Strony
wtorek, 31 października 2023
Komunikat o zdrówku Najobrażeńszej Trójłapności
poniedziałek, 30 października 2023
Codziennik - spóźnione babie lato i takie tam
U mła w ogrodzie prawdziwa jesień, w tym roku znacznie spóźniona z powodu sierpnia we wrześniu. Mła popatruje na liście swoich brzóz, one jeszcze wszystkie zielone. Za to klony i lipy w jesiennych barwach, dają solidnie po oczach. Po tygodniu przekropnym, że tak eufemistycznie nazwę to parokrotne oberwanie chmury, którego to zjawiska doświadczyliśmy w minionych dniach dwukrotnie, przyszło nagle miłe ciepełko. Takie babie lato tuż przed listopadem. Mła wykorzystała ten czas na uprawianie grobingu, w tym roku ma nowych swoich po tamtej stronie, więc grobing taki jakby bardziej emocjonalnie obciążający. Mła postanowiła że miejsca obecnego zakwaterowania wszystkich bliskich jej sercu odwiedzi przed pierwszym listopada, mła nie lubi cmentarnych spędów i wystawań przy nagrobkach, pisałam o tym nie raz i nie dwa. No, nic się nie zmieniło, Dzień Wszystkich Świętych mła zamierza świętować w chałupie, a jeżeli pogoda nadal będzie sprzyjała ogrodowaniu to w ogrodzie.
Mamelon mimo obtłuczenia ( cóś zdziwnego się dzieje bo się znajomki obtłukują, Mamelon zaliczyła lot nad chodnikiem, potknąwszy się o wystającą płytę przykrywającą studzienkę kanalizacyjną, Romi zaliczyła podłogę siadając na nieistniejącym stołku, dobrze że Kocurrek zalega bo ona tyż wywrotna ) namiętnie przesadza rośliny w ogródku. Mła zazdraszcza, no i chciałaby i boi się! Boję się bo jeszcze pokasłuję i charczę, nie że zapalenie oskrzeli ale upierdliwy i wkurzający kaszelek, który pojawia się przy większym wysiłku. Piotruś straszy mła że to tak parę tygodni mła jeszcze pokaszle, usuwając z organizmu nieżytowiznę. To są podobno radości po tegorocznej grypie. Mój boszsz... dwa lata nazad to mła by się musiała samoizolować, he, he, he. No i modlić się o miejsce przy respiratorze, he, he, he. Teraz może się spoko zastanawiać czy za zakupy tzw. respiratorów ktoś beknie. Hym... mła zdecydowanie woli na wolności pokasływać i wykonywać takie rozmyślanka o odpowiedzialności za to złodziejstwo respiratorowe niż samoizolację uprawiać.
Po Alcatrazie mła się porusza z pewną taką nieśmiałością, że tak sobie zacytuję reklamową klasykę. Tak, tak, chodzi o to że mła jest pewna że w Alcatrazie nadal przebywają Posrywki. Nie jeden Posrywek a stado. Jeżeli to byłby tylko jeden Posrywek to byłby najbardziej jazgotliwym jeżem na świecie. Pan Dzidek podejrzewał że w Alcatrazie odbywa się libacja, dzwonił do mła z zapytowywaniem czy nie potrzeba pomocy przy usunięciu nielegalnie wtargniętych. Mła poszła do ogroda nasłuchiwać i oblookać, oczywiście nikogo nie zobaczyła w świetle latarki ale odgłosy rozpoznała bezbłędnie. To było fukanie i to takie z tych wściekłych i ono się rozlegało z różnych miejsc. Mla poszła do chałupy i powiadomila telefonicznie Pana Dzidka że to Posrywek i pokrewni szaleją w ogrodzie i natentychmiast usłyszała że ma nie ingerować w dziką przyrodę i że decybele nie mają prawa nikomu przeszkadzać i że Pan Dzidek jest za tym żeby Natura 2000 była za oknem. Po czym skołował lekko mła bo oświadczył że mła w ogrodzie powinna mieć żabią orkiestrę. Mła skołowana dlatego że oczko wodne jakby nieobecne w jej świadomości, poza tym mła podejrzewa kotostwo o chęć katowania żab i niespecjalnie jest chętna pobytowi płazów w ogrodzie, usuwa je z myśli i zdziwnie jej się robi jak kto o nich wspomni. Mła na szczęście wróciła do przytomności i oświadczyła Panu Dzidkowi że na razie w ogrodzie są jeże i nietoperze, odgłosy nocnego życia i loty koszące ( opowieści o świetnym zmyśle echolokacji są z lekka przesadzone o czym przekonał się sąsiad Maciek ) już sprawiają że sąsiedztwo wie że ogród żyje, żabie rechoty to mogłaby być kropelka przepełniająca czarę, zwłaszcza że na sąsiedniej działce od rana skrzeczą sroki.
