niedziela, 2 listopada 2014

Chryzantemy wyzwolone ( z cmentarnych okowów )



Dzień Zaduszny czyli prawdziwe święto zmarłych a nie tylko tych uświęconych przez Kościół  Katolicki. Niedziela  więc  grobing trwa w najlepsze, Polacy zwyczaj odwiedzania mogiłek traktują  poważnie. Wczorajszego wieczoru wysłuchałam opowieści  Małgoś Sąsiadki o tym jak obchodzono listopadowe święta przed wojną. W małgosinych  okolicach było na ogół bardzo skromnie, na świeże  kwiaty układane na grobach mało kogo było stać. Mogiłki ubierano głównie świerczyną  i jedliną na której  układano "artystycznie" szyszki. Najważniejsze było światełko dla zmarłych, w tym dniu na żaden grób nie mógł być  go pozbawiony. Światełko należało się każdemu, wszak śmierć zmywała wszelkie  grzechy wobec ludzkiej wspólnoty i Najwyższego. Chryzantemy na grobach to sprawa późniejsza, powojenna. To wtedy nastapiło ich "ucmentarnienie".  Przed drugą wojną  chryzantemy jeszcze nie były tak mocno związane z cmentarnym świętowaniem,  "w kryształowym wazonie" stały sobie "na fortepianie". W starym tangu, nagranym ledwie parę dni przed wybuchem wojny, chryzantemy  to kwiaty kojarzone z nostalgią  ale jeszcze nie tak jednoznacznie mogiłkowe. Właściwie to miały  pozytywne moce, wszak miały  koić  "smutek i żal".
Od paru lat, na szczęście wracają do łask zarówno ogrodników jak i miłośników kwiatów ciętych. No i bardzo dobrze bo  to przepiękne kwiaty, jedne z moich ulubionych.  Kocham  gorzki zapach chryzantem, ich niesamowitą długość kwitnienia, mnogość kształtów i rozpiętość  wielkości  kwiatów. Zasługują jak najbardziej na poczesne miejsce w ogrodach i w domowych pieleszach.  Na  rabaty i do kryształowego wazonu z nimi!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz