Strony

poniedziałek, 16 listopada 2020

Tivoli - Villa Adriana

O tym  żeby zobaczyć Tivoli i jego wille mła marzyła od dawna. Tegoroczne szaleństwo kornawirusowe uświadomiło jej że właśnie nadszedł odpowiedni  na to czas.  No bo jeżeli nie teraz to podobnej okazji połażenia sobie po tzw. dziedzictwie kultury bez tłumu który przylazł je  "zaliczyć", mła  może nie mieć. Zdeterminowana mła czwartego dnia vacanze romane  zapakowała Dżizaasa i siebie w pociąg na Stazione Termini i ruszyły w Monti Tiburtini. To niewysokie wzniesienia, najwyższe ma cóś kole 800 metrów wysokości n.p.m. ,  nie odczuwa się zatem problemów związanych z górskim klimatem ( jest tylko nieco chłodniej  niż w Rzymie, co akurat dla mła która nie przepada za upałami jest zaletą ) a są zapewnione piękne widoki.  Korzystnie znaczy miasteczko położone. Tivoli leży 28 kilometrów na północny wschód  od Rzymu, pociągiem podmiejskim dojeżdża się tam cóś kole  godzinki bo pociąg  co i raz staje, a w ogóle podjeżdża  pod  górkę i tak po prawdzie  to po opuszczeniu Stazione Termini wpada  w tunel czasoprzestrzenny zbudowany w czasach etruskich albo jeszcze dawniej. Wicie rozumicie, Italia! Klimacik jak z późnego PRL, nawet klasa wagonów podobna. Tivoli od dawien dawna jest czymś w rodzaju daczy dla mieszkańców Rzymu, miasteczko połączono brukowaną drogą z Rzymem w roku 467 ab Urbe condita czyli w 286 roku p.n.e..
 
Tę liczącą 17 rzymskich mil drogę wybudował konsul Marcus Valerius Maximus Potitus   ( nie osobiście rzecz jasna ), nazwano na jego cześć Via Tiburtina Valeria.  Na jednej drodze się nie skończyło bo inną możliwością dotarcia do Tivoli było dreptanie Via Prenestina ( zwanej w czasach rzymskich Via Gabina, od nazwy miasta z którego droga prowadziła do Rzymu, do którego jak wiadomo prowadzą wszystkie drogi ).  Można  też było dopłynąć rzeką Aniene, lewym dopływem  Tybru, w starożytności zwaną Parrenzius lub Anio (  mła z okna pociągu podziwiała wodospady, między innymi dla nich chce  jeszcze raz zobaczyć Tivoli ).   Dlaczego tak dobrze było skomunikowane to półgórzyste zadupie  z Rzymem? Woda! W  Val d' Aniene jest mnóstwo źródeł  dobrej wody której potrzebował Rzym, w tej dolinie znajdowały się cztery starożytne rzymskie akwedukty: Anio Vetus , Anio Novus , Aqua Marcia i Aqua Claudia.  No i jakby  było mało to występują tu też wody termalne, w pobliżu Tivoli nadal znajduje się siarkowe źródło Acque Albule (  dziś  wysiada się w miejscowości Bagni di Tivoli ). Dodajmy do tego wszystkiego obfitość  nadającego się do obróbki kamienia i przestajemy się dziwić że ta okolica cieszyła się powodzeniem wśród  Rzymian kombinujących  gdzieby tu uciec z Rzymu przed letnimi upałami a nie pokonywać przy tym przerażającej ilości mil.


Teraz będzie o samych willach, bo ideę domu podmiejskiego zawdzięczamy Rzymianom, więc  cóś należy o tych willach konkretniej napisać. Willa we wczesnych  czasach rzymskich to był w istocie dwór lub dworek, należący do kompleksu budynków i gruntów przeznaczonych do produkcji rolnej lub jako miejsce odpoczynku ( otium ) . Według Pliniusza Starszego i Witruwiusza były dwa rodzaje willi : miejska willa do której można było  łatwo dojechać z Rzymu ( lub z innego miasta ) i villa rustica, rezydencja z funkcjami rolniczymi zajmowana na stałe przez służących lub niewolników, którzy tam pracowali dla panów. Miejska willa była przede wszystkim oznaką prestiżu, dlatego z biegiem czasu nawet te dalej położone  od Rzymu  stopniowo upodabniały się do miejskich rezydencji. Wyposażone we wszelkie wygody, często były większe niż miejskie domy  i  co najważniejsze  - były przeważnie samowystarczalne.  Te najbardziej luksusowe miały  biblioteki , czytelnie, pokoje do kąpieli z ciepłą, zimną i letnią wodą, odkryte baseny i miejsca do ćwiczeń.  Otaczały je zadbane parki i ogrody, zarówno użytkowe  jak i te tylko  cieszące oczy. Tego typu willą jest Villa Adriana.

Villa Rustica pierwotnie była  rodzinnym gospodarstwem rolnym,  które z  biegiem lat i wzrostem potęgi Rzymu, który przy każdym podboju zapewniał tysiące niewolników przywożonych na tereny Italii , stawały się niemal  fabrykami rolnymi. Średnie gospodarstwo tego  typu liczyło najczęściej 200-250 hektarów, a produkcja rolna stała się działalnością, której celem nie było już tylko wyżywienie właściciela, ale przede wszystkim sprzedaż nadwyżek produktów nawet na odległych rynkach. Tego typu wille powstawały przede wszystkim w środkowej części Italii, od Kampanii po Etrurię. To z takich willi z czasem, wraz  z postępującym upadkiem Cesarstwa Rzymskiego, rodziły się  majątki ziemskie, którym bliżej było do feudalnego modelu  niż do latyfundiów obrabianych  siłą  niewolniczą.  Po prostu niewolników  było coraz mniej i  arystokracja ziemska zmuszona była do oddawania coraz większej części ziemi osadnikom. Ci byli wolni, ale związani z właścicielem ziemskim  formą kontraktu  commendatio lub w zamian za ochronę gwarantowaną przez pana byli zobowiązani do świadczenia usług ( pańszczyzny ) i płacenia czynszu. Tak  to w skrócie wyglądało z willami.


Villa Adriana czyli po naszemu Willa Hadriana leży cóś kole czterech  kilometrów od centrum Tivoli ( trza  się jakby cofnąć w kierunku Rzymu ), zatem Dżizaas i mła  dojechały do niej autobusem z miasteczka. Do miasteczka z dworca  trzeba  z kolei dojść około kilometra, przejść przez most na Aniene, minąć ospedale czyli szpital i  ląduje się w centrum Tivoli. Po czym się czeka  na autobus,  który oczywiście przyjeżdża o zupełnie innej  godzinie  niż ta podana na przystankowym rozkładzie  jazdy.  Jak zwykle we Włoszech  luźne czy twórcze  podejście do czasu. Festina lente. Jedzie się miło, choć  dość długo bo autobus "krętaczy" jak to mawia Dżizaas. W starożytności willa znajdowała się po prawej stronie Via Tiburtina, tuż za mostem Lucano, jej powierzchnia rozciągała się niemal na zbocze  Ripoli, na którym  stoi Tivoli. Obszar  zabudowy willi związany bezpośrednio z obsługą  cezara zajmował około 120 hektarów, szacuje się że cały kompleks  willowy  liczył około  300 hektarów, współcześnie zajmuje  około 56 hektarów. To wielki park archeologiczny otoczony strefą buforową z którą są kłopoty. Wicie rozumicie, deweloperstwo, interesy niby publiczne oraz chachmęcenia odchodziły. 

W 1999 roku Villa Adriana została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, a w roku 2011 zgodnie z uchwałą gminy Tivoli w strefie  buforowej parku archeologicznego pojawiły się budynki. Numer "Robimy jak uważamy i co nam  zrobicie?"  miał  jednak konsekwencje, w 2013 roku odbyło się 36 doroczne posiedzenie Komitetu Światowego Dziedzictwa UNESCO, na którym  poproszono Włochy  o poinformowanie komitetu o wszelkich projektach rozwojowych w obszarze buforowym który chronią umowy między agendą  ONZ a Republiką Włoską. No i niespodziewanie okazało się  że można  cofnąć status miejsca światowego dziedzictwa kultury  z powodu budowy  w strefie buforowej. Sprawa stanęła  w miejscu ale nikt nie ma zamiaru już niczego wybudować tam gdzie jest strefa  buforowa.  Status obiektu światowego dziedzictwa kultury można bowiem  przeliczyć na bardzo  konkretne euro wpływające  corocznie od zwiedzających, którzy napędzają w mieście interesy. To są niemałe pieniądze i  gmina nie chce się  ich pozbyć żeby postawić  coś  co przynosi  mniejszą  kasę.  Nic  tak nie chroni zabytków jak świadomość ludzi że one zarabiają na ich byt. 


To teraz  tak konkretniej będzie  o tym parku archeologicznym. Mła lubi ruiny ale jak  któś nie tego to niech sobie odpuści, bo tu trzeba troszki wyobraźnią  ruszyć. Ten willowy kompleks  nie powstał  "na niczym", wśród wielu rustykalnych willi, które powstały między Rzymem a Tivoli za czasów republikańskich, była na tym miejscu  jedna zbudowana w okresie Sillano, powiększona za czasów Juliusza Cezara.  Przypuszcza się że owa willa  należała do żony Hadriana, Vibii Sabiny, i stanowiła spadek po jej rodzinie.  Ten niewielki kompleks willowy to był  jakby "zaczyn" który się rozrósł, wiejska willa która zmieniła się w pałac  cesarski.  Badania archeologiczne  kanalizacji i kanałów zdają się wskazywać na ujednolicenie projektu kompleksu, nawet jeśli ceglane stemple znalezione w około połowie budynków wskazują na trzy szczególnie aktywne fazy budowy w latach  118 a 121, 125 i 128 i 134 - 138. Złożoność rezydencji wynikała z potrzeby zaspokojenia różnych potrzeb i funkcji ( mieszkalnych, reprezentacyjnych, usługowych ), a także nierównego przebiegu terenu, który wymuszał takie a nie inne usytuowanie poszczególnych obiektów, czy sposób konstrukcji budynków. Cezar miał  że tak  to  określę,   nowatorskie pomysły  w dziedzinie architektury, znaczy  powszechnie przyjmuje się że chciał odtworzyć w swojej willi miejsca i pomniki, które wywarły na nim największe wrażenie podczas podróży po prowincjach imperium. Wicie rozumicie, Imperium Romanum w pigułce. To była dość duża pigułka.

Jak to ujął starożytny  historyk  - "Miał willę zbudowaną z wyjątkowym przepychem w Tivoli, gdzie odtworzono najbardziej znane miejsca w prowincjach imperium z ich nazwami, takie jak Liceo,  Accademia,  Pritaneo, miasto Canopus, Pecile i dolina Tempe; aby niczego nie pominąć, stworzył także obraz świata podziemnego." Nie odtwarzano  w budynkach willi starych konstrukcji architektonicznych wypracowanych przed czasami rzymskimi, budowano jak najbardziej  po rzymsku, znaczy  nowocześnie ( np. tam gdzie projekt nawiązuje do greckiego trylitu, pilastry i belkowania mają wewnętrzną strukturę wymurowana z cegły, żadnego ustawianego bez  zaprawy kamora ). Troszki to budowane jak tę piramidę w Las Vegas, he, he, he.  Po  mojemu Hadrian  wyprzedził  Ludwika XIV w zaznaczaniu swojej odrębnej, wyższej  pozycji ( cezar był  niby  władcą absolutnym ale  formalnie to był primus inter pares, senat  był czasem  ozdóbstwem, a czasem potrafił się niespodziewanie postawić ) pokuszę  się zatem o stwierdzenie  że Villa Adriana była prototypem Wersalu. Ten wspaniały kompleks podzielony był na trzy różnie części: wschodnią, centralną i zachodnią (  archeolodzy czasem dzielą na cztery części ale wg. innych kryteriów, mła pójdzie na  łatwiznę i nie będzie się zagłębiać w te kryteria ).


Najbardziej znanym fragmentem Villa Adriana jest chyba kanał  zwany Kanopus i  Serapejon. To "pamiątki" z Egiptu. No , może nie do końca "pamiątki", powstanie tej części kompleksu  jak zdają się sugerować stemple na cegłach,   miało  miejsce przed rokiem  130, czyli przed  pobytem cezara w Egipcie.  Teraz o pierwowzorach. W pobliżu ujścia Nilu leżało niegdyś miasto portowe zwane Kanopus ( taką nazwę  nosiła  też najbardziej  na zachód położona odnoga w delcie Nilu ). Przypuszcza się że jego nazwa pochodzi od egipskiego koptyjskiego Kahi Nub co można tłumaczyć jako Złota Ziemia. Grecy starożytni mieli swoją wersję powstania miasta, według nich zostało założone przez króla spartańskiego Menelaosa, który wracając spod Troi stracił u wybrzeży Egiptu nawigatora jednego ze swoich okrętów, Kanoposa.  W okresie hellenistycznym było to  jedno z głównych miejsc kultu Serapisa, synkretycznego bóstwa  łączącego cechy egipskich i  greckich bogów, według Strabona znane z licznych uzdrowień. W okresie rzymskim za to było znane jako miejsce owiane złą sławą, znaczy tańce, hulanki, swawole i jeszcze gorzej.
 
Z tegoż to miasta Hadrian postanowił odmałpić  kanał  i Serapejon, świątynię  Serapisa. Kanał został zminiaturyzowany  ( powierzchnia lustra wody to 119 m x 18 m ),  powstał z tej miniaturyzacji podłużny basen nad którym ustawiono posągi, kopie co bardziej znanych rzeźb  ( np. kariatydy z Erechtejonu, części świątyni Ateny na wzgórzu Akropolis ). Żeby była jasność, to co stoi obecnie nad  kanałem to są kopie kopi, które znajdują się w  sali muzeum Villa Adriana.  Nie ma natomiast w tym muzeum oryginałów rzeźb, które na przestrzeni wieków pozyskiwali  z terenu willi tzw. miłośnicy starożytności.  Posągi z Serapejonu stoją dziś w  Watykanie,  insze rzeźby dodają splendoru Muzeum Kapitolińskiemu, Luwrowi i  innym kolekcjom. Identyfikację archeologiczną tej części ruin z Kanopus i Serapejonem  zawdzięczamy niejakiemu  Pirro Ligorio , neapolitańskiemu architektowi będącemu na usługach Ippolito d'Este, który w XVI wieku tak grabił Villa Adriana że kto wie czy nie zadziwiłby żądzą łupiestwa  swojego niesławnego dziadka, Aleksandra VI Borgię.  Zaprawdę wielki miłośnik sztuki antycznej  był z kardynała  d'Este.  Mla go świetnie rozumie bo sama  by nie miała  nic  przeciwko temu żeby cud starożytności pod tytułem rzeźbiony  tyłek Hermesa ( widoczny na zdjęciu poniżej ) bijący hym... na głowę...  inne starożytne rzeźbione tyłki uświetnił jej domowe wnętrze. Czasem zaprawdę trudno się oprzeć.



