niedziela, 8 sierpnia 2021

Magiczna synagoga - kolory raju - część druga

Łańcut  powstał na terenach podarowanych w 1346 roku  przez Kazimierza Wielkiego  za zasługi Ottonowi  z Pilczy herbu Topór, dziadkowi  przyszłej królowej Polski Elżbiety Granowskiej, trzeciej  żony Władysława Jagiełły.  Lokacja I tak  Pilceccy oprócz zagospodarowanych ziem śląskich dostali coś  co  dopiero trzeba było kolonizować. No to kolonizowali, w 1349 roku z nadania Władysława Opolczyka powstało miasto na prawie magdeburskim,  do którego król sprowadził osadników z bawarskiego Landshut którzy wraz z niezbędnymi dla kolonistów umiejętnościami przywieźli też nazwę rodzinnej wsi ( coś jak Strażnica ), którą z czasem zaczęto nazywać bardziej miękko, ze słowiańska - Łańcut. W rodzinie  Pileckich dobra te były do roku 1586. Później przeszły w ręce rodu Stadnickich, którzy w 1629 sprzedali je Stanisławowi Lubomirskiemu. Po śmierci Elżbiety Lubomirskiej w 1816 roku spadkobiercami dóbr zostali jej wnukowie z rodu Potockich. Ostatni hrabia Potocki opuścił  Łańcut w 1944 roku. Pierwsi Żydzi w Łańcucie pojawili w XVI wieku, pierwszym znanym z dokumentów żydowskim mieszkańcem był ktoś określany Abre Judei. Zapis na jego temat pochodzi z 1554 roku,a już w roku 1566 społeczność żydowska w Łańcucie liczyła trzydzieści osób. To była dostateczna ilość Żydów żeby można było stworzyć kahał, gminę ( pierwszy zapisek na jej temat to rok 1563 ). Czy Żydzi mieszkali w samym Łańcucie nie jest pewne, pewnym za to był przywilej jaki nadano miastu - de non tolerandis Judeis, zakaz mieszkania w nim Żydów. Przywilej niby był jednakże z jego przestrzeganiem był zawsze problem, zatem już w 1593 roku Żydzi po przerwie w latach 1571 - 1592 pojawiają się jako płatnicy miejskich podatków. Mieszkali w Łańcucie mimo że nie były to czasy łatwe dla miasta - w wyniku różnych zatargów a także z powodu najazdu Tatarów zostało niemal wielokrotnie obrabowane i niemal zupełnie spalone w pierwszych dwudziestu latach XVII wieku.

Za czasów Stanisława Lubomirskiego jest już znacznie lepiej, gmina się rozrasta - liczy już ponad sto osób. Z czasem Żydzi kupują lub przejmują za długi domy w mieście, nabywają parcele na których stawiają nowe budynki, Pierwsza wzmianka o żydowskim cmentarzu jest datowana na rok 1671.  Wiemy że na miejscu obecnie stojącego budynku, przed rokiem 1648 istniał drewniany budynek synagogi. Najprawdopodobniej budynek mógł być uszkadzany podczas licznych pożarów które trapił wzniesione w dużej części z drewna miasto. W roku 1695 miasto nawiedził jedn z groźniejszych, w roku 1706 z kolei przez Łańcut przeszła zaraza. Jednakże miasto się nie wyludniało, wprost przeciwnie, ludność żydowska chętnie w nim się osiedlała i nabrało ono dla niej szczególnego znaczenia. W roku 1707 w Łańcucie odbył się Waad Arba' Aracot, za łaskawym zezwoleniem Franciszka Lubomirskiego. To było wielkie cóś dla miasta, Łańcut stał się dla Żydów magnesem. Co prawda Franciszkowi na pewien czas łaskawość przeszła, wywalił Żydów z miasta, ale to chyba dlatego że mu się cóś z główką porobiło w wyniku czego sam się ze świata sprzątnął w 1712. Jego następca, dalszy krewny Teodor, wydał przywilej i Żydzi do miasta wrócili bowiem to się po prostu Lubomirskim opłacało. W roku 1716 kolejny raz drewniana synagoga spłonęła, odbudowaną ponownie pożar strawił w dość szybkim czasie więc kahał postanowił postarać się o zgodę na wzniesienie synagogi murowanej. W roku 1761, za czasów rabina Mosze Zwi Hirsz Meizlicha, Stanisław Lubomirski wyłożył kasę i powstał budynek który przetrwał do dnia dzisiejszego. Po roku 1760 w mieście ruch chasydzki miał się świetnie, zwolenników Haskali nie było zbyt wielu, zatem synagoga została wyposażona w program ikonograficzny ściśle powiązany z chasydyzmem i jego rozumieniem judaizmu.

Wbrew temu co piszą w wielu miejscach w necie, nowa synagoga nie powstała w miejscu starej drewnianej a obok niej. Wnętrze wzniesionej w stylu późno barokowym synagogi składa się z czterech pomieszczeń: we wschodniej części budynku znajduje jednoprzestrzenna sala modlitw ( przeznaczona jedynie dla mężczyzn )o wysokości dwu kondygnacji, od zachodu przylega do niej przedsionek i sala kahalna, zwana Salą Lubelską ( umieszczona po południowej stronie przedsionka ), nad przedsionkiem i salą kahalną mieści się babiniec ( do którego prowadzi klaka schodowa przybudowana do elewacji zachodniej babiniec wysoko okienkami odgrodzony coby się męski wzrok z kobiecym nie stykał podczas czytania Tory ). Niegdyś przy północnej ścianie sali modlitw stał drugi babiniec, wzniesiony z drewna ale spłonął w pożarze podczas wojny. Wystrój synagogi zachował się w trzech pomieszczeniach: przedsionku, sali męskiej i sali kahalnej,a jego obecny stan jest wynikiem prac konserwatorskich. Co wiemy o powstaniu wystroju?  

Pierwsze malowidła w sali modlitewnej powstały w drugiej połowie XVIII wieku, kolejne w połowie XIX wieku. W roku 1896 przy okazji remontu synagogi poddano renowacji i uzupełnieniom malowidła. W 1906 roku uzupełniono malowidła na ścianach bimy, podwyższenia na środku synagogi na którym odczytuje się słowa Tory. Kolejne prace przeprowadzano w latach 1909-1910 i w roku 1912. Po pożarze wojennym i zamienieniu budynku synagogi na magazyn zbożowy, który istniał aż do roku 1957, stan malowideł jak i budynku był tak tragiczny że postanowiono budynek rozebrać. Ostał się bo miejscowy lekarz, miłośnik historii regionu się uparł i poruszył kogo trzeba. Pierwsze prace konserwatorskie "na poważnie" przeprowadzono w latach 1984 - 1989. Synagoga nie była jedyną synagogą w Łańcucie, w latach  osiemdziesiątych XIX wieku chasydzi z Dzikowa wznieśli własny budynek,  który nie przetrwał wojny. Dobra, to były "twarde dane" co do okoliczności wzniesienia w tym miejscu  takiej a nie inszej budowli, podkład ogólny i bardziej  konkretny a teraz do wrażeń.


Mła po otwarciu drzwi została uderzona  kolorem.  Kiedy z gęby  jej się wyrwało  och to zaraz została uderzona akustyką pomieszczenia. Mła się nie dziwi że kantorzy kochają śpiewać  w tej synagodze, głos niesie potężnie w  sali. Dźwięk odbija się ścian i wnęk w nich umieszczonych  i dochodzi w sumie zewsząd, wrażenie jest niesamowite. Wielu pewnie tego nie słyszy albo też nie zwraca na to po prostu uwagi ale mła od czasu wizytacji jednej z sal Rezydencji w  w Würzburgu  jest na to wyczulona. Sala jest jasna, mimo tych  kolorów na ścianie i rozmiarów bimy.  Jest wysoka bowiem   budynek synagogi jest o wiele  większy niż się   wydaje. Jak wiadomo  żadna świątynia innego wyznania  niż katolicyzm wznoszona w mieście Korony nie powinna była być wyższa do fary, ale  od czego  kiepełe - trza się wkopać to budynek niby będzie niższy ale jak się dobrze tę wysokość policzy. Taa... Skala to jedno co robi wrażenie ale mła  skala doprawiona kolorem nieco mła  zgłuptała.  No bo sala jest cudownie błękitno - zielonawa z naciskiem na błękitno, no bo nie jest  jest to błękit oczywisty.  Dwie pasy koloru zielono - błękitnego i błękitu  skojarzyły się mła z wersetem z Księgi Tobiasza "Bramy Jerozolimy będą odbudowane z szafiru i szmaragdu". Sala jest dobrze  doświetlona więc te Bramy Jerozolimy w masie pasą oczy. Na tle wyżej umieszczonego błękitnego pasa  namalowane kolumienki, hym...  w stylu "swojskiego iluzjonizmu", które wspierają  ornamentalny fryz nad  wydatnym gzymsem kordonowym. Profilowania gzymsu podkreślono różnymi kolorami i to tak coby oczy rwało. Nie że jarzeniówa  ale mła znów się kamienie z Ofiru i inne takie przypomniały. No wiecie, choszen, kapłański naszyjnik - "Zrobisz też napierśnik wyroczny ( ... ) Zrobisz go ze złota, z fioletowej i czerwonej purpury, z karmazynu i ze skręconego bisioru ( ... ) Osadzisz na nim zestaw z drogich kamieni w czterech rzędach: pierwszy rząd to rubin, topaz i szmaragd; drugi rząd to karbunkuł, szafir i beryl. Trzeci rząd to opal, agat i ametyst. Czwarty rząd to chryzolit, onyks i jaspis. Osadzone będą w oprawach ze złota. A kamieni tych będzie, według imion synów izraelskich, dwanaście..."

Kiedy mła z lekka ochłonęła  z zanurzenia w chagallowych  kolorach i zaczęła przyglądać  się bliżej dekoracjom, polichromowanym sztukateriom wdzięcznie na ludową modłę naśladującym barokowo - rokokowe ozdóbstwa kościołów i pałaców, malowanym archiwoltom  i lizenom, płycinom arkad na których wypisano słowa modlitw wraz  z nazwiskami  fundatorów, wręcz zszokowało  ja bogactwo form jak i  zapożyczenia których nie spodziewała znaleźć się w synagodze. Wiecie, winorośl bujna jest zrozumiała, pojawianie się motywu korony tyż jak najbardziej oczywiste ( częste motywy w synagogach nawiązujące  do literatury rabinicznej - korony Tory, kapłańskiej, królewskiej i  dobrej sławy ), pary zwierząt czy też cztery zwierzęta symbolizujące boskie  cechy ( "... śmiały  jak lampart i lekki jak orzeł, rączy jak jeleń a silny jak lew" ) znane z kart Miszny znalazły się na właściwym  miejscu no ale  co tam robią lisy, wiewiórka i któś wyglądający jak maltańczyk, który chyba jest owieczką? Im bardziej  mła się przyglądała tym było zdziwniej i zdziwniej,  jakby rzekła Alicja, która podróżowała po  Krainie  Czarów.  Jest całkiem przyziemny zwierzyniec, z niedźwiedziami, jeleniami, żurawiami, zającami, jest też zwierzyniec  nie z tej Ziemi,  z jednorożcami, gryfami i takimi co do których mła  ma tylko podejrzenia  kim mogą być.

Kiedy mła zoczyła koguta któren wyglądał jakby uciekł z obrazu Chagalla do mła dotarło że oto trafiła do miejsca, gdzie krowy mogą latać  porykując  do kóz i koni i nie jest to nic  dziwnego bo nowożeńcy tyż mają  u "Widzącego z Witebska" prawo latać. I wszystko ma prawo  wibrować  kolorem i lśnić. W końcu jesteśmy w świecie chasydów, gdzie rzeczywistość  jest tylko znakiem i emanacją Ha Szem i nie podlega żadnym prawidłom oprócz zamysłu samego Ha Szem, który jest światłem, kolorem, czasem i jeszcze paroma innymi zjawiskami.Jak się bliżej przyjrzycie koło koguta pod którym inskrypcje zatarł czas ( i mła pozostała nieświadoma co w też  mądrych księgach na temat koguta zostało napisane ) jest wizerunek instrumentów. Tak, tak "Chwalcie go na głośnym rogu, chwalcie go na harfie i cytrze", wszystko się zgadza, instrumenty na swoim miejscu.  Mła troszki uspokojona namiastką znajomej logiki w świecie logiki jej  nieznanej polazła oglądać bimę, umieszczoną pod murowanym "baldachimem" z wewnętrznym kopulastym sklepieniem, wspartym na czterech grubaśnych a wysokich kolumnach. W kopułce ludowa wersja malarstwa iluzjonistycznego, Lewiatan połyka własny ogon a statki unoszą się na wodzie którą od nieba po którym fruwają ptaki oddziela tylko szczupacze ciało. Cóś absolutnie odjechanego! Lewiatan wygląda jak kandydat na szabasową gefilte fish w szczupaczej wersji,  statki jakoś tak dziwnie mła się z ptokami myliły a wszystko znikało w niebie, w błękitno - różowym  niebycie  i tylko przyciężki Lewiatan nigdzie nie leci bo  robi za symbol początku i końca.  Na baldachimie to nie koniec zabaw z formą i treścią. 

Mła rozbawił sposób poradzenia sobie z zakazem tworzenia wizerunków, którym należałoby oddawać cześć.  Zgodnie z  zakazem Pana Msty nie wolno było ich czynić, zwierzakom czci  oddawać nie trzeba, roślinkom takoż, litery są święte same z  siebie  ale to insza sprawa bo one odbiciem symbolicznym, znakiem,  natomiast jak tu przedstawić człowieka który został stworzony na boże podobieństwo. Hym... najlepiej  go zasugerować, na ten przykład rączkę albo nóżkę umieścić, wszak to nic zdrożnego, ot fragment, żadna tam boska całość z tchniętą duszą.  No i tak baldachimowy waż kusi głównie rączkę, bo to ona sięga po owoc zdecydowanie bardziej  przypominający gruszkę  niż jabłko, by zerwać z najniższych  gałęzi. Nóżki wyglądają na zdecydowanie niewinne. Na fotce powyżej dwa męskie torsy z rękami kręcą się koło płonącego stosu. jeden jest niebezpiecznie uzbrojony w siekierkę. Zważywszy na towarzystwo  baranków to mła się wydawało że to Abraham i Izaak, ale pewna nie była Baranki są ale anioła nie widać. Z drugiej strony przeca nie można  anioła przedstawiać bo ten  to jest  dopiero boża emanacja. Po drugiej stronie baldachimu jest scena  bardziej  pasząca do historii ofiary Izaaka - bezgłowa postać w błękitnym ubabranku usiłuje złożyć w ofierze bezgłowe dziecię. Zamiast anioła z chrześcijańskich przedstawień z drzewa wychyla się łapka  wyrywająca  nóż z reki Abrahama. Hym... wychodzi na to że  ten  tors z siekierką to Kain polujący na  Abla. Skrzynka  pływająca po dużej ilości wody i gołębica była oczywista - mła odkryła na baldachimie  Arkę  Noego. 

Ikonografia baldachimu  stała się trudna do rozgryzienia  kiedy mła zobaczyła dwie wieże  przypominające troszki te z łańcuckiego zamku. Zadanie prawie tak ciężkie jak  to dlaczego jelenie od Izaaka i Arki Noego mają rybie gony. Po drugiej stronie mła rozpoznała menorę, siedmioramienny świecznik  z świątyni  jerozolimskiej ale to cóś zdziwnego przedstawione obok dało jej do myślenia. Mła dopiero w domu wynalazła że to najprawdopodobniej stół na chleby pokładne, tylko dlatego że inskrypcja nad to "I będziesz kładł na tym stole chleby pokładne". Lepiej mła za to poszło ze znakami zodiaku. Co prawda  co i raz obraz z zodiakalnymi znanymi  powszechnie symbolami zestawiony jest z obrazem nietypowego zwierzęcia ale to przez to że  mamy do czynienia z nieco innym sposobem przedstawień ograniczonych religijnymi wymogami,  np. ze względów oczywistych niemożliwe jest ukazanie pełnej sylwetki ludzkiej dlatego miesiąc Siwan, kiedy słońce jest w znaku  Bliźniąt, został zobrazowany za pomocą dwóch gołębi.  Miesiąc Kislew, kiedy słońce jest w znaku strzelca to przedstawienie kuszy ( ostatnia duża  fotka u góry ), Elul, miesiąc którym rządzi  Panna, przedstawiony został za pomocą dłoni trzymającej kwiat. Dziwne jest  przedstawienie  miesiąca Szwat, pod znakiem  Wodnika  -  studnia  z żurawiem, ale najdziwniejszy jest niewątpliwie  obrazek przedstawiający miesiąc Tamuz, kiedy słońce jest w znaku Raka - piękny, wypasiony krokodyl! Nie jedna to zagwozdka, przy jednych ozdobnych wazonikach z kfiotami  mła  miała wrażenie że  oto widzi ananasy.

Czy to możliwe? Malatura sali modlitewnej była tworzona przez  prawie 170 lat, olbrzymia część ikonografii  powstała  w drugiej połowie XVIII wieku. Jednakże sporo namalowano na ścianach synagogi po połowie XIX wieku. Mła co prawda  rzekome  ananasy wydają się wcześniejsze ale kto wie? No i to tyle wrażeń z synagogi, dla mła najjaśniejszego punktu całek wycieczki. Pięknych  i uroczych miasteczek w kraju attyki renesansowej całe mnóstwo, kościołów starych a dostojnych takoż, pańskich rezydencji też  nie jest  aż tak mało ale taka prawdziwie stara chasydzka barokowa  synagoga ostała się tylko jedna. Inne  jej siostrzyce wypalone czy po prostu zniszczone, w najlepszym wypadku są pustymi skorupami. A tu na ścianach nadal fruwają ptaki, przechadzają się jelenie, ryczą lwy i gryfy. Coby Wam się nastrojowo czytało w muzyczniku chazan ( kantor ) śpiewa modlitwy Szema - Kolenu  - "Usłysz nasz głos, Panie Boże nasz; oszczędź nas i zmiłuj się nad nami i przyjmij nasze modlitwy z miłosierdziem i łaską." To część  liturgii święta  Jom Kipur, najświętszego ze wszystkich żydowskich  świąt. Następna jest Awinu Malkenu odmawia się od Rosz ha Szana do Jom Kipur, to nic innego tylko "Ojcze nasz".  Troszkę inne słowa, sens podobny.


23 komentarze:

  1. Przepiękne!!! Wcale się zakochaniu nie dziwię, wcale a wcale. Wnętrze łagodne, cieszące oko niezwykle, lekkie i z ogromnym wdziękiem. Trudno na zdjęciach złapać proporcje, to ma znaczenie i musi być ok., Najwyraźniej nie ma przytłoczenia, jest oddech. Za to udało Ci się co innego. W tej świątyni, tak kontrastowej w stosunku do sandomierskiej katedry widać pogodę ducha, radość. To takie rzadkie wszędzie, nie tylko w świątyniach. Zakochaniu się nie dziwię, to jest jak bajka, a może sen, pastelowy, przemawiający dziwnymi przenośniami.

