Strony

sobota, 29 lutego 2020

Po styczniu, po lutym, po zimie...


Mła  mimo  chęci ogrodowania  musi  siedzieć  w  domu. Po   pierwsze to  aura  ogrodowaniu  nie  sprzyja a  po  drugie  mła  czuje  że  posiada tzw.  korzonki  w  stanie   z  lekka  zapalonym. Troszki  ją  pobolewa   i   nie  chciałaby żeby  troszki  zamieniło  się  w  bardziej.  W domu  zajęcia  z  kombinowania  z  wakacjami, bo raz to  mła ma problem  samolotowy, dwa ona  jak  ona  ale  Mamelon to  lubi podłapać co  modniejszego  wirusa.  Co  prawda  Mamelon  może  go  podłapać  na zakupach  w  sklepie osiedlowym ale kto  wie  czy    ten  przywieziony nie   będzie  lepszej  jakości, lepiej  na  zimne  dmuchać bo Mami  wszelkie infekcje  przechodzi   z  przytupem. No  więc  siedzimy, śledzimy  i  uzgadniamy terminy co  idzie  nam  ciężko bo  do  tanga   to  w  naszym  przypadku  trza  więcej  osób.  No  i  się  wnerwiamy  "bo  już  witałyśmy  się  z gąską" a Mamelon  to   konkretnie  z  krewetkami . Zawsze  to  dodupnie  jak  się  człowiekowi plany  sypią a plany  wypoczynkowe  się  sypiące  to  w  ogóle  kaszana  po  całości. Mła  z  tego  wszystkiego aż  sobie  pocieszkę  ( zdjątko drugie  poniżej ) musiała  nabyć  za  całe  7  peelenów, tak  ją  gryzła ta  kołomyja  wakacyjna. Ona  już  łaziła  i  zapach  gelsomino  wdychała, tarroco kilogramami  jadła, moscato  w  stosownych  ilościach  spijała a  tu  dupanda.  Urlaub będzie  miała  krótszy i  z  obostrzeniami co ją łagodnie  do  świata  nie  nastraja (  Mamelon  jest  wnerwiona w znacznie  większym  stopniu  niż  mła, czemu  nie  należy  się  dziwić ).



Mła  się  przyzna że  nie przepada jakoś  specjalnie  za wypędzonymi   pierwiosnkami "niskopodłogowymi".  Pierwiosnek  bezłodygowy  Primula  vulgaris  w  wersji  marketowej, zwanej    mało  elegancko  oczojebną ,   to  nie  jest   akurat  to  co  kojarzy  jej  się z wiosennymi  radościami  ogrodu.  Te  olbrzymie kwiaty, znacznie  większe  niż posiadają porządne  ogrodowe  pierwiosnki,  rażą mła  swoją  sztucznością. Coolorki  też  najczęściej   są  agresywne  bo  pewnie  takie  są  pokupne. Mła  postanowiła że  po  kwitnieniu  podzieli swoje  bezłodygowce  i  posadzi  je  w  gruncie.  Może z czasem zaczną  przypominać zwyczajne a nie pędzone pierwiosnki  ( o  ile  żywota  nie  zakończą  jak  to  się  zdarza marketowym  wypędkom ).   Może  coolorek  w  gruncie będzie  bardziej  subtelny? Kto  wie?




Ciemiernikowo nic  nowego  się  nie  dzieje, zimne  noce  nie  sprzyjają  rozwijaniu   się  kwiatów.  Kwitnie  to  samo  co  kwitło  w  zeszłym  tygodniu. Pojawiły  się  co  prawda  pąki  nowych  siewek  rosnących wśród  kępek  konwalnika 'Nigrescens' ale  potrzeba  przynajmniej  tygodnia żeby  z  nich  się  rozwinęły kwiaty. Cyklamenowo  to  mła  miała  chwilę  wielkiego  zazdraszczania, zajrzała  była  bowiem  wirtualnie  do  ogródka  coolegi  Sonaja  a tam  po  prostu  cyklameny  dokładnie  takie  jakie  jej  zdaniem  być  powinny.  Nie  jakieś  tam  pojedyncze  kfiotki  rozsiane   na  dużej  przestrzeni  jak  to w  Alcatrazie  ma  miejsce, tylko zwarte  kępy, cała  masa  kwiatów.  Zazdraszczanie  mła po  oblookaniu  takiego  cudu  ogrodniczego  mało  co  a przeszłoby  w  fazę  zaprawionej   żółcią  zawiści a  wiadomo  że od  tej  fazy  do  chęci  uzbrojenia się  w  szpadelek i  wykonania  napadu  na  cudzy  ogródek jest niebezpiecznie  blisko. No  cóż, pozostaje  mła  zadowolić  się tym   co  jej  cyklamenowego kwitnie .


