Strony

niedziela, 28 lutego 2021

Mła i kobyła historii

 

Mła ma  nadal nerw z powodu lektury książki histerycznej w związku z czym się jej ulewa. Chaotycznie jej się ulewa. Tak szczerze pisząc od czasu do czasu  lubi się pośmiać z  Wielkiej  Lechii, balsamu na kompleksy i okładu na dręczące poczucie niższości.  Przynajmniej to ją śmieszy, mła uwielbia historie o drewnianych piramidach które się nie zachowały dlatego że były z drewna. I te opowiastki o nienawistnych  Niemiaszkach intrygujących coby Lechitów zniszczyć, normalnie klimaty niemal wiedźminowe, tylko smoków brakuje.  Durne to ale nie w tych smoczych opowieściach prawdziwy  problem,  groźne są narodowe miazmaty  snujące się po podręcznikach. Ciągnie się za  nami ten sienkiewiczowski fałszywy  pokrzepieniec jak ta fala smrodu za tzw. smotkiem, wszyscy narzekajo ale zmienić to cinżko bo i podręczniki i domowizna zusammen  do kupy dajo straszne efekta.  Któś bardzo znany i szanowany albo jeszcze lepiej  jakie gremium w końcu powinno pieprznąć piąchami w stół coby zacząć uczyć  dzieci historii  a nie wkładać im  do głów propagandę historyczną,  bo potem są  aryjsko - turbosłowiańskie odjazdy i tylko czekać aż  okażemy się  potomkami Atlantów  ( Niemce przerabiały to sto lat temu, z pseudonauki nawet naukę oficjalną z czasem zrobili, źle się to skończyło ) albo produkować  będziemy masowo historyków takich jak co poniektórzy związani  z IPN ( na szczęście nie wszyscy z tą instytucją związani piszą żenująco źle, tak że nie ma co pluć na instytucje, trza niestety na ludzi ).
 
Mła  postanowiła  się przyjrzeć  oficjalnej wersji dziejów, której naucza się naszych szkołach. Zaczynając od początku,  czyli od realnie istniejącego  władcy - mła nie rozumie dlaczego nadal w  wolnej Polsce wkładajo  dzieciom do głów  jak to Mieszko, książę  Polan,  w patriotycznym uniesieniu o Polskę był walczył z wrogimi Niemcami. Gomułka byłby zachwycony!  Taa... Mieszko po pierwsze to walczył nie z całymi Niemcami bo nie było jeszcze czegóś  takiego  jak naród niemiecki ( było tylko  niemieckie królestwo elekcyjne, co i raz wewnętrznie rozsadzane przez Szwabów, Bawarczyków  czy Sasów więc zdaniem mła opowieści o niemieckiej ekspansji są na wyrost, ekspansja była saska ), tylko ze zbuntowanymi przeciw cesarzowi rzymskiemu baronami saskimi ( Sasi co i raz skakali cesarzom, apogeum  było za dynastii salickiej ), znaczy walczył o jedność cesarstwa  Ottonów, spadkobierców idei cesarstwa zafundowanego przez germańskiego ( Frankowie byli Germanami ) cesarza Karola, które  później przerodziło się  w Heiliges Römisches Reich ( a zanim dodano do niego  określenie że ono narodu  niemieckiego to  minęło paręset lat ), przy okazji załatwiając  sobie sprawy własne ( gdyby chciał załatwiać tylko własne to by został z miejsca zabrany pod cesarski bucik, wiedział czym to pachnie bo miał  swego czasu kontakt  z niejakim margrabią  Geronem, kiedy zaczął się wpieprzać w nie swoją strefę wpływów ). 
 



Jakby nie patrzeć Mieszko stał po stronie silniejszego Niemca, he, he, he  ( tylko o saskich Ludolfingach można powiedzieć  że byli takimi  Niemcami jak Mieszko  był  Polakiem, taa... ). Walczył  nie w żadnym pansłowiańskim interesie  bo tłukł się z Połabianami  a przed silniejszym państwem  Czechów, będącym prawdziwym zagrożeniem dla państwa Polan,  zabezpieczył się małżeństwem z Dąbrówką i chrztem. Większość wojenek naszego pierwszego historycznego władcy  była  wojenkami wewnętrznymi i ze słowiańskimi pobratymcami z najbliższej okolicy. Podręczniki dla szkół podstawowych i  średnich sprzedajo  nam jednak nadal popłuczyny po XIX wiecznej historycznej opowieści o nienawistnych  Niemiaszkach, którą tak ochoczo raczono mła za jej czasów  szkolnych.  Mła wyczytki  znerwowana lekturą histeryczną zrobiła i to co znalazła jakoś jej nie przekonało że uczymy o faktach. Niby wszystko wyłożone  należycie ale co i raz pojawia się kfiotek, jakby  wydostawało się spod skóry to przekonanie że wrogi żywioł niemiecki niszczył biedne  słowiańskie plemiona a nie że kultura lepiej zorganizowana przejmowała tereny na których kwitła kultura cóś mniej zorganizowana, często gęsto z kwikiem  radości lub ulgą ze strony miejscowej ludności bo np. zarzundzający Połabianami  żarli się między sobą i taki bajzel ludności robili jaki był swego czasu udziałem  mieszkańców Bałkanów ( hym... Słowian w dużej  mierze ). To niemczenie jest  chyba  silniejsze od piszących podręczniki albo nieuświadamiane.
 
Tak, tak,  mła się  wycofać z kwestii podręcznikowej  nie może - spojrzenie skażone  naleciałościami XIX wiecznymi, ciężki grzech dla historyka, sprzedajemy młodzieży.  Mesico comes et marchio, Sclavus tak o  Mieszku pisali związani z dworem cesarskim mnisi, comes i marchio potem Sclavus, gdyby nie ambicje Bolka  syna Mieszka nie wiadomo  dokąd by nas to comesowanie  i marchiowanie zaprowadziło. Łużyczanie stali się Niemcami z Łużyc, tzw. mniejszością etniczną.  Brandenburczycy  czyli potomkowie Obodrytów i Wieletów mniejszością żadną już nie  byli, rozpłynęli się jako państwowość przez walki wewnętrzne i stali się marchią. Ba, z czasem  ten słowiański lud mówiący po  niemiecku stworzył cóś źle  się nam  kojarzącego - państwo połączone unią personalną z Prusami.  Tak, tak,  mła zastanawia się tyż leniwie nad państwem Pruskim i nad niemieckim powiedzonkiem "Preußen sind keine Deutschen". Nasza państwowość solidnie oberwała za sprawą Prus, powstałych dzięki skrzyżowaniu potomków Słowian i Bałtów z chrześcijańskimi bojówkami  czyli zakonem militarnym.
 


 
Złe etniczne  Niemce znaczy a jak  się bliżej przyjrzeć  to tak może nie do końca, bo nawet plattdeutsch okazuje  się na terenach  Brandenburgii tylko językiem przejętym a ślady słowiańszczyzny w junkierskich nazwiskach to sprawa znana od  dawna. A mła się potem  dziwi że czyta pierdoły "narodowościowe" napisane  przez kogóś  komu  skażone szkolenie zafundowano i któremu tzw. studia  historyczne  nie pomogły w wyciąganiu wniosków  z przesłanek, nie wspominając  już o tym że  warsztatu zwyczajnie zabrakło. "Patriotyzmem" został zastąpiony - z nauką i dziedzinami  wiedzy jak z demokracją, nie znoszą   przymiotników, patriotyczna wiedza historyczna jest żadną wiedzą, przykro mła to pisać ale to tylko opowieść  dla prostaków, coby się lepiej  poczuli. Wielka Lechia w wersji  mniej  odjechanej. Boszsz... ale  Wam mła dziś pojechała na kobyle historii, jak widzicie lektura bardzo ją wnerwiła zamiast ukoić.  Któś kiedyś ładnie powiedział że patriotyczny wcale  nie oznacza narodowy i miał rację. Szkoda że tego dzieci nie uczą. Ech... Lepiej mła pomyśli sobie o wesołych  historyjkach o Lechitach, następcach Sarmatów. Bełkot czysty, żadne podpinanie  się pod  naukę.
 


