środa, 30 stycznia 2019

Przewlekły styczeń


Styczeń mija, wlókł się długo i nie był miesiącem podczas trwania którego  optymizm z mła się wylewał uszami. Pogoda nie nastrajała jakoś mile,  huśtając i tak już rozbujany organizm mła od nagłych ociepleń do podstępnych przymrożeń. Szczęśliwie było przez jakiś czas biało, prawdziwie zimowo ale z powodu ogólnego syfu zawieszonego w powietrzu  ciężko było korzystać z uroków tzw. zabaw na świeżym powietrzu. Świeże powietrze w słoneczne, zimne dni mogło przydusić. Znaczy tradycyjne  miastowe narzekanie. Na moim osiedlu na którym przeważa zabudowa jednorodzinna i stare kamieniczki, większość  ludzi  opala domy węglem ( jakby się polepszyło znaczy  bo cóś mniej czuć palonego plastiku czy gumy ) i ten  palony węgiel inaczej wonieje niż węgiel  sprzed parunastu lat. Dym z tamtego starego węgla był paskudny ale to co czuć teraz to jakaś insza bajka, cóś jakby dymy wulkaniczne. W pogodne,   styczniowe dni  nawet koty nie chciały za długo bawić się poza domem. Z kolei kiedy robiło się nieco cieplej to albo dżdżyło albo wiało.  Powietrze lepsze  ale pogoda do spacerów niespecjalna. W związku ze związkiem i człowiek mało wychodził przyjemnościowo z domu, zima powoli zaczyna mła się kojarzyć z uwięzieniem w chałupie, przymusowym gawrowaniem. Wypadów po zakupy nie ma co zaliczać do wypraw przyjemnych bo nic z zielonego nie zostało w styczniu zakupione, śmieciowania  nie odbyłam a kupowanie bombek za 20% ich pierwotnej ceny nie zdołało mnie tak do końca zakupowo uszczęśliwić. Ech... nawet zakupoholizmowi nie  mogłam pofolgować! Snuję się niedotleniona, zła na całokształt, z poczuciem dodupności wszystkiego.


A przeca to tak nie jest że człowiek musi tonąć w  brei paskudnej, zimowej, miejskiej zupy, czas na dosłonecznienie. Poczytawszy na Agnieszkowym blogu o wyprawie z przyjaciółką i postanowiwszy zrobić sobie parodniową odskocznię od wszystkiego.  Mła sobie wyjedzie  z Mamelonem w kierunku południowym i będzie miała w dudzie wszystko zimowe. Przez parę dni zdoła naładować akumulatory i jakoś przeżyje do wiosny.  Chciałoby się wyjechać na nieco dłużej ale nie da się uciec od domowych i nie tylko domowych powinności.  Co robić, dobre i parę dni w cieplejszym klimacie. Jedyne  co mła teraz spędza sen z powiek to to co zwykle ją martwi kiedy wybywa z chałupy   na nieco dłużej - zachowanie Felicjana wobec Cio Mary, która ma niańczyć koty podczas  nieobecności stałej służby.  Wicie rozumicie, Felicjan potrafi pokazać że  jest  niezadowolniony a Cio Mary jest w o wiele większym stopniu spolegliwa wobec jego głupawych  życzeń  niż mła ( wiem, wydaje się niemożliwe ale tak jednak jest ) a z roku na rok zarówno paskudność Felicjana jak i spolegliwość  Cio Mary wzrasta. Może się dziać, mam nadzieję że po powrocie zastanę wszystkich w całości i nieobrażonych "na śmierć". W robocie jest kolejny wpis o roślinach występnych ale cóś  ciężko mi  idzie ( hym... chciałabym żeby merytorycznie był w porzo a to  zawsze oznacza więcej siedzenia i sprawdzania, a mła się jakoś tak akurat nie chce siedzieć i sprawdzać - leniwieje ). Bezczelnie przyznaje że zamiast pilnego studiowania wszystkiego możliwego o roślinie występnej, mła  sobie oglądała najnowsze irysy z Mid -  America i tylko dlatego nie snuła przy tym zbożnym zajęciu planów zakupowych bo  w tym roku czeka ją kolejna większa inwestycja kamieniczna ( co dla mła oznacza sporo roboty i co gorsza spore wydatki ).  Irysy piękne, nawet Mamelon przy jednym takim się rozmarzyła ale wydatek kamieniczny jest konieczny i pieniążki w tym roku przeliczane są na metry miedzianego kabla. Jak dobrze pójdzie to mła najwyżej ze dwa, trzy  iryski pozyska dla zaspokojenia  kolekcjonerskiego głodu i na tym szlus. Mła nie powinna narzekać, roślin w ogrodzie u niej masa i choć mła ciągle by cóś tam jeszcze dosadzała to w porównaniu do inszych ogrodów u niej rośnie taka ilość taksonów  że ze trzy parki by  obdzieliła i jeszcze na skwerek by zostało.

Oblookałam sporo nowych filmów od dzieł wiekopomnych do obrazków skupiających wzrok.  Jak to ze wszystkim - niektóre filmy naprawdę niezłe , insze nie zachwyciły mła mimo tego  że pretendują do nagród i w ogóle hity ( taa...shity albo i gorzej bo poprawne do bólu ).  Mła podobały się filmy takie jak odjazdowy dla mła  ( klimatyczny bo smacznie wykorzystujący  nie tyle nawiązania do inszych  filmów co do historii społecznych zmian utrwalonych w pop kulturze ) "Bad Times at the El Royale", zrobiony zgodnie z najlepszą tradycją włoskiego kina "Dogman"  czy  pokrzepiające serce   i niespecjalnie angażujące umysł oglądadło dla pań  "Ella Schön". Filmy o rodzących się gwiazdach jak i o tych co już zaistniały mła sobie  obejrzała ale już je wywaliła z pamięci bo to nie było coś co warte jest zachowania.  Oblookany został też najnowszy film Larsa von Triera, manieryczny jak późna  Violetta Villas i zaledwie cichym szeptem  do mła  przemawiający.  "BlacKkKlansman"  nie powalił, może mła spodziewała się zbyt dużo po tej historii a to tylko "kolejny Spike Lee". Trochę  szkoda  bo historia o mieszanym rasowo zespole  agentów rozpracowujacym Ku Klux Klan miała potencjał. Tylko z  tych możliwości wyszła taka sobie opowiastka mało kręcąca. Mła woli takie historyjki  jak  "The Sisters Brothers" czy "Bad Times at the El Royale", z klimatem. Hym... gdyby mła  miała przyznawać nagrody i wyróżnienia to całkiem inaczej by to wyglądało niż  przyznawanie Złotych Globów na ten przykład. Niestety nikt mła do żadnego jury nie prosi i dlatego nagradzane są jakieś nieprawdziwe i głupawe o Boskim Fredim opowiastki dla grzecznych dzieciów a nie  dobry, krwisty  kawałek  kina. Teraz mła czeka na  kolejne trzy oscarowe filmy które  umyśliła sobie obejrzeć i stara się nie mieć  zbyt wielkich oczekiwań coby się  nie rozczarować. Oczekując ogląda sobie nasz polityczny serialik,  obecnie na  monitorze są "Dwie Wieże", potem pewnie będzie  "Powrót Króla".  Mła jednak  to niezbyt bawi bo zna już tę historię. Wolałaby oblookać cóś nowego.

Dzisiejszy wpis ozdabiają takie małe dziełka sztuki z czasów  kiedy  kończyło sie już Art Noveau a nie zaczęło  jeszcze na dobre Art Deco. Niektóre są wcześniejsze, inne są późniejsze ( jak te z dwóch ostatnich fotek )  ale mają jak to się  określa "cechy stylu"bo  przeca sztuce tak naprawdę twardych czasowych ram narzucić się nie da. Dwie z prac są anonimowe, ta  tapetka  na pierwszej fotce i  chyba cóś włoskiego na drugiej, dwie pozostałe  prace to ilustracje książkowe autorstwa Virginii Frances Sterrett ( niestety bardzo krótko  tworzyła, zmarła w wieku 31 lat na gruźlicę ).

czwartek, 24 stycznia 2019

Zbieramy się!

W mijającym tygodniu nawet nie starałam się  uciec od medialnej zawieruchy która zgodnie z moimi oczekiwaniami rozszalała się nad nami na dobre. Co  ciekawe generalnie szeroko  pojęte media nie uznają że to z nimi cóś jest nie halo i beztrosko obwiniają "klimat" jaki rzecz jasna wytworzyło społeczeństwo a one  te bidne media to tylko  tak jak to zwierciadło odbijajo brzydki obraz. Taa... mła się odbija za to mediami jak zgniłym jajem. Media kreują nam rzeczywistość i nie ma co udawać  że jest inaczej. Klimat jaki mamy jest w dużej mierze  ich "zasługą", są zań  odpowiedzialne i nie ma co tutaj zwalać wyłącznej odpowiedzialności na Kowalskiego bo Kowalski za uszami wprawdzie ma ale do tych uszu ciągle mu się sączy. A jeszcze solidniej pracuje się nad tym żeby mu stawiać przed oczami. O rządowej ( bo przeca nie  jest to narodowa czy społeczna ) TVP nie ma nawet co pisać bo mam deja vu telewizji stanu wojennego ( dziewczynki i chłopcy z informacyjnych tylko  mundurków  nie noszo ) ale z inszymi programami  informacyjnymi wcale nie jest też  znów tak bardzo świetnie.  Nie jest to  takie dno jak ta nasza abonamentowa gadzinówka ale mła czuje całą sobą że z zachowaniem  tzw. dobrych standardów dziennikarstwa jest  średnio (  beztelewizyjna mła w tym tygodniu parę razy załapała się na programy różnych stacji przy  okazji nawiedzeń i stwierdziła że jej decyzja sprzed już nastu lat o pozbyciu się odbiornika TV była jedną z najlepszych decyzji jaką kiedykolwiek podjęła ).

Prasę i portale internetowe mła dozowała, coby szum medialny u niej kołowacizny  nie wywołał. Hym... papierowa prasa z lewa, papierowa prasa z prawa, szczerze pisząc jeszcze papierowa prasa mimo że sympatie polityczne widoczne  jak na dłoni  wygląda na tle innych  mediów w miarę czysto. Wiadomo  że tabloid  jest tabloidem, nikt wyżej możliwości nie podskakuje i w jakiś sposób jest to uczciwe.  Każdy ma swoją wersję rzeczywistości, każdy o niej w inszy sposób opowiada ale chlastania  piórem po oczach jak  brzytwą ni ma. Z poglądami dziennikarskimi  możesz się  zgadzać lub nie, ale to twoja sprawa.  Co najwyżej  list do redakcji możesz wysłać  jak  cię rozwścieczy jakiś felieton i liczyć na to że o ile dobrze piszesz a redakcja jest z prawdziwego zdarzenia to zechce go  włączyć do wydania jako  polemikę z  autorem felietonu.  Rzecz oczywista że zasób słownictwa w tej  polemice musi być  znacznie większy niż  tak popularne w necie" Polityk którego nie lubię czy jego formacja ...ch.j i p..da!" Może dlatego że papierowe gazety z natury swojej nie są w stanie oddać łamów każdemu uważającemu że cóś ma do powiedzenia,  są ostatnim bastionem prawdziwego dziennikarstwa.  Napiszę tak - sięgając po   pisemko  "Miś" człowiek wie  że spodziewać się może  opowiastek dla dzieci, sięgając po  "Vouge" dobrych fotek mody,  po "Do Rzeczy" poglądów prawicy, po "Newsweek" poglądów liberalnych a po "Liberté!" lewicowych. Jasne jak słońce.

Elektroniczne wydania gazet już takie  uczciwe  nie są, głównie za sprawą moderacji komentarzy a właściwie jej braku.  Unijne prawo jasno nakłada odpowiedzialność właścicieli portali za treści umieszczane na ich stronach ale w niektórych  krajach to prawo jest po prostu martwe.  Poziom debaty  publicznej w związku z tym znalazł się w okolicach rynsztoku.  No cóż, trza się szykować na to że prędzej czy później, po  kolejnych ekscesach spowodowanych  hejtem komentarze do rzeczywistości będziemy sobie mogli zamieszczać na stronach sygnowanych własnym  imieniem i nazwiskiem a błoga anonimowość w sieci z której sama korzystam,  stanie się wspomnieniem. Tak po prawdzie  nie ma  żadnych przesłanek prawnych które by  tę anonimowość nam  gwarantowały, kiedy w końcu  ilość  "martwych dusz" zarejestrowanych na portalach społecznościowych przekroczy ilość rzeczywistych użytkowników, kiedy wiedza o  programach dopieszczająco  lajkujących z automatu dotrze do tych którzy dzięki lajkom czują że istnieją, kiedy stosowanie  socjotechnik wryje się w społeczną świadomość a oko wielkiego brata podpatrzy to czego akurat nikomu nie chcieliśmy pokazać, być może wówczas dojdzie do  tego że  zerwiemy z hipokryzją, która  nazywa się anonimowość w sieci a która pozwala zarządzać ludźmi  jak stadem baranów i napuszczać ich na siebie zgodnie  z interesem  jakichś  grup ( i nie jest to spiskowa teoria dziejów  o czym można się przekonać zagłębiając się w sprawę amerykańskich wyborów czy wybuchu separatyzmów w Europie, a także analizując przyczyny odcięcia się  niektórych krajów od hamerykańskiej wersji netu ) .

Brak anonimowości skutecznie temperuje, bo co innego  kiedy Ciapuchna wychodzi na płaskoziemcową idiotkę a co innego kiedy zostaje nią  Anna Kowalska.  Myślę że za jakiś czas  Face i Tweet padną ofiarą własnego sukcesu, przekręty tej pierwszej nawet Wujka Google zostawiły daleko w tyle. No cóż, zarządzanie przez korporację mającą na względzie głównie zyski inwestorów a nie dobro użytkowników, sprowadzającą tych ostatnich  do roli dostarczycieli danych, targetu dla reklamodawców oraz masy ludzkiej u  której  można kształtować określony światopogląd  na zamówienie,  nie może skończyć się dobrze.  Brak  niby anonimowości  najprawdopodobniej rozwaliłby złoty interes, ale kto wie czy takie na ten przykład finansowe karanie portali za brak weryfikacji lewych kont społeczeństwu nie wyszłoby na dobre? Użytkownikom  tych portali,  którzy często gęsto nawet nie mają  świadomości że rozmawiają z trollami ( przywykło się trollowanie przypisywać  komentatorom politycznym ale trollowanie  nie polega tylko na pluciu jadem - wyobraźcie sobie że jestem na ten przykład trollem, he, he, he - na szczęście  sporo z czytających zna  mła z realu ) zapewniłoby bezpieczniejsze poruszanie się nie tylko w sieci ale i w świecie. Takowe to refleksyje mła nachodziły w mijającym tygodniu, w którym po wyciszeniu wszyscy polityczni i nie tylko  zapluwali się się z tej mniłości i pokoju. Taa... jedno co dobre to że serduszkowa akcja nadal działa, zapełniają się puszki i nasza  niedopieszczona służba zdrowia dostanie wspomożenie.  Niech żyją serduszka ludzi dobrej woli, nie ważne lewe czy prawe czy centrystyczne, dobre serduszka  po prostu.

piątek, 18 stycznia 2019

Jak kochać mamusię żeby się nie pozbierała

Taa... pańcizm wielokotny obarczony ryzykiem jak wyprawa zimowa w Himalaje.  Nie wiem czy to huśtawka pogodowa czy ze mnie spływa na zwierzyniec jakaś zła aura, jednak wiem że moje koty właśnie pokonały  piąty stopień upierdliwości i pędzą dalej. Na początek  Felicjan obnoszący się z dziąślakiem i wyłudzający na niego co się da ( jak się nie da to sobie sam  bierze ).  Zgodnie z wetowym zaleceniem rozrabiam paszteciki kotowe wodą coby Felicjanowe szczęki oszczędzić.
Wątróbki niewiele  podziabanej, wołowina surowa zmielona, żółteczko z indyczym miąskiem roztarte pod sznupę podsuwam a on tymczasem dobutki ma gdzieś a najbardziej jest zainteresowany tym co jest u mła na talerzu. Nie żeby oficjalnie ale talerza pełnego lepiej przy nim nie zostawiać. Na jedzeniu problemy kocurowe się nie kończą.  Postanowiłam oswoić  go z nożyczkami, dwa miesiące trwało zanim pozwolił sobie skrócić  pazurki. Ostatnie obcinanie  to jakby sukces był, znaczy Felicjan zachowywał się poprawnie do momentu obcięcia ostatniego haczącego pazurka. Potem obejrzał sobie  dokładnie efekty moich działań i wtedy dopiero mnie pochlał! Do juchy! Nie wiem  czy cóś nie halo zrobiłam bo  poruszał się normalnie, łapek nie wylizywał jakoś szczególnie, pazurki wyciągał bez problemów. Może po prostu tylko  godność uraziłam na co wskazuje  jego wyjście z domu po ukaraniu mła w kierunku  niewiadomym i powrót "z pretensjami" ( no micha pełna nie czekała na progu a ja wystąpiłam solo, bez nagrzanego  kocyka w rękach ).

Felicjan  zawsze jak czuje urażenie to "wyprowadza się" z domu.  Cóż, jego choroba sprawia  że zamiast przyłożyć mu w tyłek za różne takie brzydkości wobec mła, zachowuje się jak rasowa  żona agresywnego alkoholika.  Pogryzł? Eee... to nic, jak  pogryzł mła  parę lat temu to dopiero była jazda! Teraz biedaczek nie ma kompletnego uzębienia, dziąsełko  może go  boleć to co on tam człowieka  ukrzywdzi? No ogólnie charakter dobry  ma tylko pewnie koledzy ( Epuzer i  Nowy Łaciaty, który chyba jest którą  ) zły wpływ mają. A w ogóle to pewnie moja wina była  bo źle usłużyłam, grzebałam się zamiast zwijać jak fryga albo cóś. Bestia jedzie na moim współczuciu aż niemiło i szkodzi całemu kociemu rodowi przez zszarganie opinii. Sławencjusz twierdzi że mieszkanie z Felicjanem jest wysoce ryzykowne ponieważ jego zdaniem  Felicjan  zbiera siły do ostatecznej  rozprawy z "mamusią".  No tak, osąd Sławencjusza jest jednak skażony poprzez pierwszy bliższy kontakt z kocurem - niejaki Bronek na oczach przerażonego jego działaniami Sławencjusza demolował mieszkanie swojej pańci  starannie je odtapetowując ( może wzorek  mu się nie podobał?  ). Od tego czasu Sławencjusz podejrzewa kocie samczyki o to że rządzą nimi najgorsze instynkta.

Dziewczynki na polu ciężkiej upierdliwości usiłują dorównać Felkowi, znaczy wypróbowują na mła róże metody terroru. W tym wypadku nie ma jednak dziąślakowego usprawiedliwienia i ekscesy kończą się  tym że po prostu leję koteczkowe  trzy tyłki ( nabity Sztaflika, opasły Okularii i szczuple kosteczkowy Szpagetki ). Nieposłuszeństwo wielkie związane jest z gołębiami, muszę mocno pilnować żeby moje koło  łowieckie nie urządzało polowań z nagonką ( jedna rozgania  gołębie , dwie czekają przyczajone za  lub pod parkującymi samochodami na te  ptoszki które są mocno skoncentrowane na głównej  rozganiającej  ). Ostatnio na oczach Cio Mary odbyła się  próba mordu dokonywanego przez Okularię na trochę głupawym członku gołębiego stadka ( głupawym bo kto to spaceruje  w okolicach domu ). Na szczęście upasionej ofierze udało się wyrwać bez większego dla niej szwanku, ledwie parę piór  z okolic gardzioła ptoszek stracił. Odleciał  bo  Okularia nie ogarnęła transportu zwierzyny i skok na parapet z miotającym  się otyłym gołębiem w pysku ją przerósł.  Na jedno szczęście!  Cio Mary patrzyła z pół  minuty wzrokiem potępiającym na Okularię, która wyglądała jak  jedno wielkie rozczarowanie. Potem się trochę ogarnęła i słała w naszym kierunku  spojrzenia  pod tytułem "Cóś się stało temu  ptaku i ja go usiłowałam reanimować". Taa... usiłowała!