Z uprawą  cyklamenów  w  Alcatrazie  może nie jest  optymalnie  ale jakoś  jest, natomiast  tegoroczne  krokusy    jakością kwiatów  mła nie  powalają.  Pomijam  że  szybciej  zakwitły  te  w  gruncie  niż te  uprawiane na  parapecie,  to  wszystkie  te  kfiotki, Panie  tego, jakieś wypsiałe  takie, chudziuteńkie. Zdziwne  to  troszki  jest  bo  takie śnieżyczki  przebiśniegi  wylazły całkiem  porządne, kwiaty  wymiarowe (  nawet  jeden   kfiot  Galanthus  elwesii się wziął  i  pokazał ) i długo kwitnące. Nie  wiem  czy  to  deszcze, czy  zbyt  wilgotna  dla  cebul  gleba ale  tzw.  krokusy  botaniczne są  cieniem  samych  siebie. Oj, nigdy  nie  można   mieć  wszystkiego! W  roku  w  którym  siewki  cyklamenów pojawiają  się  co  i  raz  wśród opadłych  liści  kasztanowca, krokusy są  mało  udane.  W  Alcatrazie i  tak  z  kwitnieniem  krokusów   nie  jest  jeszcze  najgorzej, w  ogrodzie  Very  łany  krokusów  zostały  po prostu  rozmyte przez  intensywne  opady. Mam  nadzieję że  u  mnie  deszcze będą  raczej    z tych kapuśniaczkowo nieustannie  padających  a nie wodogrzmotowe. Przeca cały  sezon  wczesnowiosenny cebulowy  dopiero  się  zaczął. Zresztą  nie  tylko  kwiatom  roślin  cebulowych  gwałtowne  deszcze nie  służą, drobnica  bylinowa też  się  rozmywa kiedy  z  nieba  leje  z  siłą  wodospadu albo  tylko  pada  solidnie  ale  za  to  długo. Wiem, marudzę, deszcz  jest  naprawdę potrzeby  ale ogrodnicy  już  tak  majo że  sobie  lubio  powybrzydzać.




Koty  przyszykowane  już  do  wiosny, czarnule  tak  niegrzeczne że nawet  nasze  kamieniczne  psy  się  przed  nimi  salwują  ucieczką. Okularia  usiłuje  odbijać kawalerów  Mrutkowi  czego  skutkiem  są  scysje Mrutiego  z  przyjaciółmi.  Ostatnio  Mruti  co  prawda pokłócił  się  z  Pasiakiem  nie  o  względy  Okularii a o   kawałek  słoninki wywieszonej dla ptoszków w grudniu, kiedy  jeszcze  myśleliśmy że  będziemy  mieli  cóś  na  kształt  prawdziwej  zimy. Nie  chodziło  o  to żeby  słoninę zeżreć  ( zarówno  Mrutek   jak i  Pasiak  brali ten  kawałek  świninki  do  paszczy  z  wyraźnym  obrzydzeniem ) tylko  o  to  żeby  ją  posiadać i  afiszować  się  z  tym  posiadaniem.  O  prestiż  znaczy  poszło. Mrutek  po  tych  nieudanych próbach  zagarnięcia ochłapu  (  Pasiak okazał  się  być  bezczelnym  kocurem ) naprawdę  solidnie się  obraził - Pasiak  za  oknem  prosząco się  wydziera  a  Mrutek  udaje  że  nie  słyszy  i  ani  myśli  wyjść   do  kumpla. Złośliwie   siedzi  na  wewnętrznym  parapecie  za  zamkniętym  oknem  i  patrzy  przez  przezroczystego dla niego Pasiaka, celowo nie  widząc  jego  póz  zachęcających.   Ignorowaniem  Mrutek  postanowił  Pasiakowi  pokazać jego  miejsce. Faworyzuje  za  to  niejakiego  Pysia i Ocelota  2. No  a  Epuzer  to  w  ogóle  inna  bajka bo  Epuzer jest  wzorzec męski, znaczy  samczy. Teraz kocie  fotki. Najsampierw  ogrodowe.  Na  pierwszej  poniżej Szpagetka  wykryła  szkodnika  bukszpanowego ( niestety, będzie  oprysk  bo  inaczej  się  nie  da ). Zwróćcie  uwagę na  wściekłą minkę ( właśnie  przygotowywała  się  do  ataku  na  Sztaflika -  atak  rzecz jasna  z  rykiem "Mamo  ratuj, biją  Szpagetkę!" -  jej  stary  numer, zawsze  jak  atakuje  to  ryczy  że  to  ją  biją ) i  najmodniejszy  fason  ogona "na lwa" (  ci  którym  ogonek  Szpagetki  przypomina  szczurzą końcówkę  będą  mieli  wysyłane  złe  fluidy ) .


Teraz  Mrutek  robiący  słoneczny  patrol i  lokalizujący Okularię (  hym... jeszcze  jedną przyczyną nie najwyższej  jakości  krokusowych  kfiotów są  rabatowe zabawy Mrutiego  z  Okularią ).



A  to  Mruti  i  Sztaflik  próbujący wyłudzać  żarcie , na pierwszym zdjątku  poniżej  pierszoplanową osóbką kocią jest  Sztaflik  a  Mrutek  udaje że nie  interesuje  się  krokusami ( czytaj  kocią  trawką  ).  Na drugiej  fotce  poniżej Mruti na  lewo   Sztaflik  na  prawo, po  wyłudzeniu. Aha, Mrutek  przesyła  Madce Tymczasowej Beni pozdrówka  z  buniolami i  zapewnienia że zachowuje się  jak  ten  anioł. No  dobra, czasem  jak  upadły  anioł ale  taki  o  złotym  sercu.


środa, 26 lutego 2020

Ciemierniki, ciemierniki!


Ech, jak  to  się  wszystko  zmienia! Jeszcze nie  tak  dawno  mła zawzięcie  polowała  na   odmiany  ciemierników o  zwiększonej  liczbie  płatków.  Jakiekolwiek  to  by  płatki  nie  były. Mła  nie  oglądała  się  czy  one  bardziej  kształtu  okrągłego  czy  trójkątnie spiczaste, liczyło  się żeby  kwiat  ciemiernikowy  był płatkami  należycie  wypełniony.  No  i  coloor  się  liczył, coloor  przede  wszystkim. Jak  już  na  Ciemiernikowszczyźnie  sporo  ciemierników  pełnokwiatowych  zaczęło   rosnąć to  we  mła  się  wybrzydzanie wzięło  i  zalęgło. Płatki takie majo  być  a  nie  inne, takie  a  takie  ma  być  ich  ułożenie i  w  ogóle trza  zrewidować stosunek  do  pełnokwiatowych  odmian. Później  przyszła  fascynacja ciemiernikami  o  kwiatach  w  typie  daliowym   i  anemonowym.  Jeszcze  się  utrzymuje  ale  mła  cóś  czuje  że to  ostatnie  podrygi  owego  zauroczenia. Bo  dziś  dla  mła ważna  zrobiła  się  wielkość  kwiatów   i  obfitość  kwitnienia. Co jej  tam  po pełnokwiatowych  odmianach  skoro  nie  kwitną one  aż  tak  spektakularnie  jak nówki o  kwiatach  dochodzących  do  10  cm  średnicy albo  te  obsypane  do  niemożliwości drobniejszymi  kwiatami.   Oczy  rwie i w  ogrodzie takowych  cudów  przeoczyć  się  nie  da!



A pełnokwiatowe, choć  cudne  i  urodne  jakoś  w  warunkach  Alcatrazu aż  tak  obficie  nie kwitną. Sa  przedwiośnia  kiedy  zdarza  się że kępa  ciemiernika  o  pełnych  kwiatach kwitnie    solidniej  ale  na   ogół nie  są  to  kwitnienia  powalające ilością wyprodukowanych   kwiatów. Zresztą  sami  zobaczcie -  powyżej  macie  na  fotkach urocze  kfiotki  ale  sama  kępa  na  zdjątku  poniżej  nie wygląda  szczególnie  imponująco. Jej  kwiaty ( na szczęście nie  są  z  tych  smętnie  zwisających )   osiągają  jakieś   5 - 6 cm  średnicy.


Roślina na  fotce  poniżej   produkuje  nieco  większe  kfioty  ale za   to  po  roku  siedzenia  w   gruncie ma  tylko  dwa    pędy. No, tempo  wzrostu i przyrostu  cóś  nie  powala, oględnie  pisząc. Jak  na  razie  ten  ciemiernik  to  bardziej  odmiana  fotkowa  niż  ogrodowa. Przy  okazji, zwróćcie  uwagę  na  Mrutiego, który  miał  wczoraj  urodzinki ( Piesa  doniosła bo  się  wywiedziała  od  Beni czyli  Madki  Tymczasowej ). Mrutello obserwował  Pasiaka , któren  się  do  niego  był  umizgiwał   mimo  obecności  mła  w  ogrodzie.




A na  fotkach dwóch  powyżej  i  jednej  obok są  cud  urody  ciemierniki które pojawiają  się  u  mnie  corocznie  i  dają  obfity  samosiew. Nabyte  w  miejscach  różnych  jako  ciemierniki  orientalne ( tak  po  prawdzie to  Helleborus x hybridus ) co  roku  cieszą  oczy  i  nie  wymagają  specjalnych  zabiegów. Poniżej  migawki  z ogrodu  Mamelona, u  niej  zakwitły już  HGC po  całości.  Piękna  'Lem 100' Madame Lemonnier' i ' Prince Red'. U mła w Alcatrazie kwitną głównie  wcześniejsze odmiany (  przedostatnia  fotka )  ale powolutku  i  jej później  kwitnące  HGC pokazują  pąki. Mła  nie  tai  że  marzą  jej  się  łany  z  tych  ciemierników. Mamelonowi  też   się  marzą. Sławencjusz  wzdycha, on  już  czuje  że mimo  wczesnej  pory kroi się  wyprawa  do  szkółki.




poniedziałek, 24 lutego 2020

Marsjanie uprowadzają zwierzęta domowe czyli świat w okowach paniki



Jak  wiecie  drogie Blogoczytaczki  i  drodzy  Blogoczytacze ulubionym  powodem do  paniki  dla  mła   są  wiosenne  przymrozki w  kwietniu, sytuacja  naszej  energetyki  oraz  postępujące  od  lat  stepowienie  kraju. Wszystkie insze strachy  nie  mieszczą się w zjawisku  pod  tytułem  panika. Rządowe ustawki, opozycyjne  gierki, teatrzyk wystawiający   przedstawienie "Polityka  dla  mas i intelektualnie sprawnych inaczej" kręcą  mła  tyle  o  ile, tzn. mła  jest  świadoma że  tak  naprawdę  wszystkie  primadonny  i  inne  primabalerony politycznego teatrzyku   pograją  sobie   na  tyle  na  ile  będzie  pozwalała  im  cena  chlebka  i  cena czegóś  do  tego  chlebka. Jak   będzie  za  wysoka   to  publiczka zdejmie  przedstawienie  i zażąda zmiany  obsady albo żeby  było  weselej,  wystawienia inszej  sztuki. Mła  się  czasem populta kiedy  aktorzy  teatrzyku  zaczynają  wierzyć że  oto nie  grają  a są   Juliuszem  Cezarem, Hamletem  czy Henrykiem IV na  łowach, ale  w  głębi  duszy  mła  wie że  tylko  para   z  niej  ujdzie  bo  dla  przedstawienia  nie  ma  to  znaczenia.  A  nie ma  dlatego że cud rozmnożenia  chleba w  Kafarnaum  jest tak  naprawdę nie  do  opanowania przez  politycznych mimo tego że  są oni od  podaży i popytu  na  chlebek zależni.  Polityczni jak  niby opanowują mnożenie  chlebka  to  zawsze  na  krótko i  to  żaden  cud  bo  odbywa się  czyimś  kosztem. Niestety  wiara  w  to że  się  jest  Juliuszem  Cezarem przedstawieniu nie służy, kończy  się  szkodami  dla  widzów, teatrzyku oraz wszechświata i dlatego  wszelkie  przejawy  podejścia  do  granej  postaci  w  stylu szkoły  Stanisławskiego powinny  być  natychmiast tępione  przez  inspicjenta  i  suflera. Dla  dobra  przedstawienia. Wracając do paniki, mła  znaczy spektakl  polityczny ogląda, nawet  przeżywa ale  ciągle  wie  że to  nie jest  tak bardzo naprawdę. a  jak  nie  jest  naprawdę to  panika  nie ma  się  gdzie  zaląc. Może lekki straszek co najwyżej i to  taki ustępujący fali  wkurzenia.



Za to mendia  usiłujo  mła straszyć na poważnie. Współczesne mendia  cóś nie  lubio myślenia, one  się  trochę  robią  jak  ten  teatrzyk. Emocje, emocje i  jeszcze raz  emocje. Nieważne  czy  to  co je  wywołuje  ma  podstawy  w  faktach  czy  nie, przekaz  ma  być  emocjonalny. Jak polityk  wygłosi  przemówienie  wyciskające  łzy z ócz  to  mendia  będą  z   nim  płakać zamiast  odrzeć  je  z  emocji  i  przedstawić "na  czysto", bez  szumów  uczuciowych. Jak  młodziutka  aktywistka walczy  w  słusznej  sprawie to  mało  cóś  głosów że słuszność  sprawy nie  usprawiedliwia  w  niczym wciągania dzieci w politykę. Mła z  doświadczenia  wie że  każda indoktrynacja  dzieci  jest  zła, każda. Wychowanie  a  indoktrynacja    to  nie  jest  to  samo, Hunwejbina się  nie  wychowuje do  samodzielnego  bytu tylko  indoktrynuje  w  określonym  celu. Niestety  prawdziwe jest to że  każda  słuszna  sprawa  w  którą angażowano  dzieci okazywała  się  wielkim  ludzkim  syfem.  Mła to  wie  a  mendia  jakoś  nie  chcą  wiedzieć i  grecizm  się  szerzy  zamiast  myślenia.   Emocje  po  raz  kolejny a  nie  choćby cień  próby  intelektualnego  zmierzenia  się  z  tematem. Tylko czekać aż się wytworzy antygrecizm z jakimś inszym cudownym dzieckiem, z bezmózgą emocjonalnością w tle. Obecnie na  tapecie mamy  zarazę.  Mendia  kwiczą ze  szczęścia -  dyskretnie  wplecione  fake  newsy, dane  z  dupy, słuszne  skądinąd  podejrzenia  wobec  chińskich  władz przeplatają  się  z  informacjami typu "wymarli  wszyscy  oprócz  naszego  korespndenta", zdroworozsądkowymi zaleceniami  WHO, rzetelnymi  statystykami. Mój  boszsz... to  nie  przypomina w  niczym normalnego  obiegu  informacji, to  natłok info bez  selekcji podawany  ludziom  z  których  większość  tej  selekcji  sama  z  się  zrobić  nie  umie. Mła  to  zaczyna  przypominać  horror ale  nie  ten  zarazowy  tylko  ten  o niebezpieczeństwach  epoki  informatycznej. Mła  czeka  kiedy  mendia  głównego  nurtu  zapieją że  Marsjanie  uprowadzajo zwierzęta  domowe, to  będzie  dla  niej  znak  że  należy  się  odciąć  od  sieci, wynieść do lasu  i  żyć  zbierając  runo leśne i  polując  na  myszy.



Dzisiejszy wpis jest ozdobiony karnawałowo, wszak to ostatki. Włoski artysta Giandomenico Tiepolo ( 1727-1804 ) był jednym z dziewięciorga dzieci wielkiego XVIII-wiecznego mistrza weneckiego, Giovanniego Battisty Tiepolo ( 1696-1770 ). Pierwszą połowę życia spędził u boku ojca, ucząc się rzemiosła. Gdzieś tak po roku 1770, kiedy jego ojciec zmarł w Madrycie, sztuka Domenico stała się wyjątkowa, szczególnie dzięki trzem wielkim seriom lawowanych rysunków piórkiem. Za arcydzieło uchodzi "Divertimento per li regazzi" ( "Rozrywka dla dzieci" ), znany również jako seria "Punchinello". Cykl składa się ze 104 podpisanych i ponumerowanych stron (oraz strony tytułowej przechowywanej obecnie w Muzeum Sztuki Nelsona-Atkinsa w Kansas City ). Powstał w latach 90 XVIII wieku, opowiada o życiu Punchinello, garbatego ktosia z długim nochalem, postaci rodem z commedia dell' arte. Punchinello było inspiracją dla brytyjskiej postaci marionetkowej Punch, z duetu Punch i Judy.

sobota, 22 lutego 2020

Codziennik - umęczliwy zakupownik

Dzisiejszy  wpis   jest  taki  dupo -  Maryniowy ale  trza odpocząć  po  watykańskich wnętrzach.  Mła  powróci  w  nim  do  tradycyjnych narzekań  (  robi  się  zrzędliwa  ).  Ostatnio  narzekała  na  ten  temat  cóś  tak   jesienią, dziś  robi  kontynuację.  Mła   miała ostatnio  stres  zakupowy musiała  bowiem  zakupić ciuchy.  W  przeciwieństwie  do większości  swojej  pci mła jest  abnegatką jeśli  chodzi  o  ubiór.  Mamelon  jest  zdania że mła nosi  upiór a  nie ubiór a  to  w  końcu  przyjaciółka  odsercowa  jest. Mła  stosuje  prosto zasadę - trza  nagość  przyodziać ale  szafy  nie  zabublać.  Dlatego  ma  rozsądną (  jej  zdaniem )  ilość  ciuchów  pranych  w  kółko i   noszonych  do  zdarcia.  Niestety  raz  na  jakiś  czas  trza  uzupełnić  garderobę  i  to  jest  ten  stres. Nie  dość  że  wydatek na  rzeczy  które  jakoś   mła  specjalnie  nie  cieszą ( no dobra, jestem  dziweląg ) to  jeszcze  to  mierzenie, latanie  po  sklepach i  w  ogóle.  Od  pewnego  czasu  na  szczęście  rozmiary mła  jakoś  nie  rosną ale to  wcale  nie  znaczy że  kupienie  ciuchów  na mła  to  bułka  z  masłem. No  i  te  pożal  się  boszsz ciuchy! Toż  ten fast fashion  to  chłam  nad  chłamy, mechaci  to  się  jeszcze  wisząc  na  wieszaku. Zabublacz  puszek  na  śmieci totalny (  chyba  trza  to  wrzucać  do  plastików ), dobrze że  do  ludziów  dociera co  to  za  syf i dlaczego  trza  z  tym  walczyć. A  ceny  tego  badziewia?! Księżycowe  w  stosunku  do  jakości  i  wykonania. Na  szczęście  mła nie  ma  uprzedzeń do  ciuchlandów  i  bardzo  ceni  sobie  osiedlowy  lumperion.



Jednakże  w  tym  roku  nabywszy  tzw.  nówki  sztuki  nieśmigane  w  sklepie bo  w  lumperionie  akurat  asortymentu  nie  było (  jakaś  posucha na   jej  ulubione  kamizelki ). Mła  jest  fanką  kamizeleczków albowiem  one  spełniajo  role  dwojaką: mniejszą  czyli  maskujo te  wszystkie  wypukłości  których  jest   aż  nadto, większą czyli  chronio  krzyż  i  nereczki  mła  coby  ich  nie  zawiało (  mła  ma  na  tym  punkcie  fisia ).  Mła  bez  kamizeleczków  nie  wyobraża  sobie  ogrodowania, podróży, spacerków w  nie  taką  pogodę, no, kamizeleczka  musowo  jej  potrzebna.  Potem  trza  było kupić   t - shirty, rzecz  jasna  na  dziale  męskim bo  te  babskie  to  nie  dla  mła (  babskie  co  na  jej  cycki  pasujo to  są  straszne  wory, natomiast  męskie  wzniosą  się  gdzie  trzeba  i  przylegną  gdzie  trzeba ).  Na  szczęście  te  męskie  podkoszulki majo  coolory różne i   różniste  i  nie  występują  tylko  w  wersji ciemny  jak  pył  węglowy  macho  znad  Wisły. Dzięki Najwyższemu  Najszywszemu za serię  dla  wesołych  chłopców  lubiących  wszystkie  coolory, mła  dzięki  temu   nie  będzie wyglądała  jak  zardzewiały  pancernik.  Po t -  shirtach  przyszedł  czas  na  butki (  dwie  pary  na  sezon, mła  jest  twarda  mimo  skomleń   Mamelona w  temacie obuwniczym ).



Tu  mła posłużyła  się  netem i  nabywszy tą  drogą  tradycyjne skórzane  trepki (  nie  drewniaczki  ale  w  tym  guście ).  Po  nabyciu   owych  uznała  że  spełniła  łobowiązek  i  dosiadła  się  do  Mamelona  coby  zmusić  oną  do  zakupu  plecaka spełniającego  wymagania  linii  lotniczych  a  jednocześnie  pakownego (  znaczy  takiego, w  którego wnętrze  wepchamy takie  cuda że  przeszukującym  bagaże  w  strefach bezpieczeństwa  lotnisk  oczy  zbieleją i  drgawek  dostaną -  Polka  potrafi! ).  Kupienie  cud  plecaka tyż  proste  nie  było  i  Mamelon jeszcze  długo  po  wyjściu   mła  przeszukiwała  stronki  w  nadziei  dopadnięcia  onego.  W  końcu  dopadła  choć po prawdzie   plecaczek  tak  na  granicy  wymiarów. Mła  strasznie  tymi  zakupami  zmęcona, pewnie  dlatego że ona  ich  robić  nie  lubi.  Dwa  razy  do  roku  to  jest  absolutne  maksimum  tego  co    może  znieść. Mła  zakupowo  necą insze rzeczy ale  przy  tych  innych  zakupach  nie  wypocznie  bo ni ma  na  nie  kasy. Ma  za  to  czyste  sumienie  bo ratę  zapłaciła  lekstrykowi (  uff, ponad  połowę  kasy  już  wpłaciła, od  razu  jej  lżej ) i  różne  insze  rachunki.  Teraz  mła  zostaje  zbieranie kaski  na  Sycylię, bo  już za  troszki  mła leci  na  wyspę gdzie  zamierza   się odstresować  pod  wulkanem i  z  zarazą  w tle.



W  związku  ze  zbliżającą się  podróżą  mła  rozpoczęła  intensywne  szkolenie  kotów  na  okoliczność  przebywania z  Cio   Mary - grzeczność  ma  być  po  całości  a  Epuzer i  Pasiak (  nowy  lover  Mrutka ) majo   być  przyjmowani tylko na  parapecie  zewnętrznym (  Pasiak ostatnio   usiłował podlać  lodówkę  feromonami, są  granice  mojej  tolerancji  dla  gości  naszych kotów ).  Z  tymi  naukami  różnie  bywa  bo  Szpagetka  znów  zrobiła  się  z  wiosną  nadchodzącą  cóś  krnąbrna. Np. taka  sytuejszyn -  leży  na  pleckach na  moich   kolanach  i  mruczy, mła  usiłuje  wytrzeć  jej  zamknięte oczki ze "śpiochów".   Błyskawiczne uniesienie  powiek  i  słyszę  jak  Szpageton  mruczy grożąco  "Ghhhrrrr Dupppha".  Ćwierkam  do  niej  że  paprochy  z oczków  wyjęłam  a  ona pokazuje  zęby.   Nie  z  warczeniem  i  prychaniem  ale  tak  żebym  wiedziała że  są.  Mła udaje  że  się  tym  nie interesuję  i błądzi  wzrokiem  po  ścianach  albo  w ekranie  kompa.  Po  chwili  czuję  jak  kociambra wbija pazurki  w  podtrzymującą  ją  rękę (  akrobacje  w  tym  celu  musi  uskutecznić  ale  co  to  dla  niej ).  Postawiona  na  podłodze  "za karę"  szybko  wylatuje  na zewnątrz  coby  Pasiaka  zaprosić  na  salony. Pasiak  przychodzi no  bo  Szpagetka  wręcz  go  wpycha,  Okularia  ze Sztaflikiem  natychmiat  szaleją a  Mrutek  wyje (  dosłownie )  ze  szczęścia!  A  mła  tylko  "śpioszki" chciała  usunąć! O  sprzątaniu po  Pasiaku jej  się  nie  śniło.



Dzisiejszy  wpis ozdabiają prace  Williama  Dobella, który  wielkim  artystą  był. A  w  Polszcze on prawie  nieznany. Sir William żył w latach 1899 - 1970 i był Australijczykiem. Urodził się bez tego Sir, w Cooks Hill, robotniczej dzielnicy Newcastle w Nowej Południowej Walii w Australii. Jego ojciec był budowniczym, miał pięcioro rodzeństwa. Ot, zwyczajna rodzina z kolonii. No ale William zwyczajny nie był, nie dość że artysta to jeszcze kochający inaczej. Z jego pracami tyż prosto nie było, niby w duchu angielskiej klasyki portretowej ale zarzucano mu - uwaga, uwaga! - karykaturalizację portretowanych. No bo portret piąkny ma być, jak wiadomo. Dziś jest uważany za jednego z najwybitniejszych artystów Australii i okolic i za jednego w wielkich portrecistów XX wieku.