Zawilce gajowe Anemone nemorosa kwitną na całego. Pogoda im sprzyja, długo utrzymują kwiaty. Zazwyczaj o tej porze w mieście Odzi zawilce gajowe można już oglądać tylko na fotach, w tym roku można nimi nacieszyć oczy dłużej. Mła szczęśliwa jak prosię w błocie łazi kole ich stanowisk i podziwia. Nic to że ślimaki wpieprzyły dzwonki Poszarskiego, nic to że anemonopsis wziął i zaniknął, tyż nie wiadomo czy nie pożarty - małe zawilce gajowe pocieszycielsko kwitną, ślimory ich wyraźnie nie lubią. Mła sobie bezczelnie ogląda ofertę szkółkową w temacie zawilców, że tak pojadę tekściarzem Młynarskim. Tyle że sobie pooglądać może bo wiadomo że Szpagi najważniejsza, ale nawet od tego oglądania jej się milej robi. Bo zawilców gajowych przybywa, co i raz pojawiają się nowe odmiany przyprawiające mła o ślinotok. Oprócz najnowszego wymarzeńca 'Dark Leaf', odmiany odkrytej przez Endre Földesi z Berlina, mła by chętnie przytuliła kolejną niebiesko kwitnącą odmianę.
'Dee Day' to znaleziona pod koniec II Wojny Światowej we Francji, a konkretnie w okolicach miasteczka Armentieres, naturalna mutacja o błękitnym odcieniu płatków kwiatu. Insza wersja pochodzenia jest taka że owszem naturalny zawilec, owszem francuskiego pochodzenia ale znalazł go Frank Waley w 1914 roku. Jeszcze ciekawiej robi się kiedy zacznie się kopać w necie głębiej - żadna Francja tylko Anglia w roku 1918, Frank Waley zostaje, niebieski kolor płatków zanika i okazuje się że najprawdziwszy 'Dee Day' kwitnie czysto białymi kwiatami a wszystko co niebiewskie o lawendowym odcieniu i dużych kwiatach to podszywacze i oszuści. Taa... Mła jednakże przytuliłaby oszusta bo ponoć roślinka z niego pełna wigoru a to wcale nie jest taka częsta cecha wśród niebiesko kwitnących zawilców gajowych. Marzy jej się też odmiana 'Leed's Variety', której kwiaty są najprawdopodobniej największymi ze wszystkich kwiatów zawilców gajowych - dochodzą do 5 cm średnicy. A może tak by się jeszcze pokusić na odmianę 'Pleugers Plena, choć po prawdzie kwitnąca to ona troszki podobna do 'Bracteata Pleniflora'. A może jeszcze bardziej odjechany od odmiany 'Green Finger' zawilec pod tytułem 'Green Crown'? Hym... mła by tak mogła jeszcze dłuuugo, bo mła lubi zawilce gajowe choć po kwitnieniu one zanikają. Ot, efemeryczna wiosenna urodność, coś na co mła czeka przez całą zimę.
One są przeurocze, te co u Ciebie. Też sobie pooglądam odmiany, wzięta na pierwszy ogień 'Dee day' przyprawiła mnie o bezdech, cacusio. Wcale się nie dziwię zapędom kolekcjonerskim i sroczym. A ten niebieski drobinek to co to A odmiana?
OdpowiedzUsuńTo jest słynna 'Blue Bonnet', słynna głównie z tego że rośnie w tył, kwitnie kiedy chce a wogle to nieco później i że jest paskudem testującym cierpliwość ogrodnika. Rośnie nisko ale jak się zaaklimatyzuje to kwitnie obficie. Jednakże to aklimatyzowanie to przynajmniej w wypadku Alcatrazu droga przez mękę. Za to coolor jest dokładnie taki jak na zdjęciach, wymiata.
UsuńWiesz co, weź Ty mnie nie denerwuj !
OdpowiedzUsuńZwykłe gajowe rosną u mnie bądź gdzie to teraz przez Ciebie będę kombinowała dosadzanie tych milionów odmian. Głowa mi będzie puchła, roboty sobie dołożę i w kredyty popadnę. Chyba przestanę Cię czytać, sio !!
Rabarbara
Wystarczy mały kawałek kłączka i trza poczekać. A potem, którejś wiosny przeżywasz zdziwko jak Mamelon u której się objawiło. ;-)
UsuńJakie sio? Żadne sio!!! Każe kto szaleć? Ale rzeczywiście szaleć to można, jest odmian sporo. Takie szaleństwo to bardzo lubię 😀
UsuńNo sio ! Kusicielko !! ;))
UsuńTabaazaKusicielka od lat mnie już tak dręczy tylkom cicho siedziała w ziemi ryjąc ale ooooo!!!! teraz to już za wiele !!!!!! Zawilce bowiem to wielka moja słabość .......
Rabarbara
Pooglądałam sobie wnętrze mego chudego portfela i coś chyba wyskrobię na parę zawilców.......
UsuńRabarbara
Tabaaza występuje już w Biblii. Przybiera tam formę węża i kusi Ewę.
UsuńTo co się dziwisz, że kusi i Ciebie i mnie i jeszcze inne biedne, uzależnione ogrodniczki.
Taa... bardzo gruby wąż, za to z zębami jadowymi. Jaka kusicielka?! Ludeczkowie mili toż ja tylko info o roślinkowaniu własnym, nie "robię" na procent od szkółek roślinkowych, choć może powinnam bo kasa byłaby mile widziana. Wy się cieszcie że Wy tylko tak ogrodowo uzależnione a mła bloga kulinarnego nie prowadzi. Gdyby prowadziła to Polskie Stowarzyszenie Diabetyków by mła zamordowało. Tak, tak!
UsuńBlogi kulinarne też czytam ale to raczej nie dla mnie..... ja to masło klarowane i wszelakie, cukier, smalec gęsi i wszelaki.... W tych tofu i kokosowych olejach to jakoś się nie czuję ;)). Stowarzyszenie Diabetyków omijam ;)).
UsuńRabarbara
"Gdy nie wiesz co zrobić, dodaj więcej masła."
UsuńTo uniwersalna porada kulinarna któregoś z francuskich kucharzy, do której z upodobaniem się stosujemy w naszym kucharzeniu.
A gęsi smalec to samo zdrowie.
O rany też jesteś maślarą! Ja jestem wręcz masłoholiczką, podobnie jak Mamelon. Oliwę to ja lubię bardzo dobrą a o tę to w kraju nad Wisłą wcale nie łatwo. Cukier to krzepi mła tak jak krzepił Wańkowicza, mła to sobie wykrętnie i demagogicznie tłumaczy że mła mózg odżywia, he, he, he. Smalcyk to samorobotny słoninkowy bo śwince co życie straciła cześć się należy i do smalcyku trza podchodzić z godnością i nabożeństwem. Do gęsiego podobnie, choć mła gąsków już nie jada a i pewnie zaraz świnki jeść przestanie. Dla zwierzątków to lepiej i podobno dla mła tyż. Ech... tofu czar nie dla mła, nie te klimaty.
UsuńNo proszę i Agniecha maślarą, no,no,no! :-D
UsuńMój Latający się śmieje, że jadam masło z chlebem. On natomiast chleb z masłem.
UsuńByłam już wegetarianką, byłam też weganką. A teraz znowu jestem wszystkożerem, smak mięska jednak lubię. Nie musi być dużo, nie musi być często.
Wszystko można byle z wolna i ostrożna. Mła się przypomina Ciocia Dana, która masełko na chlebku preferowała w ilości "żeby ząbki było znać". ;-D
UsuńCudeńka,,a niebiewskie to juz po prostu mniód malinka, oko leci od razu.
OdpowiedzUsuńMłą tyż najbardziej kręcą te niebiewskie, choć gadziny nie są tak chętne do współpracy jak te biało kwitnące. Cóś mniej ekspansywne, co oczywiście może być zaletą w mniejszych ogrodach. Jak tam kończynka,Doro?
UsuńNiebieskościami , choć nie zawilcowymi się w tym roku nasyciłam, toteż łakomie spoglądam na te białe pełne- cudowne ! A i liliowe oczy rwą... Na szczęście dla portfela i kręgosłupa mój ogródek nie jest z gumy, więc raczej na zdjęciach będę je podziwiać. Zwykłe zawilce mam w lesie przy strumieniu, jakieś 200 metrów za płotem, więc mogę je podziwiać do woli (faktycznie w tym roku kwitną wyjątkowo długo, wilgoć i brak upałów im służą).
OdpowiedzUsuńWrzuciłam u siebie zdjęcia moich maskotów , zapraszam do obejrzenia moich kotków wiśniowych :)
Byłam, oblookałam, napisałam. :-D Kotostwo wisienkowe wygladające na grzeczniutkie, aż Mrutiemu zdjątko pokazałam - "Patrz, jakie miłe i grzeczne kotki". Niestety Mrutek bardziej zainteresowany deptaniem klawiatury a nie nabieraniem grzeczności przez ekran. Jak się ma łany zawilców za płotem to się miejsce ogrodowe wykorzystuje na sadzenie ciemierników. Howgh! ;-D
UsuńTabaazo, a masz Ty u siebie zawilca kanadyjskiego ? Co wygląda jak duży gajowy i kwitnie (u mnie ) w czerwcu ? Jeżeli, to jak ci rośnie? Bo u mnie uparcie choć humorzasto :(.
OdpowiedzUsuńRabarbara
Ni mam, przyznaję się bez bicia. Nie uprawiałam tyż nigdy więc w tym wypadku niestety Ci nie napisze jak można sobie z gadziną poradzić. Kiedyś miałam Anemone leveillei i po uprawie tego niewdzięcznego paskudnika tak się zraziłam do innych zawilców że przez długi czas w ogóle nie myślałam żeby poza te dwa gatunki wiosenne, które tak namiętnie uprawiam, wyleźć. Teraz mła się zastanawia, raczej teoretyczne ze względu na jakość portfela, nad Anemone prattii. Podobno proste w uprawie a efektowne.
UsuńSobie lukłam na pratii, nie powiem, efektowne. Pod warunkiem, że da efekty ;)).
UsuńKanadyjski u mnie, hmmm... trwa, że tak to ujmę ;). W ramach obserwacji i konsultacji ze znaną Ci M. to widać po nim, że jak warunki ciężkie to roślinka chce się rozmnażać ;) czyli u mnie kęp jakoś nie tworzy ale dość obficie i długo kwitnie (ładnie !) i tak się obserwujemy już 5 lat ;)). Próbuj, może u Ciebie będzie chętniejszy, bo powiem Ci, że z końcem maja - początkiem czerwca naprawdę cieszy oko. I dość długo.
To wracam do zielonego.
Jak Szpagi ? Dostarczyłaś świeży transport wołowinki ?
Rabarbara
Rano gwiazda zechlała co nieco, choć nie dużo. No ale rano to one w ogóle grymasiły stadnie. Teraz zaleguje razem z Mrutkiem, tyłek przy chorym tyłku. Mła dziś sobie odpuści marzonka ogrodowe, choć kanadyjszyka zapisała w zeszyciku do rozważenia, bo musi chałupę ogarniać. Bolesna to sprawa. Ech...
UsuńO matko i córko. Ja nie obczajam kwiatków. Mi wystarczy, że ledwo kuwety ogarniam. 😹
OdpowiedzUsuńAle pomarzyć można 😝
Najważniejsze że jest cóś do ogarniania. ;-D
UsuńIle razy czytam tytuł to najpierw widzę mrzonka, a dopiero potem robią mi się z tego marzonka. Herr Freud się kłania.
OdpowiedzUsuńBo od marzonków do mrzonek to bardzo blisko jest. ;-D
UsuńCudowności! Takie wymyślne masz! Ja się teraz nimi zachwycam, kiedy tak wojsko w szeregu patrzą w jednym kierunku.
OdpowiedzUsuń