Strony
▼
poniedziałek, 25 listopada 2019
Codziennik - jesienne ostatki
Ostatnie posty to były "wartościowe" i "przemundre" to teraz sobie mła poleniuszy i napisze o takim zwyczajniku co się u niej uzwyczajnia. No więc mamy jasność, ciepłość i w ogóle prądowy full wypas a zaraz będziemy mieli rachunki za te radości. Elektrowniane i zwyczajnie robocze. Lokatorów radośnie ucieszyłam info o podwyżce czynszu ( lepiej teraz niż przed świętami, podwyżka czynszu i ho, ho, ho to takie jakby dwuznaczne ). Co prawda moja podwyżka to blednie przy tej śmieciowej ale za nowe omiedziowanie po całości i domofonik in spe ( niestety musimy zrobić bo boimy się podrzutków śmieciowych, wszyscy moi sąsiedzi wykazali zrozumienie ) trza się długiem podzielić. Na szczęście za robociznę mogę płacić w ratach bo na zarąbiście drogi materiał było z uzbieranych pieniędzów przez mła. Mła zdążyła po robotach podwórkowych ( koparka, piasek, peszwy, czterech chłopów do zasypywania, hektolitry kawy i ogarnianie wyczynowe kotów ) posadzić wysadzone rośliny ( iryski, szałwie, rozchodniki i czyśćce - działo się ) i nawet wymyć te naszą dziadowską klatkę schodową ( w przyszłym sezonie wreszcie malowanie i naprawa ścian, w końcu będzie wyglądało mniej po łódzku ). Teraz przede mną rozmowa z ubezpieczycielem a właściwie ubezpieczycielką i negocjowanie nowej stawki ( jest nowa instalacja i dach po remoncie ). Tyle o spędzających mła sen z powiek sprawach kamienicznych.
Teraz o kotach. Szpagetka się pochorowała i leczenie zapowiada się na długie bo trza oszczędzać Szpagetkowe nerki. Choroba wzięła się stąd że madka kotów kupiła dla nich i dla kotów dochodzących wątróbkę kurzą. Wątróbka świeża i z dobrego źródła, dużo jej nigdy nie dostają ale madka chciała sprawić gadom przyjemność ( bo one wątróbkę bardzo lubieją ). Do łba madce nie przyszło że Szpagetka z Mrutkiem zrobią lotem błyskawicy tzw. słoneczny patrol i wyżrą co nie dla nich było przygotowane. Pochorowały się od tej ilości wątróbki oba ale Mrutek młodziak to nawet leków nie dostał, Szpagetka i starsza i dwa razy od Mrutka mniejsza ( a jak twierdziła Gienia obserwująca żarciowe złodziejstwo Szpagetka zeżarła więcej niż Mrutek ) to jest po podwójnej dawce leków, na diecie, na szczęście bez konieczności nawet bardzo lekkiego płukanka na wszelki wypadek. Oczywiście wkarw jest na madkę bo to przez nią a nie przez kocie łakomstwo. Mrutek protestował z powodu diety a Szpagetka protestowała bo lubi. W ostatnich dwóch tygodniach koty w ogóle dawały popisy. Najsampierw Mrutek postanowił pojeździć z koparkowym i wlazł do kabiny, zainstalował się i ani myślał wyjść. Jak Mrutek wlazł to Sztaflik też poczuła że powinna. Na szczęście koparkowy ma w domu koty, zrozumiał, wyraził współczucie i pomógł mi zanieść do domu porykujących protestacyjnie amatorów obsługi koparki. Potem był wstyd przy elektrykach.
Nasze kociambry zoczyły w Alcatrazie Ocelota 2 ze świtą i postanowiły wystąpić na ścieżkę wojenną. Ustawione na dachach szopek najsapmierw ostrzegawczo ryczały ( mła zapodała krótko electrician chief - "Bogurodzica" ) a kiedy w wyniku tego ryczenia dołączył do nich Epuzer ( wojska litewskie ) ruszyły do boju. Z naszej strony najbardziej oberwała Okularia, po stronie fabrycznych taki pręgowany szaraczek, który jest w fabryce od niedawna i dopiero ma być kastrowany w przyszłym miesiącu. Oczywiście odgłosy dobiegające z ogrodu to takie były że tylko TOZ wezwać. Po bitwie Mrutek i Sztaflik szczęśliwe jakby im kto abonament na śledzie zaproponował, Epuzer chciał żarła za "przyjacielską przysługę", Szpagetka wylizywała karczycho Okularii, która parskała ze złości ( "Jak bym dopadła tego Rudego Gnoja!" ). Po drugiej stronie siatki strażnicy skarmiali drużynę Ocelota 2. Taa... koteczki. Na zakończenie kocich opowiastek - madka odkryła że Mrutek jest wszystkożerny. Ukradł i zeżarł szwedzkiego sucharka z borówkowym dżemem. Jedyne co mu nie pasiło to brak serka mascarpone, który był rozsmarowany na drugim sucharku. Było "Madka dej sucharka z mascarponem, no dej!" Madka jest przerażona apetycikiem syncia, poszedł w Danusia i Laliego, nic z wytwornego niejadkowania Felicjana ( Felutek jadł tylko to co chciał, nawet jak to nie było dla niego, swoim żarełkiem, szczególnie tym prozdrowotnym potrafił gardzić ). Na fotach rekonwalescenty - Mrutek i Szpagetka.
Poza kocio i poza domowo to mła pogubiła się w politycznym teatrum i na razie jest na etapie oglądania farsy w której nie wie kto jest zdradzanym mężem a kto niedowidzącą żoną. Snu jej to z powiek nie spędza bo tzw. niewidzialna ręka rynku za jakiś czas zmieni nam obsadę przedstawienia. Mła ma tylko nadzieję że nie będzie wystawiana tragedia. Dziś wieczorkiem mła ma się zamiar ukulturalnić w towarzystwie Mamelona i kto wie czy nie Słąwencjusza, najmłodszej sister i jej boyfrienda ( ksywa "Gorsecik" ale nie ma się z czego śmiać bo leczenie kręgosłupa w Cebulandii to igranie z losem ). Idziemy do kina na nowy film Scorsese, podobno kawał dobrego kina ten "Irlandczyk". Młą się należy bo mła nadal pracuje nad mebelkami i nawet zaatakowała szwagra w sprawie meblowej ( patrzał na nią z obrzydzeniem, czemu trudno się dziwić bo właśnie był przejazdem w drodze z roboty w której uskutecznia renowację organów i ma drewnowstręt poroboczy ). Mła jednak zajadle krążyła wokół tematu, jedno co ją powstrzymywało od naprawdę namolnego meblonudzenia to konieczność zapłacenia za opał na zimę i dług lekstryczny. To u mła studzi chęć natychmiastowego mebloróbstwa ( do którego niestetyż kaska jest potrzebna ). Spokojnie, mła się odkuje i wróci do tematu a na razie będzie robiła co może w tzw. zakresie własnym.
Mła zakończyła też tegoroczny sezon leśny, bywszy w lesie z Mamelonem i Sławencjuszem i upolowawszy dwie gąski siwki. Jednak lasy zasypiał i nie trza go było budzić. Troszki tylko pochodzilim i zrobiliśmy nawrotkę. Fotki leśne są i płucka z lekka przewentylowane i zdziwności zapamiętane. Bo listopadowy las to całkiem insza bajka, wyrastają rośliny których istnienia mało kto jest świadomy, różne takie tajemnicze grzybki robiące dywany, zdziwne porosty, które najprawdopodobniej rosną sobie przez cały rok ale w listopadowym na wpółśpiącym lesie przykuwają wzrok i zdumiewają paletą barw.
Mła przeżywa fascynację bo las pokazał jej coś nowego, taką ukrytą twarz. W Polszcze do lasu podchodzi się merkantylnie, a to jagódki a to grzybki - odwiedza się las w sezonie zbiorów. W listopadzie obecność ludzi w lesie jest prawie żadna i dzięki temu można zobaczyć całkiem inny las, choć wyjeżdża się do niego pod pozorem zbierania grzybów, he, he, he. W takim lesie zwierzęta są mniej płochliwe, grzyby nieznane i tajemnicze a zapach intrygujący. Poniżej zamieszczam fotki lasu zdobywającego dawne ludzkie siedziby, bezczelnie przyznam że ten las zdobywczy i nieco groźny napawa młą nadzieją. Może się uda i nie ukatrupimy wszystkiego ( hym... Matka Natura nas ukatrupi a potem na nas zarośnie i tylko sumaki obce lasowi będą świadczyły o naszej w nim kiedyś tam obecności ).
Masz Ty się z tymi kotami :D Zdrówka im życzę a Tobie cierpliwości. Super zdjęcia.
OdpowiedzUsuńTeraz chorują te co się wcześniej nie załapały. Tylko przeziębienie sobie wybrały zamiast zatrucia. :-/
UsuńA ja tam lubię twoje mundre posty! Człowiek ma okazję trochę kultury nabrać :-) Twój post ocieka pochmurną jesienią, ale nad wyraz jest uspokajający. Podobają mi się te porosty. Mam takie na jednym konarze śliwy i jak już niczego nie ma w ogrodzie do focenia, biorę obiektyw makro i je niepokoję.
OdpowiedzUsuńE tam, kultury. Kulturki co najwyżej bo mła jest średnio kulturalne ( hym... tak naprawdę to trochę mniej niż średnio ). U nas dziś z pogodą lepiej ale wczoraj był paskudny listopad, mgielny i wilgotny. Dzień z wczesnym mrokiem. Łeee!
Usuńa to z tła taka bardziej Baronowa Krzeszowska ;P
OdpowiedzUsuńtera już mi się puzzle poskładały skąd u tła takie nieczęste somsiedzkie zażyłości ;P
listopad i grudzień należy przespać a w okresie świątecznym najlepiej się zdematerializować.
ale, ze wontrupka ? moje wprawdzie nie lubio ale nigdy z okazji świeżyzny nie chorowały.
Ty się zając śmiej z tych Krzeszowskich i somsiedzkich! Zobaczysz, zobaczysz! Jeszcze nie wiem co ale zobaczysz! ;-)
OdpowiedzUsuńWątróbki było za dużo, a nawet polędwica wołowa w nadmiarze szkodzi ( czego niestety nie jestem w stanie sprawdzić osobiście ze względu na cenę onej ). Od wczoraj jakby lepiej pogodowo ale ogólnie to jest dodupnie. :-/
ja się nie śmieję, ja podziwiam :D mamy w planach wynajmowanie domu nad Ołszynem i najbardziej w tych planach przerażają mnie kontakty miedzyluckie.
OdpowiedzUsuńmoje nie takie delikutaśne, mrożone, mielone mięso wołowe z Lydla musi starczyć, codzienna, poranna dawka.
Kontakty wszelakie so niebezpieczne, drucika nie można wkładać bo porazi. ;-D
UsuńU mła kotony żro trzy razy dziennie ale so za to grymaśne ( wszystkie oprócz Mrutka, ten zjadłby nawet miskę gdyby dała się nadgryźć - troszki utył ostatnio, mła zauważyła że cóś ciężko się jej go podnosi ). Słońce mamy, od razu lepiej! :-)