Strony

niedziela, 25 lutego 2024

Dobry, zły, normalny - film familijny

Mła obejrzała film, który zrobił na niej wrażenie. Zdarza się to coraz rzadziej, więc mła się pragnie podzielić. Film nazywa się "The zone of interest" czyli po polskiemu "Strefa wpływów" i opowiada o życiu w latach 40 ubiegłego wieku rodziny Hößów. Familię tworzą ojciec Rudolf, matka Hedwig zwana Mutz, nieprzyjemny starszy syn Klaus, młodszy syn Hans - Jürgen, najstarsza córka Heidetraut, Ingebrigitt, zwana Püppi i najmłodsza latorośl - Annegret, urodzona w 1943 roku w mieście gdzie pracę dostał jej tata - w Auschwitz. Do rodziny można zaliczyć też psa, klacz, czy dwa żółwie,  Jumbo i Dillę ( na  ekranie się nie pojawiają ), prawie wszyscy członkowie rodziny poza chyba Klausem  kochają zwierzęta. Nic dziwnego, mama i tata czują się związani z ziemią,  są w końcu rolnikami i to takimi ideowymi, Natura to dla nich świętość. Rodzice poznali się w Artamanen, etnicznym stowarzyszeniu osadniczym,  wyznającym tę samą ideologię krwi i ziemi, którą wyznawali naziści. Młodzi idealiści, chcieli zmieniać  świat pracując na roli, niosąc światełko nowego na wschód, gdzie jak wiadomo rozwój cywilizacyjny był niższy. Jaką cenę przyjdzie za to światu zapłacić nie myśleli, tak bardzo chcieli dobrze że jasne wydawało im się że to co robią musi być słuszne. Nie można czynić zła kiedy pragnie się dobra. Problem w tym że ich definicja dobra była  wąska, na tyle wąska że nie mieściło się w niej mnóstwo pojęć i ludzi. Rudolf i Hedwig Hößowie cierpieli na moralne widzenie tunelowe, nie ogarniali złożoności świata więc tłumaczyli go sobie tak prosto że aż prostacko. 

Za murem ich rajskiego ogrodu, który stworzyła dla rodziny Mutz, wśród drzew i krzewów posadzonych przez poprzednich właścicieli sadząc kwiaty, otwierała  się otchłań pożerająca setki tysięcy istnień. Ta otchłań ten raj utrzymywała, popioły ludzkie użyźniały ogrodową glebę, obozowa Kanada dostarczała luksusowych towarów, transporty dostarczały siłę roboczą dzięki której tata mógł otrzymać awans. Maszynka do dobrobytu była oddzielona od raju murem ale ciągle w nim obecna. Zacytuję tatę, który oświadczył podczas procesów norymberskich  w roku 1946  że nad całą okolicą unosił się "odrażający i obrzydliwy smród".  W raju śmierdziało spalonym ludzkim tłuszczem bo krematorium kacetu znajdowało się zaledwie o 100 metrów od jego murów. Hym... w mieście w którym wychowała się mła  regularnie śmierdziało mączką rybną, da się wytrzymać, mła zatem nie dziwi się dzieciom i temu że jako dorosła kobieta Ingebrigitt wracała myślą do  dzieciństwa jako idyllicznego okresu swojego życia. A co z dorosłymi? Jak szybko przekonali sami siebie że jest OK, że smród to część ich normalnego życia, tego wybranego, o które się walczy ze wszystkich sił?  No cóż, oni zaakceptowali tę cenę, wybrany przez nich sposób życia od początku był skażony "koniecznością", nie tyle złem na które  zechcieli być ślepi, co pojęciem moralności zawężonym do tego co uznawali za własną grupę.  Ogród od obozu został oddzielony murem w listopadzie  1942 roku, podobnie oddzielono dom. Od tego czasu domu taty i mamy, tej cudownej narośli na KL Auschwitz,   nie łączyło  z obozem nic, był osobny. Nic z wyjątkiem ukrytego tunelu, którym tata wymykał się z domu.

W domu oprócz rodziny i jej zwierząt  przebywali więźniowie obozu przeznaczeni do obsługi rodziny, takie zwierzęta domowe drugiej kategorii. Jedni lubiani, inni nie, niektórzy na specjalnych prawach jak kochanka taty, Eleonora Mattaliano‑Hodys ( tata miał swoje słabości, podobnie jak mama ale przecież oboje kochali swoją rodzinę ). Tata i mama są  dla tych zwierząt dobrzy, w  końcu to nie Żydzi. Mama nie skąpi im ubrań, choć czasem lubi podkreślić swoją władzę. Od lata 1941 roku w obozie rozpoczęły się masowe egzekucje przez gazowanie, tata  nadzorował je osobiście do końca swojej służby w Auschwitz, czyli do 1 grudnia 1943.  Film zajmuje się rodziną w sytuacji nagłego kryzysu, awans taty ma zakończyć życie w idyllicznym Auschwitz. Mutz nie chce odchodzić z miejsca w  którym w paście do zębów można znaleźć brylanty a zwierzęta drugiej kategorii przynoszą z Kanady futra w  których Mutz naprawdę dobrze wygląda. No i dzieci, dzieci uwielbiają Auschwitz, raj na Ziemi i tak po prawdzie to i Mutz kocha swój ogród, w  którym jej dzieci bawią się latem ( czasem w więźniów i strażników, co niepokoi tatę i powoduje jego złość - w filmie tego nie ma ). Tata wybiera życie na delegacji i dopiero szczęśliwe zrządzenie losu, zagłada węgierskich Żydów zaplanowane przez Hitlera i Himmlera, sprowadza go z powrotem do domu. To właściwie cała treść filmu + małe post scriptum - sprzątaczki obozowego muzeum w  trzeciej dekadzie XXI wieku czyszczące muzealne eksponaty, pucujące lory i drzwi od krematoriów, odkurzające komorę gazową.

Mła ten film oblookała w sposób szczerzepolski, tzn. od początku rozumiała że praca taty była czystą grozą. Mła nie musiałaby oglądać tego co po drugiej stronie lustra, czyli filmu "Syn Szawła" żeby wiedzieć że ten raj taty i mamy nie byłby możliwy bez istnienia baraków Sonderkommando. Mła się przeca wychowała w drugiej połowie ubiegłego  stulecia w Polsce. Wiem aż za dużo, mła mogła sobie własny film stworzyć i wmyślić  przez tę wiedzę w ten konkretny film to czego w nim nie ma. Dodatkowo mła wie jeszcze co było po erze raju.  Mła przeca znała  te zapiski w których tata się skarżył mamie  już po wszystkim - "Ja, z natury miękki, dobroduszny i zawsze pomocny, stałem się największym niszczycielem ludzkości z zimną krwią  przeprowadzającym każdy rozkaz zniszczenia aż do skutku". Mła wie o tym co stało się po wojnie, o ucieczce rodziny, ukrywaniu się  taty, o tym że Mutz wydała tatę kiedy Brytyjczycy bili Klausa, o kradzieży węgla żeby nie zamarznąć zimą, o braku renty po Rudolfie dla jego rodziny. Mła wie że Klaus zapił się na śmierć w Australii, do której emigrował, że Hans - Jürgen uciekł od rodziny i świata, że Heidetraut i Annegret żyły w ciszy w Niemczech, że Ingebrigitt, która kochała tatę mimo wszystkiego czego dowiedziała się o nim jako dorosła osoba, żyła w Stanach pracując przez 30 lat w  butiku należącym do  żydowskiej pary znającej jej przeszłość. Mła nawet wie że wnuk taty, syn Hansa - Jürgena, Rainer, odziedziczył po dziadku dobry stosunek do zwierząt pierwszej kategorii - zbudował drabinki dla własnych kotów. Rainer czasem się zastanawia czy to jedyne co po dziadku, "królu Auschwitz",  odziedziczył. Mła jest też tego świadoma że grozę Auschwitz zaciera upływ czasu, to znów jest Oświęcim. W domu w którym mieszkał tata i mama, mieszka  polska rodzina z kotem.

 A co by było gdyby mła o tym wszystkim nie wiedziała, gdyby żyła w kraju  w którym nie istniały obozy koncentracyjne i obozy zagłady? Jak wówczas odbierałaby  ten film, w którym obozu nie widać, tylko czasem trzeba pościel szybko chować bo dym wali z pobliskiego komina, Ingebirgitt  lunatykuje nocami po domu, a młodziutka dziewczyna z  niewiadomych powodów wynosi jedzenie na dwór  dla więźniów obozu w  miejscu, w  którym nazajutrz będą pracowali ). Film o mamie plotkarce, dobrej kobiecie ale mającej swoje żale do męża i o tacie, który chciałby żeby rodzinie było dobrze. Człowiek uczuciowy z taty, a zarazem obowiązkowy i prawy. Życie towarzyskie jest dla niego pewnego rodzaju obowiązkiem, tym co najbardziej go kręci jest rodzina, "kochana, dobra Mutz" i dzieci. Mój boszsz... toż to normalny człowiek. Zło jest najgroźniejsze wtedy kiedy ma twarz zwyczajnych, normalnych ludzi, którzy przecież nie są źli. Są tylko przekonani o istnieniu złych, choć nikt na nich nie napada i nikt ich nie zabija i nie dręczy, oni tylko urojenia biorą za rzeczywistość. Hannah Arendt miała rację - zło jest banalne. I jakby słabo myślące na ogół. Ciasno i prostacko. To czym zajmuje się tata i w jaki sposób zapewnia rodzinie raj dotrze do tych co nic o Auschwitz nie wiedzą w miarę trwania filmu. Rozmowy o nowym systemie spalania w piecach z początku filmu nabierają innego znaczenia podczas oglądania wystąpienia taty na konferencji poświęconej konieczności zgładzenia 700 000 ludzi.

Czy "Strefa wpływów" to dobry film nie wiem, byłam tak zajęta tym o czym opowiadał że właściwie nie zwróciłam uwagi na to jak opowiadał. To pewnie przez to wszystko co wokół nas, najpierw te próby ograniczania wolności, bzdury typu paszport  srowidowy czy zaświadczenie o szczepieniu żeby kawę móc wypić w kraju który twierdzi że jest kolebką swobód obywatelskich, potem tradycyjna wojenka wywoływana przez  ludzi usiłujących utrzymać wymykającą im się władzę i wszystko co z tym związane.  Mła co i raz się zastanawia ilu dobro - złych, normalnych ludzi jest zdolnych zrobić jej krzywdę z pełnym przeświadczeniem że postępują słusznie, ba, czynią dobro. Dlatego  chyba na mła ten film o zwyczajnych potworach takie wrażenie zrobił, podobnie jak niegdyś "Biała wstążka" Michaela Haneke.

8 komentarzy:

  1. Nie oglądałam i nie obejrzę. W zupełności wystarczy mi to co napisałaś. Po co nakręcono ten film? Czyj jest produkcji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może po to Agatku żeby uświadomić ludziom że potwory nie różnią się niczym od przechodniów, których mijamy na ulicy albo uczynnych sąsiadów, dobrych kolegów z pracy? Nikt nie ma na czole wypisane że jest potworem, zwyczajni ludzie robią okropne rzeczy o ile tylko uznają je za słuszne. Nie ważna jest rasa, narodowość, wyznanie religijne - jak ktoś uwierzy w słuszność tego co robi, w rację najmojejszą to nie ma zmiłuj. Film zrobił Jonathan Glazer, Brytyjczyk mający żydowskie korzenie. Chciał zdawa się pokazać jakimi ludźmi są potwory, no i pokazał jak zwyczajnymi. Film jest koprodukcją Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii i Polski.

      Usuń
  2. Dzięki za polecenie, dobrze wiedzieć, że taki film powstał.I że ktoś stara się przypomieć o tym tragicznym okresie. Takie filmy powinny powstawać. Niestety temat jak dla mnie za ciężki i nie obejrzę.Trudno mi potem po takich filmach. Już otaczająca rzeczywistość jest za mocno przytłaczająca jak dla mnie, nie chcę dokładać sobie wiecej smutków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym filmie najgorsza jest zwyczajność, taki codzienny horror. No jest niestety na swój sposób depresyjny, nie da się ukryć. Jak chcesz się podnieść na duchy oblookaj "Najlepsze stulecie mojego życia".

      Usuń
  3. Tak opisałaś, że nie muszę oglądać. Dobrzy ludzie, taaa. Jako dzieciuch przeczytałam "Loterię" Shirley Jackson. To był pierwszy sygnał że tzw. dobrzy ludzie w imię większego niby dobra są zdolni do świństw i mogą z tym bez problemów żyć. Żadnych dylematów moralnych i żadnych wątpliwości co do własnej "dobroci".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cała mła, jeden wielki spoiler napisała. ;-D

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Mła się zdawa że mimo nerwów warto oblookać. Zobaczyć jak wyglądają potwory.

      Usuń