środa, 23 września 2015

Pierwszy, bardzo owocowy dzień jesieni.

 Może  powinnam zacząć  "Jesień, jesień, jak to tak?" , ale tegoroczne lato w Centralno - Polszcze było tak wkurzające że jest "O, jakie rzewne widowisko:Czerwone liście za oknami".  Cieszę się na Wielką  Jesień, pogoda jak najbardziej mi pasi, ogród wreszcie oddycha bo  dostaje właściwą ilość wody i mojej uwagi. Mimo tzw. przeciwności losu czyli  nieoczekiwanych wizyt na SORze (  żeby tak  bez akcji wypadkowych moich,  Naszej  Irenki , Ciotki Elki i Małgoś - Sąsiadki to nie uchodzi, każda starsza pani powinna przynajmniej raz w roku zaliczyć  glebę z tzw.  hukiem ) dzielnie staram się pracować w Alcatrazie. Mój biedny ogród zapuszczony w sposób okrutny,  bardzo, bardzo powolutku zbiera się przy mojej pomocy do kupy ( cholera, przypomniałam sobie że mam jeszcze zakamuflowaną gnojóweczkę  - skleroza u mnie postępuje błyskawicznie ).

Szybko ten proces naprawczy Alcatrazu nie będzie przebiegał  ale najważniejsze i najtrudniejsze już za mną - uczyniłam pierwszy krok ku lepszemu czyli zaczęłam przekopki. Na razie po podskubaniu kosówki ( jeszcze całe podsadzenie nie wykonane, więc nie ma co focić dla  Pikutka -  dopiero po obsadzeniu całości obfocę  Podskubaną ) "wszedł"  w gryplan  roboczy Landryn. Moja słodka rabatka zdecydowanie zmieni charakter - koniec z bylinowiskiem,  nadchodzi era ogrodu  wymagającego trochę mniej czasochłonnej pielęgnacji.  Na Landrynie posadzone są dwie nowe magnolki - Magnolia soulangeana 'Lennei' i Magnolia  grandiflora 'Edith  Bouge'. Dwie magnolki oznaczają więcej cienia, więcej cienia oznacza więcej  bylin cieniolubnych.  Większość z nich jest znacznie mniej "upierdliwa"  niż moje ukochane irysy bródkowe (   mniej czasu poświęconego  innym bylinom,  to więcej czasu dla bródek, he, he ).




Los Landryna podzieli ( po odżubrówkowaniu ) Ciepłe  Monstrum. Na nim już też "siedzą"dwie magnolki -  Magnolia denudata 'Double  Diamond' i  Magnolia soulangeana 'Lennei Alba'. Znaczy przebudowę rabat  zaczęłam od  przymagnoliowania. Niby nie powinnam tak ładować w ogród sił i kasy  bo zostało  podjęte postanowienie w sprawie "zakrętu życiowego", ale coś mi się zdaje że przede mną nie tyle ostry wiraż co raczej wyboista droga patatajka i kto wie czy w ogóle warto nią jechać. Rodzina  powoli zaczyna być zdania że  nie warto, bo my to już tylko autostradą , a tam jak wiadomo, bez zakrętów (  no chyba że się zjeżdża, a nam się, mimo SORów, do zjazdu nie spieszy, he, he). Przymagnoliowanie  rabat się jeszcze nie skończyło, przede mną wybór kolejnych trzech magnolek.  Zostawię sobie na zimowe wieczorki te radosne magnolkowe rozważania.

Teraz  trochę o fotach owocowych - Alcatraz mimo paskudnego lata stanął na wysokości zadania.  Znaczy owocowe owocują, co natycha ( natycha  to moja własna odmiana od wyrazu natchnienie,  tak mi się przynajmniej zdaje ) mnie myślą  o rozszerzeniu sadku. Co prawda moje myśli  błądzą nie w rejonach jabłuszkowych tylko radośnie fikają  wśród  rodziny  Prunus, i to w tej  jej części która nie owocuje.  Jakoś w tym roku, całkiem niespodziewanie zapałałam uczuciem do niektórych wisienek. Pewnie winna jest temu przecena towaru w jednej ze szkółek.  No tak,  słowo "przecena" działa na te moje jeszcze czynne dwa zwoje stymulująco. Z odmętów rzeki  Slerozy wyłania się info  że gdzieś miałam angielską książkę  o co lepszych wisienkach.  Chyba czas poszukać, zajęcie w sam raz na  pierwszy oficjalny  jesienny wieczór.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz