Strony

niedziela, 30 czerwca 2019

I tylko motyle zadowolone!

Ogrodowanie ostatnio zamieniło się w pilnowanie coby jak największa ilość roślin przeżyła upały.  Lato robi nam się równie paskudne jak zima - w zimowej porze wieczny  niepokój czy  nie  wymarznie,  latem z kolei niepokój czy  aby nie wysuszy.  Do dupy jest! Wcale  mła się to  nie podoba a wiszący nad nami, ogrodnikami ódzkimi, zakaz podlewania ogrodów mła ciężko wkarwia! No bo do  cholery to nie ja marnuję wodę na tzw. kurtyny wodne, nie ja wydawałam masowo  zgody na wycinkę drzew  i nie ja  wycinałam  na potęgę drzewa ( około  70 000 poszło  pod  piłę w ostatnich latach w  mieście  Odzi ), nie ja wymyślałam  że  najlepiej  to posadzić dżefka w donicach w co bardziej reprezentacuyjnych  punktach miasta , nie ja  gdzie się tylko da  układałam granitową albo betonową kostkę.  No i nie ja wymyśliłam że  pociągi od strony wschodu powinny  od dzielnicy Widzew  wjeżdżać  do miasta tunelem ( poziom wody się obniżył bo osuszali oczka wodne w glebie a teraz aj waj, giewałt rety bo drzewa w parku 3 Maja i Baden - Powella usychają na potęgę a tu Zielone Expo ). I kto to wysyła ludzi  do przycinania traw jak  taka susza?! Jak trawsko przycięte na pół centymetra wypali to nie odrośnie. Żeby się  zazieleniło ponownie musi mieć w sobie choć odrobinę życia.





Kuźwa, ogrodnikom w mieście to powinni podatki obniżać za  uprawę zieleni. Z tego co widzę  raczej nie  dopada ich syndrom Zieleni Miejskiej czyli  robić wg. harmonogramu nieważne jaka pogoda.  Każdemu kto nie uprawia kretyńskiego w naszym klimacie centralnopolskim tyrawnika, kto sadzi  na swojej posesji drzewa ( i nie mam tu na myśli dżefek miniaturowych albo pożerających wilgoć żywotników ) dałabym solidną ulgę podatkową. A śmieci segregowane i  umyte miasto powinno odbierać za darmo! Niesegregowane za to koszt bajoński i natentychmiast problem segregacji odpadów zrobił by się  mniej palący. Za pieprzenie o ekologii i udawanie działań na tym polu zarządzający ze wszystkich opcji politycznych powinni dostać solidnego  kopa w tyłek! Od samorządowców poczynając na  capo  di tutti capi kończąc.  Z obecnego stanu rzeczy zdaje się zadowolone są tylko motyle, reszta się powoli gotuje. Jak  tak dalej pójdzie to  prędzej czy  później wykipi!

wtorek, 25 czerwca 2019

Upały a Sucha - Żwirowa




Taa... słoń a sprawa polska. Za Wikipedią  powtórzę że powiedzonko opisuje syndrom doszukiwania się elementów polskości w najdrobniejszych przejawach rzeczywistości. Zdaje się że upały to w tym roku będą  słoniem a ja za ogrodniczenie  uznam  uprawę lawendy. We wszystkim będę  się doszukiwać śródziemnomorskich klimatów a Wam  będę radośnie wciskać widoczki z Suchej - Żwirowej, bo wszak ona  taka słoneczna i suchoznośna i zupełnie odpowiednia z niej rabatka na upalne, letnie dni. No po  prostu Sucha - Żwirowa remedium ogrodowe na słonia, tfu, znaczy na upały! Właściwie wygląda na to że suchożwirowanie to najlepsza forma uprawiania roślin, jeszcze trochę a człowiek uzna  że jedyna słuszna i zalawenduje się do cna. Hym... prawda jest  taka że przy takiej pogodzie to tylko rabata z roślinami śródziemnomorskiego pochodzenia prezentuje się jako - tako. Reszta ogrodu jest wymęczona tak jak i główna ogrodniczka, nie wygląda znaczy oszałamiająco pięknie.  Po prawdzie to ja się cieszę że rośliny w Alcatrazie jeszcze zipią, co tu bajać o ich urodzie! Na Suchej  - Żwirowej rośliny wyglądają dobrze bo dla nich suche a upalne lata  to norma.  Jak tak dalej  pójdzie w kierunku docieplania to lawendy i akanty wylezą nam  w tzw. środowisko, u mnie  akanty  nieźle się sieją ( tak, tak, Agniecho ) i zauważyłam też młodziutkie samosiejki lawendy. Ciekawe kiedy dojdziemy do uprawy migdałowców i cytrusów (  te ostatnie to w wilgotniejszych rejonach kraju, może gdzieś tak pomiędzy Siedlcami a Suwałkami )? Mimo że Sucha - Żwirowa dzięki upalnej pogodzie  urocza to  jakoś wcale  mnie ten stan rzeczy nie cieszy. Czerwcowe kwitnienie lawend i przetaczników siwych może nie napawa mła zgrozą ale lekko niepokoi.




Tym bardziej  że  czyściec bizantyński zwija liście a kłoski przetaczników  są zwieszone ( biedne impotenty ). Tylko prawdziwe pancerniaki jak półkrzewinki lawendy czy szałwii lekarskiej wyglądają jakby te trzydzieści parę stopni na plusie nie robiło na  nich żadnego wrażenia. Ich liście  i kwiaty pachną  na tyle mocno że konkurują z zapachem kwitnących lip. Taką mieszaninę woni czuć od wczesnego, ciepłego poranka, w  upalne południe  do solidnie  gorącego wieczoru. Trochę  zaczyna mnie przyduszać  ta intensywność zapachów. Gdyby  nie te słodkie lipowe nutki to "pachniłoby" jak  w jakiej Prowansji. A przecież nie ma u mła  plantacji, lawend co prawda jest sporawo ale  bez przesadyzmu. Myślę że to pogoda sprawia że w powietrzu unosi się większa  niż zazwyczaj ilość oparów olejków eterycznych i stąd  ta  Prowansja.

Naprawdę dobrą rzeczą jest to  że  Suchej - Żwirowej właściwie  nie trzeba podlewać.  Irysy bródkowe przechodzą teraz okres  spoczynku, rozchodniki straszliwego zapotrzebowania na wodę nie mają, czosnki główkowe radzą sobie bardzo dobrze  bez  wilgoci, perowskie i amorfa szara tak samo.  Ostnice i owies wiecznie zielony Helictotrichon sempervirens, który jest tak naprawdę wiecznie niebieskawo - szary to trawy które wody nie lubią, za to prażyć się na słoneczku to jak najbardziej. Co  nieco  dostaje się wody jeżówkom, ale to nie jest jakieś solidne podlewanie. Sucha - Żwirowa jest rabatą "tanią w utrzymaniu", Alcatraz ze swoimi  funkiami, paprociami i rodkami to przy niej  studnia bez dna. Oj, to nie jest lato dla roślin klimatu  umiarkowanego! Podczas upałów rośliny mojego pseudo leśnego  Alcatrazu cierpią. Muszę pomyśleć  o kolejnym drzewie z głębokim systemem korzeniowym, które dawałoby jeszcze więcej cienia. A na patelni  niech się prażą  śródziemnomorszczaki!



poniedziałek, 24 czerwca 2019

Modrak sercolistny - kapucha na ozdobnej rabacie!

