To będzie wpis o przewadze doświadczeń nad różnymi wyimaginowaniami, bardzo stosowny do pisania przez panią starszą. Będzie o tym jak rzeczywistość koryguje nasze błędne wyobrażenia i dlaczego doświadczanie jest niezbędne a jego roli nie da się przecenić. Zacznę od ikonicznego wizerunku Elżbiety I, królowej Anglii. Gęba wytynkowana na biało od czasu pamiętnej roli Glendy Jackson stała się obowiązującym wyobrażeniem tej postaci, choć współcześni Elżbiecie raczej zwracali uwagę na włosy "w kolorze nieznanym naturze" a nie na tony tynku na twarzy. No nie mogli zwracać, bo tynku nie było. Skąd to wiemy? Dzięki kobiecie, która odtworzyła recepturę słynnej bieli weneckiej vel cerusitu i ją zastosowała. Współczesne fluidy bardziej kryją niż to stare mazidło, które w zasadzie rozświetla, rozbiela z lekka twarz w stylu koreańskiego makijażu, ale nijak nie przypomina tynku. Kiedy się człowiek zastanowi jakich sposobów używano na zaleczenie i pokrywanie ran i blizn po ospie, to coś zaczyna do niego docierać i inaczej do tematu tynkowania podchodzi. Elżbieta we wczesnych latach sześćdziesiątych XVI wieku zapadła na ospę, po przebyciu której ponoć usiłowała pokrywać blizny cerusitem. Coś słabo pokrywała skoro dożyła lat siedemdziesięciu i to niemal do ostatka w jasności umysłu. Gdyby nosiła biel wenecką w takich ilościach żeby stwarzała ona wrażenie tynku, zmarłaby po paru miesiącach ledwie, gdyby stosowała to jako rozjaśniacz cery to zeszłaby po paru latach, jak biedna hrabina Coventry w XVIII wieku. Znaczy na podstawie doświadczeń z oddziałania metali ciężkich na ludzki organizm i wniosków z nich wysnutych, wiemy że nasze wyobrażenie o tym jak wyglądała Elżbieta I przez większość swojego panowania jest błędne. Nieprawdziwe znaczy. Wiemy jak wygląda skóra pokryta bielą wenecką, wiemy w jakim tempie owa biel zabija i wiemy że coś solidnie nie gra w tym że osoba stosująca taki kosmetyk w dużych ilościach dożyła wieku siedemdziesięciu lat. Wizerunek Elżbiety I jaki nam sprzedaje kultura masowa jest fałszywy.
Teraz do tego, dlaczego mła w ogóle "w temacie" doświadczania postanowiła cóś tam skrobnąć. Mła czasem, z przyzwyczajenia wieloletniego zajrzy do Wysokich Obcasów, dodatku Wyborczej. Od paru ładnych lat głównie po to by się wnerwić. Tak było i tym razem. Mła przeczytała wywiad z doktorem Dominikiem Lewińskim, socjologiem z Uniwersytetu Wrocławskiego. Temat ją zainteresował, bo zaczynało się ciekawie - "Dziś sensem życia jest konsumpcja. A podróżowanie wydaje się nam jej najszlachetniejszą formą, bo nie polega na kupowaniu rzeczy materialnych, tylko duchowych." No to mła przystąpiła do lektury z apetytem, bo sądziła że to będzie o pewnych płyciznach turystyki masowej, wykrzywianiu ludzkich mniemań, podnoszeniu sobie dobrego samopoczucia i tzw. statusu społecznego z pomocą wyjazdów w miejsca dalekie. Wicie rozumicie, rozważań dlaczego rodzice dwuletniego dziecka czują potrzebę pojawienia się z nim w tłumie kręcącym się po Kaplicy Sykstyńskiej, dlaczego czujemy się wykluczani jeżeli siedzimy doma. A tymczasem odniosłam niemiłe wrażenie że to nie jest to czym naukowiec się interesuje, że mła ma sobie uświadomić iż pan doktor właśnie dokonał doniosłego odkrycia że 80% ludzi na tym świecie w zasadzie jest debilami. Znaczy po kiego im te wyjazdy, debilne