czwartek, 2 października 2025

Liguria - przejazdem przez Rapallo i Santa Margherita

Mła napisze Wam teraz o dwóch miastach, których tak naprawdę nie widziała, zatrzymała się w nich tylko na króciutko, by przejść się uliczkami i zobaczyć jak wyglądają "tak po wierzchu". Hym... skoro ludzie po trzech godzinach pobytu w Wenecji robią wpisy na jej temat, to dlaczego mła by nie miała czegoś tam skrobnąć na temat małych, nadmorskich miasteczek? Dlaczego dwóch? Bo ubijcie mła ale ona nadal nie będzie  wiedziała gdzie zaczyna się Rapallo a kończy Santa Margherita! Jak dla mła to od Santa Margherita wzdłuż wybrzeża ciągnie się jedno wielkie miasto aż po Sestri Levante ( budynki w większych lub mniejszych skupiskach ). Dlatego mła wybrała punkty orientacyjne, wokół których, jak uważa ( nie wiem czy słusznie ) rozciąga się to a nie inne miasteczko. Koło Castello sul Mare, XVI wiecznej twierdzy obronnej, zbudowanej w celu ochrony miasta przed piratami, leży Rapallo. Z hotelem Exelsior, willami i wysokimi kamienicami typowymi dla okolic Genui. Do Rapallo  raz na bardzo poważnie zawitała historia, w 1922 roku podpisano tu tzw. Układ z Rapallo. Korzystny dla ZSRR i Republiki Weimarskiej, dla nas długofalowo bardzo niekorzystny. Jakby kto nie wiedział to informuję - potęga niemieckiej armii pancernej, która rozbiła naszą armię w 1939 roku powstała na radzieckich poligonach. Tak, tak, to była długa i owocna dla obu stron współpraca. Pakt Ribbentrop  - Mołotow, wraz z tajnym protokołem, to tylko wisienka na torcie. Włochom nieco wcześniejsze traktaty z Rapallo, te z 1920 roku, zawarte między Włochami a Królestwem Serbów, Chorwatów i Słoweńców, też się źle kojarzą. Stracili wówczas część Dalmacji, całą Istrię wraz z Triestem.

Santa Margherita nie przywodzi na myśl żadnych smutności. Miasteczko rozciąga się na zachód od Rapallo, tuż u nasady półwyspu w którym ukryta jest wioszczyna Portofino. W miejscowości jest castello podobne do tego w Rapallo, zbudowane  zdaje się w tym samym czasie i w tym samym celu. Tak naprawdę miasto istnieje od niedawna, po prostu połączono istniejące tu wcześniej mniejsze miejscowości, które i owszem miały ponoć antyczny rodowód. Ponoć, bo tak do końca to nie udowodniono. Wiadomo jedynie że miasto zwane Pescino, zostało w roku 641 spustoszone przez Longobardów a w X wieku to co odbudowano zniszczyli Saraceni. Dla mła ciekawe były w Santa Margerita domy genueńskie, te prawieżowce, pięcio - sześciopiętrowe wysokie i wąskie domiszcza. To one czynią miasta liguryjskie tak specyficznymi. Bardzo znaną atrakcją jest Abazzia della Cervara, opactwo położone w połowie drogi między Santa Margherita a Portofino. Turyści przyjeżdżają tu też dla kompleksu willowego Villa Durazzo, budynku z XVI wieku i ogrodu z wieku XVII. Na mła największe wrażenie wywarło jednak nie centrum Santa Margherita a urocza dzielnica tego miasteczka, Praggi. Położona nad zatoką o tej samej nazwie, której wody są krystalicznie czyste, dzięki skalistemu podłożu. Po prostu cud, miód i malina. Niestety mła nie zrobiła tam żadnych fot, była zbyt skoncentrowana na szukaniu miejsca do parkowania. Dwie foty zrobiła za to z Nozarego, innej dzielnicy Santa Margherita. Takie perspektywy. No i to by było na tyle.

12 komentarzy:

  1. Tylko tyle, ale pieknie😃
    Szukanie parkingu bardzo stresującą czynnością jest.
    Ach jak mi sie zachciało gdzieś pojechać w siną dal, a tu zapowiadane są deszcze i pewnie weekend przesiedzimy w chalupie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Parkowanie samochodu na riwierze włoskiej to coś jak sport ekstremalny. Szczęście że to nie był wysoki sezon. Koszty parkingu różniste ale tanio jak barszcz nigdy nie było. No i były ekscesy, Jądrzeja trzeba pilnować, bo gubi kwity, co nieodmiennie prowadzi do wypominków Dżizaasa na temat Jądrzejowej komórki utopionej na amen w weneckim kanale. Ustalono raz na zawsze że kwity należy oddawać Mamelonowi, jako najbardziej odpowiedzialnej z naszej grupki.
      Jeśli chodzi o weekendowy deszcz to pomyśl o podlewaniu grzybków, przyda się. Mła coś wklei rozgrzewającego w weekend, tak dla pokrzepienia serc.