Modrak sercolistny czyli Crambe cordifolia to bylina pochodząca z "Kaukazu i okolic". Należy do olbrzymiej rodziny Brassicaceae czyli kapustowatych. Do rodzaju  Crambe zalicza się całkiem sporo gatunków ale u nas w zasadzie uprawie się trzy, z czego dwa amatorsko.  Modrakiem abisyńskim po łacinie  zwanym Crambe  hispanica nie będziemy się zajmować bo to roślina  "rolna".  W ogrodach uprawia się dwa gatunki -  modrak morski Crambe maritima i  uprawiany też przez mła modrak sercolistny. O ile modrak morski, zwany też kapustą morską, to tzw. warzywo dla zajadłych warzywnikouprawców (  znaczy takich ogrodników którzy uprawiają mało znane albo całkiem zapomniane warzywa ) o tyle modrak sercolistny to król  rabat ozdobnych. Naprawdę król bo roślina osiąga wysokość  ponad 150 cm a jej szerokość jest jeszcze większa.  Kwitnącego modraka nie da się przeoczyć, mimo tego że  nie jest bylinką  o urodzie nachalnej. To raczej subtelniaczek, mimo rozmiarów jakie osiąga. Mła pierwszy raz zobaczyła modraka na fotkach tabazowej cooleżanki i czym prędzej zapragnęła i nawet sadzonkę dostała. Niestety zrobiła  błąd i posadziła roślinę na cięższej glebie. Latem było OK,  niestety po mokrej zimie okazało się że  modrak zasnął w Wielkim Ogrodowym i powiększył grono roślin niebiańskich a mnie się ostał trupek  palowego korzonka.  Brzydki, mokro - podgniły jak z horroru. Kwitnącego modraka pierwszy raz  żywcem zobaczyłam w ogrodzie RHS Wisley, rósł sobie  przy różach historycznych i angielskich. Robił oszałamiające wrażenie! Czym prędzej zapomniałam o trupku i postanowiłam  że jak tylko  odszopkuje i odperzę   podwórkowe piochy to  modrak będzie na  rabacie. No po prostu to była  dla mnie roślina typu must have.

Dlaczego na piochach chciałam posadzić, mimo tego że  modrak sercolistny lubi żyzną, bogatą w składniki odżywcze i  i wilgoć  glebę? Pioch zawsze można  podlać i  czymś użyźnić a dla uprawy modraka najważniejszą rzeczą  jest przepuszczalność  gleby ( i tu nie zgadzam się z opinią ś.p.  Zoji Litwin o   modrakowych zdolnościach przystosowawczych - na cięższych  glebach modraki potrafią fiknąć  zimą ). No i posadziłam dwa  egzemplarze bylinki. Parę lat temu posadziłam i  uzbroiłam się w cierpliwość bo modrak nie zakwita w pierwszym roku a czasem zakwita po paru latach. Moje modraki coś nie rosły jak na drożdżach, choć z roku na rok  były coraz większe.  Oczywiście złośliwie nie kwitły ale ich liści robiły się coraz większe. Niestety te olbrzymie liście (  wicie rozumicie, takie o  30 cm szerokości ) przyciągają wielu amatorów darmowej wyżerki, od dzieci  bielinka kapustnika, poprzez ślimaki na pchełkach kończąc. Ponieważ mój  ogród taki mało chemiczny to nie zawsze liście modraka prezentowały się należycie. Na szczęście rośnie w tyle  rabaty, wiechę kwiatów  widać a liści niekoniecznie. Jak pisałam modrak do odpowiedniego wyglądu potrzebuje sporo wody i składników odżywczych ale to nie znaczy że nie zakwitnie bez podlewania. Tak, tak, wiem  co piszę bo mój niepodlewany  kwitnie. Osiągnął jak na pierwsze kwitnienie całkiem niezły  rozmiar i daje po oczach. Właściwie  to nie powinno dziwić bo to stepowa  roślina. Jak się  solidnie rozrośnie to dzięki palowemu systemowi  korzeniowemu jest  odporna  na suszę. Jest też odporna na niskie  temperatury, mrożenie znosi do - 28 stopni Celsjusza. Sadząc  modrak musimy zapewnić  mu sporo przestrzeni, najbliższe rośliny sadzimy przynajmniej 150 cm od niego. Modrak dobrze jest dokarmić, ja  robię mu specjalną mieszankę kompostu, dolomitu i węgla drzewnego.  Czasem daję nawóz o przedłużonym działaniu z "tych droższych". Kapucha  żre! Ale za to jak wygląda!