towarzystwo jeździ tylko po to żeby własne ryje na sweetfociach w społeczniakach masowo wklejać i przeżuwać zamiast przeżywać. Mła tyż drażnią ludzie non stop się focący na tle ale nie odmawiam im zdolności poznawczych, drażni mła to że wpychajo się przed mła, by sobie lepszo fotę strzelić i podejrzewam że interesują ich zupełnie inne rzeczy niż mła. Hym... jednakże wklejenie własnej twarzy na fotce z wywczasów nie oznacza że podróży i inności się nie przeżyło, tak daleko bym się nie posunęła. Panu doktoru nie podoba się "kupowanie wrażeń", uważa że wielu ludzi ucieka w podróżowanie przed codziennością i zwyczajnością. No tak, ucieka, mła jest jedną z takich osób, od zawsze uważałam że wakacje na tym polegają że zamieniasz swoją codzienność, na tę inną, odmienną i świąteczną. Pan doktor jednak jest za innym podejściem, trza pracować nad sobą na miejscu a jego zdaniem dobre pierożki gruzińskie można zjeść we Wrocławiu a nie jechać do Gruzji a obrazy można obejrzeć w internecie zamiast w galeriach, bo większość ludzi nie ma przygotowania i nie bardzo wie co ogląda. No i w tym momencie mła zapaliła się czerwona lampka a sygnał dźwiękowy zaczął wyć.
To znaczy że podróżować w zasadzie winni tzw. arystokraci ducha, oraz specjaliści. Jakby celem podróżowania było zostanie nadekspertem. Mła jako osoba przygotowana ( posiadam stosowny papier! ) może chadzać do galerii ale Mamelon zostaje w tym czasie na ławce na zewnątrz, bo nie jest przygotowana ( ma papier tylko z zembologii, może chodzić na wystawy sprzętu stomatologicznego, od sztuki wara! ), mimo tego że po samych wizytach wielokrotnych w różnych muzeach Mamelon szybciej zidentyfikuje caravaggionistów niż przypuszczalnie pan doktor przypisze malarstwo do epoki w której powstało. No i Mamelon na pewno wie dlaczego obrazy lepiej oglądać żywcem niż w necie, mła wysłuchała całego wykładu Mamelona na temat tego że oglądanie dzieł van Eycka żywcem powinno być prawem człowieka. Czy Mamelon dzięki dreptaniom po muzeumach jest ekspertem w dziedzinie historii sztuki? Nie jest, ale na pewno doświadczenie sztuki z nią zostało i kształowało mamelonizm. Rzeczywistość, którą Mamelon zamieszkuje, jest wyposażona w obrazy mistrzów z Flandrii. W czasach oglądania reprodukcji oni dla niej po prostu nie istnieli. Nie trzeba mieć przygotowania do odbioru sztuki tylko wrażliwość a każdy jakąś ma. U jednych jest większa, jak u Mamelona, a u innych mniejsza, ale jest. Na temat żarła nie ma się w ogóle co wypowiadać, bo facet ma nierozwinięte kubki smakowe a na to ciężko coś poradzić. Zamiast doświadczeń inności zdaniem pana doktora ludzie skupiają się głównie na tym że podróże służą podróżującym do podnoszenia dobrego mniemania o sobie i statusu społecznego, co jest w jakiejś części prawdą, ale tylko w części. Wicie rozumicie, ekscytacja tym że ja cóś oglądam, a nie tym oglądanym. Tylko co z tego? Oglądam i to co oglądam na mnie wpływa, niezależnie czy oglądam to świadomie czy nie i przez jaki pryzmat na to patrzę. Jeżeli się egzaltuję tym że oglądam to zauważam na poziomie nieświadomości, no ale to teorie postrzegania, biologia mózgu, trochę daleko od tego czym się pan doktor zajmuje, choć zdaniem mła tak akurat być nie powinno. Doświadczam więc jestem, sfera limbiczna się grzeje, bez tego nie istniejemy.
