Mła zakończyła była właśnie swój wiek balzakowski i osiągnęła cyferki, które ludzie kojarzą ze starczym uwiądem. Hym... mła coś słabo kojarzy, chyba punkt istnienia zmienia punkt widzenia, że tak to ujmę. No aż tak staro się nie czuje, insi sprawiajo wrażenie że chcieliby żeby mła się tak czuła. Przede wszystkim rozsiewajo groźne przepowiednie jak to młodych nie będzie żeby się starymi zajmowali. Mła od dawna ćwierka ze system emerytalny do reformy i to rewolucyjnej ale durnie nazywający się politykami udajo że nie słyszo. Cała sytuejszyn zaczyna mła powoli wnerwiać, najpierw walczono z przeludnieniem, które naprawdę jest zagrożeniem, obecnie walczy się kretyńsko z malejącą dzietnością, bo systemy emerytalne padną i ekonomia siędzie. Mam w dupie szalejących prognostów, te ich prognozy można o kant tej dupy potłuc. Czy ludzkość wymierała kiedy liczyła sobie dwa miliardy osobników, czyli
na początku XX wieku? A gdzie tam, w ramach utylizacji nadwyżek
wykonała dwa konflikty o zasięgu niemal globalnym, by nieco stan
pogłowia zmniejszyć.
Spadek liczby ludności nie jest niczym złym, jak uczy historia tych co chcą się uczyć, bywa i tak że przyczynia się do rozwoju i wzrostu, vide to co działo się w Europie po epidemii z lat 1348 - 51. Mła uważa że to szybki przyrost populacji, w jedno stulecie o sześć miliardów, był czystą grozą a teraz sytuacja po prostu wraca do normy. Przyrost ludności to pierwszy objaw globalizacji, jako ludzkość wykorzystaliśmy zdobycze cywilizacji Zachodu i zaimplementowaliśmy je w krajach, w których system społecznych zabezpieczeń stanowiła duża liczba dzieci. Jakby było mało zachodnia agrokultura tak naprawdę rozwiązała problem głodu, obecne klęski głodu mają przyczyny polityczne. W skutek tego działania ludzkość spuchła, nasz gatunek stworzył taką liczbę osobników, która stała się zagrożeniem dla przetrwania tego gatunku. Nie trzeba nad tym zmniejszaniem się populacji biadać, trzeba się z tego cieszyć i dostosować system do nadchodzących zmian.
Słowo klucz - dostosować, nie przeciwdziałać. Kiedy czytam o przeciwdziałaniu to nóż mi się w kieszeni otwiera. Od razu mam przed oczami "przeciwdziałanie zmianom klimatycznym", które jest równie skuteczne co przeciwdziałanie promieniowaniu kosmicznemu. Nie da się zatrzymać czasu i zmian, chyba że się będzie zakrzywiać czasoprzestrzeń, to całe gadanie o powstrzymaniu czegokolwiek jest durne. Z perspektywy wieku, który właśnie osiągnęłam świetnie to rozumiem, dziesięć lat temu jeszcze nie byłam o tym święcie przekonana ale teraz mam w tej kwestii jasność. Trzeba się dostosować do zmian klimatycznych, przestać przekonywać ludzi do oczywistej nieprawdy o antropogennej zmianie klimatu ( temperatury na innych planetach naszego układu słonecznego nie rosną z powodu działalności ludzi na Ziemi, tylko z powodu aktywności naszej gwiazdy! ) i wreszcie zacząć robić coś właściwego z pieniędzy uzyskiwanych z tego oszustwa zwanego ETS ( rządy i nierządy uwielbiają podatki dla niepoznaki nazywane opłatami albo cłami, przy okazji których wprowadzenia wmawiają golonym właśnie baranom jak to zrobią im ciepłe sweterki z nowej wełenki ).
Przy okazji można by choć trochę ograniczyć zatruwanie tej planety chemią, choć tu spadek liczby ludzi powinien pomoc najwięcej. Wbrew spiskowym teoriom dziejów depopulacja dokonuje się sama, przy kwiku beneficjentów dotychczasowego systemu, w którym niemal niewolniczy zapiendrol pozwolił na stworzenie klasycznej nowej, globalnej klasy próżniaczej liczącej jakieś nędzne promile. Znikające rynki to będzie koniec korpo, co Wam tu ewangelicznie wieszczę. Zasób ludzki zrobi się baaardzo cenny i nie uciekniemy przed wzrostem tej ceny w sztuczną inteligencję. Nowe narzędzie wygeneruje nową rzeczywistość z nowym społeczeństwem, sytuacja analogiczna do tej z maszynami parowymi i masową produkcją. Wraz z rozwojem kapitalizmu pojawiły się zabezpieczenia socjalne. Będzie się działo, mam nadzieję że dożyję tych zmian.
Kiedyś mła myślała że nie dożyje czterdziestki, w czym utwierdzali ją niektórzy mendycy. Hym... może stąd u mła takie niedowiarstwo jeśli chodzi o mendycznych, jak i tzw. naukowe prognozy. W końcu jakoś tam się trzymam i tylko od czasu do czasu mła się ulewa na tematy zdrowia własnego i to nie tak że szczególnie jakoś cierpię na wpół znane medycynie schorzenia, tylko dopadają mła zwykle banalności, które ma od czasu do czasu każdy a o Złym Mzimu po prostu nie myślę, bo postanowiłam fiknąć w ciekawszy sposób. Mła nigdy jakoś nie była z tych, którzy żyją bo muszą i są nieszczęśliwi z tego musu, szczęśliwie mnogość spraw, które dzieją się wokół niej nie zostawia mła czasu na temat refleksji nad stanem jej własnego organizma. Jest jak jest, inni mają gorzej, co nie wywołuje schadenfreude tylko uświadamia że mła jest po prostu szczęściarą.
Mła jest w ogóle człowiekiem sukcesu, np. śladu anoreksji u niej nie widać, he, he, he. Walczę z jadłowstrętem tak skutecznie że on zapomniał u mła występować. Grube ludzie so szczęśliwe, bardzo otyłe so nieszczęśliwe ale takie zwykłe grubasy hedonistycznie żrące chrupkie pieczywko z masełkiem wydają się mła tą szczęśliwszą częścią ludzkości i mła myśli sobie że dobrze że się do nich zalicza. Grube są wylewne, co akurat dla mła jest wskazane, bo mła jest introwertykiem, z tym że takim dobrze ukrytym, he, he, he. Aż nie chce mła się wierzyć że się jej udało i pięknie gruba i towarzyska jak papuga dożyła wieku słusznego, postaram się to jeszcze dłużej pociągnąć, choćby dla jadowitej satysfakcji. Mój boszsz... jak mła dobrze rozumie Pabasię, która wkracza do gabinetu lekarskiego i od progu ćwierka - "Mam 87 lat, ważę letnie125 kilo i nie schudnę!" Mła do setki kilosków jeszcze daleko ale blisko do triumfalnego ćwierkania. Z roku na rok ten triumfalizm we mła narasta.
No i to by było na tyle tych urodzinowych wynurzeń, teraz mła napisze parę słów o fotach. Z ogrodu nic nie ma, bo mła tam zagląda jedynie z doskoku. Alcatraz teraz głównie zajmują koty i jacyś krewni Posrywka, sądząc z dobiegających nocą odgłosów. Jest za to fotka łąki, ciągnącej się za cmentarzem na którym jest pochowana moja rodzina. Odwiedzałam Dziadka Czesia i przy okazji pooglądałam trochę zielonego. Potem są focie Mrucia, Okularii i Ryjka, zwanego obecnie Franelowym. Cóś to jego futerko się nie zmienia. Następnie są fotki gryźliwego Baltazarka i Tytuska z Dżefikiem ( Titi siedzi, Dżefi zalega ). A potem domowe foty stołowe, znaczy w kuchni mła. Kwitnący gymnolek, urodzinowe teramisiu mła, wykonane przez Gienię, klosze z IKEA, które mła troszki przerobiła, znaczy cóś tam dokleiła i pomalowała. Ostatnia fotka to zakończone zbieractwo bransoletkowe, przyznajcie ze londyński autobus wymiata. W Muzyczniku dziś solenizant, Czesiek śpiewa o czasie.
Baltazar, to małe mendziszcze, pogryzło usługującą mu ciocię. Zaczęło się od tego że Baltazarek, franca jeden, usiłował podgryzać Tytuska, któren jest kotkiem wrażliwym i troszki cykorzastym. Cio złapała Baltazara i do niego przemówiła, ogonem bił ale napady na Tytunia się skończyły. Nadszedł czas wymiany żwirku i mła przyciągnęła worek, coby kuwety napełnić. Ledwie dwa razy zanurzyłam w żwirku pojemnik a tu nagle wrzask i atak na mła z zębami. Dżizaas na szczęście tej kociej patologii, jako jedynemu ze stadka, przycięła nieco pazurki, bo mła by była nie tylko pogryziona ale i podrapana. Ryczał grożąco, wyglądał jak jedna wielka szczotka klozetowa i napadał na mła. Wyćwiczona przez odbicia ukochanego Felicjana złapałam mocno za kark, tak żeby okręcić się nie mógł, polałam sznupę wodą żeby ząbki puściły i zamknęłam samego w pokoju, coby sobie ochłonął. Przystąpiłam do ścierania własnej juchy i uspokajania Tytuska, który czkawki z nerwów dostał oraz czule przemawiałam do zdezorientowanego Dżefika.
Jeżeli myślicie że mendziszcze Baltazarek w samotności przemyśliwał o błędach w swoim postępowaniu, to jesteście w "mylnym błędzie". Otóż wywrzaskiwał z pokoju "Otwórz te drzwi stara karwo to cię zagryzę!". Mła usiłowała w czasie jego występów zapodać chłopcom chrupki na uspokojenie, których z nerwów nie chcieli jeść a po tych nieudanych próbach zwalczenia stresu przez zajedzenie, zwabiłam ich do drugiego pokoju, zamknęłam drzwi i przystąpiłam do rozliczeń z Baltazarem. Otworzyłam drzwi do pokoju rozmyślań uzbrojona w ścierkę i spryskiwacz i tym razem to ja zaatakowałam gada. Zwiał pod kanapę na której czym prędzej usiadłam. Groził mi spod kanapy więc uderzałam ścierką o podłogę tak żeby furczało. Co warczenie z jego strony to ja łup ścierą, w końcu mu się warczenie znudziło. Wtedy wstałam, zamknęłam drzwi od pokoju i siedział sam. Dopiero kiedy napełniałam miseczki kolacyjką to zaprosiłam. Oczywiście przyleciał jakby nic się nie stało, chodząca przylepność słodyczasta - no wykapany kuzyn Felicjan!
Nie dałam się nabrać na tle plewy, nie takie numery z Felicjanem ukochanym przećwiczyłam i powiedziałam Baltazarowi że o jego ekscesach zawiadomię mame i tatełe i ostrzegę babcię, która ma przyjść do kotów w niedzielny poranek, żeby pod żadnym pozorem nie podchodziła do kuwet. Następnie golnęłam sobie na rozluźnienie i dodałam że jest zakałą rodziny, patologią i kudy mu tam do Tytuska i Dżefika, którzy są tak grzeczni że ksiądz proboszcz by im kwiatki pozwolił w procesji sypać przed Najświętszym Sakramentem. Baltazar w ogóle do żadnej procesji nie zostałby dopuszczony ze względu na zagrożenie jakie by stwarzał dla księdza proboszcza i Najświętszego Sakramentu. Patrzałam na niego bardzo brzydko aż zaczął unikać mojego wzroku. Dobrze, niech wie gadzina że przesadził. Na odchodnym rzuciłam od niechcenia że poznam go z kuzynem Mrutkiem, wtedy wszystkie durne pomysły wyparują z Baltazarowego łebka natentychmiast. Mruciu swoje waży i madki tknąć nie da!
Wczoraj miałam plany że pójdę do siostrzeńców via sklep zoologiczny, jakieś ziółka dla tej małej zgredzizny zakupię na stonowanie nastroju bojowego. Rozważałam też karne ograniczenie głaskań, Baltazar uwielbia być miziany. Nie złożyło się jednak i tak z gołą ręką do kocich siostrzeńców wystąpiłam. No i dobrze, bo Baltazar grzeczny jak ten prymus pierwszoklasista. Wyjątkowo poza tym uprzejmy wobec Tytiego i Dżefika. Czyżby rozmowa w sześć oczu została odbyta? Mła na wszelki wypadek, coby Baltazar nie zapomniał, podsuwała pod te niedobre oczka pogryzioną rękę i wypominki uskuteczniała. Dopiero po jedzonku rzecz jasna, bo na pusty żołądek to Baltazarek mógłby nie znieść. Mła nie ma dobrego charakteru, zupełnie jak najmłodszy koci siostrzeniec, czułam mściwą satysfakcję kiedy Baltazar usiłował nie patrzeć na mła i był wyraźnie niemile zaskoczony pytaniem - "No i coś ty mały kurwiu cioci narobił?"
Nie dość mła dostała w tym roku chorobami bliskich i odejściem Najsłodszej, bach, oberwała z kolejnej strony. Wczoraj odbyła półtoragodzinną rozmowę z przyjaciółą, której mąż zachorował w najpaskudniejszy sposób, dający szansę na wyleczenie mierzalną w kategoriach cudu. Chory mąż, piątka zwierzaków i dwa etaty do uciągnięcia - czujecie że z moją Doro nie było wczoraj najlepiej. Mła starała się być opoką, pocieszającą bez przesadnego optymizmu ale nie jakoś strasznie dołującą. Ciężko mła pomóc jakoś inaczej, bo dzieli nas spora różnica kilometrów. Postanowiłam wykonać w sierpniu paczkę z suplementami wzmacniającymi, sierpień w ogóle będzie dla mła czasem słania paczek. Do tej wczorajszej rozmowy byłam tylko zalatana i zmęczona użeraniem się z naszym systemem opieki zdrowotnej, vide Pabasia i Pan Dzidek, teraz jestem zdołowana psychicznie i cóś słabo mła pociesza fakt że insze systemy opieki zdrowotnej też so do dupy. Mła wie że chorowanie to nie wywczasy ale wkurwia ją do białości bezduszność systemu maskowana procedurami, zostawianie pacjentów samym sobie pod pozorem że nie ma kasy w ochronie zdrowia. Oż kurwa, na wypierdalanie w błoto pieniędzy z okazji srovida były, na niebotyczne wydatki NFZ w kwestiach nieuzasadnionych są, szpitale windują pensje lekarzy do poziomu managerów dużych spółek a gdzie w tym całym wydawaniu kasy jest pacjent? Opieka zdrowotna to nie jest i nigdy nie powinien być biznes dla państwa, opieka medyczna nigdy się nie zbilansuje. To będzie zawsze worek bez dna, bo taka jest natura chorowania. Podatki płacimy nie po to by rządzący urządzali swoich krewnych na posadach opłacanych olbrzymią kasą w jakichś tam na wuj komu potrzebnych rozrośniętych radach nadzorczych, wywalali je na megainwestycje typu stocznia, po której nawet stępka nie zostaje, na kasę "na dzieci" dla ludzi, którzy sami bezproblemowo mogą własne dzieci utrzymać, czy jak w Reichu wydawali na migrantów, którzy przyjechali korzystać z socjalu i ani myślą brać się do pracy, za to organizują sobie dodatkową kasę wchodząc w struktury przestępcze. Upadek ochrony zdrowia to problem ogólnoeuropejski, zafundowali nam go zarządzający, którzy źle zarządzali kasą w systemie opieki zdrowotnej. Podnoszenie składek na system gówno daje, skoro system przecieka a nawet wybucha, vide srovidowa panika i możliwość zarobienia lewej kasy przez oficjeli z KE i tych z zarzundów krajowych. Na tym kryzysie tak się złodzieje obłowili co cud, konieczność rozliczenia tej bandy nadal nad nami wisi. To nie ludzie mają więcej kasy do worka kłaść, to rządzący mają nie kraść i ponosić odpowiedzialność za złe zarządzanie. Nie tylko polityczną. Jak państwo nie weźmie się za to, to prędzej niż później wezmą się za to ludzie. Cały czas ćwierkam o jednym, na świecie jest 8 miliardów ludzi, ludzi posiadających kasę nie z tej Ziemi jest tylko promil, tych, którzy mogą systemu "dla najbogatszych" bronić jest ledwie coś tam koło procenta, jak do tych miliardów ludzi dotrze że w kupie siła to dla Bezosów i Gates'ów 10 tysięcy dolców to będzie potężny pieniądz. A dotrze, nie miejcie złudzeń. Ci najbogatsi nie mają, dlatego tańczą na całego na tym balu na "Tytanicu", przyspieszając nieuchronne. Dobra, zapędziłam się w wieszczenie ale po prostu pewnych rzeczy nie sposób mła nie łączyć: zaniku klasy średniej, spadku jakości kształcenia, fascynacji rządzących, tych z lewa i tych z prawa, autorytaryzmem i próbie sprzedania tej fascynacji społeczeństwom liberalnym, oderwania elit od rzeczywistości, produkowania kasy bez pokrycia i wmawiania ludziom że to jest ich dług. Hym... u nas ćwierkajo że my żyjemy w czasie przedwojennym, po mojemu to my żyjemy w czasie przedwstrząsowym, mam nadzieję że to nie okaże się być czasem przedrewolucyjnym, bo "rewolucja dla mnie to czerwone paznokcie". Systemy ochrony zdrowia pokazują to czego rządzący nie chcą nam pokazać, wyczerpania się możliwości zarządzania jakie dotychczas uprawiano. To sprawa znacznie wybiegająca poza kwestie NFZ, NHS czy niemieckich kas chorych, problem jest z tych najpoważniejszych. Mamy raka strukturalnego, oficjalne potwierdzenie diagnozy jeszcze nie nadeszło. Ilustracji dziś nie ma, w Muzyczniku jest stosowna piosenka z bardzo brzydkim tekstem.
Ogarniam parę domów na raz, toczę boje na odcinku mendycznym w imieniu Pabasi i Pana Dzidka, w przyszłym tygodniu będę toczyła też w imieniu Kasiuleńki, która mimo apetytu nadal z niesprawną łapką, choć z opuchlizny nic nie wypłynęło i jakby się zmniejszała, wychowuję koty, także trzech kocich siostrzeńców, które to koty są niedobre, roszczeniowe i bezczelne, kłócę się z Cio Mary, która uwolniona z ortez zaczyna uprawiać jakieś maratony, Mamelona widuję w przelocie. Tyle to u mła, czasu dla się bardzo mało a jak już ten czas przychodzi to mła pada i śpi. Odgrażam się wszystkim swoim, których w przelocie złapię, że wyjadę na wakacje, choć tak po prawdzie to nie wiem za co. W ramach osłodzenia życia postanowiłam zrobić sobie jednak prezent w postaci promocyjnych perfum. Nie wiem jak to się stało że te perfumy zamieniły się w przecenione szklane dynie, promocyjną bawełnianą narzutę i takoż samo promocyjne lniane poszewki oraz szmatki z lumpeksu. Z pieniędzy na promocyjne perfumy jeszcze sporo zostało, więc ta promocja zdaniem mła nie była aż tak promocyjna. Przynajmniej na kieszeń mła. Dokupię sobie pachnące mydełko i też będzie git. Dobra, mła zaraz wychodzi do kocich siostrzeńców, zapodam Wam tylko parę domowych fotek i Wandę Warską w Muzyczniku.