 
Dzisiejsze fotki są  odstresowujące i nijak  do tematu wpisu nie paszące. To Mrumi  i Pasiak zdobywający stół, kfiotki wiosenne domowe, pielęgnacja i  przesadzanie sukinkulentów ( z tej  okazji możecie zobaczyć że koty roślinom nie odpuszczajo, ilość  sierści w doniczkach pozostałych po "wyprawach  pielęgnacyjnych" o tym świadczy ) oraz troszki zieleniny z ogrodu. W muzyczniku  piosnki paszące czyli takie o tym jak się kończy kiedy propaganda zastępuje rzetelną wiedzę ( II RP  w cieniu  trumien się miotała   i skończyła jak skończyła a propaganda historyczna którą wkładano młodym  do głów w czasie jej trwania spowodowała że za normalne uznawano uzbrajanie  dzieci, patrz mit i pomnik Małego Powstańca ).


piątek, 26 lutego 2021

Codziennik - przedwiosennik

Tak właściwie to powiedz mi po co ja cię mam? - mła ma wrażenie że niektóre kocie osoby mają ochotę przesłuchać mła w tym stylu. Małą divę mam na myśli, choć  słowo mała nijak  mła nie pasi  do tego wielkiego ego.  Jej  się nie podobie że mła nie przymusza inszych kotów  do składania hołdów i ustępowania miejsca ( zawsze najlepsze jest to na którym akurat ktoś inny  niż Szpagutek zaleguje ). Z jedzeniem bywa  różnie, paszteciki majo być i surowizna pierwszoklaśna, inne  jedzenie  nie pasi bo może uszkodzić  szlachetne dziąsła. Mła się stara żeby  Szpagetka miała  co lubi ale  Szpagetka dla mła  się nic  nie stara, charakter gwiazdy opery z niej  wyłazi na każdym kroku. A taka kiedyś  była milutka... Oczywiście wg. Szpagutkowskiej  to ona nadal  jest czar miasta Odzi i okolic tylko mła się nie zna i ma kretyńsko nierealistyczne oczekiwania. Hym... no dobra, nich będzie że poranny zyl szczęścia i udeptywanie mła po  oczodołach  to jest właśnie to czego mła oczekuje od swojej pupilki. I to szuranie michami  kiedy żarło jej nie pasi i odłażenie na sztywnych łapach.  No i jeszcze niecierpliwe skrzeki ponaglające kiedy trza jej okna i drzwi otwierać bo kaleka i  się biedactwo nie przeciśnie przez uchylone ( nieprawda ) tylko musi mieć je otwarte na oścież. Taa... czysty terror. A mła się godzi bo obrażona Szpagetka potrafi przestać jeść  (  mła dręczy natychmiast Dohtora, tak na wszelki wypadek ).

Albo uznaje za kuwetę teren absolutnie pod działalność kuwetową nie podpadający. Jak sobie przypomnę wczorajszą pobudkę o trzeciej w  nocy bo "Będziemy się teraz bawić" to dochodzę do wniosku że mła ma przerąbane bo ma taką nieszczęsną właściwość że nawet z miłych kotów potrafi zrobić wymagające potwory. No ale  z drugiej  strony te koty potwornieją  zazwyczaj  po przejściach (  Melka i Wiktor niedożywieni i cudem odratowani, Felicjan ze złym kocięctwem, Szpagetka  po wypadku ). Mła ustępuje  i usługuje bo to kaleki są emocjonalne i nie tylko emocjonalne. Na szczęście gwiazda może  być tylko jedna, reszta stada ma co prawda  insze przywary ( a któż jest idealny? ) ale gwiazdorzenie zdarza im się bardzo rzadko.


Mła miała troszki luźniej i sobie pozwoliła na podczytki w necie ale jakoś nic jej  nie zaskoczyło. Wirus mutuje, politycy zwalajo winę  na społeczeństwo bo nie  chodzi w kombinezonach,  o własnej odpowiedzialności za kretyńsko politykę  lockdownów  słyszeć  nie chco ( ale  już słyszo, kwestia czasu to była ), czepionki majo  jak na razie wartość głównie propagandową  ( przeca izraelskie pienia na tematy  czepionkowe to tak bardziej w kategorii opowieści z tysiąca i jednej  nocy, jak na razie  rzund masowo czepi a na  analizę to trza poczekać ). Niderlandy majo luzować restrykcje co wiąże  się nie tyle ze  spadkiem zachorowań  co z wyrokiem sądu w sprawie legalności działań  rządu i nadchodzącymi wyborami. W  Niemczech też majo rok wyborczy, ich rzundzące zaczynajo zjadać  żabę bo jak  żaba będzie konsumowana latem to zarzundzające dopiero pocierpio na niestrawność. Mop z UK, jak to on,  pięknie obiecuje że już  zaraz i za chwileczkę, Szwedzi jak zawsze robio swoje i trupy im  się na ulicy nie ścielą a Włosi usiłują coś  dla się ugrać na  "tragedii  covidowej" ( bo wyprzedzajo niemal wszystkich w konkursie na "następną Grecję" ).  W Kalifornii  wymutowało  kolejne  guano, zdaje  się że czepionkooporne. Taa... idzie wiosna i czas rozliczeń. Ludziskom  cóś panika przechodzi w złość, teorie spiskowe pojawiajo się jak  grzyby po deszczu, tylko wyglądać kogo wynajdo  w charakterze  koziołka ofiarnego. Na razie  nabierajo sił bo wyraźnie są kretynizmem sytuacji zmęczone.

Nasz zarzund sobie  gnije i nie wzbudza specjalnych emocji, bo spójrz wyżej  czyli ludziska  są zmęczone  ( z tym że mła odnosi  wrażenie że zmęczenie im przejdzie w chęć użycia i ktokolwiek będzie stawał na drodze tej chęci oberwie ). Nasz zarzund pewnie będzie robił to co robi, znaczy drukował piniondze bez umiaru na to używanie i liczył na cuda europejskie ( tu akurat może się przeliczyć bo  w dyspozytorni  liczą lepiej ). Od czasu do czasu palnie jaką medialnie nośną  głupotę okraszoną słowem narodowa, coby zaistnieć. Mła cóś  się wydawa że  zarzund ma wymarzono władzę i teraz nie za bardzo mu ta władza pasi. A bo nie absolutna, a bo stoliczek  się nie nakrywa, a bo zagramanicą cóś czyszczą zarzundy, a bo trza cóś robić  a nie  bardzo wiadomo co, a bo, a bo. Zarzund tyż jest zmęczony a tu czeba nęcić. Opowiastki o rewaloryzacji pińcetów mogo  być troszki niebezpieczne bo spada nam  tzw. solidaryzm  społeczny, mocno nadużyty  podczas  pandemii. Nowych czarów nie widać a suteren spragniony czegóś świeżego, nowej sztuczki która pomoże mu uwierzyć że cóś za tzw. darmoszkę dostanie ( licytacja rowera coby pokrył lukę VATowską  nie satysfakcjonuje ). No że lepiej  będzie. Tylko lepiej to już było,  mła ma deja vu co jest po prostu nudne.

Mła zatem usiłuje  uciekać w światy nierealne, znaczy szuka co by tu oblookać  albo choć poczytać bo z  zarzundami i ich miotaniem się w pajęczynie w którą sami  wleźli jest jej  nieciekawie. Teatrzyk polityczny wystawia same  farsy, ileż  można  tego oglądać? Mła chętnie zajęła się produktem cudzego myślenia bo samej  myśleć jej  się nie chce. Mła miała ochotę tylko  chłonąć ale jej wredny umysł musi się, qrna, w refleksjach taplać nawet jak ogląda film o dupie Maryni! Mła to męczy ale co ma robić kiedy to od niej  silniejsze? Wiecie teraz jest taki trynd że filmy dziejące  się drzewiej są  "dostosowywane  do wrażliwości współczesnego odbiorcy", znaczy że mają one jakby mało stycznych z realiami czasów których  dotyczą bo odbiorca współczesny by nie zdzierżył.  Mła usiłowała  w celach rozrywkowych oblookać  cóś co się nazywa "Bridgertonowie", niestety nie zdzierżyła lekkości i wdzięku oraz nadpoprawności politycznej gniocika. Prawda czasu zbyt jej się rozjechała z prawdą  ekranu co jest zdziwne bo zniosła całkiem  nieźle zrobioną w podobnym stajlu bajkę o carycy. Tylko bajkę o carycy ratował inteligentny czarny humor i beka ze stereotypów ( jak  ludzie Zachodu wyobrażajo sobie Rosję, nie tylko tę  dawną ), więcej w tym było zmrużenia ślepia i skierowania reflektorka na tzw. mity  założycielskie ( hym... podobno batiuszka nie docenił serialu, w końcu on też jedzie na stereotypach a tu takie  obnażenie  przygotowań w  kuchni i śmichy i chichy z pichcenia ).  Mła nawet nie przeszkadzało że bajka  nijak  się miała do faktów czy historycznych realiów, to była bajka właściwa i w dodatku okrutna, taka  w stylu braci Grimm  i już. 
 
 
 

"Bridgertonowie"  jakoś  do mła mało  mrugali, powieka nie opadała czy cóś. Za płaskie i mało zjadliwe, za dużo trylów i pianek  do  ersatzowego kakałka.  Mła się czuła jakby ptysia z kremem  prymitywnym z białek jadła, nie jej klimaty. I tak zamiast się odmóżdżyć mła się  zaplątała we własne zwoje bo znużona filmidłem  pozwoliła sobie na lekturę tzw. polemiki  historycznej. Mła zmilczy z litości o tym co czytała ale wierzcie,  to dopiero było żenua, żadne przybierane przez nią w ogrodzie pozy nie są tak kretyńskie jak wypociny niektórych piszących  pod szyldem IPN. Nie dość że poziom zbliżał się niebezpiecznie miejscami do  wypracowania gimnazjalnego to jeszcze  cóś było w tym podobnego do tych nieszczęsnych "Bridgertonów"  -  łatwa  do przejrzenia próba może nie dostosowania się do wrażliwości współczesnego odbiorcy co raczej jej urobienia, za pomocą nawet nie interpretacji faktów co  raczej ich "zamilczania". Stalinowskie to do szpiku. Fuj! Mła żałowała że to wzięła  do łap, chciała sobie  horyzonty poszerzyć i w bańce  się nie zamykać ale nie można  sobie poszerzać horyzontów lekturą która nie trzyma  poziomu. Jakbym czytała  Harlequina, którego akcja dzieje się w Indiach i na tej podstawie chciała sobie wyrobić zdanie o tym kraju i jego kulturze. Mój boszsz... a mła się kiedyś  dopieprzała  do kwerend Cenckiewicza i głupot które wypisywał o tym dupku Caudillo. Mła nie wiedziała że w to dno można stukać od spodu, w końcu metodologia badań jest Cenckiewiczowi znana i to zdaje  się czyni go wybitnym na tle niektórych inszych z IPN związanych  ( na szczęście  nie wszyscy tam odleciani ).  Tragedy. Mła teraz starannie będzie omijać lektury dotyczące dziejów.

