wtorek, 30 lipca 2024

Miasto Ódź - Monopolis

Miasto moje czerwonoceglaste, inaczej jednak niż te miasta dawnych Prus, bliżej mu  do śląskich klimatów. To na Śląsku, tak jak w Łodzi, powstawały fabryczne osiedla.  Znaczy na Śląsku bardziej kopalniane niż fabryczne ale wiecie o co kaman. Z cegły wznoszono fabryki, z  cegły wznoszono familoki, fabrykanckie pałace i kamienice zasługiwały na tynki. Na fundamenty z prawdziwego zdarzenia zasługiwały nieliczne budynki. W mieście Odzi wznoszono niemal wszystko na patataj, wicie rozumicie, miało być szybko, tanio a jak się da to efektownie. Hym... miasto moje ceglastoczerwone  to prawdziwa królowa budowlanej tandety, konstrukcyjnie i estetycznie to odpowiednik glonojada z tipsami i tlenionymi kudłami.  Na szczęście miasta starzeją się  inaczej niż ludzie, czas dodaje im uroku a jego patyna nadaje szlachetny wygląd największym architektonicznym koszmarom. Podobno nawet brukselski Pałac Sprawiedliwości potrafi w niektórych wzbudzić zachwyt.  W mieście Odzi patyna czasu bywa jednak niekiedy tak ciężka i szczelnie pokrywająca że bardzo trudno zobaczyć co się pod nią kryje. Najczęściej  wzrok napotyka ruinę. No cóż, tak się jakoś zawsze działo że kasa z naszego miasteczka była potrzebna innym. Najsampierw budowaliśmy Petersburg, potem II Rzeczpospolitą, potem odbudowywaliśmy stolicę. Jak  miasto Ódź zapadło na bidę to Petersburg nie wspomógł, Rzeczpospolita udawała że nie widzi a stolica miała wylane, w związku z czym postanowiliśmy żerować na Unii. Nawet nieźle nam idzie, znaczy kombinujemy tak żeby za rękę nie złapali a jak się cóś przykrego zdarzy to będziemy wrzeszczeć że my  zaniedbani i z tego zaniedbania nam się zdarzyło.

No bo fakt, jesteśmy ciężko zaniedbani. Posiadamy od  cholery starych fabryk, które są zabytkami, niespecjalnie dużo kasy i tyle o ile pomysłów co z tym wszystkim starym robić. Kombinujemy,  raz wychodzi lepiej, raz gorzej ale powolutku sobie te nasze starocie restaurujemy i zamieniamy w coś inszego. Mła wam dziś pokaże taką właśnie zamianę. Miejsce ma przyjemną historię, bowiem było olbrzymią gorzelnią. Duch w nim czyli spirytus był produkowany. Był to trzeci pod względem wielkości kompleks fabryczny w Łodzi, zaraz po olbrzymich zakładach Karola Scheiblera oraz potężnej fabryce Izraela Poznańskiego, dziś przerobionej na kompleks handlowo - rozrywkowy  Manufaktura. Historia alkoholowego  biznesu rozpoczęła się dość późno, w 1896 roku  rosyjskie Ministerstwo Skarbu kupiło od łódzkiego magistratu i prywatnego właściciela odpowiedni teren. W ciągu czterech lat wybudowano tam  kompleks fabryczny, prawdziwie po łódzku - duuużo czerwonej cegły. Fabrykę zaprojektował w modnym wówczas w mieście Odzi  neogotyckim stylu,  Franciszek  Chełmiński. Hym... styl  gotycki  kojarzy się z uduchowieniem, w sam raz pasował do wyrobu spirytusu.  Na terenie zakładu znajdowały się: budynek filtracji i zmiękczania, budynek laboratorium i morsowni, budynek przepompowni spirytusu, magazyn ze zbiornikami spirytusu oraz magazyn spirytusu i denaturatu. Prawdziwa fabryka uduchowienia. Jakby było mało tej radości alkohol nie byl jedyną używką, którą w tym zakładzie produkowano.

Po wybuchu pierwszej wojny światowej fabryka spirytualiów została oddana magistratowi, który  do produkcji  wódki dołączył przerób  tytoniu. Żeby nie było że tylko nieobyczajność radzie miejskie w głowach, w części budynków postanowiono urządzić społecznie przydatne instytucję: szkołę,  przytułek dla żebraków i prosektorium. Jak widzicie łódzcy uczniowie uczyli się życia solidnie, magistrat zadbał o odpowiednie sąsiedztwo.  W 1920 roku przekazano kompleks fabryczny Skarbowi Państwa naszej Rzeczypospolitej.  Skarb Państwa uznał że dosyć tego dobrego  i w roku 1927 przeniósł na ulicę Kopernika produkcję tytoniu. Fabryka została przemianowana na  Państwową Wytwórnię Wódek nr 14,  podlegała centrali, znaczy Dyrekcji Monopolu Spirytusowego w Warszawie. W trakcie II wojny światowej alkoholu produkowano bardzo mało ale za to składowano w fabrycznych budynkach tzw.  sorty  dla Wehrmachtu. W czasach PRL wznowiono produkcję alkoholu oraz octu.  Od  1963 obok spirytusu i denaturatu wyrabiano wódki czyste i gatunkowe, w latach 70  XX wieku produkowano  22 produkty "klasy światowej". W 2007 roku zakład Polmosu postawiono w stan likwidacji, takie czasy nastali że gorzelnie w Polsce szlag zaczął trafiać. Z budynkami zakładowymi  nie bardzo wiadomo było co robić, bowiem cały zespół fabryczny został wpisany do rejestru zabytków. Wicie rozumicie, groza dla dewelopera. W 2013 roku właścicielem kompleksu została firma Virako, która rok później ogłosiła że wybuduje centrum usługowe o  nazwie Monopolis.

Oczywiście za powstaniem Monopolis stał sukces Manufaktury, uznano że drugie takie centrum przyda się miastu.  No i tak budynek filtracji i zmiękczania, budynek laboratorium i morsowni, budynek przepompowni spirytusu, magazyn ze zbiornikami spirytusu oraz magazyn spirytusu i denaturatu zamieniły się w  muzeum produkcji wódki, knajpki, restauracje i kawiarnie, przedszkole i plac zabaw, świetlicę środowiskową dla dzieci z kinem i miejscem na zajęcia dydaktyczne, prywatny teatr, galerię miejską i siłownię z basenem. Jakby dla dodania splendoru od strony alei Piłsudskiego dodano dwa wieżowce a w jednym z nich rozsiadła się część naszego MSZu, a konkretnie to ta, która tak się wsławiła wydawaniem wiz. Dodajcie do tego jeszcze parkingi, postoje rowerowe i sporo ławek. Rewitalizowany kompleks został zdobywcą prestiżowej nagrody w międzynarodowym konkursie MIPIM Awards 2020, takiego architektonicznego Oskara, w kategorii najlepszy obiekt wielofunkcyjny.

W Monopolis mła najbardziej fascynuje przedpołudniowa i wczesnopopołudniowa pustka i klimacik jak z obrazów Chirico. Monopolis ożywa wieczorem, jakoś nie widziałam tam nigdy tych przedszkolaków. Za to widziałam nie schowane na zimę donice z palmami. W lutym te rośliny wyglądały bardzo, ale to bardzo smętnie. Szczerze pisząc myślałam że już po nich. A teraz proszę jaki siurprajz, wypuściły liście i wygląda na to że mają się całkiem nieźle. Duch miejsca chyba nie zniknął, mła ma takie wrażenie jakby cóś nietrzeźwa była kiedy sobie uświadamia że w mieście Odzi palmy przetrwały zimę! Od razu się nadymam prowincjonalną dumą, wiecie - w Wawce mieli tylko sztucznidło. Mla widzi że okolica dostosowuje się do Monopolis, budynek naprzeciwko to taka hybryda typowa  dla miasta Odzi, dużo nowego z wbudowanym starym.

sobota, 27 lipca 2024

Miasto Ódź - przebieżka

Upał upałem a swoje robić trzeba, znaczy  mła musiała zaliczyć  miasto. Wicie rozumicie, czym jest obecnie odbębnić wizytę w śródmieściu wie tylko ten kto sam doświadczył upały w naszym rozkopanym do niemożliwości grajdołku. Tak, tak, grajdołku bo nazwa miasta nie wywodzi się wcale od nazwy tych paru dech  skleconych wzdłuż stępki, nic z tych rzeczy. Łodzia  w języku staropolskim oznaczało wgłębienie, także w gruncie. Jakby Was któś kiedyś usiłował przekonać że to  od szlacheckiego nazwiska Łodzic albo od rzeki Łódki ukuto nazwę młowego grodu to spokojnie  każcie spadać na dżefo, nie ma takiej opcji. Sędziwój, nasz najstarszy herbowy,  pisał się w roku 1270 "z Łodzi" ( zatem od  miejscowości ukuto  nazwisko ),  zaś rzeka  Łódka   swoją nazwę nabyła od miasta Łódź, do XIX wieku bowiem zwano tę rzeczkę Ostrogą, bądź Staromiejską. Najstarsza część  Łodzi, ta dawna wiocha leżąca w granicach księstwa łęczyckiego, była tak usytuowana że żaden z cieków w jej pobliżu  nie nadawał się spławiania jakiejkolwiek łódki. Owszem, rzeczek i strumieni było wokół naprawdę sporo, tak jak i bagienek i uroczysk  a po środku tej bagnistej krainy było sobie miejsce, w miarę suche, co niby jest dość dziwne,  bo to niecka w gruncie.  W gruncie rzeczy nie aż tak dziwne, rzeczka  Łódka, przepływająca najbliżej wiochy a potem miasta Łódź, to prawdziwy wodny potwór - jej opis z roku 1860 nie zostawia w tej kwestii żadnych wątpliwości - dwa metry w najszerszym miejscu, trzydzieści centymetrów w najgłębszym. No i spróbuj zbudować tu bulwar! Bezczelnie wylewającą Łódkę ujarzmiły farbiarnie i przędzalnie pospołu z młynami,  bulwarów się nie dorobiliśmy za to główny trakt do Piotrkowa Trybunalskiego  przerobiliśmy na reprezentacyjną ulicę naszego miasta.  Mła kiedyś tam przedstawiała Wam różne takie i takie  widoczki z Piotrkowskiej, zwanej Pietryną. Był nawet fotoreportażyk z jednego z podwórek zamienionego na pasaż.

Teraz mła Wam pokaże okolice tzw. Stajni Jednorożca. To dworzec przesiadkowy na skrzyżowaniu alei Adama Mickiewicza i Piotrkowskiej. Konstrukcja nieco irracjonalna, na którą straszliwie źle reagują miłośnicy brutalistycznej architektury. No bo to wszystko nie tak, konkurs nie taki, "to coś' nie takie, bo żadnego porządnego betonu tylko plastik, membrany z jakichś zdziwnych włókien i konstrukcja z metalu. Insi stwierdzili że ani  to proste ani to eleganckie. Słowem nic ładnego dla znawców. Autorem zadaszenia dworca tramwajowego jest architekt Jan Gałecki, który przy projektowaniu konstrukcji inspirował się secesyjną arrchitekturą, która ma w mieście niezłą reprezentację. Jeden z najładniejszych secesyjnych budynków znajduje sie tuż przy Stajni Jednorożca, to urocza kamienica z 1902 roku zaprojektowana przez Gustawa Landau - Gutentegera dla Zygmunta Deutschmana.  Stajnia  Jednorożca zajmuje   jedną przecznicę alei  Adama Mickiewicza, ciągnie się od ulicy Piotrkowskiej aż do alei Tadeusza Kościuszki, przy której stoi wspomniany przez mła budynek kamienicy Deutschmana.  Wiata, będąca zadaszeniem czterech peronów dworca, przykryta jest  dachem z  przezroczystej membrany EFTE w kolorach: niebieskim, żółtym, fioletowym i czerwonym, związanych z kolorami nowego logo Łodzi. Boczne ściany wykonane są z plastiku i membrany przezroczystej. Pierwotnie myślano o szkle ale zrezygnowano z tego tworzywa ze względów bezpieczeństwa. Zadaszenie wyprodukowano w Japonii, tworzywo o łącznej powierzchni 3000 metrów kwadratowych  zostało zabarwione we Włoszech. Nasz kontrowersyjny dworzec przesiadkowy  największy na świecie dach budynku wykonany w tej technologii. Łodzianie uznali bezguście za swoje, dorobili mu odpowiednią  nazwę i  złośliwie postawili w  nieopodal w 2019 roku Pomnik Jednorożca, autorstwa japońskiego rzeźbiarza Tomohiro Inaby.  No może nie mamy bulwarów ale stajenkę to sobie odtentegowaliśmy.

Od Stajni Jednorożca wiele osób zaczyna zwiedzanie  miasta Odzi, od rogu alei Adama Mickiewicza zaczyna się bowiem ta turystyczna część Piotrkowskiej. Taka imprezowa, gdzie człowiek wręcz się potyka o restauracyjne i kawiarniane ogródki. Ta turystyczna Piotrkowska kończy się placem Wolności (  Piotrkowska biegnie od Placu Wolności do Placu Niepodległości, cud że po drodze nie ma jakiegoś Placu Niezawisłości, Pasażu Niezależności czy Ronda Ty Mi Tu Nie Będziesz Mówił ) na którym stoi dość okrutny pomnik Tadeusza Kościuszki, ulubionego bohatera narodowego  odzian (drugim jest Józef Piłsudski) . Róg Mickiewicza i Piotrkowskiej to takie miejsce gdzie  to co w  mieście Odzi stare ( Piotrkowska z jej w większości  XIX wieczną zabudową ) spotyka się z tym co nowe ( Aleje Mickiewicza zabudowane są po większości konstrukcjami z XX i XXI wieku ). Takie skrzyżowanie dwóch światów.

Mła sfociła dla Was króciutki odcinek Pietryny, taki od  Roosevelta, przez ulicę Nawrot i Off Piotrkowska.  Mła się  akurat tam kręciła bo tam miała załatwianie spraw. Na początek mła Wam wklei fotki kamienicy  firmy "Krusche - Ender", stojącej pod nr  – 143. To kamienica wzniesiona wg. projektu Dawida Lande w latach 1898 -1899, pierwotnie jako dwupiętrowy budynek. Prace budowlane prowadziło znane łódzkie przedsiębiorstwo "Wende i Zarske". W latach 1923 -1924 kamienica została podwyższona o dwa piętra, prawdopodobnie również według projektu Dawida Lande. Podczas przebudowy zamalowano polichromię, którą odsłonięto w roku dopiero w roku1996 podczas renowacji budynku. Charakterystyczne polichromie określano swego czasu mianem  modernistycznych, dla mła to secesyjne malowanie na eklektycznym budynku. Na kamienicznych  ścianach jedne z najładniejszych  łódzkich smoków.

Na fotkach powyżej możecie oblookać mozaikowy fryz na pałacu Juliusza Kindermanna, budynku wzniesionego w 1907 roku wg. projektu wiedeńskiego architekta Karla Seidla, oraz jego łódzkiego kolegi, wspomnianego już Gustawa Landau - Gutentegera. Mozaikę przedstawiającą alegorię handlu bawełną, od zbioru po jej załadunek na statek żaglowy w porcie weneckim, zaprojektował Alois Hans Schram a w 1909 wykonał zakład w Murano,  należący do spadkobierców odnowiciela techniki mozaiki weneckiej w nowożytnej Europie, Antonia Salviatiego. Tę urodność można zobaczyć pod numerem 137/139.  Za to pod  numerem 149 można zawiesić oko na cud urody sztukateriach kamienicy Jana Traugotta Lehmana, zbudowanej wg projektu Hilarego Majewskiego w 1881 roku.  Tak po prawdzie to dziełem  Majewskiego była znajdująca się w podwórzu dwupiętrowa tkalnia wyrobów wełnianych, pierwszy murowany budynek na posesji.  W miejscu parterowego drewniaka, dość typowego dla Łodzi  budynku,  wzniesiono trzypiętrową kamienicę frontową. według projektu z 1896 roku.

Na fotce powyżej widzicie wykusz nad wejściem do kamienicy znajdującej się pod numerem 125.  To kamienica zbudowana dla Heleny i Edwarda Heimanów.  Dwupiętrowa kamienica frontowa została wystawiona około roku 1893, trzecie piętro  dobudowano gdzieś tak koło roku 1897. Fotka poniżej to budynek znajdujący  się przy ulicy Henryka Sienkiewicza pod numerem 52. Tak naprawdę to budynek narożny, stoi zarówno przy ulicy Sienkiewicza jak i Nawrot pod numerem 17. Budowa obiektu rozpoczęła  się w 1912 roku a zakończyła w roku 1913. Kamienica wybudowana została  dla Chanane i Mindla Brzezińskich oraz Rimena i Ruchli Kapelusznik.Twórcą jej projektu był Lew Doński. Mła z radochą zobaczyła że elewacja kamienicy została wyremontowana, niestety z przykrością stwierdziła że  zniknął sklep papierniczy, który działał tam od niepamiętnych lat. Zawsze był świetnie zaopatrzony, nawet w czasach kryzysowej komuny. Ech...

A teraz pokażę  Wam wspomnianą  wcześniej perełkę łódzkiej secesji, kamienicę  Deutschmana. Architekta już  znacie, datę powstania budynku również.  Kamienica znajduje się przy alei Tadeusza Kościuszki 93. Kamienica wzniesiona była  jako czterokondygnacyjny luksusowy dom o mieszkaniach z wysokim standardem. Oczywiście wysokim jak na rok 1902. Budynek powstawał w dwóch fazach, część frontowa, została wzniesiona dla Zygmunta  Deutschmana, który budynek wraz z parcelą sprzedał małżeństwu Matyldzie i Stanisławowi Heimannom. W roku 1912 rozpoczęto rozbudowę w kierunku północnym. Dobudowano połowę kamienicy. Nad rozbudową czuwał architekt Romuald Miller. Pierwotny budynek, ten z 1902 roku, był kamienicą sześcioosiową. Wejście na teren posesji znajdowało się wówczas z boku budynku. Dlaczego Deutschman nie wybudował od razu całej kamienicy? Żeby wybudować tak dużą kamienicę jak to było pierwotnie zaplanowane trzeba było sporej kasy, Deutschman najwyraźniej się przeliczył,  zdarzało się to lodzermenschom wcale nie tak rzadko. W czasie rozbudowy w 1912 powtórzono rozwiązanie kompozycyjne fasady z części budynku wzniesionej wcześniej. Jest ona także sześcioosiowa, posiada identyczne wykuszem i okna. Na fasadę nałożono dekorację o motywach roślinnych, wg. tej, która znajdowała się na wcześniej wzniesionej części budynku.

Co prawda nie wiemy czy pierwotna dekoracja została wykonana ściśle wg. projektu ale ponoć ta powtórzona to za to była wobec tej pierwszej wiernością nad wiernościami. No i tak po fasadzie kamienicy wiją się secesyjne  łodygi,  rozwijają się na niej pąki liści i  kwiatów, owoce,  jodłowe  i piniowe igły i szyszki, liście kasztanowca i bluszczu,  owoce winorośli, kwiaty słoneczników, róż, maków. Jakby tego było mało fasadę frontowa urozmaicona jest poprzez  wprowadzony kontrast ciemnej, mocno wypalonej cegły, z szarym chropowatym oraz gładkim jasnym tynkiem. Dwie bramy wejściowe i jedna główna  wjazdowa są asymetrycznie umieszczone. Ponad  wejściami umieszczono nerkowate okna. W narożach bramy straszą dwa  średnio straszne maszkarony. Detal jest secesyjny do bólu. Kamienica posiada trzy oficyny, dziedziniec z małym zieleńcem zamyka od strony zachodniej równoległy do części frontowej murowany jednopiętrowy budynek, uroczy pawilon z wieżyczką.Wygląda nieco bajkowo wśród wysokich murów, taka fantazja kamienicznika, he, he, he.  Budynek  jest w trakcie rewitalizacji, tak się mła wydawa po oblookaniu bramy wjazdowej. Najwyższa pora, bo to jeden z ładniejszych budynków w mieście i czas żeby zalśnił pełnym blaskiem. No dobra, to by było na tyle tej krótkiej przebieżki, przy okazji załatwiania przez mła spraw. Mam nadzieję że czujecie się choć troszki dołodziowani.