Pan Dzidek twardo odpowiedział mła że woli takie odgłosy niż ten cholerny jazgot silników i te okropne dźwięki wydawane przez hamujące tramwaje. Musiałam się z nim zgodzić, mła też woli odgłosy wydawane przez dziczyznę. Dlatego mła dziczyźnie w Alcatrazie ustępuje, nawet ustaliła z sąsiadem Maćkiem że pod kasztanowcem zostawimy sporo drobnych gałązek z tegorocznych przecinek, to chyba będzie jednak bardziej zachęcające niż budki do zimowania, bliższe natury. Mła się przyzna że pod kasztanowiec podciągnęła też troszki konarków, w końcu ta drobnica musi się na jakiejś konstrukcji opierać. Dobrze że sroki nie mieszkają już na kasztanowcu, przeniosły się i bardziej zainteresowane są "swoją" działką. Prawie nie zaglądają do ogrodu, mła ma teraz stadko sikorek, przecudnie błękitno - złotych, które przy srokach by się pewnie nie uchowały. Szczęśliwie koty nie są specjalnie zainteresowane ptakami, Mrutek uważa że ptaki zaczynają się od gołębi, Pasiak oczywiście uważa tak samo jak Mrutek i jest przekonany że tego gołębia to Mruti powinien upolować i mu przynieść. Dziefczynki zainteresowane głównie gryzoniami, na ptaszki lubią popatrywać z parapetu i grożąco ćwierkać w ich kierunku, to wszystko na co się w stosunku do skrzydlatych zdobywają. Mła za to bardzo sikorkami zainteresowana, lubię pogapić się na sikorkowe podfruwania na berberysowych gałązkach za oknem. Oczy rwą te kolory piórek na tle przebarwionych jesiennie liści berberysu. Niestety, co mła ruszy po aparat to sikorki tajemniczo znikają.
Nie tylko ogrodowe przyjemności były udziałem mła w minionym tygodniu, jak widzicie na fotce obok mła odwiedziła las. To tylko część łupów, były też koźlarze i trafił się rydz. Mła odpoczęła po nerwach z powodu Szpagetki. Nasza gwiazda dochodzi do siebie, znaczy obżera się obecnie do nieprzytomności. Mła daje jej żarełka ile tylko Szpagetka chce, bowiem mła wie że po zrobieniu porządku z zębami troszki minie zanim Szpagetka się znów rozeżre. W ostatni dzień października idziemy na kontrolę, jak będzie OK to ustalimy termin zabiegu. Mła oprócz antybiotyku w zastrzykach i pryskania sznupki usiłowała krotamitonować antyświerzbowo uszka Szpagetki. Szpagetka uznała że zniesie na raz tylko jedną terapię i mła ugryzła. Mła jest w związku z tym dobrej myśli, jakby ząbki bolały to by się mami do krwi nie użarło, nieprawdaż? Prawdaż, prawdaż. No dobra, to by było na tyle. Mła kończy pisanie i słuchanie Radia Naukowego. Fotki ogrodowo - domowe, w Muzyczniku Anne Bancroft i Mel Brooks śpiewają po polsku "Sweet Georgia Brown".
niedziela, 22 października 2023
Ta milsza twarz jesieni
wtorek, 17 października 2023
Refleksje okołowyborcze
Wybory, wybory i po wyborach. Mła paczy i smutno konstatuje że nasza klasa polityczna, ze szczególnym uwzględnieniem zarzundzających, tak wkarwiła naród że masowo polazł do urn. Znaczy mła się z jednej strony cieszy, bo ludzie jeszcze w swoją sprawczość wierzą a uwierzyć to pierwszy krok do tego by naprawdę być sprawczymi, z drugiej strony poziom tego wkarwu jest taki że na jasne myślenie może tym wyborcom nie pozwolić. No cóż, zobaczymy co z tego wszystkiego wyjdzie, bo mła jak niemal zawsze z okazji wyborów w naszym kraju, ma wrażenie nieodparte że my głosowali nie za kimś a przeciwko komuś. Mła tu się nie będzie rozpisywać kto komu dopieprzył i dlaczego bo tak szczerze pisząc guzik to mła obchodzi ale jedna sprawa, która z okazji tych wyborów zrobiła się dość głośna, mła skłoniła do pewnych przemyśleń. Mła ma tu na myśli występy honorowego prezesa Konfy - Janusza Dziadygi Korwin Mikkego. Mła od razu napisze że nie są to przemyślenia poprawne politycznie, ba, mła się osuwa w jakieś grzęzawiska dyskryminacji i sama musi przyznać że to o czym rozmyśla jest kontrowersyjne. Przyjęło się w naszej kulturze, nawet w stosownych dokumentach to zapisaliśmy, że ludzi nie powinno się dyskryminować ze względu na płeć, pochodzenie etniczne, wyznawaną religię, orientacje seksualną, wiek. Znaczy za to co każda i każden z nas ludzi dostaje od Najwyższego vel Natury, nie dyskryminuje się za to co przyrodzone, jak to się drzewiej określało. Czy aby na pewno? Dlaczego nie pozwalamy głosować ludziom zanim osiągną pewien wiek i nie powołujemy ich na urzędy? Bo dzieci nie dojrzały i co to w ogóle za durne pytanie? No ale to jest qurcze pieczone dyskryminacja ze względu na wiek, toż możemy wykluczać z życia publicznego dojrzałe jednostki, bo przeca jedni dojrzewają szybciej insi wolniej. A jednak nikt nie widzi problemu żeby ograniczać ludziom jak leci prawa ze względu na niski wiek.
Hym... za to bardzo duży problem się robi kiedy ktoś tylko piuknie że staruszka bądź staruszek to już ani na urzędy nie tego, no i nie za bardzo się orientuje co wiąże się z postawieniem krzyżyka w odpowiedniej kratce. Zaraz pada hasełko ageizm. Mła jest jak najdalsza od dyskryminacji babć i dziadków, tym bardziej że sama jest w wieku babciowym ale platoński model rządów gerontokracji zamiast z rządami filozofów kojarzy się mła z obsadą Kremla z lat 80 XX wieku, gdzie średnia wieku poniżej siedemdziesiątki to było odmłodzenie Biura Politycznego i to nie jest skojarzenie mające pozytywne konotacje. Zachód się starzeje ale nie aż tak żeby wybierać staruszków na urzędy, mam wrażenie że obecna sytuejszyn w ciałach ustawodawczych, czy władzy wykonawczej w demokracjach zachodnich jest z lekka niepokojąca. Ślepy Joe i Ryży z Hameryki to osoby przykuwające uwagę ale o wiekowych urzędnikach, kongresmenach czy senatorach ciszej. A jest ich mnogo. Na mła spore wrażenie zrobiła w tym roku historia z dziewięćdziesięcioletnią parlamentarzystką amerykańską, która sprawiała wrażenie że ma wyraźne problemy podczas obrad komisji. Mentalne problemy. W jakiś czas później w Polsce zmarła senator Barbara Borys - Damięcka, w wieku lat 85, mła sobie wówczas pomyślała że Ronald Reagan kończył karierę polityczną w wieku lat 77 i jeszcze prasa od staruchów go wyzywała. A co z czynnym prawem wyborczym, czy przeciętny siedemdziesięciopięcio - osiemdziesięciolatek ogarnia świat na tyle że wybór którego dokonuje jest w pełni świadomy? Technologie zmieniają nam świat w zawrotnym tempie, czterdziestolatkowie mają nieraz z nowym problem, czy osoba o ograniczonym przez biologię potencjale jest w stanie ogarnąć takie zmiany?Mła oczami wyobraźni już widzi jak dziewięćdziesięciolatka wypowiada się w kwestiach dotyczących możliwości wprowadzenia czy zakresu działań AI na terenie RP. Babciu chodzi o to żeby nikt Babci nie symulował na nośnikach, no dane biometryczne Babci muszą być bezpieczne. Co Babcia mówi, że siku w pampersa zrobiła? Ja tu Babcię staram się chronić a Babcia co? Że w dupie Babcia ma i mam pomóc pampersa zmienić? Inna bajka to jest to czy ludzie będący zdecydowanie bliżej niż dalej wylotu z tego świata mają prawo ustawiać świat następnym pokoleniom, często gęsto nie mając pojęcia o tym jak ten świat obecnie wygląda i działa. Owszem są osoby które mają dziewięć dych na karku i umysł jak brzytewka, znałam taką, ale olbrzymia większość dziewięćdziesięciolatków odczuwa problemy związane z fizjologią, starzeniem się mózgu. Czy koniecznie trzeba staruszków wyborami katować? Większość osób w późnym wieku olewa swoje prawa wyborcze, chyba że mieszka w domach opieki, bo tam personel nie odpuszcza, często gęsto wpływając na te staruszkowe wybory, najdelikatniej rzecz ujmując. Jak widzicie jest się nad czym zastanawiać. Inna sprawa z wyborami związana to głosowanie Polaków na stałe mieszkających za granicą. Tak, tak, wiem, zagramanica za wolnością i demokracją he, he, he, ale nie bardzo mła się podoba że nasze ciało ustawodawcze, które wyłoni władzę wykonawczą, wybierają osoby, które nie podlegają polskiemu prawu z racji zamieszkiwania poza granicami kraju i posiadania tam tzw. centrum życiowego. Znacie ten jak najbardziej polityczny dowcip o mście na rodzinie - zagłosuj na PIS i wyjedź z Polski. Dla mła jest to cóś nie w porządku, jak się człowieku zdecydowałeś na emigrację to zdobądź obywatelstwo i głosuj sobie na władze kraju w którym na stale mieszkasz. Jak nie chcesz mieć obywatelstwa to nie głosuj w ogóle, emigracja to pewien wybór. Mła podoba się ten system w którym żeby móc głosować w kraju trzeba posiadać nie tylko jego obywatelstwo ale przynajmniej przez rok przed wyborami w nim mieszkać, podatki płacić itd. No dobra, niech będzie pół roku. Zdaniem mła komisje wyborcze za granicą powinny istnieć w ograniczonej ilości i tylko dla tych będących "na wyjeździe".
Po głowie majta mła się jeszcze jeden pomysł, nie tylko oczyszczający pole młodszym politykom limit wieku przy biernym prawie wyborczym ale ograniczenie liczby kadencji sprawowania urzędu. Mamy tak przy wyborach prezydenckich i to się sprawdza. Mła uważa że polityk się zużywa cóś szybko i po dwóch kadencjach odrywa się od bazy. Może kariera każdego polityka powinna być podobna do kariery tancerza, niezbyt długa? Wykonywanie mandatu bardziej przypominałoby publiczną służbę niż zawód mający niewiele lepsze notowania w społeczeństwie, niż ten uważany za najstarszy zawód świata. Można by wtedy pomyśleć o kadencjach pięcioletnich i wzorem amerykańskim w połowie kadencji wymieniać jakąś część parlamentu. Hym... jak widzicie z okazji wyborów zdziwne pomysły lęgną się w główce mła, pewnie babcieje tak jak Korwin zdziadział. Jeszcze troszki a zacznę ćwierkać o zabieraniu samcom praw wyborczych bo to głupie i agresywne, płaskie i gdzie im tam do wibratora. Demencja czyha, he, he, he. Dzisiejszy okołowyborczy wpisik ilustrują rycinki nawiązujące, od czasu do czasu ci co głosu nie mają mogą sobie pozwolić na oddanie głosu. Muszą przy tym oddawaniu bardzo uważać, ponieważ sztuka manipulacji nigdy nie była domeną wyłączną klasy politycznej. Manipulują namiętnie nami tacy, którzy przez utrzymywanie mendiów a nie tylko ich posiadanie, chcą uzyskać określone wyniki polityczne. To nie jest szuria, tylko rzeczywistość. Dlatego należy w tym natłoku informacji orientować się czy politycy aby na pewno robią to o czym mówią że robią. Różne tłuste robaczki na wędeczkach przykrywają stal haczyków. W Muzyczniku piosenka nietrzeźwa, mła się zabiera za filtrowanie nalewki z łupu przywiezionego ze Splitu.sobota, 14 października 2023
Codziennik - październikowy półmetek
Jakaś zdziwna jest ta tegoroczna jesień, połowa października a tu dopiero mocno żółkną jesiony. Doszłyśmy z Mamelonem do wniosku że to dlatego że wrzesień w tym roku w zasadzie był latem. Mła ma nadzieję teraz na długą i w miarę słoneczną jesień a także zimę krótką, śnieżną ale nie bardzo mroźną. No wicie rozumicie, mła nie ma złudzeń że po wyborach z karnawału obietnic wiele zostanie, cóś przewiduję wzrost cen energii a tu ogrzać chałupę trzeba. Tak bardzo konkretnie. Na szczęście zielonoładowość zbiera się do odwrotu, na nieszczęście zostawia nierozwiązaną sprawę kopciuchów, tych wszystkich niskoemisyjnych piecyków opalanych kiepskiej jakości opałem. Jak mła qurna nie lubi tej wszelkiej urzędniczej akcyjności, która nakazuje i dokazuje ( ulubione alibi to dyrektywa europejska, choćby była o czymś innym ), po czym się okazuje że jest dupiasto jako i poprzednio było, bo od podejmowanych przez urzędników decyzji cóś się za bardzo nie polepszyło. Hym... pamiętacie jak to cudownie mieliśmy pozbyć się problemów ze śmieciami powierzając ich usuwanie gminom. Taa... koszta są, w przypadku usuwania niektórych odpadów wręcz horrendalne, śmieci dalej się walają gdzie popadnie ( mła wróciła świeżo z lasu, a jakże, zaśmieconego ). Ba, nawet sobie śmietniska z zagramanicznymi śmieciami otworzyliśmy, tacy w śmieciach jesteśmy oblatani! A miało być tak pięknie i zielonoładowo, mła od początku wiedziała że będzie drogo, dalej brudno i jeszcze sobie mafię śmieciową wyhodujemy. Ech...
Mła nie wierzy we własne profetyczne zdolności, śmieciową sytuejszyn mógł przewidzieć każdy kto ma cztery szare komórki na krzyż. Jak nie przewidział to albo jest upośledzony na umyśle albo czuł nosem profity, konfiturki z których coś uszczknie. Mła sama nie wie co gorsze, debil czy kombinator. No dobra, ponarzekalim na niepewną przyszłość w kwestii kosztów ogrzewania i śmieciarnię, czas na meldunek o sprawach domowych. Mła w tym mijającym tygodniu bardzo pozazdrościła Romi jej środowej wyprawy do lasu i w czwartek pojechała w zielone razem z Mamelonem i Sławencjuszem. Niby się nazywało że na grzyby ale mła się specjalnie do grzybobrania nie przykładała, skutkiem czego znalazła grzyba sztuk jeden. Za to co się napatrzyła, nawąchała, nacieszyła lasem! Co z tego że popadywało, las w deszczu pachniał przewspaniale, niech się chowają najbardziej wyrafinowane kombinacje perfumiarzy. Zapach mokrego jesiennego lasu, tych mchów, grzybów i porostów, opadłych igieł i liści, nuty butwienia i wzrostu, śmierci i życia - jedyny w swoim rodzaju, zdaniem mła nie do odtworzenia w laboratoriach. Co prawda łażenie po deszczowym lesie ma swoją cenę, mła pobolewa gardło ale od czego październikowa herbatka ze wzmacniaczem. Mła się napiła, w główce mile szumi, obolałe gardło i smutki tego świata jakby troszki mniej doskwierają. Wracając z "grzybów" mła tradycyjnie zakupiła jajka od kur grzebalnych i serek od znajomych kóz. Serek z kozieradką, bo z orzechami inne łakomczuchy wykupiły. Udana była ta wyprawa, choć koszyk mła nie był wypełniony grzybami tylko wiejskimi dobrutkami ale mła jest prawdziwie usatysfakcjonowana tym że może zeżareć jajko, które smakuje jak jajko z czasów jej dziecięctwa i pochłonąć ten cudowny serek, który w przeciwieństwie do kozich serów sklepowych nie jedzie wytwórczynią mleka, z którego został uwarzony.
Insze info dotyczy naszego Mrutiego. Otóż nasz pan Mruti ( jest na mła obrażony, mam mu mówić pan co jest zdziwne, bo on pan dalej miauczy do mła "madka" ) na początku tygodnia przestał stawać na prawą tylną łapkę. Mła obserwowała ale po dwóch dniach macania, podczas którego nic nie wyczuła i oglądania, podczas którego nic nie zobaczyła, mła pojechała z Mrutim do Dohtorowej. Do Dohtorowej bo nasz Pan Dohtor bezczelnie na emeryturze ryby poławia. Dohtorowa oglądała, macała a na samym końcu dla pewności łapkę prześwietliła. Jedyne co Mruciu z łapką miał to lekko opuchniętą poduszeczkę ( Mruciu trzymany przez mła na rękach osobiście oglądał ekran sprawdzając czy nie ma ciężkiego złamania z przemieszczeniem, wspominanie którego pozbawiłoby Szpagetkę tytułu Najbardziej Pokrzywdzonej w Rodzinie ), dostał antyzapalne i małą dawkę antybiotyku do wstrzykiwania jakby co, bo przeca on miał tego lata ropień. No i Mrutki stojący pewnie na wszystkich czterech łapach jest teraz na mła za to zastrzykiwanie obrażony. Jednakże na pan przeszliśmy dopiero przy czyszczeniu uszu. Towarzystwo ma zapodawane na świerzbowca i mła generalnie jest u nich w niełasce i jest na niej uprawiane kocie wyżywalnictwo. Mła usiłuje sama sobie tłumaczyć że to normalne, czyszczenie uszu to żadna przyjemność, zapodawanie do nich kropelków tym bardziej. Ale podrapany biust i nogi to nie jest tak całkiem w porządku. Uszka trza doleczyć do końca i mła się nie podda kocim protestom. No i to by było na tyle info - info domowego. Mła Wam dziś zapodawa w ramach ozdóbstwa wpisu leśne fotki a w Muzyczniku leśna muzyczka, he, he, he, z mchu i paproci. A teraz mła krokiem bolero pójdzie obierać śliweczki z uschniętymi dupkami bo czas smażyć powidła i żadne zachęcające mruczenia jej od tego nie odwiodą. No chyba że takie ze ślinieniem i udeptywaniem.