      Usuń
    2. He,he, dobrze , że już ustalone kto głównym kwitowym jest😃😃
      Jeden topi teliefona w kanale, a kto inny obrączkie w płytkiej wioskowej rzeczce. Tak powstają rodzinne anegdotki!
      O grzybkach nie myślę, tutaj się nie trafiają, choć lasy dookoła.

      Usuń
    3. U nas grzybki niby so, z tego jakieś 75% robaczywe. Dżdżu czeba. Z Dżizaasem doszłyśmy do wniosku że chłopy w naszej rodzinie to jakoś tak się mentalnie zatrzymują w wieku 9 lat i pół. ;-D

      Usuń
  2. Czasami warto zatrzymać się w miasteczku napotkanym choć na chwilę. Trochę pooddychać jego powietrzem, trochę wchłonąć atmosfery, posłuchać jego dźwięków. Będąc we Włoszech też tak robiliśmy, choć na gelato, choć na kawusię i popatrzeć na wodę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze się po mieścinach telepiemy jak czas nie goni. Jądrzej jest z tych co nie lubią jazdy autostradą, bo nudno. On z tych co to trasy widokowe i wściekle zakręty. Z Mamelonem u boku, w roki Anioła Stróża, he, he, he. Mamelon przejęta misją pilnowania Jądrzeja na krętych drożynach zapomina o chorobie lokomocyjnej, co jest cool. Środki na jazdę do Rygi bierze już tylko na wodzie. Jak się tak jeździ to trafia się do naprawdę zdziwnych miejsc. Jadąc do Genui, pojechaliśmy nie nadmorską trasą Aurelia, tylko doliną w interiorze. To zupełnie inna Liguria, dzikawa. Jej miasteczka, czy raczej wioski, to osobny świat. Cóś to przypomina nasze Podkarpacie. Dają świetnie jeść.

      Usuń
  3. Hello,
    Great pictures.
    A wonderful area with a wonderful view.
    And nice to see all human in their daily life.

    Many greetings,
    Marco

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thank you, although your praise of my photography skills is exaggerated. I know I don't take good photos, technically speaking, they're poor, but I love taking photos so much, I can't help myself. ;-D
      Tabs.

      Usuń
  4. Taka pocztówka wpisowa też fajna. Z dzikawego podkarpacia też cos pokażesz? Z dawnego pobytu we Włoszech utrwaliło mi sie na mur ze widziane nieliczne miasta mają swój własny indywidualny koloryt, zależny od budulca. Skojarzenia budziły u mnie różne, czasem nonsensowne i niestosowne. Bolonia np, przez powszechną od poczatku istnienia czerwoną cegłę (zbrązowiałą z uplywem stuleci, z rzadka delikatnie zzieleniałą, wyraziscie ceglastą w nowszych budowlach) i o wiele rzadszy bialy marmur, budzila skojarzenia takie mięsne, no miasto z wolowiny, a przecież piękne i klimatyczne. Te liguryjskie miasteczka to jak stosy makaronikow, pastelowe. Nie zawsze skojarzenia mam kulinarne, ale bywa. Czy w genueńskich kamienicach są podcienia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, każda prowincja ma swój koloryt, co najbardziej widoczne jest w dużych miastach. Co do podcieni to mła tak sobie myśli że one są głównie w budynkach nowszych, a jeżeli się pojawiają w naprawdę starych liguryjskich miasteczkach, to budynki są niższe. W naprawdę wysokich starych budynkach w Genui, mła podcieni nie widziała. Galerie podcieni były w tej XIX wiecznej części. Za to Chiavari to prawdziwe miasto podcieni, gdyby nie coolor to jak w Bolonii. Mła zrobi następny wpis podróżniczy o tym miasteczku i postara się wkleić maksymalną ilość fot, zobaczysz jak to wygląda. Zdaniem mła te fragmenty z podcieniami to raczej przypominają ulice południowej Lombardii, mniej liguryjsko, bo budowane szerzej i niżej. W dzikim liguryjskim Podkarpaciu lało, fot niet, bo musiałabym mieć aparat do zdjęć podwodnych. ;-D

      Usuń
  5. great post, do you want to follow each other?
    https://fashionrecommendationss.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń