wtorek, 28 czerwca 2016

Nadeszło lato - szpiegowski spacerek po obrzeżach miasta Łodzi

No i nadeszło lata, sezon ogórkowy i czas wakacyjnego odmóżdżenia. W tym roku wakacyjny odjazd zainaugurowali Brytole, którzy byli za a nawet przeciw. Teraz wszyscy polityczni u nich robią sztuki żeby wyjść nie wychodząc. Klasa polityczna robi nam się coraz śmieszniejsza, tylko czekam jak Amerykańce wybiorą Trampka ( nasza obecna władza będzie miała dylemat, niby rudy i niby Donald i niby niemieckiego pochodzenia - ciekawe co robił dziadek? - no ale kochane dolary, bat na Moskala - akurat! - i w  ogóle zwierzchność atomowa ). Szum medialny taki że już nie wiadomo jaki jest real, wolałam stare dobre czasy,  kiedy Nessie wypełzała z Loch Ness żeby latem pozować zapalonym śledczym z tymi ich  kamerami  i innym sprzętem. Jak mogę staram się nie słuchać, nie oglądać i uciekać od tej papki pseudoinformacyjnej sączącej się z wirtualniaka. Ponoć pozbawiam się  porcji  zdrowego śmiechu ( tak  twierdzi Tatuś ) bo teraz  my zalążek Międzymorza będziemy wprowadzali dobrą zmianę w EU, ale co tam. Dopóki nie będzie tajemniczych zwierząt w puszczach i lasach Polandii,  nie obrodzą w ogrodach marchewki o dziwnych kształtach, a w Pipidówku Dolnym na  koloni pod lasem nie wylądują ET, przy okazji niszcząc zboże - niczego  nie będę w wirtualnym słuchać i czytać. Mam swój ulubiony rodzaj wiadomości à la Radio Erewań, bełkotów udających wiadomości  w starym stylu  -  nieeeee, za stara konserwa jestem.

Niestety bycie konserwą, w dodatku starą ma swoje skutki. Skleroza mnie taka  bierze że  tylko ręce załamywać i łzy  ronić. Znów zapomniałam wysiać maciejkę! Dno i metr mułu. W lipcu będą pachniały lawendy,  lipy i lilie ale ulubiony letni zapach pojawi się w ogrodzie najwcześniej w sierpniu. Oprócz torebeczki z  nasionami maciejki znalazłam podobną  torebeczkę z nasionami groszku pachnącego. Ha, pamiętam jak pod koniec  marca obiecałam sobie to wysiewanie! Tralala,  "W  tym roku to już na pewno!". Tak, te  obiecanki  pamiętam ale na tym koniec, na real to się nie przełożyło. Samego zasiewu nie pamiętam bo go nie było,  w którym  to zjawisku niepamięci  niewykonania staram się dostrzec coś pozytywnego. Jeszcze nie konfabuluję i nie stwarzam sobie alternatywnej  wizji przeszłości. Zdaje się  że to teraz rzecz na wagę złota, he, he.

Z Mamelonem jest gorzej.  Ostatnio moja przyjacióła przypominała sobie zeszłoroczne zakupy w szkółce różanej u Chodunów. W hipokampie miała jakieś zwarcia czy cóś, bo jej się wszystkie zeszłoroczne zakupy różane na się nałożyły. Usiłowała sobie przypomnieć, duże oczka robiła, po nosie się drapała ale w końcu stworzyła bajkę która nijak się miała do rzeczywistej historii. Sławencjusz i ja przecieraliśmy  ślepia ze zdumienia kiedy Mamelon snuła różane opowieści. Zderzona z realem Mamelon postanowiła  zadbać o styki i inne ukrwienia  i zastosować dietę kaszowo jaglaną ( Mamelon i Dżizaas są fankami tej kaszy ) w celu dostarczenia  surowców dla dobrego funkcjonowania naczyń włosowatych. No tak, żeby pożreć jaglaną to każdy pretekst dobry!

Ja postanowiłam walczyć ze sklerozą wyposażając krew w dodatkowe cząsteczki tlenu. Znaczy dotlenić się trochę, wyleźć w  tym celu z miejskiego ogrodu i wpłynąć "na suchego przestwór oceanu". Co prawda to nawet nie była namiastka namiastki stepów tylko zwyczajne pola, "wszystko zielone" które mogę zobaczyć robiąc wypad za rogatki Odzi, ale co tam. Na polnej ścieżce, wśród zbożowych łanów należycie zachabrowanych, czułam się jak wieszcz "Śród fali łąk szumiących, śród kwiatów". Powietrze nie stało w miejscu bo nie uwięzione w miejskich murach, tlen się łączył z hemoglobiną i zrobiło mi się na tyle dobrze że  pogapiłam się na  ogródki prawie wiejskie.









I zrobiło mi się jakoś tak optymistycznie. Wieś niby  tuż pod miastem, nawet nie wiem czy administracyjnie to  nie jest już Ódź,  ale ogródki wcale nie takie paskudne jak te wykrojone według  "miejskiego  szablonu". Owszem pojawiają się tuje,  biały żwirek czy bocian rabatkowy (  Gadżetis  chinensis ) ale jest mnóstwo ogródków w których widać różane krzaczory, kępy lilii i liliowców, prawie zapomniane już rośliny ozdobne  takie jak szparag lekarski czy lwie paszcze. Oczywiście to wszystko w tzw. przedogródkach, bo wieś to ulicówka a przedogródki w takowych układach  urbanistycznych  to tradycja ( sady, warzywniki to za domem, a  podwórko to część gospodarcza, często miejscami wybrukowana ). W mieście ludzie  też mają przed budynkiem  przeogródki a z tyłu domu albo pierdolnik albo teren zielony ( Mamelon uchodzi za zboczka bo ma ogródek  "po całości" ). Jednak przeogródki miejskie wyglądają na tle tych wiejskich jakby nie wyglądały. Jak tu porównać parę berberysów  płożących, świerka srebrnego ( wielki hit lat siedemdziesiątych ) posadzonego tradycyjnie tuż za oknem, niedaleko ściany  budynku, zdarza się że przyciętego w fazie  dorosłej ( nie ma to jak upieprzyć drzewo 5 metrów nad ziemią ), coś takiego jak żywotników sztuk kilka a każda z nich inna, skarlałego rodka wystawionego  na słoneczne promienie  z tą wsiową masą kwietną, wokół której uwijają się pszczoły i motyle, no i inne bzykacze. Porównania nie ma bo co tu porównywać?  Cel posiadania ogrodu inny. Na wsi dalej uchował się  model ogrodu gdzie można realizować potrzebę uprawy roślin, a w mieście mamy do czynienia z zaiglaczeniem ogrodowej przestrzeni mającej uwolnić nas  od obowiązku ogrodowania.  Tak jakby miejskim ludziom uprawa bylin czy kwitnących krzewów róż pachniała uprawą ziemi - be, fe  i w ogóle włościaństwo! Lepiej "kfiotów" nie sadzić, jeszcze ludziska pomyślą że właściciele cud willi mają słoikowy rodowód ( co jak  powszechnie  wiadomo  jest zbrodnią  niemal równą zdradzie stanu, he, he ). Na wsi problem słoikowy odpada, przedogródki takie jakieś bardziej szczere. Nie znaczy że ludziska żywotników nie sadzą -  sadzą  i owszem, tylko że bezszpalerowo ( ciekawe dlaczego akurat w tej wsi ten rodzaj żywopłotowania się nie przyjął ).  No i  masowo nie tyrawniczkują przy tym zapamiętale, trawa  porasta inne części  gospodarstwa a nie przedogródek. Koszenie w kółko Tyrawnika w przedogródku wiejskim chyba nie cieszy się wielkim powodzeniem, bo na tej mojej sąsiedzkiej wsi coś takich ogródków mało - iglaki tak,  bukszpany tak, nawet rodki i azalki tak - ale Tyrawnik w miejscu reprezentacyjnym zdecydowanie nie. Bezczelnie przyznam że to miód na moje serce! Ludziska nie całkiem zgłupieli, pracę przy bylinach i krzewach "lubieją",  ogrodowanie czynne z przycinaniem, pieleniem i podlewaniem jeszcze nie zaginęło. Znaczy są  tacy zwyczajni ludzie którym posiadanie ogródka kojarzy się z przyjemnością uprawy roślin a nie tylko z posiadaniem miejsca do grillowania ( nie żebym była przeciwna ogrodowemu grillowi, dziwi mnie tylko sprowadzenie ogrodu jedynie do funkcji kuchni i salonu na świeżym powietrzu ).

Zdjęć  cudzym  ogródkom robić nie wypadało, mogłam tylko sobie ślepia napaść i szpiegować co z czym sadzą - Wielki Ogrodowy widziałam fajne połączenie liliowców rdzawych z liliami Henry'ego ( Darek, mało ogródkowy małż Marty ochrzcił je kiedyś odcebulowo  "bulbami Henryka" - przepiękna nazwa ), gipsówką i szparagiem lekarskim - świetnie to wyglądało! O kolorowych złocieniach, ostróżkach, szalejących powojnikach ledwie napomknę. Dla Was powklejałam zdjątka zachabrowanych pól - chabrów po rowach i w zbożu tyle że wiatr  przynosił ich delikatny zapach aż na chodniczek przed przedogródkami.

