Dzisiejszy dzień był z tych bardzo dziwnych. Przeżywam śmierć człowieka którego na oczy nie widziałam a znam go jedynie z wypisków Romany. Starszy pan o charakterze typu cholera morbus, król życia i kombinator nieziemski a jednocześnie opiekun kotów, kucharz dla zapracowanej i ktoś kto wspomagał kiedy trza było. No po prostu Łojciec. Odszedł w sumie niespodziewanie bo ścięło go na dobre ostatniej nocy, przedtem snuł się po domu zaliczając co i raz glebę oraz opiendralając Romanę za "niepotrzebne" zawiadomienia pogotowia. Stosunek mła do Łojca nie był najcieplejszy od czasu zniknięcia ciałka Lisiuni i tzw. pogrzebu pod Trafo, mła nawet drzewiej sugerowała że przydałoby się Łojca pod Trafo zakopać. No cóż, życie dziwne pisze scenariusze - ulżyło jej że te dwa miesiące później Romanie udało się godnie zapakować Łojca w ubabranka bo w przypadku pochówków osób z covidem ciał nie ubierają. Ech... jakie to sprzeczne zdziwności człowiek odczuwa - złość ulatuje, a mła jak Romanę uspokaja fakt niby bez znaczenia, to że staruszek na ostatnią drogę właściwie zaopatrzony. Trafo zostaje wyłącznie grobkiem, może symbolicznym, Lisiuni. Tak zwany zdrowy rozsądek podpowiada mła że dla Łojca, duszy towarzystwa osiedlowego, taka śmierć po krótkiej chorobie była lepsza niż długie schodzenie w domu opieki, do którego prędzej czy później by trafił bo zajmowanie się staruszkiem bardzo schorowanym a krnąbrnym przerosłoby możliwości fizyczne i psychiczne Romany. Tylko że człowiek nie składa się z samego zdrowego rozsądku a Łojciec był że tak określę "na wyposażeniu", mła się przyzwyczaiła że Łojciec sobie u Romany egzystuje.
W związku z tym że odejście Łojca było niespodziewanym strzałem emocjonalnym dla Romany jak i dla uczestniczącej w jej życiu wirtualnie mła, nic dzisiaj jakoś mła sprawnie nie szło. Niby mła wykonała przynajmniej część gryplanu ogrodowego, znaczy wsadziła porządnie jedną różę, ale nie czuje z tego tytułu specjalnej satysfakcji. Mła trzymała się dziś blisko swoich staruszków, kto wie ile czasu jeszcze razem spędzanego nam zostało? Małgoś - Sąsiadka przeca bardzo stareńka, dziewięćdziesiąt dwa lata na pochylonym nieco karczku nosi, Pan Dzidek młodszy ale bardziej schorowany niż Małgoś, tak po prawdzie to uciekł w styczniu spod kosy. Mła zdaje sobie sprawę że któregoś dnia "jej" staruszki odejdą, jednakże mła chciałaby żeby to nastąpiło jak najpóźniej się da. Kiedy umierała córka Pana Dzidka mła paciorkowała w intencji jak najszybszego jej odpłynięcia, cierpienie było zbyt wielkie. Teraz mła ma nadzieję że Pan Dzidek, któren jest sierotek bo została mu jedynie bardzo stareńka i schorowana siostra, bez bólu przeżyje choć parę lat. Niewesołe dziś myśli mła zajmowały to choć obrazki mła dała coolorowe żeby i Wam smutku nadmiernie w dusze nie zapuszczać. Muzycznika dziś nie będzie, mła nie ma nastroju.
U mnie podobnie. Czytanie nie idzie. Onserwacja u Rr od kilku dni. Cięzko, ale jestesmy MY wspierające ją kociary i ja myślę, że to najwięcej co możemy zrobić. Po prostu BYĆ.
OdpowiedzUsuńI za to Wam kochane dziękuję. Bez Was nie wyobrażam sobie jak poradziłabym sobie. Każdy koment był jak kropla otuchy,kop do życia, bez nich prawdopodobnie padłabym bez życia. Zaraz po odjeździe pogotowia. A tak, to co najtrudniejsze wydaje mi się że zrobione, a ja żyję, choć słabo. Jeszcze jutro telefony do kolegów, w tym ten do Włodka, najtrudniejszy z jutrzejszych.
OdpowiedzUsuńTez napisalam. Kotki w Sloneczku dla Romany.
OdpowiedzUsuńOdpadam <3
pamietajcie ze jestesmy ! Choc wirtualnie to wspieramy
i jak cos trzeba walic jak w dym i pisac, cos ogarniemy <3
Tak.
UsuńWspólnota to wspólnota, ta z wyboru zazwyczaj solidniejsza niż ta z "urzędu". To co jeden człowiek z trudem dźwiga na wspólnotę rozłożone łatwiej znieść.
UsuńLepiej bym nie ujęła tego, co napisałaś- cały Łojciec .
OdpowiedzUsuńMiałam takiego pierwszego Teścia- z jednej strony alkoholik i okropny mąż i ojciec, z drugiej wspaniały Dziadek dla mojej córy i karmiciel działkowych kotów, do których nawet zimą dojeżdżał autobusem. Nie da się człowieka określić zerojedynkowo.
Przyłączam się do grupy "jakby co", gdyby Romana potrzebowała.
Tak, świat nie jest czarno - biały jak to nam się usiłuje wmawiać. Dla mła większość tego świata jest w pepitkę. Dokładnie po to jest wspólnota, żeby być na miejscu jak będzie potrzebna. Czasem tylko na odległość, czasem kiedy potrzeba zajdzie to się urealnia - człek zwierz stadny, wspierać nam się trza żeby życie łatwiej znosić.
UsuńKocham Was, wiecie?
UsuńCicho, wiemy - że z lekka pluralistycznie zmodyfikuję odzywkę Pana Sułka.
UsuńDokładnie. Wiemy. Trzeba będzie to paczki będziemy słać. Cokolwiek trzeba :)
UsuńPaczki z wkładką, do dziś nie wiem co maja Babcia Wiktoria miała na myśli kiedy tak mówiła.
UsuńMoże Romana to ogarnia bo dywan z wkładką czytała 🤔
UsuńHym... mła nie wie, Wikoria mogła mieć inszą wkładkę na myśli.
UsuńWłożymy co będzie trza i bonusy też. Klaczki też
UsuńKłaczkami w formie bonusu to mła może pół galaktyki obdzielić, he, he, he.
UsuńNo smutno.
OdpowiedzUsuńAno smutno, rozstania prawie zawsze są smutne.
Usuń