wtorek, 31 października 2023

Komunikat o zdrówku Najobrażeńszej Trójłapności

W wieczór dyniowy, w który zamiast  podeszczowych mgieł po polach snują się duchy, he, he, he,  mła zapodawa komunikat o zdrówku Najobrażeńszej Trójłapności Cesarzowej Wszechświata, Najmilejszej Kniaginii Naszej Wyrkolandii,  Pani na Alcatrazie, Podwórku i Chałupie et cetera, et cetera, Marszałkini kocich wojsk naszych i fabrycznych, Miss Puszystego Ogonka, Różyczce mamusi. Nasza gwiazda była dziś na kontroli u Dohtorowej, znaczy mami  musiała odłowić w ogrodzie, przywabić na michę.  Jej Niełaskawość była pełna pretensji o to że mła Jej Kocią Osobę usiłowała w ogóle na jakąkolwiek  kontrolę zawieźć. No wicie rozumicie Najmniejszej  Najwyższości się nie kontroluje,  nie ma takiego prawa. Było pyskowanie, burczenie i ugryzienie  tym mniej chorym ząbkiem. Hym... mocne jak na chorego kiełka,  U Dohtorowej tyż  był koniec z polityką miłości, Szpagetka pokazała swoją prawdziwą sznupę.  Było bieganie po wadze, odmowa  pokazania ząbków, burczenie jak afrykański bęben i bicie ogonem. Dohtorowa odnotowała że w chwili spokojności Szpagetka waży cóś tam ponad 2 kilogramy 300 gram ( a było 2 kilo 180 gram ). Mła spuchła z dumy że Szpagetce przybyło a Szpagetka usiłowała przekonać  Dohtorową że ta waga to woda, puchlina głodowa,  bo mami nie daje jak trzeba żyru i dlatego Szpagetka nie odmówi  jedzonka jeżeli Dohtorowa zaproponuje. Majestaty nie odmawiają  jak się proponuje, grzeczność  królów czy cóś takiego. Zdaniem mła zwykła kocia  bezczelność! Szpagetka ma zaordynowane jeszcze  pięć dni kreseczki antybiotyku i płukanek, a w środę  ósmego listopada będzie miała zabieg zębowy. Już jest  obrażona, mimo tego że mła wystąpiła z negocjacyjnym indykiem mielonym. Teraz Szpagetka wyrkuje i pilnuje żeby Mrutek nie zajął poduszki, no bo Mruti musi oczywiście akurat na jej poduszce tłusty  tyłek położyć ( dziś go podniosłam i jęknęłam ). Reszta stada kulturalnie ułożona między narzutami ( znaczy zalegują bezczelnie w pościeli ). No i to by było na tyle tego komunikatu. Wpis ozdabiają ilustracje halloweenowe a w Muzyczniku piosenka, którą spoko mogłoby wymruczeć moje stado.

 

poniedziałek, 30 października 2023

Codziennik - spóźnione babie lato i takie tam

U mła w ogrodzie prawdziwa jesień, w tym roku znacznie spóźniona z powodu sierpnia we wrześniu. Mła popatruje na liście swoich brzóz, one jeszcze wszystkie zielone. Za to klony i lipy w jesiennych barwach, dają solidnie po oczach. Po tygodniu przekropnym, że tak eufemistycznie nazwę to parokrotne oberwanie chmury, którego to zjawiska doświadczyliśmy w minionych dniach dwukrotnie, przyszło nagle miłe ciepełko. Takie babie lato tuż przed listopadem. Mła wykorzystała ten czas na uprawianie grobingu, w tym roku ma nowych swoich po  tamtej stronie, więc grobing taki jakby bardziej emocjonalnie obciążający. Mła postanowiła że miejsca obecnego zakwaterowania wszystkich bliskich jej sercu odwiedzi przed pierwszym listopada, mła nie lubi cmentarnych spędów i wystawań przy nagrobkach, pisałam o tym nie raz i nie dwa. No,  nic się nie zmieniło, Dzień Wszystkich Świętych mła zamierza świętować w chałupie, a jeżeli pogoda nadal będzie sprzyjała ogrodowaniu to w ogrodzie.

Mamelon mimo obtłuczenia ( cóś zdziwnego się dzieje bo się znajomki obtłukują, Mamelon zaliczyła lot nad chodnikiem, potknąwszy się o wystającą płytę przykrywającą studzienkę kanalizacyjną, Romi zaliczyła podłogę siadając na nieistniejącym stołku, dobrze że Kocurrek zalega bo ona tyż wywrotna ) namiętnie przesadza rośliny w  ogródku. Mła zazdraszcza, no i chciałaby i boi się! Boję się bo jeszcze pokasłuję i charczę, nie  że zapalenie  oskrzeli ale upierdliwy i  wkurzający kaszelek, który pojawia się przy większym wysiłku. Piotruś straszy mła że to tak parę tygodni mła jeszcze pokaszle, usuwając z organizmu nieżytowiznę. To są podobno radości po tegorocznej  grypie. Mój boszsz... dwa lata nazad to mła by się musiała samoizolować, he, he, he. No i modlić się o miejsce przy respiratorze, he, he, he. Teraz może się spoko zastanawiać czy za zakupy tzw.  respiratorów ktoś beknie. Hym... mła zdecydowanie woli na wolności pokasływać i wykonywać takie rozmyślanka o odpowiedzialności za to złodziejstwo respiratorowe  niż samoizolację uprawiać.

Mła tak sobie myśli że może nie szpadelkiem działać tylko zrobić akcję ze stołeczkiem i małą łopatką, wicie rozumicie - wszystko można byle z wolna i ostrożna. Wiem, wiem, totalna staruszkowizna ale do cholery mła nie młodnieje! Mła jest już w takim wieku balzakowskim że Honoré nie uwierzyłby że tak się, Panie tego, da. Lepiej sobie na stołeczku siedząc cóś tam porobić,  niż marzyć o szpadlowaniu bez większych szans na realizację marzonka. Może mła nie zrobi dużo ale cóś tam zawsze ruszy. Choćby wsadzi anemony  greckie Anemone blanda, mła nabyła na wysortach  odmianę 'Charmer'.  Coolor mają te zawilce lilaróż, mła ma nadzieję że będą grały razem z coolorami hiacyntów. Tak szczerze pisząc to właściwie wszystkie coolory odmian anemonów greckich byłyby jakoś tam paszące ale wiadomo, cóś pasi bardziej, cóś  pasi mniej.  Mła ma nadzieję że 'Charmer' będzie pasił bardziej. Na razie pod magnolką żółte liście opadłe z magnolki, ciemierniki, paprociumy i trawy i niestety wszędobylskie zdziczałe truskawki, które wyparły ku mojemu zdziwieniu podagryczniki. Na magnolce  bardzo mało pąków, w ogóle wszystkie  moje magnolki w tym roku nie wytworzyły wielu pąków kwiatowych, nie będzie w przyszłym roku oszałamiających kwitnień. No dobra,  raz na jakiś czas trzeba popauzować, wiosną solidnie nawiozę i dopieszczę.  Latem będę obficie podlewać, bo mam wrażenie że  to susza stoi  za tym brakiem należytego upączenia.

Po Alcatrazie mła się porusza z pewną taką nieśmiałością, że tak sobie zacytuję reklamową klasykę. Tak, tak, chodzi o to że mła jest pewna że w Alcatrazie nadal przebywają Posrywki.  Nie jeden  Posrywek a stado. Jeżeli to byłby tylko jeden Posrywek to byłby najbardziej  jazgotliwym jeżem na świecie. Pan Dzidek  podejrzewał że w Alcatrazie odbywa się  libacja, dzwonił do mła z zapytowywaniem czy nie potrzeba pomocy przy usunięciu nielegalnie wtargniętych. Mła poszła do ogroda nasłuchiwać i oblookać, oczywiście nikogo nie zobaczyła w świetle latarki ale odgłosy rozpoznała bezbłędnie. To było fukanie i to takie z tych wściekłych i ono się rozlegało z różnych miejsc. Mla poszła do chałupy i powiadomila telefonicznie Pana Dzidka że to Posrywek i pokrewni szaleją w ogrodzie i natentychmiast usłyszała że ma nie ingerować w dziką  przyrodę i że decybele nie mają prawa nikomu przeszkadzać i że Pan Dzidek jest za tym żeby Natura 2000 była za oknem.  Po czym skołował lekko mła bo oświadczył że mła w ogrodzie powinna mieć  żabią orkiestrę. Mła skołowana dlatego że oczko wodne jakby nieobecne w jej świadomości, poza tym mła podejrzewa kotostwo o chęć katowania  żab i niespecjalnie jest chętna pobytowi płazów  w ogrodzie, usuwa  je z myśli i zdziwnie jej się robi jak  kto o nich wspomni. Mła na szczęście wróciła do przytomności  i oświadczyła Panu Dzidkowi że na razie  w ogrodzie są jeże i nietoperze, odgłosy nocnego życia i loty koszące ( opowieści o świetnym zmyśle  echolokacji są z lekka przesadzone o czym przekonał się sąsiad  Maciek ) już sprawiają że sąsiedztwo wie  że ogród żyje, żabie rechoty to mogłaby być kropelka przepełniająca czarę, zwłaszcza że na sąsiedniej działce od rana skrzeczą sroki.

Pan Dzidek twardo odpowiedział mła że woli takie odgłosy niż ten cholerny jazgot silników i te okropne dźwięki wydawane przez hamujące tramwaje. Musiałam się z nim zgodzić, mła też woli odgłosy wydawane przez dziczyznę.  Dlatego mła dziczyźnie w Alcatrazie ustępuje, nawet  ustaliła z sąsiadem Maćkiem że pod kasztanowcem zostawimy sporo drobnych gałązek z tegorocznych przecinek, to  chyba  będzie jednak  bardziej zachęcające niż budki do zimowania, bliższe natury. Mła się przyzna że pod kasztanowiec podciągnęła też troszki konarków, w końcu ta drobnica musi się na jakiejś konstrukcji opierać. Dobrze że sroki nie mieszkają już na kasztanowcu, przeniosły się i bardziej zainteresowane są  "swoją" działką. Prawie nie zaglądają do ogrodu, mła ma teraz stadko sikorek, przecudnie błękitno - złotych, które przy srokach by się pewnie nie uchowały. Szczęśliwie koty nie są  specjalnie zainteresowane ptakami, Mrutek uważa że ptaki zaczynają się od  gołębi, Pasiak oczywiście uważa tak samo jak Mrutek i jest przekonany że tego gołębia to Mruti powinien upolować i mu przynieść.  Dziefczynki zainteresowane głównie gryzoniami, na ptaszki lubią popatrywać z parapetu i grożąco ćwierkać w ich kierunku, to wszystko  na co się w stosunku do skrzydlatych zdobywają. Mła za to bardzo sikorkami zainteresowana, lubię pogapić się na sikorkowe podfruwania na berberysowych gałązkach za oknem. Oczy rwą te kolory piórek na tle przebarwionych jesiennie  liści berberysu. Niestety, co mła ruszy po aparat to sikorki tajemniczo znikają.

Nie tylko ogrodowe przyjemności były udziałem mła w minionym tygodniu, jak widzicie na fotce obok mła odwiedziła las. To tylko część łupów, były też koźlarze i trafił się rydz. Mła odpoczęła po nerwach z powodu Szpagetki. Nasza gwiazda dochodzi do siebie, znaczy obżera się obecnie do nieprzytomności. Mła daje jej żarełka ile tylko Szpagetka chce, bowiem mła wie że po zrobieniu porządku z zębami troszki minie zanim Szpagetka się znów  rozeżre. W ostatni dzień października idziemy na kontrolę, jak będzie OK  to ustalimy termin zabiegu. Mła oprócz antybiotyku  w zastrzykach i pryskania  sznupki usiłowała krotamitonować antyświerzbowo uszka Szpagetki. Szpagetka uznała że zniesie na raz tylko jedną terapię i mła ugryzła. Mła jest w związku z tym dobrej  myśli, jakby ząbki  bolały to by się mami do krwi nie użarło, nieprawdaż?  Prawdaż, prawdaż. No dobra, to by było na tyle. Mła kończy pisanie i słuchanie Radia Naukowego. Fotki ogrodowo - domowe, w Muzyczniku Anne Bancroft i Mel Brooks śpiewają po polsku "Sweet Georgia Brown".


niedziela, 22 października 2023

Ta milsza twarz jesieni

Wczoraj jesień pokazała swoją bardziej  miłą twarz, znaczy poświeciło i było ciepło. Mła w związku z tym wylazła do ogroda i robiła zdjęcia temu co uniknęło skutków suchego lata we wrześniu i jako tako wygląda.  No niewiele tego, oszałamiających  przebarwień nie ma,  bo sporo liści zdążyło zlecieć nim nabrało cooloru. Podrosły paprociumy a niektóre z nich dojrzewają do rozsadzenia.  Mła się jednak ogrodem w spokoju za długo nie cieszyła bowiem mła śledziła Szpagetkę. Moja gwiazdka nie chce jeść i jutro z rana jedziemy do Dohtorowej. Wicie, rozumicie, brak łaknienia u  kota zawsze stawia mami  do pionu,  mła jest  naszykowana  na terapię z płukaniami jakby co i codzienne dojazdy. Szpagetka nie wygląda na ciężko chorą ale mła swoje wie, Szpagetka może cóś ukrywać, jak to ona. Reszta  kotów wydawa się mła w porządku, już zimowo  utyte i wieczorami rozleniwione. Mła usmażyła te swoje węgierkowe  powidła przy okazji doprowadzając garnek do stanu wymagającego długiego odmaczania i będzie dopiero teraz ładować je do słoika. Smażyły się długo bo mła ciągle dokładała  co tam wyjadła ale są za to  słodkie bez dodatku cukru. No i tyle. Mła nic  nie oglądała bo jak wlazła raz  do neta  to polityczne na nią naskoczyły i mła się  zorientowała że festiwal wyborczy nadal trwa w najlepsze. Ostrożnie się teraz  po necie porusza żeby się nie napatoczyć na to sztucznie podtrzymywane przez mendia wyborcze wzmożenie. Mła sobie za to troszki polekturowała, wróciła do dawno czytanych pozycji, coby sobie odświeżyć wrażenia, co okazało się poszukiwaniem utraconego czasu - wrażenia były cóś inne. No i to wszystko na temat ubiegłego tyźnia, jak widzicie egzystencja mła nudnawa i wypełniona kocim zmartwieniem. Ech... Nawet Muzycznika  mła się nie chce zapodawać, tylko fotki z wczoraj.

wtorek, 17 października 2023

Refleksje okołowyborcze

Wybory, wybory i po wyborach. Mła paczy i smutno konstatuje że nasza klasa polityczna, ze szczególnym uwzględnieniem zarzundzających, tak wkarwiła naród że masowo polazł do urn. Znaczy mła się z jednej strony cieszy,  bo ludzie  jeszcze w swoją sprawczość wierzą a uwierzyć to pierwszy krok  do tego by naprawdę być sprawczymi, z drugiej strony poziom tego wkarwu jest taki że na jasne myślenie może tym wyborcom nie pozwolić. No cóż, zobaczymy  co z tego wszystkiego wyjdzie, bo mła jak niemal zawsze z okazji wyborów  w naszym kraju,  ma wrażenie nieodparte że my  głosowali nie za kimś a przeciwko komuś. Mła tu się nie będzie rozpisywać kto komu dopieprzył i dlaczego bo tak szczerze pisząc guzik to mła obchodzi ale jedna sprawa, która z okazji tych wyborów zrobiła się dość głośna,  mła skłoniła do pewnych przemyśleń.  Mła ma tu na myśli występy honorowego prezesa Konfy - Janusza  Dziadygi Korwin Mikkego. Mła od razu napisze że nie są to przemyślenia poprawne politycznie, ba,  mła się osuwa w  jakieś grzęzawiska dyskryminacji  i sama  musi  przyznać że to o czym rozmyśla jest kontrowersyjne. Przyjęło się w naszej  kulturze, nawet w stosownych dokumentach to zapisaliśmy, że ludzi nie powinno się dyskryminować ze względu na płeć, pochodzenie  etniczne, wyznawaną religię, orientacje seksualną, wiek. Znaczy za to co każda i każden z nas ludzi dostaje od Najwyższego vel Natury, nie dyskryminuje się za to co przyrodzone, jak to się drzewiej określało. Czy aby na pewno? Dlaczego nie pozwalamy głosować  ludziom zanim osiągną pewien wiek i nie powołujemy ich na urzędy? Bo dzieci nie dojrzały i co to w ogóle za durne pytanie? No ale to jest qurcze pieczone dyskryminacja ze względu na wiek, toż możemy  wykluczać z życia  publicznego dojrzałe jednostki, bo przeca jedni dojrzewają szybciej insi wolniej.  A jednak nikt nie widzi problemu żeby ograniczać ludziom jak leci  prawa ze względu na niski wiek.

Hym... za to bardzo duży problem się robi kiedy ktoś tylko piuknie że staruszka bądź staruszek to już ani na urzędy nie tego, no i nie za bardzo się orientuje co wiąże się z postawieniem krzyżyka w odpowiedniej kratce. Zaraz pada hasełko ageizm. Mła jest jak najdalsza od dyskryminacji babć i dziadków, tym  bardziej że sama jest w wieku babciowym ale platoński model rządów gerontokracji zamiast z rządami filozofów kojarzy się mła z obsadą Kremla z lat 80 XX wieku, gdzie średnia wieku poniżej siedemdziesiątki to było odmłodzenie Biura Politycznego i to nie jest skojarzenie mające pozytywne konotacje. Zachód się starzeje ale  nie aż tak żeby wybierać staruszków na urzędy, mam wrażenie że obecna sytuejszyn w ciałach ustawodawczych, czy władzy wykonawczej w demokracjach zachodnich jest z lekka niepokojąca. Ślepy Joe i Ryży z Hameryki to osoby przykuwające uwagę ale o wiekowych urzędnikach, kongresmenach czy senatorach ciszej. A jest ich mnogo. Na mła spore wrażenie zrobiła w tym roku historia z dziewięćdziesięcioletnią parlamentarzystką amerykańską, która sprawiała wrażenie że ma wyraźne problemy podczas obrad komisji. Mentalne problemy. W jakiś czas  później w Polsce zmarła senator Barbara Borys - Damięcka, w wieku lat 85, mła sobie  wówczas pomyślała że Ronald Reagan kończył karierę polityczną w wieku lat 77 i jeszcze prasa od staruchów go wyzywała. A co z czynnym prawem wyborczym, czy przeciętny siedemdziesięciopięcio  - osiemdziesięciolatek ogarnia świat na tyle że wybór którego dokonuje jest w pełni świadomy? Technologie zmieniają nam świat w zawrotnym tempie, czterdziestolatkowie mają nieraz z nowym problem, czy osoba o  ograniczonym przez biologię potencjale jest w stanie ogarnąć takie zmiany?

Mła oczami wyobraźni już widzi jak dziewięćdziesięciolatka wypowiada się w kwestiach dotyczących możliwości wprowadzenia czy zakresu działań AI na terenie RP. Babciu chodzi o to żeby nikt Babci  nie symulował na nośnikach, no dane biometryczne Babci muszą być bezpieczne. Co Babcia mówi, że siku w pampersa zrobiła? Ja tu Babcię staram się chronić a Babcia co? Że w dupie Babcia ma i mam pomóc pampersa zmienić? Inna bajka to jest to czy ludzie będący zdecydowanie  bliżej niż dalej wylotu  z tego świata mają prawo ustawiać świat następnym pokoleniom,  często gęsto nie mając pojęcia o tym jak ten  świat obecnie wygląda i działa. Owszem są osoby które mają dziewięć  dych na karku i umysł jak brzytewka, znałam taką,  ale olbrzymia większość dziewięćdziesięciolatków odczuwa problemy związane z fizjologią,  starzeniem się mózgu. Czy koniecznie  trzeba staruszków wyborami katować? Większość osób  w  późnym wieku olewa  swoje prawa wyborcze, chyba że  mieszka w domach opieki, bo tam personel nie odpuszcza, często gęsto wpływając na te staruszkowe wybory, najdelikatniej rzecz ujmując. Jak widzicie jest się nad czym zastanawiać.  Inna sprawa z wyborami związana  to głosowanie Polaków na stałe  mieszkających za granicą. Tak, tak, wiem, zagramanica za wolnością i demokracją he, he, he,  ale nie bardzo mła się podoba że nasze ciało ustawodawcze, które wyłoni   władzę wykonawczą,  wybierają osoby, które nie podlegają polskiemu prawu z racji zamieszkiwania poza granicami kraju i posiadania tam tzw. centrum życiowego. Znacie ten jak najbardziej polityczny dowcip o mście na rodzinie - zagłosuj na PIS i wyjedź z Polski. Dla mła jest to cóś nie w porządku, jak się człowieku zdecydowałeś na emigrację to zdobądź obywatelstwo  i głosuj sobie na władze kraju w którym na stale mieszkasz. Jak nie chcesz mieć obywatelstwa to nie głosuj w ogóle, emigracja  to pewien wybór. Mła podoba się ten system w którym żeby móc głosować w kraju trzeba posiadać nie tylko jego obywatelstwo ale przynajmniej  przez rok przed wyborami w nim mieszkać, podatki płacić itd. No dobra, niech będzie pół roku. Zdaniem mła komisje wyborcze za granicą powinny istnieć w ograniczonej ilości i tylko dla tych będących "na wyjeździe". 

Po głowie majta mła się jeszcze jeden pomysł, nie tylko oczyszczający pole młodszym politykom limit wieku przy biernym prawie wyborczym ale ograniczenie  liczby kadencji  sprawowania urzędu. Mamy tak  przy wyborach prezydenckich i to się sprawdza. Mła uważa że polityk się zużywa cóś  szybko i  po dwóch kadencjach odrywa się od bazy.  Może kariera każdego polityka powinna być podobna do kariery tancerza, niezbyt długa? Wykonywanie mandatu bardziej przypominałoby  publiczną służbę niż zawód mający niewiele lepsze notowania w społeczeństwie, niż ten uważany za najstarszy zawód świata. Można by wtedy pomyśleć o kadencjach pięcioletnich i wzorem  amerykańskim w połowie kadencji wymieniać jakąś część parlamentu.  Hym... jak widzicie z okazji wyborów zdziwne pomysły  lęgną się w główce mła, pewnie babcieje tak jak Korwin zdziadział. Jeszcze troszki a zacznę ćwierkać o zabieraniu samcom praw  wyborczych bo to głupie i agresywne, płaskie  i gdzie im tam do wibratora. Demencja czyha, he, he, he. Dzisiejszy okołowyborczy wpisik ilustrują rycinki nawiązujące, od czasu do czasu ci co głosu nie mają mogą sobie pozwolić na oddanie głosu. Muszą przy tym oddawaniu bardzo uważać, ponieważ sztuka manipulacji nigdy nie była domeną wyłączną klasy politycznej. Manipulują namiętnie nami  tacy, którzy przez utrzymywanie mendiów a nie tylko ich posiadanie, chcą uzyskać określone wyniki polityczne. To nie jest szuria, tylko rzeczywistość. Dlatego należy  w tym natłoku informacji orientować się  czy politycy aby na pewno robią to o czym mówią że robią. Różne tłuste robaczki na wędeczkach przykrywają stal  haczyków. W Muzyczniku piosenka nietrzeźwa, mła się zabiera za filtrowanie nalewki z łupu  przywiezionego ze Splitu.

sobota, 14 października 2023

Codziennik - październikowy półmetek

Jakaś zdziwna jest ta tegoroczna jesień, połowa października a tu dopiero mocno żółkną jesiony. Doszłyśmy z Mamelonem do wniosku że to dlatego że wrzesień w tym roku w zasadzie był latem. Mła ma nadzieję  teraz na długą i w miarę słoneczną jesień a także zimę krótką, śnieżną ale nie bardzo mroźną. No wicie rozumicie,  mła nie ma złudzeń że po wyborach z karnawału obietnic wiele zostanie, cóś przewiduję wzrost cen energii a tu ogrzać chałupę trzeba. Tak bardzo konkretnie. Na szczęście zielonoładowość zbiera się do odwrotu, na nieszczęście zostawia nierozwiązaną sprawę kopciuchów, tych wszystkich niskoemisyjnych piecyków opalanych  kiepskiej jakości opałem. Jak mła qurna nie lubi tej wszelkiej urzędniczej akcyjności, która nakazuje i dokazuje  ( ulubione alibi to dyrektywa europejska, choćby była o czymś innym ), po czym się okazuje że jest dupiasto jako i poprzednio było, bo od podejmowanych przez urzędników decyzji cóś się za bardzo nie polepszyło. Hym... pamiętacie jak to cudownie mieliśmy pozbyć się problemów ze  śmieciami  powierzając ich usuwanie gminom. Taa... koszta są, w przypadku usuwania niektórych odpadów wręcz horrendalne, śmieci  dalej się walają gdzie popadnie ( mła wróciła świeżo z lasu, a jakże, zaśmieconego ). Ba, nawet sobie śmietniska z zagramanicznymi śmieciami otworzyliśmy, tacy w śmieciach jesteśmy oblatani! A miało być tak pięknie i zielonoładowo, mła od początku wiedziała że będzie drogo, dalej brudno i jeszcze sobie mafię śmieciową wyhodujemy. Ech...

Mła  nie wierzy we własne profetyczne zdolności, śmieciową sytuejszyn mógł przewidzieć każdy kto ma cztery szare komórki na krzyż. Jak nie przewidział to albo jest upośledzony na umyśle albo czuł nosem profity, konfiturki z których coś uszczknie. Mła sama nie wie co gorsze, debil czy kombinator. No dobra, ponarzekalim na niepewną przyszłość w kwestii kosztów ogrzewania i śmieciarnię, czas na meldunek o sprawach domowych. Mła w tym  mijającym tygodniu bardzo pozazdrościła Romi jej środowej wyprawy do lasu i w czwartek pojechała w zielone razem z Mamelonem i Sławencjuszem. Niby się nazywało że na grzyby ale mła się specjalnie do grzybobrania nie przykładała, skutkiem czego znalazła grzyba sztuk jeden. Za to co się napatrzyła, nawąchała, nacieszyła lasem! Co z tego że popadywało, las w deszczu pachniał przewspaniale, niech się chowają najbardziej wyrafinowane kombinacje perfumiarzy. Zapach mokrego jesiennego lasu, tych mchów, grzybów i porostów, opadłych igieł i liści, nuty butwienia i wzrostu, śmierci i życia - jedyny w swoim rodzaju, zdaniem mła nie do odtworzenia w laboratoriach. Co prawda łażenie po deszczowym lesie ma swoją cenę, mła pobolewa gardło ale od czego październikowa herbatka ze wzmacniaczem. Mła się napiła, w główce mile szumi, obolałe gardło i smutki tego świata jakby troszki mniej doskwierają. Wracając z "grzybów" mła  tradycyjnie zakupiła jajka od kur grzebalnych i serek od znajomych kóz. Serek z kozieradką, bo z orzechami inne łakomczuchy wykupiły. Udana była ta wyprawa, choć koszyk mła nie był wypełniony grzybami tylko wiejskimi dobrutkami ale mła jest prawdziwie usatysfakcjonowana tym że może zeżareć jajko, które smakuje jak jajko z czasów jej dziecięctwa i pochłonąć ten cudowny serek, który w przeciwieństwie do kozich serów sklepowych nie jedzie wytwórczynią mleka, z którego został uwarzony.

Insze info dotyczy naszego Mrutiego. Otóż nasz pan Mruti ( jest na mła obrażony, mam mu mówić pan co jest zdziwne,  bo on pan dalej miauczy do mła "madka" ) na początku tygodnia przestał stawać na prawą tylną łapkę. Mła obserwowała ale po dwóch dniach macania, podczas którego nic nie wyczuła i oglądania, podczas którego nic nie zobaczyła, mła pojechała z Mrutim do Dohtorowej. Do Dohtorowej bo nasz Pan Dohtor bezczelnie na emeryturze ryby poławia. Dohtorowa oglądała, macała a na samym końcu dla pewności łapkę prześwietliła. Jedyne co Mruciu z łapką miał to lekko opuchniętą poduszeczkę ( Mruciu trzymany przez mła na rękach osobiście oglądał ekran sprawdzając czy nie ma ciężkiego złamania z przemieszczeniem, wspominanie którego pozbawiłoby Szpagetkę tytułu Najbardziej Pokrzywdzonej w Rodzinie ), dostał antyzapalne i małą dawkę antybiotyku do wstrzykiwania jakby co, bo przeca on miał tego lata ropień. No i Mrutki stojący pewnie na wszystkich czterech łapach jest teraz na mła za to zastrzykiwanie obrażony. Jednakże  na pan przeszliśmy dopiero przy czyszczeniu uszu. Towarzystwo ma zapodawane na  świerzbowca i mła generalnie jest u nich w niełasce i jest na niej uprawiane kocie wyżywalnictwo. Mła usiłuje sama sobie tłumaczyć że to normalne, czyszczenie uszu to żadna przyjemność, zapodawanie do nich kropelków tym bardziej. Ale podrapany biust i nogi to nie jest tak całkiem w porządku. Uszka trza doleczyć  do końca i mła się nie podda kocim protestom.  No i to by było  na tyle info - info domowego. Mła Wam dziś zapodawa  w ramach ozdóbstwa wpisu leśne fotki  a w Muzyczniku  leśna muzyczka, he, he, he, z mchu i paproci. A teraz mła krokiem bolero pójdzie  obierać śliweczki z uschniętymi dupkami bo czas smażyć powidła i żadne zachęcające mruczenia jej od tego nie odwiodą. No chyba że takie ze ślinieniem i udeptywaniem.