sobota, 6 sierpnia 2016

Gotyk strzelisty + o katordze turystycznej w Pradze

 Zaczynam od tego  że przepraszam za jakość zdjęć. Moja małpka powoli zaczyna odmawiać  posłuszeństwa, chyba jej żywot dobiega końca. Pretensji mieć nie mogę,  służyła mi wiernie przez sześć lat. W zasadzie to jest już aparat emeryt, należy się cieszyć że matryca jeszcze jakoś tam funkcjonuje. Ta stetryczałość aparatu + moje nędzne opanowanie arkanów sztuki fotograficznej dały taki a nie inny efekt. Ogniskowa, kiepskie umiejętności i jeszcze parę innych rzeczy sprawiły że gotycka katedra św. Wita wręcz fruwa. To się nazywa gotyk wystrzelisty, he, he! Słabo bo słabo ale coś na moich fotach jednak widać, mam nadzieję że i  Wy dopatrzycie się urody gotyckiego budowania. Przepraszam też za straszną rozwlekłość postu i skakanie takie trochę od  Sasa do Lasa, pisanie o rzeczach wiekowych łatwe nie jest. Dobra, dosyć tego kajania się, przystępuję do rzeczy.

Tak naprawdę to jest to archikatedra pod wezwaniem trzech świętych - "Katedrála svatého Víta, Václava a Vojtěcha" jak to nazywają Czesi. Jest dla nich tym czym dla Polaków katedra na Wawelu - świątynią narodową. Na hradczańskim wzgórzu w czasach przedchrześcijańskich prawdopodobnie istniał chram poświęcony Świętowitowi ( nie mylić ze św. Witem ) i to na miejscu tego "wrażego" dla chrześcijaństwa obiektu książę Wacław z dynastii Przemyślidów, późniejszy święty Kościoła Katolickiego, wzniósł w roku 925 pierwszy kościół. Przechowywano w nim ramię św. Wita, cenną relikwię, którą Wacławowi podarował Henryk I Bawarski. Św. Wit był synem senatora rzymskiego, który za swoją wiarę został w następującej kolejności: ugotowany we wrzącym ołowiu, rzucony na pożarcie dzikim zwierzętom i rozciągany na katowni. Tajemnicą wiary zostaje co dostały po tym  gotowaniu w metalu do pożarcia te dzikie bestie i co jeszcze można było rozciągnąć w  katowni oraz jak przy takim potraktowaniu św. Wita ostało się święte ramię. Cud jakowyś?! No średniowiecze nie takie rzeczy widziało, dość okrutna  jak przystało na średniowieczne standardy dynastia Przemyślidów wydała z siebie paru świętych, co też zakrawa na cud. Św. Wacław skończył żywot ubity  przez siepaczy swojego brata Bolesława, zwanego Okrutnym. Jego babka św. Ludmiła została uduszona  chustą z polecenia synowej ( jest świętą od kłopotów z teściami, he, he ). Najprawdopodobniej z czeskim rodem panującym spokrewniony był św. Wojciech ( ze strony matki, Strzeżysławy ). Za swego życia cała ta święta  trójka  nie cieszyła się zbytnią sympatią  Czechów, ale po śmierci ich szczątki jako cenne dewocjonalia były mocno hołubione ( w roku 1039 w katedrze praskiej złożone zostały relikwie św. Wojciecha złupione z Gniezna przez księcia Brzetysława I  ).

W roku 1085 w katedrze na Hradczanach odbyła się pierwsza koronacja królewska - Wratysław II nałożył na głowę koronę. Świątynia nie była już wówczas wczesnoromańską rotundą tylko trójnawową bazyliką, bardziej odpowiadającą roli miejsca spoczynku świętych i królewskich koronacji. Tak sobie trwała w tym kształcie  przez niemal dwa stulecia, dopiero w roku 1344, wraz z otrzymaniem  przez praskie biskupstwo godności arcybiskupstwa, pod niebo wystrzeliła ostrołukowymi sklepieniami gotycka katedra. I to tak w wielkim stylu! Hradczańska archikatedra to ta sama liga co gotyckie katedry w Chartres, Canterbury, Koloni. Budowana przez stulecia z zachowaniem stylu gotyckiego, jako dominującego  (spore jej fragmenty  to tzw. neogotyk, jak spore o tym poniżej ), zaprojektowana przez jednego z najwybitniejszych architektów średniowiecza. No po prostu czuć  że wzniesiona w czasie kiedy Praga była cesarską stolicą. Przyznam że odczuwam pewne kompleksy i zazdrość mnie zżera o to że Czesi mają tak piękną gotycką katedrę królewską, nasza katedra na Wawelu też co prawda piękna ale nie w ten w miarę jednorodny, gotycki sposób ( dlaczego tak  jest napiszę później ).   Świetne  fragmenty w postaci renesansowych kaplic niestety nie są mi w stanie tego faktu przesłonić.  Nie znaczy że  przy katedrze na Hradczanach nie ma  doklejonego budynków w innym stylu, ale dominujący jest jednak ten niebowzniosły gotyk. No cóż, w połowie XIV wieku  rozbudowano katedrę na Wawelu ale dla  Kazimierza Wielkiego istotniejsza wydawała się ( słusznie zresztą ) kwestia zbudowania ufortyfikowanych zamków i wznoszenie murów  miejskich na terenie królestwa niż solidniejsze zajęcie się katedrą wawelską.  No inne priorytety były.  Czechy, a konkretnie Praga przeżywały swój  Złoty Wiek, Karol IV wyżywał się "w mecenacie", a  Kazimierz wznosił mozolnie podwaliny pod potęgę, jaką  w XV i XVI wieku miała stać się Polska. No i Kazimierz nie miał do dyspozycji na czas nieokreślony Parlerów. A tak w ogóle bez wspomnienia o Parlerach nie sposób przekazać dlaczego katedra na Hradczanach jest tym czym jest - jedną z najpiękniejszych  gotyckich katedr.


Ród Parlerów wywodził się ze Schwäbisch Gmünd, miejscowości położonej dzisiaj w Badeni - Wirtembergii. Nazwisko dała im praca, utworzono je bowiem od nazwy zawodu - "parlier" w staroniemieckim oznaczało majstra budowlanego. Co ciekawe nazwiska rodowego nie używali wszyscy "budujący" członkowie rodziny, ale wszyscy posługiwali się tym samym znakiem kamieniarskim. Ród był to potężny, Parlerowie budowali w Pradze, Fryburgu, Bazylei, Strasburgu, Norymberdze, Ulm, Wiedniu i w Mediolanie. Wznosili katedry, kościoły, mosty. Podejrzenia są że przyłożyli rękę do rozbudowy ratusza w Krakowie ( z gotyckości to się jedynie wieża z niego ostała ).  Gotycką katedrę na Hradczanach zawdzięczamy Peterowi Parlerowi, bodaj najwybitniejszemu przedstawicielowi rodu ( jemu też prażanie zawdzięczają Most Karola, wyrosły na miejscu wcześniejszego Mostu Judyty ). Można sobie wyobrazić jak ważną postacią w historii czeskiej architektury był Peter Parler kiedy prześledzi się co  pobudował. Jednak  trzeba oddać sprawiedliwość niejakiemu Mateuszowi z Arras - to on był pierwszym budowniczym katedry, dopiero po jego śmierci w 1352 roku, Peter Parler przejął budowę, którą realizował w dużej mierze wg. planów swojego poprzednika. Szczerze pisząc szwendając  się po katedrze z wysoko zadartą głową i oczami wlepionymi w słynne sieciowe sklepienie, ani Mateuszowi z Arras ani rodowi Parlerów ( po śmierci Petera katedrę rozbudowywali  jego synowie ) nie poświęciłam nawet jednej myśli. Okrutne ale prawdziwe, bezczelnie i ahistorycznie cieszyłam się  urodą pięknego gotyckiego wnętrza, błogosławiąc w duchu tzw. porę obiadową czyli czas w którym zorganizowane grupy turystów porzuciły katedrę na rzecz knedlików czy tam innej pizzzy.



Katedralne wnętrze piękne i ućkane zabytkami nie tylko  gotyckimi, w końcu katedra  to świątynia grzebalna świętych, królów czeskich i cesarzy. Dla miłośnika sztuki baroku  a i miłośnika secesji coś się znajdzie. Ludziska drepczą do srebrzystego mauzoleum świętego Jana Nepomucena, podziwiają  baldachim i  fruwające anioły, metal szlachetny przyciąga tłumy, he, he. Mauzoleum Habsburgów, miejsce gdzie spoczywa  divina favente clementia electus Romanorum Imperator, semper Augustus, Germaniae rex w liczbie sztuk dwóch - znaczy cesarz  Ferdynand I i Cesarz Maksymilian II i żona Ferdynanda, a matka Maksymiliana - Anna Jagiellonka, wnuczka Kazimierza Jagiellończyka  i Elżbiety Rakuszanki ( zasłużonej, piętnaścioro potomstwa powiła, po babuni miała takie zdolności ) - nie jest tak oblegane. Biały marmur nie błyszczy, więc piękne późno renesansowe rzeźby cesarzy nie przyciągają tak uwagi jak rozbuchana forma rokokowego mauzoleum. Ma to tę dobrą stronę że mauzoleum Habsburgów można spokojnie obejrzeć. Równie spokojnie można obejrzeć tzw. witraż Muchy, artysty którego raczej kojarzy się z plakatami z przełomu wieków. Może nie jest to dzieło tej klasy co witraże  Wyspiańskiego czy fryburski witraż Mehoffera ale wielbiciele  stylu mistrza Alfonsa będą zachwyceni.
Mnie oczywiście najbardziej ciągnęło do "prawdziwego gotyku", więc wgapiałam się w słynne Oratorium Królewskie wykonane w czasach Władysława Jagiellończyka i usiłowałam wypatrzeć jeszcze bardziej słynne popiersia umieszczone w triforium, co nie jest łatwą sprawą. Triforium to takie  trójdzielne okno, bardzo  popularne w architekturze romańskiej  i gotyckiej, a nawet  wczesnorenesansowej, jednak w tym wypadku chodzi  o drugie znaczenie tej nazwy. Triforium to jest też  galeryjka biegnąca wewnątrz budynku, ma grubość muru ( nie wystaje jak  antresola, czyli coś co w architekturze gotyckiej określa się jako emporę ). Oczywiście galeryjka jest na wysokościach, dla takiej żaby jak ja  niebotycznych, więc wypatrywanie jest w zasadzie beznadziejne ( rzeźby są tak umieszczone że najlepiej byłoby podziwiać je łażąc po triforium ). Żałuję bardzo że  nie dojrzałam tych popiersi, bo  są   sztandarowym przykładem stylu Parlerów i na swój sposób są unikatowe. To takie o ponad sto pięćdziesiąt  lat wcześniejsze głowy wawelskie. O ile jednak wawelskie łebki z Sali Poselskiej są przedstawieniami pewnych typów, to popiersia z praskiej katedry są portretami konkretnych osób. Można sobie obejrzeć podobizny członków  dynastii Luksemburskiej ale można zobaczyć też budowniczych katedry, choćby Petera Parlera czy Mateusza z Arras. No cóż, nie można mieć wszystkiego. Nie udało się z wgapianiem w triforium ( z wielkim chórem nad prezbiterium też ) to się skupiłam na kaplicy świętego Wacława. Szczęśliwie zaliczeniowi turyści nadal chlali knedliki więc był spokój. No i jak już użyłam określenia zaliczeniowi to sobie ulżę.



Katedra św. Wita niestety padła ofiarą swej urody, turyści oblegają ją masowo i to są najczęściej  tzw. turyści masowi. Nie  piszę tak dlatego że zadzieram  nosa bo jaka to ja  elitarna,  wyrafinowana i w ogóle, piszę  narzekająco  bo stwierdziłam naocznie że ludziska w doopie mają tę urodę, z powodu niby  której zadeptują niemal ten budynek. Gdzie te wgapiania się niespieszne w pinakle, wimpergi, gdzie  podziwiania przejrzystości tak doskonałej konstrukcji, gdzie zachwyt nad innowacyjnym sklepieniem sieciowym?  Nie trzeba wiedzieć że pinakle czy też fiale to wieżyczki zdobiące inne wieżyczki, że wimperga to ten trójkącik nad szczytem ostrołukowego okna  czy portalu, nie trzeba wzroku doskonałego i pamięci słonia żeby zauważyć że sklepienie sieciowe różni się od  prostego sklepienia krzyżowo - żebrowego. Naprawdę nie trzeba! Jedyne co przy zwiedzaniu jest potrzebne  to wysilenie się i zwrócenie uwagi na budynek. Taaa, wysilać się na urlopie na jakieś wpatrywania w  stare budownictwo , kretynka - trzeba kijek do selfie całościowego przygotować i cyknąć się na tle. Też wysiłek! W zwiedzaniu najważniejsze jest jak się ustawić z kijkiem. W kijki zaopatrzeni są niemal wszyscy ( widziałyśmy różne okazy z tymi kijkami, przy co niektórych Mamelon z jawną satysfakcją stwierdzała "My nie mamy kijka" ), głównie wdziącznie przeginające się dziewczęta i napinający się młodzieńcy, ale i wycieczki starszych Chińczyków ( przy wycieczkach kijki jeszcze rozumiem, zdjątka grupowe są cykane pamiątkowo ) i niedoinwestowani w jakiś sposób przedstawiciele mojego pokolenia ( znaczy tacy powyżej czterdziestki ). Nie wiem dlaczego oni się tak z tymi kijkami męczą, przecież  wystarczy ściągnąć fotę z neta, program zainstalować i już mamy siebie w Pradze. Pokolenie selfie to narcystyczni kretyni, zwiedzać cokolwiek w ich towarzystwie to katorga. Wypieprzałabym wszystkich z tymi ich kijkami z tzw. miejsc atrakcyjnych turystycznie. Porąbani fotomodele, na cholerę im katedra jak tylko lustra do szczęścia potrzebują?! Srajfon na kijku niepotrzebny, Srajbook czy Insragram można nakarmić fotoshopem ( bo większość srajbookowców  i insragramowiczów ma głęboko gdzieś gdzie była Estella Mamuella i John McObsryphone,  dyszą głównie chęcią zamieszczania własnych  fotek w celu polepszenia sobie samopoczucia ). Wiem, zionę miłością do świata, ale mało jest tak wkurzających rzeczy jak ciągłe uważanie żeby nie napatoczyć się na jakiś  kijek, w porę uskoczyć przed szukającym cud kadru kijkowcem, nie zostać potraktowanym kijkiem. No i to  uświadomienie sobie że oto  otaczają mnie wieprze, które zajęte  promocją swojej wieprzowatości nie zauważają pereł, za to przeszkadzają innym. Nie lubię tłumu, a tłumu z kijkami to wręcz nienawidzę! Kijek im w ....!




Dobra, dość ulewania tej żółci! Lepiej zająć się  katedrą. Jak zawieje Was kiedyś do Pragi, wleźcie  albo wjedźcie na Hradczany ( da się, linia tramwajowa 22 dla tych których wykończają schody ) w porze mało turystycznej ( znaczy ranki i wieczory ) obejdźcie katedrę dookoła, z każdej strony jest ciekawa ale  najpiękniejsza od strony  południowej. Na fasadzie, tuż nad wejściem, umieszczono  w latach 1370 - 71 mozaikę przedstawiającą scenę Sądu Ostatecznego. Cud , miód - gotycka perełka lśniąca złotą barwą, od tych lśnień ponoć nazwano  to wejście do katedry Złotą Bramą, choć ja tę nazwę wiązałabym raczej z tym że było to wejście królewskie, tzn. podczas koronacji królewskich wchodził przez nie przyszły król a wychodził  monarcha. Mozaika ( tło ) nie została wykonana z malutkich złotych płytek, nic  z tych rzeczy - to szkło rodem z Wenecji, czasem nazywa się  ją  mozaiką wenecką ale  to cudo układali  sprowadzeni z Rawenny mistrzowie (  crème de la crème, śmietanka i w ogóle najwyższa półka, z tradycjami sięgającymi hen we wczesne średniowiecze ). Możemy  pozazdraszczać, w Polsce nie mamy tej klasy  dzieła z tych czasów ( no tak, Kazek Wielki wówczas kipnął a Ludwik Anjou dopiero mościł się na tronie, to nie był zdecydowanie czas na sprowadzanie  mozaikarzy ).  Niestety zdjątka Złotej Bramy Wam nie przedstawię, aparat w tym momencie wziął i odmówił posłuszeństwa ( ale łatwo wyszukacie  je w necie ).  Dobra, Złota Brama pikna ale ja najbardziej  lubię oglądać  budynek katedry od tyłu, czyli od strony wschodniej. W dzień wygląda  pięknie, a w nocy wygląda wręcz zjawiskowo! Ściana południowa - zabytek wiekowy, szaconek i w ogóle, ale tyłeczek katedry to Architektura przez duże A. Gdyby pozbawić budynek wszystkich ozdóbstw, same "gołe" ściany by się obroniły ( choć przyznaję że pinakle są wisienką na torcie ). Zastanawiałam się  skąd to wrażenie lekkości, wzlatania, no fruwający gotyk - ano, stąd  że te przypory z łukami oporowymi są dość duże, tzn. widać że konstrukcja na nich  się trzyma ( mam nieodparte skojarzenia z wyrzutnią rakietową, odrzucaną dopiero w momencie startu ).



No to teraz  wyjaśnionko dlaczego katedra jest cud miód gotycka i jeno jedna wieża jej przykryta barokową czapeczką. Husyci, moi Mili, Husyci! W XV wieku Czesi mieli u siebie takie zawirowania religijne  że budowanie katedry stanęło,  imponderabilia były ważne  a nie rozbudowa  budynków  ku  chwale Bożej. No gotowało się u nich tak, że nawet u nas wykipiało ( twarz Czarnej Madonny  z Częstochowy ma blizny pohusyckie ). Poza pracami podjętymi za czasów  Władysława Jagiellończyka to architektonicznie nic  się właściwie  nie działo. Na swój kolejny "dobry czas" Czechy  musiały poczekać aż  do Rudolfa II. Rudolf owszem rodzinę należycie w katedrze zasarkofagował, ale wyżywał się fundacyjnie  gdzie indziej. Poza tym jego stosunek  do  religii katolickiej ( i nie tylko do katolickiej ) był jak na katolickiego cesarza dziwny i to oględnie pisząc. Potem była wojna  trzydziestoletnia, Biała Góra i dopiero w końcu XIX wieku, wraz z nową polityką Franza Josefa,  który zaczął kumać że państwo może mu się rozpaść jeżeli wzrastający nacjonalizm nie znajdzie ujścia w kształcie federacji narodów pod miłościwie panującym cesarskim berłem, coś tam na Hradczanach drgnęło.  Cesarskie przyzwolenie na  zaspokojenie czeskich  ambicji  zostało wydane.  Prawie wszystkie wielkie katedry gotyckie nie są tak do końca prawdziwie gotyckie. W XIX wieku rozbudowywano je namiętnie w stylu neogotyckim ( w końcu liczba  ludności wzrosła wielokrotnie od czasów późnego średniowiecza więc  istniała  potrzeba rozbudowy , wiele katedralnych budów przerwano ze względu na tzw. okoliczności a w ostatnich  trzydziestu  XIX wieku  wraz z postępem technologicznym i jako taką spokojną sytuacją polityczną w Europie pojawiła  się możliwość dokończenia ich  wg. pierwotnych planów, lub planów wzorowanych na starych, gotyckich  ). Szczęśliwie  się złożyło że około połowy XIX wieku zaczęto się interesować szerzej gotyckimi formami ( bardzo wczesny neogotyk to raczej trafiał w tzw. wysublimowane  gusta  arystokracji, dopiero potem został porządnie oswojony, przetrawiony i zaakceptowany ).  Właściwa  katedra gotycka  na hradczańskim wzgórzu przed rokiem 1872 była znacznie mniejsza  niż budynek, który oglądamy obecnie. Jednak świetne  opanowanie stylów historycznych przez architektów XIX - wiecznych sprawiło że wydaje się nam że  katedra w takim kształcie stała tam od czasów Karola IV. Owszem secesyjne grzybki, i tam  zdziwnie podejrzane gotyckie elementy ozdóbstw ujęte w zbyt nowoczesną  jak na czasy średniowiecza formę, jakiś zaplątany facet w garniturze zamiast w zbroi, ale żeby tak  wszytko po całości,  b u  d y n e k?!  A jednak to prawda -   zachodnia strona na zdjątkach poniżej jest XIX - wieczna.  Jak dla mnie to ta rozbudowa  katedry jakoś jej urody  nie zniszczyła, uczyniła ją za to monumentalną.
Ten wpis nie wyczerpuje całej historii tej budowli, historii zebranych w tym miejscu skarbów kultury, nic  z tych rzeczy. To jest wpis zanęcający - do Pragi niedaleko, "kijkowcy" jadają obiady i inne posiłki, podróżuje się nie tylko latem, w wakacje czyli wtedy kiedy wysyp "kijkowców" uniemożliwa normalne zwiedzanie, zobaczyć  duże miasto z kościołami, pałacami, kamienicami  które nie widziały bomb zawsze warto. Katedrę mimo tego że oblegana i zadeptywana przez "kijkowców" polecam Waszym oczom. Dobrze jest podreptać i przebiegając wzrokiem wzdłuż strzelistych form popatrzeć nieco wyżej, tak trochę ponad nasze codzienne zwykle  bytowanie. Może niekoniecznie zaraz metafizycznie, ale tak zwyczajnie oderwać się od życia naszego codziennego przyziemnego.  Gotyk strzelisty dobrą rakietą nośną!



P.S. Nie na tematy gotycko - turystyczne ale bardzo ważne: do zakotowanych - potrzebny dom dla kotów  Szukamy Człowieka Wielkiego Czynu! Pamiętajcie że z kocim FeLV+ jest jak z każdą "nową" chorobą wirusową czy bakteryjną, z czasem przebieg choroby nie jest tak dramatyczny , jak to przy jej "debiucie" było. Kiedyś dla kota ten wirus był to wyrok śmierci w ciągu paru miesięcy, dziś przy normalnym traktowaniu zwierzaczka to jest w sumie zwykłe kocie życie ( wielu ludzi nawet nie wie że ich koty są nosicielami tego wirusa ). Tym niemniej kotki będą wymagały większego doglądania, nie pieniąchów ( bo to się da załatwić ), tylko po prostu serducha dla nich.

11 komentarzy:

  1. Imponująca budowla i wewnątrz widać wiele ciekawostek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto zobaczyć, naprawdę. Dobrze trochę wcześniej poczytać albo jakiś dobry przewodnik w Polsce dostać, zwiedzanie ciekawsze a nie ekspresowo - azjatyckie.

      Usuń
  2. Cudna budowla i piękny post. Zawsze chylę głowę przed Twą rzetelną wiedzą historyczną, którą w dodatku podajesz w przyjemnej formie!
    Pierwszy raz z turystą masowym zetknęłam się ze dwie dekady temu na zad w katedrze w Kolonii. Nauczona zwiedzania kościołów (również innych wyznań) z nabożną czcią i w ciszy, szok przeżyłam (tzn. cud, że w ogóle przeżyłam z moim mikrym wzrostem i nie zostałam zadeptana przez tłumy!), gdy weszłam w rejwach niczym na dworcu, w ciżbę Amerykanów żujących gumę i drących się jak potępieńcy, głośno "szczekających" Japończyków z ogłuszającą kanonadą fleszy Kodaków i brodząc po kostki w śmieciach (opakowania po hamburgerach, chipsach, napojach etc. jak w sali kinowej po projekcji dla szkół podstawowych). A przy jednym z bocznych ołtarzy odprawiana była w tych warunkach msza... i pierwsze skojarzenie - przed oczami stanął mi jak żywy obrazek z mojej ilustrowanej Biblii dla dzieci, Jezus wyrzucający kupców ze Świątyni.
    P.S.
    Jako pańcia wielokotna zajrzyj do mnie proszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hym...tego... nie nazwałabym tej mojej wiedzy rzetelną, ona taka trochę "połepkowa", bo ja to się głównie plotkami starymi lubię zajmować. Turystyka masowa jak prawie wszystko co masowe działa na mnie przygnębiająco. Pewnie to że jestem w miarę stara, czas nie stoi w miejscu i normy zachowań ludzkich się zmieniają, ma wielki wpływ na tę antymasowość przeze mnie odczuwaną. Raczej wiek niż jakieś elitarne ciągoty( uważam że wszystko jest dla ludzi, tylko wkurza mnie ich powszechna bezrefleksyjność, tępy konsumpcjonizm i przekonanie o byciu koroną stworzenia - takie tam typowe narzekania przeciętnego członka ludzkiego stada przekonanego że jest inny sobie uskuteczniam, he, he ). Jeżeli Dobry Rabbi widzi to co dzisiaj uchodzi za Jego kościoły ( szeroko rozumiane ) to nie wiem czy nie żałuje że nie skończyło się tylko na założeniu kółka rybackiego z św. Piotrem i innymi kolegami.;-) Pewnie nie bo On ciągle wierzy w człowieka przez duże C, w przeciwieństwie do tzw. luda boszszego, któremu duże C myli się z małym ( a literka B jest w alfabecie nie wiadomo po co ). Cóż, weszliśmy w taki czas że obrzędowość wypierająca treść kultu stopniowo przechodzi w zobojętniałą postawę wobec instytucjonalnego sacrum. Mundrze strasznie, he, he. Za jakiś czas będziemy już tylko chodzić po "jeszcze wczoraj" naszych kościołach jak ten Herbert po greckich świątyniach, więc wszystkie te zachowania dziwiące nas dzisiaj w czynnych sakralnie budynkach kościelnych "już jutro" tak nas dziwić nie będą. Choć bezczelnie przyznaję że mnie tam miejsce kultu przedchrześcijańskiego nadal napawa napawa lekko zbożnym lękiem ( jakieś takie wewnętrzne przekonanie mam że Absolut może mieć ale do różnych ludzkich duchowych aberracji, ale szaconek to trzeba Mu okazywać! ). Z kotowskimi potrójnymi będę działać, na łono wziąć nie mogę ( bandycka piątka ) ale wesprzeć zawsze ( nie muszę w kółko kupować roślin ).

      Usuń
    2. A wiesz co jest w tym wszystkim pocieszające (przynajmniej dla mnie), "już jutro" nas nie będzie i nie będę zmuszona patrzeć na rzeczy, które mi się w rozumie pomieścić nie chcą :) I to dobrze, że On w nas wierzy, to może zechce nam kiedyś różne sprawy wytłumaczyć :)
      Piękne słowa przeczytałam w wywiadzie rzece z o. Leonem Knabitem. Kiedy ojciec Leon czegoś nie pojmuje to mówi sobie tak:
      "Leon, nie zastanawiaj się nad tym, bo i tak nie zrozumiesz. Umrzesz, to się dowiesz."
      Tabasiu, ja wiedziałam, że jako pańcia wielokotna obojętną nie pozostaniesz :)
      Problem jest mianowicie taki, że wszyscy zwierzolubni blogoczytacze są zakoceni. I znajdź tu teraz niezakoconego, co weźmie do się w półhurcie koty z wirusem. Ale jak pisał Pratchett, jeśli prawdopodobieństwo zdarzenia wynosi mniej niż 1/1000000, to na mur się wydarzy :))) I tego się trzymajmy!

      Usuń
    3. Nie byłabym taka happy, zazwyczaj to niechciane jutro następuje szybko a to wymarzone jakoś przesuwa się w czasie. :-/ Tak że na paskudne jutro człowiek zazwyczaj się załapie. Co do życia duchowego, to nawet ateiści je mają - szkoda mi że nie przekłada się ono bardziej na real. Ale może tak zawsze było, płytko i obrzędowo w realu, lepiej pytań wielkich sobie nie zadawać bo to qrczę strach o odpowiedziach myśleć. Zresztą mam wrażenie że całkiem sporo ludzi to takie myślenie uwiera, zresztą nie tylko takie, he, he. Po tych moich praskich podróżach to tak mi stoi przed oczami zdanko przeczytane u Agathy Christie - "Młodzi w i e r z ą że starzy są głupi, starzy w i e d z ą że to młodzi są głupi". Nie wiem czy dosłownie zacytowałam, ale sens jest taki. Robi się ze mnie strasznie wredna starsza pani, chyba powinnam na jakiś kurs życzliwości dla świata się zapisać.
      Co do kociambrów - to jest problem z tym zakoceniem zakotowanych. Najlepszy dla małych byłby dom tylko dla nich, taki świeży ( sorry, psy i dzieci jako tzw. drugi sort nie liczę, he, he - tak z punktu widzenia kotów ten drugi sort mi wyszedł ). Też wierzę że się ułoży, po prostu czas zrobi swoje i małe zaczną dzięki świetnej Gosinej opiece zwalczać świństwo. Myślę nawet że Rózia ma spore szanse na długie i dobre życie, zwłaszcza jak będzie kotem domowym całodobowo.

      Usuń
  3. TabaAzo Droga,
    dziękuję za Twoje niezastąpione przewodnictwo słowne. Mam nadzieję, że nie będzie to kryptoreklama, raczej "marketing bezpośredni" ;) , pozwalam sobie linczek do mojego sprawozdania (nie tak barwnego) zapodać - http://ogroddanieli.blogspot.com/2014/12/praga-katedra-sw-wita-wacawa-i-wojciecha.html
    Pozdrówka serdeczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz udzieloną koncesję na stałe działania marketingowe.:-) Kiedyś chciałam zrobić to podlinkowanie czytanych przeze blogów, wynalazłam znajome, potem z dużym trudem porządkowałam tę całą szatę graficzną z tymi blogami, a potem zapomniałam kliknąć żeby się zapisało. Wiesz jakie ze mnie informatyczne zero, linkuj zatem na na całego!

      Usuń
  4. Katedra robi niesamowite wrażenie, a Twój wyczerpujący post sprawia,
    że oprócz zdjęć - można przy okazji zaliczyć wspaniałą lekcję historii.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak sobie przeczytałam ten post tak po czasie to myślę że on może wyczerpać czytającego. Dygresja dygresję pogania, mistrzynią stylu to ja nie jestem i nie jestem też pewna po tych praskich doświadczeniach czy znów tak wielu ludziom historia jeszcze potrzebna ( jak już nie potrzebna to czas się zacząć pakować i na Marsa ). Może jednak ktoś z czytelników po tej okrutnie dygresyjnej lekturze spojrzy na katedrę tak trochę bardziej wnikliwie, nie tylko jak na piękny budynek, ale jak na świadectwo życia ludzi którzy byli przed nami.

      Usuń
  5. Parlerowe popiersia z triforium można zobaczyć - no, cóż, jedynie XIX-wieczne kopie, ale dobre i to... - w praskim Lapidarium Galerii Narodowej na terenie Výstaviště w Holešovicach. Nie z ciepłego kamienia, niestety, bez polichromii, ale dają jakieś wyobrażenie o kunszcie rzeźbiarzy ze strzechy Parlerów, czternastowiecznych naturalistów. Polecam i pozdrawiam!
    Lapidarium czyli kamienna cisza

    OdpowiedzUsuń