niedziela, 8 listopada 2015

Wilanowskie ogrody - ogród różany, ogród przy Pomarańczarni, park angielski


Trochę historii 

Za króla Jana III ogrody ozdobne były znacznie mniejsze niż w tej chwili, obecne ogrody od strony północnej i południowej fasady miały zupełnie inną funkcję. Niedaleko folwarku położonego na południe od pałacu, znajdował się ogród użytkowy. Usypano w nim tzw. Górę Bachusową, sztuczne wzniesienie obsadzono winoroślą a tzw. wisienkę  stanowił posąg Bachusa, boga radości życia i "cielesności", którego atrybutem była winorośl ( Bachus z grecka zwany Dionizosem miał w opiece winnice, których produkt podstawowy przenosił człowieka w świat bogów ). W obrębie ogrodu wzniesiono budynki ogrodowe, oprócz domku ogrodnika znajdowała się tam  pomarańczarnia i figarnia. W obrębie folwarku z kolei znajdowała się tzw. holendernia, budynki gospodarcze i dom podstarościego. Za czasów Sieniawskiej ogród wzbogacił się o nową pomarańczarnię, wzniesioną w latach 1720 - 1726 przez Józefa Fontanę wg. projektu Giovanniego Spazzia.
W czasie kiedy Wilanów należał do Czartoryskich i Lubomirskich, gdzieś tak w okolicach roku 1748 ( ze wskazaniem na datę przed tym rokiem ),  na północ od pałacu postawiono budynek wielkiej pomarańczarni,  zaprojektowanej najprawdopodobniej przez Jana Zygmunta Deybla, a pomiędzy nią a pałacem nowy ogród kwiatowy. W tym czasie w miejscu dawnego sadu i warzywnika, oraz wzdłuż skrzydeł bocznych pałacu "wyrosły" nowe pasma ozdobnego ogrodu o charakterze barokowym. Z kolei dawny ogród użytkowy, ten w południowej stronie rezydencji przy Górze Bachusowej, zamieniono na rokokowy ogród ozdobny, wypełniony strzyżonymi boskietami grabowymi i lipowymi, pełen zacisznych gabinecików z basenami, kamiennymi rzeźbami i ławkami. Na południowy wschód od tego ogrodowego rokoka, na terenie dawnego folwarku Sobieskiego powstał około roku 1784 całkiem nowy ogród -najmodniejszy z modnych, czyli krajobrazowy,  nieregularny i malowniczy. Nazwano go ogrodem angielsko - chińskim, choć ta chińszczyzna bya taka mocno europejska. Pełen krętych ścieżek, obsadzony bogato roślinnością ( drzewa i krzewy ), z obowiązkową kaskadką. Stworzył go Szymon Bogumił Zug, a jego projekty zrealizowali wilanowscy ogrodnicy - Gotfryd i Krystian Symonowie, oraz dwóch ogrodników z Mokotowa ( Mon coteau Izabeli Lubomirskiej też zaprojektował Zug ) - Jan Chrystian Schuch i Karol Barthel ( ten ostatni od 1797 roku przeszedł na stałe do prac w Wilanowie ). Bardzo duże zmiany zaszły też wówczas przy wjeździe do pałacu. Utworzono tam trójpromienny pęk alei schodzących się przy głównej bramie pałacowej oraz szpalery lipowe ( wielorzędowe ) wśród których wzniesiono budynki służbowe. Zaakcentowano centralność alei środkowej, osi całego założenia, biegnącej ku kanałowi.
Po wydarzeniach roku 1794 ogród był cieniem ogrodu  z czasów świetności. Zgroza i ból zęba, straty praktycznie nie do naprawienia. W tej sytuacji kolejny właściciel Wilanowa, Stanisław Kostka Potocki, całkowicie przebudował ogrody. Zniknęły bukszpanowe partery ogrodu barokowego, zniknął ogród rokokowy, położony za nim teren dawnego folwarku i ogród angielsko - chiński Zuga. Wszystko to przekomponowano w olbrzymi, kilkuhektarowy park w stylu angielskim. Poszerzono ten angielski ogród o tereny leżące po stronie północnej rezydencji, biegnące wzdłuż zachodniego brzegu Jeziora Wilanowskiego. W 1799 rozpoczęto pracę nad sypaniem grobli i utworzeniem sztucznej wyspy. Miała być ona pomostem łączącym kompozycyjnie ogród wilanowski z położonym po drugiej stronie jeziora Laskiem na Kępie, nazwanym później Morysinem ( na cześć wnuka Stanisława Kostki Potockiego, Maurycego czyli Morysia ).  W pozątkach XIX wieku wzniesiono na terenie ogrodów mnóstwo "romantycznych budowli" - altanę chińską, most rzymski, wzorowany na grobowcach antycznych pomnik bitwy raszyńskiej ( a we wsi postawiono nawiązującą do tych wszystkich "romantyczności" bramę w formie ruiny łuku rzymskiego ). Wszystkie te budowle powstały w latach 1806 - 1821, Nie tylko zresztą wznoszono nowe obiekty, przerabiano w duchu najnowszej mody  starsze budowle ( i tak holendernia w 1811 otrzymała nową neogotycką fasadę,  studnia wzniesiona w czasach Sieniawskiej otrzymała klasycystyczną formę a późnobarokowa oranżeria Deybla klasycystyczny portyk projektu Chrystiana Piotra Aignera ).
W roku 1801 w trakcie realizacji "nowych angielskich pomysłów" zlikwidowano barokowy podział dziedzińca na część gospodarczą i reprezentacyjną. Pojawił się owalny trawnik z grupą krzewów pośrodku i w narożnikach przy pałacu. W roku 1836 Aleksander Potocki ufundował monumentalny pomnik grobowy rodziców, smętno - romantyczny akcent projektu Henryka Marconiego ( nie ostatni, w 1840 zlecono Ludwikowi Kaufmanowi wykonanie dwóch gryfów ustawionych przy drodze pałacowej ).
W latach 1850 - 1855 Franciszek Maria Lanci, architekt zatrudniony przez Potockich,  przebudował część  i wzniósł trochę nowych budynków gospodarczych a także budowli ogrodowych. Na przedłużeniu skrzydła północnego pałacu pojawiła się kamienna pergola, a pomiędzy a oranżerią a figarnią romantyczna ceglana brama z treliażem. W latach 1855 - 1856 Bolesław Paweł Podczaszyński zaprojektował  przeróbkę ogrodu przy południowym skrzydle pałacu. Powstał tam ogród neorenesansowy, kwiatowy, z parterami z bukszpanu o geometrycznym ornamencie, fontanną, żelazną pergolą od strony wschodniej, z niskim murkiem z dekoracyjnymi wazonami pod kwiaty od strony południowej. Podczaszyński jest też autorem projektu fontann pałacowych na górnym tarasie ogrodowym i na dziedzińcu pałacowym. W celu zasilenia tych fontann w wodę Henryk Marconi wzniósł pseudośredniowieczny budynek pompy nad Jeziorem Wilanowskim ( zaprojektował go przybyły z Berlina inż Schramke ). Ogród otrzymał dodatkowy wystrój nawiązujący do baroku, dwa kamienne wazony i mnóstwo terracotty ( wazy i inne ustrojstwa ) sprowadzonej z Niemiec. Pierwsza połowa XX wieku była dla ogrodów wilanowskich kiepska, wojenne zniszczenia wręcz katastrofalne - drzewostan zniszczony w niektórych partiach ogrodu w 90%, budowle ogrodowe w stanie totalnej ruiny. Pełny,  kompleksowy zakres prac w ogrodach wilanowskich przeprowadzono dopiero w latach 1962 - 1967. Obecnie ogrody powoli odzyskują swój dawny  blask, prace muszą potrwać. Powierzchnia terenu objętego działaniami rewitalizacyjnymi jest ogromna, rewitalizacja zawsze nastręcza więcej problemów niż zakładanie czegoś nowego

Ogród różany

Różanka vel rozarium wywodzi się od średniowiecznych, mnisich ogrodów. Swoje wielkie chwile ogrody różane przezywały w XIX wieku. Głównie za sprawą ogrodów cesarzowej Józefiny w Malmaison, w Europie zapanowała wręcz moda na rozaria. W naszym, współczesnym odbiorze rozaria to typowe ogrody kolekcjonerskie, interesujące raczej  tzw. rosomanes a nie "normalnie ogrodujących". Typowy ogród różany z "tradycjami" wygląda tak: zespół rabat, najczęściej o regularnych, geometrycznych kształtach, na każdej rabacie uprawiane są róże dobrane tak, by zachować harmonię kolorystyczną kwiatów, pomiędzy rabatami umieszczane są pergole, łuki i trejaże po których pną się róże czepne. Jak ma być "po włosku" ( ulubiony styl XIX - wiecznych różanek ) na brzegach rabat sadzi się partery z bukszpanu. Cud, miód i malina w porze pierwszego  kwitnienia, potem bywa różnie, zwłaszcza jeżeli mamy do czynienia z nasadzeniami z róż historycznych. Wilanowski ogród różany znajduje się przy południowym skrzydle pałacu, w miejscu neorenesansowego ogrodu zaprojektowanego przez Podczaszyńskiego.

Założenie neorenesansowe pięknie odtworzone, jednak do samej różanej zawartości różanki mam spore zastrzeżenia. Jest podobnie jak z bylinami w ogrodzie barokowym, z tym że zarzuty są jednak cięższej wagi. Ja rozumiem wszystkie problemy typu dłuuuugie kwitnienie czy odporność na choroby ale zgrzyta mi widok nowoczesnych róż przy barokowym pałacu i w rewitalizowanym neorenesansowym XIX wiecznym ogrodzie. Sorry Gregory  to nie jest ta bajka. Może  jednak trzeba było pójść w bardziej tradycyjnym różanym kierunku a nie sadzić róże o kwiatach tego typu jak ta na fotce obok. To nie jest wystawa typu Chelsea gdzie prezentuje się najnowsze odmiany albo te najbardziej "pokupne" tylko odtworzenie XIX wiecznego założenia. Jest całkiem sporo odmian powtarzających kwitnienie zbliżonych kształtem kwiatów i pokrojem krzewów do róż historycznych. Jak dla mnie "pojechano po" ilości krzewów a nie zastanowiono się nad ich wpasowaniem  w ogród tak by wyglądało to stylowo ( czyli zgodnie z charakterem XIX wiecznych ogrodów różanych ). Nikt nie wsadza meblościanek z lat  siedemdziesiątych XX wieku do wilanowskich wnętrz, więc nie wiem dlaczego w ogrodzie muszą królować mieszańce herbatnie, najbardziej typowa grupa róż dla drugiej połowy XX wieku. Różanka mnie rozczarowała, o czym z przykrością piszę.



Ogród za pergolą i ogród przy Pomarańczarni

Ogrody przy północnym skrzydle pałacu, za kamienną pergolą projektu Lanciego dzielą się na ogród neobarokowy biegnący wzdłuż pałacowych murów i znajdujący się za grabowymi boskietami ogród przy pomarańczarni. Ten pierwszy łączy się naturalnie z odtworzonym barokowym założeniem ogrodowym górnego tarasu, ten drugi stanowi jakby odrębną całość. Ogród przy Pomarańczarni to typ tzw. sunken garden czyli ogród położony w zagłębieniu terenu (  w tłumaczeniu to jest zatopiony ogród  ). Taki typ regularnego w zarysie "wgłębionego"ogrodu stał się popularny w XIX wieku w Anglii ( kiedy Anglicy zachłysnęli się  wszelką sztuką Italii ), stamtąd wzięty wzorzec rozpowszechnił się w Europie i Ameryce.  Ogród przy Pomarańczarni jest jednopoziomowy, z dość typowym dla tego typu ogrodów basenem z fontanną pośrodku założenia ( taki  klasyczny angielski "pond"  z  wodotryskiem ). Na ścieżkach nadal nieszczęsny asfalt ale roślinna szata przysłania urodą tę asfaltową mizerię.






Muszę stwierdzić że ten ogród jest  jak dla mnie porównywalny jeśli chodzi o klasę z barokowym założeniem tarasów. Świetnie i stylowo obsadzony z wykorzystaniem roślin oranżeryjnych. sezonowo eksponowanych w donicach. Rabaty z roślin jednorocznych tuż przy Pomarańczarni nawiązywały do barokowych parterów kwiatowych. Ogród bardzo kolorowy, trochę w stylu "country",  przypominającym że Wilanów był podmiejską rezydencją. Za bardzo udaną uważam ziołowo - warzywną rabatę, przypomnienie że ta część założenia była niegdyś ogrodem użytkowym. Rośliny ciekawie zestawione, żadnych tam sztywnych podziałów na warzywka i ziółka, rabata zdecydowanie o charakterze ozdobnym, z jarmużem i boćwiną w rolach głównych.

Zapach bazylii i szałwii, niebiesko kwitnący łan powojnika Clematis heracleifolia, jaskrawe ale pięknie dobrane barwy cynii i aksamitków, oraz rzadko spotykanego w uprawie niecierpka gruczołowatego Impatiens glandulifera, heliotropu i innych długo kwitnących jednoroczniaków - miodzio! Rośliny o różnej wysokości, żadnych dywanów kwiatowych i "mozaik" typu "Witaj w Ciechocinku", rabaty przy Pomarańczarni sposobem sadzenia roślin ozdobnych przypominają czasy barokowego ogrodniczenia. Najmniej przemawiającą do mnie częścią nasadzeń jest ta przy basenie, dość jednolita. Gdyby nie ona, okrutne ławeczki, asfalcik, no i lekkie "trawnicze niedociągnięcia" ( nieco wyłysiały w niektórych partiach i zachwaszczony trawnik to nie jest  to ) to ten ogród mógłby robić jeszcze większe wrażenie. Nie wiem dlaczego jest takie pianie z zachwytu nad dość przeciętną "parkowo - wystawową" różanką a ten naprawdę niezły ogród,  tak jakoś na chybcika zaliczany albo wręcz pomijany przy zwiedzaniu. Może to ten cholerny asfalt rodem z PRL - u  odstręcza od kontemplacji urody rabat.





Park Angielski

Założenia naturalistyczne położone nad wodą niemal zawsze dobrze się prezentują. Niemal, bo niekiedy wskutek braku pielęgnacji ( wycinki drzew, oczyszczania tych wszystkich cieków i i innych zbiorników wodnych, zarastania ścieżek  ) wyglądają jak skwerek  w mieście powiatowym  za późnego Gierka ( pamiętam takie widoki  ). Park angielski w Wilanowie szczęśliwie takowego skwerku nie przypomina, choć widoczne jest że prace renowacyjne nie osiągnęły jeszcze półmetka. Budowle w tej części ogrodu w większości już są "po liftingu", ale  z zielenią jest tak na pół gwizdka. Zresztą nie ma co oczekiwać cudów typu aleje  z gatunków "szlachetnych", grupy starodrzewu czy tam inne pozostałości "po puszczy", bo i tak jest nieźle, zważywszy na hekatombę drzew jaka miała miejsce pod koniec okupacji. Woda rzecz jasna broni się sama i Jezioro Wilanowskie nawet widok kominów elektrociepłowni osładza urodą.



4 komentarze:

  1. Takie miejsca napawają dumą, że jeszcze są, że w ogóle stworzone lub rozplanowane są przez człowieka. Chciałoby się aby człowiek tylko był zdolny do dobrych rzeczy :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. A kto by nie chciał żeby człowiek nie był lepszy niż jest?! Oj łatwiej by się naszemu ludzkiemu stadku na świecie żyło, że o innych stworzeniach to ledwie napomknę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tak. Powiem Ci, że czym więcej widzę ile człowiek ma tej dobrej pasji, ile pięknych rzeczy potrafi wyczarować, jak stworzyć urocze otoczenie z byle czego, to zastanawiam się skąd się bierze tyle zła na świecie i jak to możliwe aby te dwie przeciwności znajdowały miejsce w takiej ludzkiej istocie? Nie mogę tego pojąć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękno nie zawsze powstaje z dobroci, niestety. "Agathos kalos kai" starożytnych Greków to chyba jednak tylko ideał. Orson Welles aprawę ujął tak: "We Włoszech przez trzydzieści lat rządów Borgiów mieli wojnę, terror, mord i rozlew krwi. Zrodzili Michała Anioła, Leonarda da Vinci i renesans. W Szwajcarii mieli braterską miłość, pięćset lat demokracji i pokoju i co zrodzili? Zegar z kukułką."

      Usuń