Temu Z Pudełka udało się przeżyć z nami tydzień i nadal dycha. Nawet się rozżarł i z mleka kociego przelazł był na żółtko z owym mlekiem i na koci pasztecik z tych bardziej rarytetnych, co dobiło mła finansowo. Życie z nim to nieustanna wymiana "pieluch" w pudełku, wypełnianie gorącą wodą butelki "po ćwiartce" zużytej na zalanie chlebka świętojańskiego, obambuchowanei jej i robienie inkubatora ( nie wiem dlaczego wśród małych stworzeń butelka cieszy się większym powodzeniem niż termofor ), karmienie co dwie, trzy godziny. Padam na twarz! W zamian za to wszystko Ten Z Pudełka nauczył się samodzielnie z pudełka wyłazić i szaleje z kotami po chałupie. Trzy dni temu otworzyło to na dobre ślepia i obecnie mła ma przerąbane i stąpa jak bocian, żeby nie rozdeptać malucha. Oczywiście to nie jest tak że mła odebrała go matce bo maskotkę chciała mieć i marzyła o tym żeby spać jeszcze mniej niż spała dotychczas. Gnojek był słaby i Madka Natura postawiła na nim krzyżyk. Mła jakoś tak mniej wyrodna zaczęła zakrapiać, odganiać muchy zostawiające larwy, a jak się powiedziało a to trzeba powiedzieć b. Zainteresowania gnojkiem ze strony jego rodziny wielkiego nie było, oględnie pisząc. Za to było z nim kiepsko bo nawet pchły, stałe wyposażenie jeży, zaczęły z niego uciekać. Teraz wygląda na to że ma się mu na życie, tfu, tfu, tfu! Mła go chce przywrócić na memłona przyrody, bo uważa trzymanie zdrowych dzikich zwierząt w domu za jeszcze głupsze niż "Lato z radiem". Coś czuję że takie proste to nie będzie ale mła się postara aby Ten Z Pudełka był tak silny żeby mało co na dziczyźnie mu podskoczyło. O reakcji kotowskich na Tego Z Pudełka mła Wam napisze następną razą.
Strony
niedziela, 25 czerwca 2023
niedziela, 18 czerwca 2023
O wolności słowa i paru sprawach z nią związanych raz jeszcze przypitalanie niedzielne
Negacjoniści czyli tacy którzy zaprzeczają że cóś miało bądź nie miało miejsca działają prosto, przyjmują że można zrobić cóś w stylu "Fakty i Akty" i nikt się nie zorientuje. Otóż tak się nie da, zawsze się ktoś orientuje i fakty wychodzą gołe. To tak jak z tym że historię piszą zwycięzcy, co jest marzeniem propagandzistów a nie realem. A do faktów się odnosimy, nawet kiedy się nie obnosimy ze swoim zdaniem. Mła nie jest z tych cichych, mła się obnosi, najpierw robi "resercz" na temat faktu i zważa rację za tym czy mógł czy też nie mógł mieć miejsca. A potem ćwierka i pisze, uwaga, nie zakładając przy tym że jest nieomylna a jej zdanie na temat świata wyjaśnia zagadkę istnienia. Dla mła historia z cudem w Fatimie jest zagadką niereligijną, są relacje wiarygodnych i rozsądnych osób będących w Cova da Ira 13 października 1917 roku, które widziały wędrującą inaczej niż zwykle po niebie naszą gwiazdę. Jednocześnie w żadnym z obserwatoriów astronomicznych niczego nie zauważono a Ziemia nadal istnieje, choć przy zmiennej w taki sposób jak to miało miejsce w Fatimie gwieździe, nie powinna. Taki cud cząstkowo zauważalny, bo poza Cova da Ira nikt go nie był świadomy, włącznie z ludźmi badającymi ruchy gwiazd. Cóś troszki niby inaczej a w sumie podobnie jest z lądowaniem Amerykanów na Księżycu, którego wg. teorii spiskowych nie było. ZSRR dysponując pełnią dowodów na fałszerstwo już w drugiej połowie lat 70, nie zniszczył propagandowo wroga tylko brnął w wyścig zbrojeń kosmicznych. Bo mu się niezwykle opłacało rujnować własne państwo żeby ze statusu światowego mocarstwa zrobić je skrzyżowaniem izby wytrzeźwień ze stacją benzynową. Amerykanom udało się oszukać nie tylko własną opinię publiczną ale i wroga, który w latach 60 wygrywał z nimi wyścig technologiczny w Kosmosie i miał, jak dziś wiemy, kupę radzieckich wtyk wiedzących co Amerykanie robią w Kosmosie. Taa... Czy zatem cud wędrówki Słońca obiektywnie miał miejsce a lądowanie Amerykanów na Księżycu nie? Najprościej zwalić wszystko na spisek astronomów, astronautów, polityków i KK. Niedługo wszyscy będą w spisku, nawet Kowalski, bo teorie spiskowe mają to do siebie że coraz to inni spiskują. Zaczynamy wierzyć zamiast zadawać pytania i szukać odpowiedzi. Mła postrzega zawierzenia jako ograniczające, cóś bliższa jest jej niepewność. Pewnie dlatego że daje więcej możliwości i jest zwyczajnie ciekawsza.
No to co, wszystkie teorie spisku najlepiej zamilczać? Never! Są takie które okazały się być prawdziwymi, czyli odkrywającymi dla szerokiego ogółu fakty, znane niewielkiej liczbie osób. Milczenie "bo to tylko teoria spiskowa" albo "nie urażajmy wierzących" wcale nie jest złotem a jeżeli już to złoto traktujmy jako jeden z bardziej rozpowszechnionych we wszechświecie pierwiastków, któremu nadajemy nadmierną wartość tylko z powodu słabizny naszej technologii, bo nie możemy złota prosto pozyskać. Dlatego zachowując należyty sceptycyzm i szacunek dla poglądów innych niż nasze rozmawiajmy do cholery o wszystkim! Także o tym że w Fatimie Słońce latało po niebie jak wściekłe a Amerykanie z zarzundu oszukali z tym Księżycem nawet samo NASA i kosmonautów. W końcu 100% pewności ni ma że to nie astronomom i fizykom kosmicznym się wydawa, tylko wiernym czy spiskującym. Z rozmów uciera się obraz świata w jakim żyjemy, z milczenia mamy niewiedzę, z niewiedzy mamy strach. A ze strachu to często bierze się agresja. Mła tak sobie czasem myśli że ta histeria, która teraz jest tak w sferze info wszechobecna, to pokłosie nadgrzeczności politycznej, przeca ta tłumiona energia gdzieś musi znaleźć sobie ujście. No i znajduje - apokalipsa klimatyczna, śmierć demokracji, straszliwa srandemia straszliwego srovida, wojna nuklearna u bram, w sytuacji kiedy jest już mało prawdopodobna ( ciekawe że jak się kotłowało w zeszłym roku to akurat było cicho ), straszliwość ogólna i wszyscy się teraz boją co to będzie! Taa... to nie jest nic nowego, 60 lat temu budowali schrony przeciwatomowe a mła do dziś pamięta co jej wciskali do łba w sprawie reakcji na wybuch nuka. No i tak samo się ludkowie bali co to będzie, demokracja umierała , głód był w Afryce, mendia szalały tylko inaczej. Niektórzy to się nie mogli oficjalnie bać i martwić, bo w komunistycznym raju to nie wypadało. Wolności słowa nie było, he, he, he. Wychodzi na to że narzekanie na podłość tego świata to swoista cecha demokracji i miernik jej siły.
A tak à propos strachu, praprzyczyny zmartwień, mła rozumie skąd ten strach przed słowami posunięty aż do tego że próbuje się ograniczać wolność wypowiedzi, od słów zaczynają się totalitaryzmy i ludobójstwa. Mła kiedyś tak myślała ale już nie myśli bo wyszło jej z patrzenia na świat że nie jest tak że same słowa wystarczą. Słowa opisują rzeczywistość, niektórzy posunęli się do tego że uważają że ją tworzą. Mła tak nie uważa, wg. mła jest biologiczna granica wobec której słowa są bezsilne, jak toś umiera z głodu to nazwanie tego wyzwoleniem z materializmu nie zmienia przyczyny zgonu. Zeszło się z braku pożywienia i szlus. Słowa w dużej mierze tworzą rzeczywistość, no z tym się mogę zgodzić. Po mojemu ze słowami jest jak z nasionami i gruntem. Żeby totalniactwo prawo czy lewoskrętne się w społeczeństwie zalęgło trzeba by słowa trafiły na grunt, znaczy przekompostowane resztki po byłym życiu, czyli doświadczenie historyczne - pół na pół subiektywizm przodków i obiegowe opinie najczęściej obecne w życiu społeczeństw, do tego nawóz biologiczny czyli strach bądź niedostatek i preparat szybko działający, który umożliwia kiełkowanie - istnienie sporej grupy ludzi o wysokich aspiracjach, którzy nie mogą realizować swoich ambicji inaczej niż przez usankcjonowanie ich prawa do bycia elitą, co musi odbywać się z podeptaniem praw wszystkich inszych, ze szczególnym uwzględnieniem elit obecnych. Tak to prostacko tłumaczę. Same słowa, bez gleby, nawozu i mikoryzy to tylko słowa i nie należy ich demonizować. Strach przed dyskusją, uciekanie w lewacki wokizm czy prawacką obrazę uczuć religijnych, w moim odczuciu rzadko wynika ze strachu przed słowami, tylko raczej ze strachu przed brakiem argumentów, których by w takiej dyskusji trza użyć żeby dowieść swojej racji i przekonać osobę z którą się dyskutuje. Znaczy aparatu nie ma żeby dyskurs prowadzić, dyskutanci nie nadają się do dyskusji i by ten fakt ukryć uciekają w zamordyzm "dla dobra społeczności". Zdaniem mła za ograniczeniami wolności słowa zawsze stoją ciemniaki, czy to z prawa czy z lewa.
Mła uważa że brak wolności wypowiedzi, szczególnie na platformach społecznych, ucieczka w jakąś świętą merytokrację czyli niby niezależnych ekspertów, którzy często są ekspertami od wciskania ludziom przeświadczenia że eksperci wiedzą lepiej co ludzie mają myśleć, prędzej czy później źle się dla takich platform skończy. Społeczniaki są tak bardzo podatne na manipulację, że nawet tacy niespecjalnie obserwacją zainteresowani nie mogą tego dłużej nie widzieć czy też udawać że nie widzą. Na youtubie niewiele głosów wystarczy by zablokować film, jest to tak nadużywane że żarty z bezstronności tego serwisu powoli stają się klasyką. W końcu wyrośnie pokolenie które będzie kontestować i oleje Youtuba i inne banieczki totalnie, inaczej niż tiktokowcy. Dla ekspertów tyż cóś mało ciekawie rysuje się przyszłość, postawa typu ekspert się nigdy nie myli a ty profanie nie zadawaj głupich pytań, powoduje że cóś do eksperckości siada zaufanie, bo nikt nie jest alfą i omegą a błądzić jest rzeczą ludzką. Jeżeli pojawi się całkowity brak zaufania do ludzi będących ekspertami w swoich dziedzinach to wcale nie będzie takie dla społeczeństwa dobre. Już dziś sporo jest ludków którym się wydawa że przeczytanie paru artykułów w "Lancet" to cóś na kształt ukończonych studiów medycznych. Głupie to jak "Lato z radiem" i niebezpieczne. O bańkach mendialnych, które są też pokłosiem krępowania wolności wypowiedzi mła już kiedyś pisała w odrębnym poście. Tak, tak, różne niebezpieczeństwa niesie ze sobą chęć nałożenia ludziom kagańca. O czym lojalnie Was uprzedzam. Wasza donosicielka.
sobota, 17 czerwca 2023
Odpowiedzialnik na komentarze z dwóch ostatnich wpisów
Mła Was bardzo przeprasza za brak odpowiedzi na komentarze ostatnich wpisów. Mła ledwie energii starczyło żeby cóś tam napisać, potem odpłynęła do zamartwiania się nieobecnością Okularii. Na szczęście Okularia po prawie pięciu dniach powróciła na łono rodziny a we mła dojrzało postanowienie gonienia wszystkich ewentualnych sprawców "kłopotów sercowych" naszej puszczalskiej. Nie ma wizyt ognistych kocurków, skończyły się zalecanki! Okularia się szwenda z jakimś kocim dziadostwem po nieznanych mła podwórkach a muam sobie oczy wypłakuje ( nie wspominając o tym że zmartwiła odchodzącą babcię, która z głuchego pnia pod koniec życia zamieniła się w gumowe ucho i mało co jej w rzadkich chwilkach jawy umyka ). Teraz siedzenie w domu, słuchanie budujących historii o grzecznych kotach opowiadanych przez muam, jedzonko żeby do formy wrócić i mizianie.
Dobra, mła przystępuje do odpowiedzi. Sprawy nieuniknione Doruś są nieuniknione i mła się cieszy że odchodzenie Małgoś przypomina łagodny zjazd sankami z dużej ale niestromej góry. Wiem że to wyglądać może dziwnie ale jest naprawdę OK. Wszyscy zadowoleni, może sama schodząca zniecierpliwiona ale generalnie jest w porzo. Małgoś teraz miewa bardzo kolorowe sny, twierdzi że w życiu takich barwnych nie śniła. Mła zaskakuje cały czas trzeźwość jej umysłu i to że chce się ona ze mła dzielić wrażeniami z odpływania. Zawsze była wyjątkowa, mła niby to wiedziała ale nie była świadoma jak bardzo Małgoś jest odrębna. Mła została oddana w spadku Gieni, podobno wczoraj miała miejsce uroczysta przysięga, kiedy mła wypruła żeby wraz z Cio Mary dopilnować spraw cmentarnych Wujka Jo. Mła została powiadomiona o tym dzisiaj, kiedy Gienia postawiła mła przed nosem talerz z żarłem. Tak, 95 latka dała mła w spadku 85 latce, mam być pilnowana i zaopiekowana. No cinżkie chwile Agatku to mła przeżyła kiedy Gienia wyjęła kalendarzyk i zaczęła w nim zapisywać jadłospis dla mła na nadchodzący tydzień i rozpiskę zakupową, mła kęs znakomitego Gieniowego kurczaka w ziołach mało w gardle nie utknął! Ciekawe czy będę się musiała meldować wychodząc?
Co do Rominych ogrodowych zlewów przyściennych to czasem można coś najść na wysortach. Fakt, teraz żeliwne cenne, ale trafiają się urocze starotkowe emalie a handlujące wysortami jeszcze nie w pełni świadome wartości tej starzyzny i można targować. Jak już człek utarguje to często jest tak jak u Mariolki, rzecz czeka na obróbkę. Mła to przerabiała przy kawiaczku a obecnie ćwiczy na koronce z Brugii. Taa... Sprawę misy i tak musiałam odłożyć, z kasą bardzo krucho a ja tu jeszcze usiłuję coś uzbierać na kocie młode i cinżko mła idzie. Na szczęście w misach posucha więc mła jakoś szczególnie mocno nie odczuwa swojej dupiastej sytuacji finansowej. Jeśli chodzi o montowanie czegokolwiek na misie, mła poprosi sąsiada Bogdana i nie będzie że to przysługa czy cóś. Mła się uprze i zapłaci, bo wie że żeliwne stworzonka przymocować niełatwo a to ma być naprawdę sicher.
Agniecho Ty nie zwalaj na mła zakupu michy dla ptasząt! Kupiłaś bo się Tobie micha podobała, he, he, he. Musi być niezła skoro Latający zagarnął ptokom. Co do stypy to jasne że trza skórkę opić, mła kiedyś była na takiej stypie na której po pewnym czasie wznoszono toasty "za zdrowie nieboszczyka Lolka". Znając Lolka mła śmie twierdzić że nie obraziłby się za cóś takiego, był z niego król życia, bon vivant i pieszczota serc niewieścich. Rechotałby razem z opijającymi. Kocurrku Mruti ostatnimi czasy usiłuje madkę tresować, madka mu do uszka chciala profilaktykę zapodać a on madkę pogryzł za spoufalanie się. No to teraz ma nie tylko antyświerzbowcowe zapodawane ale antybiotyk i antygrzybicze. Madka w związku z tym zapodawaniem jest w strasznej niełasce.Co do naszych wyborów, są rzeczy na które mamy wpływ większy, są takie z którymi nic nie zrobimy. Ola ostatnimi czasy zastanawiała się czy podsadzenie chabrami wrotycza go nie wykończyło. A może to nieodchwaszczenie na czas? A mła przyszło do głowy że wrotycz zszedł był ze starości, bo on nie peonia a astrowaty. Jak było z wrotyczem Oli nie wiem ale sprawa rozwiązała się sama, Ola znalazła niezłe siewki i porozsadzała je już na właściwe miejsca. Jakbyśmy nie wybierali to nie wszystkie nasze wybory będą dobre dla nas i innych ale zawsze się znajdą jakieś nowe możliwości, mła uważa że w przysłowiu że jak Pan Bóg zamyka drzwi to jednocześnie otwiera okno jest sporo racji. Może to jak z podróżą, no wicie rozumicie, cel celem ale naprawdę to podróżowanie się liczy. Może tak samo jest z wyborami, najważniejsze jest wybieranie. Nawet takie obarczone pomyłkami, które powoduje u nas deprechę. Mła sobie chyba odświeży lekturę o taoizmie.
A teraz całkiem innej beczki. Są u nas jak wiecie dzikie źwierzęta i to takie najrzydziurne i rozłażące się. Małe jeże opuściły gniazdko i popitalają po ogrodzie i o zgrozo, po podwórku. Ci, którzy wracają kiedy na dworze mrok, świecą pod nogi komórkami, żeby nie rozdeptać towarzystwa. Mła dopaja i dokarmia te słabsze na wszelki wypadek, karmą dla kocich juniorów. W jednym wypadku musiała wystąpić z antybiotykiem, bo maluchu skaleczony i muchi go obsiedli. Jeże przed mła nie uciekają, nawet zaprzestały zwijania się w kłębek, mła jednakże ich nie dotyka ze zrozumiałych względów. Mają mieć odpowiedni zapach dla jeżycy, no i mają być dzikie, nieufne wobec ludzi. To dla nich najlepsze, daje największe szanse na normalne jeżowe życie. Jak podrosną to może pomogą mła w jej walce ze ślimakami. O ile nie będą ich bardziej interesowały pędraki czy insze robale.
Mła cała szczęśliwa że jeże u niej zalęgnięte, jeden z bonusów braku latania jak wściekła z kosiarką. Zboczeńcy od sianka instant na takie znajomości nie mają szans. Doceniając wszelkie odcienie szarości, radośnie sobie wyobrażając naszych zarzundzających i naszo opozycję, jak z piórkami w tyłkach i grzechotkami odstraszającymi złe Mzimu, usiłują się dobrać do konfitur wspierając się na plecach Jaźniowego i Odlotowca Uzdrawiacza, słuchając pomiaukiwań zza okna (nadal wojownicze nastroje Kocurrku , Szpagetka od pewnego czasu rozstawia inne koty po kątach ) i wąchając przenikający do mieszkania zapach kapryfolium, oglądam sobie w necie różę Baronessę i zastanawiam gdzie Okularia się na te prawie pięć dni zadekowała. Teraz o fotkach - resztki irysowe, różyczki i insze zapachniacze, koronki com jedną doprała a druga jest dziełem Małgoś. No i rzecz jasna jeże oraz powrócona na memłona Okularia. W Muzyczniku muzyka nocy.I mój ulubiony nokturn Chopina - Op. 27 No.2 , skomponowany dla hrabini Apponyi, z domu Gräfin Nogarola, la divine Thérèse, znaczy boskiej Teresy. Hrabinie się należało, pomogła Fryderykowi zrobić karierę w Paryżu. W ogóle była ciekawą osobą, gdyby nie urodziła się arystokratką wylądowałaby na operowej scenie albo przy instrumencie. Uwielbiała muzykę nie dlatego że damie tak wypadało, była po prostu melomanką. To nie była jedna z tych uczennic Chopina z socjety, które kombinowały jakby tu mistrz w ramach nauczania je przeleciał. Romantycznie!
środa, 14 czerwca 2023
Codziennik - rozmyślanka po wizycie na blogu Ani Bzikowej
Ponieważ nie powinno się zaczynać zdania od więc to zaczynam od ponieważ. U nas po staremu, Małgoś zmierza na spotkanie z Cichą śniąc, koty niedobre - Okularia na gościnnych występach przychodzi do domu raz na dzień albo i na dwa dni, a teraz jej nie ma ponad dwie doby i mła cała jest w nerwach. Sztaflik znosi upolowane myszki i kładzie na nocnym stoliku Małgoś, Szpagetka pobiła Pasiaka ( nikt w to nie wierzy ale to prawda ), Mruti ma leczone antybiotykiem uszko bo pogryzł madkę kiedy chciała zapuszczać na świerzbowca i nici były z profilaktyki. Rodzina opanowana jako tako, mła może jutro uda się wyjść do Mamelona. Na razie spoko, bo udało się mła zapłacić ten straszliwy rachunek za wodę. Teraz zostało spłacenie pożyczki samolotowej i kaski za sklerotyczne wakacje, znaczy za mieszkanie. Uff. W ogrodzie z dwóch jeży zrobiło się sześć, są cztery malutkie. Gienia je ślepym oczkiem wypatrzyła. Jeden z maluchów jest na tyle odważny że popitala już po Podwórku. Mła wszędzie porozstawiała pojemniczki z wodą, żywina pić musi a susza okrutna. Teraz siedzę i wyczekuję na Okularię, może raczy przyjść. Mła się o nią bardzo niepokoi i martwi. Bardzo, bardzo.
Mła połaziła po znajomych blogach, mła włazi gdzie się jej udaje, w niektórych może nawet pisać, choć często tylko jako anonim. Mła się już z tym pogodziła i tylko paciorki zanosi do Najwyższego Sztucznego żeby gugieł tak oberwał od sztucznej pseudointeligencji żeby mu w te kody poszło. Przeczytałam u Bzika wpis na temat zdziwności świata i konsekwencji wyborów, nie zawsze naszych, które postrzegamy często gęsto z perspektywy późniejszych wydarzeń jako szczęśliwe bądź nieszczęśliwe, tak jakby tylko jedna konkretna decyzja stanowiła o naszym losie. Mła się przyzna że takie postrzeganie jest jej obce, mła ma bowiem umysł usposobiony do szukania wieloprzyczynowości zdarzeń. Coś jakby katastrofy badała, to silniejsze od niej i zawsze mła ma za dużo przed oczami. Owszem, mła wie że jedne zdarzenia mają wagę większą a inne mniejszą ale wie też że poruszamy się w świecie wzrastającej entropii, wszystko ma wpływ na wszystko a gdybanie na temat co by było gdyby jest w gruncie rzeczy bezsensowne. Dobrze rozumiem zadziwienie Ani zadziwieniami innych i ich patrzeniem na świat. Mła jest stara ale też ją zawsze dziwi że ludzie przeceniają znaczenie jednych zdarzeń a o innych, które miały na ich losy największy wpływ, nawet nie wiedzą. Hym... tak po prawdzie to wszyscy jesteśmy radosnymi ignorantami, przekonanymi w masie o tym że tylko od nas samych zależy jak nasze życie wygląda. Taka to perspektywa, jakby żabia czy cóś. Taa... Mła odpada przy temacie przeznaczenia, bo gubi się już w samej wieloprzyczynowości zdarzeń i odnosi wrażenie że wzrastająca entropia jej łepek rozsadzi, jak ładunek od Unabombera.Insza percepcja u mła niż u Ani zachodzi w kwestii Męczennika. Bziczek oglądała serial w którym za ukrzyżowanego robił powieszony, mimo że Bziczek nie ortodoks to zrobiło jej się dziwnie. No tak, ten inszy odbiór to pewnie przez to że kiedy mła była młoda to czytała zbiór felietonów Hamiltona, czyli Jana Zbigniewa Słojewskiego, pod tytułem "Maleńka złota szubienica". Chyba już kiedyś pisałam o tej lekturze. Pamiętam felieton, który dał tytuł całemu zbiorowi, przyjrzenie się religii chrześcijańskiej bez oślepiającego zawierzania ale i bez równie oślepiającego ateizmu wojującego. Ot, patrzenie na zjawisko, które wyrosło w świecie jeszcze okropniejszym niż nasz, w którym ludzie oczekiwali na rychły koniec świata, apokalipsę i nazywali to "dobrą nowiną". Coś w stylu mojego sąsiada świętej pamięci, który był przekonany że świat już doszedł do takiej deprawacji że "to wszystko zaraz pieprznie, spali się i dopiero będzie dobrze". Pod koniec jego życia miałam wrażenie że rozmawiam z buddystą dążącym do nirwany a nie z osobą, która twierdziła sama o sobie że jest chrześcijaninem "do szpiku kości".
Może był bardziej chrześcijański niż to się mła zdawało? Taki w typie wczesnego a więc najbardziej "prawdziwego" chrześcijaństwa. Do dziś zostało też ze mła zdanie kończące felieton; "Osoby noszące na piersiach złoty krzyżyk powinny sobie czasem uświadomić, że noszą miniaturowy model obozu koncentracyjnego albo maleńką złotą szubienicę". Bardzo rozumiejące, chrześcijańskie z ducha spojrzenie miał ten "komuch" Hamilton na to czym jest w istocie tzw. tajemnica krzyża. Mła było to spojrzenie bliskie, a ponadto nie kłóciło się z tym co wyniosła z lekcji historii sztuki. W czasie nastolęctwa mła była intensywnie nauczana o związkach religii i filozofii z ikonografią i niemal z przyzwyczajenia rozbierała i nadal rozbiera sztuki wizualne, nie tylko te religijne, na czynniki pierwsze i datuje pojawianie się motywów, które to datowanie sprawia że mła jest świadoma tego że przeogromna, wręcz przytłaczająca część motywów chrześcijańskich w sztukach wizualnych, dla pierwszych chrześcijan ze względów religijnych byłaby czymś nie do przyjęcia. Tak, tak, czciciele świętych obrazów i krzyża. No cóż, religia jest też procesem zmiany wierzeń i ikonografii będącej ich wyrazem. Nieustającym, aż do wypalenia się kultu.
Teraz będzie tzw. refleksja ogólna. Chrześcijaństwo nam się wypala, pospołu z judaizmem i islamem, czego nie zauważamy bombardowani info o islamie atakującym Europę. Religie wyrosłe na gruncie judaizmu w wielu miejscach nie przystają już do współczesnych wrażliwości, kształtowanych przez technologię i zaczynają się kurczyć. Proces trwa już około 300 lat, tak mniej więcej tyle co rewolucja przemysłowa, do tej pory najlepiej trzymał się islam ale i tu się kruszy wraz z coraz nowszymi technologiami stającymi się naszą codziennością. Im bardziej wyznania się kurczą, tym bardziej są ortodoksyjne. Hym... mła się tu podeprze autorytetem Kościoła Katolickiego, o takim procesie w odniesieniu do chrześcijaństwa pisał Benedykt XVI, który zresztą uważał że czystość doktryny ważniejsza niż synkretyzm i rozmywanie istoty. Mła sądzi że wzrastanie Josepha Ratzingera i kształtowanie jego osobowości w czasach totalitarnego faszyzmu miało nieoczekiwane implikacje dla instytucji w której był przez długie lata szefem od doktryny, ciekawe czy zdawał sobie z tego sprawę? Pewnie tak, był inteligenty w o wiele większym stopniu niż inni watykańscy oficjele.
Co zatem będzie kiedy chrześcijaństwo czy islam nam się wypalą do małych ale ortodoksyjnych wspólnot? Cóś tam będzie oprócz tych grup przekonanych o tym że są strażnikami wiary, człowiek istota duchowa, nawet materialiści przyznawają że te hormony i neurony tworzą nową jakość i człek tzw. duchowość posiada. Ludzie lubią odczuwać komfort wspólnoty zawierzeń, wydają się w tej wspólnocie bardziej bezpieczni, mniej narażeni na grozę istnienia. Podejrzewam stojącą za tą ucieczką w stadność czystą biologię, pewnie macki darwinizmu oplatające mój umysł każą mła tak sądzić. Jak na razie mła widzi dwa scenariusze rozwoju religijności - zawierzenia ezoteryczne w stylu New Age i o zgrozo, wiara w naukę, która nie jest zdziwna, jeśli zważy się na to że nauka to kwestia opinii mniej lub bardziej dowiedzionych doświadczeniem. Znaczy są kandydaci na guru a może i mesjasz by się znalazł. Dla mła, która wzrastała w świecie w którym nauka była przeciwstawiana wierze, sprawa jest nie tylko nie do strawienia, nawet z przełknięciem jest ciężko. Młodsi nie mają problemu, wierzyli w świętość czepionki równie mocno jak dziadki wierzyły w pseudonauki Łysenki. Nie odróżniają, tak samo jak ówczesna intelektualna elita komunizmu nie odróżniała, nauki od pseudonauki, powtarzalności empirii od założeń. Skupieni na pozyskiwaniu danych mają masowy, być może pokoleniowy, problem z ich analizą. O tworzeniu struktury powiązań tego co się analizuje lepiej zmilczeć. Gotowy ludzki materiał do wykorzystywania w imię prawd wyższych. Może to nie cecha tego pokolenia, może to tylko zwyczajne naiwniactwo młodych? Mła cóś nie ma wyrobionego zdania w tej kwestii.No i wychodzą tym młodszym kfiotki, takie zdziwne formy quasi religijne jak ekologizm, mało mający wspólnego z nauką o strukturze przyrody, jej funkcjonowaniu i oddziaływaniu wzajemnym organizmów i środowiska. Mamy za to klasyczną, ściągniętą z chrześcijaństwa apokalipsę, oczywiście klimatyczną i dążenie do ascezy, "Dobra nowina" jest zaś taka że jak się we wszystkim ograniczymy to na pewno będzie raj na Ziemi a zmienny klimat zostanie constans, bo Słońce będzie się wypalać regularnie i bez wyrzutów masy. A jak będziemy niegrzeczni i rozpasani to wszystkie gazy które produkujemy przez lat 10 a których ilość jest mniejsza niż tych, które wydobywają się z okazji jednorazowego pierdnięcia jednego średniej wielkości wulkanu, nas wezmą i ocieplą tak że będziemy mieli epokę lodowcową w następstwie zmiany prądów oceanicznych, których reguł powstawania i zamierania co prawda nie bardzo kumamy ale wierzymy że tak będzie. Alleluja! Żadnej refleksji na temat tego że ludzie do zmian klimatu się po prostu od zawsze dostosowywali a nie z nimi walczyli bo byłaby to walka z wiatrakami. Zero, null!
Po prostu zawierzenie typu wiara góry przenosi i wogle to dżihad klimatyczny uskutecznimy, czyli po staremu ale w nowych "naukowych" szatkach. W erzac religijny zamienia się też feminizm, który ostatnio zaliczył coś na kształt synkretyzmu, zassał nietypowe feministki - kobietą można zostać posiadając penisa, pod warunkiem deklaracji że się jest kobietą i to wojującą z szowinistycznymi prześladowcami ( mła nie pisze o ludziach z rzeczywistym problemem płciowym, tylko ludziach, którym wydaje się że problem, jaki mają jest problemem płciowym i są oni np. ono czy też właśnie kobietą z penisem, znaczy fiksum dyrdum i to wcale nie lekkie ). Także w tym wypadku mamy do czynienia z walką, czasem o naprawdę zdziwne sprawy. Mła przyuważyła że współczesne feministki mniej grzeje temat równych wynagrodzeń dla kobiet i mężczyzn za tę samą pracę, co wcale nie jest oczywistością w krajach uchodzących za szczyt demokracji i postępu, niż temat karania mężczyzn na podstawie oświadczenia kobiet, które to oświadczenia zdaniem wojujących feministek powinny być uznawane z urzędu za najprawdziwszą prawdę w randze dogmatu. Cóś rodem z pyskówek małżeńskich, w których logika, będąca podstawą rozumienia prawa, po prostu nie działa.Radykalne feministki zdają się żyć w świecie w którym powszechnie wiadomo że kobiety nie kłamią, he, he, he, świętość w sobie niosą masowo i zawsze mają rację ( coś to podobne do postawy hierarchii katolickiej wobec świętości stanu kapłańskiego, obmacywanie dzieci przez niektórych jego przedstawicieli ukrywane przeca tylko dlatego żeby świętości nie kalać - zadziwiające jak zapluwający się hierarchowie i feministki zarówno cinżko zradykalizowane jak i cinżko myślące są do siebie podobni - taa... "unikaj głośnych i napastliwych, są udręką ducha" ). Feminizm i LGBTyzm są wymieniane na jednym oddechu w wyznaniu wiary choć feministki niekoniecznie zgadzają się na z wszystkimi postulatami środowiska LGBT a to środowisko niekoniecznie zgadza się ze wszystkimi założeniami feminizmu. Spoko, zlot zrobią, znaczy sobór i ustalą w co wolno wierzyć i co trzeba myśleć. I pewnie dumnie nazwą to wolnością ducha, he, he, he. Mła jakby co to ma kandydatów na trójcę świętą - ekologizm pambuk, feminizm córka, LGBTecizm duch śnięty. Nazwa wyznania postępizm, credo - wyznawanie jedynie słusznej wolnomyślności, zdaniem mła to dlatego jedynie słusznej bo nie o niezależność myślenia tu chodzi a o jego tempo. Dobra, wyzłośliwiłam się, jak to starsza pańcia słabo pamiętająca własne zaślepienia młodości.
Te quasi religijne ruchy są
radykalne do bólu, jak to zawsze młode wyznania ale wydawa mła się że nie
niosą w sobie tego ładunku emocjonalnego, prawdy zakładającej dualizm
natury ludzkiej, archetypów ubranych w nową religijną mitologię, które
zapewniły religiom opartym na Biblii ich trwałość. To raczej
coś jak komunizm, wyznanie krótkotrwałe zweryfikowane w ciągu wieku przez człowieczy
charakter i ekonomię. Może bardziej trwałe niż covidianizm, mający w
sobie też coś z tych quasi religijnych uniesień. Wicie rozumicie, ta
walka ze złem, która tradycyjnie doprowadza do jeszcze większego zła, czyli w wypadku covidianizmu do nadmiernej ilości zgonów i
dwucyfrowej
inflacji w bonusie. Jak na razie tworzą się zastępy ekomęczenników - przyklejacze, prześladowani na tle religijnym, he, he, he. Z drugiej strony to niektórzy foliarze też
popłynęli w stronę religijnych odjazdów, takich z wszechmogącym Trumpem, który jednocześnie jest męczennikiem covidiańskim ( nie mam zdania w sprawie jego aresztowania za papirki, za mało wiem na ten temat, może go wrabiają a może nabroił, nie wiem ), tym radosnym hipokrytą Tuckerem w roli syna i duchem w postaci ćwierćgroźnego Wujka Wowy. Nikomu z zawierzających foliarskich nie przeszkadza że wszechmocny
Donald sam się kłuł na wszelki wypadek, o czym szeroko informowano i kochanego doktora Fauci jednak nie wywalił, a
jedyne do czego się ograniczył to do gadek o wybielaczu i palcem nie
kiwnął w sprawie łamania praw obywateli zwalając ich obronę na
republikańskich gubernatorów. Bardzo dużo ćwierkał a działał jak wszyscy politycy Zachodu, znaczy głupio. Pomarańczowy miał dużo szczęścia że administracja Ślepego Józka była jeszcze bardziej ogłupiała i miejscami zaczadzona ideolo.
Wychodzi zatem na to że mła będzie nadal anarchizującą zakałą społeczeństwa, bo mła zakłada że rzundzące sobie religii w każdej możliwej nowej odsłonie nie odpuszczą i mła jako osobnik areligijny będzie mało pasząca do tych co będą za a nawet do tych co będą przeciw. Nie odpuszczą zarzundy, bo wprowadzenie jakichś nowych form kultu wydawa się niektórym zarzundzajuncym konieczne, no
bo jak bez religii opanować duchowość człowieka? Jak bez rządu dusz
rządzić? Jak to leciało? - "Dla ludu religia jest
prawdą, dla mędrców fałszem, a dla władców jest po prostu użyteczna".
Seneka dawno temu rzecz wyłuszczył, mła się wydawa że niegłupio. Nie piał peanów na temat roli wspólnototwórczej religii bo lud generalnie wydawał mu się stadem baranów, nie był ci on lewicowcem z przekonania, oj, nie był. Ech... New Age ma zdaniem mła większe szanse na długotrwałe i masowe zagnieżdżenie się w społeczeństwach, jak to wyznania synkretyczne. Wszystko łączy się ze wszystkim, wysiłku intelektualnego nie wymaga. Jest tu astrologia, szczypta nauki, niezweryfikowane jeszcze założenia
typu kosmici, zweryfikowane jak najbardziej podstawy psychologii, jak to
mawia jeden mój znajomek - "Samoleczenie z samogwałtem w pakiecie". Wszystko jest tu tak płynne, słabo dogmatyczne i radośnie letnie że tylko wyznawać.
Każdy sobie coś tam znajdzie a jednocześnie będzie czuł wspólnotę z innymi newageowcami, którzy zazwyczaj wierzą że każdy ma prawo wierzyć w co chce. Tu pojawia się drobny problem dla zarzundzających ale do pokonania, bo zarzundzające zrobią się strażnikami wolności wyznania. Może nawet zostaną kapłanami wolności, tej wolności, że tak klasykiem polecę. Czy to byłoby takie złe? Nie wiem, w porównaniu do wojen religijnych nie wygląda strasznie ale mła coś ćwierka w główce że pojawią się zagrożenia o których nam się nie śni. Samoleczenie z samogwałtem w pakiecie też może przynieść samookaleczenie, każda religia czy parareligia miała fazę prześladowań heretyków i innowierców. Wicie rozumicie, natury ludzkiej nie da się oszukać a ludzie kochają władzę. Znaczy mła upatruje że problemem jest kapłaństwo, pambukowe urzędnictwo, tłumacze z boskiego na nasze. Cała ta merytokracja zawierzeń, świetnie zorientowana że nie ma większej władzy niż rząd dusz. Coś mła mówi że tacy od odpowiedzi na każde pytanie już się postarają żeby newageystów sformatować i czerpać korzyści jakie niesie ze sobą społeczne wyznawanie wiary. Newageyzm nie chroni przed mesjanizmem i radykalizacją postaw, choć teraz taki letniutki. Na czym mła opiera takie domniemania? Na istnieniu czegoś co nazywamy wojującym ateizmem, który to prund umysłowy posiada wiele cech wspólnych z wojującymi wyznaniami czy quasi wyznaniami. Ateiści też chcieli mieć tylko prawo do własnego zdania a jak wyszło? Hym... mła wzrastała w strefie zadekretowanego ateistycznego "wolnomyślicielstwa", świetnie pamięta jak to wyglądało. Normalnie ta wolność to pod kneblem aż buzowała. Taa...
W ramach ozdóbstwa ku zabawienia oczu mła wkleja różane fotki a dla ucha w Muzyczniku zapodaje Bacha i Mahlera, którzy akurat jej w duszy grają. Okularii nadal nie ma.
piątek, 9 czerwca 2023
Codziennik - spóźnienie Cichej
Małgoś śpi jak stara niedźwiedzica, nadal na tym świecie. Jakimś cudem żyje mimo tego że przyjmuje już tylko płyny i z tzw. "jedzenia" to jedyne na co się jeszcze godzi to zupy mleczne, które mła szczwanie zaprawia masłem, miodem i żółtkami. Płyny w siebie pozwala wlewać dlatego że mła opisała ze szczegółami co się dzieje z organizmem przy odwodnieniu i Małgoś doszła do wniosku że to ma być śmierć interesująca a nie tortury. No i żyjemy sobie dalej w oczekiwaniu i tak bardzo bliziutko Cichej, która już mocno z Małgoś zaprzyjaźniona. Doktorostwo patrzy na to wszystko z lekką grozą w oku ale samo widzi jak to wygląda od strony rabolatorium, że tak rzecz ujmę, więc nie robi rabanu tylko notatki ( to młodsze, które do tej pory cóś nie dowierzało że medycyna uśrednia a w kwestiach osobniczych to my się jednak szalenie różnimy i zakresy referencji w przypadku niektórych to jazda po krawędzi, starsze kiwa głową bo niejedno już widziało ) i stara się nam nie przeszkadzać. Mła oprócz zajmowania się Małgosią, co obecnie sprowadza się już tylko do godzinki dziennie, łącznie z pielęgnacją, zajmuje się wszystkim innym bo przeca życie się nie zatrzymuje. Hym... Małgoś by w tym momencie dodała wkurzona - "Niestety, u mnie się też nie zatrzymuje!". No ale Małgoś śpi tym swoim snem zapraszającym Cichą i we śnie wygląda nawet na grzeczną staruszkę a nie taką, która wyznaczyła sobie następną datę przejścia tuż po urodzinach Cio Mary. Nawet ma plan awaryjny jakby Cicha nadal zwlekała, taki bez poduszki, tylko złośliwe spanie.
Mła w ramach normalnego życia, które ma przykazane prowadzić, odwiedziła Mamelona, u której w ogrodzie w tym roku pięknie kwitną irysy TB. Szał ciał i to tak po całości. Zakwitł nawet słynny "biały Amerykanin" i Mamelon bardzo happy. U mła w tym roku irysy głównie w wazonach, choć upały i jeże ograniczyły nieco ślimaczą plagę i irysowe kfioty mniej zagrożone pożarciem. Oślizgłe są obecnie w menu aż dwóch jeżych osobników a pogoda no to sami wiecie. Z jednej strony mła się cieszy, bo oślizgłe dostają w miękkie i skorupki, z drugiej strony mła musi podlewać krzewy i bardziej wrażliwe byliny. No i napełniać michy wodą dla ptoków i jeży. Jak wiecie mła teraz poszukiwa żeliwnej michy do rozpalania ognisk. Takiej odpowiedniej, żeby dało się przymocować ptoszki i jaszczurkę. Micha musi być spora. Mła poprzeglądała sobie w necie i jak na razie nie znalazła niczego coby ją satysfakcjonowało. Ani pod względem wyglądu ani cenowo, chyba będzie chodzić za michą po wysortach. Mła bardzo na wyglądzie michy skupiona bo dzięki temu nie musi ciągle wyglądać Cichej, która wg. Małgoś zachowuje się wręcz nieelegancko, spóźniając się mimo jasno sformułowanego zaproszenia. Małgoś tu wyznacza daty i oczekiwa a Cicha olewa i Małgoś zasypia oczekując.
Teraz mła Wam napisze o tym jak wyobraża sobie poidełko dla źwierząt. No więc poidełka będą dwa, dla ptoków poidełko musi być "na pięterku" ze względów oczywistych. Względy oczywiste, mimo tego że nakarmione, bardzo nieładnie patrzą na istoty fruwające. Koncepcja poidełka dla ptoków jest taka że fleksem się utnie na odpowiedniej wysokości ten wkopek metalowy, którego mła przezornie nie wywalała z różanki podokiennej, zamontuje się na nim misę a na misie zamontuje się ptoszki sztuk trzy i jaszczurkę sztuk jeden. Misa w związku z tym montowaniem źwierzątek powinna posiadać szeroki rant. Tymczasem większość oglądanych przez mła w necie mis ogniowych przypomina woki, bezrancikowe są znaczy. Koncepcji poidełka dla jeży mła jeszcze nie ma, cóś się jej tam roi w stylu wydrążony kamor ale to tak bardzo mgliście i mła nie widzi jeszcze jaki to miałby być kamor, jak wydrążony i wogle to gdzie to poidełko umieścić. Na razie źwierzęta piją z ceramiki i emaliowanego płaskiego rondla. W plastiku nie zapodaję bo wywalają i to robota głupiego z noszeniem wody. Szczególnie awanturujące się są gołębie, taa... symbole pokoju. Banda kłótliwa jak rzadko i bezczelna. Mrutki twierdzi że zachowują się prowokująco i jak tak dalej pójdzie to będzie im musiał zrobić szkolenie z zasad bezpieczeństwa. Mła musiała Mrutiemu lekko przygrozić za złegopatrza.