Teraz trochę o ozdóbstwach dzisiejszego wpisu. To stara ale wcale niezapomniana sztuka - ludowa grafika rosyjska zwany łubok. Pochodzenie nazwy jest przedmiotem dociekań i sporów,  przeważa pogląd, że u  źródeł nazwy mamy klocki drzeworytnicze przypominające strugane gonty dachowe. Najstarsze łubki rosyjskie datowane są na drugą połowę XVII wieku. Pierwsze grafiki były wykonywane techniką drzeworytu. Autorami grafik byli  artyści ze wsi rosyjskiego interioru. To od zarania była sztuka ludowa.   Grafiki zawierały często teksty, mające objaśnić obraz, cóś jak nasze makatki kuchenne z haftowanymi sentencjami. W układzie łuboków odnajdziemy wpływ malarstwa ikonowego, szczególnie w przypadku kiedy mamy do czynienia z kompozycjami złożonymi z wielu obrazków na jednym dużym arkuszu. Prawie wszystkie łuboki były kolorowane farbami wodnymi,  kolorowanie powierzano przeważnie kobietom i dzieciom. Drukiem łuboków zajmowały się niekiedy całe wsie.  W połowie XVIII wieku łubok zaczął być wykonywany techniką miedziorytu, która pozwoliła na uzyskanie obrazów bardziej  bogatych w szczegóły. Rzadko w tego typu grafice  natrafiamy na obrazy wykonane techniką litografii. Chwała łuboku trwała od końca wieku XVII do połowy XIX wieku, rozwój techniki drukarskiej przyczynił się do zaniku sztuki. łubok dla wielkiej sztuki odkryto na początku XX wieku. Namiętnie kolekcjonowano stare grafiki, z odnalezionych starych klocków robiono nowe odbitki,  artyści z lat dwudziestych XX wieku często odwoływali się do konwencji łuboka, w ilustracjach czy  w plakatach politycznych. W dzisiejszej Rosji są do dziś  są  artyści kontynuujący tradycje tej sztuki ( ilustracja autorstwa Mariny Rosanowej na obabrazku powyżej najlepszym przykładem ).

Pierwsze trzy obabrazki pochodzą z końca wieku XVIII  i z początku wieku XIX. Ten obok   kocurek z twarzą kaisera Wilhelma  i pikielhaubą na łebku pochodzi z początku XX wieku. Wszystkie przedstawiają kota z Kazania, odpowiednik kota z centralnej Polski, he, he, he. Caryca Jekaterina Wtaraja, kiedy  ciężko zbieranym  dziełom  sztuki w Ermitażu bezczelne zaczęły zagrażać wpieprzające je  myszy,   wydała ukaz by z Kazania sprowadzić jej 30 najbardziej sprytnych kotów, cieszących się zasłużoną łowiecką sławą i zapuścić je najsampierw w Pałacu Zimowym. Koty potwierdziły że ich sława to nie bajki dla ciemnego luda i w pałacowym Petersburgu będącym  do tej pory rajem dla gryzoni zrobiło się jakby mniej  gryzoniowato. Ponoć  Imperatorowa  w uznaniu zasług nadała kazańskim kotom  tytuł "Obrońców Galerii Obrazów".  Przykład idzie z góry, kazańskiego kota w mieście cara Piotra chciał mieć każdy i  na handlu kazańskimi kotami niejeden się wzbogacił. Kot z Kazania stał się z czasem symbolem bogactwa i szczęścia. Dziś ma swój pomnik w Kazaniu, turyści kolejkują coby sobie z nim selfie  ustrzelić.   Ja bym tam wolała starą grafikę z takim kotem  nabyć.  A wracając do  łuboku to treścią grafik bardzo często  były bajki, opowieści o władcach i legendarnych bohaterach, o dalekich krajach i cudownych zwierzętach. rzadziej trafiało się na grafiki o satyryczne, bajkowość  była chyba bardziej pokupna.   Osobną kategorię stanowiły grafiki religijne o charakterze kultowo-dewocyjnym. Hym... też często mają bajkowa aurę, szczególnie te opowiadające o  cudach czynionych przez świętych. Troszki  takich bajecznych łuboków umieszczam poniżej.




czwartek, 17 stycznia 2019

Rabatka roślin niegodziwych - cisy

Po ponad miesięcznym milczeniu roślinkowo  - ogrodowym wracam do zasadniczej treści blogiego. Troszki info o  trujących, powodujących odloty roślinach uprawianych w naszych ogrodach. Czasem uprawiający nawet nie wiedzą jaki to groźny roślin im na rabacie porasta, niekiedy informacje o roślinie pozyskują dopiero w czasie jej uprawy ( i bywają wówczas zdumienia straszliwe i lęki znajdujące wyraz w likwidacji stanowiska rośliny ), bywa  że ogrodnicy decydują się na uprawę bardzo  trujących roślin ze względu na ich urodę, tak w pełni świadomie  i są też  tacy którzy perwersyjnie uprawiają  rabaty z roślinami niegodziwymi dla dreszczyku emocji albo podtruwania otoczenia. Hym... rabatkę z roślin niegodziwych można założyć z wielu powodów, he, he, he. Zacznę od roślin zimozielonych o których niby wiadomo że są trujące a jednak można je spotkać w ogrodach powszechnie.


Cis -  po łacinie zwany Taxus – z  rodzaju Taxaceae, którego przedstawiciele występują w Europie, Azji północnej, wschodniej i południowo-wschodniej, północno-zachodniej Afryce oraz Ameryce Północnej. Taki wszędobylskie dość drzewo, porasta sobie od norweskich gór aż po Salwador. Cisy to drzewa albo krzewy, gatunki są dwupienne ( znaczy są w obrębie jednego gatunku dziewczynki i chłopcy ). Cisy pojawiły się na świecie w erze dewonu, IV okresie palezoiku. Zatem staruszki liczą sobie cóś około czterystu milionów lat.  Dlaczego tak chętnie uprawiany jest w ogrodach? Po  mojemu przez system korzeniowy -  niewielki  i zwarty,  pozwalający  na uprawę innych roślin a także na przesadzanie nawet całkiem sporych cisów. Posadzisz  żywopłot  z żywotników i niewiele roślin pod nim urośnie, posadzisz cisy i możesz szaleć z bylinami i krzewami.  Drugą sprawą wpływającą na wysokie notowania cisów w ogrodniczym światku  jest ich świetna zdolność do regeneracji.  cisy dają się  formować jak  żadne inne iglaste drzewo się nie daje.  Dzięki tej zdolności pojawiły się w ogrodach ( dla miłośników roślin formowanych - cisy  przycinamy dwa razy do roku - pierwsze radykalne cięcie wiosną, drugie  późnym latem ). Trzecią właściwością, ważną dla tych którzy nie mogą wdychać żywicznych oparów wydobywających się z drzew w ciepłe letnie dni,  jest to że cisy nie wytwarzają  żywicy. Cisem można człowieka załatwić ale na pewno nie będzie to załatwienie  poprzez  zamknięcie dróg  oddechowych podrażnionych alergenami występującymi w  żywicy. Ogrodniczą wadą cisów jest ich nie zawsze wystarczająca odporność na mróz ( dobrze rosną do stref  6a-6b -  surowe zimy mogą przemarzać,  jednak bardzo dobrze regenerują )   i dość wysokie wymagania  glebowe. Ze szkodników najpaskudniejszy jest misecznik. Rzecz jasna cis zanim trafił do ogrodów był drzewem wykorzystywanym przez człowieka na inne sposoby - cisowe drewno było i  jest bardzo cenione.  Jest to drewno twarde, ciężkie i mocne, a przy tym bardzo elastyczne, dlatego niegdyś wyrabiano z niego   łuki i kusze, ale też groty do strzał, koła zębate i osie wozów. Od łacińskiej nazwy łuku taxus  pochodzi  łacińska nazwa gatunku ( nazwa baccata pochodzi od jagód, z których soku  Galowie mieli sporządzać truciznę do grotów strzał, trochę nieprawda bo robili to  z soku igieł ).   Często używano cisowej okładziny  do wykonywania intarsji. Najstarszym  znanym nam sprzętem wyrobiony, z drewna cisu jest włócznia znaleziona w Anglii w miejscowości Clatonon Sea. Jej wiek ocenia się na 5000 lat.

Dla nas rodzimym cisem jest cis pospolity  Taxus baccata, drzewo żyjące około tysiąca lat ( przyjmuje się że najstarsze cisy mają około tysiąca pięciuset lat ). Najstarszym cisem w Polsce jest drzewo zwane Cisem Henrykowski w Henrykowie Lubańskim , jego wiek ocenia się na około tysiąc trzysta lat. Troszkę młodszy cis bo osiemset letni rośnie w Bystrzycy w gminie Wleń. Drzewko z niego solidne bo mierzy w mierzy w obwodzie prawie cztery metry. Jak głosi legenda posadzony był przez mieszkańców po zakończeniu budowy kościoła katolickiego, około roku 1217 dla upamiętnienia fundatorki tegoż kościoła, księżnej Jadwigi uznanej później za świętą. Do najstarszych polskich drzew należą także cisy Raciborskiego rosnące na terenie wsi Harbutowice. Wiek starszego okazu szacuje się na około siedmiuset lat. Inne stare cisy w Polsce znajdują się w Wałbrzychu ( Cis Bolko), Mogilnie i w Gałkach. Cis pospolity jest jest gatunkiem najwcześniej objętym ochroną w Polsce, bowiem chroniony jest od 1423 roku ( Władzio Jagiełło na mocy statutu wareckiego postanowił chronić cisy ). W Polsce cisy naturalnie występują w lasach sudeckich i karpackich oraz w zachodniej części Polski niżowej, po linię Puszcza Białowieska - Puszcza Sandomierska. Największy rezerwat cisa ( imienia znanego malarza Leona Wyczółkowskiego ) znajduje się w Borach Tucholskich, rośnie tam kilka tysięcy cisowych drzew. Teraz przegląd najpopularniejszych odmian.

'Aurea Decora' - odmiana osiągająca ok. czterystu cm wysokości. Ma dość  charakterystyczne igły, takie  wygięte ku dołowi,  o złocisto-żółtym wybarwieniu.  Lubi dobrze nasłonecznione stanowiska, jak wszystkie cisy o złotym wybarwieniu igieł. Odmiana wyhodowana w 1928 r w Arboretum Kórnickim przez Antoniego Wróblewskiego. Klon żeński czyli roślina owocuje.
'Aurea' - krzew wielopędowy,  o wznoszących się gałęziach, wolno rosnący, przyrastający około stu cm rocznie.  Z czasem osiągający trzysta cm wysokości. Ta odmiana  ma  gęsto osadzone igły, wiosną i latem intensywnie złociste, zimą zmieniają  barwę  na zielonozłotą. Lubi dobrze nasłonecznione stanowiska.
'David' - odmiana o  pokroju kolumnowym. Przyrasta rocznie sporo bo około piętnastu cm. Młode przyrosty są wybarwione na intensywnie złotożółty  kolor.  Odmiana ceniona ze względu na   wysoką mrozoodporność.
'Dovastoniana' - odmiana o szeroko rozpostartych, zwisających gałęziach. Podcina ją się czasem tworząc miniaturowe drzewka. Osiąga dwieście cm wysokości i około  ośmiuset cm szerokości. Przyrasta rocznie w porywach do pięciu cm na wysokość i dwudziestu cm na szerokość. Igły ciemnozielone, ułożone grzebieniasto na dość cienkich pędach. Klon żeński.
'Dovastoniana Aurea' - odmiana bardzo podobna do odmiany  'Dovastoniana', różni się głównie złocistożółtym zabarwieniem młodych przyrostów które dość szybko  zielenieją. Lubi dobrze nasłonecznione stanowiska. Również  klon żeński.
'Elegantissima' - odmiana wyhodowana  w 1852 roku,  dorastająca do dwustu  pięćdziesięciu cm wysokości i trzystu pięćdziesięciu  cm szerokości,  przyrastająca około dziesięciu cm rocznie. Ma zielono - żółto wybarwione  igły, które  jesienią robią się jasnozielone ( jakby  kolor im siadał  ). Owoce dojrzewają we wrześniu. Ta odmiana lubi gleby żyzne i dostatecznie wilgotne, bardzo dobrze znosi przycinanie i formowanie. Dobra  mrozoodporność
'Fastigiata' - odmiana powstała w Irlandii około 1780 – 90 roku ( stare  letnie okazy w irlandzkich czy angielskich  ogrodach  wyrosły na szesnaście metrów wysokości ) . 'Fastigiata' to  krzew o pokroju kolumnowym, za młodu  mający bardzo wąski pokrój, z wiekiem okazy tej odmiany są znacznie szersze, gęstsze i zwarte.  Igły do długie na dwa i pól cm są  ciemnozielone. Klon żeński.  Dobrze rośnie na słonecznych i cienistych stanowiskach, glebach przepuszczalnych, i jak na cisowe  wymagania umiarkowanie wilgotnych
'Fastigiata Aurea' - krzew o pokroju wąsko kolumnowym, przyrastający rocznie do piętnastu cm na wysokość.  Młode pędy i igły złocisto żółte, później igły posiadają tylko  żółte obrzeżenie. Lubi dobrze nasłonecznione stanowiska. Klon żeński.
'Fastigiata Aureomarginata' - odmiana powstała w 1880 roku.  Ma kolumnowy pokrój, przyrasta rocznie  około dwunastu cm na wysokość i pięć cm na szerokość.  Charakterystyczne są igły,  zielone z szeroką złocista obwódką. Lubi dobrze nasłonecznione stanowiska. Polecana do małych założeń ogrodowych
'Fastigiata Robusta' - krzew  o pokroju wąsko kolumnowym dorastający  z czasem do pięciuset  cm wysokości i osiemdziesięciu cm szerokości, przyrastający około dziesięciu cm rocznie.  Ma  małe, ciemnozielone igły. . Dobrze rośnie na słońcu i równie dobrze w cieniu. Ma bardzo szerokie zastosowanie - od rośliny żywopłotowej do takiej  uprawianej w pojemnikach.
'Green Column' - odmiana  o pokroju szeroko kolumnowym. Przyrasta rocznie do siedmiu cm na wysokość i około dwu cm na szerokość, zatem dość wolno. Igły ma krótkie, do jednego i trzech dziesiątych cm długości, ciemnozielone. Klon żeński. Dobrze znosi zanieczyszczenie powietrza i zacienienie. nadaje się do  uprawy pojemnikowej.
'Hessei' - odmiana tworząca gęsty krzew o pędach wyprostowanych, dość zwartych i ciemnozielonych igłach długości trzech i pół cm. Dobrze rośnie na stanowiskach słonecznych i cienistych, glebach żyznych, dostatecznie wilgotnych
'Nissen’s Corona' -  rozłożysta odmiana o gałęziach pokładających się, szybko rosnąca. Osiąga sto dwadzieścia cm wysokości i pięćset - sześćset cm szerokości. Przyrasta rocznie około ośmiu cm na wysokość i około dwudziestu cm na szerokość. Igły ma dwu i pół  centymetrowej  długości, jasnozielone. Nadaje się do dużych ogrodów lub  parków.
'Overeynderi' - odmiana tworząca gęsty krzew, dość silnie rosnący, o pokroju szeroko-kolumnowym. Osiąga pięćset cm wysokości. Przyrasta rocznie ok.piętnastu  cm. Igły ma ciemnozielone, do dwóch cm długości, bardzo gęsto osadzone na pędzie. Cenna odmiana odporna na mrozy. Nadaje się do nasadzeń w różnych typach ogrodów, można ją określić jako odmianę  wielozadaniową.   Podobna do  odmiany 'Erecta'.
'Repandens' - odmiana płożąca, dorastająca ledwie do sześćdziesięciu  cm wysokości i trzystu cm szerokości. Wolno rosnąca, tylko  osiem cm rocznie, gęsta, o ciemnozielonych igłach. Dobrze rośnie w cieniu jak i w słońcu na glebach żyznych i wilgotnych, bardzo dobrze znosi formowanie. Doskonały jako roślina okrywowa w miejscach zacienionych.  Może być uprawiana w pojemnikach.
'Repandens Aurea' - odmiana bardzo  podobna  do odmiany 'Rependens', różni je w zasadzie tylko wybarwienie igieł. Bardzo stare egzemplarze uzyskują około siedemdziesięciu cm wysokości przy kilkumetrowej szerokości. Zabarwienie igieł żółte,  z wiekiem zieleniejące. Lubi dobrze nasłonecznione stanowiska ( krzewy rosnące w cieniu nie wyzłacają się należycie, mają jasnozieloną barwę igieł ). Dobrze znosi formowanie.
'Rogów' -  odmiana wyhodowana w Arboretum w Rogowie. krzew o pokroju wąskim, kolumnowym, stare okazy przybierają pokrój stożkowy. Rośnie dość silnie, przyrastając około  piętnastu cm rocznie.  Igły ciemnozielone, błyszczące. Wymagania glebowe cisa są przeciętne, byle gleba była dostatecznie wilgotna. Lubi zaciszne stanowiska, zimą  źle reaguje na mroźne  wiatry.  Doskonale znosi cięcie i formowanie
'Rushmore' - odmiana o powolnym wzroście i  luźnym pokroju. Przyrasta rocznie około dziesięciu cm na wysokość i pięciu cm na szerokość. Igły ma ciemnozielone, króciutkie bo  w porywach do  osiemdziesięciu mm długości i trzydziestu mm  szerokości, rzadko osadzone na pędzie. Lubi gleby żyzne , stanowiska od słonecznych do cienistych. Polecana do małych ogrodów, może być uprawiana  w pojemnikach.
'Semperaurea' - krzew wolno rosnący, zwarty, osiąga około stu cm wysokości i trochę więcej szerokości. Przyrasta rocznie dziesięć cm. Igły ma krótkie półtora  - dwa cm długości, gęsto osadzone na krótkich pędach, złociste. Nadaje się do każdego ogrodu na stanowiskach słonecznych, na niskie żywopłoty cięte, do pojemników. Odmiana dość odporna na mróz
'Standishii' - karłowa odmiana wolno rosnąca, zwarta, o pokroju kolumnowym, osiągająca dwieście cm wysokości ( najczęściej jednak okazy  tej odmiany są   znacznie niższe ). Przyrasta rocznie do dziesięciu cm na wysokość i dwóch cm na szerokość. Igły  mają do dwóch i pól cm  długości, złotożółte, trzymają dobrze barwę przez cały rok.  Odmiana lubi gleby żyzne, stanowiska słoneczne, osłonięte od mroźnych wiatrów. Klon żeński, wyselekcjonowany z odmiany  'Fastigiata Aurea'.
'Summergold' - odmiana dorastająca do stu cm wysokości i trzystu cm szerokości, wolno rosnąca. Charakterystyczną cechą odmiany są igły latem przybierające  złoto-żółte wybarwienie, zimą zaś wpadające w  tony zielono-brązowawe. Lubi stanowiska słoneczne lub lekko zacienione, gleby żyzne i dostatecznie wilgotne.
'Washingtonii' - wolno rosnący krzew osiągający dwieście cm wysokości i około czterystu cm szerokości. Przyrasta rocznie dziesięć cm na wysokość i dwadzieścia cm na szerokość. Igły do trzech cm długości, latem są zielono - żółte, zimą zielenieją przybierając lekko brązowy odcień. Odmiana dość odporna na mrozy.

Mniej znanym gatunkiem jest cis krótkolistny Taxus brevifolia  ( tak krótkolistny a nie krótkoigłowy ). Pochodzi z Ameryki Północnej, występuje naturalnie na zachodzie Kanady i Stanów Zjednoczonych, w pasie od Alaski aż po Kalifornię ( traktowany jest jako endemit deszczowych lasów zachodniego wybrzeża Ameryki Północnej ). Spore z niego drzewsko , dorasta do dwudziestu pięciu metrów wysokości, ma piękny stożkowy pokrój. Lubi siedliska znajdujące się  w cieniu większych drzew i miejsca nad brzegami rzek i strumieni.  W Kanadzie występuje też kolejny z cisów, cis kanadyjski Taxus canadensis. Naturalnie rośnie na wschodnim wybrzeżu Ameryki Północnej, porasta od Nowej Fundlandii aż po Wirginię w Stanach Zjednoczonych. Jest to jedyny gatunek jednopiennego cisa, znaczy kwiaty męskie i żeńskie występują na tym samym drzewie. Cis japoński Taxus cuspidata, jak sama nazwa wskazuje pochodzi z Japonii a raczej także  z niej, bo po prawdzie drzewko  naturalnie rośnie na terenie pacyficznego wybrzeża Rosji, na  Półwyspie Koreańskim  i we wschodnich  Chinach. Do Europy trafił za sprawą szkockiego "łowcy roślin" Roberta Fortune'a w roku 1855.  Był prawdziwym odkryciem bo gatunek ma zdecydowanie krzaczasty pokrój, bardzo rozłożysty i szeroki choć bardzo stare cisy japońskie przybierają formę drzewiastą i potrafią dorastać do piętnastu  metrów wysokości.

'Aurescens' - malutka, taka karłowa odmiana, dość zwarta, posiadająca krótkie pędy. Osiąga  tak cóś około osiemdziesięciu cm wysokości i sto pięćdziesiąt cm szerokości. Przyrosty rocznie tyż  małe, ledwie do sześciu cm w porywach. Igły są  krótkie, żółte, z wiekiem zielenieją.
'Columnaris' -  dość  wolno rosnąca amerykańska odmiana, po dwudziestu latach ma  około dwustu do dwustu pięćdziesięciu cm wysokości przy średnicy do osiemdziesięciu cm. Igły żywozielone, o długości  dwóch cm i szerokości dwóch i pół mm. W handlu niezwykła  u nas rzadkość.
'Nana' - też maluch, niski, szeroko rozrastający się, bardzo gęsty.  nieco wyższy  niż poprzednio  opisana  odmiana , osiąga około stu cm wysokości i dwieście pięćdziesiąt cm szerokości. Przyrasta rocznie około  pięciu cm na wysokość, dziesięć cm na szerokość. Dość mocno naturalnie zagęszczony, pędy pokryte są krótkimi, zielonymi igłami. Polecany do uprawy pojemnikowej i do nasadzeń w małych ogrodach.
'Robusta' - odmiana o zwartym, kolumnowym pokroju, pędach wzniesionych pionowo. Dorasta do ok. trzystu cm wysokości. Igły ma ciemnozielone. Preferuje stanowiska z nieco wilgotniejszą glebą. Polecany do nasadzeń  na żywopłoty.
'Rustique' -  odmiana  wyselekcjonowana w holenderskiej szkółce Bonte  Hoek  z Glimmen w 1965 roku. Rośnie dość silnie, po  piętnastu latach osiąga około dwustu pięćdziesięciu cm wysokości  i około trzystu cm szerokości.  Docelowo ten cis  o szeroko  kolumnowym pokroju dorasta do  pięciuset cm wysokości. Igły są ciemnozielone.

Cis Wallicha Taxus wallichiana to również azjatycki gatunek, pochodzi z terenów Chin, Tajwanu, Nepalu i Laosu. Dorasta do dwudziestu metrów wysokości, jest drzewem rzadko spotykanym, w Europie  można spotkać ten gatunek najczęściej w arboretach i ogrodach botanicznych.  Bardzo rzadko można zobaczyć też okazy gatunków Taxus floridana, Taxus fuana, Taxus globosa, Taxus sumatrana. Są ciepłolubne, mało różnią się od innych cisów więc nie stanowią jakiejś wielkiej atrakcji dla przeciętnego bywalca egzotycznych ogrodów  pokazowych. Ulubionym cisem ogrodników jest bez wątpienia cis pośredni Taxus x media. Jest to mieszaniec cisu japońskiego i pospolitego otrzymany w Hunnewell Pinetum w Stanach Zjednoczonych około roku 1900. Od ponad stu lat stworzono wiele mieszańców w różnym stopniu zbliżonych do taksonów rodzicielskich ( z powodu krzyżowania wstecznego ), o różnej  sile wzrostu, pokroju, zabarwieniu  igieł. . Z płciowością bywa różnie, znaczy są klony męskie ( niedające owoców ) i klony żeńskie ( owocujące ). Cis pośredni jest łatwiejszy w uprawie od cisa pospolitego czy japońskiego przede wszystkim ze względu na niższe wymagania wilgotnościowe oraz większą mrozoodporność. Zachował też cechę gatunków rodzicielskich jaką jest doskonała zdolność do regeneracji ( dlatego mogą być bardzo silnie cięte i można z nich formować żywopłoty i topiary ). Podobnie jak inne cisy cis pośredni posiada gęsty i bogato rozgałęziony ale zwarty system korzeniowy, który pozwala na przesadzanie nawet dużych okazów drzew. Teraz króciutki przegląd odmian cisa pośredniego.

'Anthony Wayne' - krzew o ładnym, szeroko kolumnowym, gęstym pokroju. Klon żeński. Charakteryzuje się dość silnym wzrostem, po piętnastu latach osiąga wysokość około trzystu cm, a średnica korony wynosi  od siedemdziesięciu do osiemdziesięciu cm. Kolor igieł to ładna, żywa ciemna zieleń.  Osiągają  długość trzech cm i są dość szerokie bo mają około  trzech mm. Odmiana pochodzi z USA, wyselekcjonowano  ja w szkółce Hess Nursery w New Jersey w 1960 roku.  To taka  odmiana ogólnego zastosowania.
'Brownii' - odmiana wyhodowana i wprowadzona  do handlu przez T.D. Hatfield'a w 1939 roku, w szkółce Cottage Gardens w Queensland w stanie   New York.. Ta amerykańska odmiana charakteryzuje się  szerokim, krzaczastym pokrojem. Krzew dość silnie przyrasta,  po piętnastu  latach osiągaja wysokość dwustu  pięćdziesięciu  cm, a średnica korony u podstawy ma wówczas do dwustu cm. Igły ma takie jak odmiana wyżej opisana. Jest klonem  męskim, zatem nie owocuje.
'Denisformis' -  odmianę wyselekcjonował C. Hagendoorn, którego szkółka Hagendoorn  Nursery w Newport wprowadziła ją na rynek w 1951 roku. Klon męski.  Tego typu pokrój jaki ma  ta odmiana zalicza się do tzw. grupy Washington - cisów, które mają pokrój szerokiego krzewu a z czasem zmieniają się w małe drzewka. Po piętnastu latach roślina  ma około stu piećdziesięciu cm wysokości i dwustu do dwustu pięćdziesięciu cm szerokości. Docelowo ta odmiana cisa osiąga  pięćset cm wysokości.  Kolor igieł ciemnozielony.
'Fairviev' - karzełek prawdziwy, po dziesięciu latach ledwie  trzydzieści cm wysokości przy około stu cm szerokości. Dość luźny pokrój  krzewu z promieniście wyrastającymi z środka rośliny pędami głównymi i krótkimi pędami bocznymi, igły jasnozielone.
'Farmen' - krzew dorastający do dwustu cm wysokości i trzystu cm szerokości, przyrastający około dziesięciu cm rocznie.  Ma ładne  ciemnozielone igły. Uważany za odmianę bardzo odporną na mróz. Lubi gleby żyzne i wilgotne.
'Flushing' -  wyhodowana przez J. Vermeulena  i wprowadzona przez jego szkółkę do handlu w 1952 roku odmiana o wąskim, kolumnowym pokroju.  Po  piętnastu latach osiąga około dwustu pięćdziesięciu cm wysokości przy średnicy około sześćdziesięciu cm. Klon żeński.
'Hatfieldi' - krzew o pokroju zwartym, szeroko kolumnowym dorastający do trzystu cm wysokości,  szybko przyrastający bo około piętnastu cm rocznie. Igły średniej długości, do  dwóch cm, ciemnozielone. Klon męski.
'Hicksii' - odmiana wyselekcjonowana w 1923 roku przez amerykańskiego szkółkarza Henry'ego Hicks'a. Klon żeński dorastający do około pięciu metrów wysokości o szeroko kolumnowym pokroju ( do dwóch metrów szerokości ) okazał się idealnym drzewem na żywopłoty. Rośnie dość szybko, te swoje trzy metry osiąga w dziesięć lat.
'Hillii' - klon męski, bardzo podobny do odmiany opisanej wyżej. Przyrasta nieco wolniej.
'Green Mountain' - wprowadzona przez  amerykańską Bobbink  and Atkins  Nursery w 1967 roku odmiana z tzw. Grupy Washington.  Po piętnastu latach osiąga  dwieście cm wysokości i czterysta cm szerokości. Igły w żywym zielonym kolorze, o długości dwudziestu dwóch mm i szerokości dwóch i pół mm. Klon męski. Docelowa wysokość rośliny około pięciuset cm ( zwykle jednak buja niżej ).
'Groenland' - holenderska odmiana wprowadzona do handlu w 1987 roku. Polecana na żywopłoty, dośc silnie rosnąca.  Po piętnastu latach ma około dwustu pięćdziesięciu cm wysokości przy takiej samej  średnicy ( taki typ cisów, tak samo gruby jak wysoki  nazywa się Grupą Hedge ).  Klon męski.  Igły ciemnozielone , typowe dla gatunku.
'Katyń' - nowa polska odmiana ( w sprzedaży od 2014 roku ) o pokroju szeroko kolumnowym, o dość silnym wzroście, przyrasta rocznie około piętnastu cm na wysokość. Młode przyrosty pędów i igieł są jasnożółte. Igły wąskie, dość długie ( około trzech cm ) i zwężające się ku końcowi.  są bardzo charakterystyczne - kremowe z zielonym paskiem po środku. Odmiana ponoć dobrze rośnie na każdej glebie ogrodowej, byle była dostatecznie wilgotna. Lepsze jest dla niej  stanowisko słoneczne, co najwyżej  ocienione.
'Kazio' -  polska odmiana wyselekcjonowana przez Kazimierza  Komstę i wprowadzona do   handlu przez szkółkę Komsta  w roku 2012. Krzew o pokroju szeroko  kolumnowym,  w młodości dość wąski.  Odmiana średnio silnie rosnąca, po dziesięciu latach osiąga sto pięćdziesiąt cm wysokości przy średnicy maksymalnej osiemdziesięciu cm. Igły do dwóch cm długości i dwóch mm szerokości, ciemnozielone i błyszczące. Klon męski, odporny na mróz.
'Krakus' - wprowadzona do handlu  w 1996 roku przez szkółkę Marii i Janusza Szewczyków odmiana o pokroju  kolumnowym.  Po piętnastu latach osiąga około dwustu pięćdziesięciu cm wysokości przy szerokości  sześćdziesięciu  do osiemdziesięciu cm. Igły ciemnozielone  o długości trzech cm i szerokości trzech mm.
'Krzysztof' - stara polska odmiana, wyhodowana w początkach XX wieku. Pokrój wąsko kolumnowy, rośnie wolno po dziesięciu latach osiąga na maksa sto dwadzieścia cm wzwyż przy czterdziestu do pięćdziesięciu  cm średnicy. Cechą charakterystyczną odmiany są złociste obwódki okalające brzegi zielonych igieł. Docelowo  ta odmiana osiąga ponad dwieście  do trzystu cm wysokości.
'Mecenas' - krzew o wąskim, kolumnowym pokroju, z wiekiem robi się nieco szerszy u góry. Igły ciemno-zielone, błyszczące, proste, długie  ( do trzech  cm ). Klon żeński ale owocujący niezbyt obficie ( hym...tego... jak to Mecenasowa ).  Odmianę wyselekcjonował  J. Widaj.
'Nidiformis' - odmiana z grupy niskich cisów,  o rozłożystym, ładnym, regularnym pokroju. Po piętnastu latach uprawy krzew osiąga wysokość około osiemdziesięciu cm i szerokość  ponad stu pięćdziesięciu cm. Ma krótkie ( osiemnaście mm ), szerokie ( trzy mm )  igły, zielone. Klon męski.  krzew nie zawiązuje nasion. Odmiana została wyselekcjonowana i wprowadzona  do handlu przez F. J. Grootendorsta w 1953 roku.
'Oliwka' - odmianę wyselekcjonowała  Joanna Widaj, do handlu wprowadziła ją   Acrocona  - Szkólki Drzew i Krzewów  Ozdobnych w roku 2005.  Klon żeński, jesienią wprost obsypany owocami które  długo utrzymują się na drzewku. Pokrój rośliny jest wąsko kolumnowy ( tzw.  Grupa Fastigiata ).  Wzrost dość silny, maksymalnie  'Oliwka' dorasta do  dwustu - trzystu cm, przy średnicy około stu dwudziestu cm.  Igły ciemno zielone, o długości trzech i pół  cm i  szerokości dwóch i pół mm,  zaostrzone na końcach i lekko skierowane ku  górze.  Nazwę odmiana zawdzięcza młodym przyrostom oliwkowej barwy.  Odmiana zdobyła wyróżnienie  na wystawie  "Zieleń To Życie" w 2011 roku.
'Prof. Bolesław Sękowski' - polska odmiana, została wyhodowana w szkółce Kurowskich w Końskowoli. Krzew o pokroju kolumnowym. Przyrasta rocznie do  piętnastu cm na wysokość. Igły wąskie, zwężające się ku końcowi, do trzech mm szerokości,  i trzech do czterech cm długości, jasnożółte z szerokim, ciemnozielonym paskiem w środku. Żółta barwa młodych igieł jest bardziej intensywna. Lepiej sadzić na słońcu wtedy igły intensywniej się wybarwiają.  Odmiana jest odporna na mróz i zanieczyszczenia powietrza, można sadzić  w miastach w których smog występuje.
'Profesor Gorczyński' - polska odmiana wyselekcjonowana przez Andrzeja  Marczewskiego w  OB w Powsinie. Jest krzewem o  wąsko-kolumnowym pokroju i dość silnym wzroście. Igły ciemno-zielone około trzech cm długości. Klon męski.
'Stefania'® - polska odmiana, bardzo cenna o czym świadczy choćby jej opatentowanie, Została wyselekcjonowana z siewek odmiany  'Hicksii', w szkółce Kurowskich w Końskowoli. Dwudziestoletni egzemplarz mateczny, z którego pozyskiwane były sadzonki do rozmnażania ma dwieście pięćdziesiąt cm wysokości. Wzrost roślin jest zatem dość silny. Ma kolumnowy pokrój i  długaśne igły ( dochodzą nawet  do pięciu cm długości ). Młode igły są intensywnie złotożółte, z wiekiem kremowe, z zielonym paskiem w środku. Klon żeński ale  koralowo-czerwone owoce są stosunkowo  nieliczne. Odmiana odporna na choroby i mróz. W surowe zimy ( poniżej -  30°C ) nie zauważono uszkodzeń mrozowych. Nie ma specjalnych wymagań glebowych, byle było dostatecznie wilgotno.  Na targach Gardenia w Poznaniu 2012 roku 'Stefania'®   otrzymała Złoty Medal.
'Tymon' - odmiana ta została wyselekcjonowana z siewek  odmiany 'Hicksii', w szkółce Kurowskich w Końskowoli. Rośnie  średnio, dwudziestoletni egzemplarz mateczny, z którego pozyskiwane były sadzonki do rozmnażania ma około stu pięćdziesięciu cm wysokości.  Krzew ma nieczęsto spotykany pokrój  szeroko stożkowaty. Uzyskuje go dopiero po paru latach. Młode pędy i igły mają intensywnie złotożółtą barwę, z wiekiem kremowo zieloną. Igły z zielonym paskiem w środku. Odmiana odporna na choroby i mróz. Co ważne  - w surowe zimy ( poniżej - 30°C ) nie zauważono uszkodzeń mrozowych.
'Viridis' - odmiana  o pokroju  kolumnowym. Rośnie  bardzo silnie bo  około dwudziestu cm rocznie w związku z czym jest idealna na żywopłoty. Igły mają  ciemnozielony  kolor.
'Wojtek' - polska odmiana, bardzo lubiana przez ogrodników.  Wyselekcjonował ją  Jan Grąbczewski spośród siewek odmiany 'Hicksii'. Krzew dość wolno rosnący przyrastający około dziesięciu cm rocznie o zwartym, wąsko kolumnowym pokroju i ciemnozielonych igłach. Klon męski. Lubi gleby żyzne i wilgotne, stanowiska słoneczne lub cieniste.

Rzecz jasna wszystkie wymienione tu odmiany cisów nie wyczerpują tematu.  Na polskim rynku odmian od groma, w zasadzie każdy kto chce posadzić cis ( znaczy ma ku temu warunki - glebę która nie  jest smętnym  piochem ) coś tam dla siebie znajdzie.


Teraz przechodzę do niegodziwości. Cis jest rośliną trującą za sprawą substancji zwanej taksyną, która wyizolowano w 1856 roku. znajduje się ona we wszystkich  częściach rośliny, oprócz osnówki. Parę lat  temu na forum matecznym Adam potwierdził nieszkodliwość osnówki,  na drodze eksperymentalnej że tak rzecz ujmę. Starannie wypestkowany owoc został pożarty a obiekt eksperymentu przeżył i napisał o tym post. Nie ma że nie ma  dla prawdziwego ogrodnika! Osnówki ponoć nawet smaczne, słodkawo - kwaskowe.  Taksyna zawarta w nasionkach, igłach i drewnie to trucizna niemal doskonała, znaczy ciężkoodtruwalna. Zaburza pracę serca, żołądka i jelit ale przede wszystkim  poraża ośrodek oddechowy powodując gwałtowną śmierć. Ponadto zakłóca proces powstawania wrzeciona kariokinetycznego, blokując przez to podziały komórkowe ( mitozę, mejozę  ). Dopiero po prawie stu latach od odkrycia taksyny, w latach 60. XX w., znów zainteresowano się cisem pod kontem możliwości pozyskania leków antynowotworowych.  Przeprowadzone w USA badania  pozwoliły na odkrycie silnych  właściwości cytostatycznych ekstraktu z kory cisa Taxus brevifolia. W roku 1969 wyizolowano aktywny biologicznie związek, nazwany  taksolem. Ta substancja jest wykorzystywana dzisiaj  do produkowania leków wstrzymujących rozrost komórek rakowych ( na ten przykład produkuje się od lat  dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku docetaksel używany najczęściej w leczeniu raka piersi, a także preparaty palitakselem stosowane przy leczeniu  nowotworów  płuc, prostaty, żołądka oraz   głowy i szyi ).  Nadal trwają prace nad pochodnymi taksolu, które pozbawione byłyby licznych działań niepożądanych, wynikających głównie z hamowania mitozy w zdrowych komórkach organizmu, np. w komórkach szpiku. Taa... wszystko jest sprawą dawkowania. O leczniczej  ale  takiej  na pograniczu odjazdu w nieznane naturze cisów wiedziano od dawna, co prawda stosowano odwar z igieł  przy hipotonii ale to nie była terapia powszechna, zdawano sobie sprawę z ryzyka przedawkowania ( wystarczy  50 gram igieł z cisu i rozpoczynamy podróż w zaświaty - zatrzymanie akcji serca ma miejsce około  90 minut po spożyciu trucizny, około  bo to osobnicze jest ). Kombinowano też z cisem  przy spędzaniu  płodów, rzecz jasna i w tym przypadku płód spędzał się nieraz z matką. Leczono nim  wściekliznę,  znaczy osoba  pogryziona przez wściekłe zwierzę uspokajała się na zawsze ( znaczy 100% wyleczalności, he, he, he ). W XVIII wieku zwrócono uwagę na właściwości przeciwreumatyczne i przeciwmalaryczne preparatów pozyskanych z cisu oraz ich wpływ na pracę serca – porównywano właściwości i działanie do działania niemal równie trującej naparstnicy. W XIX wieku lekarstwa z cisu znajdowały się w farmakopeach europejskich – głównie stosowano je jako środki przeciwko astmie czy zapaleniu płuc. Cis znacznie częściej służył do sporządzania trucizn.


Tralala ... już starożytni itd.  W mitologii greckiej cis był drzewem świata podziemnego, poświęconym bogini Hekate. Lasy cisowe rosły w Hadesie, a  gałęziami cisu faszynowane  były  rzeki Styks i Acheront (  do dziś  tradycja związana z postrzeganiem cisu jako drzewa z krainy zmarłych przetrwała  w Grecji,   robią tam  z jego gałęzi  wieńce nagrobne ).  Znaczy "od zawsze" łączono to drzewo ze zmarłymi oraz z cmentarzami. Cis był drzewem magicznym, astrologicznie  łączonym z planetą Saturn -  raz był drzewem śmierci, a raz drzewem odrodzenia ( pędy wiecznie zielone myśl o nieśmiertelności nasuwały - stąd używanie  ich w niektórych krajach do dekoracji kościołów w niedzielę palmową i w czasie świąt wielkanocnych ). Przed  działaniem cisu przestrzegał w I wieku n. e.  lekarz i botanik grecki Dioskurides. Tak, tak, cisu a nie preparatów z cisu.  Dioskurides uważał, że zabójcze jest już samo wąchanie gałązki cisowe.  Podobne zdanie  o tej roślinie miał też   Pliniusz Starszy, który w Historia naturalis sobie na cisie poużywał. Bardzo znany  też w swoim czasie i w  wiekach średnich rzymski lekarz Klaudiusz Galen pisał, że cis to podstępna trucizna, czyhająca w igłach i w jagodach zarówno na człowieka, jak i na zwierzę ( dlatego lasy cisowe pod koniec średniowiecza trza było chronić bo wcześniej masowo je wycinano w celu ochrony zwierząt  gospodarskich ). Celtowie uznawali cisy za jedne z  drzew  świętych, używali  przedmiotów wykonanych z cisowego drewna do wróżb i obrzędów religijnych. Z kolei naszym słowiańskim przodkom cisy służyły do odpędzania złych duchów  i urządzania  godnego przejścia od życia do  śmierci ( igliwiem cisowym posypywano izby, w której leżał zmarły, a także używano go do  posypywania drogi, którą szedł kondukt pogrzebowy ). Dawni  Słowianie wierzyli że taka posypka uchroni ich przed powrotem nieboszczyka. W polskich zwyczajach ludowych niektóre z tych praktyk przetrwały dłuuugo , zwłaszcza na Podhalu. Ogieniek  lubiano palić przed cisowymi drzewami, dzieci  i chromych przyprowadzano licząc  że magiczne drzewo cóś tam z się wykrzesa mocy czarodziejskiej.  Z drugiej strony krążyły po wsiach opowieści o tych co się pod cisowym drzewem  zdrzemnęli i już nie obudzili ( tzw. Cicha ich dopadała ). Ba, nawet cień cisowego drzewa mógł być szkodliwy! Jeśli chodzi o indywidualne, zejścia zanotowane na kartach  historii to  Juliusz Cezar wspomina w swoich pismach o samobójczej śmierci wodza jednego z plemion galijskich, wybitych przez Rzymian,  spowodowanej wypiciem soku z cisa ( to raczej był macerat, sok z  jagód bez pestek przeca by  mu nie zaszkodził ). W wielkiej literaturze najsłynniejsze otrucie cisem to numer wykonany na ojcu Hamleta przez jego stryja.  Z kolei najbardziej popularny morderczy dżemik z cisa to  u Aghaty Christie.
Hym... sadzić czy nie sadzić? Zależy - jeżeli macie zwierzęta lub dzieci ( albo odwrotnie ) to lepiej sadzić klony męskie. Owocki są  kuszące, co prawda jagody nie trują ale nasionka w nich zawarte tak. Ryzyko zawsze istnieje. Objawami zatrucia cisem są przede wszystkim nagły spadek ciśnienia i zaburzenia rytmu serca ( migotanie komór ), potem mogą pojawić się  wymioty, bóle brzucha, biegunka, krwiomocz, drgawki, zawroty głowy, uczucie otępienia, duszności i w końcu problemy z oddychaniem.

wtorek, 15 stycznia 2019

Coś pękło

Właśnie wzięło i się posypało.  Nie wiem czy do pozbierania. Nie wiem jakim kosztem trzeba by to  było odtworzyć.   Nie  wiem czy byłoby co  odtwarzać bo  niektórych rzeczy po prostu naprawić  się nie da. Taa... spróbujcie ożywić człowieka. Spróbujcie dalej walczyć z państwem kombinującym jak tu zarąbać organizację która wyraźnie rzundzącym  nie leży bo ma za  duże ich zdaniem poparcie społeczne. Wg. przekazów z naszej narodowej tewałki najlepiej żeby niczego orkiestrowego nie urządzać bo to imprezy podwyższonego ryzyka so.  Ochrona firm  nie wystarcza ( bo firmy ochroniarskie to w tym kraju chronią przed ostatecznym popadnięciem w bidę rencistów  i emerytów  ) a policja  musi domku wiceministra pilnować a nie szlajać się po imprezach. Państwo nie chroni nas bo chyba  już nie może, podzielone zostało przez polityków na tzw. łupy.  Obecnie rzundzące brzydko się bawio, w sprawie jawności zarobków w NBP - ie chco pisać nową ustawę choć przeca jest stara i wystarczy  tylko zastosować prawo, w sprawie podwyżek cen wszystkiego kłamio po całości, w sprawie skutków cud ustaw  które parlament tej  kadencji wyprodukował oszukujo na bezczelniaka ale to prychol, w sumie do strawienia ( ciężkiego ale nie takie  rzeczy ten naród trawił )  w porównaniu z tym że nie jesteśmy już bezpieczni  nawet tam gdzie jak  nam się wydawało nic złego przytrafić się nie może. Okazuje się że może  bo państwo ma poważniejsze problemy na głowie niż zapewnianie obywatelom poczucia bezpieczeństwa. Państwo musi się rozwijać poprzez ściąganie wzmożone podatku VAT (  tak naprawdę wcale nie prosto jest sprawdzić  co w tym podatku pochodzi z tzw. uszczelnienia  a co jest skutkiem wzrostu cen opodatkowanych towarów ), obiecywanie dobra powszechnego  przy jednoczesnym odmawianiu  kawałka  tortu chcącym  skorzystać  z niby lepszej sytuacji  gospodarczej, państwo  musi zapewnić koryto plus bo bez tego żadna władza się  nie utrzyma, no i państwo wreszcie musi zapewnić środki  na stale dewaluujące się  pincet plus - jedyne  nośne  hasełko  pod które można się po trzech latach jeszcze podpiąć choć to podpięcie  już niczego nie gwarantuje.  Czy cóś  się zmieniło  od czasu słynnej diagnozy  Sienkiewicza " Ch.., d... i kamieni kupa!"? Owszem zmieniło się  z tym  że nie do końca - więcej ch... bawi się w politykę, więcej d.. zasiada na intratnych posadach ( mamy karuzelę posad, coby wszyscy zdążyli się załapać na odprawy ), kamieni kupę mamy zamiast rozwoju (  o padających mikroprzedsiębiorstwach, zniszczeniu stadnin,  Puszczy Białowieskiej, dopieszczaniu  środowiska kryminalistów wyklętych wyprowadzających kasę z przedsiębiorstwa  pod tytułem klub ekstraklasy  i jeszcze paru innych ciemnych sprawkach pisać  mi się  bardziej szczegółowo nie chce ). "Jest jak było z  tym że gorzej" - cytacik z  Ciotki Elki.  A teraz jeszcze to, wisienka na torcie - sypie się jedna z nielicznych spraw która  większość Polaków łączyła. Sypie bo  przeszkadzała - politykom świeckim i kościelnym spragnionym  monopolu na  rząd dusz, różnym takim tropiącym winnych ich niepowodzeń  życiowych, fanom spiskowych teorii dziejów mających problem z ogarnięciem  świata.  No co by tu jeszcze spieprzyć  Panowie, co by tu jeszcze...

niedziela, 6 stycznia 2019

Konkurs fajerwerkowy na Święto Trzech Króli

Ogłaszam konkurs pod tytułem "Gdzie najlepiej włożyć ( do odpalenia rzecz jasna a nie dla samej sztuki ) fajerwerk kretynowi odpalającemu fajerwerki?".   W normalnym kraju wystarczyłaby odpowiednia liczba  podpisów pod obywatelskim projektem ustawy i masowe huczenie w okolicach Nowego Roku mogłoby się szybciutko skończyć. Tylko że  Cebulandia nie jest normalnym państwem  tylko  Cebulandią - republiką cebulową, takim północnym odpowiednikiem republiki bananowej.  Ustawa zależałaby  się w najlepszym wypadku  w jakiejś komisji, potem i tak by ją uchwalono szybciutko w nocy bez wymaganych procedur, następnie byłaby  siedem razy nowelizowana po czym zaskarżona do wszelkich możliwych instytucji a na koniec okazałaby się bublem uchwalonym za nasze ciężkie pieniędze. Skąd we mła pewność  że tak właśnie by było? No zgadnijcie! Po mławowemu to mieszkamy nie tyle w republice cebulowej co w cebulowej  rebublice.  Nikt nie pisze tak wspaniałych bubloustaw jak nasz parlament, kudy tam brexiciarskie ustawodawstwo okołoumowne za które nikt brać się nie chce bo już sama umowa linczem cóś pachnie, nawet niewolnicza ustawa  węgierska narodowo i antyzagranicznokapitałowo  napisana pod  koncerny ma się nijak do tych pereł produkowanych w pocie polskich poselskich czółek (  w niektórych wypadkach to nawet czółków ). Najfajniejsze zaś jest to że jak  już  bubla upieprzą to łaskawie nam go anulują innym bublem. Jakby dążyli do tej cudownej równowagi obecnej w  myśleniu Wałęsy - "Jestem za a nawet przeciw". Żaden kraj nie może pochwalić się tak wspaniałymi parlamentarzystami godzącymi  w pisaniu prawa skrajnie przeciwstawne stanowiska! Według patentu Lecha.  Co prawda dzięki temu tkwimy w miejscu jakby kto naród  kajdankami  przykuł, ale za to jacy jesteśmy dla się swojscy a dla świata egzotyczni. Nawet bardzo egzotyczni jakbyśmy wszyscy w strojach łowickich występowali.


Tak na  ludowo to oj dana, dana, Polska wycyckana! Dlaczego wycyckana?  Bo u nas to same patrioty co to Ojczyznę kochają jak  matkę,  a wiadomo  - matkę się ssie.  To w zasadzie  jest normalne tylko że kraj nasz ukochany jest Matką  Polką, znaczy bachor przekarmiony, ma stanowczo za mało  ruchu i w związku z tym kiepsko się rozwija i  na dodatek rżnie bez umiarkowania w pieluchy. Aż się chce zakrzyknąć - "Matko, odpolsczyj się! Zabierz tego cyca i powiedz żeby się samo żreć nauczyło a nie tylko doiło. Zrób to dla dobra dzieci!".  Matka jednak ciągle  zagoniona jak  to Matka Polka,  czasu na pierdoły nie ma więc jej wspaniali parlamentarzyści zajęci w swe ogromnej większości ssaniem,  raczej ustawą o zakazie powszechnej dostępności do środków pirotechnicznych się nie zajmą. To w końcu nie są szatańskie środki antykoncepcyjne!

W związku ze związkiem czas na konkursik, nie ma wyjścia jak tylko samodzielnie przemyśleć sprawę ukrócenia rozszalałych  odpalań. Zacznijmy od tego że o krzywdzie jednostronnej odpalających nie ma co pisać, przez odpalających fajerwerki  cierpią ci którym odpalanie  ładunków pirotechnicznych niszczy możliwość bezpiecznego uczestnictwa w imprezach masowych ( mecze, marsze, w zasadzie  większość zgromadzeń ), których naraża się na koszty medyczne, weterynaryjne, remontowe, ubezpieczeniowe i którym  po prostu zakłóca się spokój. Dążmy do wspomnianego wyżej wałęsizmu, jak  ktoś jest za zabawą z fajerwerkami  to bądźmy zdecydowanie przeciw.  No okażmy to!  Pójdźmy za przykładem wałęsującego  parlamentu! Czas  na tę drugą nogę, głos tych którzy dosyć mają corocznych problemów okołosylwestrowych, okołomeczowych, okołomarszowych. Nie  żebym zaraz nawoływała do przemocy, po prostu tylko terapeutycznie jak na razie przemyślmy sobie jak najlepiej domowym sposobem zniechęcić do odpalania fajerwerków.  Osobiście stawiam na działania odwrotnej homeopatii, znaczy zwiększeniu  ilości bodźców tak żeby odpalający słaboubodźcowani ( słaboubodźcowani czyli ludzie nieodbierający  bodźców normalnie  są zawsze dużym problemem społecznym ) poczuli się na tyle  usatysfakcjonowani  hukiem, smrodem a także jakże bezpośrednim kontaktem z fajerwerkiem że zdecydują  się  odstąpić od praktyk zatruwających  życie innym.


Na etapie konceptualnym możemy sobie  poszaleć, zastanówcie się  Drodzy  Czytelnicy bez  żadnych konsekwencji karnych ( wszak myślenie nie podlega karze - jeszcze )   gdzie albo w co  wetknąć odpowiedni ładunek, jak wzmocnić oddziaływanie ( patelnia w akcji  czyli patent Luny ), jak  je nagłośnić a także ubarwić ( fizyka i chemia do przypomnienia,, ćwiczmy mózgi ) pokaz z fajerwerkującym w roli głównej. Złość z nas trochę zejdzie przez to myślenie a poza tym wesprzemy się wzajemnie a takowe wsparcie prędzej czy później zmieni rzeczywistość ( albo przez uwrażliwienie  ludzi albo przez działania prawne, wszak zapaści ustawodawcze nie trwają wiecznie ). I to niech nam będzie konkursową nagrodą samą w sobie.  Howgh!

P.S.  Jak widzicie po noworocznym postanowieniu  bycia lepszą dla ludzi śladu nie ma! To wszystko przez pomieszkiwanie w mieście gdzie stężenie kretynizmu na metr kwadratowy jest większe  niż na wsi z tzw. przyczyn oczywistych.  Większa liczba ludzi to zarazem większa liczba półmózgów z zacięciem  pirotechnicznym.  Przekłada to się na długość i jakość napieprzania tym cuchnącym  świństwem i drastyczne skrócenie okresu mojej  dobrotliwości dla świata i wylanie jadu zamiast info o roślinkach wyklętych. Dzisiejsze fotki  to pożegnanie z bombkami, ze względów zdrowotnych rozbieram  moje drzewko  w Święto Trzech  Króli,  taka to  tradycyjna cezura czasowa dla chujinek jest jak najbardziej wskazana dla jodełki . Gwiazdy bombkowe idą  do pudełek spać, wrócą za rok, być może w większej ilości ( znaczy tegoroczne śpiochy zostaną powieszone  na drzewku ).
P.S. nr 2  Właśnie wyczytałam o zwalczaniu afrykańskiego pomoru świń przez wybicie dzików.  To jest prawie tak odkrywcze jak walka z kornikiem przez wycięcie połaci Puszczy Białowieskiej. Normalnie czyjś interes życia  neonem do nas mruga, mam nadzieje że powstrzymanie  tego absolutnie niepotrzebnego odstrzału ( w końcu odstrzał na wschodzie kraju sprawy nie załatwił ) pójdzie jakoś sprawniej niż chronienie puszczy. Wszak mamy rok wyborczy, sezon łowiecki na  ministrów środowiska i rolnictwa uważam za rozpoczęty. Darz bór! No i powiedzcie - jak ja tu mogę nie jadzić i mniłość do ludzkości w sobie wzbudzić?

czwartek, 3 stycznia 2019

Na ten Nowy Rok! - z lekkim poślizgiem

Minął  rok 2018  i bardzo dobrze  że minął. Dla mnie był rokiem paskudnym bo pełnym pożegnań, o niektórych pisałam o innych nie,   nie chcąc nikogo z bliskich czytających moje wypociny dołować.  Nie będę  mile wspominała tego czasu zasnutego smutkiem jak duszącą mgłą. Starałam się  żeby złe do blogiego nie przenikało  ale chyba cóś za słabo bo zeszłoroczne wpisy są smętkiem podszyte. Nic to, trza nam egzystować póki się da i jeszcze czerpać tzw. doznania. Doznań pewnikiem będzie dostatek bo mamy rok wyborczy i polityczni będą szaleć i udawać że panują nad rzeczywistością.  Rzecz jasna śmiech na sali i opowieści dziwnej treści, żaden tam powszedni  real  tylko szum medialny bardziej  niż zwykle uporczywy będzie nam drażnił zmysły i powodował wkarwienie. A  problemy będą narastać i cóś mła się zdaje  że prosta zmiana rzundów to nie do końca jest remedium na one problemy. Nie wiem jak Wy ale ja  zaczynam mieć wrażenie że uczestniczę w przyjęciu na niestabilnym wulkanie, muzyczka gra, drinki roznoszą ale co i raz trzęsie się ziemia pod stopami i jakiś taki smrodek siarkowy się niesie. W związku z tym smrodkiem jedni goście potępiającą patrzą na innych gości ale odorek nie jest sprawą trawienia tylko zwiastuje coś znacznie bardziej groźnego. Normalnie franzokafikzm mła się robi jak się zacznie zastanawiać. W  najlepszym razie może być to zwykłym strachem przed zmianą  a w najgorszym to prawdziwym franzokafkizmem, przeczuciem złego. Oby było to  tym pierwszym. Dobra, dosyć  smętów.  Nie należy się dołować i nawet jak dookoła jadzenie trza znaleźć w sobie siłę i po prostu postarać się choć trochę lubić ludzi.  Nie piszę że kochać i w ogóle być jak  J Ch ale spróbować wykrzesać  z się pozytywne uczucia.  Myślę że tego bardzo nam  brakuje, sama u się widzę deficyty w tym względzie,  znaczy jad mła się ulewa z kłów coraz częściej.

Sylwester był domóweczkowy. Skromnie i cichutko, bez szaleństw i lajlajów. Co nie znaczy że bez odjazdów. Bawiłam  się  przednio co ostatnio wcale często się mła  nie zdarza. Niektóre obabrazki z naszego przyjątka na długo się zalęgną w mojej pamięci, to wiem. Przepona bolała od rżenia, główka bolała od nadużycia. Koty mimo zabezpieczenia czyli naszykowania drug ewakuacyjnych i schronów wcale się nie bawiły.  Sylwestra huczącego zniosły źle , a Felicjan nawet bardzo  źle. W Nowy Rok dopieszczałam i rozpieszczałam, znaczy zalegiwaliśmy w wyrze i każdy stworzeń jest  miziany ( Felicjan zażądał godzinnej sesji sam na sam, niedługo łysy będzie od tego głaskania ). Postanowień noworocznych ni ma, dobrze będzie jak nas nie ubędzie, z resztą sobie poradzimy powolutku. Co bym chciała dostać od  życia w Nowym Roku? Żebym się nie musiała z nikim żegnać! Żeby moi bliscy, ci co chodzą na dwóch nogach ale także ci co skaczą a niektórzy to nawet jakby fruwają ( skoki Szpagetki to niemalże lotopałankizm ) byli zdrowi i w jak najlepszej formie. Spokoju bym chciała, skrócenia listy takich tam zwykłych codziennych trosk no i zdrowia. Dla mojego ogrodu chciałabym trochę więcej czasu wygospodarować, że o tzw. środkach pieniężnych ledwie napomknę. Chciałabym jeszcze trochę pojeździć po świecie, póki mam na to siłę. Oj, dużo  bym chciała. Wam  czytającym moją pisaninę  życzę wszystkiego czego Wy sobie życzycie,  z lekkim opóźnieniem. Oby Nam się i w ogóle! Do życzeń dołączam cud orientalne motyle ( o autorach prac nic nie wiem, to kolejne wykopaliska z dysku ) bo wraz z nastaniem stycznia uaktywniło się we mnie oczekiwanie na wiosnę ( tak mła się robi co roku, zamiast cieszyć się zimą zaczyna odliczanie ).