Mła się bezczelnie przyzna że chodząc wokół basenu wyłączyła wyobraźnię, tak to jak zdarza się to jej wśród  ruin o szczególnej ładności.   Nic a nic jej nie ciekawiło jak to miejsce wyglądało niegdyś. Cieszyła się jego obecną urodą, tymi pozostałościami, niekompletnością i nastrojem który  ta  "resztka po" tworzyła. Żadnych domysłów jak na ceglanych ścianach Serapejonu wyglądała marmurowa  okładzina, jak to się prezentowało  gdy obie  kolumnady były nie zniszczone.   Po co i tak było to piękne. W ciepełku wolno się przemieszczała, odgłosy cykad, które grały wśród oliwkowych sadów tu nie dochodziły, tylko jaszczurki bezgłośnie przemykały po  opadłych piniowych igłach i od czasu do czasu słychać  było plusk, bo w basenie mieszkają ryby. Żadnych turystów poza Dżizaasem i mła, chwilo trwaj! Mła  była w tym momencie gotowa  wybaczyć koronawirusową panikę zarówno mendiom  jak i politykom, bo umożliwili jej zobaczenie tego pejzażu bez współczesnego sztafażu. Dzięki temu mogła sobie spokojnie chłonąć urodę basenu i Serapejonu, ich klimat. Nie sądzę żeby moje nieostre zdjęcia oddawały choć  częściowo nastrój obecny wśród  opustoszałych ruin ( choć są moim zdaniem mniej straszne  od niektórych folderowych fotek co technicznie niby w porzo tylko poza tym kicha ale mła bardzo, bardzo daleko do wybitnych focistów, ujęcia są cóś mało  oryginalne ), na pewno nie poczujecie zapachu  pinii i wody  ( nie śmierdzi, pachnie rzeką ), nie usłyszycie południowej ciszy ( jest z takich cisz które się słyszy  ). To niestety trza sobie dośpiewać. No i trza się obudzić  z ruinoholizmu bo mła tu pitu - pitu a konkrety historyczne czekają.

Serapejon znajduje się na  południe od basenu Kanopus, niegdyś po zachodniej stronie biegła pojedyncza kolumnada ( dziś są tam cztery kariatydy i dwa posągi tzw. sileni canefori, takie które na głowie zamiast kapitelu, miały kosz z owocami, popularne były w okresie hellenistycznym, zwłaszcza w Aleksandrii ), od wschodu basen otaczała podwójna kolumnada, tworząca pergolę. Po stronie północnej wśród kolumnady ustawiono posągi, rzymskie kopie dzieł greckich, wykonane w w czasach Septymiusza Sewera: Aresa, Hermesa i Atenę. Są tu też dwie kopie przedstawień Amazonek - oryginały były dłuta Fidiasza i Polikteta, ustawiono je niegdyś w świątyni  Artemidy w Efezie  (  tej którą spalił  pierwszy poważny terrorysta w dziejach ludzkości, szewc Herostrates, w nadziei że tym czynem unieśmiertelni swoje imię  ). Nie znamy dokładnej pozycji posągów będących personifikacją Nilu i Tevere, ani rzeźby fontannowej krokodyla ( dlatego fontannowej że gad wykonany z tzw. cebulowego marmuru, który to materiał miał imitować barwę skóry gada, miał umieszczoną w pysku rurkę ołowianą  którą niegdyś ciekła woda ). Od południa basen kończył się innym basenem, za nim otwierała się eskedra z niszami, zwieńczona kopułą. W jej centrum znajduje się korytarz a w jego posadzce jest otwór  a w nim niegdyś była kaskada  zasilająca basen. W tym budynku odbywały się ponoć kameralne  bankiety.