Kupowanie doświadczeń. Hym... jak kupisz Wyborczą z Wysokimi Obcasami to w jakiś sposób doświadczasz poglądów pana doktora, czysta szlachetna konsumpcja. Piszę poglądów, bo mam wrażenie że to jest doktorowe pisanie pod tezę, bardziej to wszystko związane z mniemaniami pana doktora niż z rzeczywistymi badaniami jak możliwość częstego podróżowania wpływa na ludzi. No i piszę doświadczasz, bo wszystko jest, qurna, doświadczeniem, choć największy wpływ na nas mają te bezpośrednie ( szczęśliwie dla pana doktora i mła, jej doświadczenie z panem doktorem było z tych pośrednich ). Tak jest, było i tak będzie, bo czytając o ogniu się nie poparzysz, chyba że siedzisz przy kominku i ognia doświadczysz. Szczerze pisząc to mła ma po tej lekturze takie mało przyjemne wrażenie szalejącego klasizmu, ciężkiej doktorskiej obrazy za to że ludzie zaczęli masowo podróżować. Szczególnie że zaczęli podróżować do miejsc egzotycznych. Nie wiem, może któś pana doktora zdjęciami z wakacji katował, może go ktoś dla jakiegoś przypadkowego turysty porzucił albo on zwolennik ograniczania śladu węglowego, co pasi do obecnych wysokoobcasowych skrzywień, ale zamiast czegóś ciekawego o boomie na podróżowanie dostałam narzekanie że ludzie po świecie się kręcą i doświadczają, zamiast nad sobą na miejscu pracować. Hym... doświadczonemu ciężej ciemnotę wcisnąć, zdobyte doświadczenia czynią nas mniej podatnymi na propagandę, manipulację. Pan doktor to pomija i narzeka na to masowe podróżowanie - "Nie mamy innej miary wartościowego życia" a mła od razu ma ochotę zapytać - My to znaczy kto? Ech, istotą życia jest doświadczanie, im więcej doświadczeń i im bardziej one różnorodne, tym ono bogatsze. Tak to już jest. Nawet życie kontemplacyjne potrzebuje doświadczeń, by nie zmienić się w komorę deprywacyjną. Dla jednych doświadczanie to podróże, dla innych praca z ludźmi a dla jeszcze innych tylko nieustanne czytanie czyli hym... żerowanie na cudzych doświadczeniach. Nie można mieć z tego powodu że ludzie masowo podróżują ciężkiego, doktorskiego bólu dupy, który jest wyczuwalny w tym tekście. O nadużywaniu doświadczeń i czy coś takiego w ogóle istnieje, a myślałam że o tym będzie ten tekst, wiem tyle co przed jego przeczytaniem.
