Strony
▼
piątek, 16 lutego 2018
Czuję przedwiośnie - lutowe zasiewy roślin jednorocznych i dwuletnich
Na dworze zima, zapowiadajo że dopiero po dwudziestym będo solidne mrozy a ja tu, Panie tego, wyraźnie czuję że czas na przedwiośnie. Tak jak obiecawszy przedstawiam wstrząsający reportaż z zasiewania jednorocznych i dwuletnich ( oraz tradycyjne pieprzenie o historii roślin ). Bywszy z Mamelonem na rynku w Pabianicach, naszym ulubionym miejscu polowań na wysorten und odzyskien i przy okazji wszedłwszy do sklepu z nasionkami i zakupiwszy co nieco. Udało się nabyć część z tego co sobie uplanowałam, a nawet zaekscesować. Znaczy kupiłam czego nie planowałam ale co mi w ślepia wlazło a mianowicie malwę Alcea rosea o pełnych , białych kwiatach. Tak ją sobie uwidziałam na tle mojego czerwonego muru. Kfioty pełne nie są szczególnie przyjazne owadom ale u mnie dużo innych roślin z pylnikami na wierzchu a poza tym coś mnie w tym roku kuszą wiktoriańskie klimaty ( rośliny o kwiatach wypełnionych płatkami do niemożliwości to było to co w wiktoriańskiej Anglii uchodziło za najwyższą urodziwość i w ogóle must have w każdym porządnym ogrodzie - tak ku przypomnieniu, bo pisałam już o tym nie raz i nie dwa ). Ogród a właściwie to Podwórko jeszcze jedną roślinę o pełnych kwiatach zniesie. Dokupiwszy groszku pachnącego, ciekawe co wylezie z tych nasionków bo nazw odmianowych, poza jedną, nie posiadają. Nabywszy też wyżlin większy Antirrhinum majus o kremowych kwiatach, pod którą to zdziwnie brzmiącą nazwą ukrywa się lwia paszcza pospolicie porastająca ogrody naszych prababek i babek.
Nasienne zakupy zakończyłam rzuceniem się na naparstnicę o białych kwiatach Digitalis purpurea 'Albiflora', żaden tam wielki rarytet ale spotkać w sklepach ogrodniczych najbliższych domku cóś niełatwo. Malwa i naparstnica zakwitną dopiero w przyszłym sezonie ale wyobraźnia pracuje na pełnych obrotach i już widzę te łany na Podwórku i w Alcatrazie. Po zakupie nasionek popełniłyśmy grzech ciężki bo skusiło nas na paprocie podpędzane w doniczkach. Taa, wylazłyśmy z japońskimi wietlicami i czerwonozawijką ( bo ja dużo tego potrzebuję a Mamelon się zapatrzyła ). Jak do tego dodać grzeszenie samodzielne Mamelona, z którego dostało mi się kapersem z piwonią 'Top Brass' i ciemiernikami, które kupujemy od początku roku to wygląda na to że właściwie ogrodowy sezon u nas już trwa. U Mamelona w pieleszach domowych sytuacja przedstawia się następująco: Sławencjusz jest podłamany, doniczki będą pałętać się po domu, na kompie i lustrze poprzyklejane przypominajki( "Nie daj zginąć sadzonce, podlewaj!" ), psy szczęśliwe bo do domu przyszło nowe ( dziewczynki uwielbiają nowości ), Mamelon rozważa zażywanie ekstraktu z Ginko biloba, wiadomo na co dobrze działającego. U mnie doma entuzjazm totalny, Ciotka Elka ćwierka bo malwy, Małgoś - Sąsiadka ćwierka bo peonia i lwia paszcza ( ta ostatnia jest określana przez nią "kwiatem dzieciństwa" ), koty ćwierkają bo peonia ma solidne kły i już można bawić się w psa ogrodnika ze mną pilnującą by nikt kłów kłami nie potraktował. Ja ćwierkam bo za oknem śnieg a ja tutaj , Panie tego, w doniczkach i szklarenkach działam. No wiesna, wiesna!
A tak w ogóle to poszperwaszy jak to zaprawdę było z tymi jednorocznymi cudnie kwitnącymi w naszych ogrodach, swojskimi tak że bardziej szczerzepolsko się nie da. Hym... importy jak się okazuje opanowały podstępnie rodzimą glebę w ogrodach. Taka na ten przykład maciejka Matthiola bicornis, czyż może być coś bardziej "naszego" niż ogrodowa woń wieczorna letnich miesięcy? Nieważne że Anglicy i Niemce tyż sieją, maciejka polska jest a juści! A tak faktycznie to maciejka jest przybłędą i to takim nowszej daty. Pochodząca z terenów Afryki Północnej, Azji Zachodniej, Arabii Saudyjskiej, Kuwejtu i Grecji roślina przywędrowała do nas stosunkowo późno, bo ponoć w XVI wieku nie była u nas jeszcze znana. Nazwę zawdzięcza niejakiemu Pierandrea Matthioli ( Karol Linneusz w XVIII stuleciu nazwał Matthiola na cześć tego XVI wiecznego botanika rodzaj Lewkonia ), temu samemu który na dwór cesarski w Pradze sprowadził nieznane wcześniej w naszej części Europy tulipany, hiacynty i narcyze. Sporo ciekawych egzotów z terenów Imperium Osmańskiego, które dziś są swojakami Matthioli otrzymał od lekarza ambasadora sułtana tureckiego. Z Pragi do Polski to już blisko, więc przynajmniej niektóre z egzotycznych roślin się tą drogą do nas dostały ( być może za sprawą kolekcjonerskiej pasji Anny Wazówny ).
A inna królowa zapachu, dziś prawie zapomniana rezeda wonna Reseda odorata, tyż , Panie tego, łobce to bo pochodzi z Libii i Grecji. A przeca u nas w poezji uwieczniona:
"Nie wiem, jak rosną: lecz że mszyste,
Gąbczaste, wilgotne i porzyste,
Jakby szczeliny w nich otwarto,
By chłód chłonęły i ciemń nocną -
I że są rdzawe, więc w pobliżu
Musi być woda zielonkawa,
Staw zarzęsiony, zgniła trawa
I jar bedoński na Zakrzyżu
- I stąd ten przyrodzony wyrzut,
I leśność kwiatu stąd wynika
(Za pozwoleniem botanika,
Który mi tutaj racji nie da,
Bo - ogrodowa jest rezeda).
A pachnie - - Właśnie? Jak opiszę
Woń, którą kwiat swobodnie dysze?
Ile słów trzeba i łamańców?
Jaki zawiły sprzęgnąć muszę
Metafor i porównań łańcuch!
Jak mózg utrudzę i wysuszę,
Zanim wykrętnie i wymyślnie
Pióro tę woń w wyrazy wciśnie,
W słowa bezradne i bezsilne,
W fałszywe słowa i omylne,
Co już, tuż-tuż, są niby blisko,
Już wlazły w kwietny pył jak osa -
- I nic. A przytknąć kwiat do nosa,
Powąchać raz - i wie się wszystko."
Ech, strofy mistrza Juliana, człowiek się łapie że ma ochotę sadzić wg. poema "Kwiaty Polskie"
"Na róż z rezedą dwugłos miękki
(Rzekłbyś: jak lody malinowe
Z pistacjowymi)."
Dziś niestety woń rezedy, podobnie jak zapach roztaczany przez wieczornik damski czy lak to właściwie pieśń przeszłości, maciejka nam się tylko jeszcze ostała ( ciekawe jak długo wytrzyma napór tyrawniko - tujaczyzmu? ). Chyba poszukam rezedowych nasion, zanim rezeda wonna wyleci z naszego przemysłu nasionkowego jako roślina niepokupna i absolutnie nikomu do szczęścia niepotrzebna. Dobra, dosyć tych zapachowych treści, przystąpmy do obmawiania takich jednorocznych co to nie pachną zbyt mocno i pięknie ale mimo tego cieszą się sławą "chwały rabaty". Lwie paszcze pochodzą z basenu Morza Śródziemnego, naturalnie występują od Maroka i Portugalii poprzez południową Francję, na wschodzie zakres występowania sięga do Turcji i Syrii. W cieplejsze lata udaje się lwie paszcze zimować w gruncie, robią wtedy za to czym w zasadzie są - za bylinę. No ale nie zawsze ma się szczęście do pogody. Potworne lwio paszczowe czaszeczki czyli nasienniki kuszą do suszenia ( żeby tak czymś w okolicach Halloween wazony poubierać, he, he ) ale rzadko się zdarza ogrodnik który powstrzymałby się przed cięciem przekwitłych pędów w nadziei na ponowne kwitnienie rośliny. Ja, podobnie jak pewna anielska stara panna, lubię lwie paszcze kwitnące w pastelowych odcieniach. Mam wrażenie że część mojej rodziny nie podziela mojego gustu i uznaje za prawdziwe i godne nazwy tylko te ciemne, najlepiej o wiśniowo - bordowych kwiatach ( he, he, he, Jane Marple narzekała że ogrodnicy uwielbiają ten murderczy coolorek ), Małgoś - sąsiadka kocha wszystkie - bez względu na kolor i rozmiar. W końcu kwiat jej dzieciństwa, kwiaty dzieciństwa na starość podobają się człowiekowi najbardziej. Przykładem nagietki, kwiaty ogródkowe dzieciństwa Doro i mojego. Niby w ogrodach od zawsze ale naprawdę nie od zawsze. Calendula officinalis to przybysz z krajów śródziemnomorskich. Roślina zawitała do nas dawno, dawno temu, w czasach średniowiecza wraz z przybywającymi na teren Polski zakonnikami ( mniszki i mnisi próbowali uprawiać u nas wiele roślin rodem z regionu śródziemnomorskiego - niektóre udawało się zimować, inne pozostały w naszych warunkach roślinami jednego roku ). Tak pasująca mi do nagietków nasturcja Tropaeolum majus ( dzieciństwo Mamiego, no i moje też ) to z kolei w porównaniu z nagietkiem świeżynka na naszych rabatach. Pochodzi z zachodniej części Ameryki Południowej, znaczy egzot totalny w w Europie znany od pięciu stuleci z niewielkim hakiem. Do naszej części Europy przywiózł ją w roku 1684 Bewering, facet z Holandii rodem. Przedtem, w XVI wieku i owszem sadzono nasturcję ale tą zwaną mniejszą Tropaeolum peltophorum albo tą którą dziś nazywamy nasturcją kanaryjską Tropaeolum peregrinum . Nasturcje o większych kwiatach i liściach, popularne ogrodowe ozdóbstwo w cieplejszym klimacie dziczejące ( nasturcja to też po prawdzie bylina, tylko w naszym zimnisku udaje roślinę jednoroczną ) to często efekt krzyżowania gatunków. A kosmosy amerykańskie, a astry chińskie i goździki pseudobrodate ( bo powstałe ze skrzyżowania Dianthus barbatus z goździkiem chińskim albo kartuzkiem ) i chabaud zwane szabotami ( Dianthus caryophyllus skrzyżowany z Dianthus fruticosus ) ? A cynie wytworne, z lekka śmierdzące aksamitki, lobelie, nikotiany, suchołuski, słoneczniki? Wszystko przybysze zza gór, zza mórz, zza horyzontu. I to wszystko rosło sobie bezproblemowo na kwartałowych rabatach ogrodów dzieciństwa Mamelona, Doro i mojego. Cztery dychy ledwie minęły i co? Latam jak kot z pęcherzem za ciekawymi odmianmi groszku, planuję ściepę z Agniechą na zakup zagramaniczny bo u nas z uprawą jednorocznych coraz bardziej krucho. Chyba dlatego sieję w tym roku jednoroczne coby dać odpór łatwiźnie tyrawnikowo - tujaczej , bo roboty w ogrodzie dużo i po prawdzie to ja z bylinami mam mnóstwo "uciechy kręgosłupa". No ale dać zejść tradycji bez walki się nie godzi - dopisuję maciejkę do listy zakupów! W końcu ją prosto w grunt się sieje ( najlepiej co parę tygodni, pachnie wtedy jeszcze w listopadzie - jak ciepły ).
A co z rezedą, zauważyłam na podstawie własnych niepowodzeń, że rezedę też od razu w grunt, i to na miejsce docelowe najlepiej. Masz jakieś rady? A poza tym, u mnie dużo kwiotów, a tuj mało. I nawet już nie wiem, czy tuja i cyprysik to jedno.
OdpowiedzUsuńZ rezedą jak z maciejką, lepiej od razu w grunt i przerywać siewki. Słoneczko, gleba dość żyzna ale nie ciężka i nie powinno być rezedowych problemów. Takoż samo do gruntu sieć nagietki i kosmosy. Natomiast nasturcje czy tam inne lwie paszcze to tak dla lepszego kwitnienia ( wcześniejszego i dłużej trwającego ) dobrze podpędzać w domu. Można tyż w miarę bezproblemowo podpędzać cynie i astry. Tuja i cyprysik to na pewno nie jest to samo, ale tak samo po kretyńsku się je sadzi "nie zważając na okoliczności". Cyprysiki delikatniejsze i pewnie dlatego w nasadzeniach naszych powszechnych tuja dominuje ( tuja dominuja ).;-)
OdpowiedzUsuńMam wieczernik damski, sam się rozsiewa, bo choć niby bylina, niby dwuletni, to bardzo krótkowieczny jest. Pachnie zabójczo i u mnie ma skłonności do dziczenia. Nawet chyba mam trochę nasionek do oddania.
