czwartek, 25 sierpnia 2016

Schyłek lata na Suchej - Żwirowej

Jakby Meg z Agatkiem  do spółki tego lata  nie zaklinały to lato definitywnie wkroczyło w fazę schyłkową. Ha, "Mimozami jesień się zaczyna" jak pisał wieszcz Julian, a pan Czesiu śpiewał to pisanie - cholerna nawłoć kwitnie! Oprócz nawłoci kwitną sedumki i  pierwsze marcinki, no i zaczynają kłosić się trawska, nie ma zmiłuj wrzesień u proga. A wrzesień to już nie lato. W "gogródku" praca wre, usiłuję ogarnąć to  co jest nie do ogarnięcia. Co prawda  bliżej mi do Sancho Pansy niż do Don Quijote de la Mancha, ale jak są wiatraki to jakoś nie mogę usiedzieć na tyłku. Oczywiście moje ogarnięcie Alcatrazu i przyległości będzie  wyrywkowe, niepełne i obiektywnie niezadowalniające, ale co tam. Kopia w dłoń, Rosynant ( Pan Andrzejek ) spięty i atakujemy potwora. Działanie się liczy, walka, Panie tego, tyrka jak na roli i opowieści rycerskie do wtóru mruczących kotów ( moje stado  Dulcynej z Toboso, co jedna  to piękniejsza ). Hym,  à propos kotów - leczę potwory z uczuleń, problemów po polowaniach na miejskie gołębie i skutków przyjaźni z jeżami ( pchły ), ciężko mi idzie. Maść jest zlizywana w przemyślny sposób, przed zakraplaniem oczu najlepiej się schować, aplikacja kropelek antypchłowo - antykleszczowych w przypadku Lalka skończyła się kwikiem "Pazury mi obgryzają i szpilką kłują w ogon!". Brzmiało oczywiście fortissimo! Zapodanie czegokolwiek łączy się z  wyrywaniem z pańcinych objęć,  muszę polować na stado żeby stosować medykamenta. Codzienne polowania doprowadziły do udoskonalenia technik łowieckich łowczyni i technik ucieczkowych odławianych. Boszsz... jakie pułapki wymyślam, jak okienko szybko zamykam i szlafrokiem już rzucam jak lassem! Jakie sprytne wymyki stosuje  Felicjan, jak gryzie, a Sztaflik jak potrafi się zaszyć, nie do znalezienia kociczka. Sezon łowiecki u mnie w pełni,  chyba powinnam dogłębniej przemyśleć sprawę trofeów  ( jeżeli  Felicjan jeszcze raz mnie pogryzie albo się inaczej wyzłośliwi  to jego paskudny uczulony łeb ozdobi ścianę nad  łóżkiem, a ja codziennie bez  przeszkód będę smarowała ten obrzydliwy nochal czym będę chciała - tak sobie czasem pozwalam marzyć jak jestem przez tę bestię upokarzana ).







Polowania odbywają się najczęściej na  przyszłej  Suchej  - Żwirowej, chowanie się przede mną w Alcatrazie nie jest uprawiane ( a to byłoby naprawdę skuteczne działanie ), co skłania mnie do podejrzeń że koty jakieś  gry ze mną prowadzą. Nie wiem , może mnie  testują przed konkursem na Pańcię Roku, he, he. Obawiam się że utraciłam szansę na zakwalifikowanie się do kwalifikacji na kwalifikację - włożyłam Felicjana do rękawa szlafroka ( coś jak  kaftan bezpieczeństwa ) i leżał tak z maścią na nosie, przytrzymywany ręką żeby się nie stoczył z wyra. Rano zobaczyłam że na miejscu które poprzedniego dnia "opracowywałam", przy świeżo posadzonych irysach,  narżnięta jest duża, niezagrzebana kupa ( a normalnie to Felicjan okupuje kasztanowiec przy kompostowniku i kulturalnie po kociemu po sobie sprząta ). Stał kociszon na daszku szopki i wyzywająco się gapił. Wiem że to jego sprawka, choć "z dymiącą spluwą" go nie złapałam. Sprzątnęłam, pogroziłam i pocieszająco pomyślałam o tym łbie nad  łóżkiem.
Na przyszłej  Suchej - Żwirowej odbyło się w poniedziałek  pierwsze jesienne przycinanie lawend, cięłam po nowemu - na pieczarkę  i w kulę. Nie ruszyłam tylko lawandyny 'Grappenhall', przycięłam ją późną  wiosną i roślina dopiero teraz rozpoczęła kwitnienie. Trochę szkoda mi było kwiatów, poczekam jeszcze i przytnę po połowie września.  Muszę  za to szybciutko zrobić coś z sedumkami rosnącymi przy "józefku" vel hyzopku. Hyzopek osiągnął właśnie status rabatowego monstrum i trzeba ewakuować sąsiedztwo z zasięgu hyzopkowego rażenia. Niby mogłabym przyciąć  hyzopka ale on jest urodny  jako taki duży roślin, no widać że hyzopek jest szczęśliwy na tym stanowisku!  Serce boli ciąć szczęśliwca, niech więc epatuje tym szczęściem po całej rabacie - może co wybredniejsze rośliny typu Morina longifolia to ruszy ( przez osmozę, he, he  ). Sedumki wylądują na przodzie rabaty, to średniaki  więc jakoś się wkomponują. Szczęście  hyzopka skłoniło mnie do posadzenia jeszcze jednego egzemplarza tej rośliny  na przyszłej Suchej - Żwirowej, tym razem jest to hyzopek o różowych kwiatach ( niebieskości na tej rabacie już niemal aż nadto ). W ogóle w tym roku posadziłam na przyszłej Suchej - Żwirowej sporo  roślin o różowych kwiatach.






Przede wszystkim jeżówki. Ciągle  mi ich mało, w dodatku mam tzw. ekskluzywne chciejstwo - Echinacea pallida  'Hula Dancer'. Wysoka, może nienachalnie urodna ( dla mnie śliczna, Sławek się wzdrygnął jak ujrzał na moitorze, Mamelon rozumie moje zauroczenie ) ale będzie pasić do traw ( niebieskie palczatki  i takiegoż  koloru prosa ). Niestety najbliższa  "detaliczna" jeżówka tej odmiany  uprawiana jest w Olsztynie ( znaczy tak mi wyszło z wyklikania ).  No nie ma lekko. Podobają mi się też inne różowości - rzuciło mną w krwawnice.  Niby powinny rosnąć  na wilgotnym ale  bez przesadyzmu, na  bardziej mokrej glebie mogłyby zacząć szaleć, to ekspansywna bylina. Tył  mojej suchej rabaty miejscami nie jest aż tak bardzo piaskowo "leciutki", są miejsca na których udają się  głowaczki olbrzymie a werbeny patagońskie odmówiły współpracy. Może to nie będzie tak sucho i żwirowo ale co tam, grunt  żeby rosło w zgodzie z gruntem czyli tak naprawdę to ogrodem a nie książkowymi założeniami na temat "Piaseczek, Żwir i roślinki które w nich uprawiamy". Przeca nie będę ziemi wymieniać na parudziesięciu metrach kwadratowych żeby było w zgodzie z książkowymi  mundrościami na temat "suchych"  rabat. Przyjęłam do wiadomości że kiedyś rosła tam  pokrzywa w ilości  masowej a jakości pierwszej i tak do końca moja Sucha -  Żwirowa nie będzie taka sucha. Krwawnicom w tym przekropnym sezonie tak spodobało się na tyle suchej rabaty że solidnie wybujały. Do towarzystwa dosadziłam im hortensje wiechowate, przesadzone z Alcatrazu i niech to sobie jakoś tam rośnie. Trochę  wygląda zaskakująco, macierzanka "w odmianach" na przodzie, w planach lnica "wulgarna" na przedpolu a z tyłu hortensje i krwawnice, ale taki właśnie mam ogród!  Moje najnowsze krwawnicowe zdobycze to 'Blusch' i 'Pink Blusch', w jasne różyki mną rzuciło. Na bardziej suchym rosną perowskie, różowa bledzizna jakoś lepiej grała do tych szaro - niebieskich odcieni. Moje pierwsze krwawnice to raczej takie nasycone róże, na szczęście niewpadające w czerwień ( taka jest na zdjątku ). Jedno tylko muszę wytępić - wściekłą żółć kwiatów nawłoci która jak  feniks z popiołów wyrasta mi wśród drzew podwórka ( mea culpa - za rzadko wchodzę do tej części podwórkowego ogrodu i związku z tym nie tępię żółtej zołzy jak powinnam ).





2 komentarze:

  1. Ha.Ja też dzisiaj urządzałam polowanie na koty i zadawanie pchlej trutki . Jeszcze 3 mi zostały . Pewnie poszły pomiziać się z jeżami.Swietnie poradziłaś sobie z suchą żwirową. Może coś odgapię do mojej suchej piaskowej.Szałwia w rozchodnikiem pięknie się skomponowała. Astry kwitną . Ech,zaklinanie nic nie da.W sklepach pełno cebul. Trzeba się szykować do wiosny :-). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rano się odmeldowały, Sztaflik nadal słabuje - znaczy je tylko surowe mięso, Felicjan nawet jakby zmilał - pozwolił drapać się po głowie ale cały czas czujny, wiadomo maść jest zawsze pod ręką. Te zdrowsze egzemplarze uczestniczą w sąsiadkowym wietrzeniu poduch ( Małgosia rozkłada pościel na suszarce w ogrodzie a one usiłują się na tej pościeli znaleźć ). Długo pewnie w ogrodzie nie posiedzą, po domu roznosi się upojny zapach miąska gotowanego z włoszczyzną.
      Bardzo lubię szałwie lekarskie, to jedna z pierwszych roślin jaką uprawiałam na etapie "dzieciństwa ogrodniczego". Obliczyłam szybciutko że najstarszy egzemplarz ( którego nie dałam rady wykopać z Alcatrazu na nowe miejsce ) ma ...tadam, tadam -20 ( słownie dwadzieścia )lat!
      Cebule pierwsze już nabyłam - cholerna "Pierdonka" skusiła!

      Usuń