Coś w tym roku faza jesieni zwana złotą długawa. Na ogół na początku drugiej dekady listopada Alcatraz jest już łysy jak Kojak. Choć może to nie jest tak do końca dobre porównanie bo nie wycinam do zera zdechłych bylin i nie robię tzw. glancu ( lubię jak szron ozdabia zaschniołki bylinowe albo śnieg je oprósza, a bardzo porządne ogrody, wygrabione przed zimą do nieprzytomności jakoś mnie nie podniecają ). W naszym ukochanym Kraju Kwitnącej Cebuli panuje mania wygrabiania "do zera". OK. drogi zasypane mokrymi liśćmi ( wychlastanie zębów na takiej zaliścionej dróżce to nie jest fajna sprawa ), jakieś trawniki, rośliny uprawiane na ciężkich glebach albo te szczególnie wrażliwe na brak "przewiewu glebowego" - to rzeczywiście wymaga odliściowienia, ale wygrabianie absolutnie wszystkiego jak leci?! Po jaką cholerę w ogrodzie bawić się w porządek na granicy sterylności, Jakieś to takie z lekka sztuczne i moim zdaniem niespecjalnie ładne ( o gustach jak wiadomo się nie dyskutuje ). Dlaczego zafiksowanie na punkcie wyczynowego używania grabek w ogrodzie uważam za takie sobie działanie - jak dostajemy dar w postaci okrywy z opadłych liści to nie korzystanie z niego jest dla mnie sprzeczne z duchem ogrodowania w zgodzie z naturą. Czuję jakiś fałsz w tych dużych a wychuchanych przed zimą ogrodach, szczególnie tam gdzie uprawiane są też byliny. Te łyse place ( bo ciąć "łęty" trzeba mimo tego że wiele bylin lepiej znosi zimę z pozostałościami po cieplejszych porach roku ), wygrabione ze wszystkich liści tylko czekają na mroźną, bezśnieżną nockę.
No tak, ale co zrobić żeby byliny się nie rozsiewały do nieprzytomności, jak uchronić rośliny przed robactwem i gryzoniami? Jak coś się okrutnie rozsiewa to przeca i tak trzeba się natychmiast po przekwitnięciu rośliny pozbyć nasienników. Na ogół znacznie wcześniej niż tuż przed zimową porą. Robactwo i gryzonie - na starannie wygrabionej rabacie nornice zeżrą hostę tak samo jak na tej z liśćmi, przypadki jednej z moich ciotek i koleżanek forumowych wyleczyły mnie ze złudzenia pod tytułem "Pozbywanie się liściowej ściółki gwarantuje nienaruszalność roślin". Otóż wywalenie ściółki niczego nie gwarantuje. Rola wspomagająca takiego wywalenia w procesie odnornicowania zdaje się daje tylko tyle że nornice pójdą wcześniej spać a wiosną się obudzą z większym apetytem i wybiorą akurat tę roślinę, którą okryliśmy przepisowo wtedy kiedy ziemia była już lekko przemrożona. Przy korzonkach takiej rośliny wszak jest cieplej a świeżo zbudzona nornica już tak wpasuje termin obiadku, że odkrywając po paru ciepłych dniach roślinę, odkrywamy tylko miejsce po niej. W wojnie jaką toczymy o nasze rośliny z gryzoniami chyba jednak najlepiej sprawdzają się kosze i pojemniki stosowane do ochrony bryły korzeniowej i sojusz strategiczny z naturalnymi wrogami gryzoniowego tałatajstwa. Jak zima ostra, rabaty bylinowe sporawe a my w ramach walki pozbyliśmy się naturalnej ściółeczki z liści to szlag nam i tak rośliny trafi, tym razem z powodu aury.
Takie mam sobie przemyślenia po szczególnie ciepłej jesieni. Drzewa zrzucają liście wtedy kiedy trzeba, było długo ciepło więc jeszcze teraz jest ich u mnie trochę na drzewach. Jak jesień zimna to zlatują wcześniej. Tak mniej więcej w tym terminie w którym nornice chodzą spać, he, he. A "robactwo" co to się pod liśćmi przed zimnem kryje nich się dalej w Alcatrazie bezczelnie szarogęsi, ogród bez żyjątek to jest dla mnie ersatz ogrodu. Wychodzi na to że Alcatraz nie ma szans na bycie prawdziwie eleganckim ogrodem. Nie dość że otoczenie łódzkie to jeszcze ogrodująca leniwa i liści nie sprząta. I jak to z tymi liściorami na rabatach ten ogród wygląda! Glanzu ogród nie ma, więc i klasy, he, he. No cóż, to pewnie z tęskonty mieszczucha bierze się u mnie umiłowanie woodlandowych klimatów i niechęć do wygrabiania absolutnie wszystkiego co tylko da się wygrabić.
I tak sobie w okolicach połowy listopada z Alcatrazem żyjemy, on jeszcze kolorowy, ja nadal słodko rozleniwiona. Podziwiam resztki czerwieni i żółci na drzewach, radosne kolory owocków róży i berberysu, zieleń liści bodziszków żałobnych i zimozielonych paproci. Grabki stoją sobie w kątku, od czasu do czasu coś tam przeszkadzającego nimi grabnę, ale bez przesadyzmu. Koty ostatnie nornice przynosiły w końcówce października, może wraże gryzoniowe futrzaki poszły już spać i nie tęsknią do zakazanych posiłków. Luli, luli, kaprawe nornicowe oczka zmruż. Wiosną kocia brygada kasacyjna już będzie czekała aż je otworzysz! He, he! Nie ma to jak świeżo obudzona wiosenna dziczyzna! Aha, sfociłam przyrosty ufoludka, to ten mały "niebiewski" iglaczek na jednej z fotek. Rośnie w hym.....tego....zabójczym tempie. Może na ufoludkowej planecie czas inaczej biegnie, "normalne" tempo osiągnięcia przez świerczka dojrzałości to jakieś 100 ziemskich lat. Mimo tego wolnego tempa wzrostu ufoludek nie zostanie eksmitowany na rodzimą planetę przez tunel czasoprzestrzenny. Zamierzam dosadzić w okolicach jego "zamieszkania" małe, iglacze towarzystwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz