czwartek, 16 października 2014

'Mrs. John Laing' - moja pierwsza "prawdziwa" róża remontanka

 Dawno, dawno temu, w zamierzchłych czasach przedogrodowych myślałam że każda róża powtarzająca kwitnienie to remontanka. No niby w zasadzie tak jest ale najczęściej pod tę nazwę rosomanes podpinają grupę zwaną w języku nam obcym, hybrid perpetual. Róże remontanki to mieszańce  powstałe w połowie  XIX stulecia, pierwsza z nich 'Princesse Helene' Laffaya "urodziła" się 1837 roku. Przełomem było jednak pojawienie się odmiany  'La Reine' tego samego  hodowcy w 1842 roku ( w handlu w 1844 roku ). Przyjmuje się że Laffay wyhodował do 1843 roku  osiemnaście hybryd  nowej grupy róż otrzymanej ze skrzyżowania hybryd róży chińskiej ( głównie samozapylenia  róż z  grupy Bourbon i  róży galijskiej ) z różami portlandzkimi. Była to całkiem inna różana bajka niż do tej pory  bywało, rozpoczęła się droga ku  dzisiejszym nowoczesnym różom. Kwiaty róż remontanek nie bardzo przypominały różane  kwiaty starszych europejskich grup róż.  Pierwsze remontanki nie różniły się jeszcze tak mocno od dawnych  krewniaczek ale im dalej w las  tym więcej drzew - inne róże, inne  problemy, inna hodowla a co za tym idzie,  inne rosaria  i  w ogóle możliwości wykorzystania powtarzających  kwitnienie  krzewów  różanych.
'Mrs. John  Laing' to jedna z późniejszych remontanek, została wyhodowana przez Henry Benneta w roku 1885.  Do handlu wprowadzono ją w roku 1887. Nazwana została na cześć pani Laing, małżonki znanego londyńskiego ogrodnika  Johna  Laing ( i stąd  u mnie ta róża nosi ksywkę "Pani  Laingowej" ).  Henry Bennet był jednym z pierwszych angielskich wielkich hodowców róż, postacią dość  nietuzinkową bo w nieciekawej epoce  "dzikiego kapitalizmu" kombinował jakby tu  wyżyć z uprawy krzewu, który  kojarzył się raczej z rośliną  dla tej "lepszej", części społeczeństwa. Zaczynał jako zwykły  farmer, skończył  jako jeden z najbardziej szanowanych hodowców róż  na świecie.  Za sukcesem Benneta  być może stało przekonanie  że róże to  nie tylko  krzewy dla  elit, róże powinny znaleźć się w każdym angielskim ogrodzie  ( a już taka  'His Majesty' to obowiązkowo, he, he ).

 Niewątpliwie największe różane  dzieło  Benneta, odmiana  'Mrs. John Laing' przypomina  już  mocno nowoczesne róże, to znaczy budowę kwiatów ma zbliżoną do mieszańców herbatnich ( choć moim zdaniem zdecydowanie bardziej podobna jest do budowy róż z grupy  floribunda ). Kwiaty są  duże, średnica  kwiatu to ok.  12 cm.  W początkowej fazie kwitnienia lekko  kuliste, co zawdzięczają  dużej  ilości płatków. Na szczęście pokrój krzewu  mieszańców  herbatnich  nie przypomina - 'Mrs. John Laing'  dorasta w optymalnych warunkach do  niemal  dwóch metrów, ale wszystkie egzemplarze które widziałam "żywcem" dochodziły  tak do półtora metra i to zdaje się  był absolutny max. Pewno warunki nie były tak całkiem  optymalne, he, he. Poza tym tę różę przycina się wiosną dość silnie, pędy  po przycięciu  powinny mieć od  40  do  60 cm  wysokości. W chłodniejszym  klimacie krzew nie zawsze "nadrobi" wzrost. Krzewy tej odmiany  róży  nie są  zbyt  szerokie, to może  być zarówno wadą, jak i zaletą - wszystko zależy od  tego w jaki sposób zamierzamy tę  różę  potraktować na rabacie. Dla zwolenników rabat mieszanych, nie najszerszy pokrój  krzewu bywa właśnie tym "o co chodziło". Mrozoodporność odmiany nie jest z tych najgorszych, ale w zimniejszych regionach lepiej tę różę kopczykować na zimę. Należy pamiętać  że National Rose Society Gold Medal  to przyznano  'Mrs. John Laing' w 1885 roku, czyli w czasach kiedy  podatność  liści na chroby  grzybowe  nie była czynnikiem dyskwalifikującym roślinę jako  pretendentkę  do nagród. Ja mam w wypadku "Pani Laingowej" nie najlepsze  doświadczenia z grzybkami.  Wystarczy  trochę wilgotniejsze lato i te śliczne jasnozielone liście paskudnieją. No  nie jest  to róża bezproblemowa. Za to zapach,  dobre powtórne  kwitnienie,  nasycona barwa  płatków ( przekwitanie  "Pani Laingowej" nie jest aż tak tragicznie paskudne jak to bywa w  niektórych różanych wypadkach ) i niemal bezkolcowość  pędów wynagradzają niedostatki zdrowia. Czasem ta róża potrzebuje dwóch albo nawet  trzech sezonów żeby dobrze się rozwinąć, ale ja mam  z nią podobne doświadczenia  jak  Ania DS - w Alcatrazie na średniej  jakości  glebie róża "zaskoczyła"  już w pierwszym sezonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz