sobota, 4 lutego 2023

Okołodepresyjnie

Mła od pewnego czasu podejrzewa u się grozę lęgnącego się konserwatyzmu, związaną z jej wiekiem. Mła odstaje i nie jest trendy. Nie była zacovidzona, w sprawie ukraińskiej wzmożenie ideologiczne słabo u niej występuje, natomiast interesowność z dużą siłą, Owsiak ją wnerwia choć docenia rolę jednoczącą WOŚP i nie podziela sceptyzmu tych, którzy uważają że można było ludzi łączyć inaczej, skoro przez tyle lat inaczej się nie pojawiło i nie było, nieprawdaż? Nic tak na ludzi nie działało, żadne szlachetne paczki ani inne akcje. Stąd pewnie te żale po prawej stronie no bo gdyby WOŚP nie był tak mocno hop do przodu i tych lewicowych ciągot nie miał to kto wie. Hym... niech dla prawej strony pocieszką będzie to że dla wielu młodych poglądy Owsiaka to dziaderstwo. A może to nie pocieszka,  bo skoro Owsiak zaczyna robić za dinozaura to niektóre prawicowe właśnie z wody wyszły na ląd. Ech... Ostatnio mła odstaje od świata razem z niejaką Środą Magdaleną, z którą uwielbia się nie zgadzać w większości kwestii. A wszystko zaczęło się od słów bliżej mła nieznanej Pawlikowskiej Beaty, podróżniczki czy dziennikarki. To nazwisko mła się już kiedyś obiło o uszy i też to było związane z jakąś kontrowersją, tylko że mła nie pamięta jaką bo ma sklerozę. Otóż Pawlikowska Beata się wzięła i wypowiedziała na temat choroby pod tytułem depresja i nadużywania leków. Mła nie wie co Pawlikowska powiedziała czy napisała, bo do tego nie dotarła ale przeczytała słowa Środy Magdaleny na temat nadzapadalności na depresję a właściwie to na temat tworzenia mitu epidemii depresji.

Dzisiaj mła się zorientowała że internety huczą że Środa cinżko gupia jest, szczególnie te z lewej strony, co jest o tyle dziwne że do tej pory zazwyczaj Środa była gupia dla tych z prawej strony. Otóż te Wysokie Obcasy i inne zbliżone się zapluwają,  bo depresja chorobą cinżką i powszechną jest i basta. Cinżką czasem to prawda ale z tą powszechnością to jest niezdrowa przesada, reakcja obronna jak po zastosowaniu diagnozy "Migrenę to mam ja i reszta arystokracji a ciebie to najwyżej łeb może napiendralać". Taa... depresją jest wszystko. Otóż nie jest i mła wie o czym pisze ponieważ w rodzinie ma osobę naprawdę zaburzoną. To nie jest tak że w końcu są narzędzia do diagnostyki i nagle w cudowny sposób diagnozujemy depresję, jak to niektórzy sobie pomyśliwują. Dziś diagnozujemy choroby serca i nie wpisujemy nagłej śmierci sercowej do kart zgonu, jednak to nie zmienia faktu że większość zgonów sercowych to nic innego tylko choroba wieńcowa i jej skutki, co i drzewiej było przyczyną większości przypadków nagłej śmierci sercowej. Diagnostyka nie zmieniła etiologii choroby będącej najczęstszą przyczyną zejść kardiologicznych. Diagnostyka nie zmieniła się też w sposób rewolucyjny w przypadku depresji. Depresja to cała pula zaburzeń, niektóre to tylko epizodyczne historie jak przeziębienie, inne potrafią być niesłychanie ciężkie. Te ciężkie są na ogół widoczne i wiążą się z zaburzeniami psychotycznymi, niewielki odsetek to depresje ukryte.

Do dziś wśród psychiatrów toczy się dyskusja czy depresja to choroba czy zaburzenie, Wysokie Obcasy i te dookolne jakby twierdzo że choroba, pewnie dlatego że słowo zaburzenie się źle kojarzy. Rozpoznać jednostkę chorobową, szczególnie taką o której istnienie spierają się medycy, to  sztuka którą mendialni opanowali z łatwością. Dla chorego trza mieć współczucie a zaburzony to eee... Mła nie neguje istnienia depresji, szczerze mówiąc wali ją to czy to zaburzenie czy choroba, wystarczy mła świadomość że osoba z chorobą afektywną dwubiegunową ze zjazdami depresyjnymi ma takie objawy że ciężko jej z tym żyć a i jej bliskim niełatwo. Mła jednak zgadza się z Środą, depresja jest nie tylko naddiagnozowana, jej kryteria są wręcz absurdalnie szerokie. Zdecydowana większość osób u których zdiagnozowano depresję nie jest chora i nie wymaga farmakoterapii. Niektóre to nawet psychoterapii nie wymagają. Kretynizmem jest wiązać wszystkie samobójstwa akurat z depresją, przyczyny samobójstw są różne i  złożone. Najczęściej bezpośrednimi psychopatologicznymi ryzykami samobójstwa są zaburzenia psychotyczne i to takie z omamami i urojeniami. Zaburzenie psychiczne jakim jest większość depresji to nie są koniecznie zaburzenia psychotyczne do cholery, dobrze sobie z tego zdać sprawę. Depresja to nie jest choroba śmiertelna, jak usiłują nas co poniektórzy przekonać. To jest takie uproszczenie jak to że wszyscy Polacy to złodzieje samochodów, znaczy gówno prawda.

Wysokie Obcasy widać męczy naprężanie mięśni nóg i mają odpływy krwi z najwyżej położonych części ciała bo zaczynają bredzić. Może powinny cóś zmienić, np. Baleriny się nazywać. Mła tak sobie myśli że depresja to bardzo solidne alibi dla wielu ludzi. Ci którzy mają zaburzenia depresyjne to robią wszystko by ich nie mieć, leczą się wcale nie tak chętnie od razu przyjmując prochy i starają się z tego wychodzić przy pomocy wszystkich dostępnych metod. Tacy ludzie bardzo, bardzo mocno pracują nad sobą, dokładają starań aby żyć normalnie, nie określają się też jako osoby chore na depresję. Mają tę depresję i z nią walczą, z lepszym lub gorszym skutkiem. Słowo choroba pada rzadko lub wcale, może dlatego że ci ludzie mają prawdziwy problem i są na nim na tyle skoncentrowani że rozmowa o nim jest dla nich męcząca. Czasem o niej piszą ale nie jest cykl  ja i moja depresja. Dla ludzi dla których depresja to alibi, taka taryfa ulgowa którą zapewnia im świadomość posiadania choroby, rozmowa o własnej depresji jest jedną z ulubionych form spędzania czasu. Nadają np. siedząc na słuchawce trzy bite godziny opowiastki o tym jak to choroba uniemożliwia im życie. To jest karwa narcyzm a nie depresja! Tacy zazwyczaj uwielbiają się szprycować, choć anhedonii u nich ani śladu a z wyra to się wstać nie chce bo by się chętnie poleżało. Co najgorsze polezą do specjalisty a ten pokiwa głową i radośnie im przepisze mózgotrzepa, bo przeca "depresja".

Mła się zastanawia czy to normalne aby komuś kto przez dwa tygodnie ma obniżony nastrój, żarcie nie smakuje mu jak dotąd i gorzej zasypia ( bo takie są kryteria "depresji" w DSM i ICD ) trzeba lekarza i prochów? Mła rozumie że ciężką depresją psychotyczną to musowo leczyć u specjalisty, to jest jazda ale i leki inne. Bo dohtory nie zapodadzą na takie schorzenie SSRI xd, które wali się namiętnie na "depresję". A tak się porobiło że ludzie z lekarskim błogosławieństwem łykają prochy i frustracje nazywają depresją. Co innego mieć jakieś epizody depresyjne, każdy normals, quźwa, je ma, chyba że ma naprawdę z chemią mózgu poryćkane, a co innego długotrwałe, bez przerwy "cierpienie " jakoby na depresję i samemu sobie mózg zalewać chemią. To coś na pograniczu hipochondrii i lekomanii, co gorsza zamienia się to z powodu masowości występowania w problem społeczny. Pandemia, quźwa, depresji! Środa ma rację gdy twierdzi że istnieje swoista "moda" na tą chorobę, podsycana pobieżną diagnozą i napędzana interesem firm farmaceutycznych. Ludziom najłatwiej się przymulić zamiast coś zrobić ze swoim życiem. Ciekawe co następne, zalew opioidów jak w Stanach? Nie że mła całą farmakologię wywala do kosza, mła jest świadoma że w konkretnych, dobrze zdiagnozowanych zaburzeniach farmakologia pomaga. No, ale masowe ćpanie?! To nie leczy braku umiejętności rozwiązywania problemów życiowych, raczej należałoby  zmienić sposób patrzenia na świat. Niezdolność bycia tu i teraz, zajmowania się tym, co właśnie jest wynika często nie z zaburzeń ze spektrum depresji a ze zwykłej frustracji. Frustratka czy frustrat to jednak nie brzmi i procha na to nie przepiszą.

Dobra, koniec starczych utyskiwań. Mła nie wkleja dla ozdóbstwa fotek tylko prace Juana Martineza Parente, z których najbardziej depresyjny jest portrecik konia. Modelka z pierwszego obabrazka za to promiennie uśmiechnięta. Fotek nie ma bo mła tyż ma acedię, he, he, he. Spoko, czasową. Mła miewa doły i spleeny, do depresji u niej daleko. Mła współczuwa tym co deprechę mają, frustratom nie współczuwa, Mła aż tak nie zionie mniłością do  świata, frustraty i spolegliwe mendyczne mła wnerwiajo. W Muzyczniku dziś też depresyjnie.

53 komentarze:

  1. Taba, masz calkowita racje👍Obecnie " depresja" to wytrych do wszystkiego , naduzywany i chetnie lansowany przez media, wrecz wciskany ludziom na sile. Masz racje : dla niektorych ludzi depresja to alibi. Wspolczuje tym, ktorzy naprawde sie z nia zmagaja (bliska mi osoba na przyklad) , wiem ze to bardzo ciezkie , ale jak slysze, ze kolezanka spojrzala w prognoze pogody i stwierdza : " oj , znowu bedzie lalo w wikend, ja juz mam od tego depresje" , to mam ochote ja kopnac w tylek😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I kop w dupę za takie gadanie Kitty. Mówię to ja, ciężko wychodząca z "epizodu depresyjnego" i nie przyjmująca do wiadomości że pani d rozgościła się w moim życiu na stałe. Owszem, zapowiada się że gościa tak prosto się nie pozbędę, ale odmawiam wzięcia na domownika. Nie zapraszałam wredoty.

      Usuń
    2. Romi masz zdrowy stosunek do dziadostwa, pozbyć się dźwigając się sama i podpierając wszelkim stworzeniem czterołapym, dwunożnym, masą zielonego, uczestnictwem w życiu innych ludzi i w razie cinżkiej dupandy dopiero prochem. I "epizod" to podłapujesz po bardzo cinżkich przejściach. Jak wiele się w życiu pozmieniało u Cię i jak Cię popieściło w krótkim czasie żebyś uznała że jednak trza skonsultować i może jednak cóś łyknąć. O pani d - specjalnie z małej litery o francy - nadmieniasz jak Ci dogryzie ale cóś wyraźnie się nią nie cieszysz, do cieszenia masz koty i wyprawy na wysorty, lumperionki czy cóś. Nie żyjesz swoją depresją, czasem żyjesz z nią, co Cię wyraźnie wnerwia. Tymczasem w gabinetach pojawiają się ludzie którzy uważają psychotropa za lekarstwo na smutki życia. Smutkiem życia może być wszystko, począwszy od niewłaściwego koloru oczu, który uniemożliwił start w konkursie Miss Universum na niemożności bycia jednocześnie papieżem i prezydentem Cebulandii kończąc. Drzewiej tacy by się napili, teraz elegancko ćpią. A mendia, jak słusznie zauważyła Kitty, wmawiają tym ludziom że to normalne bo oni "chorują". Skutek jest taki że na osoby mające problem z depresją patrzy się przez pryzmat osób słabo radzących sobie z rzeczywistością. Psychiczna słabość i brak odporności na najmniejszy stres to nie jest depresja, to jest charakteropatia. Stada takich depresyjnych żrą teraz antydepresanty w nadziei że załatwią tym niedostatki osobowości. Wezmę procha i będzie cudownie. I nie ćpie, dohtor przepisali!

      Usuń
    3. Romana, czytaj ze zrozumieniem, a potem kop.

      Usuń
    4. Hym... mła się wydawa że Romi to tego kopa nie dedykowała Tobie Kitty tylko tej Twojej depresyjnej od pogody cooleżance. Metereopatce znaczy. ;-D

      Usuń
    5. Mi tu wyszlo, ze kop byl dla mnie, a ja calym sercem za Romana, wiec tego ... - i wlasnie to mialam na mysli, te stada modnie " depresyjnych" na prochach.... Romana, sciskam cie mocno mocno 😘

      Usuń
    6. Ech, człek się nie spodziewa że można go inaczej zrozumieć niż chciał. Też ściskam😊♥️.

      Usuń
  2. Moja własna osobista siostra dobrych paręnaście lat temu stwierdziła autorytatywnie, że depresja to bzdury i wymysły, że czegoś takiego w ogóle nie ma. Po kilku latach przekonała się, że jednak coś takiego jak depresja istnieje. A od kiedy depresję zdiagnozowano u jej córki, widzi ją wszędzie. Mnie również wysyłała do psychologa, kiedy zmarł mój mąż. Powiedziałam jej, że trzeba odróżnić depresję od żałoby. Zaraz będzie druga rocznica śmierci Jacka i wciąż miewam nastroje depresyjne, ale to nie znaczy, że muszę się leczyć. Przestałam z nią o tym rozmawiać po prostu.
    Nawiasem mówiąc, trafiłam na artykuł, w którym przeczytałam, że jacyś psycholodzy, czy może psychiatrzy, powiedzieli, że jeśli żałoba trwa dłużej niż dwa(!!!) tygodnie, należy udać się po pomoc do lekarz i zacząć się leczyć antydepresantami. No, ciekawe, jak po dwóch tygodniach wyjść z żałoby po bardzo bliskiej osobie. Zresztą artykuł właśnie krytykował ten pogląd i mówiono w nim, że prochy tylko odsuwają problem w czasie, a żałoba i tak nas dopadnie i trzeba będzie ją przeżyć.
    Co do Środy - też się na nią oburzałam, ale usłyszałam zmienioną wersję jej wypowiedzi, negującą depresję w ogóle.. Dobrze, że nie oburzałam się oficjalnie i nie muszę odszczekiwać ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ninka, zal , bol, zaloba sa mi tez dobrze znane, ale ja tez wiem , ze to nie depresja. Depresje prawdziwa ma ktos bardzo mi bliski w rodzinie i wiem jak mu ciezko, jak sie zmaga , od lat. ale uwazam, ze obecne upowszechnianie depresji i robienie z niej choroby u wszystkich, ktorzy maja tylko gorszy dzien czy nastroj , to wyrzadzanie szkody i jednym i drugim.

      Usuń
    2. Żałoba jest podobna do depresji ale nie jest tym samym, ma swoje etapy i trza ją przeżyć bo godzi nas z życiem, którego częścią jest śmierć - są co prawda tacy co twierdzą że jest odwrotnie, życie jest częścią umierania ale mła uważa że tak z życiem jej łatwiej, choć coraz mniej jestem pewna czy oba stany aż tak się różnią jak nam się wydawa. Jasne że depresja istnieje, przeca już w starożytności opisywano chorobliwą melancholię i uznawano ją niekiedy za stan ciężki. To żadne novum, jedyne co jest w tym nowego to ilość zapadniętych. Niedługo to po prostu nie będzie wypadało nie mieć depresji, wszak wrażliwy człowiek powinien mieć jakąś przypadłość nerwową. No cóż, każda epoka ma swojego własnego globusa, dzisiejsze Emilie Korczyńskie i rzadziej ich męskie odpowiedniki majo "depresję". Ze szkodą dla ludzi naprawdę dotkniętych tą przypadłością, bo po euforycznym powszechnym "posiadaniu depresji" przyjdzie moment przesytu i depresje zacznie się bagatelizować. Tu niestety włącza mła się Wróżko Ednizm, tak jak wiedziałam że lockdowny to głupota i nikogo ani niczego nie uratują, a już służbę zdrowia to najmniej, tak teraz wiem że powszechność depresji jest szkodliwą bajką i że z tego powodu najbardziej oberwą ci, którzy faktycznie z nią żyją. Szczerze pisząc to mła to wkarwia, właśnie dlatego że wiem jak ciężko się z prawdziwą deprechą żyje, ile to od człowieka samozaparcia wymaga żeby się przemóc i zacząć przełamywać te wszechogarniającą obojętność i wszystkonieważność.
      Wracając do żałoby - quźwa, człowiek ma prawo do smutku. To szlachetne uczucie, refleksje, te sprawy. Smutku nie powinno się leczyć tylko go zmieniać w insze uczucia, smutek jest niezbędny do życia o ile się nie jest amebą. Twoja siostra Ninko widzi depresję wszędzie bo pewnie nie chce by jej dziecko się wyróżniało in minus z populacji, taka matczyna samoobrona. Trza zrozumieć i chyba przymknąć oko. Polityka braku siostrzanych rozmów na temat depresji wydawa się słuszna. ;-D

      Usuń
  3. Zdecydowanie wolę oryginał.
    Co do rreszty , to ja lekką prawicowość juz od dawna u się zdiagnozowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszesz o Nicku, he, he, he. Mła lubi to tłumaczenie, choć ono nie jest dokładne to jest ten tekst taki jak mła się wydawa że powinien być. Co do konserwy to mła wiąże to zdecydowanie z latami, które się jej na karku gromadzą. Jeżeli uda mła się dożyć 80 to pewnie będę uważała że do urzędu to dama wchodzi w nakryciu głowy i w rękawiczkach, jak do kościoła. Z drugiej strony mogę mieć odloty jak stara komuna, która w niektórych kwestiach bywała tak konserwatywna że najbardziej zajadły konserwatysta jawiłby się jako postępowy. Hym... starość mła dopada Dorko, cóś się tak mła wydawa.;-D

      Usuń
  4. Ten podział na lewicę i prawicę jest w dzisiejszym świecie bardzo uproszczony, a wolty politykierów z jednej opcji do drugiej wręcz karkołomne.Widać poglądy są tylko kwestią ceny, dziś jest socjalistą,jutro konserwatystą, albo po trosze i tym i tym.
    O depresji niewiele wiem,ale widać,że określenie jest nadużywane, a przez to infantylizowane. Niemniej są tacy,którzy potrzebują pomocy i pilnego leczenia. Jung mawiał, że depresja jest jak czarna dama, zaproś ją do stołu i zapytaj po co przyszła.
    Na szczęście mamy zimową aurę,śnieg i słoneczko, a teraz -3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła stara się być w centrum ale tzw. pion mła osiąga nieraz nie tak jakby chciała. Znaczy nie wyważone sądy czy stoicko godne zrozumienie roli kompromisu. Taa... mła tak nie ma, mła miota od ekstremy do ekstremy. Znaczy w niektórych kwestiach, np. obyczajowych mła mogłaby spoko ubrać żółtą koszulkę lidera zostawiając daleko w tyle nie tylko lewicowy peleton ale nawet ten jego lewacki przód. Za to w kwestiach gospodarczych i tzw. wolności osobistych to mła uważa się za zajadłą konserwę, z tych najgorszych. Jak się te ekstrema połączy to niby jest centrum ale mła nie widzi kole siebie wielu centrumowych do niej podobnych. Znaczy centryzm to jednak co inszego. U nas było dziś słonko, Małgoś jadła przy stole a Sławencjusz został nawiedzony w szpitalu przez Mamelona. Ma się mu na życie bo zażądał coca - coli i arbuza. Oczywiście nie dostał ale najważniejsze że ma smaczki i chciejstwa. ;-D

      Usuń
  5. Temat rzeka Taba :) Po wielu latach podróży z depresją (zdiagnozowana 2015) mam swoje zdanie na ten temat. Przeszłam leki, psychoterapię pojedynczą i grupową przez 2,5 roku i poszłam dalej. Warsztaty pracy z ciałem, neuroświadomość, ustawienia hellingerowskie, praca z energią, duchowość, kosmici, książki i inne rzeczy :) Jest mnóstwo opcji, każdy może coś znaleźć i sobie pomóc. Kluczowe jest: sam sobie.
    Już dawno do mnie dotarło, a covidoza dobitnie pokazała, że medycyna i ogólnie nauka poszła w złą stronę. Leczą mięso, a reszta człowieka jak sobie chce. A mięso to tylko objawy. Tak i zaburzenia neuroprzekaźników w mózgu to OBJAW, nie przyczyna. Wsio od dupy strony. Wczoraj ze znajomą rozmawiam, była na terapii i jej łzy poleciały. Sukces, bo ma blokadę na płacz od wielu lat. Psycholog zapytała: a co czujesz, co się zadziało? A koleżanka napchana lekami przeciwlękowymi mówi: nie wiem, jestem szczęśliwa, że łzy lecą. Coś się zadziało mocno, pod lekami, ale ona nie ma do tego dostępu, bo psychiatra banuje psychologa dragami. A koleżanka czuje się dobrze bardzo ;) Dom wariatów w pełni.
    Moje autorskie podejście jest takie, że depresja jest wielgachnym zespołem objawów z powodu życia niezgodnie ze sobą. Kiedy czegoś chcesz, a nie dostajesz i sobie nie pozwalasz. Kiedy mówisz tak zamiast nie. Kiedy czujesz złość a mówisz, że nieprawda. Cokolwiek, co wypieramy. Kiedy wchodzimy w bezsilność, bo boimy się życia. Każdy kreatywnie to rozwija, dlatego depresja tzw. wymyka się definicji jakiejś ogólnej. I dlatego jest tyle objawów, choć niektóre wspólne, bo ciała mamy takie same, biochemia i te rzeczy.
    Generalnie jest to mechanizm obronny jak każdy inny. Czasem nawet nam służy, kiedy nie widzimy innych opcji, co nie znaczy, że ich nie ma. Nie wszystko sobie uświadamiamy, czasem wygodniej nie widzieć. I ok. Każdy po swojemu wariata struga na tej planecie, wszak to Psychiatryk Wszechświata :)
    Spokojnie można się ze mną nie zgadzać, ale bez napadów proszę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A kto by tu na Cię napadł i garło przegryzał? Twoje garło u nas bezpieczne, my nie diagnozujem jedynie słusznie tylko się zastanawiamy, podawając znane nam przykłady. Mła wyraża daleko idącą wątpliwość co do powszechności depresji i metod jej leczenia. Teraz mła się wypowie i zaraz garło czym owinie na wszelki wypadek. ;-D To o czym Ty piszesz, ten wielgachny zespół objawów życia niezgodnie ze sobą, mła nazywa staromodnie melancholią. U podstaw leży frustracja, u jednych silna u innych mniej, zależy co kto przeżył i co blokował. Jest to coś co tak jak uzależnienie człowiek może zwalczyć sam, nikt tego za niego nie zrobi. Ani leki, ani terapie. Samopoznanie i pogodzenie się z życiem. Można sobie pomóc farmakologią kiedy robi się ciężko ale ona nie załatwia sprawy. Depresja taka jaką znam, towarzysząca zespołom psychotycznym, to jest coś zupełnie innego. Raz zobaczysz jak to działa i nie pomylisz z melancholią, tak jak nie pomylisz dżumy z grypą. Na to się nie zapada wskutek czynników środowiskowych, to jest cóś z cyklu gena nie wydłubiesz. Tymczasem do jednego wora z napisem depresja wkłada się wszystko, podlewa chemią ku chwale producentów mózgotrzepów, zwalnia się ludzi z konieczności samookreślenia i hoduje społeczeństwo uzależnionych. Ponad 1/5 Amerykanów ćpie na ostro, drugie tyle otumania się na lekko - cóś jest nie tak. W Europie to idzie wolniej, być może państwo socjalne paradoksalnie łagodzi lęki, tym niemniej posuwa się w nieciekawym kierunku. Mła widzi przyczynę w zwolnieniu człeka z odpowiedzialności za siebie, jesteśmy kulturą nastawioną na indywidualizm ale przyczyny indywidualnych problemów najchętniej widzimy w takim a nie innym społeczeństwie. To jest durne, bo żadne społeczeństwo nie dostosuje się do wszystkich indywidualnych potrzeb, choćbyśmy wymyślili 1000 i 1 płci nie jesteśmy w stanie każdego uszczęśliwić. To jest aberracja myślenia o wolności jednostki. Sama widzisz jak to działa, szukasz swojego miejsca w świecie sama, znajdujesz dla siebie i dopiero wtedy godzisz się ze światem. Wypracowany samodzielnie plaster na ranę a nie podpinanie się pod chorobę psychiczną, szukanie problemu w innych i nieznośna lekkość bytu, bezsiła i przypadkowość istnienia. Myślę że prędzej niż później czeka nas przedefiniowanie leczenia depresji, zacząć należy moim zdaniem od zawężenia jej definicji.

      Usuń
    2. Taba, tak. Moja melancholia popchnęła mnie w rożne strony, łącznie z planem wyłączenia się z życia. Mam też koleżankę z dwubiegunówką, miesiąc miałam praktyki na oddziale psychiatrycznym w Warszawie, niezapomniane :)
      Geny piszesz, to już też podważono. Nie są decydujące. Wcale nie musisz nieść po przodkach. Ale jeśli uwierzysz, że musisz, to już inna sprawa. Epigenetyka jest bardzo ciekawą dziedziną :) Teraz mówi się dużo o plastyczności genów, o tym, że zależnie od tego jak sobie radzimy z życiem tak i nasz genotyp dostosowuje się, zmienia, jedne geny się włączają inne wyłączają. Cały czas w ruchu, żywe, a nie jakaś skamieniała forma zapisu informacji jak kiedyś uważano.
      Stany psychotyczne widziałam, wygląda przerażająco i takie jest. Ale nadal, mam podejrzenia, że źle na to patrzymy. Poza tym skąd wiemy, że ci ludzie widząc omamy tzw. czy słysząc coś, nie widzą i nie słyszą tego, co gdzieś jest naprawdę? Tylko my, tzw. zdrowi tego nie widzimy? Nie mamy takiej pewności.
      Katatonię naprzykład widziałam, okropność, ale podobne do zawieszenia o którym pisze A. Lowen, tylko takiego ekstremalnego.
      Czasem mam wrażenie, że my wszyscy, lekarze też, siedzimy pod wielkim durszlakiem i widzimy tylko przez dziurki w nim. I z tych kawałeczków próbujemy ułożyć całość. Nie da się, potrzebujemy więcej dziurek albo zdjęcia durszlaka.
      Jeśli chodzi o gardło :) Jak ja piszę, że depresja jest naszym mechanizmem obronnym z wyboru, to niektórzy się wkurzają, parę lat temu sama bym za to gardło przegryzła komuś :) Ale jusz nie :D

      Usuń
    3. Epigenetyka epigenetyką ale problem zawsze dotyczy nas, nie tego co na zewnątrz. Oczywiście że posiadanie genów takich a nie innych determinuje zachowań ale żyjesz na wulkanie. Nie zawsze zapadniesz na raka posiadając konkretną mutację ale masz większą skłonność do zapadania niż inni. Statystyki są tu bezwzględne, niektórzy biorą to na klatę, inni przed tym uciekają. Ci co biorą na klatę mają statystycznie dłuższe życie, świadomość zagrożenia modyfikuje choćby styl życia, co wpływa na tę całą ekspresję łańcuchów i wogle. Jak widziałaś depresję w zespole psychotycznym to wiesz jak daleko jest człowiek "ze smutkiem w duszy" od takiego stanu, to jest zupełnie inna bajka. To że siebie tworzymy i się zmieniamy jest OK, mła się tylko nie podobie że tworzymy się przy pomocy psychotropów z okazji każdego stresu.
      Co do innych stanów świadomości - mła w tym wszystkim nie interesuje ich realność jako taka a zagrożenie, które mogą sprowadzić. Jeżeli ktoś usiłuje wyskoczyć z dachu wieżowca bo "głosy kazały" to patrząc z mojej perspektywy jest tylko jedno wyjście żeby zapewnić człowiekowi fizyczne bezpieczeństwo, standaryzować mu stan świadomości. Bez norm psychiatria nie ma sensu bo wszystko jest w porzo, autodestrukcja tyż. Sorry, to jest podejście o którym pisałam, zadowolić każdego się nie da, balansujemy pomiędzy poczuciem indywidualnym naszego ja a naszą stadnością. Bez norm nie ma stada, bez stada rozpada się człowiek, stadność zapewnia dłuższy żywot - tak to działa. Dlatego ratujemy samobójców, mając w dupie ich wybory. Gdybyśmy je szanowali niekoniecznie bylibyśmy jak jednostki bardziej szczęśliwi bo jak pisałam, bez reaktywnego środowiska własnego stada człek się rozpada. Co do wyboru mechanizmu obronnego to podejrzewam brzydko że tym by się dało wytłumaczyć jakieś 90% obecnie diagnozowanych depresji.

      Usuń
    4. Podejrzewam i ja to, brzydko :)
      Taba, durszlak jest jaki jest. Każdy próbuje jakoś go ogarniać indywidualnie i jako stado, by my wszyscy jednak tacy sami. No idziemy, dokąd? Ano zobaczy się. Ale bardzo ok, że o tym gadamy, rozkminiamy, dzielimy się. I nie ma krwi ;)

      Usuń
    5. Mła nie uważa że to jest kwestia w której ma prawo twierdzić że racja jest najmojejsza. Co do durszlaka to dla mła to jest garnek nadwyrężony ledwie z paru stron. Mam wrażenie że durszlak zapewniałby szerszą perspektywę a nasz ogląd świata jest w sumie dość wybiórczy. Tak się miotamy pomiędzy dość topornym materializmem a tak naprawdę bliżej niesprecyzowaną ideą niematerialną, którą ubieramy w jakieś religijne ubranka. Garnek z dwiema dziurami co najwyżej. ;-D

      Usuń
    6. O dokładnie się z Wami zgadzam w 100%!!!

      Usuń
  6. Tak, zgadzam sie z Anią, że depresja to ogromny temat. Łatwo go spłycić, potraktować stereotypowo czy nawet wyszydzić. Nie u każdego rzecz jasna smutek i niemoc totalna jest depresją (bo chyba rzeczywiscie nadużywa sie tego słowa) .Ale choćby i nie była nią, to i tak trudno sobie z tym stanem poradzić, szczególnie jak sie ten smutek weżre w człowieka jak wirus opryszczki, co to pojawia sie i znika....
    Dziś u kogoś napisałam na jego blogu komentarz na zbliżony temat. I prawie w całości wkleję go poniżej, bo nic nowego nie wymyślę.
    "Nasze czasy są depresyjne. Od kilku lat jakby tornado przetaczało sie przez świat. To wpływa na każdego, nawet, gdy sie do tego przed sobą nie przyznaje. A jeśli jeszcze do tego jest sie osobą bardzo wrażliwą, to przeżywa sie to co wokół i to, co w duszy jeszcze mocniej. Czasem to aż boli, aż dławi. I nie wiadomo jak wyrwać sie z poczucia niemocy i osaczenia. Wszystko jest dobre, co w tym wyrwaniu sie pomaga. Każdy ma albo próbuje mieć na to swoje sposoby. Może kolory, może muzyka, moze ksiażka, moze spacer, może rysowanie, może gotowanie, może pisanie na blogu, może pomaganie innym...? I na chwilę powraca równowaga, ale jakze jest ona krucha, jak łatwo znowu ją naruszyć. Wielu z nas jest podobnych, przeżywajacych wszystko mocno i nie zawsze radzących sobie z natłokiem zdarzeń, wspomnień, lęków. Czy swiadomosć, że jest nas wielu podobnych pomaga jakoś?Trochę tak, bo nie czujemy się w tym swoim samopoczuciu jacyś dziwaczni i wyobcowani. Ale mimo wszystko w tej masie czujących podobnie i tak każdy w sobie nadal jest samotny. Każdy tak naprawdę czuje wyraźnie tylko swój ból i musi sie z nim sam mierzyć. Na szczęście tak to jest, że ta szalona huśtawka życia nigdy nie ustaje. I kto opadł na dół, za chwile znowu jest na górze...A po burzy znowu lśni słońce a czasem i tęcza cudownych barw..."
    I jeszcze a propos Owsiaka. Podpadł mi w pandemii, bo był bardzo za szczypaniem wszystkich i za segregacją sanitarną. Czy to przekreśla dobro, które czyni? Nie, ale skoro nie zyczył sobie uczestnictwa w swoich muzycznych imprezach nieszczypanych, to pewnie i pieniązki od nich dawane nie bardzo powinny być chciane. A jesli chciane mimo to są, bo jednak nie śmierdzą, to tylko o jego hipokryzji świadczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła w odpowiedzi dla Bziczka wyjaśniła, taką ma przynajmniej nadzieję, czym jej zdaniem różni się depresja od tzw. bólu istnienia. Olu a kiedy czasy były niedepresyjne? Za Żelaznej Kurtyny czy za II Wojny Światowej? W Europie do lat 90 XX wieku żyliśmy bez większych konfliktów, nikt nam bomb na głowy nie spuszczał i do komór gazowych nie zaganiał. Czy byliśmy szczęśliwi? Stany miały jeszcze większą prosperity, czy aby w tym czasie nie zaczęli masowo ćpać? Świat ma dla nas zawsze jakieś okrucieństwo w zanadrzu, nie rozumiemy sensu cierpienia, nie zgadzamy się na siebie. Zwalamy nasze poczucie niezgody na rzeczywistość, na warunki które nas otaczają, bo tak jest łatwiej, problem jest poza nami a nie w nas. A tymczasem z tym bólem istnienia i melancholią jest tak jak pisała Ania - samooszukiwanie się ma swoje konsekwencje, to my mamy problem a nie warunki. Ci którzy się nie oszukują nie zawsze mają prosto z innymi ale samym ze sobą jest im dobrze, widzą świat w szerszej perspektywie i są silni. Tak silni że sobie mogą nawet na słabość od czasu do czasu pozwolić i nawet zawalczyć o to żeby na świecie było trochę lepiej.
      Co do Jurka O. to opowiastki srandemiczne to jedno a snucie rozważanek na temat rozrodu ludzia z okazji babskich parasolkowych marszów to drugie. Mła solidnie wnerwił ale WOŚP to nie jest Owsiak, on to przeca tylko jeden z dyrygentów, twarz do pokazania w telewizji. To jest praca wielu ludzi i dobra wola jeszcze większej ich ilości. Bardzo się bałam że po tej strasznej historii z Gdańska to co było nas w stanie integrować wokół jakiegoś dobrego celu, wokół tworzenie czegoś, się weźmie i rozpieprzy. Na szczęście tak się nie stało. Na WOŚP trza dmuchać bo my bardzo łatwo integrujemy się przeciw czemuś lub komuś ale z pozytywnym integrowaniem się mamy jako społeczeństwo problem. Dlatego mła jest w stanie sporo wybaczyć ludziom związanym z WOŚP, nawet Jurkowi O., choć nadal ją wnerwia.

      Usuń
    2. W sprawie tej hipokryzji Jerzego O. co do brania kasy od nieszczypanych, to bym gościa broniła. Mgliście pamiętam aferę z ratującą chore dzieci fundacją prezydentowej Kwaśniewskiej, była taka. Bardzo się pultano że fundację zasilały fundusze od podejrzanych kryminalnie osobników. Odpowiedziała na nie że wzięłaby kasę i od mordercy jeśli dzięki tej klasie ocaliłaby choć jedno dziecko. Taki był sens nie zapamiętanej dosłownie odpowiedzi na zarzuty. A ze sprzętu orkiestry korzystają wszyscy, szczypani i nieszczypani. Także pluje i hejterzy, jakoś nie słyszałam o takim przypadku by ktoś nie życzył sobie leczenia sprzętem z serduszkiem. Owsiak na imprezy i koncerty może sobie zapraszać i wpuszczać kogo chce, jako nieszczypana kobieta mająca parasolkę przeżyję to bezboleśnie dopóki nie ma głupich podziałów przy ratowaniu sprzętem. I też się cieszę że Orkiestra działa.

      Usuń
    3. Też myślę że trzeba tu widzieć wspólnotę i potrzebę robienia czegoś dobrego. Wiem że taką łatwą, bo człek daje kasę i już jest dobry. Jednakże nie podzielam np. myślenia Łukasza Warzechy że można integrować ludzi bez tej łatwizny. Nie można z tego samego powodu dla którego ludzie chętniej słuchają disco - polo niż fug Bacha, ten koń nie skoczy przez przeszkodę bez treningu. Nie da się podnieść stanu świadomości obywatelskiej bez wspólnych działań. Mam sporo zastrzeżeń co do upolitycznienia Orkiestry, wnerwia mła choć wiem że to jest reakcja na ciężki ból dupy prawicy że nie ona takie przedsięwzięcie wymyśliła. Przy wszystkich swoich wadach, plusów dodatnich związanych z WOŚP jest jednak więcej niż tych ujemnych, że tak polecę klasykiem. Dlatego dobrze że Orkiestra gra a nas coś nadal łączy. Wiecie, jak Jurek O. kipnie to mam wrażenie że Orkiestra będzie grała nadal, bo to jednak cóś ponadjurkowego. To nie są pieniądza "na Owsiaka", gdyby były to nawet tak nieudolna prokuratura jak to ziobrowisko by już piała o sukcesie, to jest nasza kasa dla nas. Sami to dla siebie robimy, tak poza państwem.

      Usuń
    4. Jurek mnie też wnerwił w srandemii, bo przez chwilę naprawdę bałam się, że wejdzie policja i zaciągną do lekarza na kuj...Albo, że stracę pracę. Niby rozum mówił, że nie, ale nerwica ma swoje prawa. A on skubany to popierał i dawał na to przyzwolenie. Że zbiera kasę, to jedno. Ale to, że mnie spisał na straty, to drugie. No i niby cel uświęca środki? Ja też człek jestem, choć nerwicowy i w folii na głowie. Ale w sumie dobrze, spojrzałam na to wszystko z dystansu i widzę wyraźniej. No zbiera, dobrze. Ale złudzenia poszły sobie, zysk jest ;)

      Usuń
    5. Dla WOŚP dobrze by było żeby Jurek O. pomyślał o emeryturze. Ciekawe czy ego mu na to pozwoli?

      Usuń
    6. Ego mu nie pozwoli. Mam jednak nadzieję że to jego ego nie rozwali WOŚP. Trudno, chciałoby się by Owsiak był ideałem, poglądy miał ciut inne, no ale tak dobrze to nie ma. Może i dobrze.

      Usuń
    7. Też się tego niestety obawiam, że ego nie pozwoli. Nikt nie jest ideałem więc nie można miec pretensji do Jurka O. że poglądy jakieś tam posiada, które akurat nam nie paszą. To raczej nasza wina że ustawiłiśmy swego czasu faceta z dobrym pomysłem na piedestale z napisem autorytet moralny. Ech... te nasze pragnienia podążania za jakimś pasterzem. Ot, lenistwo umysłowe mieszające człowieka i sprawę, której służy.

      Usuń
  7. Niestety mam kilka bloków od siebie przypadek tego, co piszesz Tabazello - narcyzmu i nałogu, który obawiam się, że jest z wygody zasłaniany depresją, a właśnie nie ma tam tego, co piszesz - walki z tym tylko szukanie cudownej tabletki i brak przyznania się, że świat się nie dostosuje do widzimisię tej osoby. Ale widać musi taka osoba sięgnąć dna, żeby to zrozumieć, bo chodzenie tam rodzicielki i wywalanie butelek i sprzątanie w domu to nie jest metoda. Co najgorsze jeszcze patrzy na to dziecko, które raz jest tam, a raz u babci, bo nie chce patrzeć na to... Masakra, ale my mamy swoje życie i nie chcemy się dawać w żadne gierki wciągać. Jedno zdanie mamy do powiedzenia: musi sama sobie chcieć pomóc. I choć szkoda babci przeżywającej, że nie przyszła, bo pewnie ... to nic nie mozna z tym zrobić. Taka osoba sama musi sobie poradzić i walczyć, a nie frustrować się, że świat nie chce się dostosować do jaśniepani...
    W pracy trzeba pracować i czasem koledzy mają humor a czasami nie, bywa, tak samo w domu jak się nie ogarnie to nie będzie, jak nie zamówię żwirku to nie będzie etc etc. Ale jak to mówią narcyzowi krzyczącemu o swojej chorobie nie wytłumaczysz, musi się na własnej dupie przekonać, tylko, że uważam, że rodzicielka niepotrzebnie tam chodzi sprząta itd. Bo to nie jest ponmoc tylko uczenie, że jak nasyfi to ktoś to zgarnie, a ta dalej swoje,. Bo tak jej naprawdę pasi, a chodzenie na grupy wsparcia i wypisywanie się z nich (z którejś już kolejnej) i zmienianie lekarzy, bo jeden powiedział wprost że najpierw nałóg won a potem zobaczymy, czy to depresja no to nie tedy droga. Ale to jest osoba najmądrzejsza na świecie...dla siebie samej i nie słuchająca nikogo.
    No, to się wygadałam chociaż.
    I też uważam, jak Wy, że tej prawdziwej depresji to jest mały procent, a reszta to obniżenie nastoju mylone z tym.
    ----------------
    A teraz do Dziewczyn:
    I pamietaj Romanko, że ja wiem, że pani d u Ciebie probuje mieszać, ale jesteśmy my - cała blogowa kocia rodzinka :) chcesz czy nie.
    Tak samo Bzikowa - uwielbiam Twojego bloga i wiele mi pomogły Twoje wpisy nieco ogarnąć ten Psychiatryk :)
    Dlatego jestem tu, gdzie chcę być, a tam gdzie widze jakieś toksyczne akcje odcinamy się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kocurku, moim zdaniem tu w tym ostatnim zdaniu cyt. "Dlatego jestem tu, gdzie chcę być, a tam gdzie widze jakieś toksyczne akcje odcinamy się." trafilas w sedno sprawy. Gleboka depresja wymagajaca pomocy medycznej a szczegolnie medykamentow nie bierze sie z dnia na dzien, czlowiek sie nagle nie budzi w glebokiej depresji. To proces postepujacy i od nas samych zalezy czy potrafimy go zatrzymac w odpowiednim momencie.
      Wiem cos o tym, bo jeszcze 3-4 miesiace temu posuwalam sie po rowni pochylej wlasnie w kierunku glebokiej depresji.
      Siegnelam wiec po ksiazke, ktora juz wiele razy pomogla i zaczelam pracowac nad soba, nad zmiana zwyklych przyzwyczajen a nawet czynnosci dnia codziennego. Jest to powolny proces ale juz sa sukcesy. Oczywiscie pisze to z pelna swiadomoscia, ze nie zawsze i nie w kazdym przypadku to zadziala.
      Ale probowac nie zaszkodzi.

      Usuń
    2. Powiedz nam co to za książka ciekawam :)

      Usuń
    3. Wiewiórko kochana zawsze jesteś u mnie jak najmilej widziana. Będę nadal pisać, bo potrzebuję i widzę, że sporo osób czyta, choć mało się odzywa ;) A to, że pomogłam tym bardziej zachęca. Spotkanie dusz podobnie wrażliwych na tej planecie jest bardzo cenne.
      Star, miałaś powód żeby wejść w ciemne materie. Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. Żałoba różnie przebiega, ma też swoje prawa. I ja chcę wiedzieć jaka książka ci pomaga? :)

      Usuń
    4. Kochany Kocurku ♥️

      Usuń
    5. Kocurku ksiazka ma tytul "I want to change but I don't know how" a autorem jest Tom Rusk. Nie mam pojecia czy jest polskie wydanie, ale chyba powinno byc bo to ksiazka z koncowki lat 70-tych ubieglego stulecia. Ja ja kupilam jakies 35 lat temu jak bylam znow u kresu psychicznego zalamania. I wracam do niej bo zawsze pomaga. W sumie caly "cud" polega na zmuszeniu sie do wypracowania nowych odruchow, zwyczajow w zyciu codziennym.
      Dla przykladu podam jak to dziala w mojej obecnej sytuacji.
      Wlasnie te 3-4 miesiace temu zauwazylam, ze w sumie to gdybym nie musiala to przespalabym reszte zycia, a nawet jak wstawalam to lozko bylo zawsze gotowe na moj powrot. Wiec jako pierwszy stopien zalecilam sobie scielenie lozka codziennie rano. Ciagle tego nie lubie, ale robie bo jak wchodze do sypialni i widze to ladnie zascielone lozko to odchodzi ochota na zaleganie. Wtedy znow robie cos co zarzucilam i tak to mniej wiecej dziala.
      Oczywiscie sa tam proste cwiczenia, ktore powoduja, ze czlowiek powoli zaczyna wracac do normalnego zycia.

      Usuń
    6. Dodam jeszcze, ze te cwiczenia pomagaja w akceptacji tak sytuacji, ktora jest dla nas w jakims sensie dramatyczna jak i akceptacji naszej reakcji na te sytuacje.
      Pomaga wsluchac sie w swoje wewnetrzne JA oraz przeksztalcenia bolu spowodowanego tym co nas spotkalo w sile do dalszego zycia.

      Usuń
    7. Teraz znów będzie długo bo się komenty nagromadziły. No i tu się różne sprawy jakby nagromadziły. Zacznę od tego co napisała Kocurrek, od tego wciągania w niemoc innych, swoistego wampiryzmu osób które mają depresję albo twierdzą że mają depresję. To wcale nie jest tak że depresja to się musi objawiać żerowaniem psychicznym na innych czy uzależnieniem. Owszem, ponoć skłonności do depresji przekładają się na większą skłonność do uzależnień ale to nie jest tak że każden kto ma jakieś zaburzenia depresyjne to ćpun czy alkoholik, nie takie to proste. Wielu ludzi u których psychika się rozjeżdża do tego stopnia że pojawia się anhedonia, która trwa i trwa, nie sięga po kieliszek czy procha. Stany depresyjne to żadne wyjaśnienie nałogu, szczerze pisząc to wkarwia mła takie proste stawianie znaku równości pomiędzy depresją a nałogiem bo wydawa mła się że dla wielu nałogowców "depresja" to jeszcze jedno tłumaczenie zdejmujące z nich odpowiedzialność za własne życie. Ci którzy mają skłonność do nałogu, niską samoocenę, kompleksy, bardzo ochoczo korzystają z tego że psychologowie niską samoocenę uznali za jedną z cech charakterystycznych depresji. Zdaniem mła narcystyczne zaburzenia i jednoczesna niska samoocena jest czymś zdziwnym ale mła się na tym nie zna, nie jest psychologiem czy psychiatrą, widzę tylko logiczną niespójność takiego zestawu, być może nie rozumiem jak taki mechanizm działa. Wicie rozumicie, mła nie jest alfą i omegą. Raczej czuję niż naprawdę wiem, że coś jest nie tak z tym prostym podpinaniem skłonności do nałogów pod stany depresyjne. Rozumiem podejście Kocurrka, nie można żyć za kogoś, człowiek ma własne życie i to za nie jest przede wszystkim odpowiedzialny. Czasem trzeba się po prostu odciąć i nie dać wciągnąć w cudze sprawy bo samej czy samemu można przypłacić to stanami depresyjnymi. Jeśli chodzi o podejście do nałogów to mła jest za twardym, hardcorowym stawianiem granic wobec uzależnionych. Mła ma po przodkach skłonność do zabaw karcianych i inszych gierek, w związku z tym kupon totolotka wypełnia raz na pięć lat i to z kimś na spółę, to jest jej granica. Nie chciałaby być taka jak jej praszczur, który majątek stracił przy karcianym stoliku. Nie jest to słabość nad którą mła by się pochylała i współczuła, na rodzinie to się strasznie odbiło. Czysty egoizm praszczura uznaję za paskudyzm charakteru a nie za chorobę. Jak patologia to osobowości.

      Usuń
    8. Teraz to o czym napisała Marylka, którą ostatnio życie "dopieściło" tak że stan głębokiego smutku jest u niej najzupełniej oczywisty, naturalny. Chciałabym być dobrze zrozumiana, nie chodzi o to że stany depresyjne to mła uznawa tylko u osób, które mają jakby obiektywne, do pojęcia dla wszystkich, ciężkie, traumatyczne przeżycia. Poziom tego co uznajemy za traumę jest w końcu w ludziach różny, jednakże mła jest tylko człowiekiem i inaczej podchodzi do osoby, która załamuje się emocjonalnie bo jest w trakcie przeżywania żałoby albo bardzo poważnej zmiany życiowej a inaczej do osoby, którą uwiera niespełnienie własnych ambicji. Przyznaję się do tego bez bicia, na psychoterapeutę to mła się nie nadawa w związku z tym, bo mła jest z tych stawiających do pionu frustratów ćwierkaniem że może ambicje były za duże. To o czym Marylka pisze jest czymś dla mła jasnym - depresja nie pojawia się z dnia na dzień, to jest proces i można go zatrzymać na takim etapie że nie trzeba wyjeżdżać od razu z cinżko farmakologią. Tylko to wymaga pracy nad sobą, właśnie takiego ścielenia łóżka, choć wcale się tego nie chce robić. Mła się wydawa że kiedy nam samym jest cinżko to trzeba zacząć myśleć nie o sobie tylko o innych, ludziach, zwierzętach. Koncentrowanie się na sobie wcale człowiekowi nie służy, siłę się pożycza od innych, paradoksalnie czasem słabszych, dla których trzeba stanowić oparcie. Nie znaczy że się nie czuje bólu ale nie pozwala się mu przejść w zobojętnienie na wszystko. Małe kroczki, codzienność, szukanie w niej choćby czegoś przypominającego szczęście. To tak jak z tym uśmiechaniem się kiedy wcale nam nie do śmiechu. Podobno określony układ mięśni twarzy wywołuje w mózgu odczucia które kojarzymy z wyrazem naszego oblicza. Nawet jak uśmiechamy się cóś mało radośnie to połączenia nerwowe reagują i mózg prędzej czy później zalewają te endorfiny czy tam inne dopaminy. Ćwiczymy nie tylko mięśnie ale i lekstrykę. Sami, quźwa, ćwiczymy, bo to nasze mięśnie i lekstryka! Podczepianie się pod ludzi psychicznie chorych przez ludzi, którzy mają problemy jakie są przynależne ludzkiej kondycji albo mają cóś nie tak z osobowością to nie jest nic dobrego.

      Usuń
    9. Dokładnie tak jest. Ale nie wytłumaczę ja nic takiej osobie, bo ona wie lepiej. Rodzicielka też uwaza że pomaga robiąc to, co robi, więc ja po prostu nie poruszam tematu i nie daje temu wejść do naszej sfery KOTfortu. Tu jest mój domek kocia rodzinka i dbamy o siebie, a tam jest ich stajdołek i już
      Poza tym prawda jest stara jak świat
      Jak ktoś nie chce sobie sam pomóc to go nawet sam jakiś prezydent czy inny władca bogini czy Alfa i omega nie przekona do tego.
      Samemu trzeba chcieć a rozpływać się nad taką osobą nie widzę sensu. Zmiłuj nie wyciągniesz nawet złota drabina jak nie chce wyjść to będzie tam siedzieć.

      Usuń
    10. Jak komuś dobrze ze swoją słabością to się nic z tym nie zrobi. Mła wychodzi z założenia że jak jest ludziom bardzo źle to usiłują coś robić sami, bez oglądania się na innych. Sami podejmują decyzję. Można ich wspierać ale nic za nich robić. Grupa wsparcia ma o tyle sens o ile ktoś ze wsparcia chce naprawdę korzystać a nie odbębniać rytuał kolejnego wychodzenia z nałogu. To samo dotyczy bliskich, nie można doprowadzić do współuzależnienia. Matkom, czasem żonom bardzo ciężko zrozumieć że pogłębiają problem. Dla nich ważniejsze jest czasem żeby ta ich ukochana osoba osiągnęła dno w miarę bezpieczny dla siebie sposób. Zdaniem mła wynika to z przedziwnej odporności na wiedzę że dna nie da się osiągać w sposób absolutnie bezpieczny.

      Usuń
    11. Dokładnie, nie da się. Dlatego takie "pomaganie" więcej szkodzi moim zdaniem, ale nie wytłumaczysz. Beton.

      Usuń
    12. Hej, dziewczyny, tam jest DZIECKO! W takim wypadku nie można "nie pomagać" a samo zajęcie się dzieckiem już jest pomocą, szkodliwą dla nalogowca.

      Usuń
    13. Romana, nie w tę stronę. Dziecko jeśli jest w miarę ogarnięte, nie głoduje i nie jest bite i maltretowane poradzi sobie. Wystarczy dać mu znać, że widzi się jego sytuację to już ogromnie dużo. Można mu pomóc na różne sposoby. Zresztą jak znam Wiewiórkę, to dziecku pomaga jeśli ono potrzebuje. Ale to nie kot, do domu nie weźmie. Musi dzieciak żyć z tym co ma.

      Usuń
    14. Nie wiem w jakim wieku jest to dziecko, ale cholera, "widzenie" to dla mnie za mało. Nie dziwię się wcale tej babci.

      Usuń
    15. Dziecko ma lat ponad 11, ale ona jak chce to matke wyzwie i z domu pójdzie do babci. No niestety, czym pusta chata pewnie zachęca do... No i koło się zamyka. Musi niestety nałogowiec się zmierzyć i zawalczyć o siebie i o dziecko, ale to jest długa historia tekstów typu "niech ojciec weźmie", a on nie weźmie bo nowe życie ma z kim innym i dwójką dzieci. to było młodzieńczą wpadką, kiedy żadno nie było na to gotowe. I tak źle i tak niedobrze, ale rodzicielka biegać sprzątać nie powinna. Dziecko ma u babci kąt gdzie śpi, ale też nie jest niestety wdzięcznym dzieckiem, a potrafi być wredne i złośliwe - to widać dostało w domu, więc łatwo nie jest. Pewnie jakaś terapia rodzinna tu by zadziałała, ale główna przyczyniająca czyli nałogowiec musi chcieć pomocy, a bez tego to się tak to kołacze i telepie...

      Usuń
    16. Zgroza i właściwie normalka jednak. Takich dzieci jest dziesiątki tysięcy w polszcze. A na planecie? Liczyć się nie chce...

      Usuń
    17. Pomóc takiemu dziecku można raczej izolując je od toksycznego rodziciela a nie tworząc układ w którym rodziciel bezstresowo, bo ktoś się przeca dzieckiem zajmie, oddaje się nałogowi. To wygląda na współuzależnienie a nie na rozwiązywanie realne problemu wychowania dziecka. Tak mła to widzi.

      Usuń
    18. musi sama sobie chcieć pomóc, niestety. dupanda.

      Usuń
  8. To jeszcze ja ćwieknę :) Ahedonia to straszna suka, nie obrażając piesów kochanych. Latami mi towarzyszyła i strasznie ciężko było ją namierzyć. Ale i to jest do oswojenia, baaardzo powolnego i delikatnego.
    Tylko z tym niemyśleniem o sobie tylko pomaganiem innym, to i tak, i nie. Kiedy siebie nie lubisz, nie akceptujesz i ogólnie masz kłopoty z samooceną, to lepiej nie bierz się za pomoc innym. Bo jak siebie nie lubisz to i nie lubisz ich. Pomoc wtedy jest środkiem do celu, czyli poprawieniem sobie samopoczucia. I cuda się wtedy wyprawiają, niestety te wariackie. Ile czasem lubieńcy zwierząt wyleją pomyj na nielubieńców, to pojęcie ludzkie przechodzi. Albo insi wolontariusze...I napewno czują się lepiej :)
    Ze wszystkim trza ostrożnie. Kiedyś taka zaangażowana wolontariuszka opisała moją sąsiadkę i jej chorego syna. Fakt, ciężko u nich bardzo. No i pochyliły się głowy urzędnicze nad tym, do duża gazeta opublikowała. skutek? Zabrali zasiłek jakiś bo o 12 zł dochód przekroczony. A po cichu można było wypłacać. O wariatach "pomagających" zwierzakom już nie wspomnę, bo to akurat nagminne.
    Psychiatryk, pole minowe, trzeba ostrożnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mła nie miała na myśli wolontariatu ani jakichś akcji typu ratuj planetę, somsiada, jednostkę policji bo se sama nie poradzi. Chodziło mła o cóś innego, o wyjście poza swoje problemy a nie zastąpienie swoich cudzymi. W terapii uzależnień to są takie akcje typu zamień jedno uzależnienie na drugie, zamiast ćpieć zbieraj znaczki i stopniowo spuszczaj powietrze. Mła się tyż wydawa że na depresję to akurat za dobry sposób nie będzie, bo taki człowiek jest potwornie naładowany emocjami, nawet jeżeli się wszystkim dookoła wydawa że on spokojny jak woda podczas flauty. Dlatego mła tak podkreślała to co napisała Marylka, jak ważne są rzeczy drobne, niby codzienne obowiązki, zmuszenie się do zagadania do somsiada, choćby to tylko było "Ale Pan się dzisiaj spieszy", pomyślenie o innych czyli zejście z tego ja i reszta świata. Życie składa się z drobiazgów więc składanie siebie na nowo z takich codziennostek wydawa się mła logiczne. Człowiek jest stadny, depresje to taki stan wyobcowania i nigdzie nie pasowania. Można być wyobcowanym wewnętrznie i sprawiać wrażenie głęboko zaangażowanego, taka zamiana siekierki na kijek to rzucanie się na innych coby o sobie nie myśleć. Z drobiazgami które człowiek składa tak się nie da, przeca nie żyje się tylko i wyłącznie życiem innych, ma się swoje życie. To o czym piszesz, takie czepianie się gorączkowe spraw innych niż własne to też jest forma wampiryzmu, żywi się taki człek problemami innych ludzi. A radykalny jest co cud.

      Usuń