niedziela, 9 października 2016

Pierniczeję i październiczeję

No i przyszedł ziąb, a ja tu Panie tego... w połowie sezonu. Z doskoku dzielę kretyńsko byliny, które bałam się wcześniej dzielić z powodu suszy, cebuluję z lekka wyczynowo ( no nie wiem jak te mieszańce  Iris reticulata i inszych cebulowych irysków przeżyją radości naszego klimatu - sadzę w piochach brzozowych żeby jakąkolwiek szansę biedaczyny miały ), czekam na róże, które mają przyjść po  piętnastym i staram się nie rozłożyć na dobre, bo cebule, byliny i krzewy same się nie wkopują. U Mamelona nadal zaraza, po rozkoszach grypy jelitówki "nadejszła wiekopomna chwila" na usmark wodolejny do pięt, przechodzący dopiero  od  jakichś dwu dni w fazę zaklajstrowującego glucizmu. Mamelon ogłuchł, oślepł i w ogóle odjechał, przez co  dopiero niedawno  zorientowałyśmy się że Sylwik nam trawki kupił.  Jutro dziękczynnie napiszę i kasę prześlemy za te prerióweczki. No odjechało się totalnie, odjechało!

Czasu jakoś porządnie podzielić nie mogę, brakuje mi tych godzin i minut na  zrobienie w ogrodzie różnych rzeczy. Jak wygospodaruję coś tam,   to akurat  leje i ogrodowanie odfruwa. Siedzę zatem  przed kompem i trochę pomagam forumowych cooleżankom, człowiek powinien być  choć trochę z inszymi ludźmi ( znaczy większym ich gronem, nawet wirtualnie i od czasu do czasu, znaczy kiedy ma więcej czasu ). "Mniejsze Grono Ludzi" czyli domownicy są albo zapracowani po pachy albo niebezpiecznie usmarkani ( siewcy zarazy ) i nie stanowią w tej chwili  radosnego ensemble. Są gburowaci, zapominalscy, popluwający, żądający syropków i kotów  do ogrzewania "starych kości", no w ogóle są trochę be. Ci chorujący przeszli z fazy wymagającej pielęgnacji w fazę wymagań , ci pracujący "całymi sobą" padają jakby na twarz ale usiłują trzymać fason, przez co są nerwowi. Jednym i drugim lepiej  pod  oczy nie wchodzić. No więc prowadzę drugie życie, netowe w pełnym wymiarze godzin, którymi  to godzinami netowymi też zarządzać nie umiem. Jednak w poniedziałek postanowiłam za wszelką cenę wrócić do realu bez względu na aurę ( zero kompa choćby lało potopowo ) i dobrze, bo ja tak  jednak bardziej do realu przyssana ( wbrew pozorom, he, he ) i od zbyt głębokiego zanurzania się w netowe odmęty mam objawy  choroby kesonowej.

Chyba powinnam się nieco ukulturalnić ale coś mi się ostatnio nie chce, bo sięganie po lekturę zmusza mnie do przyjrzenia się samej sobie ( a tego, poza masochistami,  chyba nikt nie lubi ). Od dłuższego czasu cierpię na beletrystykowstręt nowoksiążkowy,  obawiam się poważnie czy  w ramach rozrywek umysłu obserwowane  u się  zwichrowanie nie przejdzie  w stan chroniczny  i nie zostanie mi  pociąg do wyłącznego czytania  beletrystycznych staroci i niestety do czytania tzw. cięższych kobył. Zauważam niepokojące objawy - książki kobylaste, jakieś okrutnie długie "opracowania" historyczne, zawiłe dywagacje socjologiczno  - kulturalne, które jeszcze parę lat temu powodowały u mnie senność nieprzemożną gdy  dobrnęłam z dużym trudem do strony  trzydziestej, obecnie wydają mi się jakby tego... ten... interesujące ( a że są kobylaste i pisane często - gęsto hermetycznym językiem, tak lubianym w pewnych kręgach - mój kolega nazwał ten język dosadnie "brandzlowaniem akademickim" - mało kogo interesują, bo język odstrasza i sobie wymiany wrażeń  nie mogę tak prosto uskutecznić ). Do staroci beletrystycznych wracam,  jakoś miło mi się je czyta, odprężam się i o dziwo czasem zaskakują mnie rzeczy które dopiero teraz z nich wyczytuję. Może to tylko takie "zwykłe" jesienne powtórki  i smęcenie kobylaste, może z  czasem mi  przejdzie ta skłonność  do repetytorium i zagłębiania się "w niezgłębione".

 Mam nadzieję, bo kręcenie nosem na nowości wydawnicze pachnie mi postępującym procesem starzenia ( "marność nad marnościami", "dawniej to pisali", "co to za warsztat do cholery?!" ). Kiepskawo to dla mnie wygląda - z jednej strony zainteresowanie kobylastym, paskudnie często napisanym przynudzaniem zamiast przeżywaniem ( o  żmudna drogo  do wiedzy! - pocieszam się że to  świadczy o interesowaniu się światem a nie o szybkim zdychaniu wyobraźni ), z drugiej mantra lektur - pierniczeję wyraźnie! Sprzeczność we mnie  jakaś jest bo mimo widocznych   oznak mojego pierniczenia, nie lubię ciągłego tetryczenia, narzekań nieuzasadnionych na wszystko co jest "już inne" niż pamięta człowiek mogący sięgnąć pamięcią wstecz o lat kilkadziesiąt. Owszem są rzeczy irytujące, bardziej powszechne przyzwolenie dla powierzchowności i głupoty na ten przykład , czy ersatzowanie żarcia, ale bez przesadyzmu!  Dopiero parę lat temu odkryli że da się leczyć zęby bez borowania, he, he! Może ja się starzeję nie po całości tylko tak jakoś fragmentarycznie? W końcu dlaczego umysł nie może być "z tyłu liceum, z przodu muzeum"? Qrcze, bardziej mnie boli pierniczenie umysłu niż zmarchy czy siwe włosy ( a w końcu jakąś tam urodę miałam, może nie bardzo wybitną, ale zawsze )! Czy ktoś zna jakiś krem odżywczy dla mózgu? Wszelkie wygładzacze zmarszczek  rzecz jasna odpadają, he, he. Dobra, koniec tego wywnętrzania! Jak to mawiała doktor Berna "Zdrowy organizm żyje i działa. Dopiero chory zastanawia się nad sobą"
Chyba zmierzę sobie temperaturę, może moje problemy wnętrzarskie to objawy zarazy przywleczonej od Mamelona? Lepsza lekka grypka niż na mózgu starcza wysypka, albo coś w ten deseń!

Dzisiejszy wpis ozdabiają prace bardzo znanego ilustratora książek  Jean - Baptiste Monge. Ten Francuz, zamieszkały obecnie w Kanadzie,  jest laureatem wielu nagród przyznanych mu za tzw. wkład w grafikę książkową. Z lekka złośliwe, pełne wdzięku, po mistrzowsku rysowane - obrazki Jana Baptysty są z tych , które się zapamiętuje. Hym... co prawda wybór ilustracji z książeczek dla dzieci mógłby  świadczyć o moim postępującym zdziecinnieniu, ale tak nie jest - zawsze miałam słabość do dobrych ilustracji.

9 komentarzy:

  1. :)))) Mam podobne odczucia. Czytam... ale prócz tego to jak napisałaś :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, spleen ogólny, jesień w tym paskudniejszym wydaniu.

      Usuń
  2. Hmmm... Ginko biloba?
    Od czasu do czasu zaczynam mówić językami, znaczy łaciną woźnicy, to nieomylny znak, że mi się Windows zaktualizował i znowu czegoś nie ogarniam. Wtedy moje dziecię się cieszy i tłumaczy, że to aby mi mózg nie stetryczał, czyli ćwiczenia takie dla szarej pulpy w mojej głowie. Na siłownie mózgi, a dalejże całki wyliczać i prędkości pociągów z A do B...
    Obrazki, jak zwykle, wybrałaś przednie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy Ginko to dobry pomysł, ponoć do szczęścia człowiekowi trzeba naprawdę tylko dobrego zdrowia ( rozumianego jako brak fizycznych dolegliwości ) i bardzo złej pamięci. To moje pierniczenie Fafiku takie jakieś dziwne - real ogarniam ale wyobraźnia chyba mi siada. Tak szczerze pisząc wolałabym zapomnieć coś niecoś "wyumianego" ale cieszyć się za to radosnymi mniemaniami. No dupanda, kostnieje i zamieniam się w oprogramowanie zbierające informacje.

      Usuń
  3. Ilustracje piękne i bardzo nastrojowe.
    U mnie odwrotnie. Czytać czytam, ale miałam fazę, że zdania wielokrotnie złożone sprawiały mi ból gdzieś za oczami. Obawiałam się nawet, że nieuchronnie zmierzam w kierunku Harlequinów, ale wyhamowałam na kryminałach i jakiejś babskiej literaturze rodzimej produkcji - powiem, że nawet nawet :) Chyba jest nieźle, bo zatęskniłam za czymś popularnonaukowym, z tym że jednak bardziej popularnym. Może nie zdziczeję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psie ja czytałam literaturę wszelaką, tzw. czytadła mi nieobce i nie wstydzę się lektur będących "gumą do żucia dla mózgu", jak to je określała moja Mama. Ba, uważam że z najbardziej kretyńskiego pisania "dla pieniędzy" coś tam człowiek wycedzi. Tak mi się myślało zawsze że z każdej ( no, prawie ) lektury nad którą jakoś tam pracuje wyobraźnia jest dla ludzia pożytek. To tak jak z kiepską kanwą dobrego scenariusza, umysł popracuje i coś tam wykreuje - może nie mistrzostwo świata ale zawsze cóś. A teraz biorę do ręki nawet nie czytadło, coś co się porządnie zapowiada i... po 5 stronie nadal nic, po 10 jakby lekkie znużenie, po 20 zastanawiam się "co poeta miał na myśli", po 30 czytam i nie wiem co czytam. Myślałam że to zmęczenie i czas na lżejsze pozyszyn ale i przy tych wypoczynkowych lekturach sytuacja się powtarza, z tym że szybciej odpadam. Kobyły zaś to podsumowanie czyjegoś zbieractwa, wniosków jakie ktoś z czego wyciągnął, poznaję czyjąś drogę do poznania ale albo nie jestem w stanie sprawdzić czy to nie jedna wielka pomyłka, co działa na mnie zniechęcająco ( czytać następne kobyły i wyrabiać sobie zdanie na ich podstawie - jałowizna i nie zastępuje własnych dociekań, szczególnie w wypadku rozpraw mniemanologicznych ) albo traktuję to jako przyswojenie informacji i szlus. Twórcze to nie jest, zaczynam rozumieć co miał na myśli mój Dziadek kiedy mówił że można czytać i głupieć.
      Może powinnam znów zacząć rysować albo piec ciasta, no robić coś bardziej konkretnego, póki mi jeszcze wyobraźni starczy ( może tak całkiem nie uschnie ).

      Usuń
    2. Ty wiesz, że coś w tym jest. Przestawiłam się na działanie - gotowanie, druty, whatever, bo większość lektur rozczarowywała. Zastanawiałam się czy to oni tak kiepsko piszą, czy ja się taka grymaśna zrobiłam. W sumie czytałam z przyzwyczajenia. A teraz pochłaniam zbiór opowiadań Trupy polskie i znowu pożeram tekst z przyjemnością :)
      To chyba jednak Tabasiu te lektury. Człowiek jest światowy, niejedno w życiu widział, a z pewnością czytał, to i byle czym się nie zadowoli ;)

      Usuń
    3. Pocieszaj mnie Kochana, pocieszaj - bardzo mi potrzebne takie stwierdzenia że to nie ja do doopy się robię tylko lektura jest doopiasta.:-) Tak działanie to jest to, właśnie znalazłam przedpotopowy przepis na konfiturę z jabłek i spróbuję odtworzyć twórczo ( bez pieca ogniowego prawdziwego, wosku do zalepiania, służby zrywającej jabłka a nie trzęsącej jabłonią - no bez tego wszystkiego bez czego taka konfitura w XIX wieku wymyślona i wykonywana nie miała się prawa udać ).

      Usuń
    4. Trzymam kciuki za powodzenie sprawy :)
      Napisz potem, jak Ci poszło, bo bez służby i pieca to niemal mission inpossible ;)

      Usuń