Dzisiejsze fotki są mieszane - Szpagetka w pozach, stół kuchenny w oczekiwaniu na wiosnę, dla zainteresowanych mój kubek do mleka i miseczki śniadankowe, no i Alcatraz wraz  z wyposażeniem które  się budzi. W  muzyczniku muzyczka pocieszkowa ( mła dostała bardzo złą wiadomość od Doro o jej Cleo, kota jest chora na bardzo poważnie, mła się  martwi i to mocno ), z filmu który mła ogląda  kiedy smutek ją gniecie.

wtorek, 23 lutego 2021

Alcatraz w ostatnim tygodniu lutego

Jeszcze zimowo, jeszcze   śniegi zalegające w ogrodzie. Ale słońce daje jak farelka czyli słoneczko, śnieg ma konsystencje granity, ptocy śpiewajo razem z fabrycznymi kotami, domowe koty są bardzo niedobre a spod  śniegu wychodzą pierwsze cebulaczki i ciemiernikowe kfioty.  Na nagich pędach oczaru  pojawiły się  też pierwsze "pajączki",  liderem oczarowych kwitnień okazała się w tym roku odmiana 'Arnold Promise'.  Kfiotki jak na razie nie wyglądają jakoś  szokująco spektakularnie  ale mła się cieszy ich słoneczną barwą  bo straszliwie spragniona jest  kolorów po śnieżnej  zimie. W końcu ile można oglądać różnych odcienie bieli? Hym... co inszego biel kfiotków śnieżyczki przebiśnieg, w końcu to jest biel z zielenią, całkiem  co inszego niż biały puch. Na razie mła obserwuje pojedyncze kfiotki przebijające  się przez   śniegi, może wzrost temperatury spowoduje  że  w miarę prędko ujrzy  całe śnieżyczkowe kępki. Bardzo jest ciekawa kwitnień swoich zeszłorocznych niderlandzkich zakupów.

Oczywiście oczami wyobraźni to mła już widzi te śnieżyczkowe łany, które  w przyszłości opanują  Alcatraz ale na razie z niecierpliwością wygląda pierwszych kfiotków nowo zakupionych  śnieżyczek. Szczególnie trzyma kciuki za odmiany pełnokwiatowe, które jakoś  do tej pory nie chciały za dobrze  rosnąć w Alcatrazie  ( określenie "za dobrze" to eufemizm, odmawiały małpy współpracy z ogrodem i tyle ). Mła zajrzała też na stanowisko które wybrały sobie  cyklamenki czyli na bluszczowisko pod kasztanowcem w ogrodzie. W tym miejscu śniegi już  zeszły a mła odkryła szykujące  się do startu pączki cyklamenów. Na razie  jeszcze mocno zwinięte ale pędy już  ruszyły w górę, jeszcze trochę i mła zobaczy pierwsze różowe kfiotki ( odmiana biało kwitnąca jakoś  wolniej u mła wchodzi w okres kwitnienia,  nie wiem czy to wina stanowiska  czy po prostu odmiany biało kwitnące  tak mają ).


Jedyne  czego mła się ogrodowo  teraz boi to nagłej zmiany temperatur w marcu. Mało co jest paskudniejszego   dla ogrodnika niż  zmrożona wiosna.  Jakby zamrozić  nadzieję. Mła się "pociesza"  tzw. globalnym ociepleniem  czyli prognozowaną wyższą temperaturą w marcu.  Z drugiej strony tak się jej  niemile przypomina  że ostrej zimy to w tym roku niby miało nie być. No cóż, w końcu spora część  meteorologii to zabawa z modelami a jak nieraz wygląda  stosunek modeli do   rzeczywistości to sobie możemy poobserwować na podstawie tzw. pandemii koronawirusa, gdzie o  modelach nie tak dawno lansowanych  w mediach jako jedynie słuszne prognozy  rozwoju sytuacji epidemiologicznej, chcą  najszybciej zapomnieć  zarówno ich autorzy jak i ci którzy owe  modele  lansowali. Tak więc mła z lekkim niepokojem  czeka na marzec.

niedziela, 21 lutego 2021

Codziennik - niedzierla prawie że wiosenna

Mła sobie spoko czeka  aż  się odwilży u niej  w ogrodzie na tyle coby mogła  roślinki podpatrzeć i zajmuje  się sprawkami  domowymi. Małgoś - Sąsiadka  i Pan Dzidek obgotowani, znaczy mła przygotowała obabiadki i się nie martwi że jej starsi państwo z głodu padną. Koty majo lekarstwa  a poza tym wyraźnie  im lepiej  co można poznać po tym że mła jest z nimi gorzej (  pastwienie nad mami - muaam się  zaczęło, chcę to,  chcę tamto i złap  mi latające oraz  wychodzę na noc i nie wiem  kiedy wrócę  do  domu ale na wszelki wypadek o  czwartej rano czekaj  z posiłkiem ). Z domowych historyjków to mła troszki przesadza roślinki i usiłuje kloszować koralowce, idzie jej średnio. Znaczy roślinki przesadziła a koralowce są  niechętne  do współpracy. Politycznych mła obiecała sobie nie oglądać bo jeszcze  się dowie  że  jest zakaz oddychania ponieważ w powietrzu może unosić  się koronawirus. Niepokojące jest to że zaczynają  padać ptaki na grypsko, nasi kretyni z  zarzundu  skonfrontowani z czymś naprawdę groźnym  prędzej  zaczną szukać gorączkowo na mapach mostu w Zaleszczykach  coby się ewakuować niż podejmą jakieś  racjonalne  działania.  No ale na razie skala zjawiska  nie jest masowa, więc  mła się zbytnio  nie zamartwia.
 

Prognoza na nadchodzący tydzień aż  za jak na luty. Mła się  z jednej strony cieszy bo z tęsknotą myśli o przedwiośniu,  z drugiej strony obawia się coby nam  się zima w marcu ponownie nie objawiła. Nie żebyśmy wyszli jak Teksańczycy na nieodpowiednich wiatrakach (  znaczy takich do mrozu nieprzystosowanych  ) czy nieizolowanych należycie rułach  ( słowo zysk sobie i słowo infrastruktura sobie, takie radości kapitalizmu w dzikim wydaniu ), my są przyzwyczajone  do nagłych zmian temperatur. No ale cieszyć  się chyba z nagłego marcowego  ochłodzenia mało kto  będzie.  Kurtularnie to mła leży i kwiczy, nic nie oglądała i nic nie czytała mimo obiecywania sobie jak to zasiądzie albo zalegnie  do lektury. Wszelkie zalegania czy nawet zasiadania kończą się obecnie szybkim zapadaniem w sen i to taki głęboki, mła wymierzyła na Małgosinym aparacie poziomy cukrów parę razy ale norma jej wyłazi a nawet  jakby troszkę poniżej. 
 

Wychodzi na to że mła  jest wymęczona i tyle. W przyszłym tygodniu mła  podejmie próbę odstawienia  od  cycka Pana Dzidka, znaczy będzie samodzielne  wychodzenie na podwórko i nawet  do najbliższego sklepu na ploty. Za dwa tygodnie będzie dreptał samodzielnie dalej a pod koniec  drugiej dekady marca zostanie trwale odłączony od medycznych przyrządów i będzie  z niego easy rider ( są gryplany jak to pojedzie do Heńka i wogle ). Małgoś jutro jedzie  na dobitkę szczepienia i tyż snuje  plany jak to po połowie marca uda  się niekontrolowana  do sklepu i nakupi sobie wszystkiego czego jej nie wolno jeść i to  w dużej ilości. Postanowiła zrobić  zarzundowi  na złość i dożyć  do  trzynastki, coby  całą trzynastkę  radośnie przeputać  na przyjemności życia. Każdy ma swoją wizję wiosennego szczęścia. Dzisiejszy wpis ilustrują fotki przesadzeniowe (  biały słoń tyż wylądował w misce z sukinkulentami, mła upieprza  ceramiką doniczusie  aż niemiło, gdzie wyląduje biały zestaw  ogrodowy  z klatką i ptoszkiem  mła jeszcze nie wie ). No i fota Szpagetki i Mrutiego. W muzyczniku relaksująco i wędrująco Skaldowie ( mła wczoraj widziała ptasie klucze i to ją tak wędrownie nastroiło ).