zażyć na Podwórku, były nawet spacery poza nieruchomość ale do ryneczku Małgosi dojść ciężko. Pozostaje jej korzystanie z chodzenia ryneczkowego mła. Małgosia niesprzyjające jej okoliczności przeżywa na tyle cinżko że usiłuje po mła jeździć. Najlepiej by było żeby mła miała stałe zatrudnienie na ryneczku bo tyle razy musi nań wychodzić "po cóś jeszcze" że przynajmniej mogłaby jakąś kasę kosić za niemal nieustanne przebywanie na ryneczku. Oczywiście zrobiło się nam w końcu z tego nieustannego przebywania źle, zaistniało cóś co Małgosia nazywa "wilcze oczy kozie gardło", mamy za dużo żywności w domu. Mła ma ograniczone możliwości, żołądek ma konkretną pojemność i rozciągać w nieskończoność się nie może. Małgoś głównie jadłaby słodkie i to nie owoce ( jabłuszko, banan czy sezonowe owoce jak truskawki czy czereśnie ) tylko ciastunia, sorbeciki, garaletki czy lody. Jogurt jest be, nawet wymieszany z owockiem i lekko osłodzony. Za to nutella jest cacy. Kiedy zdechł był por, zwiędła sałata i spleśniał nam chleb mła wygłosiła oświadczenie że koniec z marnowaniem żywności. Małgoś patrzała na mła dziwnymi oczkami, tak Felicjan patrzył na maumę kiedy cóś kombinował. No i nastąpił dzień zemsty - jabłuszka z bananem uprużono i dodano do tego kapustę i pomidor. Za okrasę robił tekścik "Nic się u mnie nie marnuje". Kapusta z bananem jest prawie tak dobra jak sałata z sokiem malinowym, mła pomyślała sobie "A więc wojna". Napisałam do Małgoś długi list ( żadne tam mówienie, waga słowa pisanego się liczy ) w którym zagroziłam przejęciem gotowania, donosem do dzieci i diabetologa że Małgoś zażera się słodyczami oraz limitem wyjść mła do sklepu i na ryneczek. Ponadto zażądałam wprowadzenia prawidłowej piramidy żywieniowej i niekombinowania z rachunkami i ukrywania lodów pod pozycją "to zielone co go nie lubię" ( szparagi ). Chyba zagrożenie donosem poskutkowało bo dziś zamiast kapuściano - bananowej ohydy jadłyśmy fasolkę szparagową z masełkiem a Małgoś na deser męczeńsko wtranżalała "suche" andruty, bo słoik z nutellą wziął był wyparował. Jutro na obiad zostaną zapodane duszony królik, młode ziemniaczki i mizeria, na deser truskawki. Gdyby wzrok Małgosi mógł zabijać leżałabym martwa od jakichś pięciu godzin.
Prawie padłam ze śmiechu - jabłuszka z bananem, a do tego kapusta z pomidorami... Świetne połączenie, ale kiedyś moja teściowa zaserwowałam moim dzieciom żelazne kluski z truskawkami i do te go kapustę z pomidorami. Moje "maleństwa" zapytały się tylko, czy się nie pomyliła gotując, bo one tego zestawu nie ruszą, więc, albo żelazne kluski z masełkiem i bułeczką, albo kapusta z chlebkiem...
OdpowiedzUsuńDo tych jabłuszek z bananami i kapustką był jeszcze dany listek laurowy. Groza na całego ! Pojutrze będzie zwyczajna kapusta z koperkiem, Małgoś jakoś to przeżyje ( normalnie czyli w czasie pokoju Małgoś robi cudowną młodą kapustkę ). Żelazne kluski to moja Babcia Wiktoria podawała z zupą dyniową. Nie znosiłam ani klusek ani tej dyniowej brei, już sam zapach mleka gotowanego z dynią doprowadzał mój żołądek do dziwnych wyczynów. Odbijało mła się czymś czego jeszcze nie zjadła. Kapustka z pomidorami z chlebkiem może być, truskawki też jak najbardziej. :-)
UsuńCudne, że Małgoś-Sąsiadce chce się tak pracowicie kombinować. Ja raz zrobiłam niechcąco zemstę za przymusowe przyrządzanie Wigilii na ostatnią chwilę (Łokcie się obraził na resztę rodziny). Wystarczyła drobna pomyłka w łapaniu butelek z półki lodówki i na stole stanął śledź w tranie truskawkowym. Nie polecam.
OdpowiedzUsuńDżizuu, tran truskawkowy do śledzia to cóś w rodzaju tortur kubków smakowych. Tak zwany śledź à la Guantanamo. :-D
UsuńJasna d... Miało być Łojciec, nie Łokieć. Co za chamydło z tego gugla
OdpowiedzUsuńNasz Tatuś uznaje że Wigilia bez porządnej grandy o to kto czego nie przygotował to się nie liczy. ;-D Co prawda ostatnio wszyscy opadali z sił i nikomu się zbyt długo kłócić nie chciało bo jakoś tak się choróbska przyplątywały i moje sisters uważajo że to nie było w związku z tym do końca tak rodzinnie i absolutnie świątecznie. Łokcie, Łojce i Tatusie lubio kombinować świątecznie, znamy klimaty. :-)
UsuńWiesz co? Największą krzywdę zrobiłam niechcący własnej lubianej rodzinie. Znienacka nocowali u mnie dwaj wujkowie z żonami. Gościna i nocleg to nie jest problem dla kogoś kto mieszka w Cz-wie. Rozumiesz, lata treningu. Ugościłam najlepiej jak umiałam podając kolację w postaci smażonych kurzych wątróbek, bardzo smacznych, z cebulką, świeżym chlebem z masłem i na deser po wspaniałej gruszce. W sumie może być, co nie? No nie. Takie coś można podać wrogowi. Zemsta doskonała - tylko zaraz po posiłku trzeba wroga wyprosić z domu. Dupska po tym gadają bezustannie i bardzo głośno. A jak smrodliwie!!! I trwa to wyjątkowo długo- noc z głowy. Sprawdzone, niestety. Pozdrawiam.
UsuńPopierdliwość potraw to nie najgorsze co może się gościom przydarzyć. Mła kiedyś zaserwowała na proszony obiadek uwielbiany przez nią chłodziec litewski. Przeżyliśmy dzięki kibelkom życzliwych sąsiadów. Mła od tej pory gotuje chłodziec tylko dla się. ;-)
UsuńEj, nie będę porównywać. Końcówka też była trudna. Powiem Ci tylko tyle, że moja sunia wyła pod balkonem, że chce natychmiast na dwór. Najlepiej wroga uraczyć jednym i drugim chyba. Tylko czy by to przeżył, to jest pytanie.
UsuńChłodziec litewski z wątróbką smażoną zapodaną ze świeżym chlebkiem zdaniem mła mogą być w zestawie równie niebezpieczne co potrawy z osławionej ryby fugu. ;-)
UsuńTo grucha robiła za katalizator. Zajrzyj do mnie na chwilę.
UsuńTaa, tylko jak się gruszkę do zestawu doda to goście się ten tego zanim od stołu zdążą wstać. ;-)
UsuńNigdy nie miałam problemów po ww. potrawach.Ciekawe .
UsuńJa szczerze pisząc tyż nie ale ludziska flaczków nie trenujo i potem byle zielenina, czy to warzywna czy owocowa i robi się problem. :-)
UsuńObśmiałam się do wypęku,:)))
UsuńNo i o dobrze, śmiech to zdrowie! :-)
UsuńZ niezapomnianych smakołyków- w domu rodzinnym bieda-hiciorem były zapiekane ziemniaki po nelsońsku (warstwy plastrów ziemniaków z jajkami na twardo , zalane pysznym sosem z grzybów suszonych duszonych w śmietanie z cebulką). Dobre na gorąco i na zimno, "będąc młodą mężatką" sisters moja postanowiła zabłysnąć kulinarnie i zrobiła tę zapiekankę. Postanowiła jednak ją dodatkowo dosmaczyć, a że jest wielką admiratorką śledzi, to fantazyjnie "ubogaciła" zapiekankę. Okazało się jednak, że solony, duszony śledź nie jest pożądanym dodatkiem w tej potrawie. Do dziś w rodzinie mamy powiedzonko, kiedy ktoś zastanawia się, co by tu jeszcze dodać , dla podbicia smaku- a może śledzia ? :)))
OdpowiedzUsuńCiesz się więc, że akurat nie zalegał w lodówce Małgoś i nie dosmaczył bananowo- kapuścianego "polskiego stew" (pamiętasz ten fragment "Trzech panów w łódce, nie licząc psa "?)
Mła rozumie problem ponieważ Małgoś - Sąsiadka ze słodyczy też najbardziej lubi śledzie. Na szczęście nie przyszło jej do głowy przefermentowanego śledzia podawać na gorąco. Kiedyś takie sztuki wyczyniano, śledzie odmaczano i przetarte dodawano do różnych rzeczy które potem zapiekano. Mła to przypomina cóś na kształt potraw z portugalskiego bacalau, mła podziwia z daleka. Kubków smakowych raczej nie popieści takim dankiem. A co do wiadomej książeczki jest taki znany cytacik - "Czego oczy nie widzą - to nie może wywołać rozstroju żołądka". Mła by do tego dodała że czego nos nie wyczuje to tyż nie uczyni żołądku krzywdy. ;-)
UsuńJesteś pewna, że Małgoś pragnienie zemsty wygrywa z miłością do kotów? Sprawdziłabym dokładnie potrawkę z królika pod względem anatomicznym jutro.
OdpowiedzUsuńMałgosinej mniłości do kotów jestem absolutnie pewna. Prędzej mła by się obudziła z wyciętym fragmentem szynki albo comberka. A króliczek był dziś ( mła kupuje tzw. elementy co cały król to dla Małgoś i mła zbyt dużo mięcha ). Małgoś i mła są mało mięsożerne, wędliny to tak jakoś od święta i to bardzo wielkiego, miąsko góra dwa razy w tygodniu. Są za to strasznie nabiałowe a mła na dodatek jest jajkoholiczką. Teraz jest nasz ulubiony czas warzywkowy - kapustka, fasolka, te klimaty. :-)
Usuń