    Ponadto:

    Dlaczego wrażenie że ananasy?!!! Odwagi w widzeniu ananasa!!! Niejaki pan Molenda, autor książki o zadziwiających owocach zobaczył ananasa w domu Efeba w Pompejach, na fresku zobaczył. Na zdjęciach mglisto, za ananasa głowy bym nie dała, no ale teoryja o Rzymianach przemierzających oceany by sprowadzić owoca jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta synagoga mocno różni się od innych synagog oglądanych przez mła. Najstarsza praska ciemna, reszta tak bardziej na bogato muzealnie porobiona albo ku pamięci ofiar Holocaustu przeznaczona. W Krakowie większe synagogi się ostały, chyba najjaśniejszą jest synagoga Izaaka Jakubowicza, ale to spłowiałe jak ledwie widoczny dagerotyp. W Remuh jest jeszcze mniej, stare malowidła zachowały się tylko na północnej ścianie, reszta to późny wiek XIX. Krakowska synagoga Stara to typowe muzeum, podobna w tym do tych praskich synagog, w Wysokiej jest piękny Aaron ha Kodesz a poza tym wystawa, w synagodze Kupa jest malatura ale z XX wieku, o krakowską chasydzką w której się właściwie nic nie ostało toczą się jakieś boje, w Kowea Itim le-Tora chyba są mieszkania. Tempel reformowana i w ogóle inna bajka. W mieście Odzi ostała się jako synagoga jedna mała bożnica, duże wysadzono, mniejsze pozamieniano w coś całkiem inszego. A tu a Łańcucie takie kolory, światło z trzech ścian ( czwarta to okienka babińca ) odbijające się od wysokiego białego sklepienia zalewające wnętrze. Mła jest bardzo ciekawa jak tam wygląda wieczorem, na grafice z pierwszej fotki widać że pierwotne oświetlenie było nisko zawieszone. Inna sprawa że mła by sobie posłuchała chazana śpiewającego w takiej akustyce, wyobraź sobie wieczorne nabożeństwo przy świecach. Mhhh... Niektóre domy modlitwy, synagogi, kościoły, cerkwie, meczety są stworzone dla muzyki, takie emitenty ludzkiego głodu do Najwyższego.
      Co do ananasów to zdaje się że one trafiły do Europy w XVIII wieku, Księżna Marszałkowa na upartego mogła uprawiać.;-)

      Usuń
  2. Muzyka i wieczorne światło w otoczeniu i tak niezwykłym, to by był może nadmiar, syndrom Malborka murowany bez dodatkowych atrakcji😀. Ale tak, z muzyką i światłem wieczoru, to może być (ale weź pod uwagę że nie musi) jeszcze piękniej. Łańcut ma swój festiwal muzyczny, lokalizacja koncertów różna, być może i w synagodze coś. Taki Chór Synagogi Wrocławskiej, np. gościł i kto wie czy nie koncertował. Aż się samo nasuwa, więc być może. Taka mądra w temacie jestem po ogólnikowym zajrzeniu do netu. A pojęcia nie miałam o istnieniu w Łańcucie synagogi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ludzie głównie podążają do zamku, synagoga tak niepozornie stoi przy jednym z wejść i większość zwiedzających ją po prostu mija. Z tego co mła usłyszała czasem zdarza się że w synagodze odbywają się uroczystości religijne. Jakieś parę lat temu miała w niej miejsce bar micwa chłopca, chyba z Kanady, którego korzenie są z Łańcuta. Zdarza się że trafiają się kantorzy ale generalnie to synagoga tak na uboczu, inne instytucje więc nie wiem czy zamkowi festiwalowi występują w jej murach. Qrczę, wnętrze stworzone dla dobrych głosów, aż się prosi o śpiew.

      Usuń
  3. Bardzo ciekawe to wnętrze, takie inne od wszystkiego. Bezczasowe, rzekłabym. Bo niby malowane te gryfy w XVIII czy XIX wieku, a jak se porównasz z co niektórymi reliefami ze sztuki Mezopotamii, to myślisz, zwidy jakieś, czy co. Trzeba będzie kiedyś tam wpaść. Ze wstydem się przyznam, że w Łańcucie byłam, ale synagogi w ogóle nie pamiętam. Pamiętam senną atmosferę miasteczka jak z prozy Brunona Sz., hałaśliwe wycieczki chasydów, nocleg w jednym z budynków przynależących do kompleksu pałacowego, udział w cudzym weselu, które się właśnie w tym budynku odbywało... Było dziwnie. Jak dziwna jest ta synagoga, ale ona jeszcze na mnie poczeka.
    Dzięki za ten wpis.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie tak tam jest - inaczej niż gdzie indziej, trochę ponadczasowo. W świętych przybytkach tak się czasem zdarza. Mojej przyjacióle cóś podobnego przytrafiło się w jednym z greckich przyklasztornych kościółków, wrażenie znalezienia się w innym czasie. Hym... podobno katedra w Chartes tyż ma takie właściwości, Napoleon poczuł na się oko Najwyższego a on był z tych trochę słabiej wierzących. Łańcut dla młą zdecydowanie nie był sennym, mła latała jak fryga i jeszcze zjadła całkiem poprawne placki ziemniaczane ze śmietaną. Takie chrupkie po brzegach ( Mamelon z Gosią zjadły pstrąga którego chwaliły, a Mamelon jest wybredna że ho ). Chasydów szczęśliwie nie było, szczęśliwie bo są jak męski obóz wędrowny - dla mła oba te masowe zjawiska wymagają natychmiastowego wyciszenia, uformowania w szereg i wyprowadzenia z pomieszczeń, a w przypadku obozu wędrownego to jeszcze zaprowadzenia do przybytku gdzie się umyć można.

      Usuń
  4. A, no i jeszcze, że chociaż na zewnątrz wydaje się takim sobie nie za dużym budyneczkiem, w środku jest ogromna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak szczwanie było pomyślane. Rany, mła chyba dziś nie wylezie z tych papirów a pogoda taka że tylko wyleźć. Ech...

      Usuń
    2. A mnie ogród umęczył dziś. Oraz czwórka dzieci wizytujących, bardzo hałaśliwych. Odzwyczaiłam się.

      Usuń
    3. Mła wczoraj siedziała do późnego wieczora ale za to dziś jest większy luz. Mła hałasów dziecięcych nie trawi, za stara jest. Wie że dzieci muszą sobie poryczeć i powywrzaskiwać, takie ich prawo ale lepiej żeby to robiły z dala od mła. No i mła wkurza prucie dziecięcych twarzy zawsze i wszędzie ale to akurat nie do dzieci pretensje tylko do rodziców, którzy nie powiadomili pociech że są miejsca w których się nie wrzeszczy. No bo co innego ryczący trzylatek a co innego napruwający się dziesięciolatek.

      Usuń
  5. No, na bogato.I ornamentyka,i polichromia i symbolika.Na rycinie widać przeogromny,drogocenny żyrandol, nie widzę go na zdjęciach.
    Nowe Jeruzalem z Apokalipsy św.Jana też ma mieć dwanaście warstw fundamentów z drogocennych kamieni jaspisu,szafiru..na ametyście kończąc.
    Ileż to zabytków zniszczyli albo wywieźli te nazisyny je..ne.Jestem szczególnie nabuzowana,bo niedawno była rocznica PW i rzezi na Woli,zrównali Warszawę z ziemią.Jak tacy barbarzyńcy i złodzieje mogą być liderami UE...ale jacy liderzy taka unia.
    Wreszcie nie leje.
    Mocne głosy tych śpiewaków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mocno na kolorowo, złoceniów to tu nie ma i jedno szczęście bo zepsułoby ten ludowy urok. Z Wyposażenia to się zachowała ledwie tablica nad Aaron - ha Kodesz, wszystko inne albo spłonęło albo zostało rozkradzione. Zdaje się że tylko zwoje Tory, ukryto ale nie jestem tego pewna. Co do Niemców to ja bym tak do narodów za bardzo nie przypisywała skurwielizmu, jak się dobrze przyjrzeć tym od Drilwangera to była zbieranina z całej Europy środkowo - wschodniej zebranych pod facetem którego nawet SS nie chciało mieć w swoich szeregach. Bezsprzeczna wina Niemców za rozpętanie II Wojny Światowej i zbrodnie bywa często bardzo bardzo wygodną tarczą za która chowa się własne przewiny. Np. jeśli chodzi o komendantów obozów koncentracyjnych to oni w olbrzymiej części pochodzili z Austrii, która taka biedna i zaanschlussowana była. Nadreprezentacja że ho, ho a jakoś nikt od Austrii zadośćuczynień się nie domaga, mimo tego że Anschluss odbył się przy takim poparciu społecznym że cud że Austriacy Hitlera nie wyprzedzili w tym przyłączaniu. Nie piszę tu o klasie politycznej a o społeczeństwie, które z powodu tego że Hitler urodził się w austriackim Braunau to pękało z dumy i nogami przebierało coby być jak te inne Niemce. Pogrzebać tak wśród Francuzów, Holendrów, Rosjan to się okaże że nazi mieli wielu zwolenników w ich krajach, ordnung się podobał i to powszechnie. Z nami to było tak że kolaboranci się znaleźli tylko ze strony Niemców nikt z nimi gadać nie chciał bo u nas był ładny kawałek Lebensraum i ichnia wierchuszka od razu założyła że po Żydach jesteśmy następni w kolejce do wyautowania. Tych brzydkich faktów że nas nie było kolaboracji na poziomie państwowo - politycznym bo Niemce nie chcieli, to się po prostu nie puszcza w obieg i w ogóle o tym nie uczy bo nie pasuje to do mitu społeczeństwa niezłomnego. Ale historycy swoje wiedzą. Poza tym mamy dowód namacalny co się działo kiedy Niemce na kolaborację zezwoliły - Goralenvolk się pojawił. Skurwielstwo w ludziach jest ponadnarodowe.
      Chazan musi mieć dobry głos. W Kościele Katolickim dobry głos musi mieć organista a w cerkwi pop i nie ma zmiłuj ( bez dobrego głosu popem się nie zostawało ). Nie wiem jak to jest u muzułmanów, sprawdzę.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. PS. A ostatnio znów musieliśmy "prostować" historię, w mediach niemieckich było o "polskich" gettach. Sama widzisz jak się mendy wybielają i kłamią.

      Usuń
    4. Nie zgadzam się z metodą zero jedynkową, ona nawet w matematyce sprawdza tylko te układy wartości, dla których wyrażenie może uzyskać wartość 0 ( czyli to co w logice nazywamy fałszem ). A co z rachunkami w których wynik jest bardziej skomplikowany? Nie ma co upraszczać świata, to jest złudne poczucie że cóś się rozumie albo nad czymś panuje. Poza tym jest szalenie niebezpieczna. Niemcy kiedyś uwierzyli masowo że taka metoda w życiu społecznym się sprawdza, no i pojechali. Wiesz nawet Hitler z Niemcami nie na wszystko sobie pozwalał, poczytaj jak to było z deportacjami żydowskich małżonków kobiet z Berlina. Był luty 1943 roku a w Berlinie wkurzone żony wylazły na ulice, Goebbels wypuścił tych mężów z więzienia czym prędzej bo się bał żeby po nitce do kłębka nie trafiono na to co się naprawdę dzieje z Żydami na wschodzie. Goebbels jako najcwańszy z wierchuszki nazi wiedział że jest granica której propagandą nie rozłoży ( choć nam Polakom to się wydaje nie do uwierzenia to Niemcy nie znali skali zbrodni które w ich imieniu się popełniało, nie mogli bo by się nazi państwo zaczęło telepać ) i dlatego ci konkretni Żydzi przeżyli wojnę bo ryzyko wyjścia poza system jedynek i zer się zrobiło zbyt duże i propaganda mogłaby przestać oślepiać. Co do niemieckich win - nie znaczy rzecz jasna że Niemcy nic nie kumali, za uszami mieli bo wiedzieli że się dzieje cóś mocno nie halo, smród się z obozów na ich terenie niósł ale jak wyglądają fabryki śmierci w Polsce po prostu im się nie śniło. Dostali w gębę na odlew tymi komorami bo tolerowali katownie, w których wykańczano ludzi harówka i bestialstwem nadzorców. Kara musiała być i słusznie bo właśnie dzięki metodzie zero - jedynkowej w polityce i tolerowaniu w jej imię takiego gówna jak KL pozwolili na zbudowanie przemysłowej linii utylizującej w najlepszym niemieckim stylu.

      Jak wspomniałam Rzeź Woli to sprawa rozkazów wydanych w imieniu narodu i szumowin. Rozkazy dotyczące pacyfikacji i Endlosung wykonywali chętnie skurwiele wszelkich nacji, jak to szumowina która ma w zwyczaju robić to na co naprawdę ma ochotę kiedy tylko zaproponuje się jej bezkarność. O ludziach wykonujących rozkazy pacyfikacji, czy zapędzania do komór to Heinrich Himmler wyrażał się jak o bydle, które po wojnie trzeba jakoś zutylizować bo nie nadaje się do tworzenia zdrowej tkanki społecznej. Oni nie zamierzali tej swołoczy hodować, nazi tylko chcieli ją wykorzystać i trzymać z dala od się żeby nie śmierdziało. A Niemcom ogłupionym propagandą wydawało się że prowadzą szlachetną wojnę o cywilizację.

      Błędem społeczeństwa niemieckiego oprócz uwierzenie w metodę zero - jedynkową, która zawsze pojawia się tam gdzie mamy do czynienia z propagandą, była bezczynność. Za to tym Niemcom sprzed lat osiemdziesięciu nogi z tyłka rwać. Dzisiaj nie ma komu, jeżeli myślisz że współczesnych Niemców trzydziestoletnich obchodzą sprawy nazewnictwa gett to jesteś optymistką. Mają na to tak samo wylane jak większość ludzi w ich wieku w naszym kraju i szczerze pisząc jak większość Izraelczyków w tym wieku. To jest dla nich jak dla mła powstanie styczniowe, spór dziadków nie mający żadnego znaczenia. Niech się historycy gryzą a my na Malediwy na wakacje a potem świat ratować bo się klimat zmienia. Tym czy one polskie bo były w Polsce, czy niemieckie bo powstały z zarządzenia okupanta mało kto się przejmuje. Jak to mła kiedyś powiedziało dziecko sąsiadów "Arka Noego też dawno zbudowana." Taa...

      Usuń
    5. Prawda-kłamstwo,dobro-zło,życie-śmierć są zawsze zero-jedynkowe.Wojny też można prowadzić wg rycerskich zasad, bez komór gazowych i masowej ekterminacji ludności cywilnej.
      Ogłupieni propagandą Niemcy?Przecież nosili pożydowskie futra,palta,buty,spali pod zdobycznymi pierzynami i myśleli,że z nieba to spadło?Żołnierze przywozili zrabowaną biżuterię do domu.Doprawdy nie wiem o czym piszesz,ale dajmy temu spokój.

      Usuń
    6. To co dobre dziś jutro może okazać się złem, historia daje nie jeden taki przykład tylko ludzie tego nie chcą wiedzieć. Posiadanie drugiego człowieka na własność nie było niczym nagannym jeszcze dwieście pięćdziesiąt lat temu. Np. żaden z chrześcijańskich kościołów się w tym czasie nie sprzeciwiał niewolnictwu, nie sprzeciwiali się też muzułmanie i żydzi. Dwieście pięćdziesiąt lat temu mogłaś posiadać niewolnika i być osobą moralną. Mogłaś w ramach dyscyplinowania skazać go na karę zwyczajową np. chłostę i nikt z otoczenia, czasem włącznie z bitym, nie miałby o to pretensji. Byłaś dobra bo przeca mogłaś ubić. Norma się zmieniła i dziś posiadanie niewolnika z miejsca dyskwalifikuje osobę posiadającą. Niewolnictwo jest złe. Tylko dwieście pięćdziesiąt lat a jakże różne podejście do tego co jest dobre a co złe. I gdzie tu zera i jedynki? Co do wojen - nie ma wojen rycerskich, nie wierz w mity, każda wojna jest gówniana a obrywają na ogół ci którzy są najmniej winni. Jaką wojnę bez zbrodni wojennych znamy? Żadnej, nawet zimna wojna to pasmo zbrodni i skrytobójstw. A co do rzeczy dawanych Niemcom, myślisz że oni dociekali skąd się biorą. Ludzie rzadko dociekają skąd się biorą dobrutki które dostają "za darmo". Ostatnio masz przykład w czasach pokoju - większość ludzi w naszym kraju jest święcie przekonana że pińcet z plusem to rośnie na drzewach. W dobie internetu i powszechnego obowiązku szkolnego. Ni cholery nie chcą przyjąć do wiadomości że to są pieniądze z kredytów bo to przecież niemożliwe żeby państwo się musiało zadłużać żeby oni mogli to pińcet dostawać. Jak ich nazwiesz? Dostajo pieniądze bo państwo o nich dba, a takiego Hansa to wysłało ponad osiem dych temu do Polski, żeby mógł tanio biżuterię załatwić. W Polsce wszystko tanie bo tam mnóstwo Żydów było. Taa... Dopóki na ubraniach krwi nie było i śladów po kulach to cool. Rzadko bywały bo już nad tym ludzie pracujący w sortowniach, najczęściej cudzoziemscy robotnicy przymusowi czuwali. Polacy są tak samo durni jak Niemcy, Brytyjczycy, Rosjanie czy Chińczycy. Im mła starsza tym bardziej ją powszechność głupoty zadziwia. To jedno z tych zjawisk które naprawdę łączy ludzi różnych ras i kultur, demokratyczne że ho ho, bo dotyczy wszystkich bez względu na cenzus majątkowy czy zdolności intelektualne ( nawet bardzo inteligentni miewają ataki głupoty ). Mła patrzy na Niemców z takiej perspektywy, hym... nie wyróżniają się specjalnie od innych. Ludzie i ludziska. A teraz historia rodzinna która u mła takie patrzenie na ludzi utrwaliła - moja Babcia Wiktoria w czasie wojny ocalała tylko dlatego że ją dobry czeski lekarz do kostnicy zdążył wepchnąć zanim go Niemcy dołączyli do więźniarek i rozstrzelali. Ale nie psioczyła na Niemców, bo drugą osobą której zawdzięczała życie był człowiek z wysoką szarżą SS, który zrobił jej operację ratującą życie, mimo tego że wiedział kim była. Podobno miał ręce umazane po łokcie w krwi niewinnych ale jej darował życie i to za nic, bo w tym czasie i miejscu nie było żadnych urodnych, odkarmionych i wogle. Babcia opowiadała że zawdzięczać komuś takiemu życie nie jest proste. To by raczej też nie podpadało pod jedynki i zera.

      Usuń
  6. Pomiędzy czarnym a białym jest nieskończoność odcieni szarości. To w kontekście zero-jedynkowego patrzenia na świat. Pierwszy raz piszę komentarz na telefonie, i to z wrażej Germanii, gdzie mój Latający właśnie napełniany jest w szpitalu chemią ratującą życie.
    Mazel tow!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeca mu tego gestapowce nie zapodajo, choć niby trucizna. Mła się przypomina cytat z serialu który sobie pozwoli sparafrazować. Niemcy, nie czy a kiedy? Na tym świecie wszystko płynie, zmieniamy się nieustannie a co dopiero społeczeństwo. My cinżko złożeni to i ono cinżko złożone. Wczoraj to nie dziś i nie jutro, tylko Najwyższemu czas się nie taśta i dla niego zawsze jest wtorek. To sobie może po tysięczne pokolenia przeklinać czy nagradzać, ludzie takiej perspektywy nie majo i zgodnie z zaleceniem Dobrej Księgi mają się w cudze prerogatywy nie wcinać bo z tego tylko nieszczęście. Za to mają się starać zrozumieć jak działa świat.
      Zdrowia Latającemu, trucizny skutecznej gdzie trza i oszczędzającej co trza. Napaś go po tym szprycowaniu jak mu minie paskuda szprycownicza.

      Usuń
  7. Z zewnątrz niepozorny i malo ciekawy budynek a w srodku niebiewska niespodzianka😀

    OdpowiedzUsuń
  8. Agniecho, moce ślę do Latajacego i do Was. Zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jest "niezły numer" bo człowiek się nie spodziewa dużego, jasnego i kolorowego.

      Usuń
  9. Dziękuję za dobre słowa, kobiety.

    OdpowiedzUsuń