Zaczęłam od Elżbiety I i na niej skończę. Skąd nam się uplingło że kobita nosiła makijaż w stylu klauna? Przez wyobrażenia, nie poparte doświadczeniem. Różne mundre się wypowiadały i wypisywały jak wyglądał makijaż epoki elżbietańskiej, odtworzyć receptury i zaryzykować na własnej skórze, czy też poszukać kogoś kto to zrobi jakoś długo nikt nie chciał. Nikt inny tylko ludzie z akademickim wykształceniem przez lata upierali się że Elżbieta nosiła skorupę ołowianą na twarzy, co było niemożliwe z racji wieku, w którym zeszła z tego świata. Jakoś to snu z powiek nie spędzało licznym historykom i historykom sztuki, eksperci uznali że skoro o malowaniu twarzy przez Elżbietę najpierw głośno huczał Kościół Katolicki, jej zajadły wróg, to prawda objawiona. To że tak po prawdzie nie ma żadnego dowodu na nadużywanie bielidła przez Elżbietę ze źródełek katolickich poza jedyną prawie że rzetelną informacją, czyli słowami pewnego ukrywającego się w Anglii jezuity, które zostały zapisane w roku 1600 czy cóś blisko tego, pomijano. A reszta opowiastek to wariacje na temat a nie konkrety. Jak się wgryźć w temat to się okaże że i ten jezuita nie widział nigdy monarchini. Taa.... Teraz, kiedy mnóstwo ludzi doświadcza rzeczy i spraw, które kiedyś były dostępne tylko nielicznym, to każdy niekumaty czuje się niemal w obowiązku wejść do Luwru czy tam innego znanego muzeuma ( pretensje można mieć co najwyżej do muzeum że limity wejść za duże i tłok się robi ), niejaka Elen Parsons, wizażystka zatrudniana na planach filmowych i kolekcjonerka kosmetyków, po oblookaniu woskowej figury pogrzebowej Elżbiety, zadała sobie pytanie dlaczego wizerunek królowej ... hym... jest cóś mało ikoniczny. Zdziwiło ją to co doczytała, ludzie rozpoznawali w wizerunku pogrzebowym królową. Drążyła temat i dotarła do profesor Fiony McNeil, która od ponad 30 lat bada skutki zatrucia ołowiem i jest jedyną osobą, która przeprowadzała eksperymenty z użyciem kosmetyków z ołowiem sporządzanych wg. starych receptur. Empiria, Kochani, empiria. Dzięki wątpliwościom wizażystki, to co było informacją w zasadzie medyczną wypłynęło do mainstreamu i pozwoliło historykom na weryfikację pojęcia "maski młodości", terminu wymyślonego w latach 70 XX wieku przez historyka sztuki Roya Stronga. Czasem to dobrze kiedy wizażystka zamiast siedzieć na tyłku w domu, ze swojej perspektywy rzuci okiem na jaki artefakt i rozwali naukową hipotezę. Postuluję - wincyj wizażystek w muzeumach! Mogo sobie robić selfie na tle podobizn Elżbiety Tudor i "kompulsywnie kolekcjonować" wrażenia .
W ramach ozdobnika portrety królowej Elżbiety I. Zamiast Muzycznika klip o współczesnym tynkarstwie. Jeżeli myślicie że współczesne kosmetyki nie zawierajo szkodliwych substancji to ihaha! Za czasów młodości mła mówiło się umalować twarz, teraz raczej trzeba mówić namalować twarz.
Pan doktor bredzi. Z wyższością i protekcjonalizmem, czego z serca nie znoszę. Nie od dziś wiadomo, że kontakt z żywą sztuką rozwija i "podróże kształcą". A on każe oglądać teatr telewizji zamiast namawiać do pójścia na spektakl. Pan doktor pewnie chciałby w spokoju kontemplować, a tu mu przeszkadzają tłumy, w 80% debilne.
OdpowiedzUsuńOsobiście nie przepadam za podróżowaniem w miejsca tłumnie oblegane, ale uważam, że tego nie da się przecenić. Mimo wszystko Wenecję mam w głowie dzięki podróży (jednej z niewielu tak dalekich w moim życiu), a nie dzięki temu, co o niej wiem.
Elżbieta w moich wyobrażeniach jest właśnie taka jak piszesz, z wybieloną ciężką maską makijażu na twarzy. Nie zastanawiałam się, jak mogłoby jej to szkodzić, gdyby tak chodziła na co dzień. No i proszę, okazuje się, że to wcale nie było dokładnie tak, jak myśleliśmy.
Co do filmiku - no nie. Robię makijaż, szczególnie na ważne okazje, ale żeby aż taki? Never! Zresztą w moim wieku musiałabym nałożyć tej tapety ze trzy razy więcej i przestać mówić i się uśmiechać. Bo by mi ten tynk poodpadał, a przynajmniej popękał, hrehrehre :DDD
Mła się rzuciła na ten artykuł jak gupia, bo temat ja interesuje a tu zonk! Zaczęło się ciekawie a potem te smęty. Doczytałam do tych nieprzygotowań i się znerwowałam, sacrum dla wtajemniczonych i kaszanka dla profanów. Być może to moje wychowanie w komuszych czasach, kiedy wsiowe dzieciaki jeździły na szkolną wycieczkę do Warszawy, coby stolicę zobaczyć, się odezwało. To były czasy kiedy ludziom z jednej strony ograniczano możliwość podróżowania a z drugiej ciągnięto ich za uszy w stronę kultury wyższej. Wicie rozumicie, zakładowe wycieczki, bilety na "występy". Mła wyczuła w tym tekście cóś paskudny elitaryzm. Mła wcale nie jest wolna od tego typu poczucia wyższości, zdarza się jej, a jakże, też jej czasem tłumy dzikie przeszkadzajo, ale mła nie sprzedaje swoich wypocin jako wniosków socjologa w ogólnopolskiej gazecie o lewicowej proweniencji. Tak nawiasem pisząc to teraz strasznie się lewicowe nabzdyczają i elitarne robio, qurna jakaś inna ta lewica niż ta na której mła wyrosła. No nic, obeszłam się smakiem, lektura nie podpasowała. Poznałam poglądy pana doktora na zjawisko, o samym zjawisku poczytam gdzieś indziej.
UsuńKochana, tynkarstwo to sztuka! To wygląda na happening. ;-D
Tiaaaa ile czasu i cierpliwości trzeba aby na swojej twarzy stworzyć takie dzieło, a potem jeszcze drugie tyle aby to z siebie zmyć ;)
OdpowiedzUsuńPrzeżyłam 67 lat bez takich korowodów. Jak miałam 19 lat użyłam pudru koleżanki i maznęłam sobie liczko, wyglądałam makabrycznie, bo zrobiłam to na łapu capu, bez wprawy, no i po prostu nie przyłożyłam się do tego z należytym nabożeństwem ;) Jednakoż po tym doświadczeniu stwierdziłam że dam sobie chwilowo spokój, możeeee gdzieś tak kole czterdziestki dojrzeję do dzieł sztuki na swojej twarzy? Hmmmmm nie dojrzałam do makijażu i chyba w ogóle nie dojrzałam, stąd te moje dyniaki i inne dziwolągi. No właśnie stąd one że ten czas który traciłabym na twarzowe malunki przeznaczałam na doświadczanie i poszukiwanie różnych technik którymi wyrażałabym siebie. I im jestem starsza tym bardziej jestem wdzięczna swojej intuicji, no bo lustro dla takich długolat jak ja jest z dnia na dzień bardziej bezlitosne, a przeglądanie się w tworach moich rąk i wyobraźni przynosi mi coraz więcej satysfakcji hehehe
Co do tego podróżowania to hmmmmm jeśli ono wynika z wewnętrznej potrzeby człeka to jestem stanowczo za, jeśli jednak wynika tylko z owczego pędu, no bo Maryśka była, ją było stać to i mnie musi, no to takie podróżowanie budzi we mnie mieszane uczucia...
A co do Wysokich Obcasów to też w dalszym ciągu czytuję i to raczej z przyzwyczajenia, no i mam pytanie, czytasz w Internecie? Ja czytuję wydanie papierowe, bo brat kupuje Wyborczą dla siebie. No i w tym papierzastym wydaniu jakoś nie trafiłam na artykuł doktora Dominika Lewińskiego.
