sobota, 8 lutego 2020

Coleton Fishacre - perełka II klasy na południowym wybrzeżu Devonu

Mła  się  czuje  niekomfortowo  bo  zostawiła uprawę  blogiego  na ponad  dwa  tygodnie i czytacze jej  wypocin są w  związku  z tym  niedopieszczeni. Mła  zatem  postanowiła  czytaczy dopieścić. Wpis  taki  co  to  się  zwoje  od  niego  nie  przegrzeją  a  oczka  się  napasą.  Mła  wyciągnęła  ze  starego  dysku  co  był właśnie  do  niej  powrócił,   zdjęcia  z  wyprawy  do  Albionu, którą odbyła chyba  przed  ośmiu  laty.   Okolica  taka  do  zaprezentowania w  lutowy wieczór  się  nadająca bo  to  południowy  Devon, ulubiona  letnia  wypoczywalnia  Brytyjczyków w  latach 20 - 30  XX wieku.  Rozgrzewa znaczy. To  tam Hercules  Poirot rozwiązywał  niektóre ze  swoich wciągających  czytelników  spraw (  Kryminalna  Agatha urodziła  się  w  Torquay i  darzyła  sporym  sentymentem  rodzinne strony ).  Nawet  Jane  Marple  do południowego  Devonu  zawiało w celach  detektywistycznych.  Jak  się  do  tego  doda że na  bagnach i  wrzosowiskach  Dartmoor szalał  piesek   od  Baskervillów to nie  ma się  co  dziwić że pochłaniającą kryminalne  czytadła mła  bardzo  nosiło coby to hrabstwo  ujrzeć. Tym  bardziej  nosiło  że ogrody  devońskie  uchodzą  za  jedne z  najciekawszych w UK a wielu  roślin  w  nich  rosnących  nie  spotyka  się  w chłodniejszych  częściach  Wielkiej  Brytanii. Tak  nawiasem  pisząc   to sam  Devon  jest klimatyczną  zagwozdką,  na  wzgórzach  Dartmoor wiosna gości  jakiś miesiąc po  tym  kiedy  pojawia  się  na devońskim  południowym  wybrzeżu. Mła  odwiedziła  Devon w lipcu (  no  prawie  jak  rasowy  Brytyjczyk,  bo  oni  lubieją zaliczać  devońskie  kąpieliska  w  sierpniu, tradycyjnej  porze  wakacji ).







Mła  teraz  pokaże  Wam  domiszcze (  z  zewnątrz ) i  ogród  w  którym  luby  Hercules  pospołu  z  Jane mogliby prowadzić  śledztwo w  sprawie  mordu dokonanego  na  np. pani  domu  z  tajemniczą  przeszłością. Przesłuchania  urządzaliby  w  słonecznym salonie, gdzieś pomiędzy  fortepianem  i wysokiej  klasy   gramofonem (  mnóstwo  płyt   ze  starym,  dobrym  jazzem ).  "Ślad  naprowadzający"  mógłby  znajdować  się w szafie pani  domu, pomiędzy  kreacjami (  plażowe  piżamy, wiejskie  spencerki  na  chłodne  dni, eleganckie  suknie  z  obniżonym  stanem  na  wieczór ) lub  w  pomieszczeniu  spiżarni, w  książce  kucharskiej na  stronie z przepisem  na  konfitury  z  moreli albo  w  tej  klitce niemalże  celi  więziennej  jaką  architekt  zaprojektował  dla  służącej. Po  południu detektywi  wyłaziliby  do  ogrodu, przy  czym  Hercules nigdy  nie  wylazłby poza część  bardziej  formalną  (  no  chyba  żeby  zwłoki  szofera  albo  ogrodnika  malowniczo  wyglądały  z  krzewów  hortensji  ) a  Jane  włóczyłaby  się  wszędzie niuchając  w  sprawie  morderstwa  i  przy  okazji  podpatrując  nasadzenia,  jak  to  zwariowani  ogrodnicy  mają  w  zwyczaju. Pies  Baskervillów  wsiąkłby  gdzieś w okolicy klifu  i  tylko  nocne  wycie  świadczyłoby  o tym że  wszystko  z  nim   w  porządku (  bo  to  był  pies  co  czuł  w  sobie  wilka ).






No  to  do  konkretów - Coleton  Fishacre to  rezydencja  w  stylu  Arts  And  Crafts, położona  w  24  akrowym  ( 97000 metrów  kwadratowych  ) ogrodzie na klifach. Znajduje  się  nieopodal miejscowości  Kingswear, która  z  kolei  znajduje  się  kole  bardziej  znanego  Dartmouth. Dom w Coleton Fishacre został zbudowany jako wiejski dom dla  Ruperta D'Oyly Carte i jego żony, Lady Dorothy Carte, w latach 1923–1926. Architektem był Oswald Milne, były asystent Edwina Lutyensa, będącego guru ruchu Arts  And  Crafts. Konstrukcja zbudowana jest z lokalnego gruzu łupkowego z dachem łupkowym z surowca  z  kamieniołomów  Delabole. Miejsce  pod  przyszłą   budowę  ponoć  wypatrzono z  jachtu. Mimo że rezydencja została  wybudowana jako wiejski dom, Lady Dorothy traktowała  ją  jako  swoje pied-à-terre, przynajmniej w końcu lat 20 XX wieku. Rupert  był drugim panującym hotelarsko - teatralnej dynastii, urodzony człowiek  sukcesu  znaczy ( ale  nie  jechał tylko  na  opini  przodka, sam wystawił hicior nad hiciory - "Mikado" ). Jak się posiada sieć Savoy to można pomyśleć o właściwym ożenku. W 1907 roku Rupert poślubiła Lady Dorothy Milner Gathorne-Hardy , trzecią i najmłodszą córkę drugiego hrabiego Cranbrook, z którą będzie miał córkę Bridget i syna Michaela. Michael w roku 1932 wieku 21 lat zginął w wypadku samochodowym w Szwajcarii i ostała się rodzicom tylko Bridget. To ona przejęła dom po rozwodzie rodziców w 1941 roku ( olbrzymi skandal to był - cudzołóstwo udowodnione, Lady Dorothy przeprowadziła się  cztm  prędzej na Bahamy i poślubiła St Yvesa de Verteuila, który był współoskarżonym w sprawie rozwodowej ). Rupert czasem pojawiał się w Coleton Fishacare  odwiedzając  rezydencję  w tzw. długie weekendy ( uwielbiał ogrodnictwo i morze, no i niestety zbyt szybką jazdę samochodem, którą to wadę odziedziczył po nim syn ). Po jego śmierci w 1949 roku Bridget sprzedała dom Rowlandowi Smithowi, właścicielowi hotelu Palace w Torquay. Obecnie rezydencja wraz z ogrodem jest jest własnością National Trust ( konkretnie to od 1982 roku ).







Ogród w Coleton Fishacre znajduje się na nadmorskiej skarpie ( taki w miarę łagodny spadek , kończący się jednakże klifem ) nad Zatoką Pudcombe. Został pierwotnie zaprojektowany przez Lady Dorothy i zawiera rzadkie i egzotyczne rośliny, które nieczęsto udają się poza klimatem tropikalnym ( ze względu na bliskość Prądu Zatokowego w tej części wybrzeża Devonu egzoty całkiem nieźle sobie rosną,  co mła stwierdziła naocznie ). Lady Dorothy była znana z pozyskiwania egzotycznych gatunków roślin podczas swoich podróży zagranicznych, wówczas to było w dobrym tonie roślinki importować. Cartesowie zatrudniał sześcioosobowy personel do utrzymania ogrodu ( w porównaniu z personelem  domowym było  sześć  do  czterech na  korzyść  ogrodu,  znaczy od początku ogród dominował nad domem ). Dziś zalicza się ogród w  Coleton  Fishacre do ogrodów tzw. klasy II, wymienionych w brytyjskim krajowym rejestrze historycznych parków i ogrodów.








Jak  widzicie  na  załączonych  obrazkach ten  ogród ma dość  nietypowy jak  na  angielskie  ogrody  z  początku  XX  wieku  podział.   To  znaczy  nietypowy  w  powszechnym  odbiorze. Nie  ma  w  nim wydzielonych  przez  strzyżone  cisy  czy  buki "zielonych  pokoi" rodem z  Hidcote  Manor Garden czy  klasycznego  rozkładu  rabat z  ogrodu  autorstwa  Gertrude  Jekyll w Hestercombe  Gardens. Za  to po  oczach  wręcz  bije ta  cecha brytyjskiego  stylu  uprawiania  ogrodnictwa  wypracowana  za  rządów  królowej  Wiktorii, która pełnię  wyrazu  osiągnęła za czasów  jej  syna, króla  Edwarda VI, jaką było  (  i  chyba  nadal  jest ) ukazywanie  nieoczekiwanych  widoków,  tworzenie  dziwnych  "naturalnych "  perspektyw, wtapianie  ogrodu  w  krajobraz. W  stosunku  do  klasycznego  stylu  edwardiańskiego ogrody  tworzone  w  zaawansowanych latach  dwudziestych XX  wieku  były  bardziej  swobodne (  mła  zauważyła  to dawniej, podczas  swojej   pierwszej  brytyjskiej  wyprawy  ogrodniczej  oglądała  Kiftsgate  Court  Gardens w  Gloucestershire, które w  latach  dwudziestych  założyła  Heather Muir a po  mistrzowsku  rozwinęła  w  latach  pięćdziesiątych  Diane Binny ). Zaczynało  się   rozformalizowanie stylu, tak  miłe brytyjskim  ogrodnikom.















W Coleton  Fishacre są  strefy z  nasadzeniami   bylinowymi  i  krzewami w  których edwardiański  duch  jest  bardzo odczuwalny (  choć  tworzywo rabat bywa  naprawdę  egzotyczne )  ale większość  nasadzeń w  tym  ogrodzie jest  jednak  z  innej  bajki. To  jeden  wielki  woodland z punktami  widokowymi.  Im  bliżej  domu tym  bardziej  odczuwalny    jest wpływ ogrodnictwa  spod  znaku  Alfreda  Parsonsa  czy  Gertrude  Jekyll, im  bliżej  klifu i  "dzikich  lasów" tym  robi  się  swobodniej ( np.    tzw.   psia ścieżka wygląda bardzo  naturalnie, określiłabym  to  nawet jako  bardziej  naturalne  niż  sama  naura, he, he, he ). Hercules  byłby  zdegustowany, dla  Jane mogłoby  to  być  ciut  za nowatorskie, pies  Baskervillów  byłby  zachwycony!













7 komentarzy:

  1. Omatulu, dlaczego piękno wprawia mnie we frustracyję?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo przed Tobą zadanie zrobienia perełki I klasy z Kuriozy. Wysiłek znaczy, a Ty już po solidnym wysiłku i przydałoby się troszki zależenia odpoczynkowego. :-)

      Usuń
  2. Masz rację nie wiem czy każdy ogrodnik, ale miłośnik roślin na pewno wszędzie dojrzy roślinę. Na tej zasadzie wzbudziłam w mężu dziwne uczucia, kiedy będąc w ZOO jak skupiłam się nagle na miejscu zarośniętym bez zwierzęcia do podziwiania :P.
    Piękno wycieczkę miałaś... do przepięknego miejsca. Nie wiem czym się zachwycać, murami czy roślinnością :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Co to za dziwna roslinka na drugim zdjeciu? Kwiat? Trawa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest jakiś egzot, gdziaś kiedyś sprawdziłam ale mła teraz umkło. W chwili wolnej doczytam. :-)

      Usuń
    2. Naszłam roślinkę! To Fascicularia bicolor, pochodzi z Chile i należy do rodziny Bromeliaceae. Znaczy to bromelia. :-)

      Usuń