OdpowiedzUsuńJa raz zasiałam ale nie wzeszedł był. Nie wiem czemu.:-( Pachnie rzeczywiście obłędnie, może się jeszcze na niego skuszę ( znaczy zbieraj te nasionka, zbieraj;-) ).
UsuńRezedę siałam, sadziłam a zapachu nie czułam. Koniec z rezedą, bo wyglądu ni ma. Z pachnideł to u mnie tylko floksy, róże, fiołki, goździki, groszki i heliotrop. No i wiciokrzewy. A zdybałam ostatnio fajnie zapowiadającą się mieszankę nasturcji pt. Night and Day - kwiatki kremowe i mahoniowe. Posieję do donicy i postawię na szambo, bo gleby tu mało siłą rzeczy. Na powierzchni rośnie tylko odporna na wszystko rogownica i tulipany botaniczne (małe bździuchy, ale piękne).
OdpowiedzUsuńRezeda niejedno ma imię, może wysiałaś rezedę żółtą Reseda lutea? Nasturcja zawsze dobrze mnie robi, nawet jak czytam że ktoś sieje, he, he. ;-) Tulipany botaniczne najładniejsze jak dla mnie, bździuchy górą!:-)
UsuńTa prostokątna doniczka, ta szklarenka... Ach, marzenie.
OdpowiedzUsuńSzklarenka to ta uchodzona w kwiaciarni "Tęcza", w takim moim obowiązkowym punkcie zatrzymań "po drodze do". Nasionka, kfioty nie tylko cięte i nie tylko doniczkowe, szkiełka różne i różniste - no taki punkt w którym mnie się robi dobrze. Doniczka to wysort, pięć złociszy za nią dałam ( Mamelon twierdzi że kiepsko się targowałam, ona za swoją olbrzymią terakociznę z wygniotkami dała cztery dychy, więc nie mam się co puszyć z powodu niskiej ceny zakupu ). W tym tygodniu chyba znowu wyskoczymy na targ, sezon na doniczki wyprzątane z niemieckich gartenów się wziął i rozpoczął.:-)
OdpowiedzUsuńa do mnie właśnie dziś przyleciały nasiona z Plu, m. in. z maciejka, która tu jest egzotykiem nieznanym i za ciężkie eurosy chodzi na ibeju oraz cuda z Irlandii różne koronki księżnej Anny i temu podobne selerowate. polecam sklepik, maja całkiem pokaźną kolekcje groszków (kosmosów tez) i to OPISANYCH ;) kupuje u nich od lat, superekspres, przystępne ceny i jak opakowane https://www.seedaholic.com/flowers/a-z-botanical-name/k-l.html
OdpowiedzUsuńpoza tym cynie, nasturcje (rozsiewają się od lat same a czasem nawet przeżyją zimę), nagietki, kosmosy, aksamitki ale tylko pojedyncze, wszystko kocham i nic do gruntu siać nie mogę bo przyjdzie ślimor i wyrówna :(
wieczorniki mam ale uważam, ze są przereklamowane jeśli chodzi o zapach, mogą maciejce korzenie czyścić :P
Co Wy z tymi zapachami? Wieczornik całkiem mocno wonieje, choć maciejka pachnie mocniej ( jak to mawia Cio Mary - przeraźliwie ). U mnie tylko wiciokrzewy dają letnią pora tak czadu, no i orienpety rzecz jasna. A co do nasionków za namiar dziękuję, zawsze się przyda. Do mnie właśnie Ciotka Elka przytargała nasionka z naszego ogrodniczego, com je u Pani Ewy wcześniej wydulczyła - 'Nobelmaiden' - śliczny, biało kwitnący trwały łubin i 'Milkmaid' - moją wymarzoną nasturcję o kremowych kwiatach. Niestety widziałam tyż że Ciotka się nie powstrzymała i kupiła nasturcję 'Empress of India', karzełka o ognistych kwiatach i niebieskawych liściach. Ciekawe gdzie mi ją będzie usiłowała wcisnąć?
OdpowiedzUsuń