8 komentarzy:

  1. Jakbym na innej planecie żyła albo była zupełnie odcięta od świata, bo zupełnie nie mam pojęcia o współczesnej modzie ogrodowej i co i rusz mnie zaskakujesz :) Owszem widzę to i owo na innych posesjach, szczególnie wszędobylską chemię, ale ... chyba za dużo i za często oglądam programy o historii zagranicznych ogrodów i straciłam obraz najbliższego otoczenia w którym zyję :P I tak bywa...
    Polityki nie oglądam, nie słucham... martwię sie tylko też co i rusz, bo to wszystko prowadzi do złych rzeczy, a ja sobie cenię i życzę wszystkim Polakom - pokój :)
    Buziaki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam zdjęcia z polami :)))

      Usuń
    2. Ja mieszkam w takiej dzielnicy gdzie ogródków sporawo ale większość z nich to monotonna tyrawniko - tujowacizna. To właściwie nie tyle ogródki co tzw. zieleń miejska. Dlatego taką radochę odczułam spacerując ledwie parę kilometrów od tego zagłębia tyrawniczo - tujowatego. Różnorodność uprawianych roślin sprawiająca że te ogrody są odbiciem indywidualnych gustów właścicieli ( co z tego że nie zawsze jest to tzw. gust wysublimowany, ważne że w ogóle jest - byłabym w stanie znieść nawet biały żwirek, choć z dużym trudem, kiedy widzę solidny byliniak - choć przy byliniakach żwirkirm jakoś nie sypią ) - miód na serce.
      Co do polityki - doświadczenie uczy że trzeba się nią interesować na tyle żeby ona nie zainteresowała się za mocno nami. Politycy nam się nadymają wprost proporcjonalnie do rzeczywistego zmniejszenia wpływu na real, przed nami wypracowanie cieniutkiego balansu między tzw. wolą ludu a rolą tych którzy będą ją wcielać w życie ( tak ogólnie to piszę, bez odniesień do sprawy brytyjskiej ) - znaczy będziemy żyli w ciekawych czasach. Wkurza mnie strasznie medialny ton, nie można niczego się normalnie dowiedzieć, wszystko musi być w sosie tabloidalno - histerycznym.
      Teraz wyobraź sobie ten styl informowania przeniesiony do "działu ogrodowego" - "Inwazja chwastów, czy damy radę?!", "Panika po wycofaniu Roundapu"," "Ogród bez chemii - jak będziemy rośliny uprawiać?! Klęska koncepcji konceptualistów", "Roundup jednak szkodliwy dla środowiska!", "Kto odpowiada za Roundup?!", "Mamy Was!", "Dlaczego nam wmawiano że Roundup jest bezpieczny?!", "O tym co wchodzi w skład ogrodowej chemii będziemy mogli przeczytać w ulotkach producenta dołączonych do towaru albo na jego opakowaniu!", " O cholera, nazwa środka czynnego już była drukowana na opakowaniach chemii ogrodowej!", " Kto tu jest idiotą i kto nas oszukuje!", "I co dalej z Roundupem?!", "Roundup a sprawa polska". Tylko ściany zacząć gryźć po takiej lekturze.

      Też kocham polne widoczki.

      Usuń
  2. Masz rację, u nas to wszystko albo zamiecione pod dywan albo robienie z igły wideł. Mnie to wkurzają te polityczne walki, zamiast wziąć się uczciwie do pracy i myśleć o dobru nie Polski ale Polaków (rodakom będzie dobrze to i kraj będzie zdrowszy samoistnie) to jak idioci łapią się za słówka itd. Pokolenia walczące za nas kraj i odbudowujące go - wiercą się w trumnach, ale to za mało, Ci zamarli powinni powstać z grobów i przemówić do rządzących, jak wstrząsu nie będzie to idioci się nie uspokoją.
    Nie mogę... moje życie jest takie krótkie, nie daję rady polityce :/

    OdpowiedzUsuń
  3. I dlatego Wielki Ogrodowy wymyślił ogrody! Żeby człowiek nie zwariował i odpoczął od kretynów wymyślających proste rozwiązania na skomplikowane sprawy. Na szczęście Agatku lato, lato mamy więc jak tylko upał zelżeje do hyc i w zielone!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się a ja nawet dzisiaj wysmarowałam post na temat prac i upałów :D

      Usuń
  4. Boszszsz! Nie da się patrzeć na te zaiglaczone trawniczki, na te cmentarne tuje i upierniczone tępym narzędziem świerki srebrzyste, sadzone beztrosko pod liniami elektrycznymi. Miło poczytać, że jeszcze gdzieś zobaczyć można lwie paszcze czy nagietki. Ale na Dolnym Śląsku, nawet na tzw. wsi to unikat nad unikaty...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas chyba tak przaśniej ( choć żeby bida z nyndzą to bym nie powiedziała, bo traktory z tych wypasionych widziałam na podwórkach ). Tak naprawdę to nie wiem dlaczego akurat tak się zrobiło że pod Łodzią uchowały się wsie gdzie tradycyjne wiejskie przedoródki występują, może jakaś rywalizacja na bardziej ukwiecony czy cóś? No ale grunt że są, bez tuj cmentarnych, obrzyndolonych świerków i tyrawników.;-)

      Usuń