Dzisiejszy wpis jest taki dupo - Maryniowy ale trza odpocząć po watykańskich wnętrzach. Mła powróci w nim do tradycyjnych narzekań ( robi się zrzędliwa ). Ostatnio narzekała na ten temat cóś tak jesienią, dziś robi kontynuację. Mła miała ostatnio stres zakupowy musiała bowiem zakupić ciuchy. W przeciwieństwie do większości swojej pci mła jest abnegatką jeśli chodzi o ubiór. Mamelon jest zdania że mła nosi upiór a nie ubiór a to w końcu przyjaciółka odsercowa jest. Mła stosuje prosto zasadę - trza nagość przyodziać ale szafy nie zabublać. Dlatego ma rozsądną ( jej zdaniem ) ilość ciuchów pranych w kółko i noszonych do zdarcia. Niestety raz na jakiś czas trza uzupełnić garderobę i to jest ten stres. Nie dość że wydatek na rzeczy które jakoś mła specjalnie nie cieszą ( no dobra, jestem dziweląg ) to jeszcze to mierzenie, latanie po sklepach i w ogóle. Od pewnego czasu na szczęście rozmiary mła jakoś nie rosną ale to wcale nie znaczy że kupienie ciuchów na mła to bułka z masłem. No i te pożal się boszsz ciuchy! Toż ten fast fashion to chłam nad chłamy, mechaci to się jeszcze wisząc na wieszaku. Zabublacz puszek na śmieci totalny ( chyba trza to wrzucać do plastików ), dobrze że do ludziów dociera co to za syf i dlaczego trza z tym walczyć. A ceny tego badziewia?! Księżycowe w stosunku do jakości i wykonania. Na szczęście mła nie ma uprzedzeń do ciuchlandów i bardzo ceni sobie osiedlowy lumperion.
Jednakże w tym roku nabywszy tzw. nówki sztuki nieśmigane w sklepie bo w lumperionie akurat asortymentu nie było ( jakaś posucha na jej ulubione kamizelki ). Mła jest fanką kamizeleczków albowiem one spełniajo role dwojaką: mniejszą czyli maskujo te wszystkie wypukłości których jest aż nadto, większą czyli chronio krzyż i nereczki mła coby ich nie zawiało ( mła ma na tym punkcie fisia ). Mła bez kamizeleczków nie wyobraża sobie ogrodowania, podróży, spacerków w nie taką pogodę, no, kamizeleczka musowo jej potrzebna. Potem trza było kupić t - shirty, rzecz jasna na dziale męskim bo te babskie to nie dla mła ( babskie co na jej cycki pasujo to są straszne wory, natomiast męskie wzniosą się gdzie trzeba i przylegną gdzie trzeba ). Na szczęście te męskie podkoszulki majo coolory różne i różniste i nie występują tylko w wersji ciemny jak pył węglowy macho znad Wisły. Dzięki Najwyższemu Najszywszemu za serię dla wesołych chłopców lubiących wszystkie coolory, mła dzięki temu nie będzie wyglądała jak zardzewiały pancernik. Po t - shirtach przyszedł czas na butki ( dwie pary na sezon, mła jest twarda mimo skomleń Mamelona w temacie obuwniczym ).
Tu mła posłużyła się netem i nabywszy tą drogą tradycyjne skórzane trepki ( nie drewniaczki ale w tym guście ). Po nabyciu owych uznała że spełniła łobowiązek i dosiadła się do Mamelona coby zmusić oną do zakupu plecaka spełniającego wymagania linii lotniczych a jednocześnie pakownego ( znaczy takiego, w którego wnętrze wepchamy takie cuda że przeszukującym bagaże w strefach bezpieczeństwa lotnisk oczy zbieleją i drgawek dostaną - Polka potrafi! ). Kupienie cud plecaka tyż proste nie było i Mamelon jeszcze długo po wyjściu mła przeszukiwała stronki w nadziei dopadnięcia onego. W końcu dopadła choć po prawdzie plecaczek tak na granicy wymiarów. Mła strasznie tymi zakupami zmęcona, pewnie dlatego że ona ich robić nie lubi. Dwa razy do roku to jest absolutne maksimum tego co może znieść. Mła zakupowo necą insze rzeczy ale przy tych innych zakupach nie wypocznie bo ni ma na nie kasy. Ma za to czyste sumienie bo ratę zapłaciła lekstrykowi ( uff, ponad połowę kasy już wpłaciła, od razu jej lżej ) i różne insze rachunki. Teraz mła zostaje zbieranie kaski na Sycylię, bo już za troszki mła leci na wyspę gdzie zamierza się odstresować pod wulkanem i z zarazą w tle.
W związku ze zbliżającą się podróżą mła rozpoczęła intensywne szkolenie kotów na okoliczność przebywania z Cio Mary - grzeczność ma być po całości a Epuzer i Pasiak ( nowy lover Mrutka ) majo być przyjmowani tylko na parapecie zewnętrznym ( Pasiak ostatnio usiłował podlać lodówkę feromonami, są granice mojej tolerancji dla gości naszych kotów ). Z tymi naukami różnie bywa bo Szpagetka znów zrobiła się z wiosną nadchodzącą cóś krnąbrna. Np. taka sytuejszyn - leży na pleckach na moich kolanach i mruczy, mła usiłuje wytrzeć jej zamknięte oczki ze "śpiochów". Błyskawiczne uniesienie powiek i słyszę jak Szpageton mruczy grożąco "Ghhhrrrr Dupppha". Ćwierkam do niej że paprochy z oczków wyjęłam a ona pokazuje zęby. Nie z warczeniem i prychaniem ale tak żebym wiedziała że są. Mła udaje że się tym nie interesuję i błądzi wzrokiem po ścianach albo w ekranie kompa. Po chwili czuję jak kociambra wbija pazurki w podtrzymującą ją rękę ( akrobacje w tym celu musi uskutecznić ale co to dla niej ). Postawiona na podłodze "za karę" szybko wylatuje na zewnątrz coby Pasiaka zaprosić na salony. Pasiak przychodzi no bo Szpagetka wręcz go wpycha, Okularia ze Sztaflikiem natychmiat szaleją a Mrutek wyje ( dosłownie ) ze szczęścia! A mła tylko "śpioszki" chciała usunąć! O sprzątaniu po Pasiaku jej się nie śniło.
Dzisiejszy wpis ozdabiają prace Williama Dobella, który wielkim artystą był. A w Polszcze on prawie nieznany. Sir William żył w latach 1899 - 1970 i był Australijczykiem. Urodził się bez tego Sir, w Cooks Hill, robotniczej dzielnicy Newcastle w Nowej Południowej Walii w Australii. Jego ojciec był budowniczym, miał pięcioro rodzeństwa. Ot, zwyczajna rodzina z kolonii. No ale William zwyczajny nie był, nie dość że artysta to jeszcze kochający inaczej. Z jego pracami tyż prosto nie było, niby w duchu angielskiej klasyki portretowej ale zarzucano mu - uwaga, uwaga! - karykaturalizację portretowanych. No bo portret piąkny ma być, jak wiadomo. Dziś jest uważany za jednego z najwybitniejszych artystów Australii i okolic i za jednego w wielkich portrecistów XX wieku.
Moje gratulacje z racji nabycia ubrań. Ja mam ten problem, że przez całe moje życie miałam szyte ubrania przez Mamcię, od spodni zaczynając, przez koszule, sukienki, aż do płaszczy, i teraz jest problem, bo ja nic nie umiem sobie kupić, a jak zaczynam oglądać, to zawsze wypatrzę wszystkie niedoróbki. Teraz poluję, bo to już nie zakupy, na normalne czarne proste spodnie garniturowe. Taaa, są ale cygaretki dla rozmiaru 36. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo to masz na ten chłam sklepowy podobną reakcję jak ja. Niedoróbki to jest mało powiedziane, ludziom powinni w zasadzie dopłacać za noszenie większości z tych rzeczy! Rozmiary są głównie młodzieżowe ale to nie dziwi, przy braku doświadczenia najłatwiej kogoś naciągnąć a kto inny niż młode i durne zapłaci sto dwadzieścia - osiemdziesiąt złociszy za sweterek z plastiku? Jak mła była młoda, w epoce farbowanej tetry i zrzutów z zachodu, istniało takie zjawisko zwane "fabryczną modą". Tak to w świecie próżnym do bólu określano tanią pseudoelegancję ( tetry króciutko noszone przez ekstrawaganckie damy modne szybko zawędrowały pod strzechy ) i przebrzmiałe tryndy które nagle robiły się masowe. Dziś jest epoka fabrycznej mody, żyjemy w tym tak jak niegdyś w tzw. niedoborach socjalizmu ( hym... przejściowych trudnościach ). Mam nadzieję że zjawisko szybko pieprznie bo nic dobrego ze sobą nie niesie z wyjątkiem zysków dla korporacji.
UsuńJestem pod wielkim wrażeniem. Świetny artykuł.
OdpowiedzUsuń