Urodzinowo życzę ci abyś dożyła w pełnej sprawności i zdrowiu wieku ćwierkającego czy jakoś w podobie :)
Wydawa się że teraz celem malunków nie jest podkreślenie urody tylko stworzenie całkiem innej osoby. Na ulicy nie poznasz, choć siostra bliźniaczka, he, he, he. Mła stosuje barwy wyjściowe od bardzo wielkiego dzwonu. Szczerze pisząc to chyba będzie to dzwon zwany Zygmuntem, bo nie pamiętam ostatniego "malowania oka". Myślę sobie że jestem naturalnie piękna a ta facjata pyzata w lustrze to jakaś obca baba co mła nachodzi. Na dłuższe kątem plucie własnej urody szczęśliwie nie mam czasu a poza tym, tak jak i Ty, mam ciekawsze rzeczy do roboty.
UsuńCo do podróżowania to nawet wyjazd "bo Maryśka była" ma swoją wartość, to że zaspokajasz aspiracje z pobudek maryśkowych nie oznacza że nie chłoniesz. Napiszę to co napisała wyże Ninka - nie sposób przeczytać Wenecji. Wiem to z własnego doświadczenia a pięć lat zakuwałam historię sztuki. Tu jest link do artykułu - https://www.wysokieobcasy.pl/zyclepiej/7,181616,32088621,kto-nie-podrozuje-jest-nudny-nie-mamy-dzis-innej-miary-wartosciowego.html. Nie wiem czy on nie będzie za paywallem. Dzięki Ninko, ćwierkać to mła już zaczyna. :-D
Dzięki Tabo za link :) No cóż nie dam rady skorzystać bo nie mam aktywnej prenumeraty cyfrowej, a nie mam potrzeby posiadania takowej, możliwości wykupienia też nie mam bo ja z tych co to płacą tylko gotówką ;)
UsuńTak dla jasności ja nie negują wartości doświadczenia i zdaję sobie świetnie sprawę że Wenecji nie da się przeczytać. Ja właśnie jestem z tych co to uczą się przede wszystkim doświadczając, ino aby doświadczenia uczyły to trzeba umieć wyciągać wnioski, no a z tym kiepsko u sporej ilości człeków ;)
No a wśród podróżujących jest spora grupa takich co to przetwierają się zupełnie bez potrzeby ;) bo przecież aby spędzić kilka albo kilkanaście dni w hotelowym barze to moim zdaniem można sobie darować kilkugodzinny lot samolotem ;)
A gdyby zazdroszczenie Maryśkom nie napędzało niektórych podróżujących to podróżni pasjonaci mieli by większy komfort podróżowania :)
I komfortu podróżowania życzę ci Tabo, bo podczytując cię wiem żeś ty prawdziwy pasjonat i niezmiernie podziwiam ogrom twojej wiedzy!!!
Kieruje sie w zyciu zasada starej hinduskiej chyba matry, i jej dwunastu prxykazan, jak przezyc szczesliwe zycie , z ktorych na cale zycie zapamietalam tylko jedno : " Przynajmniej raz w roku odwiedz miejsce, w ktorym jeszcze nigdy nie byles" . I tak robie. To ubogaca, uskrzydla, uczy, dodaje zyciu nowej energii, otwiera oczy na nowe, nieznane , ciekawe rzeczy. Kazdy wyjazd, nawet do malego miasteczka, gdzies tam sobie. Wracamy z nowa cegielka do kolekcji wrazen. Ten pan doktor nie tylko bredzi, ale poniewaz pisze to na zamowienie lewackiej gazety, wiec smiem przypuszczac, ze ma to troche inny , wyzszy cel. A cel jest taki , ze po roku 2030 mamy calkowicie prawie zaprzestac latania samolotami i podrozowania samochodami , w celu ratowania klimatu oczywiscie , wiec nalezy odpowiednio zaczac przygotowywac ludzi " od podstaw" i zaprojektowac ich na nowe " inne" podejscie do ogolnej ideii podrozowania - albo raczej niepodrozowania. Ma to spore szanse stac sie nowym " cool" trendem wsrod mlodziezy , ktorej wmowiono, ze sa ostatnim pokoleniem na tej planecie i musza ratowac klimat za wszelka cene. Biedaki. Sami skarza sie na dobrowolne siedzenie w domach, z wirtualnymi okularami na nosie i beda podrozowac siedzac w fotelu. Historia zatacza kolo. Kiedys ludzie marzyli, aby moc sie poruszac i podrozowac po swiecie - a teraz dobrowolnie beda z tego rezygnowac. Takich artykulow i programow w mediach stosujacych tzw. reversed psychology bedzie coraz wincyj i wincyj. Podrozujmy wiec, poki jeszcze mozemy 🤞Kitty
OdpowiedzUsuńNo nie wiem Kitty czy pan doktor nie jest aby sam przekonany że jest ostatnim pokoleniem a po nim to potop. Młodsi od pana doktora podróżują namiętnie i raczej się nie zanosi na to by grzecznie siedzieli na tyłkach w domu. W ogóle cóś nam mija to pseudoekologiczne zaczadzenie, tak wraz z konsekwencjami delegowania zanieczyszczeń do Chin czy innej Indonezji, które przekłada się na kiepski bilans handlowy i uzależnianie od chińskich platform cyfrowych. Ludzie widzą że to ściema grubymi nićmi szyta była i że to pierdyknie z hukiem. KE postawiły się w kwestii zielonego niedowładu niemal wszystkie państwa, Kitty z Niemcami na czele, he, he, he. Całe to pitolenie o zieloności na szczęście owocuje nie tylko głupotami, cóś tam ponoć nowego energetycznego ruszyło ale oczywizda wcale nie tam gdzie się tego unijne spodziewały, znaczy żadne zielone wodory. Wiesz, mła nie jest ślepa na koszty masowej turystyki, uważa tylko że różne takie ludzie, które bioro się do naprawiania to zazwyczaj tak działajo, że z tego działania więcej szkody niż pożytku. Miszczowie wylewania dziecka razem z kąpielą, niektórzy to jeszcze by dziecku w głowę wanienką przywalili. Myślę że idzie nowe Kitty, stare piosneczki nam się kończą, tylko z wysokości obcasów niektóre redaktorki tego nie zauważyły. To nowe będzie rozczarowane zarówno elitarną lewicą jak i populistyczną prawicą. No i będzie podróżować jeszcze dalej niż my, tego się nie zatrzyma. Howgh!
UsuńOby wrozka Edna miala racje 💪A co do bialej Elzbiety to geba jej musiala byc biala albo z anemii , albo z karnacji takowej , albo moze maka sie sypala nie wiem, ale faktem jest , ze biale lico na wszystkich obrazach z tamtych wiekow widnieje , wiec cus jest na rzeczy. W sklad chemiczny smarowidla nie wnikam , ale generalnie rude jednostki maja bardzo malo pigmentu, a opalanie w tamtych wiekach absolutnie nie wchodzilo w gre , wiec lico pozostawalo biale ... Kitty
UsuńI ja mam wrażenie, że idzie nowe. Tylko powoli :)
OdpowiedzUsuńDoktór rzeczony wyraźnie zazdrości. Bo se nie pozwala. Ubrał zazdrość w zielone i wysokomądre, ale przebija. Chyba, że doktór se pozwala, ale oficjalnie nie. Nikt nas nie oszuka tak dobrze, jak my sami siebie.
Choć faktycznie ostatnio jakaś otapetowana dziewczyna z na YT z wyższością oznajmiła: ja nie unikam życia, ja go doświadczam. Znaczy podróżuje. Ale z takim makijażem , na takich szpilach, z takimi paznokciami przyklejonymi, to musi być trudne doświadczanie :)
I jeszcze dodatkowe włosy na głowie, ciężka sprawa ogarnąć to wszystko, zanim pójdzie do tego muzeum, zerknąć na Vermeera. Któregoż kocham bardzo, choć nigdy nie widziałam na żywo.
Nakładam makijaż delikatny do roboty, choć rok chodziłam bez, ale wróciłam do nawyku, bo lubię moje oko z niebiesiutką kreską :)