Mła  umieściła obok fotkę z Egipskiego Muzeum Gregoriańskiego w Watykanie, pochodzącą z Villa Adriana, coby Wam łatwiej było sobie wyobrazić marmury zamiast betonu. No a teraz będzie romantycznie bo jak już  jesteśmy przy Hadrianie i Egipcie to nie sposób nie wspomnieć o Antinousie. W 123 Hadrian w ramach cesarskiego  tourne  po Imperium odwiedził był Niceę, miasto leżące w Bitynii.  Tak ku pokrzepieniu serc bo miasto nawiedziło trzęsienie ziemi, no to przyjechał utulić w żalu i okazać serce. Podczas tej wizyty stracił swoje,  spotkał Antinousa, młodzieńca wielkiej urody, za to najprawdopodobniej bardzo skromnego pochodzenia. Kiedy Antinous poznał cezara liczył ponoć 12  ( jak te normy społeczne się zmieniają ), zaiskrzyło niemal od razu. Jednakże  faworytem cezara Antinous został dopiero po około trzech latach pobytu w Rzymie. Wyjaśnijmy sobie od razu że dla Greków takie związki były pewną normą w  wyższych warstwach społecznych, Rzymianie odnosili się do nich nieufnie, choć  biseksualność ( nie  homoseksualizm  ) w II wieku n.e. była społecznie akceptowana. Przez siedem lat Antinous razem z Hadrianem podróżowali po Cesarstwie Rzymskim, Vibia Sabina nie miała nic przeciwko bo małżeństwo cezara było sprawą polityki nie uczuć ( w końcu była siostrzenicą cezara Trajana, wiedziała co jest grane ). Antinous był młodszy od  Hadriana o trzydzieści lat ale ponoć uczucie było obustronne. Kiedy Antinous utonął w Nilu w 130 roku w dość tajemniczych okolicznościach, po cesarstwie zaczęły krążyć ploty.

Kasjusz Dion sprzedał nam taką wersję wydarzeń - "Antinous (... )  zmarł w Egipcie, albo wpadłszy do Nilu, jak pisze Hadrian, albo - jak było naprawdę - zostawszy złożonym w ofierze. Hadrian był bowiem wielkim entuzjastą sztuk tajemnych i używał wróżb oraz zaklęć wszelkiego rodzaju. Uczcił zatem Antinousa - albo z miłości do niego, albo dlatego że ów z własnej woli poszedł na śmierć, jako że do osiągnięcia tego co zamierzał Hadrian, potrzebne było dobrowolnie oddane życie - zakładając miasto na miejscu, w którym spotkał go ten los, i nazywając je jego imieniem. Wznosił także jego posągi, czy raczej święte podobizny, na całym świecie. W końcu oznajmił że widział gwiazdę, którą uznał za gwiazdę Antinousa i z zadowoleniem słuchał opowieści zmyślonych przez swoich towarzyszy, o tym, że gwiazda naprawdę powstała z duszy Antinousa i wówczas właśnie pojawiła się po raz pierwszy. Skutkiem tego był wyśmiewany, zwłaszcza dlatego że kiedy umarła jego siostra, początkowo nie przyznał jej żadnego zaszczytu.".  Podobno ofiara Antinousa miała zwrócić  cezarowi młodość, stąd  taka  wdzięczność  Hadriana, posunięta  do tego stopnia że  Antinous został uznany za bóstwo, co  dotąd  było zarezerwowane wyłącznie dla cezara i jego rodziny. Oczywiście nie była to jedyna wersja wydarzeń, chodziły słuchy że Antinous popełnił samobójstwo ponieważ miał dość miłości Hadriana. Cóś w tym może  być, Antinous był młodym ale już dojrzałym  mężczyzną a w świecie grecko - rzymskim związek między dojrzałymi mężczyznami uchodził za coś podejrzanego. To nie efebofilia, wprowadzanie młodzieńca w życie przez dojrzałego nauczyciela, to wysoce podejrzana skłonność mężczyzn którzy nie zamierzali się rozmnażać. Jak było naprawdę nikt nie wie, wiadomo tylko że rozpacz cezara była  wielka. Świątynia Antinousa podobno znajdowała się niedaleko kanału Kanopus w Villa Adriana, niektórzy spekulują  że znajdowały się w niej relikwie "młodego boga". Z boczku macie zdjęcie rzeźby przedstawiającej Antnousa z Muzeum  Pio  - Clementino  w Watykanie.



Oczywiście Kanopus z Serapejonem  nie wyczerpują tematu, w Villa Adriana jest wiele inszych, ciekawych miejsc. Np. tzw.  Casino, Stadion i Pałac Zimowy, taki kompleks rozplanowany na rzucie krzyża, w którym znajdowały się pomieszczenia podobne  do tych spotykanych w innych starożytnych domach. Casino otoczone było półkolistymi portykami i łączyło się z poprzecznie położonymi zabudowaniami tzw. Stadionu ( który tak naprawdę  wcale nie był  stadionem  tylko ogrodem  - ów ogród podzielono na trzy dziedzińce, w części północno-wschodniej, łączącej się z Salą Filozofów nadal zachowały się fragmenty bogatej mozaiki i fresków, w części południowo-zachodniej znajdowało się Nimfeum z fontannami w formie kaskad i letnią jadalnię w ogrodzie, środkowy dziedziniec łączył Casino z Pałacem Zimowym, nazwanym tak z uwagi na wbudowany system grzewczy ). Pałac Zimowy był trzykondygnacyjnym budynkiem mającym połączenie z Złotym Placem i Pałacem Cesarskim. Było na  bogato, kompleks posiadał olśniewającą wręcz  dekorację wykonaną z drogich marmurów i czerwonego kamienia. Do budynku Casino przylegają Małe Termy.
 
Układ pomieszczeń i bardzo wysoka jakość materiałów użytych do dekoracji każą przypuszczać, że pomieszczenia te były prywatnymi termami rodziny cesarza. Były też Duże Termy.Układ pomieszczeń obu budynków jest do siebie podobny,  największe różnice dotyczą jakości użytych materiałów. Mozaiki przeznaczone do pomieszczeń dla rodziny cesarskiej wykonane są między innymi z porfiru, te dla pomieszczeń użytkowanych przez senatorów, wysokich urzędników, czy służących najwyższej rangi to  "zwykłe" czarno - białe mozaiki.  Oprócz kanału Kanopus, Serapejonu,  Pałacu Zimowego,  Stadionu i Casino, w części centralnej znajdują się także westybul – budynek, z którego utwardzone drogi prowadziły do różnych części zabudowań Willi, oraz pomieszczenie straży – mały murowany obiekt z galeryjką dostępną z drewnianych schodów. W części wschodniej kompleksu znajdują się zabudowania pałacowe, rozmieszczono je wokół trzech dziedzińców: Dziedzińca Bibliotek, Dziedzińca Wielkiego i Złotego Placu.  Przy Dziedzińcu Bibliotek zlokalizowano budynki biblioteki greckiej i łacińskiej, szpitala oraz Teatru Morskiego i Sali Filozofów. Na tym  dziedzińcu niegdyś znajdowała się duża prostokątna fontanna.
 
Tzw. Teatr Morski był w rzeczywistości  małym  budynkiem położonym na wyspie o średnicy 45 metrów, otoczonej  wąskim  kanałem  przez który przerzucono dwa mostki. Wokół kanału rozciąga się kolumnada zbudowana w porządku jońskim.  Do dzisiaj widoczne są pozostałości marmurowego wystroju, w tym fryz z przedstawieniem morskich potworów  ( od niego chyba ukuto zwyczajową nazwę tego obiektu ). W rzeczywistości był to prywatny gabinet cesarza. To miejsce jest niemal równie często focone  jak Kanopus i Serapejon ale mła się przyzna że mimo urody odbitych  w wodzie   kolumn nie odczuła tego czegoś  co chwyciło  ją za serce w "egipskiej części".  Może  brak przestrzeni i co za tym idzie głębszej perspektywy, może brak zieleni, który sprawiał że mła czuła  się nieco przytłoczona dużą ilością ceglanych murów, może nagłe przyprażenie południowym słońcem które spowodowało stępienie zmysłów mła. Było tam pięknie ale nie  na tyle żeby mła zaparło dech, nawet nie na tyle żeby mła się poczuła zauroczona. Cóś dziwnego ani jednego turysty ale mła  nie odczuwająca z tego powodu szczęścia. Zdarza się, nie zawsze  pomiędzy człowiekiem a jego  otoczeniem zaiskrzy, w  tym wypadki nie zaiskrzyło, choć wydawać by się mogło że powinno.

 
 
Do Teatru Morskiego przylega  Sala Filozofów, kwadratowa aula z dużą apsydą od północy. Na pozostałych ścianach umieszczono nisze z posągami. Była to najprawdopodobniej jako sala audiencyjna. W pobliżu znajdowały się zabudowania zawierające pomieszczenie przykryte kopułą, być może  kolejne termy do użytku cesarskiej rodziny. Zabudowania  szpitala służyły najprawdopodobniej jako pokoje gościnne albo pomieszczenia przeznaczone dla wyższej rangą służby pałacowej. Są  tam piękne czarno-białe mozaiki w formie roślinnych arabesek, najpiękniejsze wzory zachowały się w środkowych częściach przylegających do głównego pomieszczenia z niszami. W niszach tych, pod ścianami, ułożono posadzkę w wzory geometryczne. Pałac Cesarski to budynek przy Wielkim Dziedzińcu. Mnóstwo pomieszczeń trudnych  do identyfikacji, jako tako udało się ustalić  gdzie mogła znajdować się  mała biblioteka i sala biesiadna ( było to półkoliste pomieszczenie przykryte półkopułą, w jego ścianach umieszczono nisze, w których najprawdopodobniej znajdowały się posągi ). 
 
Wielki Dziedziniec otoczony był portykami, w części południowej zlokalizowano Nimfeum, w którym woda kaskadami spływała do basenu (  pomalowanego na jasnoniebieski kolor, woda  z akweduktów źródlana więc błękit miał bić  po  oczach ). W tej części zachowały się fragmenty posadzek, pochodzące z czasów Hadriana oraz wcześniejsze, z czasów republiki ( w tym miejscu była stara siedziba rodu Vibii Sabiny    ). W XVIII wieku odnaleziono tu mozaiki z dekoracją w formie obrazów z przedstawieniami krajobrazu, masek scenicznych i wizerunków bestii kojarzących się z kultem Dionizosa, mozaiki wywędrowały do Watykanu i Berlina. Za nimfeum znajduje się tzw. Sala Doryckich Pilastrów, otoczona podwójnym portykiem z apsydą, w której po stronie zachodniej znajduje się miejsce przeznaczone na posąg. Pomieszczenie to przez niektórych archeologów  uznawane za  salę  tronową. W 1966 zostały odrestaurowane pilastry oraz część kopuły przykrywającej apsydę. Złoty Plac to obszerny budynek z dużym wewnętrznym dziedzińcem otoczonym podwójnym portykiem, na jego obrzeżach umieszczono zieleń i liczne baseny z wodą. W jego części południowej znajdowała się eksedra z niszami dla posągów ( odnaleziono w tym budynku ślady marmurowych wykładzin ściennych oraz fryz z scenami z polowania ). W skład zespołu wschodniego wchodzą ponadto: Teatr Grecki, Palestra oraz zabudowania zwane Nimfeum.
 
 
 
Teatr Grecki  to półkolista widownia z przylegającą do niej prostokątną płaszczyzną, z zachowanych opisów wynika, że w pobliżu znajdowały się zabudowania teatru łacińskiego, ale mimo usilnego kopania jak na razie  nic  nie znaleziono.  Palestra  to trzy duże dziedzińce otoczone portykami i kryptoportykami, kwadratowy odsłonięty dziedziniec ma posadzkę wyłożoną marmurem w geometryczne wzory. Nimfeum to z koli okrągła świątynia poświęcona Wenus. Jest dość  nietypowo umieszczona, znajduje się  na tarasie otoczonym portykiem  zakończonym na dwóch krańcach małymi apsydami. Obecnie na jej ruinach pobudowane jest Casono Fede. Z wykopków archeologicznych wynika, że wcześniej było to zabudowanie należące do willi z czasów republiki. Na południowy wschód od zabudowań Nimfeum i Teatru Greckiego rozpościera się ogromny taras. Przy nim, w części wschodniej zbudowana została grota ze sztucznymi stalaktytami.  To jest to słynne Hadrianowe odwzorowanie podziemi.  Nad grotą wzniesiono świątynię. Na zachód od kompleksu głównych zabudowań pałacu umieszczony był prostokątny portyk z basenem pośrodku i dwoma budynkami, jeden z nich  nazywany Sto Komnat, posiadał połączenie prowadzonymi poniżej poziomu terenu korytarzami z głównymi budynkami pałacu oraz  Dużymi i Małymi Termami. Dlatego  przypuszcza się że był to budynek, w którym mieściły się pomieszczenia dla służby. Przy tym kompleksie umieszczone zostały zabudowania uważane za prywatną rezydencję rodziny cesarskiej, ale  one już należą do części centralnej kompleksu.
 
Część zachodnia kompleksu jest  o tyle ciekawa że niemałe jej fragmenty nadal są w rękach prywatnych. No ale zacznijmy od historii bo przeca kompleks willowy popadł w ruinę, samo się nie zrobiło. O ile za cesarstwa było jeszcze jako tako choć coraz gorzej aż do opuszczenia,  w średniowieczu było gorzej niż źle. Willa została  zredukowana do gruntu rolnego, ale najgorsze że  robiła za  kamieniołomu cennych materiałów budowlanych ( marmur, mozaiki, dekoracje ) do domów w Tivoli oraz jako rezerwuar kamienia, z którego można wydobywać wapno. Pierwszym, który sobie przypomniał  po stuleciach o willi, był humanista Flavio Biondo ( w 1450 r. ) Prawie dziesięć lat później odwiedził willę  papież Pius II Piccolomini. Tym samym od końca wieku ożywiło się,  zainteresowali się  willą humaniści, , papieże, kardynałowie i szlachta. Wszystkie  te drapieżniki ruszyły na łów i szabrowały co  jeszcze było do wyszabrowania. Aleksander VI Borgia, następnie kardynał Alessandro Farnese , wnusiu Aleksandra VI kardynał Ippolito II d'Este , dla którego Pirro Ligorio zebrał duże ilości materiałów przeznaczonych zarówno do willi w Tivoli, jak i willi w Rzymie. Na Włochach się nie skończyło.  Wykopaliska mnożyły się od XVI do XIX wieku, w tym należy uwzględnić wykopki dokonywane przez właścicieli gruntów, takich jak hrabia Fede czy jezuici, do których należał obszar Pecile. Ponad  300 znalezionych dzieł sztuki ( portrety, posągi, hermy, płaskorzeźby, rzeźby, mozaiki ) zasiliło prywatne kolekcje i zbiory muzealne Europy. W 1870 roku państwo włoskie kupiło teren od rodziny Braschi, która była wówczas największymi właścicielami ziem dawnej willi  ( pozostałe części pozostawały jednak - i nadal są - w rękach prywatnych ). Podjęto prace wykopaliskowe i restauracyjne, które ujawniły niesamowitą architekturę budynków, a czasem nawet zachowane stiuki i mozaiki. Poszukiwania trwają,  eksploracja  jest daleka od zakończenia. W 2003 roku ujrzały światło dzienne pozostałości tego, co zostało zidentyfikowane jako miejsce kultu poświęcone Antinousowi .  Na terenie Palestry w 2006 roku odnaleziono egipskiego sfinksa, a  w 2013 roku posąg boga Horusa w postaci sokoła. Archeolodzy grzebią nadal. Mła sobie obiecała  że kiedyś t u wróci.
 

8 komentarzy:

  1. O bogowie! To nie jest wpis do przeczytania na jeden raz.Zmęczyłam się.
    Ten krokodyl, z ewidentnymi prętami zbrojeniowymi w swym ciele, trochę mnie zaskoczył. Nie wiedziałam, że starożytni Rzymianie tak nowocześnie budowali. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Krokodyl jest kopią kopi, doczytasz. Ty się zmęczyłaś czytaniem, ja się zmęczyłam pisaniem bo to jest przeogromny temat. Szczerze tak, myślałam że nie ogarnę bo tylko wrzucałam co mła się najważniejsze wydało a potem wywalałam bo przez te elaboraty by nikt nie przebrnął. To jest takie miejsce jak Dolina Królów w Egipcie, nigdy nie należy kopać kamorów leżących na glebie bo nie wiesz w co kopiesz, może w artefakt. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam sobie rozłożę czytanie na raty. Na razie dobrnęłam do końca historii o Antinousie, zachłystujac się śmiechem po drodze w temacie kolekcjonowania tyłków. Fotografie przepiękne, ale zagwozdką jest dla mnie czwarta z kolei..

    OdpowiedzUsuń
  4. Tu się nie ma co śmiać z tyłków, żyjemy w dobie obwisłych i przyklapniętych pośladków kanapowców. Ładny tyłek z marmuru czy innego cementu przypomina jak to powinno wyglądać. Foty to są średnie albo i gorzej, mła zna swoje możliwości. Czwarta z kolei pokazuje cegiełki układane w karo, tak zdziwnie dla nas. :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam, ale jeszcze nie ogarnęłam. A gdzie świnks i sokołohorus? Czy zgodnie z tradycją wywiezione, a zastąpią je betony?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świnks i horusosokół pewnie w muzeumie na mniejscu się pętajo. Na zewnątrz niewiele zostaje bo sprawa konserwacji, dozoru ( ludzie pomysły miewajo ), ekspozycji - mnóstwo problemów. Lepiej zamuzeować. B etony ich chyba nie zastąpio bo trzeba by zdrowo odtwarzać otoczenie a z tym w Palestrze nie byłoby łatwo.

      Usuń
  6. Ville Tivoli? Czyli być może jeszcze będzie cóś tivolovatego villovatego. Ten Adrian to miał jednak rozmach, trzeba mu to przyznać. Wczuł się na baardzo poważnie w rolę cezara. Ciekawe, co kryją prywatne grunty, czy też skarby, czy raczej tereny bardziej rolne. Są tam ludzie wpuszczani?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do uwierzenia ale są ville tak tivoliowate że człowiek nie wie gdzie ślepiami strzelać. Co do gruntów prajwertnych - dawna Akademia to zespół budynków na terenie prywatnym i nie udostępniony do zwiedzania. Są własnością rodziny Bulgarini, która mieszkała tam od XVII wieku i są udostępniane tylko badaczom. Niedawno były przedmiotem przeglądów i badań, które wykazały obecność podziemnych tuneli do przejazdu rydwanów i takich którymi poruszali się służący. W 1630 roku znaleziono na tym terenie świeczniki nazwane świecznikami Barberini ( dziś w Muzeach Watykańskich ). W latach 1736-1737 odnaleziono posągi dwóch centaurów autorstwa Aristeasa i Papiasa, Fauna (lub satyra) z czerwonego marmuru i słynną mozaikę przedstawiającą gołębie ( obecnie w zbiorach Muzeum Kapitolińskiego w Rzymie ). Mła się wydawa że tzw. la trorre di Rocca Bruna ( takie obserwatorium astronomiczne )jest tyż na gruntach prywatnych i tam akurat można wleźć.

      Usuń