Strony

piątek, 29 maja 2015

Róże maja

Sezon różany rozpoczyna się u mnie w maju.  Jako pierwsze zaczynają kwitnienie dwie róże, które jak to określa Sławek - "są w typie poluchów". "Poluch" oznacza różę, która ma widoczne pylniki ( Mamelon i ja doceniamy pylniczkową urodę, Sławek i Dżizaas, Ciotka Elka i Malgoś  - Sąsiadka są ślepi na wszystko co nie ma większej ilości płatków - oczka im się  na takim różanym kwiatku nie zatrzymają ). W tym roku dość wcześnie zaczęły  żerować szkodniki różane,  co niestety jest widoczne po przyjrzeniu się liściom. Za mną już pierwszy oprysk, który jakoś  specjalnie kondycji liści nie poprawił. No cóż, pozostaje mi być dobrej myśli, bo do używania w ogrodzie bardzo ostrej chemii  już  nie wrócę. Staram się patrzeć na kwiaty i omijać wzrokiem liście co przy pełnym kwitnieniu nie jest znów taką  trudną sztuką, nieciekawe liście są skutecznie przysłaniane przez kwiaty.

Pierwsza odmeldowała się  'Aicha'  ( zdjęcia 1 - 3  ) mieszaniec Rosa spinosissima wyhodowana przez Duńczyka Valdemara Petersena i wprowadzona "w świat" w  roku 1966. Bardzo lubię tę najwcześniej kwitnącą z moich róż. Kwiaty o średnicy niemal 10 cm, piękna "strefa pylnikowa" i na dodatek przebarwiające się jesienią  liście.  Miodzio! 'Aicha' kwitnie co prawda raz ( ponoć w cieplejszych rejonach kraju powtarza kwitnienie, choć to raczej pojedyncze kwiaty a nie jakieś spektakularne występy ) ale za to jak kwitnie! Powtórnego kwitnienia nie uświadczyłam, lecz w ramach  "nagrody pocieszenia"  jesienią na krzaku pojawiają się czarne owocki.  Poza atakiem nimułek czy skoczków właściwie nie ma się czego  bać, grzybki omijają  tę różę.  Mrozoodporność też zadowalająca, ponoć znosi mrozy  do - 32 stopni (  u mnie zniosła - 34 ).


Drugą z bardzo wcześnie kwitnących  różą jest 'Nevada' ( zdjęcia 4 - 6 ). To róża z trochę zakręconą  historią. Znana jest jako mieszaniec pochodzącej z  Chin Rosa moyesi, przy czym to tatuś miałby  być chiński. Są jednak głosy że ojcostwo coś niepewne, podejrzewa się  o udział tatusia ze Szkocji i w ogóle różne takie, he, he. Pewne jest natomiast że odmianę wyhodował i wprowadził w 1927 roku niejaki Pedro Dot.  'Nevada' jest, podobnie jak  'Aicha', różą kwitnącą tylko raz ( pojawianie się bardzo nielicznych kwiatów późnym latem nie da się nazwać  normalnym kwitnieniem, w dodatku te drugie, letnie kwiaty często są różowe - mutacja taka ). Kwiaty mają mieć średnicę do 10 cm ale moje są jakieś takie większe, a nie  szaleję  z nawozami .Liście ponoć mają tendencję do  łapania grzybków, zarówno czarnej plamistości jak i rdzy ( nie zauważyłam, 'Nevada' zachowuje się jak do tej pory bez zarzutu, z tym że rośnie u mnie w słońcu na okrutnym piochu ).  Jest bardzo odporna ma mrozy, okolice  - 30 stopni zniesie z godnością.

Zarówno  'Aicha' jak i  'Nevada' są różami bardzo dobrze nadającymi się do  ogrodow nieformalnych i krajobrazowych, mają  bowiem nieregularny pokrój i podczas kwitnienia są,  jak to się  kiedyś mawiało, "malownicze". 'Nevada' znosi większe zacienienie,  choć nie jest wówczas tak spektakularnie kwitnąca ( i mam wrażenie że to na takich stanowiskach łapie  grzybki ) , obie róże są tolerancyjne jeśli chodzi o glebę na której przyszło im bytować. O ile będą rosły na własnych korzeniach możemy spodziewać się ekscesów, 'Nevada' ponoć "łazi" czyli wypuszcza morze odrostów, wiem że w Niemczech "łazi" też 'Aicha'. Generalnie te dwa "Poluchy" to różane hardcory a jednocześnie majowe królewny, kwiaty mają tak delikatne i wdzięczne jak są twardymi zawodniczkami. 'Aicha' i  'Nevada' dorastają do  wysokości 1,5 - 2 m, 'Nevada rośnie nieco szerzej ( 1,2 m a 'Aicha'około 0,9m ).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz