Hym... jeszcze troszki i mła znów uda się na wakacje a tymczasem ona nie uporała się z zapisywaniem wrażeń z poprzedniego wyjazdu. No ale nie ma się mła co dziwić, nawet pobieżne "liźnięcie" Rzymu, takie najbardziej powszechne wśród turystów, to jest natłok piękna. Uporządkować to jest rzeczą niełatwą bo same Muzea Watykańskie z najbliższymi przyległościami tak naprawdę można by spokojnie przez przynajmniej tydzień zwiedzać ( tzn. takie zboczeńce jak mła by mogły zwiedzać, normalny człowiek by tej ilości artefaktów i inszej sztuki nie strawił ). No i dobra, jedziemy z tym koksem!
Aldobrandyjskie wesele nazwano tak na cześć kardynała Pietro Aldobrandiniego, który pochodzący z pierwszej połowy I wieku p.n.e. rzymski fresk odkopany w 1605 roku znajdujący się na ścianie odkopanej w pobliżu Łuku Galiena na Eskwilinie umieścił jako ozdobę ogrodowej loggietty w swojej willi w Largo Magnanapoli. W 1818 roku malowidło zostało przeniesione do Biblioteki Watykańskiej. Kto się z kim zaślubia do końca nie wiadomo bo koncepcji jest kilka. Samo malowidło niby długie bo liczy sobie 242 cm długości przy 92 cm wysokości ale w wysokim pomieszczeniu niknie. Mła była zdziwiona bo wyobrażała sobie to jakoś tak bardziej monumentalnie a to w sumie kameralne malowidło. Hym ... w tymże pomieszczeniu w którym znajduje się jakby nie patrzeć jeden z najbardziej znanych i najlepiej zachowanych przykładów malarstwa rzymskiego z epoki Oktawiana Augusta, Mamelon i mła były same ze sztuką. Fala nie dotarła. No i dobrze bo one dzięki temu mogły na spokojnie cieszyć się "impresjonistycznym" malarstwem. W sali w której wystawione jest Aldobrandyjskie wesele są też urocze mozaiki z I wieku n.e., no mła się nie mogła powstrzymać od focenia ku zgrozie Mamelona.
Mamelonowi i mła udało się zwiedzić Muzeum Gregoriańskie, tzw Profane, w miarę spokojnie. Jeszcze nie przewalały się przez galerie dzikie tłumy. W Muzeum Pio - Clementino niestety było już gorzej, ale nie można było się spodziewać że będzie inaczej. Ta część muzeów plus Galerie Chiaramonti wraz z Barscio Nuovo, oraz "odprowadzające" galerie z Kaplicy Sykstyńskiej są wręcz zalewane przez turystów, niestety często przez tych zwanych przypadkowymi turystami. Co tam dla nich piękne rzymskie szkła ( trzy najbliższe foty powyżej ), okruchy starożytnego życia, ślady po dawnym ludzkim bytowaniu czy też dzieła sztuki najwyższej klasy - zaliczyć trza i tyle. Przelecieć na szybciutko, sfocić się na tle i myk z muzeów do knajpy gdzie jest wi - fi i foty można zamieścić żeby znajomi zobaczyli tę fascynację kulturą. Klasyka! Tzw. sztuczny tłum jest pochodną masowej turystyki na którą mła sama będąca masową turystką nieustannie narzeka, a na której cienie jak na razie lekarstwa nie widać bo każdy chce być "kurtularny" i mało kogo w tym owczym pędzie powstrzymuje myśl że jak cóś człowieka nie interesuje to wcale nie musi się do zainteresowania zmuszać i zamiast muzeumów może sobie spokojnie insze radości wynaleźć. Do inszych muzeumów jeszcze wrócimy ale mła najsampierw chciała pokazać Wam cóś co zrobiło na niej większe wrażenie.
To teraz nadal w klasycznym klimacie, z najwyższej półki sztuka będzie. Mła pokaże Wam fotki z Muzeum Pio-Clementino, które jest największym kompleksem Muzeów Watykańskich , mieszczącym się w pałacu Belvedere . Muzeum zostało założone przez Klemensa XIV w 1771 roku po przejęciu kolekcji Mattei i Fusconi. Następnie powiększył je o kolejne zbiory i kolejne pokoje następca Klemensa XIV, Pius VI , za którego czasów powstały monumentalne wejście z Atrium dei Quattro Cancelli i Scala Simonetti ( w ogóle pomysł zatrudnienia Nicola Simonettiego był jednym z lepszych pomysłów Piusa VI ). Jednakże tak naprawdę to początków tego muzeum musimy szukać wcześniej niż w XVIII wieku. Wówczas kiedy to Juliusz II zdecydował się przenieść z pałacu Santi Apostoli w obecne miejsce swoją prywatną kolekcję posągów, w tym słynnego Apollo Belvedere. W ogrodzie na planie kwadratu, zaprojektowanym przez Bramantego oprócz pomarańczowych drzewek pojawiły się posągi. Od tego czasu to miejsce nazywano Dziedzińcem Posągów ( po włosku brzmi to piękniej - Cortile delle Statue ). Jego obecny kształt architektoniczny, perełkę nad perełki, piękny oktagonalny dziedziniec zawdzięczamy wspomnianemu wcześniej Nicola Simonettiemu. Muzeum mieści się dzisiaj w 12 pokojach, w tym w ośmiokątnym dziedzińcu który jest po prostu zdaniem mła perełką architektoniczną ( mieszczą się w tej architektonicznej wspaniałości ważne kolekcje z okresu greckiego i rzymskiego ).
Mła zwiedzała muzeum jak insi zwiedzacze, znaczy jakby od końca i tak to zwiedzanie się odbywało tak:
XII kwadratowy przedsionek
X Gabinet Apoxyómenos
XI przedsionek
VIII Ośmiokątny dziedziniec, z którego wychodzą:
nisza Apolla ( Apollo del Belvedere )
nisza Laocoonte ( grupa Laocoona )
nisza Hermesa
nisza Canovy
IV Sala Zwierząt
V Galeria Posągów ( Amazonka Mattei )
VI Sala Popiersi Sala dei Busti
VII Gabinet Masek Gabinetto delle Maschere ( Afrodyta Kinidyjska )
III Sala delle Muse ( Tors Belwederski )
II Sala Rotonda ( Ercole del Teatro di Pompeo )
I Sala Greckiego Krzyża
Prócz tego do zwiedzenia jest Sala Bigi ( Sala della Biga ) z przedstawieniem rydwanu zaprzężonego w dwa konie, który w czasach antycznych nazywany był właśnie bigą. A wszystko, Panie tego, w marmurze. Rzeźba rydwanu jest kompilacją części pochodzących z różnych epok, takie numery były w swoim czasie bardzo popularne. No i są Galeria Kandelabrów czy Sala Sobieskiego, z dziełem pędzla Matejki. Akcent miły ale mła nie po to pojechała do muzeumów zagramanicznych żeby płótna Mistrza Jana oglądać.
O grupie Laokoona mła już pisała w pierwszej części swoich wspominek watykańskich, teraz mła napisze o Apollo Belvedere ( to ten posąg na fotce umieszczonej powyżej fotki z Grupą Laokoona ). Czym dla rzeźby renesansowej była Grupa Laokoona tym dla rzeźby klasycyzmu był Apollo Belvedere. Jego XVIII i XIX wieczne kopie zdobią niezliczone rezydencje w Europie i Ameryce Północnej, w końcu ta ponad dwumetrowa ( konkretnie to 224 cm wysokości ) rzeźba za sprawą Johanna Joachina Winckelmanna uchodziła za absolutną doskonałość. Zdaniem Niemiaszka nikt nie wzniósł się wyżej niż Leochares, grecki rzeźbiarz z IV wieku p.n.e., o którym wiemy że pracował przy jednym z siedmiu cudów świata - Mauzoleum w Halikarnasie. Hym... Winckelmann niekiedy się mylił ( np. wyobraził sobie i wmówił inszym że posągi klasyczne nie były polichromowane ) i zdaniem mła to jest właśnie taki przypadek. No ale o gustach się nie dyskutuje. Zresztą tak po prawdzie to mamy do czynienia nie z oryginałem greckim a ze starożytną rzymską kopią z II wieku n.e. , więc co tu gdybać o wielkości greckiego oryginału.
Rzeźbę odkryto w 1489 roku w posiadłości należącej do rodziny Della Rovere pod Anzio. Od rodziny zakupił ją papież Juliusz II, została umieszczona na stałe w krużganku zwanym "Belvedere" i stąd wziął się ten Belvedere w nazwie. Podobnie jak w przypadku Grupy Laokoona, konserwacji posągu dokonał niejaki Giovanni Angelo di Montorsoli, który dodał do niego brakujące partie. Tak w duchu renesansu je dodał w związku z czym dodatki te usunięto na początku XX wieku. W 1798 roku rzeźba została wywieziona przez przyszłego cesarza Francuzów do Paryża jako zdobycz wojenna ( czegóż to Luwr nie zawdzięcza Napkowi?! ), do Rzymu wróciła po upadku Napoleona bo się o nią mocno dopominano. W końcu na przełomie XVIII I XIX wieku rzeźba uchodziła za grecki oryginał ze świątyni delfickiej. "Oryginał" tymczasem wykonano z toskańskiego marmuru, gdzieś za panowania Hadriana i w dodatku jak wiemy dziś wcale nie był bardzo dokładną kopią rzeźby Leocharesa ( miał dodane elementy stabilizujące bo był cięższy niż oryginalny posąg, który został odlany w brązie ). No i wcale nie stał w Delfach tylko w rzymskiej rezydencji ( oryginał rzeźby ustawiono naprzeciw świątyni Apollina Patroosa na agorze ateńskiej ). Tak szczerze pisząc dla mła Apollo Belvedere jest bezwyrazowy, mła znacznie bardziej kręciły fragmentarycznie zachowane rzeźby, rzymskie stele czy buźki matron.
To pewnie dlatego że mła ma zwyrodniały gust, zapchany XX wiecznym artystycznym goovnem i klasyczna uroda Apolla Belwederskiego jakoś do niej nie dociera. Mydłkowaty on i nawet jakby z lekka manekiniasty, przy Grupie Laokonna wygląda wręcz dupowato. Do mła bardziej przemawiały postacie z rzymskiego sarkofagu ze scenami amazonomachii, który do zbiorów Pio - Clementino też trafił via zbiory Juliusza II ( odkryto go gdzieś koło 1550 roku, na swoje obecne miejsce trafił w roku 1776 ). Pochodzi z III wieku n.e. Fragment jest widoczny na fotce powyżej. Sama nie wiem czy to ruch i pęd zaklęty w kamieniu czy wspomnienie słów Herberta o nie zamkniętych jeszcze oczach Pentezylei patrzących na zwycięzcę z upartą, błękitną - nienawiścią, spowodowały że dłużej się przy nim zatrzymałam. Tak szczerze pisząc jeżeli mła zagnałoby jeszcze kiedyś do Muzeów Watykańskich to właśnie do Pio - Clementino i Galerii Chiaramonti ( może uda mła się przekupić Mamelona nieustającym podżeraniem pizzy i podlewaniem wina, Mamelon z umiarem ale odpowiednio podlana jest skłonna zwiedzać różne miejsca o najdziwaczniejszych porach i bardzo dzielnie drepcze jako ostatnia zwiedzająca i asystująca przy zamykaniu obiektu ). Na fotce poniżej mła nie tylko z kronikarskiego łobowiązku prezentuje Wam fotę rzymskiej wersji greckiej rzeźby. Oryginał z brązu wykonał Lizyp około 320 roku p.n.e. . Został przywieziony do Rzymu na polecenie Marka Agrypy coby ozdobić ufundowane przez niego termy. Niestety Tyberiuszowi posąg też się podobał, usiłował zagarnąć i ustawić u się w sypialni, dopiero tzw. głos ludu czyli opinia publiczna zmusiła go do zwrotu. Oryginał niestety zaginął, my znamy tylko kopię tego dzieła, wykonaną w marmurze, którą odnaleziono w 1849 roku w ruinach pałacu na Zatybrzu. Posąg ten zwany jest Apoxyómenos a w polskiej translacji Apoksyomenos. To przedstawienie atlety który czyści ciało z kurzu skrobaczką zwana stryngilos. Przed antycznymi zawodami sportowcy rozbierali się do rosołu, smarowali ciało oliwką, a potem prezentowali się w tzw. pełnej krasie. Po zawodach trza było oliwkę z potem czymś ściągnać. Ciało posypywało się delikatnym piaskiem, zeskrobując go później tą niby zakrzywioną łyżeczką. Ta rzeźba to początek tzw. epoki hellenistycznej ( Lizyp był rzeźbiarzem portretującym Aleksandra Wielkiego, pracował też z Leocharesem ), tako samo jak manekinowaty Apolllo. Jednak albo Lizyp był lepszym artystą niż Leochares albo kopista wzniósł się na wyżyny bo Apoxyómenos w przeciwieństwie do Apolla Belvedere zrobił na mła wrażenie.
Sala Zwierząt czyli Sala degli Animali czyli opowieści myśliwskie zaklęte w kamieniu. Dlaczego myśliwskie? Bo w sali jedną z nielicznych rzeźb przedstawiających człowieka jest posąg Meleagra, myśliwego z psem u boku i głową zabitego dzika kaledońskiego, nasłanego na Attykę przez wkurzoną Artemidę bowiem tatuś Meleagra zapomniał złożyć bogini łowów należną jej ofiarę. Meleager ustawiony centralnie w niszy a obok niego insze wyrzeźbione ludzkie potwory o nieprzyjemnym stosunku do zwierząt ( jednym z bardziej znanych dzieł z tej sali jest tzw. Ofiara Mitry, przedstawiająca pastwienie się nad bykiem niby symbolizującym Samo Zło ). Na zbiory składają się głównie reinterpretacje klasyki. No nie da się tego nazwać inaczej. Po prostu XVIII wieczni rzeźbiarze kopiowali często resztki tego co się ostało z klasycznych rzymskich, rzadziej greckich dzieł. Samo kopiowanie resztek im do szczęścia nie wystarczało więc dorabiali brakujące elementy. Tak z XVIII wiecznym smakiem je dorabiali. W związku z czym te niby klasyczne prace mają nieraz tyle wspólnego z duchem starożytnej rzeźby co ja z posadą pirimabaleriny Teatru Maryjskiego. Ale sala piękna, neoklasycyzm na najwyższym poziomie. Pośrodku sali cud mozaika przedstawiająca ofiary składane bogom, jakby mniej okrucieństwa bo ofiary tak od strony kulinarnej zapodane.
Po sali zwierzątek jest orgia dla miłośników klasycznej rzeźby. Mła latała jak nawiedzona bo nie widziała czym oczy najlepiej napaść. No bo to parę sal wypełnionych cennościami. Przede wszystkim Sala Muz ( po włosku Sala delle Muse ) z posągiem przedstawiającym grupę Apolla z muzami, pochodzącym z II wieku oraz innymi rzeźbami znalezionymi w Willi Cassiusa niedaleko Tivoli. Niestety, nie wszystko w całości oryginalne. Do grupy Apolla z muzami dodano głowy. Na środku sali stoi Tors Belwederski ( Belvedere Torso ) dłuta Apolloniosa z Aten z I wieku p.n.e. . I to jest absolutny must see, przynajmniej dla mła. Mła go nie sfociła, takie zrobił na niej wrażenie! Nawet Mamelona zatchnęło że mła nie fociła. Wydawało jej się ( znaczy mła, nie Mamelonowi ) że nie jest w stanie obiektywem swym marnym uchwycić tego czym jest ten ocalały fragment antyku. Mła się zgadza w całej rozciągłości z Michelangelo Buonnarotim - jeden z najpiękniejszych kawałków kamienia jaki kiedykolwiek wylazł spod dłuta. Dokładne pochodzenie rzeźby jest nieznane, nikt tak naprawdę nie wie czy to grecki oryginał czy rzymska kopia. Zdania w tej sprawie są bardzo podzielone, właściwie co badacz to inne wyjaśnienie stawianej hipotezy. Najstarsza wzmianka na temat rzeźby pochodzi z 1433, wówczas znajdowała się w pałacu rodu Colonna. Na początku XVI wieku weszła w posiadanie Watykanu i została umieszczona na dziedzińcu papieskiego Belwederu ( no i stąd jej nazwa ). W 1798 Francuzi wywieźli ją jak i insze papieskie dzieła sztuki do Paryża jako zdobycz wojenną. Do Watykanu powróciła po upadku złodziejskiego Napoleona w 1815. Do kogo ów tors należał, głowa jakiego antycznego bohatera spoczywała na marmurowym karku też jest zagadką. Mógł być to Herakles ale nie tylko on. Facetów o solidnej budowie w mitologii grecko - rzymskiej całkiem sporo, są i inni kandydaci do hym... tego... objęcia torsu. Mła sama nie wie czy to fragmentaryczność postaci czy uroda tego co się zachowało zrobiła na niej takie wrażenie. W każdym razie the best Museo Pio - Clementino to dla niej ta rzeźba.
No ale na tym radości się nie kończą, wszak jest Galeria Posągów i Sala Popiersi - Galleria delle Sattue e Sala dei Busti. A w niej - Amazonka Mattei. Co to jest to Mattei? Dobra, nazwisko, ale nie o to chodzi. Wyróżniane są trzy typy starożytnych rzeźbiarskich przedstawień amazonek: Amazonka Mattei, Amazonka Berlińska i Kapitolińska. Nazwy typów rzecz jasna nie są starożytne. Według przekazów Pliniusza Starszego greckie oryginały wszystkich wymienionych wariantów powstały z okazji konkursu rzeźbiarskiego w Efezie, w którym udział brało trzech wielkich antycznych rzeźbiarzy okresu klasycznego: Poliklet, Fidiasz i Kresilas. Uznaje się, że starożytny pierwowzór Amazonki Mattei jest dziełem Fidiasza. Wskazuje na to choćby charakterystyczne dla tego rzeźbiarza dekoracyjne opracowanie fałdowanych szat. Niektórzy znawcy sztuki antyku sądzą że w pierwotnej kompozycji wojowniczka opierała się o włócznię, a łuk został dodany przez nowożytnego kompilatora. W Gabinecie Masek ( Gabinetto delle Maschere ) , sali w której zwiedzający skupiają się głównie na mozaikach podłogowych przywiezionych z Willi Hadriana w Tivoli, znajduje się kopia Afrodyty z Knidos dłuta Praksytelesa. Do posągu ponoć pozowała słynna hetera Fryne. Oprócz tejże Afrodyty w sali tej ustawiono posagi inszych ubóstwianych pań, między innymi jest też piękny posąg nimfy , pod której wielkim urokiem był młody Goethe ( hym... bezpiecznie być pod urokiem rzeźby ). Mła się przyzna że wśród znajomych dzieł z podręczników czuła się domowo, wielkie oczy rzeźb z czasów późno rzymskich, greckie profile, niewymuszone pozy - no dla niej to było mniam. Jednak mła zdaje sobie sprawę że nie każdy jest w stanie strawić na raz tyle dobra.
Sala Rotonda to tak prawie na wyjściu, zwiedzający przymusowo zaraz poczują ulgę. Budowę tej dużej sali z półkulistym sklepieniem imitującym Panteon ukończono w 1779 roku. Zaprojektował ją Michał Anioł Simonetti, ten od cud dziedzińca. Ściany mają szereg nisz wypełnionych rzeźbami pełno postaciowymi. Pomiędzy niszami znajdują się półkolumny na których stoją popiersia. Pośrodku pomieszczenia znajduje się ogromna czerwona miska porfirowa o obwodzie 13 metrów. Ta olbrzymia antyczna micha upiększała niegdyś jedną z dużych przestrzeni publicznych cesarskiego Rzymu. Jednak mało kto ogląda sklepienie, posągi czy michę, wszyscy niemalże zwiedzający bez wyjątku wlepiają ślepia w podłogę. No bo jest na co patrzeć. Podłoga jest niesamowitym zestawem mozaik z XVIII wieku i zachowanych mozaik z Otricoli i Sacrofano, pochodzących z pierwszych dekad III wieku naszej ery.
Sala Greckiego Krzyża ( Sala a Croce Greca ) z sarkofagami św. Heleny, matki cesarza Konstantyna Wielkiego, oraz jego córki Konstancji. Porfir po całości, jedno z najtrudniejszych tworzyw dla rzeźbiarza ( pod kolumnami przed głównym wejściem do Bazyliki Św. Piotra wśród wydeptanych marmurów wystają porfirowe kawałki pierwotnej wysokości ). Sarkofag Konstancji znajdował się dawniej w okrągłym mauzoleum ( Mausoleo Santa Costanza ), zbudowanym przy wczesnochrześcijańskiej bazylice kawałek za Murem Aureliana ( mauzoleum to zachowało się do dziś w bardzo dobrym stanie i naprawdę warto je odwiedzić, choćby dla świetnie zachowanych mozaik sufitowych, znajdujących się w korytarzu otaczającym środkową część budowli ). Centrum sali zajmuje mozaika z III - IV wieku n.e. przedstawiająca popiersie Minerwy z fazami księżyca.
To by było tak pokrótce o Museo Pio - Clementino, z niewielkim ukłonem w stronę innych zbiorów. To nie ostatnie "klasyczne" zbiory Muzeów Watykańskich, mła obawia się jednak że tyle klasyki na raz czytające i czytający blogiego mogliby nie znieść. Mła jest z lekka na punkcie historii sztuki zakręcona ( no dobra, mocniej jest zakręcona ) a czytelników to niby wabi na ogród. Hym... jakby troszkę mało uczciwie. No i dlatego tak mła się i we wstępie i na końcu wpisu tłumaczy.
Jak to kiedyś ktoś powiedział - każde arcydzieło ma swoich odbiorców. U mnie z odbiorem rzeźby jest cienko. Niby ją widzę, rozumiem i czuję ale... wydaje mi się, że moja wewnętrzna miłość do podłóg (nie wiem skąd) i bardziej przemówi do mnie mozaika podłogowa niż rzeźba. No właśnie!! Przypomniało mi się i niech będzie dowodem na moją prawdziwość słów wypowiedzianych tutaj. Zawsze... ale to zawsze, mam tak od dziecka, muzea - szczególnie przy rzeźbach zawsze zachwycam się podłogą. W Narodowym Muzeum w Warszawie zawsze oczarowuje mnie klepka dębowa...
OdpowiedzUsuń:) Uściski przesyłam :)
Watykańskie Muzea zwiedzane podłogowo zaparłyby Ci w piersiach dech! ;-) Oni tam kamienne podłogi układali ale starożytnych ( i nie tylko ) mozaik jest w bród. :-) Co do rzeźby to mła akurat lubi sobie okiem rzucić ale zna takich którzy uciekną na widok statui. :-)
Usuń