Powolutku, po cichutku weszliśmy jakoś w luty ( Małgoś - Sąsiadka z twarzą niewyjściową, kolorki na niej jak na tyłku mandryla ). Jestem w trakcie niecierpianej przeze mnie czynności czyli mycia podłóg i kombinowałam jakby tu znaleźć jakiś wiarygodny pretekst na dłuższy przestój. No i znalazłam - napiszę Wam co się dzieje w domostwie.
W domostwie kocie sprawki na tapecie - Felicjan wizytując przychodnię wetowską nabawił się kataru, nie wpłynęło to na osłodzenie jego charakteru. Bierze leki, kicha i namiętnie pluje zieloną pietruchą która usiłuję przemycić do mięcha. Niby taki biedny ale instynktów nie zatracił. Dziś rano Szpagetka przywlokła małego ptaszka, zdążyłam go wyrwać tej małpie z pazurów tuż przed egzekucją ale niestety Felicjan okazał się czujny.
Wykonałam coś co w języku komentatorów sportowych nazywało się niegdyś bramkarską paradą i cudem to ptasie maleństwo uniknęło skręcenia karku. Ptasię się nie ruszało ale serduszko biło, zaimprowizowałam w kocim transporterze "leżankę chorobową" i umieściłam biedaka. Obejrzałam rzecz jasna przedtem jak wygląda, czy nie widać ran, połamań i itd. . Mały po dwóch godzinach zaczął podskakiwać więc wypuściłam na wolność, pofrunął całkiem nieźle. Jednak nie wiem jak to się skończy bo przysiadł na modrzewiu pod oknem, podfruwanie pomiędzy gałązkami urządza i świergoli a ekipa kasacyjna zagrzewa się do boju kręcąc cielskami po parapecie. Wypuszczę ten gang na smog dopiero kiedy ptocy pójdą spać, nie ma uprawiania krwawych sportów na malutkich kolorowych ptaszkach! W ogóle ja im zaraz zrobię zero tolerancji dla przemocy! Znajdę tę starą wiklinową trzepaczkę i wytrzepię im te kocie tyłki, szczególnie Szpagetce, nudzącej się małpie. Zastanawiam się przedstawiciel którego to ptasiego gatunku mało dziś życia nie stracił przez niecne uczynki Szpagetki i Felicjana Chorowitego. Bardzo kolorowy jest ten maluch, żółte piórka na skrzydłach i rdzawa plamka u nasady dzioba.
A teraz z całkiem innej beczki. Wczoraj obejrzałam "Srala La Land" czyli wyrzuciłam kasę w błoto. Wiem że od czasu do czasu w tej Hameryce to lubio tymi nagrodami obsypywać "Tajtaniki" albo inne opowieści o krasnoludach ale tym razem padło na wyjątkowego bezpłciowca. Rozciągnięta do absurdalnych czasowych granic opowieść którą Cyd Charisse i Gene Kelly wytańczyli w pięć minut, zagrana przez co prawda dobrych aktorów ale niemających tych specyficznych cech które wymagane są od aktorów grających w musicalach ( i dlatego amatorstwo wyłazi po całości , a całkiem przyzwoita gra aktorska pomiędzy numerami wokalno - tanecznymi nie jest w stanie tego przykryć ), odgrzewane kotlety co pięć minut i cytaty z cytatów i nawiązania do nawiązań czyli wtórność nad wtórnościami a do tego wszystkiego wielkie niezdecydowanie czy będzie to słodka niewinna opowieść w stylu hamerykańskich produkcji z lat pięćdziesiątych czy takie poważne zastanowienie się w stylu kina niezależnego na temat ceny jaką płaci się za realizację osobowości.
Mam wrażenie że w Hameryce w filmowym światku i na salach kinowych odbiło się czkawką "We make America great again" i dlatego ta pozornie umieszczona w bezczasie ( co nie znaczy że ponadczasowa ) budyniowata opowieść podlana sosem "Prawie jak za Eisenhauera, ho, ho, przed Wietnamem i tymi cholernymi wojnami na Bliskim Wschodzie" cieszy się tam takim powodzeniem. Sentymenta i urok "bezpiecznej przeszłości" chyba ten film opromieniają jakąś magią bo inaczej nie mogę sobie wytłumaczyć ochów i achów, tego całego piania nad średnim filmem ( taki "There's no business like show business" z yntelektualnymi ambicjami ). Mnie nie urzekło, nawet początek filmowany w tzw. pojedynczym ujęciu nie przesłonił mi faktu że do "Moulin Rouge" jest bardzo daleko a do musicalowej świętej Trójcy Boba Fosse'a to wręcz lata świetlne i jeszcze sto metrów za zakrętem. A mogłam sobie kasę do zakupu książki dołożyć! Zanim następnym razem wybiorę się żeby zasiąść przed dużym ekranem solidnie przemyślę sprawę. Bardzo, bardzo solidnie!
Dzisiejszy wpis ozdabiają prace Susan Herbert z cyklu "Movie Cats". Ciekawe czy rozpoznacie te filmowe gwiazdy i hiciory Srebrnego Ekranu do których nawiązują ilustracje.
polecam oglądanie w sieci. po 30 minutach męczarni zakrzyknęłam WTF !!! i przerzuciłam się na male ogrody, duże marzenia czy jak to tam leci. zastanawiałam się czy tylko ja widzę tam stepujące kawałki drewna czy inni tez tak maja ;)
OdpowiedzUsuńa koty wiadomo, wczoraj na śniadanie miałam truchło gołębia pieczołowicie opiórowane na wycieraczce przed drzwiami.
Mnie się qrna szerokiego ekranu zachciało! W brodę sobie pluję zarówno za to że miałam taki kretyński pomysł jak i za to że z "żeby się nie zmarnowała kasa" wysiedziałam na tym czymś do końca.
UsuńKoty postępują po świńsku, jak twierdzą zgodnie Małgoś - Sąsiadka i Ciotka Elka.;-)
Rozpoznałam kocio-filmowe gwiazdy ale nie będę wymieniać po kolei bo za dużo pisania.
OdpowiedzUsuńPodłoga umyta?;-P
A tam, z 70% ledwie obleciałam ( ale za to fugi w tej kuchennej szruperkiem wyszorowałam - liczy się podwójnie ).;-)
OdpowiedzUsuńSzruperek? A cóż to takiego?
UsuńSzrober to jest duża szczota ryżowa, ale dlaczego na małą nie mówi się szroberek tylko szruperek to tajemnica starej Janiakowej, od której przejęłam to określenie.
UsuńKocurki piękne, szczególnie zalotna Liza Minelli:) Co do filmu, opinie są różne, trzeba by się samej przekonać, ale skoro tak mówisz, to może lepiej wybiorę sie dzisiaj na "Jackie". Uczynki Szpagetki zasługują na potępienie. A ta ptaszyna to może dzwoniec?
OdpowiedzUsuńPrzekonaj się, tylko może rzeczywiście lepiej w sieci, taniej będzie.I że by nie było że nie zostałaś ostrzeżona, he, he.;-) Tych ptaszków jest więcej, latały sobie dzisiaj wraz z wczorajszą ofiarą ( lekkie potarganie widoczne ale bystrzak ) w okolicy modrzewia, rzeczywiście wyglądają na dzwońce. Szpagetka dostał opiernicz, który oczywiście po niej spłynął jak woda po kaczce.
Usuń