Kolejny dzień w Italii przyniósł niespodziewankę. Zdziwne ale będąc w zeszłym roku w Mediolanie jakoś nie zauważyłyśmy że istnieje cóś takiego jak święto wyzwolenia Włoch spod okupacji niemieckiej, czyli rocznica powieszenia za nogi trupów Benito Mussoliniego i Clary Pettaci. Niespodziewanka spowodowała zwiększenie ruchu na autostradzie a po przekroczeniu wspaniałego tunelowiska znalezienie się na zakorkowanej dokumentnie drodze do Riva del Garda. Trzy godziny jazdy do nadjeziornego miasteczka wydały się nam czymś straszliwym i zawróciliśmy do widzianego z drogi znajdującej się powyżej, Salò. I tak w Dzień Wyzwolenia trafiliśmy do miasta kojarzonego z niesławną końcówką rządów Mussoliniego, Republiką Socjalną. Biedne Salò, to urocze miasteczko w którym kwitną chyba wszystkie odmiany kasztanowców zwyczajnych kojarzone jest głównie ze słynnym filmem Pasoliniego -"Salò, czyli 120 dni Sodomy", opowiadającym o bezkarności ludzi aparatu totalitaryzmu. Niesprawiedliwie, bowiem akcja wcale nie toczy się w Salò tylko w jednej z willi w okolicy, niesprawiedliwie bo Włoska Republika Socjalna to tylko mgnienie oka w długiej historii miasta, niesprawiedliwe bo wizja jednego człowieka, przylepiła się jak guano do całkiem miłego miejsca, pilnowanego przez weneckiego lwa.
Salò leży nad zatokę Lago di Garda noszącą tę samą nazwę co miasto, otoczone jest od zachodu i południa wzgórzami morenowymi, a od północy Monte San Bartolomeo. Osada Barbarano, należąca do gminy Salò, jako jedyna położona jest poza zatoką, rozciąga się wzdłuż wybrzeża, u podnóża góry, w kierunku północnym, granicząc z Gardone Riviera.
Salò leży po lombardzkiej stronie jeziora, Lago di Garda należy do trzech włoskich regionów: Lombardii ( prowincja Brescia ), Veneto ( prowincja Werona ), Trentino - Alte Adige ( prowincja Trentino czyli Trydent ). Jezioro Garda, zwane też Benaco, jest największym włoskim jeziorem, jego północna część wchodzi w tzw. Prealpy, góry wysokie na ponad 3000 metrów n.p. m., południowa to morenowe wzgórza, pozostałość po wielkim lodowcu Garda, który zalegał tu w okresach Günz, Mindel, Riss i Würm. Ta południowa część okolic Lago di Garda ma zdecydowanie łagodniejszy klimat, co w Salò pozwoliło na nasadzenia z cedrów i magnolii zimozielonych. Z tych górskich włoskich jezior, które mła widziała Garda ma najbardziej zróżnicowane wybrzeża. Podobno panuje tam też nieco inszy mikroklimat niż nad innymi alpejskimi jeziorami, jest po prostu cieplej, szczególnie zimową porą. To sprawia że jezioro tętni życiem, mła na własne oczy widziała ptactwo wodne w dużej ilości i wielogatunkowości. Awifauna taka że mła natentychmiast pomyślała o Ludmile i jej wyprawach na ptaki, nad Gardą nawet w okolicach miasteczek spotyka się multum gatunków bo jezioro jest skrzyżowaniem wielu dróg migracyjnych ptoctwa. Mła jest sobie w stanie wyobrazić jak to wygląda tam gdzie są nad Gardą rezerwaty przyrody, w takim Castellaro Lagusello na ten przykład. Nad Gardą jest sporo miejsc chronionych ze względu na przyrodniczą wartość, nie tylko ptoki ale i rośliny porastające okolice są ciekawe, bo mamy do czynienia z biotypami charakterystycznymi dla różnych stref klimatycznych występującymi w sumie na tym samym obszarze. Taka Monte Baldo znana jest jako
hortus Europae "ogród Europy", ze względu na to co ją porasta, mnóstwo gatunków plus endemizmy. Mła żałuje że byliśmy na krótkim wypadzie, bo mam wrażenie że dzikość nad Gardą jest tym co chciałabym zobaczyć najbardziej.
Mła jednakże nie po dzikości chodziła a po miasteczku i to bardzo starym. Dlaczego Salò nazywa się jak się nazywa nie bardzo wiadomo. Niby od etruskiej władczynii Salodii ale to tak bardziej legendarnie, mniej bajkowo to nazwę łączy się z Lucumonem o imieniu Saloo, a jeszcze mniej bajkowo nazwę wywodzi się od łacińskiego terminu "salodium", który miał się odnosić do wielopokojowych willi rzymskich budowanych nad jeziorem. Taa... mła jednakże bardzo przyziemnie sądzi że nazwa Salò wywodzi sie od soli, bowiem miasteczko było sporym ośrodkiem gospodarczym już w starożytności i odbywał w nim się handel solą morską, którą sprowadzano poprzez rzeki Mincio i Po położone w dorzeczu jeziornym z solanek Adriatyku. Handelek znaczy dał początek nazwie a nie mityczna królowa. No dobra, są tacy, którzy nazwę miasta wywodzą od łacińskiego słowa "salus" oznaczającego zdrowie. To dlatego że w pobliżu znajduje się rzymska nekropolia Lugone, w której chowano leczących się nad Gardą legionistów rannych lub zachorzałych podczas wypraw alpejskich. Niby że nazwa miasteczka od tego leczenia. Hym... taa... słówko zdrowie i nekropolia jakoś mła do siebie słabo paszą, mła obstawia handelkowe pochodzenie nazwy. Jakby nie było nazwa Salò została przypisana do miejsca znanego już w starożytności i to zdawa się na dłuuugo przed Rzymianami. Ludzie osiedlali się w tym miejscu już w epoce neolitu, ze względu na łagodny klimat. Owszem, miejsce nie jest bez skazy, rejon jest z tych aktywnych sejsmicznie, zdarzały się trzęsienia ziemi ale przeca nie codziennie. Zdawa się że największe trzęsienie w okolicy miasteczka miało miejsce w w 1457 roku, kroniki przekazały że "góra nad Salò opadła". Inne silniejsze trzęsienia ziemi, które nawiedziły Salò i jego okolice odnotowano w 1901 roku i w roku 2004. Trzęsienia te spowodowały dość rozległe zniszczenia budynków, pęknięcia tektoniczne. Bardzo wielkiej grozy nie było, co nie znaczy że nie może być. W roku 243 lub w 245 w rejonie jeziora Garda miało miejsce trzęsienie ziemi tak katastrofalne, że miasto Benaco, położone w miejscu dzisiejszego Toscolano, zniknęło z powierzchni ziemi. Było to spowodowane osunięciem się góry powyżej Toscolano w wody otoczonego górami małego jeziora, które zatopiły znajdujące się poniżej ludne miasto.
Na wszelki wypadek o położeniu Salò w rejonie aktywnym sejsmicznie nie wspomniałam Dżizaasowi, która od czasu wydarzeń na Krecie ( "Jądrzej jak można się nie obudzić przy 5 stopniach w skali Richtera?! Ty spałeś złośliwie!" ) ma lekką fobię trzęsieniową. Mła nie zauważyła w miasteczku żadnych śladów po trzęsawkach, po prostu ładne stare miasto typowe dla regionu, z promenadą i wogle. Salò przeszło po upadku Rzymu wszystko to co północ Włoch przeszła: najsampierw tzw. barbarzyńców z Ostrogotami na czele, potem drugą falę z Longobardami i Frankami, potem Bizancjum, potem dziki zamęt i próbę ustanowienia czegóś na kształt niezależnego państwa. W 1334 roku trzydzieści cztery społeczności z Riwiery Gardesana i części Val Sabbia zebrały się w Riperia Lacus Gardae Brixiensis, żeby utworzyć rodzaj federacji ze stolicą w Maderno, z podestą na czele. Aby zachować niezależność zarówno od Brescii, jak i Werony, federacja miasteczek postawiła na Republikę Wenecką, która była w okolicy najsilniejsza ale szczęśliwie leżała najdalej. Takie szukanie patrona uprawiało wiele włoskich miast i miasteczek, które mimo skumania się z inszymi miasteczkami miały problem z napadami różnych takich, którzy przyjeżdżali "ściągnąć podatki". Serenissima wysłała superintendenta, który zawsze mógł mającym chęć na napad i "podatki" przygrozić opłacanym przez Wenecję wyrżnięciem rodziny. Żeby uniknąć przysłania intendenta możni z bliższych i dalszych okolic Gardy gotowi byli na wiele, obszar nadjeziorny był oddalony od terytorium metropolitalnego Wenecji więc kombinowali, w wyniku czego w 1350 roku Salò i Riwiera wpadły w ręce rodu Visconti. W 1362 roku Salò stawiło opór oblężeniu wojsk Scala, a waleczność mieszkańców w połączeniu z wielką fetą z okazji przyjazdu Beatrice Visconti sprawiła, że miasto za ten numer stało się stolicą w miejsce Maderno. Wraz z dojściem do władzy Gian Galeazzo Viscontiego, Maderno na krótko wróciło do roli stolicy, by ostatecznie utracić tytuł w trakcie opracowywania statutu nadjeziornych gmin i tak Salò trwale stało się stolicą regionu. W 1428 roku Salò i Riwiera powróciły pod panowanie Serenissimy na mocy motu proprio społeczności, która olała słabnących Viscontich. O ile mieszkańcy Riwiery okazali się chwiejni o tyle ludzie z Salò twardo stali przy Wenecji za co nadjeziornym terenom nadano tytuł Patria Magnifica oraz najstarszej córki Serenissimy, wraz z niezliczonymi autonomiami, tak aby uczynić nadjeziorną wenecką zależność niemal samodzielnym państwem.
Weneckie panowanie było dla Salò dobrym okresem, co nie znaczy że spokojnym, bowiem Republika Wenecka toczyła liczne wojny i wojenki, czy to sama czy też w rożnych koalicjach. Wraz z wojną Ligi Cambrai nadjeziorna Magnifica Patria została podbita przez Francuzów i Hiszpanów, których jednakże miejscowa przyzwyczajona do samorządności ludność nie chciała. Na tyle nie chciała że flagi San Marco, patrona Wenecji, bardzo szybko powróciły na stare miejsca. Inszą wojną w której nadjeziorne ludzie brały udział była ta z Turcją. W bitwie pod Lepanto nadjeziorny statek łupił turecką flotę, ze zdobytych armat powstały kandelabry znajdujące się w katedrze. Rządom Serenissimy w Salò kres położył dopiero Napoleon, za co mieszkańcy miasta jakoś wcale nie byli mu wdzięczni. Koniec nadjeziornej Wspaniałej Ojczyzny nie był dla nich czymś bardzo korzystnym, co świetnie rozumieli. Niezadowolnienie mieszkańców Salò znalazło wyraz w takiej małej kontrrewolucyjce, która na tyle rozwścieczyła Napka że pozwolił żołdactwu złupić miasto i poddał je pod kontrolę niecierpianej w Salò Brescii. No to jak tak, to zapałano miłością do Habsburgów i zrobiono wszystko by wraz z Wenecją znaleźć się pod panowaniem tej dynastii. Po wojnie między napoleońskim Królestwem Włoch a imperium Habsburgów, której kulminacją była bitwa pod Salò 16 lutego 1814 roku, Austriacy wkroczyli do Salò, gdzie zostali powitani z wielką pompą. Salò natentychmiast okazało się proaustriackie, podnosząc flagi i urządzając msze dziękczynne w katedrze. Liczono bardzo na to że uda się odzyskać przynajmniej część wolności utraconych wraz z końcem Serenissimy.
To były złudne nadzieje, zapyziałe imperium Habsburgów nie nadawało się absolutnie do rządzenia samorządnymi miastami należącymi niegdyś do Wenecji, Austriacy w ogóle nie czaili o co Włochom chodzi. Habsburskie rozczarowanie skończyło się masowym poparciem dla Risorgimento. Salò czyli dawna stolica nadjeziornego państwa, pod Habsburgami przypominała nieco Polskę pod zaborami. Ponieważ politycznie było kiepsko, postawiono na kulturę, zwłaszcza muzykę, tym bardziej że były tradycje. W Salò urodził się bowiem Gasparo Bertolotti, powszechnie znany jako Gasparo da Salò, który uchodzi za twórcę współczesnych skrzypiec. No wicie rozumicie - Salò, Brescia, Cremona, święta trójca instrumentów smyczkowych. W sierpniu 1814 roku powstało Towarzystwo Filharmoniczne, uznane za
zespół muzyczny przez rząd prowincji Lombardia - Wenecja Euganejska w 1823 roku i
działające do dziś. W 1824 r. utworzono powszechną szkołę gry na
instrumentach smyczkowych, a w 1838 roku utworzono "salę nauki gry na
kontrabasie i wiolonczeli". W tym samym roku narodziło się także
Stowarzyszenie świętego Franciszka Salezego. Uniwersytet w Salò pamiętający czasy weneckie, znaczy będący kontynuacją Accademia degli Unanimi powstałej w 1564 roku i szkoły
kontynuowały swoją działalność, zyskując sławę także poza regionem. W
1826 roku otwarto nowy Szpital Cywilny, a w 1858 roku
narodziło się Towarzystwo Wzajemnej Pomocy, pierwsze w prowincji. Salò to nie była jakaś tam mieścina, mieszkańcy bardzo się starali by nie zapomniano czasów chwały.
Podczas powstań Risorgimento w 1848 roku Salò było wielokrotnie zaangażowane w walki, w 1859 tak się w jego okolicach tłuczono że po raz drugi w historii zostało olbrzymim szpitalem polowym. W dniu 11 lipca 1859 roku Salò wraz z resztą Lombardii stało się częścią Królestwa Sardynii i przeszło wraz z nim ewolucję w Królestwo Włoch . W zjednoczonych Włoszech Salò stało się stolicą dzielnicy o tej samej nazwie, znaczy nadjeziorność jakby się odrodziła. Nie była tym czym drzewiej ale była. Po trzęsieniu ziemi w 1901 roku miasto zamieniło się w wielki plac budowy, powstało wówczas wiele budynków użyteczności publicznej, kościołów jak i budynków prywatnych. Część starych kamieniczek otrzymała secesyjne fasady. Prace uległy spowolnieniu po wybuchu I wojny światowej. Później w latach 20 XX wieku Włosi przeżywali fascynację Benito, duce robił za półboga. Salò przyszło żyć pod rządami Mussoliniego nieco dłużej niż innym Włochom. W roku 1943 wywalono Benito z posady, co wkurzyło Adolfa, któren uważał że urząd wodzowski jest święty i lepiej żeby nikt w Europie tego nie kwestionował, bo jeszcze Niemcy by podpatrzyli i spróbowali zrealizować w Reichu. Na polecenia Adolfa Otto Skorzeny odbił aresztowanego Benito a Wujek Adie podarował Benitu na otarcie łez malutkie marionetkowe państewko. No i tak w październiku 1943 roku pomiędzy Salò i Gargnano powstała Włoska Republika Socjalna, znana jako Republika Salò. Twór bez znaczenia, który Mussolini odwiedził ledwie parokrotnie, bo nie o rządy takim państewkiem mu chodziło.
Po wojnie Salò rozwijało się jak reszta Włoch, znaczy do przodu ale od czasu do czasu czkawka. Postawiono na turystykę i dobrze bo w mieście, mimo trzęsień ziemi, ostało się sporo zabytków. Wszystko szło jak w innych nadjeziornych miasteczkach, dopóki Pier Paolo Pasolini nie postanowił nakręcić swojego ostatniego filmu. Pasolini tworzył piękne obrazy zapadające w pamięć, oparte na tzw. skarbach literatury. Były tak wysmakowane że mła nawet darowała mu pomidory na straganach średniowiecznej Florencji. Nikt nie spodziewał się że oparty na powieści markiza de Sade film będzie tak obrzydliwy. No był, może dlatego że Pasolini rozliczał się w nim ze swoim ojcem, zagorzałym faszystą, ochroniarzem Mussoliniego i hazardzistą, który olał rodzinę. Film był dosłowny, że tak to określę, wywołał skandal jak cholera i Salò zaczęło kojarzyć się mało ciekawie, bowiem niektórzy traktują fabułę jak dokument. Czas płynął ale jak się okazało film Pasoliniego jest z tych tzw. ponadczasowych i Salò nadal kojarzy się z wyuzdanymi, sadystycznymi zabawami aparatu władzy totalitarnej. Hym... Pasoliniemu pomnika w Salò raczej nie wystawią. Nam miasto się podobało, zjedliśmy florencką wołowinę, znaczy w trójkę bo Dżizaas pochłonęła pierożki z mieszanką serów i postanowiliśmy odwiedzić kolejne miasteczko nad jeziorem. Pobylibyśmy w Salò dłużej ale tak naprawdę wygonił nas z miasta deszcz, który wg. prognozy miał dość długo padać a po mokrym i chłodnym Bergamo mieliśmy deszczu po uszy. Sprawdziliśmy zatem gdzie ma nie padać i gdzie będzie nam najszybciej dojechać i ruszyliśmy w drogę. Jeżeli zaniesie Was kiedyś nad Lago di Garda nie pomijajcie Salò, jest naprawdę urocze a parada psów wyprowadzających właścicieli na promenadę w świąteczne popołudnia godna oblookania. Wyczesy i ubabranka dla zmarzlaków, wózki dla niechodzących, najnowsze modele smyczy z domów psiej mody, znaczy italian design - to wszystko prezentowane z wdziękiem topowych modelek. Owszem, jest ciąganie bo nie ma to jak podlać jakiś pomnik ku powszechnemu zgorszeniu ale w końcu skandale w Salò to nic zdziwnego.
Znów fajnie😄. Na tyle, że żal że nie ma parady piesków i kwitnących kasztanowców jest do przełknięcia 😄.
OdpowiedzUsuńKasztanowce to by się jeszcze zmieściły ale parada psowych to by zdominowała wpis. ;-D Mła tylko jednego umieściła, mopsowatego w czerwonych szeleczkach, który tresował pana. Tylko przez momencik stał mopsowaty spokojnie, poza tą chwilką kombinował jakby tu rozgonić prowadzone stadko pudli i jednego zawadiackiego kundelka bardzo skoncentrowanych na tym żeby przejść tuż przed nosem owczarka alzackiego, który udawał że ich nie widzi. Całe towarzystwo bez kagańców ale na uwięzi, ekscesów nie było. ;-D
UsuńUdany wypad, mimo kapryśnej pogody, widoki , jedzonko, zwiedzanie pełną parą!
OdpowiedzUsuńUdany choć taki z przypadku, bo my przeca ciągnęli na północny brzeg jeziora Garda. Mła zadowolniona bo miasto spore i zacne, z nieco inszym klimatem niż niż ten w innych nadjeziornych miasteczkach, które zwiedzała. Mniej kurortowo, bardziej swojsko, bliżej Lovere niż Bellagio.
UsuńNo wlasnie, można było poobserwować normalne życie.
UsuńTakie bardziej odświętne, bo na promenadę wylegli zdawa się wszystkie - miejscowe i turysty. To jednak takie miasteczko gdzie jedzonkowe zapachy czuć nie tylko przy restauranach, znaczy normalne ludzie w nim normalnie żyjo.
UsuńDobre! A ja pojutrze tam jadę. Wezmę kompa i poczytam, gdzie muszę być!
OdpowiedzUsuńChyba najbardziej dzikość nad Gardą by się Tobie podobała, te rezerwaty i park krajobrazowy. Miasteczka są urocze ale to jezioro otoczone górami robi wrażenie. Mła tak sobie myśli że to co najciekawsze nad Gardą to tak między miasteczkami. Bon voyage .:-D
UsuńJuż wróciłam. Trochę dzikości widziałam, ale nie tyle ile bym chciała. Podobało mi się. W Salò byliśmy chwilkę dosłownie, ale fajnie, elegancko.
UsuńCzy znalazłaś kwietniki usytuowane w starożytnych konwiach do hodowli pijawek? ;-)
He, he, he. ;-D Mła tu odczynia uroki żeby miasteczko się dobrze kojarzyło a Ty o pijawkach. ;-D Lekarskie, dla zdrowotności to było, nikt pijawków w ramach tortur nie przystawiał.
Usuń