Był upał to teraz będzie lejnik a właściwie to nadlejnik, znaczy nadciągnął do nas owiany mendialną grozą niż genueński. No i rzeczywiście leje, co w wypadku ogrodu mła jest ulgą nie z tej ziemi. Czy ta ulga nie zamieni się w koszmar to niestety nie wiadomo, mła ma nadzieję że nie powtórzy się taka sytuejszyn, jaka miała miejsce jesienią zeszłego roku. Znaczy rzeki nam zostaną grzecznie w korytach a zapory będą trzymały. Mła odczuła ten niż, spadek ciśnienia podziałał na nią tak, że spała popołudniem jak to śpięca królewna. Mła miała co prawda inne gryplany ale ciało mła nie bardzo chciało się temu gryplanu podporządkować. Powieki mła opadli i nici z podrasowywaniania nićmi lnianego obrusa z plamą. Mła przysnęła najsampierw na siedząco, potem, znaczy po godzinie, się z lekka ociewiuchała, przebrała w strój nocny i z dużym trudem dotarła do wyra, w którym natychmiast przysnęła na kolejne dwie godziny. Teraz nibym żwawa ale cóś tak czuje że do północy na jawie nie dotrwam.
Oczywiście są tacy, którzy wykorzystali słabość mła i zainteresowali się tym, czym nie powinni się interesować. Absolutnie nie powinni! Zwłaszcza że mła informowała że odnóża powyrywa i farmę pcheł w futrze zapuści u każdego osobnika, który będzie grzebał w skrzynce z kordonkami i mulinami. Ryjek uparł się że będzie haftował, podobno wymiaukiwał że odtworzy taki wzór, co mu się przyśnił - myszki bawiące się z ptaszkami i że on na nich wszystkich postawi krzyżyki. Mła kiedy odkryła skutki jego hafciarskich prób to się ostro wydarła, w związku z czym Mrutek przystąpił do karania zafascynowanego hafciarstwem. Mła musiała interweniować żeby Mrutek nie postawił krzyżyka na Ryjku, Ryjek bowiem w ogóle przed Mruciem się nie bronił. Ryjek zawsze uważa że jak Mrutek leje to znaczy że się należało, taki to kot z naszego Ryjka. Kasiulek ma małego ropnia na dolnej części łapki, je ładnie. Helenka pojawia się wieczorami na parapecie. Okularia i Sztaflik informują mła o jej pojawieniu. Nadal je na dworze.
No i to by było na tyle, fotki z chłopakami dla Kocurrka, dla Ninki Wanda Warska w Muzyczniku.
No za dobrze było! Ledwie mła została uspokojona wynikiem kontroli złamanego odnóża Cio Mary ( u ortopedy było coś na kształt radosnej operetki w wykonie Cio, lekarz zdecydowanie wbrew koloraturkom Cio jechał Wagnerem, Cio z zaleceń medycznych przyswoiła sobie tylko to co jej odpowiada ) a mła się już skupia na Kasiulce, która utyka na przednią łapkę ( założę że buduje się ropień! ) i Pabasią, która musi na tempo trafić do dobrego diagnosty. W tym tygodniu jeszcze wyjazd Dżizaasa i Jądrzeja na wakacje i mła od czwartku będzie opiekować się kocimi siostrzeńcami. Ech... że też zawsze cóś się musi dziać, mła już nic nie planuje żeby losu nie kusić. Miałam zrobić porządek z moimi sukinkulentami ale gdzie tam, kiedy dotarłam dziś do chałupy to jedyne na co było mła stać to nakarmienie kotów i podlanie słabszych roślin w ogrodzie. Na przesadzania itd. sił nie mam, po prostu. Piję zimną miętę i walczę z opadającymi powiekami. Cóś czuję że przyjdzie Kasiulek na przytulasy, reszta stada nadal ogroduje, solidnie nażarta. Pewnie znów będą śledzić naszego kamienicznego nietoperza. Mła jutro ma wolne i zamierza robić nic! Dziś zdjątka domowe, obrazki z kuchennego stołu, który robi obecnie za robótkownie. W Muzyczniku nadal Wanda Warska.
Do główki kładą różności i to mimo upałów, okrucieństwo nie do przyjęcia. Patataj, patataj, te wszystkie bieżączki ale we mła zostaje jakiś osad, któren zamula czułki. W ramach higieny umysłu od czasu do czasu usuwam ten kamień namózgowy i sprawdzam czy tam pod spodem cóś jeszcze działa. Działa, nic się nie zmieniło. Nadal np. widzę energetyczną dupandę, tym razem w Czechach, ale już nikt nie usiłuje ćwierkać że to nie nadmiar OZE doprowadził do niestabilności systemu. Tzw. stabilne źródła energii uznawane za eko to przepływowe elektrownie wodne i elektrownie szczytowo pompowe. No i... No i na tym koniec, chyba że uznamy że energia atomowa to samo ekologiczne dobro. Mła jest z tego pokolenia, które pamięta wybuch w Czarnobylu i nie jest skora do achów i achów w kwestii energetyki jądrowej. Jak już to uważam ją raczej za mniejsze zło. Zatem miało być pięknie ale nie do końca jest, miało być eko ale nie do końca jest i w ogóle cóś jakby zieloność zawodziła. Mła, którą od dawna wkurzały zielonkowe przebieranki władzy wspieranej przez różne zdziwne aktywiszcza finansowane nie wiadomo przez kogo i delegującej zanieczyszczenia przemysłowe do Chin albo innych Indii, to nie dziwi. Kłamstwo ma krótkie nóżki i wyłazi że to "zielone" działanie władzy to klasyczny greenwashing. Jak twierdzi przemundra AI - "Greenwashing to praktyka, w której firmy
wprowadzają opinię publiczną w błąd, sugerując, że ich produkty, usługi
lub działania są bardziej przyjazne dla środowiska, niż to ma miejsce w
rzeczywistości. Może to przybierać różne formy, od subtelnych
manipulacji po jawne kłamstwa". Teraz zamiast firma wstawcie Komisja
Europejska i te zdania nadal będą prawdziwe.
KE dysponująca systemem ETS czyli uprawnieniami do emisji, odleciała i to na tyle daleko by nie zauważyć że w kwestiach Zielonego Ładu olewają ją właściwie wszyscy. No trudno się dziwić że widzieć tego nie chce, ETS to ciężki kawał grosza. KE świetnie wie że jeżeli przystanie na rozłożenie wdrażań tej całej zieloności na raty, czas dłuższy niż planowała, to może cały zieleniejący jak gronkowiec projekt spakować do kosza, łącznie z dużą częścią swojej politycznej siły. Bo zaczną wychodzić jeszcze większe numery niż te z Hiszpanii i Czech. Moim zdaniem KE jest na przegranej pozycji, ponieważ władze państw europejskich nie mają ochoty narażać się na wybuch gniewu społeczeństw, które okazałyby się nagle bardzo zjednoczone i proeuropejskie w żądaniu usunięcia nie tylko zielonoładzizny ale w ogóle całego systemu handlu emisjami. Mła Wam nie raz i nie dwa pisała że pod pozorem zieloności to tu się zwyczajnie kasę zdziera, vide śmieci segregowane do poziomu uzyskiwania surowców wtórnych, za których to usuwanie musicie płacić. Hym... albo ta segregacja i odzyskiwanie to mit albo ktoś Was zdrowo rąbie na niepłaceniu za surowce z odzysku ( jeszcze tylko punkty skupu złomu zamknąć i ma się monopol państwowy na ten cholernie opłacalny rynek ). Pieniądze za emisję to nie był do końca zły pomysł, problem jednak w tym że zbzikowano na punkcie emisji dwutlenku węgla.
Polityczne od czasu do czasu tak się zafiksują na różnych tematach że kiedy rzeczywistość skrzeczy i złośliwie nie spełnia założeń na których polityczne oparły całą swoją karierę, to usiłujo twierdzić że rzeczywistość nie istnieje a świat jest takim jakim go polityczne, sponsorzy i mendia nam zapodajo. Polityczne, jak to rozpieszczone ludzie, nie chcą pamiętać że to real zawsze wygrywa, bywają jak te nałogowce w kasynie, chcące bez końca obstawiać. Dwutlenek węgla ugryzie zaraz ich w tyłek a następnie zwali się na nich kwestia przeludnienia planety. Tu zresztą europejskie oberwą rykoszetem od rzundów krajowych migrantami. Od lat straszyło się ludzi przeludnieniem, potem okazało się że na skutek zmian kulturowych ludzi raczej będzie w szybkim tempie ubywać niż przybywać a emerytury trza wypłacać. Polityczne zamiast przekonywać Afrykę czy Indie o tym by się dla dobra planety nie rozmnażali, przekonywali o tym bogaty Zachód i część Azji. Jak zwykle wyszło nie tak jak sobie wyobrażali. Pierwsze Dziurwy w rynku pracy łatali migrantami a pytania o przyszłość systemu emerytalnego zasłaniali wszechobecnym socjalem. Kiedy w latach 80 XX wieku po raz pierwszy ten system omal nie zbankrutował rzucili się w drugą mańkę, gospodarka wolnorynkowa i globalizacja czyli po co nam migranci, skoro możemy produkować taniej w ich krajach. Gospodarka wolnorynkowa więc socjal powinien zaniknąć? Nic bardziej mylnego, dopiero się rozbuchał vide renty górnicze Żelaznej Damy.
W Europie zdaniem mła doszło do czegoś co można nazwać nadsocjalem, był czas kiedy w bogatych państwach Zachodu nie musiano świadczyć nie tylko pracodawcom ale i społeczeństwu niczego, by państwo człowieka utrzymywało i to na niezłym poziomie. No Raj, a któż by nie chciał trafić do Raju? W erze szybkiego obiegu informacji dorobiliśmy się nowej migracji, której polityczni boją się nazwać socjalną. Taką, która chce żyć w Raju. Problem tylko w tym że Raj nie jest Rajem, któś musi zapiendralać ( co akurat większość migracji do USA świetnie rozumie ). Brytyjscy, francuscy i niemieccy emeryci się wściekają, bo ich emerytury na mało co starczają, dla migrantów płynie socjal a wakaty w niemieckich firmach jak były tak są. Nie tak to sobie establishment wyobrażał. W Europie w wielu państwach to emeryci wybierają władzę, więc socjal dla migrantów musi się skończyć. Bez wątpienia w najgorszej sytuacji są Niemcy, krótko byli krajem kolonialnym i właściwie, poza turecką migracją nie zetknęli się z innymi kulturami. Przyklepywanie problemu polityczną poprawnością sytuacji nie polepsza, Niemcy jednakże cóś chcą z tym zrobić. Na radykalne leczenie przyczyny tej sytuacji ich nie stać, choć cięcie socjalu zalepiłoby te dziurwy w rynku pracy i szybko wszystkich otrzeźwiło, usiłują problem nadmiaru migrantów zepchnąć do sąsiadów. Nie zamknęli jeszcze tylko granicy z Francją. Hym... kto obetnie socjal uratuje Niemców, z tym że przerżnie kolejne wybory. Chętnego nie widać, AFD następne w kolejce do rzundzenia to wydmucha, zlepek a ich program ekonomiczny to tralala. Będzie się działo.
Nie wojna na rubieżach Europy, bo to jest przegadane ( zostaje przekazać co trzeba Chinom i tu forma jest bardzo ważna ) kwestia energii, migrantów i ograniczania roli KE będzie się przetaczała nie tylko na politycznych salonach, u mendialnych, ale też w sklepach, w pracy, w domach. Będzie to się nazywało rozmową o pieniądzach, bo przyszedł nam rachunek do zapłacenia z tytułu poprzednich zarzundów, które wybraliśmy. Nie cieszcie się specjalnie że nasza chata z kraja, energetycznie to nas wszystkie nasze zarzundy olały a PiSdnięte w ramach promocji sprzedały na afrykańskim rynku cóś kole 300 tysięcy wiz. Dobra, to tyle istotnej esencji, którą mła odsączyła z tej zalewy informacyjnej, to wydawa jej się ważne - rysujący się konflikt o kolejny ETS i zbliżający się koniec politycznej poprawności w kwestii migracji. To będzie na nas realnie wpływało. Tyle w piątkowy wieczór, w weekend postaram się skrobnąć coś odprężającego. No chyba że na Pacyfiku będzie przepowiadane tsunami, wtedy zajmę się ezoteryką. Dla umilenia lektury stare XIX wieczne ryciny zwierzątkowe. W Muzyczniku cóś co pasuje do zapachu lip i wiciokrzewu i róż. Wanda Warska w najlepszej formie.