piątek, 21 czerwca 2019

Usiłowania ogrodniczenia

No i trwa nam weekend dłuższy bo bożocielny. Niestety nie jest tak jak sobie  wymarzyłam, w środę  wieczorem pogrzmiało  i na tym się skończyło.  Deszcz się nie objawił w mieście  Odzi bo akurat złośliwie zalewał  Lubelszczyznę ( tak jakoś ostatnio personifikuję opady, taka reakcja na suszę u mła wystąpiła ). Znaczy lekko nie było bo musiałam wysmarowana olejkiem waniliowym udać się do ogrodu z konewką żeby podlać co bardziej wrażliwe  na suchość gleby rośliny. Alcatraz wygląda na średnio wymęczony, nie urządziłam sianokosów i może dlatego udało mu się zachować nieco wilgotniejszy  mikroklimacik ( a może to tylko  moje wrażenie, wicie rozumicie, kiedy z rozpalonego Podwórka wkraczam w cieniste zakątki Alcatrazu to odczucie wilgoci i chłodu się potęguje ). Nie wiem czy mojemu  pseudo leśnemu  ogrodowi uda się długo utrzymać ten stan, w którym się obecnie znajduje.  W przyszłym tygodniu ma do nas dotrzeć  jakaś upiorna fala  gorąca  znad  Afryki. Hym... od samej prognozy mła się odechciewa ogrodniczenia! A jest co robić. Obecnie ze wszystkich ogrodowych rabat najlepiej wygląda   Sucha - Żwirowa, z tymi śródziemnomorskimi roślinami to prawie żadna susza jej  nie jest straszna. A uwierzcie że podlewam na niej  tylko różane krzewy, reszta roślin  jakoś sama daje sobie  radę. I to mimo gorączki, której nawet Felicjan uwielbiający wygrzewać tyłek ma dosyć ( zwróćcie  uwagę na postawę kociego ciałka wyrażającego  dezaprobatę ).





W czwartek od rana czuć zapowiadaną burzę. Tradycja, w końcu to Boże Ciało więc powinno lać. Felicjan w roli Wielkiego Wyłudzacza i Szatflik w roli Nienażartej  Jałmużniczki żerują  u Małgoś - Sąsiadki.  Hym... mła  sądzi że  burza chyba rzeczywiście będzie, one tak zawsze przed burzą  żrą  na zapas. Postanawiam twardo wyleźć do ogroda i uprawiać czynny świąteczny wypoczynek ( przy okazji podejrzę sobie  procesyję zza murku ). Wyłażę i rozgrzany wozduch natentychmiast stopuje wszelkie chęci ogrodowania.  Przystopowało  nie tylko mła, podglądana  procesja taka jakaś szczątkowa, niemrawa, kudy tam  do sycylijskich obchodów święta patronki! No ale o czym  ja tu bajam, mnie samej ciężko na myśl o ogródkowaniu a "sodalycyji maryjańskiej", tak na oko to po siedem dych na karku,  to ma być w ten dzień leciutko? Starsze panie ledwie  zipały niosąc obrazy, proboszcz też niemłody bohatersko dźwigał monstrancję, jedynie "dziewczynki komunijne" od sypania kwiatków były zadowolone i szybciutkie. Obleciały, rozsypały i czekały na mecie aż procesyjny  peleton do nich dołączy. A to tak tylko wokół kościelnego budynku, bez zamykania ulic, wędrówek wokół parafii  i tym podobnych wyzwań. Ha, dobrze że się obeszło bez karetki pogotowia - w taki duszny dzień wszystko  możliwe.  Przypomniałam sobie jak niegdyś wyglądały procesje bożocielne, te wstążeczki, kwiateczki, ołtarzyki i tylko mła się westchnęło. To były imprezy! Dziś najprawdziwsze katolickie święto ( inne wyznania  chrześcijańskie nie mają go w kalendarzu liturgicznym, toż ono nie jest biblijne ) nie ma takowej oprawy do jakiej mła przywykła za młodu. Przynajmniej w mieście Odzi. Znaczy impreza była  ale tylko taka centralna, rywalizacje parafian na najpiękniejsze wstunżki, ołtarzyki,  "umajenie" oraz ilość dziewczynków sypiących  płatki  to przeszłość. Wszystko mija, niestety razem z młodością mła! Zaczęło grzmieć i padać  i mła zamiast do ogrodu udała się do domu gdzie mimo grzmienia włączyła internet i  w ramach dopieszczenia zmysłów jakoś niezaspokojonych parafialną procesją pooglądała sobie Madonny z Półwyspu Iberyjskiego i Ameryki Łacińskiej.  Nawet kardynał Burke w swoich najlepszych strojach wysiada  przy Madonnach w stylu latino, uwielbiam je oglądać. Są tak różne od naszych ludowych Madonn, sprawiających przy Latynoskach wrażenie nieśmiałych kuzynek z prowincji. I na tym w zasadzie  skończyło się czwartkowe  usiłowanie ogrodowania. Spokojnie sobie padało, bez zacinania, pogrzmiewało daleko, kumory poszli spać!





Piątek - miało być jakby chłodniej.  Jakby! Jednak z rana cóś dusznawo i widać  burzowe chmury nadciągające nad miasto Ódź. Pada co i raz o ile te  cztery krople na krzyż  można nazwać padaniem. To raczej złośliwe markowanie padania mające  wygnać mła z ogrodu. Znów upojnie pachnę wanilią bo kumory się wściekli. W Alcatrazie po wczorajszym padaniu jeszcze bardziej duszno  niż na Podwórku, to pewnie dlatego że on wilgotniejszy.  Wyrywam trochę skrzypów i ociekam potem. Koty oczywiście towarzyszą ale wyraźnie ciągnie je w  kierunku  Podwórka, to tam rosną kwitnące  roślinki na których  można  się uwalić i kumorów jakby mniej.  Odpuszczam  Alcatrazemu i postanawiam dopieścić  Suchą - Żwirową, jednak  nie dane  jest mi długie ogrodniczenie. Mój sąsiad Maciek rozpoczyna poszukiwanie  "uciekniętej kotki". Jedna część duetu ABBA, blondyna, zniknęła z domu.  Niby była  konstrukcja z krzesełka , która nie pozwalała okna szerzej  otworzyć ale kota w domu  nie ma.  Rozkładamy suchą karmę, podidełka, nawołujemy.  Odzewu ni ma! No,  poza tym że Felicjan z miaukiem  rzucił się na suche  żarło. Kotka chowu klatkowego, może wyjdzie jak przestaną się ludzie  kręcić.  I tak zamiast ogrodniczenia mam popołudniowo - wieczorne kotoposzukiwanie  i domowe nasłuchiwanie kocich odgłosów.  Nasłuchuję miauków  różniących się od miauków moich kotów.  A zresztą wszystkie koty są nasze co było widać  podczas kamienicznych poszukiwań.

Na jutro zapowiadają ładną pogodę, taką w sam raz na ogrodniczenie.  Hym... postanowiłam odpuścić z tym planowaniem ogrodowych robótek.





P.S. Agnetha się przed chwilą odnalazła a konkretnie to o wpół do jedenastej. Maciek twierdzi że ona trenowała wyjście przed Nocą Sobótkową ( na szczęście brzuszydło po sterylce futerkiem obrasta, o ekscesach z potomstwem w tle nie ma mowy ). Skok z okna jej nie zaszkodził, nóżki nienaruszone, chodzi ładnie na żarło się rzuciła. Jutro jedzie do weterynarza na kontrolę, za karę rzecz jasna.

środa, 19 czerwca 2019

'Fiery Temper' - irys TB który urzekł Mamelona

'Fiery Temper' to starszawa wiekiem odmiana  autorstwa Keitha Keppela, zarejestrowana została w roku  2000, a rok później Keppel wprowadził ją do handlu . Trochę dziwnie  mi  pisać o tym że to irysowy staruszek  bo niczym nie ustępuje moim zdaniem wielu późniejszym odmianom o kwiatach typu bitone. 'Fiery temper'  dorasta do 91 cm wysokości, zaliczany jest do odmian kwitnących w środku sezonu  irysów TB.  Odmiana powstała w  wyniku skomplikowanego krzyżowania: siewka oznaczona # 92-83S: ('Night Game' x siewka oznaczona # 88-140A: ( ( 'Tomorrow's Child' x  siewka od Gatty oznaczona # K41-1: ( 'Show Biz' x 'Villain' ) ) x 'Gallant Rogue' ) ) X 'Romantic Evening'. W roku 2003 odmiana otrzymała Honorable  Mention, a w roku 2005 Award Of Merit. Mamelon zapałała do niego miłością od pierwszego wejrzenia, takiego żywcowego bo widziała kwitnącego 'Fiery Temper' w ogrodzie Ewy i Andrzeja. Przywlokła do Mamelonoison, posadziła  na tzw. zaszczytnym  miejscu i nawet długo nie czekała na kwitnienie bo z tego co pamiętam zakwitł w pierwszym roku  po posadzeniu.


wtorek, 18 czerwca 2019

Prawie bożocielnie

Odpoczywamy czynnie od  upałów i bardzo się spieszymy z tym czynnym odpoczynkiem bo ponoć końcówka  tygodnia ma być znów wysokotemperaturowa.  Jak na razie  to z powodu  upałów  przed terminem zakwitły u mła lawendy.  Rzecz jasna nie wszystkie na raz ale te pierwsze, wczesne odmiany. Najbardziej zdaje się z tej sytuacji zadowolone są pszczoły i trzmiele. Towarzystwo z pobzykiwaniem oblatuje krzoczki a ja opowiadam kotom o "bardzo złych pszczółkach co mają straszne żądła".  Szczęśliwie żądlący  oblatywacze lawend nie cieszą się wielkim zainteresowaniem kotów. No co innego te piękne motyle tak kusząco podlatujące pod sznupy, w tym wypadku brak nieustannych  polowań z naganką  owady zawdzięczają wrodzonemu lenistwu  kociambrów i mile pachnącym dokwitającym   kępom  goździków na których można uwalić  koci  tyłek coby należycie wygrzał się na słoneczku ( nie ma to jak  ugniatać kfiotki, taka kocia "praca" w ogrodzie ).

Poza tym kudy tam owadom do  nornic, myszków i  innych szczurków łażących po świecie. Jak na razie kotony zaprzestały znoszenia  trofeów  do domu, może podejrzewają mła o wyżeranie gryzoniowych zapasów w skrytości ( znaczy bez dzielenia się z nimi ). Obecnie  spiżarnia znajduje się pod jednym z samochodów na parkingu ( tym, który najrzadziej wyjeżdża ). Mam nadzieję że uda  mi się uprzątnąć gryzonie zanim sąsiedztwo poczuje że mamy  mysi zakład  pogrzebowy. Hym... dzwoneczki na szyjkach cóś słabo działają, moje bestie sieją zniszczenie zapewne  ku zgrozie co bardziej  doktrynersko nastawionych ekologów ( taa... tacy to tak na ostro do zwierząt domowych, jakby miasto, z miastową żywiną zawleczoną przed laty z Azji i Afryki tak  samo z  ziemi wyrosło a nie było czystą cywilizacją ).



W ogrodzie pojawiły się pleszki, dobrze że podczas fali  gorąca wywołującej  kocie lenistwo (  i nie tylko  kocie ). Prześliczne z nich ptoszki, intensywna barwa samczych  brzuszków stanowi prawdziwą konkurencję  dla kolorów naszego etatowego  papagaja, czyli sójki wizytującej często Alcatraz. Ciotka Elka i Gienia zachwycone że pleszki u nas pomieszkują, były jakieś  plany wyłudzenia lornetki od rodziny ale czym prędzej zaczęłam  ćwierkać że w takiej gęstwinie drzew podwórkowych to i tak ciężko będzie ptoszka zlokalizować i lornetka na nic im się nie przyda.  Taa... zaczęłoby się od podglądania ptoków a skończyło na podglądaniu  księdza proboszcza, znam ja te damy i ich nieustanną "ciekawość życia we wszelkich jego przejawach". Lornetka to ostatnia rzecz którą należy im dać do rąk! Szczęśliwie  nie opanowały dostatecznie obsługi komórek i tylko dzięki temu  nie oglądam migawek z życia rodziny i sąsiadów ( choć czasem cóś tam nagrają albo sfocą, zazwyczaj nieco kompromitującego nagranych  i sfoconych ). Jak już jesteśmy  przy kompromitacjach to Cio  Mary miała ostatnio rozrywkę, otóż mimo upału i innych niesprzyjających okoliczności przyrody jakaś  parka postanowiła się pomigdalić na dachach ciągu  garaży z których jeden należy do  wujostwa. Co też i gdzie też  ludzie nie czynią jak ich potrzeba najdzie! Cio Mary w trosce o stan techniczny dachu czym prędzej zażądała działań od  Wujka  Jo.

Wujek  Jo ze względu na upał nie był skory  do żadnych działań i oświadczył że jego osobisty garażowy dach  raczej  nie służy  za kopulodrom bowiem posmarowany jest masą bitumiczną,  która w tym upale się roztapia i nie jest tzw. środowiskiem sprzyjającym. Cio Mary oskarżyła Wujka Jo o sobkostwo i zadzwoniła do starszej sąsiadki  której garaż graniczy z garażem wujostwa ( Wujek  Jo miał rację - dach jego garażu wolny był od wolnej  miłości ). Sąsiadka, mocno starsza pani,  czym prędzej  wyszła na balkon ( na którym powstał  punkt obserwacyjny i stanowisko dowodzenia akcją )  i zawrzała gniewem bo to dach jej  garażu  był wykorzystywany niezgodnie z przeznaczeniem. Wujostwo bezczelnie  turlali się ze  śmiechu, kiedy słyszeli jak sąsiadka zawiadamia służby i ćwierka że parka niszczy dach jej garażu ( będący rzeczywiście w nie najlepszym stanie technicznym ) bo "To już trzeci raz to robią, pani dyżurny!  Nie , nie trzeci w ogóle, trzeci raz teraz.". Zdaje się że ten trzeci  raz "teraz" to była największe złoczyństwo. Potem było bujanie z dzielnicowym, teksty jak z kabaretu "Dudek" - Cio i Wuj ćwiczyli przepony. Pożytek z akcji  jest taki że dach kopulodromu ma być wyreperowany i posmarowany - a jakże - odstraszającą masą bitumiczną.





Teraz "ściśle ogrodowo" - na Suchej  - Żwirowej pościnałam ostatnie pędy irysów.  Po balu panno Lalu. Przede mną lipcowe sadzenie kłączy  i insze przyjemności ( kochane irysowe paczuszki ).  Wśród lawend wysiały się swojskie dziewanny i mak polny. Maczek niby kolorystycznie trochę nie tego ale co mi tam. Z moich uplanowań i zestawień barwnych i tak  nici bo rośliny kwitną jak chcą. Taka  malwa na ten przykład ani myśli czekać na kwitnienie ciemnoróżowych jeżówek, bezczelnie kwitnie teraz i to w dodatku nierówno, znaczy tylko jedna roślina pokazała kwiaty, reszta się czai. Gipsówka żyje ale zdaje się kwitnąć nie zamierza mimo tego że obchodzę się z gadziną czule, niemal jak do Szpagetki do wrednej bylinki zagaduję. Cium, cium i w ogóle. A tu - ciesz się  że  żyję, na kwiaty nie licz!

Za to zakwitł modrak sercolistny i w tym wypadku wszelkie problemy z zestawieniem barwy kwiatów nie mają żadnego znaczenia bo modrak kwitnie białymi kwiatami. Jest duży i silny, taki nie do przeoczenia. Pociesza moje ogrodnicze serce po zdradzie gipsówek. Zresztą nie tylko gipsówki zdradziły, jakoś nie mogę się doliczyć  krwawników.  To trochę dziwne  bo krwawniki pospolite Achillea millefolium to nie są żadne delikatesy, które wymagają całowania po listkach i pieszczot kwiatów o poranku. Ech, zawsze cóś! Jak nie wylatują rarytety to pospoliciaków  się nie mogę doliczyć. Takie zdziwności ogrodowe u mła zachodzą. Jutro planuję  postraszyć swoją osobą Alcatraz odłogiem leżący, mam nadzieję że temperatura nie będzie zniechęcająca.  No i że komary zachowają jakiś umiar, nie zaczną wyżerki straszliwej na  cielsku mła. Bo inaczej zostaje mi ucieczka w domowe  pielesze, do różyczków, świeczków  i  olejków komaroodstraszających.