O niespecjalnie znanych roślinach do cienia można pisać długo i wytrwale, głównie dlatego że w Kraju Kwitnącej Cebuli ogrodowanie "ozdobne" nie jest sportem narodowym. Znaczy jako nacja znamy niewiele roślin godnych uprawy w ogrodzie ozdobnym co wynika po trosze z naszego konserwatyzmu ( babcia to uprawiała peonije i róże i to były kwiaty ) i z atencji jaką darzymy ogrody użytkowe ( prędzej zainteresujemy się nową odmianą sałaty niż hosty ). Wiele roślin kojarzymy z łąkami i lasami, żyjąc w błogiej nieświadomości że można owe rośliny uprawiać w ogrodach, ba, że mają one swoje "ogrodowe" odmiany. Jest to znany z dziedziny kuchennej tzw. problem schabowego - tak nam smakuje "szczerzepolski" schabowy z kapustką że świat nam przesłania i z trudem do nas dociera istnienie innych potraw ( nieraz o niebo smaczniejszych ). Umiłowanie tradycji + pieszczenie żołądka jak widać nie jest to sprawa tylko samej kuchni, "schabowe" podejście mamy też do uprawy roślin. Dlatego dla większości ogrodujących anemonelle, disporopsisy czy dejnante są tak samo obce jak kosmiczne alieny. Szkoda wielka bo zamykamy sobie sami okienko na fajniejsze ogrodowanie. Na szczęście są blogi i fora ogrodowe, które podobnie jak blogi i fora kulinarne pozwalają Kowalskiemu wychynąć zza "schabowszczyzny".
Dla tych którym podoba się delikatna uroda zawilców gajowych anemonella będzie rośliną pożądaną. Miłośnicy "solidniejszych" roślinnych powodów do wzruszeń zapewne odpuszczą ją sobie. Na mnie ten piciumiasty roślinek działa na tyle że zapuściłam sobie dwie odmiany. Anemonella rutewkowata Anemonella thalictroides to pochodząca z Ameryki Północnej bylina wyrastająca z małych bulwek. Dorasta na maksa do 15 cm, tworzy małe kępki. Po kwitnieniu zanika, podobnie jak zawilce gajowe. Idealna roślina pod drzewa czy krzewy. Jak ma optymalne warunki zaczyna się wysiewać ( odmiany o pełnych kwiatach jak ta z pierwszej fotki rozmnaża się przez podział wczesną wiosną ). Lubi glebę próchniczą, lekko kwaśnawą.
Beesia deltophylla to świeżynka w świecie roślin ogrodowych.Odkryto ją dopiero koło 1998 roku, w górskich lasach prowincji Syczuan w Chinach. Roślina której głównym atutem są liście, kwiatostany nie mają znaczenia zdobniczego - nikogo nie powalą urodą. Natomiast liściorki robią wrażenie. Trochę większe od kopytnikowych ( mam na myśli Asarum canadense, bessia dorasta nawet do 30 cm wysokości, przy 60 cm średnicy ), pięknie żyłkowane, z purpurowym nalotem. Beesia deltophylla jest rzadziej spotykana w handlu niż gatunek Bessia calthifolia. Dla "normalnie" ogrodującego te dwa gatunki nie będą się jakoś specjalnie różniły, mają podobną mrozodporność i tempo rozrastania, kolekcjonerzy mogą sobie liczyć ilość "wrębków" na blaszkach liściowych i mierzyć ich głębokość. Roślina niełatwo się w Alcatrazie aklimatyzowała, jest w zasadzie mrozoodporna ale późne majowe przymrozki potrafią jej liściom dać się we znaki ( bardziej niż ma to miejsce w przypadku liści kopytnika ). Ponoć jak już się zaaklimatyzuje to "okrywówka" z niej nie do zdarcia. Pożyjemy, zobaczymy! W każdym razie roślina jest na tyle urodna że będę ją próbowała oswajać i sadzić w Alcatrazie w większej ilości.
Teraz moje "angielskie" odkrycie - ujrzany pierwszy raz w Wisley Disporopsis pernyi. Pochodzi z Azji a konkretnie to z Chin Południowych. Przypomina nieco kokoryczki i dobrze się czuje w takich samych warunkach glebowych i świetlnych w których one się dobrze czują. Ta roślina ma się u mnie bardzo dobrze, tempo wzrostu nie jest w żadnym razie "ekskluzywne", ot takie właśnie kokoryczkowe. W tym roku zachęcona sukcesem w uprawie dosadziłam jeszcze dwa inne disporopsisy - Disporopsis arisanensis i Disporopsis fuscopicta. Pierwszy ma liście na których pojawiają się białawe przebarwienia, drugi ma szersze jasnozielone liście. Ponieważ to ich pierwsza zima w Alcatrazie, rośliny na wszelki wypadek zostały okryte
Kolejną rośliną która robi dobrą robotę w cieniu ( daje radę i w półcienistych miejscach, byleby nasłonecznienie nie było w okolicach południa ) jest dejnante. Uprawiam dwa gatunki Deinanthe bifida i Deinanthe caerulea. Pierwszy ma kwiaty białe, drugi błękitne ( w handlu spotyka się odmiany o różnym stopniu nasycenia koloru kwiatów ). Dejnante pochodzi z lasów górskich prowincji Hubei w Chinach, robi tam za roślinę okrywową. Dorasta do 45 cm wysokości, jest całkowicie mrozoodporna. Gleba próchnicza o odczynie kwaśnym jest zalecana do jej uprawy ale spokojne poradzi sobie i na tej o odczynie obojętnym. W Alcatrazie zakwita w lipcu, u Mamelona zaczyna kwitnienie razem z hortensjami ogrodowymi. Kwiaty ma ciekawe ale ja lubię jej liście, kosmate, dość duże, wyróżniające się wśród roślin średniego wzrostu uprawianych w cieniu. Kiedyś zalecano uprawę tej rośliny w założeniach naturalistycznych ale bezczelnie subiektywnie stwierdzam że sprawdza się też w ogrodach bardziej uporządkowanych, w "miejskich klasykach", że się tak wypiszę.
Żeby nie było że w cieniu jest tylko zielono jak u żaby kolejna roślina do uprawy w cieniu ma brązowawe liście. Trybula leśna Anthriscus sylvestris 'Raven's wing' to roślinek "podpowiedziany" przez Walentynę. Nie jest to tak po prawdzie roślina całkowitego cienia, raczej półcienia i to takiego świetlistego ( w całkowitym cieniu trybula nam zielenieje i nici z radości jaką dają kolorowe liście odmiany ) ale ponieważ u mnie rośnie na skraju rabat cienistych, tak mi jakoś wychodzi że ona niby w cieniu uprawiana. Dorasta do 60 cm wysokości ale pędy kwiatostanowe bujają na wysokości 120 cm. Nie jest rośliną długowieczną ale się nieźle sieje ( siewki powtarzają cechę mateczki - kolorowe liście - w ponad 50% ). Jeżeli chcemy przedłużyć jej żywot pozbywamy się po zaraz majowym kwitnieniu pędów kwiatowych ( nim zdążą się zawiązać nasienniki ). Na półcienistym stanowisku, w okolicach trybuli rośnie u mnie konwalnik o ciemnych liściach Ophiopogon planiscapus 'Nigrescens' i niemal czarnolistny fiołek labradorski Viola labradorica 'Purpurea'. Żadna z tych roślin nie powinna być uprawiana w głębokim cieniu ale możemy nimi zagospodarować miejsca na rabacie w półcieniu. Nieźle nawiązują do jednak bardziej lubiących cień kolorowych świecznic ( choć jak duża wilgotność w powietrzu to świecznice nic sobie ze słoneczka nie robią - widziałam u Ewandki ).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz